Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Odrodzenie w Wenecyi
TOM 2: PRZEDMOWA
TOM 2: WENECYA
TOM 2: ROZDZIAŁ I
TOM 2: ROZDZIAŁ II
TOM 2: ROZDZIAŁ III
TOM 2: ROZDZIAŁ IV
TOM 2: ROZDZIAŁ V
TOM 2: ROZDZIAŁ VI
TOM 2: ROZDZIAŁ VII
TOM 2: ROZDZIAŁ VIII
TOM 2: ROZDZIAŁ IX
TOM 2: ROZDZIAŁ X
TOM 2: ROZDZIAŁ XI
TOM 2: ROZDZIAŁ XII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIV
TOM 2: ROZDZIAŁ XV
TOM 2: ROZDZIAŁ XVI
TOM 2: ROZDZIAŁ XVII
TOM 2: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIX
TOM 2: ROZDZIAŁ XX
TOM 2: ROZDZIAŁ XXI
TOM 2: ILUSTRACJE
Malarstwo hiszpańskie
TOM 3: PRZEDMOWA
TOM 3: ROZDZIAŁ I
TOM 3: ROZDZIAŁ II
TOM 3: ROZDZIAŁ III
TOM 3: ROZDZIAŁ IV
TOM 3: ROZDZIAŁ V
TOM 3: ROZDZIAŁ VI
TOM 3: ROZDZIAŁ VII
TOM 3: ROZDZIAŁ VIII
TOM 3: ROZDZIAŁ IX
TOM 3: ROZDZIAŁ X
TOM 3: ROZDZIAŁ XI
TOM 3: ROZDZIAŁ XII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIV
TOM 3: ROZDZIAŁ XV
TOM 3: ROZDZIAŁ XVI
TOM 3: ROZDZIAŁ XVII
TOM 3: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIX
TOM 3: ROZDZIAŁ XX
TOM 3: ROZDZIAŁ XXI
TOM 3: ROZDZIAŁ XXII
TOM 3: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 3: ILUSTRACJE
Malarstwo flamandzkie i niemieckie
TOM 4: PRZEDMOWA
TOM 4: WSTĘP
TOM 4: ROZDZIAŁ I
TOM 4: ROZDZIAŁ II
TOM 4: ROZDZIAŁ III
TOM 4: ROZDZIAŁ IV
TOM 4: ROZDZIAŁ V
TOM 4: ROZDZIAŁ VI
TOM 4: ROZDZIAŁ VII
TOM 4: ROZDZIAŁ VIII
TOM 4: ROZDZIAŁ IX
TOM 4: ROZDZIAŁ X
TOM 4: ROZDZIAŁ XI
TOM 4: ROZDZIAŁ XII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIV
TOM 4: ROZDZIAŁ XV
TOM 4: ROZDZIAŁ XVI
TOM 4: ROZDZIAŁ XVII
TOM 4: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIX
TOM 4: ROZDZIAŁ XX
TOM 4: ILUSTRACJE
Malarstwo holenderskie
TOM 5: PRZEDMOWA
TOM 5: ROZDZIAŁ I
TOM 5: ROZDZIAŁ II
TOM 5: ROZDZIAŁ III
TOM 5: ROZDZIAŁ IV
TOM 5: ROZDZIAŁ V
TOM 5: ROZDZIAŁ VI
TOM 5: ROZDZIAŁ VII
TOM 5: ROZDZIAŁ VIII
TOM 5: ROZDZIAŁ IX
TOM 5: ROZDZIAŁ X
TOM 5: ROZDZIAŁ XI
TOM 5: ROZDZIAŁ XII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XV
TOM 5: ROZDZIAŁ XVI
TOM 5: ROZDZIAŁ XVII
TOM 5: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIX
TOM 5: ROZDZIAŁ XX
TOM 5: ROZDZIAŁ XXI
TOM 5: ROZDZIAŁ XXII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XXV
TOM 5: ILUSTRACJE
Malarstwo francuskie
TOM 6: PRZEDMOWA
TOM 6: ROZDZIAŁ I
TOM 6: ROZDZIAŁ II
TOM 6: ROZDZIAŁ III
TOM 6: ROZDZIAŁ IV
TOM 6: ROZDZIAŁ V
TOM 6: ROZDZIAŁ VI
TOM 6: ROZDZIAŁ VII
TOM 6: ROZDZIAŁ VIII
TOM 6: ROZDZIAŁ IX
TOM 6: ROZDZIAŁ X
TOM 6: ROZDZIAŁ XI
TOM 6: ROZDZIAŁ XII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XV
TOM 6: ROZDZIAŁ XVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XVII
TOM 6: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIX
TOM 6: ROZDZIAŁ XX
TOM 6: ROZDZIAŁ XXI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 6: ILUSTRACJE
Malarstwo angielskie
TOM 7: PRZEDMOWA
TOM 7: ROZDZIAŁ I
TOM 7: ROZDZIAŁ II
TOM 7: ROZDZIAŁ III
TOM 7: ROZDZIAŁ IV
TOM 7: ROZDZIAŁ V
TOM 7: ROZDZIAŁ VI
TOM 7: ROZDZIAŁ VII
TOM 7: ROZDZIAŁ VIII
TOM 7: ROZDZIAŁ IX
TOM 7: ROZDZIAŁ X
TOM 7: ROZDZIAŁ XI
TOM 7: ROZDZIAŁ XII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XV
TOM 7: ROZDZIAŁ XVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVIII
TOM 7 ROZDZIAŁ XXIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXXI
TOM 7: ILUSTRACJE
Malarstwo XIX wieku
TOM 8: PRZEDMOWA
TOM 8: ROZDZIAŁ I
TOM 8: ROZDZIAŁ II
TOM 8: ROZDZIAŁ III
TOM 8: ROZDZIAŁ IV
TOM 8: ROZDZIAŁ V
TOM 8: ROZDZIAŁ VI
TOM 8: ROZDZIAŁ VII
TOM 8: ROZDZIAŁ VIII
TOM 8: ROZDZIAŁ IX
TOM 8: ROZDZIAŁ X
TOM 8: ROZDZIAŁ XI
TOM 8: ROZDZIAŁ XII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIV
TOM 8: ROZDZIAŁ XV
TOM 8: ROZDZIAŁ XVI
TOM 8: ROZDZIAŁ XVII
TOM 8: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIX
TOM 8: ILUSTRACJE
TOM 9: ROZDZIAŁ I
TOM 9: ROZDZIAŁ II
TOM 9: ROZDZIAŁ III
TOM 9: ROZDZIAŁ IV
TOM 9: ROZDZIAŁ V
TOM 9: ROZDZIAŁ VI
TOM 9: ROZDZIAŁ VII
TOM 9: ROZDZIAŁ VIII
TOM 9: ROZDZIAŁ IX
TOM 9: ROZDZIAŁ X
TOM 9: ROZDZIAŁ XI
TOM 9: ROZDZIAŁ XII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIV
TOM 9: ROZDZIAŁ XV
TOM 9: ILUSTRACJE

