Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W KTÓRYM SZTUKA FRANCUSKA WYBUCHA PIEŚNIĄ
CLAUDE LORRAIN
1600—1682
Z rokiem 1600 przybył Francyi jeden z najpierwszych i najpotężniejszych malarzy tego dziwnie wrażliwego narodu — Claude Gellee, nieśmiertelny jako Claude Lorrain. Claude miał dzieło francuskie doprowadzić do szczytu; nowa przyszła z nim wizya na świat, poprzedniczka nowej sztuki ludzkości. Talent swój rozwijał i do osobistej dochodził wizyi w atmosferze, która wszelką tłumiła sztukę; nie może też dziwniejszy istnieć paradoks ponad ten, że Claude śmiało rzucił ojczyznę i dzieło życia swego wykonywał w tym kraju włoskim, który był śmiercią dla wszelkiej sztuki obcej. Trzeba jednak pamiętać, że Francya dni dzisiejszych nie jest tem, czem była Francya za dni Claude’a. Ziemia lotaryńska dostała się Francyi za Ludwika XIII, a więc już po urodzeniu się Claude’a; mieszkaniec jej był pokrewniejszy Flamandczykowi, ściślejsze też miał stosunki z Włochami, aniżeli z Francyą, jakkolwiek mówił po francusku.
Claude był jednak niewątpliwie Francuzem w tem znaczeniu, jak Walijczyk jest Brytańczykiem; przybywszy przecież do Rzymu, łączył się z Flamandczykami i Holendrami, a nie z Francuzami. Rzym był teraz modnem środowiskiem Europy. Stara arystokracya, zagrożona przez arystokracyę nową, jaką każdy papież wytwarzał z pośród swoich krewnych, łączyła się małżeństwem z ludźmi świeżo zbogaconymi. Dawne ideały wielkości jeszcze nie wymarły — pałac zaś i piękny obraz był częścią składową tych ideałów. Nowi bogacze nie mieli potrzeby czekania: posługiwali się artystami, którzy ściany ich pałaców umieli w szybkiem pokrywać tempie. Artyści ściągali do Rzymu. Traktowano ich niemal, jak gromadę rzezimieszków i łotrzyków. Znana jest historya o Tassim, którego papież Paweł V wielkimi otaczał względami. Papież skarżył się na to, że artyści są taką pogardy godną hałastrą; oszukali go — mówił — i wywiedli w pole wszyscy, prócz Tassiego. Widząc zaś niezwykłe zdumienie u swych słuchaczy, dodał, że ostatecznie Tassi na dudka go nie wystrychnął; przyznał tem samem, że i on niewątpliwym był szubrawcem. Prostym ludziom, Janowi Gellee i żonie jego, Annie Padose, z wioski Chamagne w Wogezach, w księstwie lotaryńskiem, urodził się 1600 r. trzeci syn, Claude Gellee, i stąd nazwisko jego „Klaudyusz Lotaryńczyk“ — Claude Lorrain.
W domu, w którym ujrzał światło dzienne, rozciągały się zielone pastwiska ku brzegom Mozeli. Claude był trzecim z pięciu synów. Urodzony w nędzy, mały Klaudyusz musiał w dzieciństwie już staczać walkę o kawałek chleba, za lichą zapłatą ciężkiej podejmując się pracy. Claude leniwym był chłopcem, — nie wiele też wiedzy wyniósł ze szkoły; litery, umieszczane na odwrotnej stronie obrazów w późniejszych latach, dowodzą, że lichym był uczniem, a ortografia jego z czasów, kiedy spisywał ostatnią swą wolę, jest wprost straszliwa. Oddano go w naukę do pasztetnika, — Lotaryngia słynęła z pasztetników, którzy z pieczywem swem udawali się do Rzymu. Po śmierci obojga rodziców młody Klaudyusz, wówczas dwunastoletni, nauczywszy się trochę rysunku od starszego brata, Jana, drzeworytnika i snycerza, uczuł tęsknotę, aby się udać do Rzymu. Razem z towarzyszami z kuchni pasztetnika przybył też około r. 1613 do miasta, które miało dlań tak wielkie mieć znaczenie. W Rzymie młody chłopiec zamieszkał w pobliżu Panteonu i, zdaje się, w największym żył niedostatku. Mniej więcej w osiemnastym lub dziewiętnastym roku życia zajęty jest w pracowni „łotrzyka“ Agostina Tassiego, który nie umiał oszukać papieża. W zamian za wprowadzenie go w tajniki sztuki musiał pełnić obowiązki stajennego, rozcieracza farb i wogóle odgrywał rolę niewolnika do wszystkiego; zgodził się podobno za kucharza pod warunkiem, że będzie mógł się uczyć malować. W każdym razie był razem z Tassim do r. 1619.
