Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
KTÓRY DOWODZI, ŻE PILNY UCZEŃ MOŻE WYJŚĆ NA CZŁOWIEKA, CHOĆBY GO MAJSTER ZA DRZWI WYRZUCIŁ — A MAJSTER MOŻE SKOŃCZYĆ W KOSZU NA PAPIERY
REYNOLDS
1723—1792
Reynolds był siódmem z rzędu dzieckiem, a urodził się w czepku. Miał dużo spokoju i zdrowego rozsądku, to też, ilekroć przelatywała koło niego bogini Fortuna, umiał zawsze uchwycić brzeg jej szaty — był urodzonym dyplomatą; niby zręczny mąż stanu, rozszerzał Wpływ i podnosił znaczenie własne, oraz wpływ i znaczenie sztuki angielskiej, którą kochał i której służył wiernie. Reynolds urodził się 16 lipca 1723 i mimo, że mu na chrzcie nadano imię Joshua, został wciągnięty do metryk jako Józef. Joshua Reynolds pochodził z hrabstwa Devon, kolebki ówczesnych bohaterów morza — wielu z nich zobaczymy na portretach Reynoldsa. Światło dzienne ujrzał w Plympton; wzrastał w miłej atmosferze zasobnej plebanii; wcześnie poznał się z pulpitem i linią, bo ojciec jego, Samuel Reynolds, był proboszczem i dyrektorem łacińskiej szkoły w Plympton, dokąd przyjechał z Oksfordu, ukończywszy studya uniwersyteckie w Kollegium Balliola. Młody proboszcz ożenił się z ładną, lecz ubogą Teofilą Potter, to też drogo zapłacił za idyllę młodości: musiał cudze dzieci uczyć łaciny i wpajać w nie początki kultury humanistycznej. Matka Reynoldsa, Teofila, którą zakochany mąż nazywał Offy — a babka uroczej małej Offy, którą tak często Joshua przedstawiał na pierwszych swoich płótnach — była szlachcianką i wychowywała się również na plebanii. Joshua urodził się w domu szlacheckim i wzrastał w tradycyach kulturalnych starej rodziny pastorskiej. Dziadek jego był pastorem, a matka jego i babka były córkami duchownych; obaj stryjowie poświęcili się również teologii. Pastor i dyrektor Samuel był dobrym ojcem i mężem. Ale jest pewna gałąź w drzewie genealogicznem tej rodziny, której nie można pominąć milczeniem, jeśli nie mamy stracić z oczu kilku pączków w rozkwitłym bukiecie dojrzałych dzieł Reynoldsa: babka jego po mieczu pochodziła z Holandyi.
W jego sztuce przebija się geniusz holenderski, mimo, że on sam w późniejszych latach lubił się stroić w elegancki, choć znoszony płaszcz włoskiego kroju. Być może, że ta kropla krwi holenderskiej rozbudziła w nim brytyjskie poczucie barwy, dała mu świetny koloryt, śmiałą technikę i niezrównany talent do portretu. Prawda, że w najbliższych latach zacznie Reynolds wygłaszać piękne przemowy o sztuce; złośliwi będą sobie szeptali na ucho, że ich piękna forma stylowa jest zasługą starego dr. Johnsona, i w rozprawach tych będzie Reynolds poniżał dorobek artystyczny Holendrów, a chwalić będzie Włochów. Ale Joshua był to chytry mąż i nie omijał krętych dróg; przedewszystkiem był dyplomatą — był „ustępliwy i słodki”. Moda nakazywała wielbić Rafaela jako księcia sztuki; zatem Joshua go wielbił. Nie znał prawd anarchistycznych, nie chciał podkopywać fundamentów świątyni, — był jednak zbyt uczciwy na to, żeby się w zupełności poddać władztwu mody; prostował się chwilami, i wtedy usta jego głosiły chwałę Michała Anioła — obwoływały to imię potężne, jak głos trąby, wobec którego milkną błazeńskie, za innymi powtarzane krzyki Rafaela. Reynolds zaczął szerzyć kult Michała Anioła. Jednak i to nie było jego całkowitą prawdą. Był ogromnie taktowny, dzięki czemu wszedł w wyborowe towarzystwa współczesnych arystokratów ducha, — dzięki temu przechadzał się po Hampton Court z królem Jerzym III, kryjąc swoją niechęć do niego, należał bowiem do stronnictwa Wigów; dzięki temu i król go szanował, mimo, że go nie lubił w głębi duszy; w gruncie rzeczy wszystko to było z góry obmyślaną komedyą. Brał od Holendrów wszystko, co mógł bezpiecznie od nich wziąć, nie chcąc się otwarcie przyznać do plagiatu. — Joshua miał swoje na siedem pieczęci zamknięte „sekrety i tajemnice“ i miał je wyłącznie dla siebie — był zbyt chytry na to, żeby je spisywać lub drukować. A jednak raz miał chwilę szczerości: zapomniał się i wyznał, że „najlepsze portrety w świecie malował Velazquez”! I to mówił Joshua, ten, który tak gładko i potoczyście uwielbiał wielką manierę, ale sam niezbyt wiele miejsca w swojej sztuce poświęcał bałwochwalczej czci dla ideału sztuki włoskiej, a zato malował portrety i był w nich bardzo, a nawet zupełnie Holendrem! Nie szukał i nie dawał w nich niczego więcej, jak tylko urok macierzyństwa i wieku dziecięcego.
Nieprzyjaciele nazywali go chytrym; istotnie, miał swój sprycik. Nadawano mu i mniej pochlebne, choć mniej stosowne przydomki. Sprytny był w każdym razie, choćby dlatego, że umiał, jak ostrożny dyplomata, milczeć, gdzie potrzeba, i nikomu nie zdradził, gdzie biją źródła jego natchnień. Wprowadziłeś, Joshuo, oczytanych krytyków w błąd tak, jakeś niejednego z uczniów swoich w błąd wprowadził! Ale nie można zwieść tych, którzy rozumieją istotę sztuki. Joshua zapomniał o tem. Istotnie, można z góry i po prostu powiedzieć, że prawie wszystko, co było sztuczne, słabe i fałszywe w jego technice i sposobie widzenia, to wszystko pochodziło z Włoch, któremi się Reynolds zachwycał, a wszystko, co w nim było najlepsze, zawdzięczał krwi holenderskiej, która płynęła w jego żyłach; pozatem był, czystej krwi Anglikiem, i to z hrabstwa Devon. Ciekawa rzecz, że, gdy w późniejszych latach stał u szczytu sławy i miał u siebie uczniów, prowadził ich zgoła inaczej, niż szczery i szlachetny Rembrandt. Każdy mistrz zobowiązuje się na piśmie, że będzie „wtajemniczał” uczniów w arkana swojej sztuki; ale uczniowie Joshuego pracowali w osobnych apartamentach, i mistrz ich, jak najbrudniejszy sknera wbrew wyraźnemu zobowiązaniu, zazdrośnie przed nimi tajemnicą okrywał sekrety swego mistrzowstwa. I taki człowiek miałby przed całym światem wyjawiać swe tajemnice? Trąbił na wszystkie strony wielkość Włochów, a równocześnie skrzętnie wymiatał wszelkie pierwiastki włoskie ze swojej sztuki. To też niema w jego wielkim dorobku artystycznym ani śladu wpływów Michała Anioła, ani Rafaela. Zadawalał się tem, że nosił na sygnecie głowę Michała Anioła. Trzeba więc mieć oczy otwarte i patrzeć na same jego płótna, jeśli się chce zrozumieć rzeczywistego Reynoldsa. Urodził się w domu angielskim i był naprawdę Anglikiem, a pozatem nie był niczem więcej, jak tylko Holendrem. W latach dziecięcych zapalił się do zawodu artysty po raz pierwszy, oglądając z uwagą sztychy Jakóba Catsa w Księdze emblematów (była to holenderska książka jego babki, Holenderki).
Jako jedenastoletni chłopak zachorował na ospę, która mu na zawsze zostawiła znaki na twarzy. Wzrastał w domu rodzinnym, gdzie panowała miłość i wrodzona uprzejmość. Był pilnem dzieckiem; nauczył się prędko czytać; zatapiał się w nieco ciężkich książkach współczesnych, bo innych nie dawano dzieciom w wieku osiemnastym. Rozwinął się też wcześnie, obcując z poważnymi autorami, których czerpał z biblioteki ojcowskiej, jakoteż pod wpływem pogadanek z ojcem, który miał studya uniwersyteckie. Później już mało miał czasu na uzupełnianie nauk i na lekturę, kiedy opuścił dom rodzinny i zrazu musiał zarabiać na chleb, a potem był przeciążony pracą zawodową i obowiązkami towarzyskimi. Jak to zwykle bywa u dzieci utalentowanych, wcześnie zaczął objawiać skłonności artystyczne; rodzice chętnie na to patrzyli i nie stawiali mu żadnych przeszkód. Przypadkiem wpadł mu w rękę egzemplarz Teoryi malarstwa Richardsona; ta książka rozdmuchała w nim iskrę twórczości. Mając lat dwanaście, próbował malować farbami olejnemi.