TOM 5: ROZDZIAŁ II


W‎ ‎KTÓRYM‎ ‎ZJAWIA‎ ‎SIĘ‎ ‎GENIUSZ‎ ‎ŚWIATOWEJ‎ ‎SŁAWY, WYŁONIWSZY‎ ‎SIĘ‎ ‎ZE‎ ‎SKANDALU‎ ‎POLICYJNEGO

Nagle w początkach wieku siedemnastego zjawił się w Holandyi, w Haarlemie, człowiek, który miał stworzyć sztukę tak całkowicie holenderską i tak całkowicie wielką, że zdawało się, jak gdyby spadł z niebiosów. Człowiek ten był arystokratą, ale przed nami wyłonił się z brzydkiego skandalu policyjnego i nazywał się Frans Hals. Był jednym z pół-tuzina największego gatunku malarzy — jako malarz, jeżeli nie jako kolorysta, może największy z nich wszystkich. Nikt z równą mu potęgą nie posługiwał się pendzlem. Frans Hals nie był świętym; gospody znały go dobrze. Najdawniejsza wzmianka o nim pochodzi z marca 1611, jako o ojcu syna Hermana, człowieku mniej-więcej trzydziestoletnim; następna wzmianka bynajmniej nie jest piękna: dwudziestego lutego 1616, mając lat trzydzieści i sześć, stawał przed sądem ojców miasta, pozwany z powodu złego obchodzenia się z żoną, Anneke Hermansz, która zmarła w kilka miesięcy później. Jej krótkotrwałe pożycie małżeńskie, zdaje się, nie było szczęśliwe, gdyż Hals surową od sądu otrzymał naganę, a innej kary uniknął tylko pod warunkiem, że stronić będzie od kompanii pijackiej i zmieni tryb życia. Rok zaledwie leżała Anneke w grobie, gdy Frans Hals ożenił się ponownie z Elżbietą Reyniers, i to nie za prędko, ponieważ w dziewięć dni później urodziła się jej córka, Sara. Drugie to małżeństwo o tyle było szczęśliwe, o ile tamto nieszczęśliwe. Werdykt na Fransa Halsa zależy więc niemało od kwestyi temperamentu biednej, nieszczęśliwej Anneke. Po czyjej stronie była wina niedobrego pożycia, świadectwa o tem nie mówią; ostatecznie sądy zwaliły winę na Fransa Halsa, a one przecież musiały to wiedzieć. Niema śladu, iżby to była sprawa, aby mu „nasamprzód godziwą dać naukę, a potem go powiesić“; żadnych na to niema dowodów. Sprawiedliwość w Holandyi miała owymi czasy długą twarz i w wysokim chodziła kapeluszu; Frans Hals nie dbał o te jej właściwości.

Hals miał teraz lat trzydzieści sześć, a reputacya jego jako malarza była, zdaje się, znacznie wyższa, aniżeli jako małżonka i dobrego obywatela, namalował bowiem w roku 1616, w rok po śmierci biednej Anneke, słynny “Bankiet oficerów cechu strzelców św. Jura, czyli Strzelców św. Jerzego”.

Nie wiele wiemy o wczesnych latach jego życia; w ustach plotek początki tego życia miały być bardzo niespokojne. Jakieś przypuszczenia możemy przecież robić. Frans Hals pochodził z rodziny patrycyuszowskiej; członkowie tej rodziny, od dawna znakomite zajmującej stanowiska w Haarlemie, dzierżyli ważne urzędy w magistraturze miasta. Ojciec Halsa, Pieter Claesz Hals, był urzędnikiem miasta; znajdował się w Haarlemie podczas strasznego siedmiomiesięcznego oblężenia tego miasta w roku 1572-3, kiedy to, dzięki bohaterskiej obronie Kenaua Hasselaera i walczących przy jego boku trzystu kobiet, oblężenie to stało się równie sławnem, jak oblężenie Jerozolimy lub Saragossy. Nie bardzo jest przecież prawdopodobne, aby był naczelnikiem w tych dniach, ponieważ podczas najbrutalniej szych rzezi, jakich Hiszpanie dokonywali w tej ohydnej dobie w ziemiach niderlandzkich, nie było obrońcy, któryby nie zginął od miecza. Złe atoli losy nastały dla tego człowieka, losy, które w postaci Hiszpanów spadły na miasto Haarlem. Na wiosnę w r. 1579 musiał się spakować i zaledwie w rok po ślubie szukać sobie razem ze swą zacną małżonką, Elżbietą Coper, nowego przytułku w Mechlinie, gdzie mieszkało kilku ich krewnych; stąd zaś udali się oboje do Antwerpii, gdzie również mieli powinowatych. Tutaj też w końcu r. 1580 urodził się im syn, któremu na chrzcie dano nazwisko „Frans Hals“, a który w czasie długich lat świetnej karyery malarskiej miał zasłynąć jako „Frans Hals z Antwerpii”.

Mały Frans przebył lata dziecięce i młodzieńcze aż po pierwsze dnie lat męskich w Antwerpii; w tem mieście też, w środowisku sztuki, zabrał się do malarstwa. Kto go wtajemniczał w tę sztukę, nie wiadomo. Możemy jednak pewne robić przypuszczenia. Późniejsza twórczość Halsa odsłania nieco rąbek tajemnicy. Wiemy, że Frans Hals, o trzy lata młodszy od Rubensa, nie miał zbytniego wyboru pomiędzy artystami antwerpskimi. Nie był to wielki okres malarstwa w czasie, który później dopiero miał wydać Rubensa we Flandryi i Halsa w Holandyi, te sławy wieku siedemnastego. Włochy się przeżyły. Od znajdujących się pod ich wpływami Flamandczyków młodziutki Hals nie nauczył się oczywiście niczego, prócz mieszania farb. Do kogo więc poszedł w naukę? Kto uczył go pogardzania cudzoziemszczyzną, a przemawiania własnym, ojczystym językiem? Żył w Antwerpii człowiek, powołany do tego, aby wychować Rubensa i Halsa; że wychował Rubensa, to rzecz wiadoma, i nie ma też wątpliwości, że on jeden prowadził Halsa w drodze do zwycięstw potężnych.

Adam Van Noort był wielkim nauczycielem, człowiekiem nieco się skandalizującym. Rubaszny w życiu i języku, atoli dumny z niderlandzkiego pochodzenia, drwił sobie z podróży włoskich, gardził widowiskiem włoskiem, nieokrzesanem a upartem słowem przeklinał zło, jakie na sztukę rodzimą przyszło z Włoch, piorunował na swych uczniów, aby własnym zajmowali się ludem, aby do niderlandzkiej, ojczystej dążyli wizyi. Malował z siłą, dbał o żywy, krzepki koloryt, uważał silne światło i silne cienie za niezbędny warunek mocnych objawień twórczych. Adam van Noort tworzył sławy Flandryi i Holandyi wieku siedemnastego. Elegancki Rubens powierzył mu swe życie na cztery długie lata; Jordaens terminował również u niego i ożenił się z jego córką; Sebastyan Vranc i Van Balen byli tak samo jego uczniami, a i Van Dyck i Snyders zawdzięczają mu swą sztukę. Ale z pośród nich wszystkich człowiekiem, który w całej pełni zastosował w twórczości swej wskazówki Adama van Noorta, był Frans Hals. Van Noort chronił Rubensa i Van Dycka od zapałów włoskich, — ale tylko ich chronił, Fransa Halsa zaś wyćwiczył w najczystszej twórczości rodzimej. Jeżeli Frans Hals nauczył się u Van Noorta brzydkiego uciekania się do butelki i innych surowych obyczajów, to równocześnie nauczył się u niego sztuki rysowania; u niego zapoznał się on z tajemnicami sztuki, dzięki której stanął pomiędzy najpierwszymi malarzami wieków. A gdybyśmy odrzucili Van Noorta, to musielibyśmy się uciekać do cudów. Mówiono niejednokrotnie o zależności Fransa Halsa od Rubensa. Nie zawdzięcza on jednak Rubensowi nic, ani odrobiny; Van Noort jedynym był człowiekiem, wobec którego Hals zaciągnął pewne długi. Rubens z dandysowskimi obyczajami pazia, udając się do rubasznego, starego Van Noorta, szedł prawdopodobnie tylko za węchem; pozostał jednak u niego przez całe cztery lata, od roku 1599 począwszy. Jak zobaczymy, Rubens przybył do Van Noorta mniej-więcej w tym czasie, kiedy Frans Hals zerwał z Antwerpią na zawsze. W r. 1600, albo krótko przedtem, rodzina Fransa Halsa udała się razem z nim do miasta swych przodków, Haarlemu, w Haarlemie też rozgrywały się odtąd jego losy. Tutaj urodził się w r. 1591 brat Fransa, Dirk Hals, który miał zostać jego uczniem.

