Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Odrodzenie w Wenecyi
TOM 2: PRZEDMOWA
TOM 2: WENECYA
TOM 2: ROZDZIAŁ I
TOM 2: ROZDZIAŁ II
TOM 2: ROZDZIAŁ III
TOM 2: ROZDZIAŁ IV
TOM 2: ROZDZIAŁ V
TOM 2: ROZDZIAŁ VI
TOM 2: ROZDZIAŁ VII
TOM 2: ROZDZIAŁ VIII
TOM 2: ROZDZIAŁ IX
TOM 2: ROZDZIAŁ X
TOM 2: ROZDZIAŁ XI
TOM 2: ROZDZIAŁ XII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIV
TOM 2: ROZDZIAŁ XV
TOM 2: ROZDZIAŁ XVI
TOM 2: ROZDZIAŁ XVII
TOM 2: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIX
TOM 2: ROZDZIAŁ XX
TOM 2: ROZDZIAŁ XXI
TOM 2: ILUSTRACJE
Malarstwo hiszpańskie
TOM 3: PRZEDMOWA
TOM 3: ROZDZIAŁ I
TOM 3: ROZDZIAŁ II
TOM 3: ROZDZIAŁ III
TOM 3: ROZDZIAŁ IV
TOM 3: ROZDZIAŁ V
TOM 3: ROZDZIAŁ VI
TOM 3: ROZDZIAŁ VII
TOM 3: ROZDZIAŁ VIII
TOM 3: ROZDZIAŁ IX
TOM 3: ROZDZIAŁ X
TOM 3: ROZDZIAŁ XI
TOM 3: ROZDZIAŁ XII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIV
TOM 3: ROZDZIAŁ XV
TOM 3: ROZDZIAŁ XVI
TOM 3: ROZDZIAŁ XVII
TOM 3: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIX
TOM 3: ROZDZIAŁ XX
TOM 3: ROZDZIAŁ XXI
TOM 3: ROZDZIAŁ XXII
TOM 3: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 3: ILUSTRACJE
Malarstwo flamandzkie i niemieckie
TOM 4: PRZEDMOWA
TOM 4: WSTĘP
TOM 4: ROZDZIAŁ I
TOM 4: ROZDZIAŁ II
TOM 4: ROZDZIAŁ III
TOM 4: ROZDZIAŁ IV
TOM 4: ROZDZIAŁ V
TOM 4: ROZDZIAŁ VI
TOM 4: ROZDZIAŁ VII
TOM 4: ROZDZIAŁ VIII
TOM 4: ROZDZIAŁ IX
TOM 4: ROZDZIAŁ X
TOM 4: ROZDZIAŁ XI
TOM 4: ROZDZIAŁ XII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIV
TOM 4: ROZDZIAŁ XV
TOM 4: ROZDZIAŁ XVI
TOM 4: ROZDZIAŁ XVII
TOM 4: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIX
TOM 4: ROZDZIAŁ XX
TOM 4: ILUSTRACJE
Malarstwo holenderskie
TOM 5: PRZEDMOWA
TOM 5: ROZDZIAŁ I
TOM 5: ROZDZIAŁ II
TOM 5: ROZDZIAŁ III
TOM 5: ROZDZIAŁ IV
TOM 5: ROZDZIAŁ V
TOM 5: ROZDZIAŁ VI
TOM 5: ROZDZIAŁ VII
TOM 5: ROZDZIAŁ VIII
TOM 5: ROZDZIAŁ IX
TOM 5: ROZDZIAŁ X
TOM 5: ROZDZIAŁ XI
TOM 5: ROZDZIAŁ XII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XV
TOM 5: ROZDZIAŁ XVI
TOM 5: ROZDZIAŁ XVII
TOM 5: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIX
TOM 5: ROZDZIAŁ XX
TOM 5: ROZDZIAŁ XXI
TOM 5: ROZDZIAŁ XXII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XXV
TOM 5: ILUSTRACJE
Malarstwo francuskie
TOM 6: PRZEDMOWA
TOM 6: ROZDZIAŁ I
TOM 6: ROZDZIAŁ II
TOM 6: ROZDZIAŁ III
TOM 6: ROZDZIAŁ IV
TOM 6: ROZDZIAŁ V
TOM 6: ROZDZIAŁ VI
TOM 6: ROZDZIAŁ VII
TOM 6: ROZDZIAŁ VIII
TOM 6: ROZDZIAŁ IX
TOM 6: ROZDZIAŁ X
TOM 6: ROZDZIAŁ XI
TOM 6: ROZDZIAŁ XII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XV
TOM 6: ROZDZIAŁ XVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XVII
TOM 6: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIX
TOM 6: ROZDZIAŁ XX
TOM 6: ROZDZIAŁ XXI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 6: ILUSTRACJE
Malarstwo angielskie
TOM 7: PRZEDMOWA
TOM 7: ROZDZIAŁ I
TOM 7: ROZDZIAŁ II
TOM 7: ROZDZIAŁ III
TOM 7: ROZDZIAŁ IV
TOM 7: ROZDZIAŁ V
TOM 7: ROZDZIAŁ VI
TOM 7: ROZDZIAŁ VII
TOM 7: ROZDZIAŁ VIII
TOM 7: ROZDZIAŁ IX
TOM 7: ROZDZIAŁ X
TOM 7: ROZDZIAŁ XI
TOM 7: ROZDZIAŁ XII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XV
TOM 7: ROZDZIAŁ XVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVIII
TOM 7 ROZDZIAŁ XXIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXXI
TOM 7: ILUSTRACJE
Malarstwo XIX wieku
TOM 8: PRZEDMOWA
TOM 8: ROZDZIAŁ I
TOM 8: ROZDZIAŁ II
TOM 8: ROZDZIAŁ III
TOM 8: ROZDZIAŁ IV
TOM 8: ROZDZIAŁ V
TOM 8: ROZDZIAŁ VI
TOM 8: ROZDZIAŁ VII
TOM 8: ROZDZIAŁ VIII
TOM 8: ROZDZIAŁ IX
TOM 8: ROZDZIAŁ X
TOM 8: ROZDZIAŁ XI
TOM 8: ROZDZIAŁ XII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIV
TOM 8: ROZDZIAŁ XV
TOM 8: ROZDZIAŁ XVI
TOM 8: ROZDZIAŁ XVII
TOM 8: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIX
TOM 8: ILUSTRACJE
TOM 9: ROZDZIAŁ I
TOM 9: ROZDZIAŁ II
TOM 9: ROZDZIAŁ III
TOM 9: ROZDZIAŁ IV
TOM 9: ROZDZIAŁ V
TOM 9: ROZDZIAŁ VI
TOM 9: ROZDZIAŁ VII
TOM 9: ROZDZIAŁ VIII
TOM 9: ROZDZIAŁ IX
TOM 9: ROZDZIAŁ X
TOM 9: ROZDZIAŁ XI
TOM 9: ROZDZIAŁ XII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIV
TOM 9: ROZDZIAŁ XV
TOM 9: ILUSTRACJE

TOM 6: ROZDZIAŁ XVIII


W KTÓRYM WIDZIMY, JAK Z PRACOWNI SAMOBÓJCY LEMOYNE’A WYCHODZI CHWAŁA PARYŻA

NATOIRE
1700—1777
Natoire, najstarszy uczeń Lemoynea, piękne o sobie posiadający mniemanie, starał się zająć jego miejsce, tak samo, jak De Troy. Atoli w roku, w którym Lemoyne popełnił samobójstwo, wysunęli się na czoło Boucher i La Tour. De Troy i Natoire spostrzegli niebawem, że czas ich minął — De Troy pierwszy, ponieważ roku następnego udał się do Rzymu, — Natoire zaś, jakkolwiek miał nadzieję na lata późniejsze, ostatecznie przecież zobaczył, że prześcignęli go Boucher i Karol van Loo. Luwr ma jego piękne Trzy Gracye. Urodzonym był dekoratorem; rysując jednak ponad miarę, stracił poczucie koloru. Warsztaty w Beauvais czy Gobelins wykonały jego seryę Don Kiszota. Spodziewał się otrzymać posadę pierwszego malarza króla, atoli doznał zawodu, gdyż w roku 1747 miejsce to zajął Charles Antoine Coypel. Tymczasem i De Troy miał zamiar rzucić posadę swą w Rzymie, myśląc, że zamieszka w apartamentach Luwru i pozyska wysoką godność pierwszego malarza króla, ubiegł go jednak Coypel. De Troy zwrócił przeciwko sobie gniew Marigny’ego, który zdążył zostać markizem de Vandieres; Marigny przyjął jego rezygnacyę i w jego miejsce zamianował Natoirea. Natoire przybył do Rzymu w listopadzie 1751, aby zluzować De Troya, i zaczął zaniedbywać szkołę francuską w Rzymie. Nadziei powołania go z powrotem nie sprzyjała bynajmniej niezmierna ilość niesmacznych malowideł, puszczanych teraz w świat, dla których łatwy znajdywał zbyt. Ostatecznie schronił się do Castel Gandolfo i tutaj w r. 1777 umarł. Uczył Viena, pierwszego z neoklasyków, który znowu był nauczycielem Davida. Przeniesienie się jego do Rzymu utorowało drogę dla Bouchera i Van Loo’a.