Pierwszem jego dziełem był portret, malowany na starym kawałku płótna żaglowego pendzlem i farbami, które pożyczył od jakiegoś robotnika okrętowego; z pomocą tego materyału wykonał swoje dzieło w pewnym domku rybackim, według małego szkicu, który sobie był zrobił w kościele. Osobą portretowaną był proboszcz Smart, opiekun młodego Dicka Edgcumbe’a, który był towarzyszem zabaw Joshuego. Ojciec tego chłopaka miał wielki dom obok małego i skromnego domku proboszcza Samuela. Zacny proboszcz chciał zrazu kształcić syna na cyrulika; widząc jednak jego zapał do sztuki malarskiej, odrzucił swój zamiar pierwotny, zaczem chłopak, mając lat osiemnaście, siadł w październiku w 1740 na wóz i puścił się do dalekiego miasta Londynu na naukę do bardzo wziętego malarza portretów, Hudsona, który był artystą średniej miary, ale zato kazał sobie słono płacić, bo aż 120 f. s. Był to znaczny ciężar dla kieszeni proboszcza, jakkolwiek najstarsza siostra chłopaka, pani Marya Palmer, pokrywała połowę tej należytości; o tym długu Joshua Reynolds nie zapomniał nigdy i oddał go stokrotnie, opiekując się później córkami swojej siostry i jej wnuczką. I tak w domu Hudsona przy ul. Wielkiej Królowej na Lincoln’s Inn Fields mieszkał młody Reynolds, a jednym z jego kolegów był młody John Astley, chodzący podówczas w mocno dziurawych butach. U Hudsona zgłębiał Johsua tajemnice sztuki malarskiej, a zapalony do roboty, szczęśliwe pędził dni, jakkolwiek, po zwyczaju, musiał nieraz u mistrza spełniać i niższe posługi. Hudson kazał mu przedewszystkiem kopiować Guercina. I to ciekawe, że Reynolds nie pozbył się nigdy szczególnego stylu tej szkoły; rozwinął w sobie poczucie efektów świetlnych i cieni na wzorach późnych Włochów, — zawsze jednak miał skłonność do pewnych sztuczek, zwłaszcza, gdy malował półotwarte usta, lub modelował głowy w obrazach „fantastycznych”, jak n. p. Śmierć Didony, w pałacu Buckingham.
Upłynęły tak dwa czy trzy lata, kiedy uczeń zaczął budzić zazdrość „w najsławniejszym malarzu portretów” w owej porze; namalował bowiem zanadto po mistrzowsku jednego ze służących Hudsona. Raz gdy Reynolds o kilka godzin zapóźno oddał robotę i tłómaczył tę zwłokę szaloną ulewą, Hudson przedstawił to tłumaczenie jako niegrzeczność ze strony młodego człowieka i z miejsca wymówił dom zdumionemu chłopakowi w tych historycznych słowach: „Nie usłuchałeś pan moich rozkazów, — niema dla pana miejsca w moim domu!” Na szczęście, Joshua znalazł przytułek w mieście, w domu swojego wuja. Powrócił do Devonshire, do rodziców, zgryzionych tym wypadkiem, — sam zły, ale tem bardziej chciwy pracy. Był bardzo wzięty jako portrecista, to też wkrótce powrócił znowu do Londynu, a nawet posiadł na nowo względy niesłychanego Hudsona, który, być może, doznawał wyrzutów sumienia i zaczął się poczuwać do obowiązku pewnej grzeczności wobec ucznia, jakkolwiek teraz młody człowiek nie mieszkał już z nim pod jednym dachem. Tym razem nie na długo miał Reynolds pozostać w Londynie; w 1746 powołano go z powrotem do Plympton z powodu ciężkiej choroby ojca, który umarł tegoż roku w sam dzień Bożego Narodzenia. Po śmierci ojca dwudziestotrzyletni Joshua musiał przez trzy lata mieszkać w Plymouth Dock ze swemi dwiema niezamężnemi siostrami, Elżbietą i Franciszką.
W ciężkich warunkach materyalnych rozpoczynał swą karyerę artystyczną. Zostawał teraz pod lepszym wpływem artystycznym, a mianowicie Gandyego z Exeteru. Wymalował w ciągu tych trzech lat kilka portretów, a pierwsze powodzenie zdobył sobie wizerunkiem dzielnego marynarza, Kapitana Hamiltona, który był ojcem markiza Abercorn. Reynolds mawiał, że portrety Gandyego dorównywają Rembrandtom, — ale nie można nigdy wiedzieć, czy Reynolds był zupełnie szczery. Niewiadomo, czy to pod wpływem Gandyego odezwała się w nim krew holenderska i kazała mu pocichu okradać skarbnicę Rembrandta — w każdym razie z tego źródła pochodzą najlepsze pierwiastki w jego sztuce. Rembrandtowi zawdzięcza Reynolds ten swój pierwszy Portret własny, w Narodowej Galeryi Portretów, gdzie ręka podniesiona rzuca cień na górną część twarzy. Prócz tego, malował podczas swego pobytu w Plymouth rodziny Eliotów, Edgcumbe’ów, znaną Miss Chudleigh, późniejszą księżnę Kingston, Bullerów, Bastardów, Parkerów, Molesworthów i inne znakomitości. Był mile widzianym i częstym gościem w wielkich domach w hrabstwie Devon. Z tych lat pochodzi jego Chłopiec, czytający książkę, i pierwsza jego wielka grupa rodziny Eliotów, na której kapitan Hamilton jedno z dzieci wziął „na barana.“
Na wiosnę w 1749, mając lat dwadzieścia sześć, spotkał Reynolds w domu lorda Edgcumbe’a niejakiego Keppela, który już w dwudziestym czwartym roku życia zaczął się odznaczać jako komendant w marynarce, doszedł do rangi komodora (został później wicehrabią Keppel) i miał właśnie otrzymać komendę na morzu Śródziemnem. Młodzi ludzie zaprzyjaźnili się prędko, i Keppel zaproponował Reynoldsowi podróż do Włoch. Reynolds ucieszył się tem bardzo, bo oddawna marzył o tej podróży. Siostry jego, Marya i Elżbieta, pożyczyły mu pieniędzy na drogę. I tak zobaczył Reynolds Minorkę, a koszta podróży opędził malowaniem portretów wybitnych ludzi, których spotykał od czasu do czasu. Trafił mu się jednak w drodze wypadek nieszczęśliwy: spadł z konia i odciął sobie kawałek wargi; zeszpeciło go to na całe życie. Mało sobie jednak z tego robił; żartował tylko w liście do swojej damy: „Popsuły mi się wargi — nie będę mógł całować.” Damą tą była Miss Weston — jeżeli Reynolds wogóle kiedykolwiek miał jakąś damę serca, nawet za swych oślich lat. Potem przeniósł się Joshua na dwa lata do Rzymu, gdzie się przeziębił i ogłuchł na całe życie; ale studyował starych mistrzów z zapałem, a że był pogodnego usposobienia, nie żalił się na swe kalectwo nigdy i nie narzekał. W Rzymie, jak zawsze, szukał znajomości w wysokich sferach i miał ich coraz więcej. Człowiek chytry: studyował umarłych mistrzów, ale nie naśladował ich ślepo; rozmyślnie unikał wszystkiego, coby go mogło prowadzić do maniery. Niedaremnie czytał Richardsona.
Wśród brytyjskich artystów, którzy bawili podówczas w Rzymie na studyach, był znakomity Irlandczyk Astley, świecący wielkiemi dziurami na łokciach, dawny kolega Joshuego z pracowni Hudsona. O tym Astleyu opowiadają, że, gdy raz był z innymi na wycieczce w okolicach Rzymu, a upał doskwierał i wszyscy pozdejmowali byli surduty — Astley uczynił to dopiero po długiem wahaniu. Wtedy się okazało, że biedny młody człowiek wyłatał sobie plecy kamizelki jednem ze swych płócien, na którem wymalowany był wspaniały wodospad. Drogą na Florencyę i Wenecyę wracał Reynolds w 1752, już u progu trzydziestki, do domu, — zatrzymał się przez miesiąc w Paryżu i przybył pewnego dnia w październiku do Londynu, bogaty w doświadczenia i wiedzę w dziedzinie sztuki. Zdobył to doświadczenie za cenę wielką: upadek z konia na Minorce oszpecił mu twarz, naznaczoną już i tak śladami ospy, którą był przebył w dzieciństwie; zepsuło mu to nie tylko wargi, ale i wymowę. Prócz tego był zupełnie głuchy, a właśnie rozpoczynał karyerę. Ale miał charakter pogodny i usposobienie wesołe, znosił więc swoje ułomności z lekkiem sercem, bez śladu goryczy. Reynolds był człowiekiem z innej gliny; „jego nic zranić nie mogło“. Trzymiesięczny pobyt w ulubionem hrabstwie Devon poprawił jego nadwątlone zdrowie. Z początkiem roku 1753 przybył do Londynu, zamieszkał przy ul. św. Marcina pod Nr. 104 i zabrał się z zapałem do pracy bez wytchnienia. Siostra jego, Franciszka Reynolds, zawiadywała jego gospodarstwem.