Istnieje tradycya, że Frans Hals, mając lat mniej więcej dziewiętnaście, udał się do Haarlemu na początku r. 1600 i wstąpił do pracowni Karola van Mandera; jeżeli tak, to ze szkołą jego zerwał w r. 1604, w tym bowiem czasie Van Mander opuścił Haarlem, aby się przenieść do Amsterdamu, gdzie też w dwa lata później, bo w r. 1606, zakończył życie. Ale co robił Frans Hals w pracowni człowieka, który znany jest raczej jako historyk malarzy niderlandzkich, aniżeli jako twórca, trudno odgadnąć — przecież Rubens od Van Noorta poszedł do Vaeniusa! Jakkolwiekbądź, Van Mander (1548—1606), człowiek kulturalny znakomitego pochodzenia, i Cornelis Cornelissen (1562—1637-8), obaj malujący w duchu włoskim, mieli szkołę w Haarlemie; ponieważ zaś była to szkoła najprzedniejsza, więc Frans Hals mógł w niej przepędzić kilka lat bezczynnych. Od sztuki Van Mandera i Cornelissena nauczył się niewiele więcej, niż od mądrych przepisów Van Mandera, jak artysta żyć powinien. Śmiano się zapewne w jego pracowni, czytając takie uwagi: „Unikaj karczmy i złego towarzystwa. Bacz, abyś zawsze wiedział, dokąd idziesz. Bądź grzeczny i unikaj zatargów. Wstawaj wcześnie i zabieraj się do roboty. Strzeż się słabej płci pięknej!“ Czy jednakże Frans Hals naprawdę coś w tym czasie pracował, czy nie, tego nie wiemy; życie jego od 1600 do 1611 to karta dla nas całkiem nie zapisana, to znaczy do chwili, kiedy księgi parafialne notują chrzest jego syna, Hermana, dzięki czemu wiemy, że w trzydziestym mniej-więcej roku życia ożenił się z nieszczęśliwą Anneke Hermans czy Hermanszoon. Frans Hals pogrążył się znowu na lat pięć w fali zapomnienia. Dopiero chłodny 20 dzień lutego w r. 1616 przypomina nam znowu jego nazwisko; w dniu tym bowiem według chłodnych przepisów prawnych udzielono mu urzędowej nagany za pobicie żony i obracanie się w towarzystwie pijaków. I znowu rok milczenia, a potem oschły, urzędowy pisarz zaznacza w dniu 12 w miesiącu lutym r. 1617 małżeństwo Halsa z Elżbietą Reyniers, a w dziewięc dni później narodziny córki, Sary, pierwszego z licznych dzieci szczęśliwej pary małżeńskiej z Peeuselaarsteeg.
Ale, jeżeli wieczorami Frans Hals śmiał się i hałasował po oberżach, że aż trzęsły się ściany, to za dnia młode, męskie jego lata upływały w Haarlemie w przedziwnej pilności. W r. 1616, kiedy Anneke położyła się na łoże boleści i do wiecznego odeszła spokoju, Frans Hals namalował swoje pierwsze znane dzieło, dwanaście portretów: “Uczta strzelców św. Jerzego”, wisząca w ratuszu haarlemskim, rzecz z taką namalowana potęgą, objawiająca tak podziwu godny artyzm, że stworzyć ją mógł tylko człowiek, w swej arcytrudnej sztuce niesłychanie wyćwiczony. Długie lata za jedyne własne jego dzieło w tym czasie uchodził zaginiony dzisiaj portret ministra Jana Bogardusa, ryty przez Jana van der Velde, wykonany w roku, w którym Hals stworzył swoich “Strzelców św. Jerzego”. Zaczęto jednak odkrywać obrazy z jego lat wcześniejszych. Warneckowski portret Dr. Pieter Scherijver, w Paryżu, znaczony literami F. H. i noszący datę 1613, utrzymany jest przeważnie w kolorach białym i czarnym. Druivesteen, burmistrz Haarlemu, zachęcał młodzieńca do pracy i pozował mu niejednokrotnie. Portret Profesora Jana Hogaartsa z Leyden jest sygnowany i oznaczony r. 1614. W “Uczcie występuje Frans Hals jako majster całkowicie skończony, który sztukę swą opanował jak najdokładniej; co widziały oczy, to ręka ze skrzętną i niechwiejną utrwaliła mocą. Miał on jednak daleko doskonalsze jeszcze tworzyć rzeczy, — ale już tutaj wszelka ustąpiła chwiejność.

Wielkie to malowidło portretowe, nazwane „Doelen“ od wyrazu „Doele“, tarczy strzeleckiej, będącej godłem związków strzeleckich, przedstawia barwną grupę strzelców, członków istniejących w owym czasie w Haarlemie stowarzyszeń wojackich, które Hiszpanom dały się porządnie we znaki. W dniach pokoju związki te urządzały strzelanie do tarczy i wesoło zabawiały się przy biesiadnym stole, oficerowie zaś kazali się od czasu do czasu malować i portrety swe ofiarowywali przełożeństwom cechu. Widzieliśmy, że Ravesteyn zajmował się trudnym problemem malowania tych grup; z Haarlemu jednak miał przyjść większy od Ravesteyna twórca.
Te wielkie i doniosłe związki strzeleckie były już w modzie, zanim Frans Hals pojawił się w Haarlemie. Zajmowało się niemi kilku wybitnych malarzy. Ale, trzeba to sobie zapamiętać, najpowołańszym śród wszystkich stał się Frans Hals. Wypróbował on zapewne sił swoich na niejednem płótnie, zanim chytrzy Holendrzy zdecydowali się zapłacić za zamówienie. Hals miał wówczas lat trzydzieści sześć i był malarzem o wielkiej reputacyi. Dzieła, które wykonał, zaginęły lub wiszą, pośledniejszym przypisywane ludziom. Atoli na grupie św. Jerzego widzimy od razu, że od swoich poprzedników niewiele się nauczył. Van Noort wprowadził młodego Halsa w tajemnice sztuki; on go nauczył patrzeć na rzeczywistość nowego życia holenderskiego zdała od wizyi włoskiej; dzięki niemu to zaczął młodzieniec wykuwać jasną prawdę życia, tak, jak ją naokoło siebie widział i odczuwał, ażeby stworzyć świetną sztukę haarlemską.
Haarlem ma to szczęście, że posiada dwa inne malowidła, przedstawiające grupę strzelców św. Jerzego, obrazy, które przedziela mniej więcej lat dziesięć — jeden z r. 1627, drugi z r. 1639. W rzeczywistości salę posłuchań w ratuszu haarlemskim zdobi osiem grup portretowych pendzla Fransa Halsa — pięć grup strzeleckich i trzy grupy tak zwanych Rejentów, czyli zarządzających domami ubogich. W nich wszystkich, jak wogóle w całym długim pochodzie od tryumfu do tryumfu cel ich wielkiego twórcy widoczny jest od początku. Postawił on sobie za cel ten największą trudność — charakter. Nie zadowala się upozowaniem figury i malowaniem jej, lecz usiłuje w sztuce swojej utrwalać ruch człowieka, grę wyrazu jego twarzy, atmosferę, która go właściwie otacza; nie stara się wynajdywać oznak godności i nie szuka manier dostojnych: maluje życie człowieka. Daje dowód, iż sztuka niema nic wspólnego z pięknem.
Do r. 1616, w którym powstał pierwszy Bankiet strzelców św. Jerzego, odnosi się także słynny portret w zbiorach hr. Northbrooka Pieter van der Morsch — profos sądowy z Leydy — znany jako Handlarz śledzi, z holenderskim napisem na odwrotnej stronie: „Kto kupi“. Ameryka posiada inne malowidło z r. 1616, Wesołą trójkę; kopia tego obrazu, wykonana przez Dirka Halsa, znajduje się w Berlinie.
System cechowy stanowił, zdaje się, istotę życia holenderskiego, i pijący wino łączyli się również w cechy, tak samo, jak wszelki inny przemysł. Frans i brat jego Dirk wstąpili, zdaje się, w r. 1617 do cechu retoryków. Było to wesołe towarzystwo pijackie, mające na celu urządzanie biesiad artystycznych; retorykę uprawiano o tyle, o ile podostatkiem było wina. „Kamraci“ czyli członkowie tego klubu zapisali się w poczet gwardyi obywatelskiej i do niej też w r. 1618 wstąpili obaj Halsowie, Frans i Dirk.