CARLE VAN LOO
1705—1765
Jakeśmy widzieli, z pojedynku między De Troyem a Lemoynem o wysoki urząd pierwszego malarza króla zwycięzcą wyszedł Lemoyne. Czy natura dumnego De Troy burzyła się na myśl pójścia w ślady zmarłego zwycięzcy, czy też wchodziły w grę jakieś inne powody, dość, że De Troy porzucił Francyę dla Rzymu. Zdawało się, że owoc dojrzał już na tyle, aby go zerwać mogły ręce Natoire’a; dzięki wyborowi królewskiemu ubiegł go jednak Charles Antoine Coypel i w r. 1747, dokładnie w lat dziesięć po samobójczej śmierci Lemoynea, został pierwszym malarzem króla. Coypel posadę tę zajmował lat pięć, to znaczy do r. 1752. Natoire, podobnie jak De Troy, zwrócił swe oczy, po śmierci zwycięskiego współzawodnika, w stronę Rzymu, dokąd też przybył, aby objąć miejsce po De Troyu. Nowe współzawodnictwo nie było przykre; Boucher i Carle van Loo w przyjaznych żyli stosunkach, a Boucher należał do ludzi dobrych, wspaniałomyślnych. Van Loo prowadził życie porządne i lubił punktualność w interesach, Boucher zaś nie bardzo mógł posłużyć za wzór moralności; Akademia i król woleli człowieka „przyzwoitego“. Kiesa Ludwika XV zyskała na niewypłacalności pensyi przez lat dziesięć po śmierci Lemoyne’a; obecnie rozważano przez drugie lat dziesięć, kto byłby najgodniejszym urzędu pierwszego malarza. W roku 1762 urząd ten otrzymał Van Loo. Gdy Van Loo dziękował królowi, Delfin prosił tego ostatniego, aby nie powiedział mu nic więcej ponadto: „Odtąd jesteś pan pierwszym malarzem na czas tak długi!“ 

Van Loo pochodził z Flandryi. Jean Baptiste Van Loo, urodzony w Aix 1684, subtelnym był artystą. Dzięki szorstkiemu usposobieniu nie doszedł jednak do takiej wziętości, na jaką zasłużył. O dwadzieścia i jeden rok młodszy brat jego, Carle Van Loo (albo Charles Andre Van Der Loo), urodzony w Nizzy 1705, przebył podobno oblężenie Aix w kolebce w piwnicy. W dziewiątym roku życia zabrał go brat do Rzymu i oddał w naukę do malarza Lutiego i rzeźbiarza Legrosa, z którym był jeszcze razem w chwili jego śmierci w r. 1719. Mając łat czternaście, udał się z bratem do Paryża i zamieszkał w wielkim domu przybyłego z nimi razem protektora ich, księcia de Carignan. Młody Carle, chowający się pod czujną opieką brata, którego był też pomocnikiem, rozwinął szybko swe zdolności, tak, że w roku 1724, mając lat dziewiętnaście, stanął do konkursu o Prix de Rome. W następnych trzech latach, dzięki ciężkiej pracy u brata oraz własnemu wzięciu, dużo miał zatrudnienia. W r. 1727 udał się razem z Boucherem i Michelem do Rzymu, gdzie w ciągu trzechletniej działalności przysporzył sobie niejeden listek wawrzynu. Z Włoch wybrał się do Tulonu, aby malować dla księcia Sabaudzkiego, i tutaj ożenił się ze śpiewaczką Krystyną Sommis, która do Francyi wniosła włoską metodę śpiewu. W r. 1734 był znowu z bratem, pomagając mu w restaurowaniu dzieł Primaticcia w Fontainebleau. Trzeba sobie też przypomnieć, że Lemoyne pracował wówczas w Wersalu nad olbrzymią dekoracyą dla sali Herkulesa, którą skończył w r. 1736 i został pierwszym malarzem króla. Dzieła te, ich nowy wybitny styl, jak również i wrażenie, jakie wywarły na królu i dworze, nie uszły baczności Karola van Loo, który też uległ ich wpływowi. Wzięcie jego w Akademii rosło z każdym rokiem. Carle van Loo spostrzegł, że nowym stylem należy się poslugi wać z rezerwą; widział, że Boucher, który pracował dalej w myśl subtelnego objawienia Lemoynea, nie miał w Akademii takiego miru, jak Coypel, — a wybór Coypela w roku 1747 na pierwszego malarza króla fakt ten jeszcze potwierdził. Van Loo nie omieszkał skorzystać z tej wskazówki i natychmiast wybrał sobie drogę pośrednią; starał się usilnie, aby w Akademii dobrą zyskać opinię. W r. 1750 został kawalerem orderu św. Michała. Nie zwracał uwagi na urągowiska stronników Davida, którzy ukuli wyraz „vanloter”, oznaczający płytką nieszczerość.

W słynnem Śniadaniu na łowach, w Luwrze, zstąpił z chłodnych wyżyn Olimpu, porzucił mroźne jego bóstwa i wkroczył w dziedzinę wersalską. Atoli hołd, złożony Watteauwi i Boucherowi, jest dość ostrożny. Nie ma on geniuszu żadnego z nich. Boucherowi zawdzięczał także francuską skłonność do tematów mitologicznych, ale i na tem polu oziębił płomień Bouchera chłodem tradycyi akademickiej, ulegając wpływowi to Gwidona Reniego, to Rafaela, to Correggia. Ten wieśniak, nie umiejący ani czytać, ani pisać, znany z ociężałości, zwłaszcza po obiedzie, o manierach rubasznych, chłopskich, zażywał szacunku i miłości u wszystkich. Zacny ten człowiek czuł się najszczęśliwszym w domu, gdzie największą dumą jego życia była piękna córka, Karolina, która po matce odziedziczyła talenty śpiewaczki. Była ona nieodstępną towarzyszką i przyjaciółką ojca, któremu czytywała podczas jego pracy. Umysł miała krytyczny; liczył się z nim Van Loo. Ku największej jego zgryzocie, dziewczyna popadła w długotrwałą chorobę, więdła i niknęła. On dniem i nocą siedział przy jej łóżku, „modląc się po raz pierwszy w życiu“, aby odwrócić od niej gorączkę. Po śmierci jej ubierał się zawsze czarno. Carle van Loo zyskał sobie wielką wziętość w owych czasach. Proponowano mu kilkakrotnie szlachectwo, ale on odmawiał, dodając: „Carle van Loo c’est assez” (Carle van Loo wystarczy). Po śmierci Coypela, zmarłego w r. 1752, Carle van Loo widział, że ma szanse zostania pierwszym malarzem króla; jedynie Boucher stał mu w drodze. Dziesięć lat musiał czekać na ten zaszczyt, aż wreszcie w r. 1762 zdobył pożądaną nagrodę. Honor ten dźwigał jednak przez trzy krótkie lata. Zmarł w roku 1765. 

BOUCHER
1703—1770
Objawienie, które do Francyi przyszło z Północy i raczyło zamanifestować się w geniuszu Watteau’a, przeniesione zostało przez Lemoyne’a i jego towarzyszy w dziedzinę sztuki dekoracyjnej, gdy tymczasem Chardin, ująwszy w ręce pochodnię flamandzką, oświetlił nią w sposób skończony życie Francyi skromniejszej, prostszej, Francyi uczciwszych „klas niższych”. Objawienie Watteau a zdawało się w Lemoynie i jego towarzyszach chylić do upadku, gdy wtem powstał człowiek, który uparty swój geniusz nakłonił do wyrażania życia warstw tak zwanych wyższych, kulturalnych i życia tego niezapomniany dał obraz. Krytyka ma zwyczaj mówić o Boucherze tak, jak gdyby chciała go brać w obronę. On tej obrony nie potrzebuje. Atakującym go krytykom brak zrozumienia istoty sztuki; sądzą go na podstawie teoryi książkowych i oceniają geniusz jego według wskazówek moralnych i tym podobnych; w ten sposób możnaby niejeden potępić talent, który oni przecież uznają. Boucher, pokazujący Francyę w duchu Michała Anioła lub Velazqueza czy też. Fransa Halsa, byłby wierutnym kłamcą, a nie artystą. Atoli Boucher — i tego już nie rozumie krytyka, szukająca oparcia w drukowanem słowie ludzi książkowych, zamiast odwoływać się do istoty sztuki — stworzył dla kulturalnej warstwy swego ludu czar i urok mieszkania. Według jego wzorów powstawały dekoracye, meble, obicia, kształty buduarów i pokojów mieszkalnych klasy zamożnej. Z Francyi przeszedł też jego wpływ na wzory angielskie, tak, że jemu zawdzięczamy stworzenie typu owych czarownych mieszkań angielskich, uszlachetnionych przez surowszego i prostszego ducha rasy angielskiej; on, Boucher, zapłodnił talent Chippendale a i wielkich twórców wzorów urządzeń domowych owego wieku; jemu zawdzięczamy te pełne wdzięku, subtelne, szczęśliwe kształty, dzięki którym meble angielskie z tego wieku mahoniu stały się najpiękniejszem tego rodzaju zjawiskiem w świecie.