Przyjechał do Londynu, mając lat trzydzieści, żądny sławy, chciwy pracy, pełen najlepszych nadziei, jakie pokładał w obietnicach wpływowych przyjaciół. Styl jego był zupełnie dojrzały po sumiennych studyach w Italii, a każdy krok w życiu, nacechowany rozsądnym chłodem i wyrachowaniem, dążył do tego, żeby pozyskać sobie wpływowych protektorów. Oryginalną była jego sztuka i oryginalną jego postać; przebiegły, jak rzadko, bystry i obdarzony zdrowym chłopskim rozumem, opasał biodra i stanął do zwycięskiej walki z życiem. Gdy Reynolds przybył do Londynu, Burke przygotowywał się do egzaminów prawniczych, pisał i szukał zajęcia; Goldsmith był właśnie wyjechał do Edynburga uczyć się medycyny; Johnson usiłował zgłuszyć żal po stracie żony, pracując nad swym znakomitym słownikiem; Richardson był bożyszczem miasta, dzięki swej Clarissie Harlowe; Fielding wydał był niedawno Amelię i podupadł na zdrowiu; Smollett wydał Peregrine’a Piekle’a; Gray pisywał, Elegie. Najął tedy Joshua mieszkanie pod Nr. 104 przy ul. św. Marcina (lubili tę uliczkę artyści, i wielu ich tam mieszkało; niedaleko była kawiarnia Slaughtera, gdzie się gromadził naród literacki), wziął siostrę, Franciszkę, na gospodynię domu i rozpoczął swą wielką karyerę jako portrecista. Nawet w początkach nie brakło mu nigdy zamówień; wielki świat chętnie odwiedzał jego sławną „pracownię”. A portretowało się u niego tylu ludzi, że, zanim rok upłynął, Reynolds mógł wynająć dom przy wielkiej ul. Newport pod Nr. 5 i podwyższył ceny portretów. Czekało go tutaj wielkie powodzenie.
Szczęście mu przyniósł przyjaciel, Admirał Keppel. Reynolds przedstawił go w całej postaci, nad brzegiem morza, i ten pierwszy „wielki obraz” z 1753 przyniósł mu sławę. Znakomite osobistości zaczęły się zbiegać do jego pracowni, prosząc, żeby je uwieczniał na płótnie. Przeżył tutaj siedem lat niezmordowanej pracy i najwyższej pomyślności, malując w tym okresie po sto dwadzieścia do stu pięćdziesięciu portretów na rok. Wszystkie udawały mu się nadzwyczajnie. Zarabiał rocznie sześć tysięcy funtów. Wstawał wcześnie, o dziewiątej jadał śniadanie, a w pracowni zjawiał się o dziesiątej, w chwili, gdy przychodził pierwszy model. Malował do czwartej; potem ubierał się w modne suknie i spędzał wieczór w gronie dobrych przyjaciół. Kogo on nie malował! Piękne damy, jak n. p. Mrs. Bonfoy (1754); dzielnych marynarzy, jak Anson (1755), Boscawen, Haldane, bohater Indyi Zachodnich, lub Generał Ligonier; mężów stanu, żołnierzy, poetów, prawników, artystów — a między innymi Townshenda, przez którego Anglia straciła Amerykę, i Lorda Harcourta, który był nauczycielem Jerzego III jako księcia Walii. Kiedy malował portrety pięknych pań, zawsze go opadała charakterystyczna dla osiemnastego wieku chętka: musiał je koniecznie „idealizować” — robić z nich Sybille, Dyany i t. p. Zatracał niekiedy nawet poczucie komizmu, skoro n. p. namalował księżnę Manchester i jej dziecko jako dziewiczą Dyanę, rozbrajającą Kupidyna (1768), a niezamężną damę, Miss Morris, jako Nadzieję, karmiącą miłość. Oba te obrazy były wraz z trzema innymi na pierwszej wystawie Akademii Królewskiej. Aktorka, Miss Morris, która pozowała do Nadziei, karmiącej miłość, była córką dyrektora Morrisa i zaczynała właśnie karyerę sceniczną; w następnym roku opanowała ją chorobliwa „trema”: zemdlała na scenie, wyniesiono ją za kulisy, i więcej już nigdy nie stanęła przed kinkietami; umarła w rok potem.
Reynolds miał uwiecznić rysy Samuela Johnsona, Goldsmitha, Burke’a, Walpole’a, Sheridana, Colmana, Gibbona i Boswella. Pierwszym miał być Johnson. Reynolds poznał go w rok potem, jak się osiedlił w Londynie. Przypadli sobie nawzajem do serca, i chociaż były to charaktery krańcowo różne, zawiązała się pomiędzy nimi przyjaźń, niczem nie zmącona. Niedługo potem Johnson wprowadził w dom Reynoldsa młodego prawnika z Irlandyi, Edmunda Burke’a. Wkrótce zaczął i Garrick zachodzić do pracowni Reynoldsa, a później pozować mu do portretu. Galerya Narodowa ma niezapomniany portret Johnsona, jedno z największych arcydzieł sztuki portretowej, malowane w 1757. W tym roku malował Reynolds Johnsona sześć razy; a prócz tego Miss Day, Miss Bishop, Mrs. Bouverie i Lady Albemarle, której portret należy do skarbów Galeryi Narodowej. Poza wybitnemi osobistościami Londynu zaczął Reynolds malować portrety dzieci, które miały mu przynieść ogromną sławę. W r. 1758 malował małego Mudge'a, syna swego starego przyjaciela z Devon, uczonego dr. Mudge’a — a w następnym roku małego Coxa w fantastycznym kostyumie, jako Młodego Hannibala. Reynolds stwarzał coraz więcej tych portretów dzieci, do których należy Mały Hare z Luwru i Chłopak z Glasgowa. W tym roku powstała cudna Lady Marya Coke, Mrs. Horneck, piękna Miss Gunning, obecnie Księżna Hamilton, Hrabina Coventry, elegancki Boothby, Książę Richmond i Książę Cumberland.
W 1759 pozowała Reynoldsowi po raz pierwszy siostrzenica Horacego Walpole’a, urocza Lady Waldegrave, którą miał malować raz po raz. Chodziły plotki, że hrabina ta była jedyną miłością Reynoldsa, — jednakże tej tajemnicy ostrożne jego wargi nie zdradziły nawet przed nią samą; w długie lata po śmierci artysty znaleziono w jednej z jego notatek kieszonkowych starannie przechowany promień złocisto-rudych włosów, owinięty w papier, na którym jego ręką był położony napis: „Lady Waldegrave” Przedstawił ją później w prześlicznym portrecie, jak tuli w ramionach dziecko, niby Kupidynka, później znowu jako wdowę, a innym razem jako Księżnę Gloucester. Równocześnie pozował mu Jerzy III jako Książę Walii i Kitty Fisher z gołębiami; malował ją siedem razy, a mówią, że pozowała mu w charakterze modelki. Malował też wybitnych aktorów: Garricka, Woodwarda i Barryego, jak i przyszłego swego biografa, Malone’a; pozował mu także „Stary Q “ (Lord Queensberry). Reynolds ogromnie lubił towarzystwo, a przekonał się, że mu się towarzyskie talenty bardzo przydały w świecie. Dużo bywał i często dawał przyjęcia u siebie. Chętnie grywał w karty, a mimo, że grał ostrożnie, nie gardził nigdy partyjką i mile był widziany w każdym klubie karciarskim. Żył wesoło, jak zwykle kawaler, ale w niczem miary nie przebierał; dużo bywał po balach i rautach; lubił teatr — wszystko jednak do pewnego tylko stopnia, z wyjątkiem tabaki, którą zażywał namiętnie.
W roku 1760, kiedy Jerzy III wstąpił na tron, Reynolds uważał, że może sobie pozwolić na zbytek, i wynajął na lat czterdzieści siedem dom na Leicester Square, znany później jako Nr. 47 Leicester Fields. Sprowadził się tam i tutaj spędził resztę swego życia; tu doszedł do szczytu swojej karyery społecznej; tutaj sprawił sobie wspaniale udekorowaną karetę, na której bokach wymalowane były „allegorye czterech pór roku“ — a służbę ubrał w liberyę ze srebrnymi galonami. Sam niechętnie siadał do tego paradnego powozu — zato woźnica dużo zebrał napiwków od ciekawych gości, którzy radzi byli ten sławny wehikuł oglądać. Zdaje się, że i siostra jego, Franciszka, niezbyt często tą kolasą jeździła. W 1760 związali się wybitniejsi artyści londyńscy wraz z Reynoldsem w towarzystwo i urządzili pierwszą w Anglii publiczną wystawę obrazów. Do znakomitych portretów Reynoldsa z tego roku należał Lord Ligonier z Galeryi Narodowej, Nelly O'Brien, inny portret Lady Waldegrave i pyszny Sterne, arcydzieło, malowane, gdy Sterne był u szczytu sławy. Między r. 1760 a 1770 wzmogło się bardzo wzięcie i sława Reynoldsa; były to najszczęśliwsze lata w jego karyerze. Pierwszy raz wystawił w 1760 swoje prace w Towarzystwie Sztuk Pięknych. — W pięć lat później powstała z tego towarzystwa Korporacya Artystów, a z tej odłączyła się pewna grupa i założyła Akademię Królewską. Pierwszą wystawę Akademii Królewskiej otwarto w 1769. 21 kwietnia tegoż roku dostał pan Reynolds szlachectwo i tytuł Sira. Ale do tego jeszcze dojdziemy. W 1760 wymalował Reynolds jeden ze swoich najsławniejszych obrazów, przedstawiających matkę i dziecko, a mianowicie Honourable Mrs. Bouverie z dzieckiem. Z r. 1761 pochodzi Garrick między Tragedyą i Komedyą.
