Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W KTÓRYM SZTUKA BRYTYJSKA ZACZYNA OPOWIADAĆ KOMEDYĘ ŻYCIA
ILLUSTRATOROWIE SATYRYCY
Pierwsze lata wieku osiemnastego wydały Hogartha, wielkiego odtwórcę życia ludu miejskiego; późniejsze lata tego wieku miały wydać Rowlandsona, który malował życie ludu w mieście i po wsiach — artystę wielkiego talentu, pokrewnego akwarelistom współczesnym.
ROWLANDSON
1756—1827
Tomasz Rowlandson urodził się w Old Jewry w lipcu 1756. Pochodził z dobrej rodziny średniej klasy. Ojciec jego był bardzo zamożnym kupcem, a człowiekiem równie lekkomyślnym i rozrzutnym, jak i jego syn, artysta. Nic dziwnego więc, że w miarę, jak młody człowiek dorastał, malała i nikła zupełnie nadzieja, żeby kiedykolwiek coś po ojcu odziedziczył, albo mógł liczyć na jego pomoc za życia. Na szczęście, młodzieniec był ulubieńcem swej stryjanki, Francuzki, żony Tomasza Rowlandsona, i jej zawdzięczał to, że nie zaznał biedy, gdy dorósł do lat męskich. Rowlandson okazywał wcześnie skłonności artystyczne i rysował, zanim się jeszcze nauczył pisać. W szkole cały czas robił karykatury profesorów i kolegów. Był to talent dojrzały już w tym czasie, kiedy zwyczajni adepci sztuki zaczynają dopiero terminować u mistrzów. Prosto ze szkoły zapisał się na ucznia do Akademii Królewskiej i dał się prędko poznać z psich żartów i figlów studenckich. On i przyjaciel jego, Jan Bannister, byli prowodyrami wszelkich wybryków, urządzanych w szkole ku udręczeniu wszystkich profesorów, zacząwszy od Ryszarda Wilsona, a skończywszy na starym Moserze. Rowlandson wyrósł na mężczyznę słusznego i silnego, jak dąb.
W szesnastym roku życia wyjechał na dwa lata do Paryża. Używał tu przyjemności miejskich z równie wielkim zapałem, jak się gorąco oddawał swoim studyom, ucząc się prócz tego pó francusku. Językiem tym mówił, jak rodowity Francuz. Gdy wrócił, był elegantem pierwszej wody. Rok był w domu, ale po roku wyjechał znowu do Paryża, mając lat dziewiętnaście, i pracował znowu uczciwie i z zapałem. Poznał na wylot życie paryskie od dworu królewskiego aż do szynku. Obchodziły go wszystkie sfery towarzyskie, a w każdej obracał się z równą łatwością i ze wszystkich czerpał tematy do swoich satyrycznych rysunków, tętniących życiem, schwytanem na gorącym uczynku. Od początku miał pociąg do burleski, starał się nad tem panować i brał się najpoważniej w świecie do portretu; powrócił jednak do satyry, która mu zjednywała względy u szerokiej publiczności. Przyjaciele jego, Gillray, Henryk Wigstead i Henryk Bunbury, bywalcy i ludzie wielkiego świata, zawsze zachęcali Rowlandsona, żeby stale szedł w kierunku swych wrodzonych zdolności.
W r. 1775, mając lat dziewiętnaście, posłał Rowlandson do Akademii swój rysunek, przedstawiający Dalilę, odwiedzającą Samsona w więzieniu. W rok czy dwa lata potem osiedlił się przy ulicy Wardour jako portrecista i odtąd wystawiał w Akademii portrety i krajobrazy. Stworzył subtelny, sobie właściwy typ szkicu portretowego, który prędko znalazł naśladowców i zasłużył na podziw Reynoldsa, Lawrence’a i Westa. W r. 1784 majątek i sława zaczęły mu się uśmiechać. Zaprzestał już wszelkich prób z zakresu „poważnej” sztuki i swobodnie zaczął przedstawiać komedyę życia w owych subtelnych rysunkach, barwionych lekko akwarelą, które się tak bardzo nadawały do sztychów, kolorowanych później ręcznie wedle oryginałów. Znany jest głównie z tych rysunków; upamiętnił w nich świetnie życie swojej epoki.