Wpływ Bouchera na czarowne wzory urządzeń domowych w Europie w wieku osiemnastym był przedziwny. Jest on też jednym z najwyższych artystów dekoracyjnych wszech czasów. Ci sami ludzie książkowi przywykli mówić o jego uczniu i naśladowcy, Fragonardzie, jako o większym artyście. Fragonard był człowiekiem geniuszu, ale sztuka jego opierała się na sztuce Bouchera, — dzieło jego było też parafiańskie w porównaniu z rozległym geniuszem jego mistrza. Boucher jest najwyższym wykładnikiem swego czasu i nad czasem tym panuje. Że rozmaici pisarze szukają w sztuce Bouchera, czego Boucher nigdy wyrazić się nie starał, i dlatego potępiają go jako artystę, jest tylko dowodem nicości rozmaitych pisanin krytycznych. Geniusz Bouchera stoi ponad atakami tego rodzaju ludzi, począwszy od Diderota, utyskującego, że dzieci Bouchera dlatego są karygodne, ponieważ „nie nawijają konopi na motek“, a skończywszy na śmiesznej „krytyce“ jednego z dzisiejszych recenzentów, który zaprzecza Boucherowi talentu, ponieważ nie dorósł on do przedstawiania życia domowego, „gdzie, mimo najwspanialszych barw, w jakie odziewa swe zwierzę, zwierzę to będzie zawsze z pod złocistych wyzierało osłon“. 


W rok po wstąpieniu na tron angielski dobrej królowej Anny, kiedy nad Francyą panował jeszcze Ludwik Czternasty, a Watteau wciąż jeszcze puszczał masami w obieg swoich świętych Mikołajów, dnia 29 września 1703 urodziło się miernemu malarzowi, niejakiemu Mikołajowi Boucherowi, i małżonce jego, Elżbiecie Lemesle, pierwsze dziecko płci męskiej, które ochrzczono jako Francois Boucher. Rodzicami chrzestnymi byli woźny królewskiego pałacu, niejaki Francois Prevost, i Mademoiselle Boullenois, córka urzędnika policyi. Dziecko urodziło się w Paryżu, którym poruszające wstrząsały wieści. Kiwała uroczyście niejedna potężna głowa, dlaczegożby nie miał czynić tego żyjący w wirze wypadków chrzestny ojciec Prevost, woźny Jego Królewskiej Mości? Wojska francuskie świeżą poniosły klęskę. Europa była jednem wielkiem zbrojnem obozowiskiem. Francya cierpiała na straszny upływ krwi. Klęska za klęską. Ciężkie to były czasy, zaiste! Wszędzie działa się krzywda. Dobrych jenerałów usuwano na bok, niegodziwe intrygi sprowadzały nieszczęście na posiwiałych w służbie weteranów... A potem te baby, zajęte wysoką polityką, bawiące się świeżo ochrzczonem maleństwem i prorokujące, że będzie nicponiem, ponieważ urodziło się w sobotę. Z wyszukaną grzecznością i stukaniem w tabakierki żegnano poczciwego księdza, a mały ludek miejski spieszył do skromnego mieszkania Boucherów przy Rue de Verrerie na szklaneczkę wina, na gadanie sobie komplimentów i strojenie żartów... Słońce Wielkiego Monarchy miało się ku zachodowi.

Ludwik XIV stał u kresu swoich długich, pełnych świetności lat. Mały Francois Boucher nie miał nawet miesiąca, gdy admirał Rooke smagał z morza Chateau-Renaud i, zniszczywszy flotę francuską oraz niemiecką w Vigo, u woził z sobą miliony na ośmiu statkach. W pierwszym roku życia dziecka konnica angielska stratowała wojska francuskie pod Blenheim — w dniu, w którym nazwisko „Malbrook“ stało się postrachem dla każdego dziecka w kraju, nazwisko, które trwogą napełniało wszystkich dobrze ułożonych ludzi. Do mieszkania małego chłopaczka dochodziła nazwa Ramillies, a potem Oudenarde, a potem Lille; do uszu sześcioletniego chłopca dotarły straszliwe wieści z pod Malplaquet. A w Paryżu, gdy miał lat siedem, posłyszał głośne bicie dzwonów: to wnukowi króla urodziło się chorowite dziecko, które po Królu-Słońcu miało zasiąść na tronie jako Ludwik Piętnasty. I oto Francois Boucher miał pewnego dnia opuścić skromne swe mieszkanie i stanąć bliżej tego dziecka, aniżeli mogła to przypuszczać ulica Verrerie. Dwunastoletni właśnie chłopiec Boucher usłyszał o śmierci starego króla — i Francois Boucher miał spędzić młodzieńcze swe lata i dojść do wieku męskiego pod rządami rozpustnego, lecz świetnego Rejenta, księcia Orleańskiego.

Mikołaj Boucher, człowiek prosty, lecz poczciwy, oddany artystycznemu rzemiosłu, „rysownik pośledni, mało faworyzowany przez fortunę“, poduczywszy chłopca, posłał go do pracowni Lemoyne’a, który nagle stał się sławnym — do tego samego, który w piękny sposób przyozdobił sufity Wersalu, napełniając je bogami i boginiami. Lemoyne, oparłszy Watteauwską sztukę swą na sztuce Correggia i Werończyka, wyswobodził się od mody akademickiej i uderzył w ton czysto francuski; młody Boucher obdarzony żywą zdolnością szybkiego przyswajania sobie czego mu było potrzeba, a odrzucania rzeczy zbędnych nabył od razu od Lemoyne’a francuski sposób malowania w szerokim stylu dekoracyjnym, dzięki czemu uniknął długiego babrania się we wzorach włoskich, co tak ciężyło na jego mistrzu, zanim się od nich wyswobodził. Siedemnastoletni młodzieniec przyswoił sobie sztukę Lemoyne’a w kilku tygodniach, a doszedłszy do lat męskich, zaczął tak rywalizować ze swym mistrzem, że trudno jest dzisiaj bez należytej troskliwości odróżnić dzieło ucznia od dzieła mistrza. Młodzieniec zabawił jednak u Lemoyne’a zaledwie trzy miesiące; Lemoyne, poświęcający wszystek swój czas i wszystką energię niestrudzonemu malowaniu swych arcydzieł, nie wiele mógł zwracać uwagi na swych uczniów.

Atoli Boucher zadziwiającym był pracownikiem, namiętnie oddanym sztuce, żywe miał oko i żywą, szybką rękę, wcześnie też pozbył się niepewności uczniowskiej. Zdobywając się na eksperymenty, pragnąc czegoś dokonać, siadał do dzieła i, pracując nieustannie dzień i noc, nie wstawał od niego, dopóki go nie skończył. Z pracowni Lemoyne’a skończonym wyszedł artystą, malarzem silnym, obdarzonym zdolnością rysunku, którego mistrz jego uczył się przez całe życie. Do końca swych dni głęboką żywił cześć dla sztuki Lemoyne’a. Stał na szczycie sławy, gdy Lemoyne zaprosił go, aby wykończył jego malowidło. „Tego rodzaju dzieła — powiedział Boucher — są dla mnie świętościami; lękam się ich dotknąć, aby ich nie sprofanować”. Lemoyne odwzajemniał admiracyę swego ucznia; patrząc na Sąd Zuzanny, namalowany jeszcze w jego pracowni, wybuchnął podziwem i przyszłą młodzieńcowi prorokował wielkość. Z pracowni swego mistrza Boucher udał się do jego przyjaciela, „Ojca Carsa“, sztycharza, którego syn, Laurent Cars, stał się serdecznym Bouchera przyjacielem. Sztycharz zaangażował Bouchera do rysowania wzorów dla rytów, dając mu w zamian mieszkanie i pożywienie oraz sześćdziesiąt liwrów (podwójnych florenów) na miesiąc. Boucher uważał to za szalone szczęście. Rzeźki młodzian wziął się do pracy z energią i zapałem, skwapliwie przykładając rękę do wszystkiego, czego odeń żądano, wnosząc inwencyę i styl do wykonywanych przez siebie robót, do emblematów dla zakończeń książek, do mundurów wojskowych, do inicyałów i tym podobnych. Niebawem zaczął znakomite robić wzory dla sztychów. Poszukiwał wydawców książek i pracował dla nich. W ten i ów sposób zaczął napełniać niebogatą kieszeń, która nieustannego domagała się napełniania, ponieważ wypróżniał ją skwapliwie, był bowiem hojnym i wspaniałomyślnym, a ponadto i dandysem. Tak samo, jak pracował, lubił się i bawić. Niebawem wziął też udział w ubieganiu się uczniów o nagrodę Akademii. 