W domu Johnsona poznał Reynolds w r. 1761 Goldsmitha i zaprzyjaźnił się z nim od razu; ten serdeczny stosunek miał mieć doniosłe znaczenie dla nich obu. W tym roku wykonał swój znakomity portret Kapitana Orme’a z koniem, z Galeryi Narodowej — prawdziwe arcydzieło oraz portrety drużek królowej: Lady Elżbietę Keppel, zdobiącą kwiatami posąg Hymena, Lady Karolinę Keppel, Lady Karolinę Russell i tę drużkę, którą król kochał, Lady Sarę Lennox, stojącą, w oknie w towarzystwie Lady Zuzanny Strangways i młodziutkiego Karola Jakóba Foxa. W tym roku malował także Admirała Rodneya, Jerzego Selwyna, Kitty Fisher, Księcia Cumberland i Lorda Pulteneya z Narodowej Galeryi Portretów. W roku 1762 zabrał Reynolds Johnsona na sześć tygodni do hrabstwa Devon. Wilczy apetyt Johnsona, a szczególnie jego gust do śmietankowego sera, miodu i jabłecznika, budził powszechne zdumienie. Opowiadają też, jakie tam Johnson tryumfy święcił w zapasach o szybkość biegu: „gonił się raz z jakąś młodą Lady na trawniku w ogrodzie; pogubił wprawdzie pantofle, ale był pierwszy u mety i odprowadził damę na miejsce z uśmiechem tryumfatora”.
W 1763 malował Reynolds niepopularnego ulubieńca dworu, Lorda Bute’a, i pyszny portret Johna hrabiego Rothes, a oprócz nich Księżnę Richmond, Lady Sandes, Panią Fitzroy, Lady Pembroke, Lady Rockingham i Lady Maryę Coke, oraz Lesbię, płaczącą nad wróblem — była to pani Collyear, której brat ożenił się z heroiną romansu Goldsmitha, „Jessamy Bride”. Powstała wtedy i Miss Horneck, bohaterka „Małej Komedyi” Goldsmitha (późniejsza pani Bunbury), i ładna aktorka, Pani Abington, jako Muza Komedyi, którą często i później malował.
W 1764 umarł Hogarth, który był sąsiadem Reynoldsa na Leicester Fields przez cztery czy pięć lat. Mało było sympatyi między nimi, mało wspólności w upodobaniach i w dążeniach. W 1765 Towarzystwo Sztuk Pięknych przeobraziło się w Korporacyę Artystów. Rozpoczęły się kwasy i secesye, które dały początek Akademii Królewskiej. Z 1765 pochodzi Lady Sara Lennox, składająca ofiarę Gracyom, choć pani Piozzi powiada, że „Lady Sara nigdy tego nie robiła. Była to osoba sławna z piękności, namiętnie grywała w cricket (palanta) i zajadała bifsztyki w Brighton.” W tym roku pozowali mu między innymi: Fox, Lady Waldegrave, Mrs. Abington, Nelly O’Brien i Panny Horneck. W 1766 malował Reynolds szereg liberałów z partyi Rockinghama, a między innymi i Burke'a; w tym też roku zrobił wielki portret Goldsmitha, który był właśnie wydał swego „Wikarego z Wakefieldu” — i znowu Panią Abington.
W tym czasie poznał Reynolds Angelikę Kauffmann, osobę ładną, zdolną, pełną wdzięku, trochę nawet kokietkę. Zawsze się w kimś kochała, a między innymi w Reynoldsie; lecz on kochał więcej swoją sztukę, mimo, że Angelikę bardzo lubił i serdecznym był jej przyjacielem. Reynolds obawiał się małżeństwa dla artysty. „Przepadłeś jako artysta!" zawołał, usłyszawszy, że się Flaxman żeni. Angelika lubiła fantastyczne przygody; fantazye skończyły się fatalnie, wyszła bowiem za jakiegoś lokaja, który udawał swego nieobecnego pana, hrabiego Horna. Reynolds dopomógł jej do rozwodu; małżeństwo unieważniono, ale wstyd został, — to też, skompromitowana wobec świata, wyjechała Angelika z Anglii. „Miss Angel” (Anioł) z notatek Reynoldsa i pani MOSER należały do grona założycieli Akademii Królewskiej. W Glasgowie znajduje się doskonały portret Damy; niektórzy uważają go za wizerunek jednej z tych dwóch pań. Z tego samego roku pochodzi Thrale i Mrs. Thrale, podobnie, jak i Markiz Granby na koniu, Amherst w zbroi, grupa Panien Horneck, Generał Burgoyne, Warren Hastings, jedna z wielu Lady Waldegrave i Kitty Fisher. W 1767 powstała urocza Miss Horneck, Garrick, Burke i Nelly O'Brien; wszystkich ich malował Reynolds po kilka razy.
Niedługo miało nadejść zdarzenie bardzo dla niego doniosłe, fakt, który sobie Reynolds od dawna układał i do którego dążył wytrwale i odważnie, odkąd się przekonał, że mimo całej swej niebywałej wziętości nie ma jednak łaski u dworu. Drobne kwasy i sprzeczki w Korporacyi Artystów zraziły do niej Reynoldsa, mimo, że ostatni jego obraz, wystawiony tam w 1768, należał do największych arcydzieł, jakie świat wydał w zakresie portretu dziecka. Była to siostrzenica pani Peg Woffington, mała Jessie Cholmondeley, przenosząca psa przez potok; tuli psa rękami, a on wisi w jej uścisku, znosząc tę niezbyt wygodną pieszczotę z cierpliwością, tak charakterystyczną dla psów, które się przyjaźnią z dziećmi. Za pośrednictwem Cotesa, Westa i Sir Williama Chambersa, którzy wraz z Moserem planowali po cichu założenie Akademii Królewskiej, dowiedział się król, że Reynolds wystąpił z Korporacyi Artystów; Reynolds był ostrożny, to też nie brał czynnego udziału w ich zabiegach, jakkolwiek zostawał z nimi w pewnym związku. Z tej grupy artystów powstała w 1768 Akademia Królewska na mocy formalnego rozporządzenia królewskiego; członkowie jej wybrali Reynoldsa swoim pierwszym prezesem, a w kwietniu 1769 pasował go król na rycerza — przy tej sposobności przerwał Johnson swój długotrwały okres wstrzemięźliwości od wina, aby módz wypić zdrowie Reynoldsa. Nowoobrany prezes rozpoczął zaraz szereg owych piętnastu Rozpraw o Sztuce, które weszły do literatury angielskiej, mimo, że zawierają wiele fałszów. Ta okoliczność, że go na ogólne żądanie artystów powołano na prezesa Akademii Królewskiej, świadczy o tem, jak wyjątkowe stanowisko zajmował Reynolds w artystycznym świecie angielskim w ósmym dziesiątku lat wieku osiemnastego. Na tem stanowisku nie miał żadnego współzawodnika. Ale niebawem miało wystąpić aż dwóch pretendentów do jego tronu. Brytania zaczęła się wypowiadać w sztuce coraz pełniej i coraz potężniej w ciągu wieku osiemnastego, żeby dopiero przy końcu wybuchnąć najwyższą pieśnią geniuszu Turnera.
Jako prezes Akademii Królewskiej, jako Sir Joshua, miał Reynolds przez lat dwadzieścia stwarzać szeregi arcydzieł w zakresie portretu dziecięcego — pokąd nie zaczął ślepnąć. Z 1768 pochodzą: Księżna Manchester z dzieckiem, t. zw. Dyana, rozbrajająca Kupidyna; Pani Blake jako Junona, przyjmująca przepaskę z rąk Wenery; Miss Morris jako Nadzieja, karmiąca Miłość, i Pani Bouverie z panią Crewe. We wrześniu 1770 jeździł Reynolds do Devonshire na polowanie, które bardzo lubił. Wracając, zabrał ze sobą do domu na Leicester Square małą swą trzynastoletnią siostrzenicę, „Offy“ Palmer, która była straciła ojca. Ogromnie ją kochał; często bardzo pozowała mu do portretów dzieci, które malował coraz częściej. Jego Dzieci w lesie i Miss Price jako mała pastuszka zasłużyły sobie na pochwałę Horacego Walpole’a. Z tego roku pochodzi także Mały żebrak i Wygnany Lord z Galeryi Narodowej — miało to być studyum do Ugolina. W tym roku malował też Króla i królową, Żebraka, Małego żebraka, Burmistrzynię Londynu i Św. Jana Chrzciciela jako dziecko na puszczy z Kollekcyi Wallace’ów.
W 1771 zaczęło Reynoldsowi ubywać zamówień skutkiem konkurencyi Romneya, — zwrócił się więc znowu do „portretów fantastycznych”. To też w tym czasie powstały: Kupidyn jako chłopiec z pochodnią, Wenus, łająca Kupidyna, Nimfa i mały Bachus i Dziewczynka czytająca, gdzie mała Offy czyta „Clarissę Harlowe”. Z tego roku też pochodzą najsubtelniejsze portrety Pani Abington, Pani Baddeley i Lady Waldegrave, wówczas już po cichu księżnej Gloucester. Do 1772 należy jego Hebe i wiele innych portretów, a między nimi Garrick, jego Żona, Pani Crewe, Książę Cumberland i Księżna Cumberland. W tym roku dostał Reynolds tytuł burmistrza w Plympton.