„Łotrzyk“ Tassi, urodzony roku 1566 w Perugii (prawdziwe jego nazwisko: Agostino Buonamici), był w Rzymie uczniem Pawła Brila, malarza holenderskiego, który był jednym z pierwszych artystów, uprawiających czysty krajobraz. Próżny, w gorącej wodzie kąpany, awanturniczy nicpoń Tassi, który poza innemi mniejszemi przygodami „przepędził dziesięć lat czasu na galerach w Leghorn” za udział w brzydkiej bójce ulicznej we Florencyi, zjednał sobie potem łaski papieża za pejzaże morskie; głównem źródłem jego sławy były burze. Poza reumatyzmem był to „łotrzyk" dobrotliwy, przywiązany do swego wygłodzonego ucznia. Po zwinięciu pracowni Tassiego z powodu śmierci jego możnego opiekuna, papieża, Claude, zdaje się, pracował pod wpływem Waisa, ucznia Elsheimera. Sam Elsheimer wówczas już nie żył, — zmarł w więzieniu za długi. Claude porzucił Rzym w kwietniu 1625 i puściwszy się na dwuletnią wędrówkę, zatrzymał się na chwilę w Wenecyi, skąd przez Bawaryę dostał się do rodzinnej wsi w Lotaryngii. Rojący się od wielkich okrętów port wenecki wywarł na młodzieńcu wrażenie, którego lata nie mogły zatrzeć w jego pamięci. Z Chamagne Claude udał się do Nancy, stolicy Lotaryngii, której dwór książęcy znany był z przepychu i popierania sztuki. W Nancy jeden z krewnych zaprowadził go do malarza księcia, Claude’a Derueta.
Deruet uczył malarstwa Ludwika XIII; otrzymał też szlachectwo od króla. Portrecista i rysownik dekoracyjny, traktował Claude’a uprzejmie, ale, ku wielkiemu jego niezadowoleniu i gniewowi, zasadził go razem z innymi pomocnikami do wykonywania ornamentów architektonicznych dla nowego kościoła Karmelitów. Tymczasem jeden z robotników poślizgnął się i spadł z rusztowania, — zawisnął jednak na wystającej belce, skąd uratował go Claude. W tej samej przecież chwili młody człowiek skorzystał z wypadku i oświadczył, że nigdy na rusztowanie nie pójdzie. W rzeczywistości tęsknił za Włochami; skierował się więc ku południowi i dotarł do Marsylii. Tutaj jednak ciężkiej nabawił się febry, przyczem zrabowano mu cały dobytek. Zarobiwszy sobie dwoma malowidłami na drogę, wsiadł na okręt, jadący do Civita Vecchia, zaprzyjaźnił się na pokładzie z Karolem Errardem z Nantes, nadwornym malarzem Ludwika XIII, i po dwu latach nieobecności stanął znowu w Rzymie w dzień św. Łukasza 1627 r. Claude zaznajomił się teraz z niemieckim artystą Sandrartem, który miał stać się jego biografem. Dwaj ci ludzie szybko ścisłą pomiędzy sobą zawarli przyjaźń. Następnych lat kilka poświęcił Claude usilnemu studyowaniu przyrody i pracował w sztuce swej z nieugiętą wolą. Środki jego były w tym czasie bardzo skąpe. Z zapałem jednak oddawał się „wnikaniu w najgłębsze tajemnice przyrodywstawał przed świtem i wyruszał w Kampanię, śród której przebywał aż do nocy, badając każdą odmianę świtu, każdy kolor wschodzącego i zachodzącego słońca, każdą barwę zmierzchu, a potem, wróciwszy zmęczony do swego poddasza, kładł się do snu, ażeby następnego rana wstać jak najwcześniej i, chwyciwszy pendzel i paletę, utrwalać swoje wrażenia.
Claude spotkał Sandrarta obok wodospadów w Tivoli; Sandrart malował z natury — kładł nacisk na to malowanie z natury, było to widocznie czemś niezwykłem — i Claude przejął się tą myślą. Potem dwaj ci przyjaciele chodzili już razem, „zdejmując studya z gór, jaskiń, dolin, straszliwych wodospadów, z świątyni Sybilli“, przyczem Claude wolał zawsze sceny z rozległym horyzontem. Trzeba jednak było zarabiać na chleb, i Claude, wszedłszy ponownie na rusztowanie, wykonał kilka fresków w pałacu kardynała Crescenzio, w pałacu rodziny Mutich i w ich mieszkaniu na Trinita de’Monti; freski te przedstawiają: Pałac i las, Doliny z górami i wodospadami, Port morski z okrętami, Ruiny i tym podobne.