Hals zajęty był teraz portretami, gdyż tematy jego były niczem innem, jak tylko ukostyumowanymi portretami; malował rybaków, bogaczy i dostojników — mieszczan z ich żonami i rodziną. W tych portretach doszedł on, mojem przynajmniej zdaniem, do największej potęgi. Grupy strzelców krępowały zamysły malarza — pułkownik czyli pierwszy pomiędzy oficerami środkowe zajmował miejsce, inni grupowali się stosownie do wysokości udziału pieniężnego, przeznaczonego na portret. Młody, strojnisiowaty chorąży dawał dzięki swym barwom pewną sposobność do ugrupowania obrazu; Frans Hals korzystał z tego w całej pełni. Pełną jednak moc ukazał w portretach pojedynczych, stworzył też kilka portretów najwspanialszych w świecie.

Patrzący na rozwój Halsa zauważy u niego tę samą skłonność do impresyonizmu, co i u Velazqueza. Z początku portretował każdą postać oddzielnie — realizm, intensywny i zniewalający, zajmuje się szczegółami. Z chwilą jednak, gdy doszedł do mistrzostwa, patrzy na temat swój jako na całość i do pysznego dochodzi impresyonizmu. Krytyka ma zwyczaj mówienia o Halsie z pewną powściągliwością w zestawieniu z Velazquezem. Hals jest absolutnie równy Velazquezowi. Velazquez posiada pewne przymioty, na których zbywa Halsowi, natomiast Hals odznacza się przymiotami, których Velazquez przyswoić sobie nigdy nie umiał. Porównywanie ich byłoby pustą pedanteryą; stoją obok siebie, noga przy nodze. Na każdym z nich widać, że realizm ich nie gubił się w szczegółach — każdy z nich dążył do opanowania atmosfery, światła, — każdy z nich w chwili najwyższego rozwoju był impresyonistą.
Halsa obsypywano teraz zamówieniami na portrety. Z lat, które nazywamy pierwszą jego fazą, Haga posiada dwa słynne portrety z r. 1620: “Szlachcic holenderski i “Dama holenderska”, będący mężem i żoną, — znajdują się obecnie w Kassel; dziwacznie zatytułowany “Śmiejący się kawaler” wisi w zbiorach Wallace’a. Wszystkie te portrety mogą uchodzić za rzeczy typowe dla tego okresu. Około roku 1622 powstał jego pół-wielkości Portret własny, w galeryi księcia Devonshire; występuje na nim Hals w całej pełni lat męskich, nieco dandysowaty, wielce strojny i szczęśliwy. Około r. 1623 namalował tak zwany Portret własny z żoną, w r. 1624 zaś słynny Portret porucznika, niewadomo dlaczego znany jako Śmiejący się kawaler, w zbiorach Wallace’owskich. Ludzie, którzy w ten sposób ochrzcili tego kawalera, nie mają wyobrażenia o wielkości sztuki Halsa w przedstawianiu charakterów; oko Halsa zajął cały ustrój modelu, przedstawił go też bez najmniejszych mitygacyi. Trudno zrozumieć, dlaczego krytyka, tak pojmująca rzeczy, uważa obraz ten za jedno z najprzedniejszych arcydzieł Halsa, gdy on sam stawiał je daleko niżej. Hals namalował w tym czasie także grupy jowialne, pocieszne, jak Wesoły bankiet, i grupy pijących w Hadze i innych miejscowościach. Malarz wszedł w modę. Modele napływały do jego pracowni. Chcieć wymieniać wszystkie jego portrety, byłoby to już katalogizowaniem.

W r. 1625 i w kilku latach następnych powstał szereg Śpiewających chłopców, Śpiewających dziewczyn, Mandolinistów i Fletnistów i rozmaitych Birbantów, których widzimy dzisiaj po galeryach haarlemskich, brukselskich i berlińskich, w Kolonii, Kassel i Królewcu. W tym samym roku 1625 namalował Hals swą pierwszą manierą dwa piękne portrety: Jakób Pietersz Olycan i żona jego, Aletta Hanemans. W tych latach też, jak widzimy, w latach jego siły, powstała znana amsterdamska grupa: Frans Hals i jego żona, z czasów, kiedy Hals był szczęśliwy i wielce poszukiwany.

Berlin ma dwa portrety męskie z r. 1627: Młodego człowieka w płaszczu fioletowym i Jana Acroniusa, oraz portret Młodej kobiety z 1625 i Szlachcica z tego samego roku. Dochodząc do pięćdziesiątki — około r. 1629 — Hals namalował pyszny portret Nicholasa Beresteyna i słynną Madame Beresteyn, obecnie w Luwrze, która to galerya posiada także Rodzinę Berestyena (1630); figura chłopca na obrazie tym z innej pochodzi ręki. Hrabia Spencer ma tak zwany Portret Halsa, namalowany również przez niego; ponadto w zbiorach tych znajduje się piękny tak zwany Admirał de Ruyter, trzy czwarte wielkości naturalnej.
W jedenaście lat po namalowaniu (w r. 1616) pierwszej grupy strzelców Hals, mający lat czterdzieści i siedem, zaangażowany został ponownie do dwóch obrazów na ten sam temat — namalował drugą grupę jedenastu Oficerów z cechu św. Jerzego i dwunastu Poruczników z cechu św. Adryana, oba obrazy wykonane w r. 1627. Hals doszedł tutaj do ogólnego impresyonizmu; figury traktowane mniej drobiazgowo, umieszczone w głębi otaczającej je, własnej atmosfery. Hals z taką samą śmiałością utrwala walory barw, z jaką pojedyncze malował figury. Wzmogły się pierwiastki świetlne. Na nieszczęście, dzięki restauracyom, wielka ta grupa nie wygląda już tak, jak ją namalował Hals, ale możemy wyobrazić sobie pierwotną jej wspaniałość. Wszystkie te grupy malował śród niekorzystnych wielce warunków; każdy życzył sobie, ażeby go umieszczono na froncie w najlepszem miejscu z uwzględnieniem godności i udziału w płacy za portret.