W 1773 stworzył owo sławne, złociste płótno, przechowane dziś w Kollekcyi Wallace’ów, zwane Dziewczynką z poziomkami; bohaterką tego obrazu jest znowu mała nimfa Offy; koloryt bogaty, świetny, — technika śmiała i efektowna, całość znakomita i zrobiona jakby od ręki, za jednem posiedzeniem. Nie trudno pojąć, że Reynolds przekładał ten obraz nad inne swoje dzieła, i to nie przez miłość dla tego dziecka; to jest rzeczywiście jedno z jakich sześciu zupełnie niezrównanych arcydzieł w całej jego twórczości. Zarówno koloryt, przepojony złocistem światłem, jak i sama robota, świadczą wyraźnie o wpływie Rembrandta — płótno to równać się może z arcydziełami wielkiego Holendra. Mała nimfa w turbanie, z koszykiem czy „dzbankiem” poziomek na ręku, cała skąpana w złocistej mgle, zostawia w pamięci widza ślad niczem nie zatarty. Nelly O'Brien z Kollekcyi Wallace’ów pochodzi z tego samego roku. Powodzenie Dziewczynki z poziomkami zachęciło Reynoldsa do malowania dzieci zlekka przebranych. Reynolds włożył w te „kompozycye fantastyczne”, które się tak bardzo rozpowszechniły w popularnych sztychach, najwyższe zalety mózgu, serca, ręki i oka. Odtąd pozowały mu dzieci coraz częściej — Robinetta, karmiąca ptaszka, który jej siedzi na ramieniu, śliczne dziecko o złotawo-rudych włosach, własność narodowa, a obok niej szereg innych. Jest to rzecz ciekawa i charakterystyczna dla Reynoldsa, że im więcej się taki obraz oddala od portretu, a zbliża do „kompozycyi fantastycznej”, tem więcej traci na szlachetności i prawdzie, tem dalszy jest od arcydzieła; widocznie ciasne miała granice jego wyobraźnia. Lady Melbourne z dzieckiem pochodzi z czasów między 1770 a 1775. Reynolds malował teraz świetnie, był w zupełności panem swojej sztuki. Rok, w którym wykonał uroczą Offy jako Dziewczynkę z poziomkami, pamiętny jest jeszcze i z tego, że wtedy był Reynolds na pierwszem przedstawieniu komedyi przyjaciela swego, Goldsmitha, i że w lipcu zamianował go uniwersytet oksfordzki doktorem prawa cywilnego. Prócz innych obrazów, które w tych miesiącach powstały, namalował Reynolds bardzo piękną Panią Hartley ze synkiem jako Nimfę z małym Bachusem; piękna aktorka trzyma na ramieniu swego maleńkiego synka — dziecko zdrowe i uśmiechnięte; widzieć je można w Galeryi Narodowej. O pięknych rysach tej pani mówił cały Londyn za panowania Jerzego; pojedynkowano się o nią w czasie, gdy pozowała Reynoldsowi. Jednym z najsławniejszych może obrazów Reynoldsa, przedstawiających matkę i dzieci, jest Lady Cockburn z dziećmi, z tego samego roku; jest tam i papuga Sir Joshuego, z którą Johnson żył na stopie grubej poufałości; obraz ten sztychowano jako Kornelię i jej dzieci. Reynolds sam uważał to płótno za jedno ze swych arcydzieł, skoro zaszczycił je swym podpisem na fałdach draperyi, podobnie, jak i ów sławny portret Pani Siddons, przedstawiający ją jako Muzę Tragedyi. Malował w tym roku miłą i uroczą Panią Parker z jej dwuletnim chłopczykiem, małego Coxa jako Hannibala, małego Parkera, małego Cockburna i ośmioletniego Edgcumbe’a. Z r. 1773 pochodzi owo promienne, złocistem światłem przepojone płótno z Galeryi Narodowej, na którem trzy panny Montgomery jako Trzy Gracye zdobią posąg Hymena girlandami kwiatów; jest to jedno z największych jego arcydzieł. Reynolds myślał o freskach dla katedry św. Pawła i z wielkim zapałem wziął się do rysowania szkiców, ale nie pozwolił na to biskup Londynu, uważał bowiem obrazy za wymysł papistów.
W następnym roku 1774, umarł przyjaciel jego Goldsmith. W tym czasie malował Reynolds Księżnę Gloucester, dawną hrabinę Waldegrave, która wyszła za potomka królewskiego rodu. Malował też śliczną jej maleńką córeczkę, Księżniczkę Zofię Gloucester; leży oparta na karku cierpliwego pieska. Sławna piękność, księżna Devonshire, pozowała mu także w tym okresie; malował ją jeszcze jako dziecko w ramionach matki. Ten piękny portret należy do Lorda Spencera i nazywa się Hrabina Georgina Spencer z córką. Narodowa Galerya Portretów ma Lady Georginę Spencer, późniejszą księżnę Devonshire — portret z jej lat dziecięcych, malowany także przez Reynoldsa. Mała Georgina Spencer stała się gwiazdą towarzystwa londyńskiego z chwilą, gdy wyszła za księcia Devonshire. Była to osoba czarująco piękna, szlachetna i dobra z natury. Horacy Walpole powiada o niej, że cechowała ją pewna „swobodna skromność i pełna skromności poufałość”; trudno o subtelniejszą definicyę arystokratki! Umarła w młodym wieku w 1803. Wielkie domy Spencerów i Crewe’ów skupiały u siebie w ciągu całego wieku osiemnastego wszystkie najszlachetniejsze i najbardziej cywilizowane elementy w Anglii — nadawały ton społeczeństwu, które wydało potężnego i szlachetnego Chathama, i popierały najwybitniejszych artystów i literatów tej wielkiej epoki. Domom tym zawdzięczali wiele Reynolds i Gainsborough; obaj odwdzięczyli się im wspaniale, uwieczniając członków tych wielkich rodzin w pysznych portretach, które stanowią niemałą cząstkę świetności osiemnastego stulecia. Z tego roku pochodzi Lady Betty Stanley, zdobiąca ołtarz Hymena.
W r. 1770 patrzył świat na Reynoldsa, jak na udzielnego księcia w dziedzinie sztuki; stanowisko jego wydawało się pewnem i niewzruszonem. A jednak już wtedy zaczął wypływać pewien artysta, o którym sobie ludzie szeptali na ucho, że zabierze berło Reynoldsowi. Istotnie, Romney wysuwał się szybko na pierwszy plan. A chociaż w r. 1773 wyjechał na dwa lata do Italii, jednak nie miały to być dla Reynoldsa dwa lata błogiego spokoju i dalszej dyktatury, bo oto spakował manatki i sprowadził się do Londynu niejaki Gainsborough, znany już i wzięty w mieście Bath, i stanął z Reynoldsem do walki o pierwszeństwo. Wynajął wspaniały dom przy Pall Mall; Reynolds, człowiek ogromnie ugrzeczniony, złożył mu pierwszy wizytę, ale wizyty mu nie oddano. Reynolds nie zemścił się za tę niegrzeczność zupełnie; nigdy złego słowa nie powiedział o sztuce Gainsborougha — przeciwnie, cenił i chwalił ją głośno.
Z r. 1775 pochodzi piękna Lady Karolowa Spencer w amazonce. Do arcydzieł Reynoldsa, powstałych między siedemdziesiątym i osiemdziesiątym rokiem, należą: mała Miss Bowles, pieszcząca kudłatego pieska, w kollekcyi Wallace’ów, bardziej znana jako sztych p. t. Kochasz mnie, kochajże i mego pieska; mała Lady Gertruda Fitzpatrick jako Collina (dziecko wiejskie, stojące na pagórku) z kollekcyi Tennanta; sławna Pani Sheridan jako św. Cecylia ze śpiewającemi dziećmi; i mały żebrak z siostrą, znany jako Chłopiec z siatką na kapustę.
W następnym roku 1776, oprócz znakomitego Garricka i Księżny Devonshire, schodzącej po stopniach, malował Samuela jako dziecko; jest to jedna z jego prac najbardziej znanych i rozpowszechnionych w reprodukcyach; w tym samym czasie portretował sławnego Małego Crewe’a jako Henryka VIII. Reynolds wykonał wiele portretów, przedstawiających rodzinę Crewe. Jan Crewe z Crewe Hall, poseł do parlamentu, ożenił się w tym roku ze sławną pięknością, Franciszką Anną Greville, jedyną córką Fulke’a Grevillea, który pochodził z wysokiego rodu Warwicków. Tę piękną kobietę widzimy w obrazie p. t. Św. Genowefa czyta książkę i pasie owieczkę. Arcydzieło to nazywają też: Pani Franciszka Crewe jako Pasterka, czytająca „Clarissę Harlowe”. Pozowała Reynoldsowi wiele razy — w obrazie Hebe i Kupidyn ona jest Hebą, a jej brat, mały Greville, Kupidynem. W kilka lat później, gdy się stary Greville z synem pokłócił, usunięto z obrazu postać chłopaka i zastąpiono ją trójnogiem. Pani Franciszka Crewe należała do „pierwszych dam swojej epoki“; interesowała się balonami, bo to było w modzie podówczas; była przyjaciółką Fanny Burney, późniejszej pani d’Arblay, która w dwadzieścia pięć lat potem, jak pani Crewe zabłysnęła i zaczęła świecić w Londynie, napisała o niej, że „przy niej nic się pięknem wydawać nie mogło W 1806 dostała pani Crewe tytuł Lady, gdy mąż jej otrzymał godność para; umarła w dziesięć lat później. Reynolds malował w 1770 małą Miss Crewe, siostrę małego Crewe, który pozował jako „Henryk VIII“ — obraz dobrze znany: dziewczynka w czarnej kapuzie trzyma koszyk na ręku. Z tego samego roku pochodzi Mały Herbert jako Bachus.