Równocześnie — jak to zwykł był czynić do końca — Claude starał się wyćwiczyć w malowaniu figur, rysując je z życia lub kopiując posągi z Akademii. Nigdy jednak nie mógł się na tem polu pozbyć pewnej ociężałości, — brak, który widział bardzo dobrze, mówiąc o nim w sposób żartobliwy: „sprzedaję krajobrazy, a darowuję figury“. Uciekając się do pomocy innych artystów w malowaniu postaci na swych pejzażach, starał się zawsze sam naszkicować ich ruchy, kształty i położenie — bez względu na to, kto mu postacie te malował, Allegrini czy Lauri, Jan Miels czy Jacques Courtois, zwany „il Borgonone“, czy też brat jego, batalista Guillaume Courtois; na zbytek ten pozwalał sobie jednak dopiero w latach późniejszych, gdy doszedł już do sławy. Od czasu do czasu Claude zajmował się też rytownictwem. Tak pracował ten miły, szlachetny, prosty człowiek, oddany całkowicie sztuce, trzymający się zdała od borb szynkownianych i krotochwil, uprawianych przez innych artystów, których nazwiska tak często figurują w ówczesnych zapiskach policyjnych. W stosunkach przyjaźni był tylko z Sandrartem; zarabiając ciężko na chleb powszedni, nie znał zupełnie towarzystwa rzymskiego. Naczelnym francuskim malarzem w Rzymie był Mikołaj Poussin. Atoli niewyszkolony, prosty, wieśniaczy Claude żył w swoim własnym święcie, zdała od arystokratycznego filozofa i pedanta, uczonego Poussina. Wiemy jednak od Sandrarta, że przy sposobności spotykali się z sobą w Tivoli, dyskutując o sztuce i szkicując — Claude i Poussin wraz z Sandrartem i Du Quesnoy.
Jeśli przyszła sława, to ona szukała Claude’a, a nie on jej: przyszła jednak bez pośpiechu, bez gwałtownego hałasu. Około r. 1629 namalował Claude dwa małe płótna: Campo Vaccino i Port morski z handlarzem garnków, oba w Luwrze. W r. 1634 przybył do Rzymu Bourdon, zręczny naśladowca wszelakiego stylu, który go zaciekawił. Zobaczywszy w pracowni Claude’a jeden z jego pejzażów, wrócił do domu i w przeciągu ośmiu dni wykonał tak zadziwiająco podobną kopię, że stała się przedmiotem rozmów po pracowniach. Claude, zainteresowany, poszedł ją zobaczyć i w taką wpadł wściekłość, że byłby się pomścił na swoim ziomku, gdyby nie to, że Bourdon natychmiast usunął mu się z drogi. W r. 1634 Claude znaczną miał już reputacyę. Około tego też czasu sprowadził swego kuzyna, Jana Gellee, aby się zajął jego domem i jego sprawami, pragnąc wszystek swój czas poświęcić sztuce. Filip de Bethune, hrabia de Selles et de Charost, został w r. 1627 mianowany na czas następny ambasadorem francuskim na dworze papieskim, Młodszy ten brat wielkiego ministra Sully’ego był jednym z naj pierwszych mecenasów Claude’a. — Malował on dla niego dwa obrazy, obecnie w Luwrze: złocisty Port morski o zachodzie słońca i Forum; kopia tego ostatniego, rytowana przezeń w r. 1636, znajduje się w Dulwich. Niebawem widzimy go przy pracy dla kardynała Guidona Bentivoglia, tego samego, którego portret, w Pitti, wykonał Van Dyck; trzy pejzaże, namalowane dla kardynała, rozległą Claude’owi zjednały sławę. Papież, mający maniackie umiłowanie fortyfikacyi, zamówił u niego cztery malowidła, — dwa są obecnie w Luwrze: Dawny port messyński (albo Zapaśnicy — z r. 1639), obraz, na którym w blaskach zachodzącego słońca widnieje Villa Medici, obecnie Akademia francuska w Rzymie, — oraz scena z życia pasterskiego, znana jako Taniec wiejski (1639).