Boucher miał lat dziewiętnaście, gdy w tym samym Paryżu, w domu jednej z bogatych rodzin, urodziła się dziewczynka, która w późniejszych latach miała wkroczyć w życie Bouchera. Ojciec jej, urzędnik skarbowy, niejaki Poisson, był człowiekiem wątpliwej reputacyi; faktycznie też skazany został na wygnanie za sprzeniewierzenie pieniędzy publicznych w czasie, kiedy na świat przyszła owa dziewczyna, ochrzczona jako Jeanne Antoinette Poisson. Miała ona w przyszłości figurować w żartobliwych piosenkach ulicznych jako „Joasia Rybka“. Ale beztroski student nic jeszcze o tem nie wiedział, ani też o tem, że przeznaczenie włożyło jako zabawkę do kolebki tego dziewczęcia berło i koronę Francyi. Boucher, doszedłszy lat męskich, tak samo mało wiedział o przyszłości dziewczyny, jak i trzynastoletni wówczas chłopiec, zasiadający na tronie jako król, który w pierwszym roku życia Joanny Poisson uzyskał pełnoletność i z rąk rejenta Orleańskiego odebrał ster rządów. Mając lat dziewiętnaście, Boucher uzyskał pierwszą nagrodę Akademii za malowidło, wykonane na zadany temat, przedstawiające Jak Merodach, syn i następca Nabuchodonozora, uwalnia Joachima z kajdan, które mu nałożył i którymi go więził ojciec Merodacha. Tytuł wskazuje na ciężki temat, do którego młody człowiek miał nagiąć swą oryginalność. Powodzenie sprowadziło kupców do pracowni świetnego młodzieńca. Ale Boucher nie potrzebował płatnych zamówień dla wykonywania swych dzieł; malował z czystej miłości do sztuki, nazywając pracownię swą kościołem i starając się o rozpowszechnienie reputacyi swej sztuki. Sława jego rosła szybko. Korzystał z każdej wystawy i obrazy swoje rozwieszał na tkaninach i dywanach wzdłuż Placu Delfina i Pont Neuf podczas procesyi Bożego Ciała, na „Exposition de la Jeunesse“.

W czasach tych wydarzył się przypadek, który na sztukę jego wywarł wpływ jak największy. Watteau już nie żył, a przyjaciel i protektor jego, De Julienne, miał opublikować słynne swe dzieło dla uczczenia jego pamięci; zjawił się tedy u „Ojca Carsa“ i zaprosił Bouchera do wykonania stu dwudziestu pięciu rytów według obrazów zmarłego mistrza. Watteau objawił ducha francuskiego młodemu Boucherowi i rozpłomienił jego sztukę; miał on zostać jego wielkim spadkobiercą. Boucher zjawił się we Francyi, która już nie była pod urokiem zmarłej przeszłości: Francya majestatyczna minęła; jej miejsce zajęła Francya szczęśliwa, lekka, wesoła. Boucher, który nigdy nie miał uczucia lirycznej poezyi, znamionującej dzieła Watteau’a, ujawnił taki zmysł dekoracyjny, że zdawało się, iż niema nikogo, któryby go w równej posiadał mierze; zastosował też zmysł ten do jak najszerszych potrzeb życia codziennego. Francya, którą znał Boucher, to Francya bardziej powierzchowna, bardziej lekkomyślna. Skończywszy ryty z Watteau’a, wykonane z płomiennym zapałem i z niezwykłą szybkością oraz lekkością pracowitego artysty, wybrał się Boucher w podróż do Rzymu. Przybył tu w towarzystwie Karola van Loo i jego dwóch krewniaków, Franciszka i Ludwika van Looów. O latach wędrówek Bouchera po Włoszech mało wiemy. Człowiek niezależny i zacny, nie wiele się interesował przyjętymi sztandarami szkół i krytyki; posiadał, że tak powiemy, niezależność charakteru. Michał Anioł był dla niego „poskręcany", Rafael „niesmaczny", Carracci „ponury" — tak samo obcymi byli oni i dla Velazqueza. Podobnie, jak Velazquez, rysował tylko dzieła tych artystów, którzy odpowiadali jego smakowi, i miał odwagę przyznać się do tego. Ostatecznie, czy z powodu złego stanu zdrowia, czy z innych przyczyn, dość, że w trzy lata później pojawił się z powrotem w Paryżu z wielką ilością obrazów religijnych, powitany z zapałem przez Akademię i krytykę dla ich „piękności, układu, siły”; na szczęście dla jego sławy obrazy te wiszą po galeryach pod nazwiskami innych malarzy, albo też zaginęły. Widzimy na nich, jak zawzięcie usiłował Boucher pozbyć się własnego smaku, jak wolę swą z przedziwnym naginał wysiłkiem, aby zyskać reputacyę „malarza poważnego”. Była to jedyna nadzieja uzyskania honorów akademickich. Otrzymał je też, gdyż za powrotem do Paryża, mając lat dwadzieścia i osiem, został „nominowany” na członka Akademii i miał tylko jeszcze namalować historyczny obraz okazowy, ażeby w Akademii tej zająć swe miejsce.

Powróciwszy do ukochanego Paryża, pogrążył się w atmosferze wesołego życia; w pełni sił męskich, znalazł się w kole równych sobie przyjaciół. Zajęty wyczerpującem ubieganiem się o honory akademickie, Boucher przekonał się, że publiczność całkiem się historycznemi czy religijnemi malowidłami nie wzruszała; od razu też odwrócił się od tego rodzaju tematów i, mając lat trzydzieści, namalował Zaślubiny dzieci Boga z dziećmi ludzi, obraz, na którym Wenerę ogłosił swą boginią. Sława jego rosła w niesłychany sposób. Włoszczyzna jego skończyła się, — Boucher uderzył w strunę własną. Znać na nim jeszcze wpływ Lemoyne’a, jak tego dowodzą obrazy: Wenus, prosząca Wulkana o broń dla Eneasza, Narodziny Adonisa i Śmierć Adonisa; istotnie też dwa ostatnie malowidła uchodziły przez długie czasy za dzieło Lemoyne’a, dopóki nie odkryto sygnatury. Atoli w Wenerze widać już znakomity sposób malowania nagiego ciała, widać różowość i subtelne poczucie kobiecości, będące osobistą cechą Bouchera.

Do trzydziestego czwartego roku życia Bouchera Salony były zamknięte; trudno też śledzić przebieg jego pracy w tych latach. Jednakże Wenus stała się teraz przedmiotem jego adoracyi; obrazy z Wenerą stale już opuszczały jego pracownię; poszedł w jej służbę, wolny od wszelkich prób rysunkowych, skończonym już będąc artystą. W temacie tym znalazł Boucher boginię, na którą zużytkował wszystkie swe świetne zdolności, a piękne ciało jej malował z tą promienną rozkoszą i z tem rządkiem poczuciem kolorytu, jakiego we Francyi przedtem nie znano. Pozostał on do dziś dnia malarzem tego subtelnego, delikatnego, nieuchwytnego zjawiska, które się nazywa kobiecością; chwytał jej urok, jej czar, tak, jak chwytał urok i czar dzieci i kwiatów, a utrwalał te zjawiska na płótnie tak, jak nikt przed nim. Dla Bouchera wdzięk kobiet był jednym z najczarowniejszych tworów przyrody; czar ten oddał też ze znamienitą mocą. Nie starał się z zjawiska tego robić jakiejś rzeczy pompatycznie dostojnej albo jakiejś nieuchwytnej abstrakcyi poetyckiej; kochał kształty niewieście ze zdrowym smakiem Rebelaisowskim, nie lękał się też odpowiednio ich przedstawiać. Był artystą, a nie moralistą; nie miał żadnej w sobie obłudy. A jeśli kobietę ukochał ponad miarę, w sercu swem był tylko człowiekiem. Sławetna krytyka widzi w całej jego sztuce lubieżność człowieka, łatwo się zapalającego; gdybyśmy jednak chcieli sądzić artystę według jego życia, a nie według jego sztuki, sąd o wysławianych artystach włoskich musiałby u sławetnej tej krytyki wypaść chyba inaczej, aniżeli sąd, który wydaje ona do dnia dzisiejszego.

Przez całe życie Boucher gorączkowo pracował i gorączkowo używał; przy sztalugach stał niejednokrotnie przez dwanaście godzin z rzędu. Świetna praca jego dawała mu środki do zaspakajania przyjemności życiowych, a przyjemności te odświeżały mu znowu pomysły, z których rodziła się jego sztuka. Olbrzymia jego praca była jedną wielką rozkoszą — za rozkoszami zaś gonił niestrudzenie. Bawił się tak samo, jak pracował, nie odróżniając częstokroć, co było zabawą, a co pracą. Plotek o jego aferach miłosnych nie czyta się, jak romanse, — były to zwykłe szały z nieznanemi kobietami. W trzydziestym roku życia ożenił się z ładną, siedemnastoletnią dziewczyną, nazwiskiem Marie Jeanne Buseau, ożenił się z miłości, ponieważ nie wniosła mu żadnego posagu. Jak tego dowodzi pastel La Toura, pani Boucher ładnem była stworzeniem, siedziała też częstokroć mężowi do kształtnej postaci Psychy. Atoli małżeństwo nie przykuło lekkiego serca artysty do jednego przedmiotu miłości; to też i pani Boucher, która miała tyle taktu, że ognisko domowe ich było szczęśliwe, zabawiała się również, między innymi z ambasadorem szwedzkim, hrabią Tessinem. I ona czynną była w pracowni malarskiej, zyskała też sobie pewną sławę jako miniaturzystka i sztycharka. 