W 1777 malował Reynolds: śliczną małą Córkę księcia Buccleuch, w płaszczu, czapeczce i zarękawku, — dziewczynka stoi w śniegu z psem na tle krajobrazu zimowego; Małą wróżkę, — w obrazie tym Lady Charlotta Spencer przepowiada przyszłość swemu małemu bratu, Henrykowi Spencerowi ubranemu w kostyum vandyckowski; dzieci te występują znowu w wielkiej grupie, przedstawiającej Rodzinę Marlborough; dalej małą Elżbietę Beauclerk jako Samotną z lwem w jakiejś lesistej okolicy — i Rodzinę Russell, t. j. trzech chłopców i dziewczynkę. Jeden z tych chłopaków, mały Lord Wilhelm Russell, uparł się i oświadczył stanowczo, że nie chce siedzieć do malowania. Na to Sir Joshua zawołał: „Zostań, tak jak jesteś, młody człowieku“ i wymalował go w pozycyi, w jakiej stał, oparty o ścianę, obrażony i naburmoszony. Z 1776 pochodzi jego Portret własny w todze doktorskiej, przeznaczony dla Uffiziów; istnieje kilka wyryantów tego portretu. W kollekcyi Tennanta znajduje się jego Portret własny w stroju prezesa Akademii Królewskiej.
Z r. 1777 pochodzi ogromnych rozmiarów arcydzieło, przedstawiające Rodzinę Marlborough, jedna z najwspanialszych i najszlachetniejszych grup, jaką stworzyła sztuka angielska. Reynolds był znowu doskonale usposobiony, a że dzieci znał znakomicie, skorzystał z tego, że się jedno z nich ustawicznie kręciło, i wymalował dwie siostrzyczki w momencie żywej zabawy, na czem nie mało zyskała kompozycya całości. Chłopiec czytający zasłużył sobie na pochwałę Horacego Walpole’a, a wart był tego. Co ważniejsza, w roku tym namalował Reynolds ową rozkoszną i sławną grupę, przedstawiającą Lady Betty Delme z jej pięknym synkiem, który się do niej tuli wraz ze swą siostrzyczką, podczas gdy pies stara się zwrócić na siebie ich uwagę. Dwie grupy, przedstawiające Klub Dyletantów, pochodzą z r. 1777, podobnie, jak i doskonała Miss Monkton, jedna Angelica Kauffmann, Squire Musters i Pani Musters (nieszczęśliwa matka Jana Mustersa, który się ożenił z Maryą Chaworth, kochanką Byrona) Sir William Hamilton, mąż Emmy, kochanki Nelsona, z Narodowej Galeryi Portretów, oraz podwójny portret Jerzego Huddesforda i J. C. W. Bampfylde’a, z Galeryi Narodowej.
Śmierć wielkiego Chathama zadała Anglii cios w samo serce. Ale artyści nie mieszali się do polityki i dość obojętnem okiem patrzyli na straszną wojnę ze zbuntowanemi koloniami, w której Anglia miała stracić swe najbogatsze i najświetniejsze dziedzictwo. Głębiej odczuł Reynolds porażkę Keppela pod Ushant.
W r. 1778 powtórzył Reynolds dawny obraz, który mu był przyniósł ogromne powodzenie, i przedstawił czarowną Panią Payne-Gallwey z dzieckiem na ramieniu. Nowy rozgłos zdobył sobie Dziećmi pani Parker: mała dziewczynka w czepku i jej dziesięcioletni braciszek w czerwonem ubraniu. Niedługo miał Reynolds dojść do szczytu swej potęgi. Sławna Pani Carnac pochodzi mniej więcej z tego czasu. Całe miasto zajmowało się teraz współzawodnictwem Reynoldsa i Romneya; być może, że niejedno zamówienie zabrał Romney Reynoldsowi; mimo to Reynolds ledwie mógł nadążyć portretom.
W r. 1779 namalował Narodzenie dla Nowego Kollegium w Oksfordzie — pani Sheridan pozowała mu do Madonny. Malował też Króla, Królową i Księcia Walii (Galerya Narodowa). W tym roku umarł przyjaciel, jego Garrick, a w następnym Topham Beauclerk, którego śmierć głęboko odczuli Reynolds i Johnson. W r. 1779 powstał znakomity, w Galeryi Narodowej znajdujący się portret przyjaciela Reynoldsa, Admirała Keppela, opartego na mieczu; jest to jeden z pięciu portretów, malowanych dla pięciu serdecznych przyjaciół Keppela, gdy się szczęśliwie skończył jego proces, — był bowiem Keppel oskarżony o to, że nie dość dzielnie bił nieprzyjaciół. Z tego czasu pochodzą też: portret uroczej córki Lorda Ossory, Lady Gertrudy jako Góralki Sylwii, portrety Miss Monckton, Lady Luizy Manners, Lady Bute w całej postaci, oraz Gibbon w połowie naturalnej wielkości. W r. 1780 powstaje jego Portret własny z biustem Michała Anioła. Niestety, pożar zniszczył kilkanaście portretów rodziny Rutlandów z tego czasu.
W latach między 1780 a 90 stał Reynolds u szczytu swej potęgi. Malował jedno arcydzieło za drugiem. Jego obraz, przedstawiający małego Markiza Granby, gramolącego się na olbrzymiego psa, powstał w tym okresie, jak i sławny portret Sióstr Waldegrave; były to córki owej pięknej hrabiny Waldegrave, teraz księżnej Gloucester, które także wyrosły na piękne kobiety. Malował je dla ich wuja, Horacego Walpole’a, który się targował o cenę! Hrabina była z domu Walpole. Malował też Reynolds jej małego synka, Księcia Williama Gloucester, w stroju vandyckowskim, a poza tem Lorda Ryszarda Cavendish, Lorda Harcourta, Lady Harcourt i Generała Harcourta, oraz cztery idealistyczne płótna, przedstawiające Thais, Śmierć Didony, Wstrzemięźliwość i Męstwo.
W następnym roku, 1781, malował między innymi dwoje dzieci, karmiących kurczęta: Małego Bunbury i uroczą małą Lady Katarzynę Pelham-Clinton. Milutka siostrzenica Sir Joshuego, „Offy“ Palmer, dorosła już i wyszła w tym roku za pana Gwatkina; wkrótce zostanie matką innej „Offy“, i ta pozować będzie swemu dziadziowi do jednego z ostatnich obrazów, które wprawna jego ręka jeszcze miała stworzyć. Reynolds był już u progu sześćdziesiątki; nie przeczuwał zupełnie, że miał w tym dziesiątku lat ociemnieć. Z tego roku pochodzi jego Lady Salisbury, którą później zmienił.
W r. 1781 spędził Reynolds święta w Holandyi. Bystre jego oko dostrzegło wielkość Holendrów; spotęgowało się tam jego poczucie światła i barwy, bogactwo linii i śmiałość techniki. W czasie jego nieobecności zjawił się w Londynie Opie, cudowny „samouk z Kornwalii“. Reynolds po powrocie obsypywał go hojnie pochwałami. W tym roku Offy wyszła za p. Gwatkina, i Reynolds portretował ich oboje. Z tego czasu pochodzi też jego Pani Nisbett jako Circe, Lady Harcourt, Lady Lincoln i Pani Abington. Kollekcya Wallace’ów ma Lady Lincoln i Lady Elżbietę Seymour Conway.
Po powrocie z Holandyi malował Reynolds Synów pana Bromella; młodszy z nich miał stać się sławnym elegantem „Pięknym Brummellem“ z czasów Regencyi. Kiedyś później poróżnił się pan Brummell ze swym przyjacielem, regentem Anglii a królem mody europejskiej; pewnego razu dawał u siebie przyjęcie, a widząc, że właśnie wchodzi do salonu Jego Królewska Wysokość, udał, że Jej nie poznaje, — wziął tylko delikatnie pod ramię tego jegomościa, który regentowi towarzyszył, i zapytał go cedząc, półgłosem przez zęby: „Kto jest ten pański mały, gruby przyjaciel?...” Czy zdarzyło się kiedykolwiek grubiaństwo bardziej olimpijskie?