Kardynałowie dali się porwać nowej modzie; Claude nie mógł się opędzić zamówieniom. Do zamawiających należał kardynał Rospigliosi, późniejszy papież Klemens IX. Dla kardynała Gioria namalował trzy krajobrazy, trzy porty morskie i jedną rzecz figuralną; pośród nich Port morski przy zachodzie słońca (1644) znajduje się w Galeryi Narodowej, dwa inne obrazy wiszą w Luwrze: Samuel, upominający króla Dawida (1647), oraz wspaniałe Wylądowanie Kleopatry w Tarsie. Zamówienia napływały i z innych krajów: w r. 1644 namalował dla Anglii wyborne dzieło drobnych rozmiarów, pejzaż, w Galeryi Narodowej, tak zwany Echo i Narcyz; równocześnie zajęty był pracami, zamówionemi z Paryża; Grenoble ma piękny krajobraz, inny jest w Windsorze, — oba widoki Tivoli; Lord Methuen posiada klejnocik, Krajobraz z św. Janem i dwoma aniołami, malowany na miedzi. Śmierć kardynała Bentivoglia i papieża Urbana VIII, w r. 1644, oraz wybór Innocentego X, wroga Barberinich, pozbawiły krewnych ostatniego papieża ich pałaców i bogactw. Na szczęście nie miało to dla Claude’a żadnych skutków ujemnych. W krewniaku nowego papieża, w księciu Kamilu Pamfilim, entuzyastycznego znalazł opiekuna. Pamfili, syn głośnej donny Olimpii Maidalchiny, jakkolwiek dzięki stryjowi swemu otrzymał godność kardynała, godność tę rzucił, aby pojąć za żonę najbogatszą dziedziczkę w Rzymie, Olimpię Aldobrandini, i oddawać się wszelkim przyjemnościom i sztuce. Claude wykonał dla niego cztery malowidła; trzy z nich są dotychczas w Pałacu Doria w Rzymie: Merkury, kradnący stado Admetusa, Młyn i Świątynia Apollina w Delos, — czwarty, Bród, znajduje się w Peszcie.
Protektorem Claude’a został teraz książę de Bouillon, starszy brat wielkiego Turenne’a, hugenota z krwi i tradycyi. Zażarty wróg Richelieu’ego, zamieszany w sprzysiężenie Piątego Marca, został on aresztowany i osadzony w więzieniu; uwolniła go dzielna, sprytna żona, zająwszy Sedan i grożąc, że miasto odda Hiszpanom, jeżeli książę nie odzyska swobody. Bouillon, przybywszy do Rzymu, spokojnie wyrzekł się swej wiary i został głównodowodzącym papieża. Claude namalował dla niego przepyszny waryant Młyna, zwany Małżeństwem Izaaka i Rebeki, oraz port morski, znany jako Królowa Saba, wsiadająca na statek, — oba namalowane w r. 1648 i znane jako „ Claude-Bouillonowskie“; po rewolucyi francuskiej stały się one słynną własnością Galeryi Narodowej w Londynie. Innym wielkim mecenasem, który w r. 1648 pojawił się na widowni życia Claude’a, był książę de Liancourt, małżonek uzdolnionej a cnotliwej Joanny de Schomberg. Liancourt właśnie taką miał pasyę do obrazów, że, kiedy żona jego śmiertelnie zachorowała, uczynił ślub, iż, jeśli wyzdrowieje, sprzeda wszystkie swoje malowidła, a pieniądze rozda między ubogich. W Luwrze jest Bród i Ulisses, oddający Chryzeidę jej ojcu — oba obrazy malowane dla księcia.
W czterdziestym ósmym roku życia Claude rozległą miał już sławę. Następny rok był świadkiem zaszczytu, który musiał go wzruszyć. W roku 1649 otrzymał Velazquez od Filipa IV polecenie zakupna obrazów dla swego królewskiego pana i, przybywszy w r. 1650 do Rzymu, nabył Innocentego X, a ponadto zamówił u Claude’a osiem innych dzieł dla Madrytu; te cztery obrazy z Starego i cztery z Nowego Testamentu wiszą w Prado; klimat hiszpański obszedł się z nimi niezbyt mile, lecz te, które ocalały, wykazują wysoki talent Claude’a. Są tam również dwa obrazy, malowane dla Filipa V. Cztery z owych ośmiu mają kształt pionowy. Widok Forum z orszakiem pogrzebowym św. Sabiny; pejzaż, zwany Znalezieniem Mojżesza; krajobraz, zwany Tobita i anioł; Port morski z św. Paulą, wsiadającą na okręt. Z trzech ostatnich Claude namalował repliki, obecnie własność księcia Wellingtona, lorda Portarlingtona i galeryi w Dulwich. Na cztery malowidła horyzontalne składają się: krajobraz tak zwany Bród, Pejzaż księżycowy z kuszeniem św. Antoniego śród ruin, Pustelnik na puszczy i krajobraz leśny z wodospadami, znany jako Magdalena, klęcząca u stóp krzyża. Claude’owi tak dokuczało fałszowanie jego dzieł, że sporządził album szkiców wszystkich swych utworów, słynne jako Liber Veritatis. Claude zdobył sobie teraz podziw niezwykłego miłośnika sztuki, hrabiego de Brienne; ten Henri Louis de Lomenie był sekretarzem stanu Ludwika XIII. Claude namalował dla niego dwa małe, obecnie w Luwrze wiszące, owalne obrazki — Oblężenie Rochelli (1651) i Wzięcie przesmyku Suzańskiego, — postacie na nich są podobno pendzla Jakóba Courtois’a; oba obrazy malowane na miedzi, powleczonej srebrem.