Dwa lata upłynęły od nominacyi Bouchera na akademika, dzięki czemu musiał on obecnie załatwić formalność i przedstawić obraz historyczny. Mając lat trzydzieści, namalował Renolda i Armidę, obecnie w Luwrze. Malowidło to przyjęła Akademia i krytyka, między tymi i Diderot, z entuzyazmem. Kupidynki wyzierają tu z pośród postaci mitologicznych, a Armida ma usta nadobnej Francuzki, usta, które nigdy nie widziały ust greckich. Zapewniwszy sobie już raz na zawsze miejsce w Akademii, Boucher wyrzucił natychmiast ideały akademickie za drzwi swej pracowni i wziął się znowu do wyrażania swego wieku. Jest to też wstrętną właściwością krytyki, zarówno ówczesnej, jak i naszej, że napadła go i napada właśnie za jego osobisty i oryginalny wyraz twórczy. Wybór do Akademii i entuzyazm krytyki zjednały mu względy dworu; w następnym roku wykonał on pierwsze swe obrazy dla króla, którego malarzem miał zostać w przyszłości. Dekoracye w apartamentach królowej poczerniały; w ich miejsce malował istniejące dotychczas Miłosierdzie, Obfitość, Wierność i Mądrość.

Wesołą posiadając wizyę oraz umiejętność zrywania tylko pięknych kwiatów w ogrodzie życia, rozpalając się na myśl o rozkoszy, Boucher powołany był na malarza dworu, któremu ciężył pseudoheroizm, a który trzeba było wprowadzić w świat przyjemności i elegancyi. Boucher znalazł też czas do ilustrowania dzieł Moliera, a patrząc na bogów Olimpu, jak na Francuzów współczesnych, przedstawił i charaktery Molierowskie na modłę swego wieku. Moda przedstawiania życia domowego przyszła do stolicy z Holandyi, a życie to malował ze skończonem mistrzowstwem Chardin. I Boucher co tchu przejął się nowym obyczajem i wykonał obraz La Belle Cuisiniere (Piękna kucharka). Chwycił się tematu z życia ludu, nie rozumiejąc go wcale a wcale. Boucher nie posiadał poczucia charakteru, jakiem odznaczali się malarze Północy, zasługuje też w całej pełni na żartobliwy zarzut, że pomiotła jego domagają się pomponów i wstążeczek. Zajmuje się on daleko więcej pocałunkami kucharek, aniżeli właściwem życiem kuchni; nie umie poprostu patrzeć na ławę kuchenną, aby równocześnie nie pociągnąć za suknię Wenery, jakkolwiek ubranej w kiecki kucharzychy. Atoli to zajmowanie się przemijającą modą było tylko zabawą uboczną. Malował pilnie. Dwa słynne malowidła z dziećmi, L’Amour Oiseleur i L’Amour Moissonneur (Amor-ptasznik i Amor-żniwiarz) wprowadziły do jego pracowni gromadę kupidynów, skaczących na jego płótnach, łączących się w świtę Wenery, wyzierających z poza obłoków, z ponad fal, naokoło kurtyn, a namalowanych z doskonałością, która unieśmiertelniła jego dzieci. Malował on ich kształty okrągłe, ich wesołość życia, ich rozkoszną nieporadność, ich wdzięk pulchny, ich naiwny podziw życia, — malował, jak nikt przed nim i nikt po nim.

W trzydziestym trzecim roku życia namalował też Scenę pasterską, oraz Rozmowę pasterza z pasterką, z owcami naokoło nich, na tle krajobrazu, będącego tutaj pierwszą próbą stylu, który stworzył i który miał rozsławić jego imię. Przyjaciel Bouchera, Meissonnier, był ojcem chrzestnym pierwszego jego syna, urodzonego w maju 1736. Boucher rytował od początku, dzięki temu sztuka jego rozpowszechniła się ogromnie i spopularyzowała. W trzydziestym trzecim roku życia opublikował swych znanych Wywoływaczy paryskich, obraz, na którym widzimy nieudałe przedstawienie życia ludu, a który wskazuje na głęboką przepaść, dzielącą zamożne warstwy francuskie od milionów innych mieszkańców Francyi. Pochwycił on tylko subtelną atmosferę poranku paryskiego, wpływającą przez okna wraz z muzykalnymi krzykami przekupniów ulicznych; głębszego jednak zrozumienia życia tych handlarzy, tragicznych akcentów tego życia, ich krwawego trudu — tego Boucher nie posiadał, absolutnie się też o te rzeczy nie troszczył. Pendzel jego umiał tylko oddawać elegancyę ludzi, chodzących w barchanach, lub wyzierającą z poza kiecki mleczarki. Atoli trzydziesty trzeci rok jego życia miał nam dać rzeczy daleko donioślejsze, aniżeli Kupidynków i sceny pasterskie. Boucher opublikował ilustracye do Don Kiszota. Oudry w Beauvais zaangażował go natychmiast do rysowania wzorów dla tkanin. Świeże, oryginalne zdolności dekoracyjne Bouchera, jego poczucie kolorów wesołych, jego zmysł kompozycyjny, jego entuzyazm sprawiły, że reputacya słynnych warsztatów wzmogła się od razu; ujawnił się wielki jego talent dekoracyjny. Od tego czasu odegrał naczelną rolę w dziejach warstatów w Beauvais, produkujących malowidła wedle malowideł. Był to czas nieustannych tryumfów Bouchera, przerwanych w tym roku jedynie samobójstwem starego mistrza Lemoyne’a. W tym trzydziestym czwartym roku jego życia otwarto Salon — po raz pierwszy od czasów jego młodości; wystawił w nim Boucher kilka płócien. Salon ten był zapowiedzią narodzin nowej Francyi.

Boucher doszedł do trzydziestego piątego roku życia. Modny, zażywający względów dworu, stworzył w tych trzech latach od chwili wstąpienia do Akademii styl nowy — Kupidyny, sceny pasterskie, Wenery; uzupełnił też styl tkanin, zaczęty przez Watteau’a. Dziedziną jego było malarstwo dekoracyjne; on je też stworzył. Oswobodził Francyę od przygniatającego ją ciężaru sztuki, która była jej obcą, rozwinął natomiast wrodzony jej talent dekoracyjny. Sztuka jego, pozbawiona właściwego otoczenia, przeniesiona do innego kraju i w inny wiek, wyglądałaby, jak włoski obraz ołtarzowy, zawieszony nad rzeźbionym stołem jadalni angielskiej. Niektóre z dzieł jego można do dziś dnia widzieć w projektowanych przez niego ramach, wiszące jako supra-porty w pałacu księcia Soubise, dzisiaj zmienionym na archiwum narodowe. Duch księcia Soubise może przemieszkuje w tym pałacu, ale potomstwa po sobie nie pozostawił. Stworzone sztuką Bouchera supraporty — Trzy Gracye, skuwające miłość, piękna scena pasterska, Klatka, i Pasterz, wpinający różę we włosy pasterki - patrzały na potężniejsze przemiany, aniżeli elegancya, wkradająca się w pompatyczny wiek Króla-Słońca. Przyjaciel La Toura, który do ówczesnego Salonu posłał portret jego żony, Boucher znakomite przez jakiś czas tworzył pastele. Rozwinął też w całej pełni swe poczucie krajobrazu, do doskonałości doprowadziwszy na obrazach swych równowagę pomiędzy postaciami w pejzażu a samym pejzażem, tak, że ani pejzaż nie tłumi figur, ani figury nie gaszą pejzażu. Do studyowania pejzażu nakłaniał on nie ustannie swych uczniów i ciągle ubolewał nad brakiem sztuki krajobrazowej we Francyi. Rysunek tytułowy dla katalogu jego przyjaciela, Gersainta, handlarza towarów wschodnich, był dla trzydziestotrzyletniego Bouchera zapoczątkowaniem obrazów na temat chiński, znanych jako Chinoiseries (Chińszczyzna), nad którymi, podobnie jak Watteau, niejedną drogocenną stracił godzinę. Rzeczy te stworzyły modę. W Besancon znajdują się dotychczas chińskie malowidła Bouchera, przeznaczone na wzory dla tkanin w Beauvais. Pracowitym obdarzony mózgiem i rękę wielce mając skrzętną w uprawianiu rozległej a tak różnorodnej sztuki, Boucher wykonywał ilustracye dla książek, wzory dla tkanin, malował pejzaże, robił modele do wyzłacanych bronzów dekoracyjnych, dla waz porcelanowych, rysował wzory ram, mebli, wachlarzy. Wówczas to namalował swą słynną Kąpiel Wenery, dziś w Sztokholmie. W kwietniu 1742, w ostatnim roku przed czterdziestką, otrzymał Boucher pensyę królewską. W tym też roku powstała piękna Dyana wraz z dwiema towarzyszkami, opuszczająca kąpiel, o której z uwielbieniem wyraził się Whistler, a która znajduje w Luwrze. W tym roku powstał również jego pejzaż z Hamletem, powiększony następnie dla opery, której kierownikiem artystycznym był Boucher. 