W 1782 malował Sir Joshua czteroletniego Brummella i piękną Perditę, panią Robinson, metresę regenta, oraz Generała Tarlentona i Lorda Kanclerza Thurlowa. Na prośbę Gainsborougha pozował mu Reynolds w listopadzie do portretu, ale skończyło się na jednem posiedzeniu, gdyż został tknięty paraliżem i musiał wyjechać do Bath dla kuracyi. Gdy wyzdrowiał i wrócił do stolicy, doniósł Gainsboroughowi, że jest znowu w Londynie, na co Gainsborough odpisał ceremonialnie, że cieszy się z jego powrotu do zdrowia, ale nie myśli kończyć portretu. Reynolds miał dopiero za lat sześć zobaczyć tego genialnego ale dzikiego człowieka, którego podziwiał i cenił nadzwyczaj wysoko; wtedy Gainsborough był już na łożu śmiertelnem. W Londynie była teraz w modzie pani Siddons i pozowała Reynoldsowi w 1782; z tego roku pochodzą też portrety Burke’a, Foxa i ślicznej Księżnej Rutland, oraz aktorki Pani Abington jako Roxolany i La Baccelli. Po drugiej podróży do Flandryi w 1783, malował Reynolds sławną z piękności Panią Ryszardową Hoare z maleńkim synkiem z kollekcyi Wallace’ów, Panią Siddons jako Muzę Tragedyi, Lady Dashwood z dzieckiem i Lady Honeywood z dzieckiem. Po śmierci Allana Ramsaya w 1784 został Reynolds na jego miejsce nadwornym malarzem króla. Poróżnił się teraz z niektórymi członkami Akademii Królewskiej i naraził się królowi, który go i tak nie lubił. Śmierć zaczęła zabierać jego przyjaciół, — naprzód Johnsona, którego kochał, jak brata. Johnson, umierając, prosił przyjaciela o trzy rzeczy : ażeby mu Reynolds darował dług w kwocie trzydziestu funtów, żeby czytał Pismo Święte i żeby nigdy nie malował w niedzielę; Reynolds zapomniał o trzydziestu funtach.
Z 1784 pochodzi Księżna Rutland, Księżna Devonshire, Fox, Lord Eglinton, Lord Rodney, Perdita z kollekcyi Wallace’ów, piękny Boothby i „Lady Boothby”. Reynolds malował w najlepsze, jak gdyby wiek pomnażał jego siły. Chłopcy i dziewczynki zjawiają się często przed jego sztalugą. Zdaje się, że malowanie dzieci było dla Reynoldsa pewną osłodą żywota i pociechą. W 1785 malował Wenus z Galeryi Narodowej, bardziej znaną jako Wąż w trawie lub Kupidyn, rozwiązujący przepaskę Wenery; w tym samym okresie dał światu znakomite swoje arcydzieło p. t. Wiek niewinności. Ta przecudna impresya, rzucona na płótno, jakby za jednem posiedzeniem, w śmiałych, grubych plamach, których się autor nauczył w Holandyi, jest dziełem najwyższej potęgi twórczej Reynoldsa. Obraz ten uwielbia cały świat, a jest to uwielbienie zupełnie zasłużone. Velazquez, Hals i inni przewyższyli Reynoldsa pod względem technicznym, ale całe ich mistrzowstwo nie zastąpi natchnienia, mocą którego Reynolds oddał w tem płótnie nieuchwytny, wonny, kwietny wdzięk lat dziecięcych. Uzupełnił teraz szereg swych arcydzieł kilku portretami męskimi, jak np. Sharpe, chirurg Jan Hunter, Boswell i sławny Książę Orleanu w całej postaci. To ten „Egalite Orleans”, który miał się wsławić w czasie blizkiej rewolucyi i umrzeć na szafocie. Niedługo potem wymalował Małego Herkulesa, a następnie Dziecko pod strażą aniołów. Może najbardziej znaną ze wszystkich kreacyi Reynoldsa jest mała Franciszka Gordon, niebieskooka i złotowłosa córeczka lorda Williama Gordona, której słodką twarzyczkę widzimy w pięciu różnie pochylonych główkach, między chmurami, w sławnym obrazie, przedstawiającym Głowy aniołów. Była ona bratanicą Lorda Jerzego Gordona, owego nieco narwanego przywódcy rozruchów przeciw papiestwu, które niepokoiły swego czasu nie tylko Leicester Square, ale i cały Londyn. Dwa piękne portrety, znajdujące się w posiadaniu rodziny Spencerów, pochodzą również z tego roku, a mianowicie piękna Hrabina Spencer i jej siostra, Miss Bingham. Wiele dzieci pozowało teraz Sir Joshuemu; między innemi śliczna Księżna Georgina Devonshire, którą malował, gdy była jeszcze dzieckiem; teraz sama już została matką i pozowała ze swą maleńką córeczką, także Georginą: mała Lady Georgina Cavendish siedzi na jej kolanach, a matka zabawia maleństwo, — obraz sławny i reprodukowany bardzo często. Z tego roku pochodzi inne dziecko z rodu Spencerów, a mianowicie Wicehrabia Althorp. Pozowali mu też: Książę Walii do portretu w całej postaci, Pani Fitzherbert, Książę Portland, Burke, Malone i Pani Billington.
W 1787 miał Reynolds wykonać bardzo wiele portretów dziecięcych. W tym czasie powstała Lady Smythe z dziećmi i Lady Harrington z dziećmi. Do „boydellowskiego Szekspira” namalował małego elfa Pucka, a prócz niego dwa inne rysunki. Z tego samego roku pochodzi uroczy mały Lord Burghersh, goniący motyla, Dziewica i dziecko, w Petworth, i Mały Yorke. Ale najpiękniejszem dziełem z tego roku jest znakomita ośmioletnia Miss Ward z psem. Z tego też roku pochodzi wielki portret Lorda Heathfielda z kluczem Gibraltaru, prawdziwe arcydzieło, oraz Książę York i Pani Wells. Reynolds i Gainsborough byli świadkami procesu Warrena Hastingsa, który był przyjacielem Reynoldsa. W następnym roku, 1788, umarł Gainsborough; pojednał się z Reynoldsem na łożu śmierci. Gdy Reynolds wychodził z domu Gainsborougha, zbierały się już ciemne chmury nad jego głową, choć on ich nie widział i nie przeczuwał. Do roku miał stracić wzrok.
W tym roku malował Śpiącą dziewczynkę i inne jeszcze dziewczę, jak ze strasznej bajki. To Muscipula o małej, chytrej, kociej twarzyczce, która niesie mysz w łapce, a krwiożerczy kot czeka na łatwą zdobycz. Przykre to, jak widmo. Bo to nieładna rzecz — okrucieństwo u dzieci; to też ta mała łapimyszka nie może się podobać, mimo, że jest arcydziełem. Z pracowni jego wyszły w tym roku Dziewczęta, zbierające kłosy; jedna z nich, stojąca na środku obrazu ze snopem zboża na głowie, miała kiedyś być matką Sir Edwina Landseera. Między innemi dziećmi pozował mu Mały Hoare, którego lepiej znamy ze sztychów jako Małego ogrodniczka, a widzieliśmy go przedtem w portrecie Pani Hoare z synkiem, z Kollekcyi Wallace’ów. W lipcu powstał sławny obraz: zamyślone dziecko w czepku; jest to Penelopa Boothby, skazana na przedwczesną śmierć, jedyna córka Sir Brooke’a Boothby, wykwintnisia i wierszoklety. Potem przyszła grupa chłopaków: Lord Grantham i jego bracia. Z tego roku pochodzą też portrety Sheridana, Rodneya i Pani Braddyl.
W 1789 stworzył Reynolds Miss Billington jako św. Cecylię z chórem aniołów. W tymże roku zamknął szereg swoich sławnych obrazów dziecięcych; rozpoczął go był portretem swojej małej siostrzenicy, Offy Palmer, jako Dziewczynki z poziomkami, dziś miał tę przepyszną seryę zakończyć wizerunkiem córki jej, Offy Gwatkin, którą przedstawił jako Prostotę. Z tego czasu pochodzi Cymon i Ifigenia. W poniedziałek 13 lipca 1789, prawie w rok po śmierci Gainsborougha, pracował Sir Joshua nad ostatnim swym portretem dziecka, a mianowicie małej Miss Russell, gdy wtem mrok zaczął okrywać jego lewe oko; w tej strasznej chwili odłożył paletę i pendzle, mała Russell zeszła z fotelu, na którym pozowała, a mistrz poznał, że nadszedł koniec jego sztuki. Z właściwym sobie spokojem wydobył notatkę z kieszeni i dopisał na ostatniem zamówieniu, jakie był otrzymał, te proste słowa: „Posiedzenie nie odbędzie się, ponieważ zaczynam tracić wzrok.” Słowa te oznaczały koniec jego karyery. Do Sheridana napisał: „Skończyły się wyścigi — jestem u mety; nie wiem, czy przegrałem, czy też wygrałem”.
Jest pewien majestat w tym spokoju i godności, z jaką Reynolds przyjął bez słowa skargi ten ostatni ból, jaki go spotkał w życiu. Na szczęście, powodziło mu się dobrze, wolny był od trosk pieniężnych. Ale sztuka była mu tak potrzebna do życia, jak powietrze. I to szczęście, że wielu miał przyjaciół. Zwrócił się teraz do nich. Rodzina zaczęła mu teraz sercem i troskliwością odpłacać dobrodziejstwa, które jej wyświadczał. Jego siostrzenica, Marya Palmer, zajęła się nim z wielkiem poświęceniem, towarzyszyła mu stale, była jego pociechą, pisywała za niego, czytywała mu, prowadziła mu dom. Stracił wzrok, ale nigdy nie stracił wrodzonego spokoju. Jedynie tylko spory z Akademią, w której gorąco popierał wybór włoskiego architekta przeciw Anglikowi, zatruły mu ostatnie lata życia; lecz, gdy przesłał Akademii swoją rezygnacyę, wydział pogodził się z nim i prosił, żeby zatrzymał nadal godność prezesa. W swej ostatniej, piętnastej z rzędu rozprawie pożegnał się Reynolds z członkami Akademii i wypowiedział wyrazy należnej czci dla Michała Anioła; imię tego mistrza było ostatniem słowem, jakie Reynolds wygłosił w murach Akademii. Ofiarował jej swoje obrazy „starych mistrzów”, ale nie przyjęto ich; sprzedał je więc, a pieniądze ze sprzedaży rozdał starym sługom.