Po śmierci swej ciotki, Francuzki, otrzymał 7000 f. s. i znaczną posiadłość ziemską. Odtąd błyszczał wśród najweselszych towarzystw świata modnego. Genialny olbrzym był niebawem stałym gościem wszystkich szulerni londyńskich ; raz wygrywał grubo, raz znowu zgrywał się do ostatniego szeląga, ale jedno i drugie robił bardzo wykwintnie i z wdziękiem, który maskować umie wszelkie wzruszenia. Wkrótce narobił długów na kilka tysięcy f. s. Na szczęście, otrzymał inny wielki spadek, który przepuścił w taki sam sposób. Grywał często w kości przez całą noc i następny dzień, a raz grał bez przerwy przez trzydzieści sześć godzin. I rzecz nieprawdopodobna, a jednak prawdziwa: namiętność do gry nie miała żadnego wpływu na jego charakter: był skrupulatny i uczciwy we wszelkich interesach, unikał długów, a w chwili, gdy stracił wszystko, wracał do pracowni i z całym spokojem siadał do pracy. Rysował zwykle trzcinowem piórem lub ołówkami. Było coś z olbrzyma w tym człowieku, który się ołówkiem i piórkiem umiał posługiwać tak subtelnie. Wiemy, z jakiem przerażeniem patrzyły na niego żony oberżystów francuskich, gdy się w drzwiach gospody ukazał; bały się, że apetytu tego człowieka nie zaspokoi najobficiej zaopatrzona spiżarnia; widziały w nim wcielonego Johna Bulla. Rowlandson w sztuce swej odtworzył życie sfer wyższych i zupełnie nizkich — życie salonów, pałaców, życie wsi, miasta i szynku. I to ciekawe, że najsubtelniej obserwował i najlepiej rysował wtedy, gdy szło o oddanie nędzarzy i obszarpańców, włóczących się po brudnych zaułkach Londynu. Miał subtelniejszy słuch, niż Reynolds, który był głuchy na życie rzeczywiste, jak i na wiele innych rzeczy; Rowlandson słyszał twardą pieśń nędzy, która płynie ponad rynsztoki wielkich przedmieść. Przypomniał sztuce angielskiej sumienne śledcze prace Hogartha; brzmi w jego rysunkach chrapliwy, groźny pomruk tłumów, którego echa potężne doszły za Atlantyk i wrzaskiem piekielnym wybuchnąć miały w dzień przeznaczenia Francyi. Jego działalność artystyczna, obfita i wielostronna, obejmowała też illustracye książek. Jest pewna ironia życia w zdarzeniu najbardziej może dramatycznem z całej działalności artystycznej Rowlandsona. W więzieniu za długi gnił niejaki William Combę i pisał w tym ponurym, strasznym przybytku literatury owo sławne, wierszowane głupstwo p. t. Dr. Syntaks poszukuje motywów malowniczych, a Rowlandson robił miesiąc za miesiącem illustracye do tego poematu, jakkolwiek nie znał i na oczy nie widział jego autora.
W r. 1800 ożenił się Rowlandson z Miss Street z Camberwellu. Po długiej chorobie umarł w r. 1827 w Londynie, nie zostawiwszy potomka. Brak miejsca nie pozwala nam mówić o jego sławnych przyjaciołach i kolegach. Największy z nich, Gillray (1757 do 1815), doszedł do sławy jako pierwszy karykaturzysta współczesny, opracowujący zaściankową dziedzinę polityki miejscowej, a trzymający się zdała od szerokiego pola karykatury społecznej. Jakób Gillray, młodszy o rok od Rowlandsona, nie miał już takiego talentu malarskiego; dawał jednak gryzące, ostre satyry w swych rysunkach, które wywarły doniosły wpływ na pokolenia następne. Utarło się było między krytykami przekonanie, że akwarela nadaje się wyłącznie do pejzażu; Rowlandson zbił ten komunał, pozbawiony sensu. Nic podobnie niedorzecznego nie przychodziło nigdy na myśl Japończykom ani Holendrom.