Jako człowiek czterdziestoletni, Boucher wkroczył w swą dziedzinę. Te ostatnich lat dziesięć były jednym szeregiem ogromnych dla niego tryumfów. Sztuka jego pojęła smak chwili i zapanowała nad całem dziełem owego czasu. Sztuka Bouchera i sztuka Chardina są wyrazem połowy stulecia. Mamy wizerunek Bouchera z czasu jego rozkwitu w owej dobie — pastelowy portret, namalowany przez Lundberga, dziś w Luwrze; wesoły, nieco roztargniony, pięknie według mody ówczesnej ubrany elegant, z uśmiechem beztroskiego życia na twarzy, dobroduszny, powodzenie mający człowiek, w którego śmiejących się oczach widać jak gdyby ślady zabawy nocnej, będącej wypoczynkiem po bezmiernej pracy jego niestrudzonego ducha. Boucher miał lat czterdzieści, kiedy zmarł zdolny stary kardynał Fleury, który za panowania młodego króla z rzadką sztuką kierował losami Francyi, a umarł pod ciężarem lat dziewięćdziesięciu i nie mogąc przecierpieć klęsk wojny, tak usilnie przez siebie zwalczanej. Ludwik, który dotąd dźwigał tylko majestat króla, został teraz królem naprawdę. Ospałego charakteru, nie odpowiadającego wielkości zadania, o chwiejnej woli, osłabianej przez szajkę kłótliwych, intryganckich zbirów, zgromadzonych naokół niego w roli ministrów, chwycił się król obyczaju, który stał się odtąd jego własnością, a któremu wyjątkową zachował stałość obyczaju kierowania Francyą zapomocą rządów szlafroczkowych. Ujawnił też wcześnie rozpustną krew swego pradziada; trzy siostry z szlachetnego historycznego rodu De Nesle’ów służyły jego kaprysom. Najmłodsza z nich wyparła teraz siostrę swą De Mailly z łask królewskich; uznana publicznie za kochankę króla, otrzymała tytuł księżnej de Chateauroux. Boucher namalował piękną jej postać jako pasterkę na jednym ze swych obrazów pasterskich. Ta Chateauroux nie była przecież zwykłą zabawką króla; kobieta utalentowana, dbała o majestat królewski, a podniecana dumą z powodu przynależności do starego rodu francuskiego, umiała w tym krótkim czasie potęgi swojej tak zawładnąć królem, że ten otrząsnął się z martwoty i starał się stanąć na poziomie dostojności i wspaniałości, odpowiadającej władzy wielkiego i dzielnego narodu; rzucił na chwilę biesiady, zerwał z wiarołomnemi miłostkami i, stanąwszy na czele wojsk w Flandryi, poprowadził je do zwycięstwa. Księżna Chateauroux stanęła do walki o władanie wolą królewską z mądrym, zręcznym, szyderczym Maurepasem, — a Maurepas nie znał litości, nie umiał być względnym i rycerskim, nie miał żadnych skrupułów. Poza wirem zdarzeń dojrzewała fortuna Bouchera.

Malował on teraz arcydzieło po arcydziele. W czterdziestym roku jego życia powstały słynne Narodziny Wenery, Wenus wychodząca z kąpieli, Muza Klio, Muza Melpomena i znana powszechnie scena pasterska, obecnie w Luwrze, Śpiąca pasterka, Gniazdo i Pasterz z pasterką. Do licznych, z tych lat słynnych obrazów z Wenerą należą Zaślubiny Amora i Psychy. Zwrócił się on także do malowania życia domowego na modłę Holendrów; Śniadanie jego z tych właśnie pochodzi czasów. Boucherowi wszystko szło, jak z płatka. Zmienił mieszkanie na lepsze, a oczy jego skierowały się w stronę gorąco pożądanych apartamentów w Luwrze. W r. 1744 Boucher stworzył nową modę w Salonie, posławszy studya i szkice. Przy końcu następnego, czterdziestego drugiego roku jego życia, ambasador szwedzki, mający opuścić Paryż, zamówił cztery obrazy z życia kobiety światowej, i Boucher namalował dla niego Poranek, znany dzisiaj pod nazwą Marchande de Modes (Modniarka); Południe, Wieczór i Noc malowane były później. Sztychy tych obrazów wielkie miały powodzenie. Biedna Chateauroux widziała, że Maurepas chce ją rozłączyć z królem; udała się też do niego, do obozu, co wielki wywołało skandal w narodzie. W Metzu król zachorował na ospę; skorzystali z tego księża i kazali jej wyjechać. Król, wyzdrowiawszy, wrócił do Paryża, jako „Wielce umiłowany“, posłał też po Chateauroux, lecz ta była umierającą — podobno otruta przez Maurepasa. Ale w tym roku 1745 szeptano sobie jeszcze o większym skandalu we Francyi; miał on znaczenie zarówno dla Bouchera, jak i dla Francyi. Pewna młoda pani posłyszała o bogatej warstwie kupieckiej w Paryżu — klasa ta pozbawiła potęgi dawną rodowitą szlachtę. Była to znaczna, piękna kobieta; dowcip jej zażywał sławy; posiadała wszelkie przymioty; czarujące jej nazwisko: Madame Lenormant d’Etioles.

Odchylmy zasłonę przeszłości, a zobaczymy w tej damie małą Joannę Poisson, która na takie promienne wyrosła stworzenie. Wszystko to w dziwny stało się sposób. Ojciec, wygnany za sprzeniewierzenie pieniędzy publicznych; matka bynajmniej nie taka, jaką być powinna; chytre jej oczy zwróciły się ku pięknemu, bogatemu światowcowi, nazwiskiem Monsieur Lenormant de Tournehem, który ulubionym stał się galantem w domu nieobecnego, długimi palcami obdarzonego pana Poisson. Trzeba przyznać, że galant w niezwykły sposób zainteresował się małą Żanettą: zaczął dbać o jej losy, dał ją na wychowanie do klasztoru, gdzie podbiła sobie serca wszystkich. Uprzejmy Poisson powrócił do domu i galanta zamknął w swe ramiona — bo czyż nie był to człowiek bogaty i na stanowisku? Joanna opuściła klasztor, aby wszelkich przymiotów uczyć się u najlepszych mistrzów Francyi. Znakomitości zaczęły się gromadzić w domu pani Poisson. Jeanne stała się niebawem boginią tego koła. Miała najwybredniejszy smak w rzeczach stroju, a pozatem serce zimne, jak stal, rachujące, jak najprzedniejsi matematycy. W ambicyach jej jedno tylko stało na przeszkodzie — pospolite nazwisko, nizkie pochodzenie. Lernomant de Tournehem uwolnił ją od tej plamy, dając ją w małżeństwo kuzynowi swemu, Lenormant d’Etioles, wraz z połową swej fortuny, obiecując i resztę, obdarzając ich ponadto wspaniałym domem w mieście i rezydencyą na wsi. Tak więc „Joanna Rybka“ zjawia się jako Madame Lenormant d’Etioles, utalentowana, czarowna uwodzicielka, ściągająca w dom swój nową filozofię, mężów nauki, artystów. Miała ona pewne poczucie cnoty; przyznawała otwarcie, że tylko król mógłby stanąć pomiędzy nią a jej mężem. W głębi serca zaś zadecydowała już, że król dopomoże jej w pozbyciu się wierności. Wytężyła wszystkie zdolności, wszystkie swe siły, aby dojść do niezwykłego celu; zwierzyła się z tem światowej matce i „wujaszkowi“ Lenormant de Tournehem i gorliwych znalazła w nich sprzymierzeńców. Śmierć księżnej Chateauroux utorowała jej drogę. Na balu maskowym zainteresowała króla prześladująca go piękna postać kobieca; kazał zdjąć maskę. Madame Lenormant d’Etioles, stojąc przed nim bez maski, upuściła niby przypadkiem rękawiczkę; szmer dał się słyszeć śród świty królewskiej: „rękawiczka upadła”, i król schylił się, aby ją podnieść. W kilka wieczorów później pani Lenormant wcisnęła się już do „apartamentów prywatnych“. W miesiąc później była w nich znowu. Rano przeraził ją nagle zagniewany jej małżonek. Król uczuł się dotknięty; pozwolił jej ukryć się w apartamentach sekretnych; przyobiecał jej mieszkanie, wydalenie małżonka z kraju i rychłe przyznanie jej tytułu kochanki królewskiej, na Wielkanoc, wobec całego dworu. Musiał jednak udać się do wojsk swych, aby odegrać rolę zwycięzcy pod Fontenoy; dopiero też we wrześniu została Madame d’Etioles przedstawiona zgromadzonemu w wielkiej liczbie dworowi, poczem udała się do apartamentów królowej, aby ucałować jej ręce jako kochanka królewska. W ten sposób zaliczono dwudziestotrzyletnią Joannę Poisson, jako Markizę de Pompadour, do wysokiej arystokracyi francuskiej. 