Dla signora Cardella namalował dużych rozmiarów Bicie pokłonów złotemu cielcowi, obecnie w Grosvenor House. Innocenty X zmarł 1655, i na tronie papieskim zasiadł kardynał Chigi, charakter prawy, głośny ze swych występów przeciw zepsuciu, panującemu w Watykanie. Jezuici wytłómaczyli mu jednak, że postępuje nierozumnie, atakując nadużycia — i papież, ze wstrętem patrząc na to wszystko, oddał się cały sztuce. Claude namalował dla niego Porwanie Europy i Bitwę na moście, oba w zbiorze Jusupowa w Rosyi. Claude zapalił się do tego tematu, malując Porwanie Europy trzykrotnie; rytował je też w r. 1634, a Muzeum Brytyjskie ma wykończony szkic z r. 1670. Dla swego krewniaka, Don Camilla, wybudował papież wspaniały pałac na Piazza Colonna; dla pałacu tego malował Claude w r. 1658 znajdujący się obecnie w Galeryi Narodowej obraz Dawid w jaskini Adullamskiej, lub Sinon, przyprowadzony przed Priama; jest to jedna z jego wielkich kompozycyi. W r. 1656 nawiedziła Rzym zaraza morowa, straszliwe czyniąc spustoszenia. Lecz Claude i Poussin pozostali, spokojnie pracując dalej. Z trzech malowideł tego roku srebrny Jakób, starający się o Rachelę, stanowi dzisiaj skarb Petworthu. Jak świadczy jego Liber Veritatis, z pracowni Claude’a wychodziło mnóstwo obrazów. Człowiek, lubiący życie uporządkowane, notował wszystkie swe dzieła. Pracownik powolny, ale niestrudzony, malował pięć obrazów na rok. Do najsłynniejszych należą: Pasterz apulijski (1657), obecnie w Bridgewater House; drezdeński Acis i Galatea; przepyszna Ucieczka do Egiptu, w Ermitażu, jeden z największych krajobrazów wieku, oraz Upadek państwa rzymskiego, w Grosvenor House, malowany dla Le Bruna, wówczas przełożonego Akademii francuskiej w Rzymie. Krajobraz, zwany Esterą, który Claude uważał za swe arcydzieło, na nieszczęście zaginął.
Tak więc sława i bogactwo wkroczyły w dom Claude’a Lorraina. Równocześnie jednak zaczął niedomagać na zdrowiu: w czterdziestym roku życia nawiedził go reumatyzm, jak gdyby zazdrosny o jego powodzenie, i wzmagał się razem z wzmaganiem się jego sławy. Bolesny to był cios dla Claude’a, gdyż położył kres jego wędrówkom poza mury miasta, tak doniosłym dla niego i jego sztuki. Oddał się teraz malowaniu Ucieczki do Egiptu i Drogi do Emaus; „wykonał je na miejscu“, jak mówi w swej ostatniej woli — te „krajobrazy, malowane z natury“. Pierwszy swój testamet spisał w lutym 1663, zagrożony śmiercią, która jednak łaskawie go ominęła. Testament ten interesuje nas dlatego, że odsłania rąbek tajemnicy jego romansu. Ten prosty, pobożny, szlachetny duch pamięta o małej, jedenastoletniej dziewczynie, Agnieszce, żyjącej w jego domu, i zapisuje jej swoje zbiory, urządzenie domowe, cenną Ucieczkę do Egiptu i Liber Veritatis. Portret własny i kopia tego portretu zginęły; rysy jego przekazał nam jednak mierny drzeworyt Sandrarta.
W maju 1663 r. Claude przyszedł znów do siebie i namalował wielkich rozmiarów krajobraz, dziś w Devonshire, Merkury i Bachus. Atoli ręka jego straciła nieco z swej uprzedniej swobody, — hamował ją reumatyzm, jakkolwiek od czasu do czasu przebija się jeszcze dawna świetność. Dla Konstabla Neapolu, Colonny, męża siostrzenicy Mazariniego, pięknej i dowcipnej Maryi Mancini — tej, która wznieciła miłość młodego Ludwika XIV i stała się głośną z późniejszych swych przygód — Claude namalował osiem obrazów. Przeważna ich część znajduje się obecnie w prywatnych zbiorach angielskich; subtelna Egeria i jej nimfy jest obecnie w Neapolu; Wantage Collection ma jego wyborny Zaczarowany zamek, który do poematu natchnął Johna Keatsa. Dla arcybiskupa Tuluzy, monseigneura de Bourlemont, namalował trzy pejzaże i jeden widok morza: Krzak gorejący Mojżesza, w Bridgewater House; Cefalas i Prokris, w pałacu Doria w Rzymie; Apollo i Sybilla kumejska i Demostenes na brzegu morskim, również w Bridgewater House. Dla wiernego swego mecenasa, kardynała Rospigliosi, namalował Grającego pasterza i Napad zbójców na wieśniaków; w marcu 1667 mecenas jego został papieżem, i Claude wykonał dla niego obraz na temat, wzięty z ulubionych przez papieża Metamorfoz Owidyusza. Claude nie mógł się teraz opędzić zamówieniom. Znajdujący się w Liber Veritatis szkic Powołanie św. Andrzeja i Piotra budzi w nas żal za zaginionym oryginałem. Zachowała się Northbrookowska Sielanka pasterska. Do r. 1668 należą dwa krajobrazy monachijskie z Hagarą; w r. 1667 namalował wielki Bród monachijski.