OKRES ŚRODKOWY CZYLI ZŁOTY
Berlin posiada słynne malowidło Halsa z r. 1630, piękny portret Niańki z dzieckiem, w kolorze czarnym, złotym i białym, portret, tryskający życiem, pomimo, że ulegał restauracyom. W Haarlemie są dwa portrety: Albert van Nierop (zwany także Nicolas van der Meer) i żona jego, Cornelia van der Meer (zwana czasami Cornelia Voogt) oba pochodzą z r. 1631.

W r. 1630, gdy Hals miał lat pięćdziesiąt, powstały tak zwana Dziewczyna cygańska (La Bohemienne), obecnie w Luwrze; Wesoły birbant, w Berlinie; Portret mężczyzny, w pałacu buckinghamskim; Willem van Heythuysen (czyli Mężczyzna z mieczem) w Wiedniu; Portret młodej dziewczyny, podobno z rodziny Beresteynów, w Haarlemie. Bruksela ma inny Portret Van Heythuysena, w postawie siedzącej. W pięćdziesiątym roku życia wchodzi więc Hals w okres rozleglejszej i potężniejszej drugiej maniery. Baron Gustaw Rothschild ma w Paryżu Wesołego mandolinistę (zwanego także Der Naar — Błaznem, albo Lutnistą, albo Klownem, albo też Śmieszkiem); kopia tego obrazu, wykonana przez Dirka Halsa, znajduje się w Amsterdamie. W Wesołym mandoliniscie mamy podobno portret pupila i ulubieńca wielkiego artysty, Adryana Brouwera, który dzięki obrazom mistrza przeszedł do potomności jako człowiek nieokrzesanych obyczajów, wulgarne prowadzący życie. Brouwer był, zdaje się, zawodowym żartownisiem grubego gatunku, zdolnym do wszelkich łotrowstw, a przytem świetnym muzykantem. Na obrazie gra on prawdopodobnie przed oknami dziewczyny. Jakkolwiek obraz ten uchodzi niejednokrotnie za rzecz, namalowaną w r. 1625, to przecież widać w nim zmianę stylu Halsa w kierunku szerszego, bardziej mistrzowskiego dotknięcia. Daleko subtelniejszem dziełem jest Dziewczyna cygańska (La Bohemienne), w Luwrze, malowidło lekkie i bezpośrednie, skończone pod względem techniki, z życiem, z przedziwną przedstawionem sztuką.

Od roku mniej-więcej 1630 do 1640 Frans Hals był pierwszym malarzem w Holandyi — stanowisko, z którem nikt nie rywalizował; stał na wyżynach swych zdolności. Malując w atmosferze złocistej, pracując bez chwiejnego wysiłku i bezpośrednio z modelu, bez szkiców i przygotowań, posługiwał się pełnym pendzlem w sposób, którego nigdy nie przewyższono.

W czerwcu 1630 Van Dyck, podczas pobytu w Hadze, zaangażowany do malowania rozmaitych książąt jako gości Fryderyka Nassauskiego, księcia Oranii, udał się podobno do Haarlemu i, nie dając się poznać, zażądał od Halsa, aby wykonał jego portret. Hals, wyciągnięty z szynku, namalował go w przeciągu dwóch godzin, co tak zachwyciło Van Dycka, że, porwany mocą dzieła, poprosił Halsa, aby mu pozwolił namalować jego portret, aby mu pozwolił spróbować, o ile to łatwą jest rzeczą. Hals, ujrzawszy obraz, przyszedł do przekonania, że modelem jego nie mógł być nikt inny, jak tylko Van Dyck. „Jesteś waszmość Van Dyckiem albo... dyabłem“ — powiedział Frans Hals. Van Dyck próbował podobno przywabić Halsa do Anglii na dwór królewski, Hals jednak wolał Haarlem i swoją oberżę.
Przyjęło się zdawkowe powiedzenie krytyki, że Hals „malował jedynie człowieka zewnętrznego”. Jeżeli ktokolwiek malował charakter, to właśnie Frans Hals. Zwykłym też jest fałszem twierdzenie, jakoby pospolite tylko malował typy. Jeżeli idzie o przeciwny dowód prawdy, to Portret szlachcica holenderskiego, w Kassel, jest najtypowszym okazem warstwy wyższej, jaką kiedykolwiek portretowano. Z r. 1633 pochodzi arcydzieło, głowa i popiersie Mężczyzny, w Galeryi Narodowej; bezpośrednio przy nim wisi przedziwny portret pół naturalnej wielkości, Kobieta — dzieło niezapomniane. W r. 1635 powstał Portret ze zbiorów Bute’a. Książę Devonshire posiada pół naturalnej wielkości Damę w czapce i kryzie. W Edymburgu znajdują się Pan holenderski i Dama holenderska z czasów pomiędzy r. 1635 a 1640.
Amsterdamski Wesoły hulaka, w kapeluszu z szeroką krysą, ze szklanką w jednej ręce, jest może najbardziej znany z wszystkich tego rodzaju utworów Halsa; malowany z zadziwiającą potęgą, należy do wielkiej epoki impresyonistycznej. Również w Amsterdamie znajduje się Lucas de Clercq i jego żona, Feyntje van Steenkiste, oraz Maritge Voogt Claesde. W r. 1633, a w pięćdziesiątym trzecim roku życia, namalował Hals swoją drugą grupę strzelców, złożoną z czternastu portretów Cechu św. Adryana, a w r. 1639, mając lat pięćdziesiąt i dziewięć, swą trzecią wielką grupę Cechu św. Jerzego z dziewiętnastoma postaciami. W r. 1637, w Amsterdamie, w czasie, kiedy Rembrandt stał u szczytu swej potęgi, namalował Kompanię kapitana Reyniera Reaela (zwaną także La Compagnie Maigre), albo raczej ją zaczął, gdyż dokończył ją Pieter Codde. W roku 1641, w sześćdziesiątym pierwszym roku życia, stworzył słynną grupę Pięciu zarządców szpitala św. Elżbiety, przytuliska dla ubogich starców. Obraz ten wykazuje nieprześcignione przez nikogo mistrzowstwo Halsa w posługiwaniu się kolorem szarym.

Wykazywanie wpływu jednego malarza na drugiego bywa jedną z niedorzeczności tak zwanej „krytyki znawców”. Oto w r. 1639 namalował Hals portret Maryi Voogt (lub Van der Meer), obecnie w Amsterdamie, dzięki któremu powstała teorya, że od r. 1635 do 1643 Hals podlegał wpływowi Rembrandta. Ale Rembrandt, jak i Hals, należy do malarzy, o których rozbija się wszelka pedanterya. Jako dalszy „dowód” tych wrzekomych wpływów dodaje się Starą damę (1640), z Bridgewater-House, Zarządców szpitala św. Elżbiety i dwa portrety frankfurckie. Rzecz sama przedstawia się tak, że w r. 1630 Hals doszedł do zupełnego mistrzowstwa w impresyonizmie. Aż po osiemdziesiątkę tworzył on najwspanialszą sztukę swego długiego życia. Przy końcu pierwszej dekady, w r. 1640, zaczął redukować swą paletę, ograniczył się do barwy białej i czarnej i, ufny w przedziwny swój pendzel, tworzył w kierunku impresyonistycznym. Pod względem techniki malowania był najwspanialszym malarzem wieku.