Boucher był jednym z świetnej grupy artystów, należących do kółka pani d’Etioles. Pani Pompadour musiała o zawładnięcie królem toczyć walkę z Maurepasem i królową, nie wiele więc miała czasu do okazywania względów swemu malarzowi. Boucher malował już dla dworu. Wkrótce jednak pani Pompadour opanowała smak królewski, i Boucher w wielkich był łaskach. Lenormant de Tournehem został dyrektorem budowli. Odtąd Boucher przestał malować dla królowej i Delfina. Zajęty był teraz Porwaniem Europy, na polecenie króla, po konkursie, do którego stanął wraz z dziewięciu innymi akademikami. Boucher zdobył sobie przychylność braci malarzy dzięki temu, że zaproponował, aby wszyscy kompetenci brali udział w tej pracy. Niebawem jednak krytyka jęła sarkać na „nadużywanie różowych kolorów” przy malowaniu nagości. Diderot i nowi filozofowie zaczęli zastanawiać się wogóle nad stanem życia francuskiego i żądali od sztuki „wspaniałych i moralnych tematów”, stawiając jako cel sztuki odzwierciadlanie wielkich zasad, któreby były lekcyą dla widza. Diderot z odwagą byka podżegał największych do ataku i napadł na Bouchera, zarzucając mu trywialność. Ale tenże Diderot wraz z całą gromadą pismaków napadał i na Chardina. Narody, zmęczone wojną, zawarły w roku 1748 pokój w Akwizgranie. Równocześnie z zawarciem pokoju Ludwik popadł znowu w stan obojętności i przygnębienia. Pozwolił on pani Pompadour podszyć się pod swój majestat i rządzić losami kraju, sam się poddając jej władzy, jakkolwiek czasami z niechęcią. Przez lat szesnaście była ona najpotężniejszą osobą na dworze i w państwie, kreując i obalając ministrów, rozdzielając urzędy, honory, tytuły, pensye. Wszelkie sprawy publiczne omawiano i przeprowadzano pod jej przewodnictwem; stanowiska w państwie, kościele, w wojsku, w rządzie można było zajmować tylko dzięki jej względom i za jej zgodą. Przedziwną obdarzona energią, nadzwyczajnymi talentami, wyśmienitym smakiem, dawała ujście swym pragnieniom; folgując też lepszym skłonnościom swym, została protektorką i uczenicą Bouchera. Atoli to panowanie markizy nad królem, na pozór łatwe i przyjemne, było ciężką zmorą dla wyrachowanej kobiety, która tak długo tęskniła do tego. Nie miała ani chwili spokoju od owej nocy, w której zyskała miłość królewską. O wpływ nad królem walczyła dzień i noc z wrogami jawnymi i ukrytymi. Z rządkiem walczyła męstwem. Zwyciężyła dzięki niesłychanej zręczności i zimnemu sercu, które żadnego nie zapomniało wroga i nie przebaczyło z nich żadnemu. Stała się niejako uśmiechniętą i esencyonalną częścią swobody, jakiej zażywał król, w stosunku do trosk swych. Partya królowej walczyła też o władzę z nieustanną czujnością. Maurepas wyruszał przeciw niej z całą skrupułów nieznającą sztuką, z całą szyderczą ironią, z całą z rycerskimi względami nie liczącą się brutalnością. I on stał się dla króla niezbędnym. Nie przepuścił też żadnej okazyi, ażeby dokuczyć rywalce; nie znał miłosierdzia, nie znał szlachetności, nie znał przebaczenia. Sprawił, że stała się przedmiotem pogardy ludu. Sam pisał dowcipne, szydercze wiersze i złośliwe epigramy na „Joannę Rybkę“, śpiewane i roznoszone po ulicach Paryża. Miała ona jednak subtelniejszego wroga od wszystkich innych wrogów na dworze: godzinami musiała rozpędzać nudę królewską. W tym celu stworzyła w apartamentach, prywatnych słynny teatr, wzywając do pomocy Bouchera i innych.

Najznakomitsze osobistości Francyi ubiegały się o najmniejszą choćby rolę lub o miejsce przy tym czy owym instrumencie w orkiestrze. Boucher porzucił posadę kierownika sztuki w operze, aby stać się (w r. 1748) dekoratorem w teatrze markizy i pozostał nim aż do śmierci. Dla niej też przyozdabiał piękne apartamenty w Bellevue. Pani de Pompadour kierowała teraz otwarcie wolą królewską. Wysadziła z siodła i postarała się o banicyę jego faworyta, Maurepasa; zaczęła używać królewskiego „My“. Łotrowski jej ojciec został panem de Marigny; brat jej, którego król lubił i nazywał „małym bratem“, otrzymał godność Markiza de Vandieres; jedyne jej dziecko, Aleksandryna, podpisywała się jako księżniczka krwi królewskiej i byłaby niewątpliwie wyszła za mąż za którego z książąt krwi, gdyby nie ospa, która ją przyprawiła o śmierć. Markiza zebrała majątek, była właścicielką zamków i posiadłości. W gustownych komnatach swoich nagromadziła skarby sztuki kosztem milionów, które płacić musiał naród. Założyła fabrykę porcelany w Sevres, miała czujny nadzór nad warsztatami w Gobelins, stworzyła szkołę wojskową w St. Cyr. A wszystko to robiła pomiędzy załatwianiem rozmaitych spraw państwowych i straszliwemi intrygami na dworze, które złamały ducha niejednego z świetnych mężów stanu. W gorączkowej żądzy rozpraszania nudy królewskiej zmuszała Bouchera — i Boucher dał się nagiąć, że górną sztukę swą poświęcał dla wątpliwych tematów, schlebiających smakowi nudy. Dzięki temu też powstała i rozpowszechniła się plotka, że sztukę Bouchera poziome przenikają intencye. Atoli Boucher, jak zwykle, pozostał zdrowem ludzkiem stworzeniem i w tych sekretnych, dla króla przeznaczonych dziełach nie upadł nigdy tak nizko, jak niejeden ze zbożnej pamięci artystów, którzy tego rodzaju rzeczy malowali bez uniewinnienia, dla własnej tylko przyjemności. W tych właśnie wielkich latach Boucher, mający czterdziestkę, stworzył arcydzieła, które postawiły go w pierwszym szeregu artystów wieku. W roku 1750 na tak silnych stał już nogach, że przeprowadził się na Rue Richelieu, obok pałacu króla. Zawiódł się co do apartamentów w Luwrze, — otrzymał natomiast pracownię w bibliotece królewskiej. Krytyka stawała się coraz to ostrzejsza, a jeden z recenzentów utrafił w sedno, zaznaczając, że pasterki Bouchera wyglądają, jak gdyby dopiero co wyszły z opery i za chwilę miały do niej powrócić.

W czterdziestym ósmym roku życia Bouchera sztuka jego stała na najwyższym szczeblu świetności: atmosfera jej jasna, subtelna, oddana wyśmienicie; kolor żółty o blasku złota, barwy białe o połysku jedwabiu i srebra; nagość ciał jego bogiń przedstawiona subtelnie. Piękność tego wszystkiego miała jednak trwać niezbyt długo. Lenormant de Tournehem zmarł nagle w listopadzie 1751; brat Pompadoury, Abel Poisson de Vandieres, został w dwudziestym piątym roku życia na jego miejsce jeneralnym dyrektorem budowli, a nieco później, po śmierci ojca, otrzymał godność Markiza de Marigny. Skromny, piękny młodzieniec, dżentelmen i człowiek honorowy, co do którego siostra chyba tylko ten jeden miała powód do użalania się, że nie spotykał się z bezczelną efronteryą dworaków, uczynił dla sztuki ówczesnej więcej, niż ktokolwiek inny. Szereg pokojów w Luwrze, opróżnionych przez śmierć Coypela, zapewnił Boucherowi. Gdy okazała się potrzeba przyozdobienia nowego skrzydła zamku w Fontainebleau, Boucher wziął na siebie dekoracyę sufitu i główne malowidła w sali Rady; przyozdobił był już przedtem salę jadalną. Znajdujące się w Wallace Collection Wschód i Zachód słońca pochodzą również z tego czasu; malował je Boucher dla pani de Pompadour. Puszczał on teraz w obieg tyle dzieł, że niepodobieństwem było troskliwiej chodzić koło sztuki. Jak zawsze, tak i teraz nie chciał absolutnie podwyższać cen swych obrazów; wskutek tego, chcąc się utrzymać na powierzchni, musiał produkować daleko większą ich ilość. Mniej więcej w tym czasie bawił w Paryżu Reynolds i nie mógł wyjść z podziwu, że Boucher malował akty nagie bez modelu.

Gorączkowa chęć wykonania zamówień i natarczywe szturmowanie rytowników zmuszały go do pośpiechu. Barwy jego ciał stały się teraz ceglaste; stawał też ze zdumieniem przed swemi dziełami, drażniony przez krytykę i widzący wyraźnie, że wzrok go opuścił. Boucher dosięgnął szczytu swego zadania, ażeby „schodzić drugą stroną góry“. Zaczął się starzeć. Brzydka intryga stronnictwa królowej, pragnąc zniweczyć wpływ pani de Pompadour przez zwrócenie afektów króla ku lekkomyślnej, młodej piękności dworskiej, Madame de Choiseul-Romanet, szczególniejszy spowodowała sojusz. Hrabia de Stainville, jeden z najzawziętszych wrogów pani de Pompadour, zobaczywszy list, zapraszający młodą jego krewniaczkę do króla, uczuł się głęboko dotkniętym w swej dumie, że śmiano kuzynkę jego ofiarować królowi, i, udawszy się do markizy, powiadomił ją o komplocie. Zawarli z sobą ścisłe przymierze; de Stainville stał się odtąd głównym kierownikiem spraw państwa. Na jej nalegania król mianował go pierwszym ministrem, podnosząc go do godności księcia de Choiseul — nazwisko, które miało stać się odtąd świetną własnością jednego z największych ministrów Francyi.