Malować już nie mógł, już nawet nie widział obrazów; głuchy i prawie zupełnie ślepy, byłby musiał ręce wyciągać w głębokiej ciemności do malowideł, które mu wypełniały życie, i poprzestawać na ścieraniu prochów z dawnych swoich płócien. Ale śmierć była już blizko. Wieczorem, we czwartek 23 lutego 1792, w sześćdziesiątym dziewiątym roku życia, zasnął Joshua Reynolds na wieki. Sprawiono mu wspaniały pogrzeb; na zlecenie króla zaniesiono zwłoki jego do katedry św. Pawła; cały naród oddał mu hołd należny. Turner zrozumiał wielkość tego męża, kiedy w testamencie wyraził życzenie, że chciałby leżeć „jak można najbliżej” obok niego. Wszystko, czego się tknął Reynolds, zamieniało się w złoto. Był szczęśliwym we wszystkich przedsięwzięciach. Siostrzenicy swojej, Maryi Palmer, starszej siostrze Offy, zostawił sto tysięcy funtów. Marya, tak pięknie wyposażona, wyszła za markiza Thomonda. Żyła aż do r. 1820; umarła w tym samym roku, co Jerzy III. Jej siostra, Offy, żyła aż do czasów Wiktoryi i umarła jako dziewięćdziesięcioletnia staruszka w 1843.
Mimo, że Reynolds ostrzegał uczniów przed eksperymentami, sam bezustannie robił eksperymenty, żeby uzyskać możliwie świetny koloryt. Malował w następujący sposób: naprzód podkładał białą farbą na gruntowanem płótnie to miejsce, gdzie miała wypaść głowa modela, a na pierwszem posiedzeniu zaznaczał mokro w mokrem charakter głowy, nie biorąc na paletę żadnych innych farb, jak tylko białą, czarną i laki; to trochę widmowe podobieństwo uzupełniał na drugiem posiedzeniu, dodając wiele żółtej z Neapolu; następnie akcentował barwy lazurami, wkońcu silnie werniksował. Tak mówi świadek naoczny. Tego sposobu Reynolds nigdy nie głosił. Jednak kolory jego pełzły bardzo szybko. Opowiadają dobrą anegdotkę o tem, jak Reynolds namalował młodego markiza Drogheda. Po skończeniu portretu wyjechał markiz i wrócił do Irlandyi dopiero po dwudziestu czy trzydziestu latach wesołego życia zagranicą. Po powrocie zauważył, że portret postarzał się, jak i on sam; zrobił się z niego żółty, pomarszczony, starszy pan. Obrazy Reynoldsa musiały się zmieniać bardzo szybko. Opie zaręczał, że jego spłowiałe płótna były piękniejsze od najświeższych i najlepszych obrazów innych artystów, podczas gdy Northcote utrzymywał, że nawet ich „widmowe resztki” są piękne. To pewne, że nikt z dzisiejszych ludzi nie widział nigdy obrazu Reynoldsa w jego pierwotnym wyglądzie. Reynolds chciał za każdą cenę odkryć tajemnicę sztuki Tycyana; trawiony ciekawością, zniszczył nawet jedno z jego arcydzieł, ale na nic mu się to nie przydało.
Ruskin uważa Reynoldsa za „największego malarza angielskiego” i twierdzi, że żaden naród nigdy nie wydał większego artysty. Dziś widzimy w tem przesadę. Jakkolwiek talent miał olbrzymi, to jednak właśnie w portrecie nie umiał dość głęboko wniknąć w charakter modela, chyba tylko w kilku wyjątkowo natchnionych malowidłach, jak np. portret Johnsona. Bystrem okiem dostrzegł dekoracyjną świetność i gorące akordy barw Tycyana, ale, że był ostrożny i chytry, więc mało o tem mówił; śpiewał hymny na cześć Michała Anioła i Rafaela; drugim pozwalał naśladować ich i marnować siły na ich niewolnicze kopiowanie, ale sam chyłkiem umykał z tej drogi bez wyjścia, — sam szedł śladami Rembrandta i nie mówił o tem nikomu. Tradycya mu dała świetną spuściznę w udziale; wziął ją i przesnuł zupełnie nowymi pierwiastkami, które jego sztukę podniosły do wyżyn. Nieomylny instynkt kazał mu odtwarzać wiek współczesny, zamiast szukać cudzych bogów, albo się kłaniać umarłym bożyszczom. Wyznawał sam, że się gorzko zawiódł na Rafaelu, a jednak „udawał”, że go odczuwa. Zalecał lichotę, ale sam swoich wskazówek nie słuchał. Swoją definicyą poezyi dowiódł, że nie wie, co znaczy poezya; poezyą bowiem nazywał legendy i bajki klasyków. Sztukę uważał za piękno, a zbity z tropu arcydziełami, które przedstawiały brzydotę, przekręcał znaczenie słowa „piękno” i nazywał pięknem wszystko, cokolwiek uznawał za dzieło sztuki. Wzorem zaśniedziałych szkolarzy starał się piękno widzieć w Laokoonie. Malarstwo w wielkim stylu dzielił na dwie grupy: (1) „wielkie” szkoły epickie: rzymska, florencka i bolońska — i (2) szkoły „dekoracyjne”: wenecka, holenderska i flamandzka, które „celują drugorzędnemi zaletami”! Potępiał nowoczesny strój w posągach; na niego też spada w wielkiej części odpowiedzialność za takie rzeczy, jak nagi generał Wolfe, lub posągi współczesnych wielkich ludzi w togach. Ale przynajmniej głosił publicznie, że sztuki wyuczyć nie można.
Reynolds jest wielkim kolorystą i malarzem szlachetnych portretów, mimo, że niekiedy wpadał w manierą włoską. Constable wyrażał się entuzyastycznie o jego arcydziełach, — widocznie wiedział, co znaczy arcydzieło; Romney przeceniał go; Gainsborough znał jego potęgę: „Niech go kaci!” — mawiał, — „on jest ciągle inny”. Poczucie gorącej barwy i wogóle wybitne zdolności kolorystyczne drzemały z dawna w krwi brytyjskiej; Reynolds pierwszy umiał je wydobyć i pokazał, że Anglicy współzawodniczyć mogą z żarami Wenecyan. Sam obdarzony wyobraźnią dość ubogą, utorował jednak drogę największemu w świecie geniuszowi wyobraźni, Turnerowi. Bardzo sprytny z natury, umiał zawsze zręcznie komuś odpowiedzieć i rzucić komplement w odpowiedniej chwili. Gdy się raz jakiś szlachcic żalił, że nie słyszał ani słowa z jego przemowy, odrzekł mu Reynolds: „Tem lepiej dla mnie.” Lubił fałdzistą togę, pompa była w modzie; lecz umiał być i człowiekiem prostym. U swego stołu gościł najwybitniejsze osobistości współczesne, ale na wieczną chwałę swoją zbierał u siebie też i tych, którzy nie mieli co jeść. Z uderzeniem piątej godziny podawano do stołu; siadali do niego wszyscy: dostojni, wielcy i mali. Joshua był dziwnym człowiekiem; kryły się w nim paradoksy. Zarzucano mu skąpstwo, — a jednak on tak wspaniałomyślnie radą i pieniędzmi wspomagał wszystkich, którzy się do niego zwracali. Za Dziewczynkę z gołębiami Gainsborougha, którą Reynolds bez wahania stawiał wyżej od Tycyana, żądano od niego sześćdziesiąt gwinei; Reynolds zapłacił sto. Niezmordowany w pracy, stworzył nieskończony szereg portretów znakomitości współczesnych. Nie wymieniłem tutaj wszystkich nazwisk, a mimo to życiorys jego wygląda trochę na katalog obrazów; ale, gdybym był ich nie wymienił w tych i tak ciasnych ramach książki, nie byłby miał czytelnik dokładnego pojęcia o jego dorobku artystycznym, do którego należą takie arcydzieła, jak Admirał Hughes (Budapeszt), piękna Pani Hardinge, subtelna Lady Karolina Howard i setki innych. Nawet tak sumienny badacz, jak p. Graves, nie potrafił skatalogować wszystkich jego prac.
Nie byłby mógł Reynolds namalować tylu dzieł, gdyby nie był używał pomocników do draperyi; uczniowie niewiele się od niego uczyli. Reynolds był wielkim mistrzem sztuki angielskiej w tej epoce, kiedy artyści szukali natchnienia w spuściznie po wielkich umarłych; był genialnym eklektykiem, był najpotężniejszym z epigonów. Ociemniał w tym samym roku, w którym runęła Bastylia. A żyli już wtedy ludzie, którzy mieli stworzyć sztukę czysto angielską, ugruntowaną na angielskim sposobie widzenia.