OKRES OSTATNI CZYLI SREBRNY
Mając lat sześćdziesiąt cztery, w r. 1644, Hals stał u szczytu swej potęgi, a jakiego zażywał znaczenia śród swych towarzyszów, dowodzi fakt, że był przełożonym cechu św. Łukasza. Od tej chwili zaczyna staczać się po pochyłości ku nędzy i zapomnieniu, — zaczyna żyć z jałmużny. Protektorzy jego odpadli, musiał też zadowalać się szkołą, aby zdobyć środki w celu zapobieżenia niedostatkowi. Pomiędzy innymi uczyli się u niego Brouwer i Ostade. Potem jednak szkoła rozpadła się w gruzy. Tak się też stało, że w r. 1641 nie mógł Hans uiścić się z długu, zaciągniętego w cechu św. Łukasza. W Haarlemie znajduje się Głowa Halsa, namalowana przezeń w sześćdziesiątym roku życia; jest to wyznanie ubóstwa, — strojne szaty już się gdzieś zapodziały. 

Ale w r. 1640 rosło czarodziejstwo jego zdolności. W r. 1641 Hals był już całkowitym mistrzem atmosfery, panem gry światła i cieni, władcą tajemnicy przechodzenia barwy czarnej w szarą, ku czemu dążył geniusz jego od początkowej ciemnej barwy w odzieniu i ciele. O d r. 1641 zaczął posługiwać się ogromnie ciasną skalą koloru; poza dominującym czarnym i białym harmonie barw, wywoływane przezeń zapomocą samego mistrzostwa techniki, są poprostu cudem.

W r. 1645 namalował Jana Hornebeeka z Utrechtu, profesora z Leydy, portret, obecnie w Brukseli, ogromnie gwałtowny pod względem siły, z jaką wydobył świętobliwy wyraz oblicza. Do tego samego roku należy Jasper Schade van Westrum, w Pradze. W r. 1650 namalował przedziwną Kobietę w rękawiczkach (La Femme au gant), w Luwrze; ręce na portrecie tym są cudem artyzmu. Przed tym obrazem namalował znajdującego się w Luwrze Renego Descartesa. Lille posiada Śmiejącą się dziewczynę z r. 1645.
Wielka Grupa rodzinna, w Galeryi Narodowej (w Londynie), powstała podobno około r. 1650; w tym samym też roku namalował Hals słynną Hille Bobbe, czyli Czarownicę z Haarlemu, dzisiaj w Berlinie. Porzucił kolory wesołe, objawiając natomiast swą sztukę w łączeniu barwy szarej z cieniami czarnymi (1641). Hille Bobbe malował mając lat siedemdziesiąt i doszedł tu do ostatecznego swego stylu, z wielką sztuką. Kolorem czarnym posługuje się przedziwnie. Jego rybaczka z Haarlemu z cynową butlą w ręku, z sową na ramieniu, z rzadką malowana jest siłą; malowidło rzucone jest na płótno szybkiemi, nieomylnemi pociągnięciami, wywołującemi impresyę wyszczerzonej kobiety w sposób niezapomniany. I oto są ludzie, którzy go usiłują uniewinniać za te czarne kolory! W Dreźnie jest druga Hille Bobbe, która z młodą osobą wygląda z poza ramion tej kobiety, stojącej w straganie czy w kramie. Halsa opuściła teraz łaska publiczności.

W siedemdziesiątym roku jego życia dzieła jego bywają coraz to rzadsze. Berlin ma Tymana Oogdorpa z roku 1656, Ermitaż (petersburski) kilka portretów męskich — i to niemal już wszystko. Ale z tego wszystkiego wyziera sztuka pewnej, żadnych wahań nie znającej ręki; szybkie rzuty ślą wywołujące złudzenie jakiejś czarnoksięskiej siły; to samo mistrzowstwo impresyonistyczne. Ani pusta spiżarka, ani dokuczliwy mróz zimy nie mogły przełamać woli Fransa Halsa, nie mogły odciągnąć go od potężnego objawiania prawdy, że sztuka nie jest na to, aby się podobała, że nie jest na to, aby do marnej służyła zabawki, że nie ma nic wspólnego z pięknem, ale że tworzy komunię z życiem, że jest wyrazem zjawisk, odczuwanych przez wizyę twórcy.

Wielka jego sztuka znajduje się poza obszarem mody. Nie! Czyż to nie rozmaici Ostade’owie, Steenowie, De Hooghowie i inni, którzy na życie patrzyli ciasno — czyż to nie oni mieli powodzenie, podczas gdy Hals przymierał z głodu? Tak to się dzieje na świecie. Ale cokolwiek Hals nagrzeszył, jakiekolwiek były jego słabości i zboczenia, nie sprzeniewierzył się on nigdy swej sztuce, nie oszukiwał nigdy swego geniuszu. I za to kazał mu świat przymierać z głodu. W r. 1652, w siedemdziesiątym drugim roku życia Halsa, piekarz jego, Jan Ykess, wytoczył mu proces; spis dobytku starca można do dnia dzisiejszego czytać w Haarlemie. Mieszkanie jego było dość puste — trzy materace i poduszki z resztą posłania, stół dębowy, szafa, pięć obrazów, oto cała świetność. W cztery lata później, w r. 1656 Hals zwrócił się do Rady miejskiej o wsparcie i otrzymał 150 złotych. Fala powodzenia odpłynęła od niego prędko. W r. 1655 starzec skąpe ma zajęcie. Istotnie też, od r. 1655 do 1660 powstało — można to z całą wyrachować pewnością — zaledwie sześć portretów, i to ludzi bynajmniej nie bogatych. Znajdujący się w Kassel Mężczyzna w kapeluszu z obwisłemi piórami z r. 1660, mimo zadziwiającego mistrzowstwa, jest chyba portretem człowieka, który niewielką zapłacił sumę. Niewiele wniósł on opału na zimę dla starej pary, — a minęło właśnie lat osiem od chwili, kiedy piekarz Ykess położył areszt na dobytku ich domu.

Hals miał lat osiemdziesiąt, gdy malował Młodego człowieka w obwisłym kapeluszu, w Kassel, który, z łokciem na tyle krzesła, spogląda na was z poza swych ramion. Pomyślcie tylko! Człowiek, który tego rodzaju rzecz umiał rzucić na płótno, miał lat osiemdziesiąt!
A potem jeszcze cztery lata, w których stary artysta nie doznał niczego, prócz straszliwego niedostatku i nędzy. Zanim jednak odszedł do grobu, namalował jeszcze dwie wielkie grupy. Co uczynili w tych latach synowie i córki dla tej pary starców — niewiadomo. Na wiosnę 1664 r. miasto przyszło z pomocą staremu artyście, przyznając mu trzy ładunki węgla na opalenie ubogiego mieszkania i dwieście złotych pensyi. Zamówienie na dwie grupy zarządców domami ubogich było również częścią jałmużny miejskiej. Tak więc w r. 1664, mając lat osiemdziesiąt i cztery, namalował Hals ostatnie wielkie swe grupy — słynne malowidło, przedstawiające Pięciu zarządców przytuliska ubogich mężczyzn i Pięć zarządczyń przytuliska dla ubogich kobiet. Zadziwiające mistrzowstwo tych dzieł, namalowanych przez człowieka, liczącego lat osiemdziesiąt i cztery, nie może żadną miarą podtrzymać legendy o jego wrzekomem pijaństwie. Nie mógłby się z taką pewnością i z taką mocą posługiwać pendzlem człowiek, którego ręka drżałaby niejako z wysiłku starości. W samej rzeczy, patos podeszłego wieku bije nie tylko z modeli, owiewa je ponadto patos zapomnianego, ubogiego starca, jakim był artysta, tworzący te postacie. Tworząc słynną grupę Zarządców w r. 1641, to znaczy w sześćdziesiątym pierwszym roku życia, Frans Hals stał u szczytu swej karyery; w dwadzieścia lat później widzimy go, uchodzącego z wyżyn fortuny.