W pięćdziesiątym roku życia Boucher został dyrektorem warstatów w Gobelins, ku wielkiemu zadowoleniu tkaczy i wszystkich, mających do czynienia z fabrykacyą tkanin. W roku tym namalował też słynny portret Pani Pompadour, której w rozmaitych czasach spłacał swój „haracz nieśmiertelności“. Dla fabryk w Gobelins wykonał szereg przepysznych wzorów. Atoli sprawność jego ręki zaczęła słabnąć. W sześćdziesiątym roku życia nawiedziła go choroba, nie wiele odtąd dając mu wytchnienia. Krytycy, zwłaszcza Diderot, zaczęli napadać na niego z bezwstydną gwałtownością. Boucher znosił to wszystko, czuł jednak zmianę, jaka nastąpiła w smaku publiczności. Opinia publiczna zaczęła się przejmować ideami nowej filozofii. W kraju powstał człowiek uczucia. Francya, upokorzona w wojnie, dotknięta szaleństwami i zachłannością klas uprzywilejowanych, zaczęła gardzić niemi i ich dziełem. Choiseul potęgę swoją oparł na silnej podstawie ludu i stał się jego bożyszczem. Mistrzowski jego umysł zatrzymał Fryderyka Pruskiego u granic Północy; narody, wycieńczone wojną, podpisały w r. 1763 pokój paryski. Choiseul, mając pokój na zewnątrz, zwrócił się ku skasowaniu wichrzycielskiego zakonu Jezuitów. Ich zamach na rządy pani de Pompadour spowodował potężną kobietę do tem spieszniejszego uskutecznienia planów Choiseula. Stało się to niebawem; zakon we Francyi skasowano, a jego ogromne majątki zajęło państwo. Ale pani Pompadour mogła tylko krótko radować się swym tryumfem. Gorączkową wyczerpana działalnością i trapiona długami, zapadła na uporczywy kaszel, a 15 kwietnia 1764 umarła, do końca utrzymawszy władzę nad królem i Francyą. Ludwik, zmęczony jej jarzmem, nie miał nic innego do powiedzenia z powodu jej skonu, tylko w kierunku stygnącego jej ciała, gdy do ostatecznej uchodziła przystani, twardy rzucił epigram. Jakiekolwiek były wady tej zimnej, wyrachowanej, zachłannej kobiety, która podeptała wszelkie delikatniejsze instynkty niewieście dla zyskania sobie względów króla, — kobiety bez skrupułów, nie znającej litości, nie umiejącej przebaczać i zapominać, pozbawionej wyrzutów sumienia, zawziętej i nieugiętej pod względem mściwości, głuchej na jęki, płynące z Bastylii, — kobiety o sercu, które kochało tylko siebie, — to przecież przyznać trzeba, że sztuce świetne wyświadczyła usługi. Śmierć pani Pompadour pozbawiła Bouchera przyjaciółki. Atoli brat jej, Marigny, pozostał staremu artyście wierny do końca. Gdy zmarł Carle van Loo, Boucher, mający wówczas lat sześćdziesiąt i dwa, został pierwszym malarzem króla. Kochany przez uczniów, którym zawsze pomagał słowem i czynem, stary artysta mile widywany bywał w pracowniach. Ale jadowita krytyka znowu podniosła się przeciw niemu. Diderot starzejącego się artystę z obraźliwą traktował gwałtownością. Gdy Boucher wystawiał co w Salonie, Diderot napadał na jego sztukę, jeżeli nie wystawiał, napadał nań również zawzięcie. „Gdy maluje dzieci — pisał Diderot — dzieci te nie są bynajmniej zajęte realnemi czynnościami życia, nie widzi ich uczących się lekcyi, czytających, piszących, nawijających konopie...“ Biedne, nieszczęśliwe dzieci, dla których nowa filozofia nie mogła lepszego znaleźć zajęcia nad nawijanie konopi na motek! Boucher był tylko artystą. Malował generacyę swą o tyle, o ile ją mógł widzieć; przy wszystkich swych błędach i niedomaganiach nigdy przecież sztuki swej nie obarczył cudzymi pierwiastkami, nie należącymi do życia narodowego; na pejzażach swych pogodną malował Francyę, a nie jakiś dowolny kraj, którego nie znał, z niesmacznemi ruinami greckiemi. Najlepiej ze wszystkiego — na wieczną swą chwałę malował dzieci, i to dzieci, pełne radości życia, nie myśląc bynajmniej o posyłaniu ich pięknych, małych ciał do szkoły, bez drzemiącej w nich chorobliwej ambicyi zostania kiedyś filozofami, bez zamiaru robienia z nich pozerów i kłamców jako „mężów uczucia”. Nie miał przyjemności w zasadzaniu ich małych ciał do pracy, robieniu z nich „lekcyi dla widza”, wykrzywianiu ich ramion przy „motaniu przędzy konopnej”. Malował kobiety z ciałem, przeznaczonem dla zdrowego mężczyzny — zadanie, będące najprzedniejszym instynktem w świecie, podstawą najgórniejszego aktu, mającego na celu życie dalszych pokoleń. A jeżeli purytanizm wobec tego przeznaczenia kobiety z obłudnem staje oburzeniem, tem gorzej dla purytanizmu. Jest to prawo, którego trzeba słuchać, — inaczej światby zaginął. Boucher malował dalej, ale wieniec różany zwiądł na głowie, przyprószonej siwizną. Rysy pobladły, oczy przygasły, wzrok niedomagał. Tylko ręka zachowała coś z swej dawnej sprawności. Udał się do Holandyi, ale zdrowie opuszczało go dalej. Diderot ostatnie już wymierzał ciosy. Zaniedbywana królowa zeszła w r. 1768 do grobu.

Żal i skrucha króla przyszły zapóźno, — nie trwały też dłużej, aniżeli strumień łez, który popłynął mu z oczu nad zwłokami zmarłej małżonki. W rok później król stał się kreaturą ładnej dziewczyny ulicznej, z którą na jego żądanie ożenił się powolny hrabia du Barry — osławionej Madame du Barry. Ale ani opór Choiseula przeciw temu dalszemu poniżaniu królewskiego tronu, ani nieprzejednany gniew wielkiego ministra na to nagłe wyniesienie kobiety, ani stworzenie sobie w ten sposób niebezpiecznego z niej wroga nie miały żadnego już znaczenia dla pierwszego malarza króla, Bouchera. Boucher był ruiną. Rozczarował się na synie, który był nicponiem. Dwaj umiłowani jego uczniowie, ożenieni z jego córkami, BAUDOUIN i DESHAYES, nie żyli. Do Salonu z roku 1769 przysłał swoją Bandę cyganów. Była to ostatnia jego wystawa. Wychudły, chodził jakiś czas, niby własny swój upiór, wyniszczony nieuniknionymi skutkami gorączkowej pracy i gonitwy za rozkoszami życia. Pewnego dnia, w poranek majowy, o godzinie piątej, otwarto drzwi pracowni Bouchera i znaleziono go nieżywego przy sztalugach, pod płótnem z Wenerą; na ziemi leżał farbami oblepiony pendzel, który mu wypadł z ręki. Tak zeszedł ze świata Boucher d. 30 maja 1770, w sześćdziesiątym siódmym roku życia. Słusznie napisał Diderot: „Nazbyt źle mówiłem o Boucherze i odwołuję to“. Boucher wielkim był mistrzem. 

Artystą z tego samego okresu, co Boucher, był Hugues Taraval (1728—1785). Boucher miał dwie córki: jedną, urodzoną w r. 1735, drugą, urodzoną w r. 1740. Wyszły za uczniów Bouchera, Baudouina i Deshayesa. Deshayes (1729—1765) wszedł do Akademii w r. 1759. Arcydziełem jego jest wielkie malowidło sufitowe Tryumf Wenery w domu M. Meniera w parku Monceaux (w Paryżu).

BAUDOUIN
1723—1769
Baudouin, najulubieńszy uczeń i zięć Bouchera, szedł drogą mody, stworzoną przez Bouchera, a następnie kroczył dalej w kierunku suggestyjnej sztuki Fragonarda. Jego słynny Coucher de la Mariee i Modele honnete powstały we Francyi, zajętej już Człowiekiem Uczucia i surowością dawnych Greków i Rzymian. Krytyka dni dzisiejszych nie szuka też nic innego w jego dziele, jak tylko źródła potępień ze strony sławetnego Diderota. Baudouin uwagę swą skupiał na tematach, kręcących się około przygód kawalerskich. Atoli każdy artysta ma prawo zajmować się kwestyą płci; zajmowali się nią i najwięksi nieraz twórcy. Ataki na artystów w rodzaju Baudouina są czystą pruderyą. A choć czasami malował on rozmaite drażliwości, nie poszedł dalej, aniżeli niejeden inny artysta, uznany przez świętoszków. Karyerę jego przecięła śmierć przedwczesna. Nazwisko jego pisano, zdaje się, Baudouin lub Baudoin, według gustu.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new