Śmierć pogroziła Claude’owi ponownie w czerwcu 1670. Do ostatniej swej woli dodał on kodycyl, odwołujący kilka innych poprzednich, co dowodzi, że w latach tych licho musiało być z jego zdrowiem. Ostatni ten kodycyl miał wywołać szereg procesów, które wlokły się jakieś sto lat po jego śmierci. I teraz śmierć przeszła obok niego. Nie mógł jednak pracować więcej nad dwie lub trzy godziny dziennie. Sztuka zaczęła go gwałtownie opuszczać; płomienna chwała ustąpiła miejsca chłodowi; blask słoneczny porzucił jego twórczość. Zaczęła go trapić zgraja fałszerzy. Poczciwy człowiek, pamiętający o dobroci, z jaką w ciężkiej swej młodości spotkał się ze strony „łotrzyka“ Tassiego, przyjął w swój dom ułomnego kalekę, chłopca, nazwiskiem Giovanni Domenico, i zaczął go uczyć. Dusza chłopca okazała się tak samo pokrzywioną, jak jego ciało. Dwadzieścia pięć lat nauki uczyniło zeń zręcznego naśladowcę mistrza. Zawistne języki zaczęły szeptać, że nie Claude malował swe dzieła. Zarozumiały Domenico, nadętą powodując się próżnością, opuścił pracownię mistrza i zażądał wynagrodzenia za lata służby. Claude, zraniony w swem delikatnem sercu, zapłacił szuję, który jednak wkrótce potem umarł.
Mimo słabnących sił Claude’a, zamówienia napływały jedno za drugiem. W r. 1673 powstał Holkamowski Perzeusz i Pegaz. Do ostatnich tych lat należy Beaumontowski Św. Filip, chrzczący eunucha. Zjawienie się Chrystusa w ogrodzie jest dziełem roku 1681, w którym Claude namalował także Parnas i Muzy. W ostatnim roku życia, 1682, namalował Świątynię Kastora i Polluksa; rysunek tego obrazu znajduje się w British Museum. D. 21 listopada 1682 śmierć unieruchomiła rękę Claude’a. Przeważną część wielkiego majątku rozdał on uboższym swym krewnym, tak, że umarł jako człowiek stosunkowo ubogi. Pochowano go w kościele Santa Trinita de’Monti. Pozostawił po sobie słynny Liber Veritatis, księgę, zawierającą dwieście rysunków, szkiców malowideł, mających świadczyć przeciw fałszerzom jego dzieł. Na nieszczęście nie jest ona dokładną. Znajduje się obecnie w Chatsworth. Rytownik Earlom reprodukował ją w mezzotincie r. 1777 w dwóch tomach, do których dodał jeszcze trzeci, zawierający jakie sto rysunków Claude’a. Na nieszczęście i Earlom „poprawiał” niektóre z oryginałów. Jest to cenna pamiątka utworów Claude’a. Anglia obfituje w zadziwiające rysunki Claude’a Lorraina; Muzeum Brytyjskie posiada takie arcydzieła, jak Port włoski z łodziami, świetlny, pełen powietrza. Tak samo, jak w malarstwie i rysunku, Claude niezwykłe okazał uzdolnienie w rytownictwie. Czterdzieści i osiem znanych jego rytów zbyt rzadkiemi odznaczają się zaletami. Pierwsze arcydzieło w tej dziedzinie stworzył w r. 1633 na słynnej płycie, przedstawiającej Zbójców; atoli najsławniejszą jego płytą jest, być może, wspaniałe Wypędzenie stada na pastwisko.