W czasie, kiedy Hals, jako osiemdziesięcioczteroletni starzec, zarabiać musiał pendzlem na życie, zdolność jego ręki poczyna słabnąć, ale przecież co za podziwu godna umiejętność sztuki na te lata! Sroga dobroczynność tych pań snadź napełniała lękiem starego człowieka, atoli humor jego przezwyciężył ten przestrach. W dwa lata potem, kiedy stara jego ręka kończyła te dwa obrazy, do ubogiego domu zgrzybiałej pary zakradła się śmierć i dnia 29 sierpnia 1666 zabrała zarabiacza na chleb. Fransa Halsa pogrzebano 1 września w chórze kościoła św. Bavona w Haarlemie; grabarz wzbogacił się czterema florenami... I tutaj śpi snem wiecznym Frans Hals, pod bezimiennym śpi kamieniem śród wielkich ludzi swego wielkiego miasta. Stara jego wdowa żyła w samotności jeszcze lat dziesięć, uboga, dłonie zgrzybiałe wyciągająca po jałmużnę, którą jej w kwocie czternastu groszy na tydzień przyznało miasto.
Sztuka Fransa Halsa popadła następnie w ostateczną pogardę. Davies wypowiada to gładkim frazesem, że za arcydzieła jego „płacono, jak za sprzęty domowe“. Acroniusa berlińskiego kupiono w Haarlemie w r. 1786 za pięć szylingów (trzy floreny); naturalnej wielkości Willem van Heythuysen (czyli Mężczyzna z mieczem) w Wiedniu osiągnął w roku 1800 sumę pięćdziesiąt i jeden florenów; Northbrookowskiego Handlarza śledzi kupiono w Leydzie za piętnaście florenów! Najwspanialszy malarz śmiechu i wesołości kupowany za kilka szylingów!

Rzut oka na dzieło Fransa Halsa odsłania nam w tym człowieku niezwykły zasób zdolności twórczych. Malował mężczyznę stylem krzepkim, męskim, całkowicie innym, aniżeli delikatny styl, którym posługiwał się, malując kobietę. A gdy malował jakiś „charakter”, jakżeż odmienną jest wówczas jego technika! W jakże zadziwiający sposób objawia nam każde dotknięcie jego pendzla typ i osobowość! Jakież wrażenie narzuca naszym zmysłom! Nikt nie prześcignął Halsa w oddawaniu gry wyrazu ludzkiej twarzy. Z jakąż bystrą przenikliwością odzwierciadlał on wewnętrzny charakter mężczyzn i kobiet! — właśnie to, czego mu odmawiają pedanci. Jakiem jasnem okiem spostrzegał on charakter ich rąk! Jakżeż chwytał charakterystyczną ich pozę! W porównaniu ze sztuką Halsa — portret Rubensa lub Van Dycka spada do konwencyonalizmu, wygląda na reprodukcyę.

Bez poprzednich przygotowań czy studyów Hals malował od razu na płótnie średniej przędzy, malował z siłą i z gwałtowną szybkością. W pierwszych latach posługiwał się czasami deską. Pendzel swój płynną obciążał farbą, pozostawiając dotknięcie pendzla tak, jak w pierwszej chwili rzucone było na płótno, nie łagodząc, nie rozcierając, — a o ile się dało, malował na jednem posiedzeniu. Zadziwiającą obdarzony techniką, w nieomylny sposób udoskonaloną doświadczeniem, malował na znaczną odległość od punktu widzenia, skutkiem czego też skłaniał się do malowania ponad wielkość naturalną. Co to była za technika, dowodzi tego przedziwny sposób malowania choćby rękawiczek. Kunsztyk z czerwoną linią, przedzielającą wargi, cudowne nadaje życie ustom. Nie zajmując się krajobrazem i zwierzętami, Hals wszystką siłę poświęcał malowaniu człowieka, — interesował się tylko człowiekiem. O piśmie świętem, o dziejach lub czemś podobnem absolutnie nie myślał. Hals nie był człowiekiem rozległych pojęć, szerokich sympatyi, ale, co widział i odczuwał, temu dawał wyraz z mocą, stawiającą go śród największych twórców wszystkich czasów. Bronić go przed zarzutem, że nie był „myślicielem“, znaczy to samo, co nie pojmować zupełnie istoty jego sztuki; zaprzeczać mu „uroku i wdzięku“ Van Dycka jest nonsensem; na szczęście jest on większym twórcą od Van Dycka, co nie znaczy bynajmniej, aby wdzięk i urok nie miały swego miejsca w sztuce. Można mu odmawiać teatralnego blasku i bogactwa kolorów Rubensa, dostojności i harmonii barw Velazqueza, głębokiej kadencyi rytmicznej i pełnej rezonansu orkiestracyi Rembrandta, albo woni kwiatów, albo płynności wód, lub zapachu holenderskiego sera — ale cóż to wszystko ma z nim do czynienia? Hals był olbrzymem sztuki, który w zakresie swoim nie da się prześcignąć nikomu. Nie prześcignął on innych w ich dziedzinie, tak samo, jak nie był większy od Napoleona, Juliuszu Cezara, Mahometa czy Belzebuba w ich zakresie. Pomimo to był jednym z największych twórców. Człowiek wielkiego geniuszu w swej sztuce, ponownie tchnął geniusz w dzieło holenderskie. Uwolnił sztukę holenderską od widowisk włoskich, oczyścił twórczość holenderską do tego stopnia, że przestała posługiwać się obcym szczebiotem. Nic tak może nie rozwiewa bezsensu „krytyki znawców“, aniżeli pedanterya, która posługiwanie się Halsa kolorem białym i czarnym kładzie na karb ubóstwa jego talentu. Nie do uwierzenia, że, kiedy w Londynie wystawiono na widok publiczny wspaniałą Grupę rodzinną, własność pułkownika Warde’a, obecnie znajdującą się poza granicami Anglii, obraz ten dał powód do bronienia Halsa za posługiwanie się kolorem białym i czarnym! A przecież jest to może najpotężniejsza grupa obrazowa, jaka kiedykolwiek wyszła z pracowni tego malarza.