Sztuka Claude’a stała się celem najniedorzeczniejszych elukubracyj krytycznych. Począwszy od uroczystych obwieszczeń owego pana, który z słoniowatym bombastem oświadcza, że „pojęcie krajobrazu u Claudea o tyle wykracza przeciw naturze, o ile całkowicie jest antropocentryczne“, a skończywszy na paplaninie tych, którzy w utworach jego dopatrują się przymiotów, jakich Claude najmniejszego nie miał zamiaru wyrazić, we wszystkich pseudo-uczonych tych bajkach nie znajdziemy ani odrobiny zmysłu artystycznego. Claude, przybywszy do Włoch z wyobraźnią francuską, dał się porwać romantyce tego cudownego kraju. Stanął wobec blasku Włoch i najgłębszych doznał wzruszeń — porwał go czar krajobrazu, marzenia, legendy, owiewające tę w promieniach słonecznych wykąpaną ziemię. A posiadłszy zdolność wyrażania tego, co odczuwał, mając rękę tak zręczną, jak mało kto, z ekstatycznym zapałem zaczął odtwarzać te wszystkie cuda i blaski, zaczął je zamykać w rozległej, majestatycznej, cudownej sztuce, zniewalającej zmysły nasze płomiennym, romantycznym urokiem, wyrastającym w naszej wyobraźni na widok Włoch. Czy to wszystko było „antropocentryczne“, czy miało związek z jakiem innem tego rodzaju cudactwem, nic to nas nie obchodzi, tak, jak nie troszczył się o to i Claude Lorrain. Był poetą; grube, ciężkie farby olejne naginał do swej woli, ażeby stworzyć arcydzieło, któreby wizyę zmysłów naszych napełniało impresyą, jakiej on sam doznawał na widok Włoch. A wszystkie te rzeczy wykonywał z pomysłowością, zręcznością i zniewalającą potęgą poezyi, dzięki której zajął śród artystów wszystkich czasów jedno z miejsc braku zrozumienia sztuki wogóle. Claude był poetą, wyrażającym ducha swego wieku. Jest to nie ujmą, ale chwałą jego, — zjawisko nieuniknione, że Ruskin i tym podobni nie umieli odczuć tego rodzaju wielkiej sztuki, tak, jak nie umieli odczuć sztuki Whistlera. Zrozumieli go przecież Velazquez i Turner. Wpływ geniuszu jego był też zadziwiający.
Claude spoglądał na Włochy i wyraził czar ich tak, jak żaden malarz włoski wyrazić go nie był zdolen. Stworzył sztukę, jakiej przedtem nie widziano. Poszedł do przyrody. A gdyby przypadkiem naturę można było przyozdabiać i zastosowywać do woli człowieka, nie jego to było rzeczą. Romantykę Włoch wyrażał on w taki sam sposób, jak to czynił Szekspir w swych utworach na tematy włoskie. Pozostał na zawsze Francuzem, — do sztuki swej wprowadził wizyę subtelną a francuską. Claude jest pierwszym wielkim malarzem Francyi. W nim, jak gdyby cudem jakim, znalazła Francya w dziedzinie malarskiej wspaniały swój wyraz. Widział on świat przed sobą, odarty z rzeczywistości, pozostawiający po sobie tylko promieniste wspomnienie, i ze skończoną techniką napełniał swe dzieła sztuki romantycznem tchnieniem świata. Tę romantykę widział przed sobą. Prawdziwie też wyrażał wspaniałą pompę i to wszystko, co stanowiło istotnego ducha jego wieku. Ale umarły świat ten w żywem kąpał się słońcu; ogarniało go żywe, czarodziejskie światło, a subtelny blask ten przedstawiał Claude ze zręcznością i znajomością rysunku, jaką daje tylko geniusz. Proszę sobie przypomnieć Ucieczkę do Egiptu; co za dostojność, jaka wielkość w tym blasków pełnym układzie!
Z jego objawienia urodziła się przedziwna krajobrazowa sztuka tego wielkiego wieku; ona natchnęła później dzieło Corota, — ona dała życie podniosłemu wyrazowi największego poety pejzażu, jakiego wydały stulecia, angielskiego Turnera! Że mali naśladowcy udawali się do Claude’a i przez jego szkła patrzyli na przyrodę, zamiast zwracać się do niej bezpośrednio, było to zjawiskiem nieuniknionem. Każdy olbrzym płodzi tego rodzaju niebezpieczeństwa; akademizm jest zabójcą sztuki. Turner ogromniejszą miał orkiestracyę, szerszą skalę od Claude’a. Lecz Turner w odmiennym żył wieku; sztuka Turnera byłaby tak samo fałszem w wieku Claude’a, jak sztuka Claude’a w wieku Turnera. Jeżeli Turner, zapisując Galeryi Narodowej swoje Założenie Kartaginy i Mglisty poranek, postawił warunek, aby je powieszono między dwoma obrazami Claude’a, między Portem morskim i Młynem, to chciał tem samem wiek swój przeciwstawić stuleciu Claude’a; wówczas zaś, kiedy starał się prześcignąć Claude’a, naśladując właściwości zmarłego, popadł w akademicki fałsz wyrażania muzyki umarłej. Pyszny drezdeński Krajobraz z postaciami, wielka Ucieczka do Ggipta, w Ermitażu, sięgają majestatycznych szczytów ludzkiej zdolności wyrażania; człowiek, który obrazy te stworzył, stał się twórcą pejzażu, należącego do nieśmiertelnych dzieł jego rasy. Umierając, złożył Claude pochodnię w ręce Watteau’a, którego sztuka poszła śladami przedziwnej wizyi, jaką Claude odkrył światu, stwarzając ją i wykonywując czarodziejskim, nieśmiertelnym pendzlem. Krajobraz stulecia „wielkiej maniery” nie łatwo mógł wydać drugiego Claude Lorraina; Claude wywarł jednak wpływ na dwóch Patelów, ojca i syna. Plerre Patel Starszy (1620?—1676) i syn jego, Pierre Antoine Patel Młodszy (1648—1708), podpisywali się obaj tem samem imieniem i nazwiskiem. Luwr posiada dzieła jednego i drugiego.