Hals podniósł holenderskie malarstwo portretowe od poziomu samego li podobieństwa na wyżynę wielkiej sztuki. Jeżeli kogo, to d-ra Bodego potępić należy za jego pedantyczny akademizm, twierdzący, że „nie jesteśmy chyba uprawnieni stawiać Fransa Halsa na równi z mistrzami, którzy w malarskiem oddaniu pierwiastków indywidualnych doszli do szczytu doskonałości”, — albo za bezsensowniejszą jeszcze pedanteryę, jakoby Hals „nie dawał kompozycyom swoim artystycznego wykończenia”. Gdyby słowa podobne wygłaszał jakiś sztubak, to jeszcze byłby godzien politowania. Geniusz Fransa Halsa polegał na tem, że twórca ten miał poczucie świadomości, kiedy dzieło jest skończone. Nie „wykończenie” podnieca blask tego cudownego dzieła, sztuka nie powinna polegać na „wykończeniu“, ale na sile, z jaką oddziaływa na wrażliwość naszych zmysłów. Odmawiać tej najwyższej zdolności Halsowi, znaczy pisać na siebie wyrok, że się jest matołkiem. Hals nie ma w sobie nic takiego, dzięki czemu możnaby go stawiać w jednym szeregu z Rembrandtem, nie obraca się w tak rozległej dziedzinie, jak on. Innemi słowy — ani Hals, ani Velazquez nie był takim wielkim artystą, jak Rembrandt, ale obaj byli tak samo wielkimi malarzami. Jako artysta Rembrandt ma olbrzymią orkiestracyę i rozległy obszar odczuwania czy emocyi, do czego nie doszedł żaden z tych dwóch równych mu malarzy. Z drugiej strony Hals ujawnił daleko rozleglejszą gamę wyrazu ludzkiej twarzy, aniżeli to w modelach swoich umiał zauważyć Velazquez. Ale z tego powodu nie możemy Velazqueza stawiać poniżej Halsa, tak, jak to frazesowa czyni krytyka, wywyższająca Velazqueza kosztem Halsa. Wszystko to jest nonsensem. Twórcy ci, razem z Zurbaranem, byli sobie równi jako malarze, a czego brak jednemu, na tem nie zbywa innym! Jako artysta, jako poeta, jeśli chcecie, jako człowiek, na najpotężniejszym grający instrumencie, Rembrandt jest największy. Ale nie to mają na myśli krytycy w rzeczach sztuki, którą nie przestają mieszać z umiejętnością techniczną. Najlepszych rzeczy Halsa nie prześcignie żadna ręka śmiertelna. Salting Collection ma Halsa Portret pani, który pod względem artyzmu prześcignąć się nie da. Właśnie tak ceniony pisarz w rzeczach sztuki, jak dr. Bode, ma na sumieniu wstrętny ów nonsens, że Hals w portretach swój własny wyrażał temperament. Jeżeli frazes ten znaczy wogóle cośkolwiek, to wszystkie portrety, malowane ręką Halsa, są raczej własnymi portretami, aniżeli portretami modeli. Jeżeli w plastycznej twórczości był jakikolwiek człowiek, który tego nie czynił, to był nim właśnie Frans Hals. Według tej krytyki, tego rodzaju przymiot artysty zdaje się być własnością „wszystkich wielkich mistrzów”. Według tej zasady Van Dyck byłby największym portrecistą. Krytyka ta dopatruje się w portretach Halsa „silnych namiętności, wyrazu ogromnego samolubstwa, kontrolowanego przez bystry rozum, pobożności i patryotyzmu”. Ja tych wszystkich rzeczy u Halsa nie widzę — i gdyby dr. Bode nie czytał historyi, Hals nicby mu z tego wszystkiego nie powiedział. Nie ma tej pobożności ani Hille Bobbe, ani Dziewczyna cygańska, ani Wesoły pijak. A że Hals nie starał się, ujawniać tych rzeczy, dowodem prosty fakt, że holenderscy mężczyźni i holenderskie kobiety nie byli przecież stworzeni na jedno kopyto. W rzeczywistości Hals wielkim był artystą; zajmował się przedewszystkiem charakterem. Nie są też najwyższem dziełem Halsa jego dużych rozmiarów grupy portretowe; daleko im do „najwyższego wyrazu sztuki”. Nie dlatego też jest artystą, że „w sposób pociągający” malował „najszczęśliwszą ulicznicę“ lub „najohydniejszego pijaczynę”.

Hals był jednym z największych humorystów, jacy kiedykolwiek dzierżyli pendzel. Zadziwiający jest u niego zmysł komiczny. Miał radość życia, wielkie, bogate, głębokie poczucie świetności twórczej. W słynnym zbiorze Kanna znajdują się dwa portrety młodych ludzi — Młody człowiek i Chłopiec, zwany także Młody Koeijmanszoon van Ablasseedam, malowany w roku 1645. Są one poprostu zadziwiające w swej potędze; zdaje się niemożliwem, aby sztuka ludzka poszła dalej poza te przedziwne utwory. Ten sam zbiór ma Damę holenderską z r. 1644, należącą do najnieśmiertelniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek ludzka stworzyła ręka. Syndyk z tej samej kolekcyi to znowu arcydzieło z r. 1643. Te „cztery głowy i ramiona” to istny cud, — i nic nie może bardziej zadać kłamu wstrętnej plotce, jakoby Frans Hals chronicznemu oddawał się pijaństwu, jak ta nieomylna, wahań nie znająca moc, jak ta bezpośredniość i pewność dotknięcia w tem dziele, namalowanem w sześćdziesiątym roku jego życia. Van Mander rozstał się ze szkołą haarlemską w roku 1604 — umarł w roku 1606. Prowadził ją dalej Cornelissen i Goltsuis aż do dnia, kiedy opuścili Haarlem, gdy ostrzeliwano jego bramy. Uczniowie zwrócili swe oczy na Halsa jako na nauczyciela; otworzył on też szkołę, w której wykształcił mnogą liczbę artystów. Haarlem posiada obraz, przedstawiający tę szkołę, namalowany w roku 1652 przez Dirka Halsa.

Sześciu synów Halsa poświęciło się malarstwu: Herman Hals (1611—1659); Frans Hals Młodszy (1617 do 1669), Jan Hals (urodz. 1625, zm. 1650), Reynier Hals (1627—1688?), Willem Hals i Mikołaj Hals (1628 do 1681). Nie wybił się z nich ani jeden.
Młodszy jego brat, Dlrk Hals (1591—1656), którego on uczył, miał znaczne powodzenie jako malarz kawalerów i śmieszków. Typowy okaz jego sztuki, Wesołą paczkę kawalerów, posiada Galerya Narodowa. Dirk Hals miał ucznia; był nim Pieter Codde (1600—1678); u Coddego kształcił się Willem Cornelis Duyster (1600—1635), malujący żołnierzy i kawalerów przy kieliszku czy podczas walki.
Oprócz synów, w pracowni Fransa Halsa uczyli się: Adriaen Brouwer (1606—1638) i Adriaen Van Ostade (1610—1685) (o jednym i drugim usłyszymy nieco więcej); Jan Cornelis Verspronck (1597—1662); Jan Miense Molenaer (1605—1668), Pieter Potter (1597—1652), ojciec wielkiej sławy zażywającego Pawła Pottera; Willem Claesz Heda (1594—1680); Hendrick Gerritsz Pot (Pot, ulubiony uczeń Halsa, to porucznik, który siedzi przy stole na drugiem malowidle, przedstawiającem cech św. Adryana); Pieter Molyn (1600?—1661); Pieter Frans De Grebber (1610—1665); Antoni Palamedesz Stevaerts; Dirk Van Delen (1605—1671); Bartłomiej Van Der Helst (1612-13—1670); Filip Wouwermans (1619—1668); Izaak Van Ostade (1621—1649); Pieter Roestraeten, ożeniony z najstarszą córką Halsa, Sarą, o której przyjściu na świat wspomnieliśmy; Vlncenzius Laurenszoon Van Der Vinne (1629—1702) i Job Berck-Heijde (1630—1693). Około Halsa i jego uczniów rozmaite powstały plotki. Opowiadają o nim, że malował obrazy, które potem sprzedawał, aby płacić swe rachunki szynkarskie; Brouwer zaś, mieszkający w jego domu, miał podobno kiepskie łóżko, liche pożywienie i nędzne ubranie. — Ale majster i jego uczniowie wesołą stanowili kompanię, żyli ze sobą na stopie jak najlepszej. Istnieje też legenda, że uczniowie zabierali pijanego majstra z szynku, przynosili do domu i kładli do łóżka.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new