GASPARD DUGHET zwany Gaspard Poussin (Poussin-pejzażysta).
1613—1675
Szerokie poczucie pejzażu, spadek po Mikołaju Poussinie, wyraziło się w całej pełni w jego wielkim uczniu i młodszym od niego szwagrze, nazwiskiem Gaspard Dughet, bardziej znanym jako Gaspard Poussin, jakkolwiek nazwisko to dobrane jest nieszczęśliwie, ponieważ stwarza zamieszanie w oznaczaniu dzieł obu mistrzów. Gaspard Dughet, jakkolwiek krwi francuskiej, urodził się w Rzymie 1613; był zaledwie dzieckiem, kiedy Mikołaj Poussin zawitał do tego miasta. Poussin ożenił się później z jego siostrą. Z wielką dla siebie korzyścią Dughet został jego uczniem; Poussin zainteresował się uzdolnionym chłopcem i rychło rozwinął jego talent. Młody chłopiec, korzystając z wrodzonego francuskiego geniuszu Poussina, który, widząc w nim skłonności krajobrazowe, kształcił go w tym specyalnie kierunku, uczył się równocześnie od swego mistrza malowania figur, potrzebnych do pejzażu. Dugheta spotkało jeszcze i to dobrodziejstwo, że doszedł do uznania po krótkich stosunkowo latach nienawistnego terminatorstwa. Od samego początku obracał się on w kole mecenasów Poussina, tak, że uznanym był mistrzem, doszedłszy zaledwie do lat męskich — z upływem dni niemal dziecięcych mnóstwo już miał zamówień.
Pracując w rozmaitych dziedzinach, Dughet osiągnął powodzenie, któremu równe miał tylko Claude Lorrain lub wielki jego nauczyciel, Poussin. Ozdabiał pałace i kościoły, — największą jednak sławę zawdzięcza malarstwu sztalugowemu, Zycie miał długie, a liczba jego dzieł jest ogromnie duża. Na nieszczęście lubił malować na tle ciemno-czerwonem, co z biegiem czasu przyciemniło jego sztukę. W idealistycznem malarstwie swem doszedł do szlachetnej koncepcyi, — posiadł subtelny zmysł kompozycyjny. Kochał błękit niebios włoskich z majestatem białych obłoków, poruszanych tchnieniem łagodnych powiewów, i pejzaż swój zanurzał we wspaniałej fali blasków słonecznych, otulających dalekie wzgórza ciepłą, przejrzystą światłością. Gaspard Dughet przepędził życie swe we Włoszech; zmarł w Rzymie 1675. Taki był stan sztuki francuskiej z chwilą, gdy zmarł Ludwik XIII.
Najsubtelniejszy jej geniusz rozwinął się w ojczyźnie w dziełach Le Naina i Bourdona, w Rzymie zaś działały dwie wielkości, Claude Lorrain i Nicolas Poussin, a jakkolwiek pracowali poza granicami kraju, to przecież powołaniem ich było przewodzić sztuce narodowej, zapładniać sztukę holenderską i flamandzką; Claude miał stać się ponadto źródłem natchnienia dla największego pejzażysty wszystkich czasów, dla górnej sztuki Anglika Turnera. Ogólny jednak kierunek we Francy i był nietwórczy i nienarodowy; naśladownictwo nigdy nie może być twórcze; wizya włoska groziła śmiercią narodowemu geniuszowi francuskiemu. W malarstwie portretowem żaden Francuz nie zaznaczył żywotności; musimy się zwrócić do Flamandczyka Filipa de Champaigne (1602—1674), jako do jedynego w tej dziedzinie geniuszu wieku; dowód tego mamy w jego portrecie Richelieugo (w całej postaci) i w Zmarłym Chrystusie; — oba te obrazy wiszą w Luwrze. Od połowy wieku siedemnastego artyści dzielili się zawsze na italianistów i flamandczyków, na „Poussinistów i Rubensistów”.