Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W KTÓRYM ARTYSTA STAJE SIĘ „POWIERNIKIEM" BOGACZA, MALUJE SŁONECZNE JEGO ŻYCIE DOMOWE, A SAM ZSTĘPUJE POTEM DO GROBU UBOGICH
PIETER DE HOOCH
1629—poza rok 1677
Pieter De Hooch, urodzony w Rotterdamie 1629, żył w czasach Vermeera i Maasa, starszy od nich o jakie trzy lata. Syn rzeźnika rotterdamskiego, ochrzczony 20 grudnia 1629, rozpoczął zawód swój zimą, której szarość miała być barwą jego posępnego życia w przeciwieństwie do jasnych, słonecznych malowideł, unieśmiertelniających jego imię — imię „czerwonego Pietra de Hoocha”.
Czy Pieter de Hooch uczył się tajemnic sztuki u Rembrandta, czy nie, mało to nas obchodzi; w każdym razie twórczość Rembrandta nauczyła go jego sztuki, rozpaliła w nim siłę geniuszu. Nauczycielem jego był Nicolas Berchem, u którego jako młody chłopiec pracował razem z swym krewnym, Jakóbem Ochterveltem. Może też być, że w latach młodych, spędzonych w Delft, dostał się także do pracowni Fabritiusa.
Pieter de Hooch staje przed naszem obliczem jako „malarz i powiernik“ bogatego przedsiębiorcy handlowego, Justusa la Grange’a, wstąpiwszy do jego służby w r. 1653, w dwudziestym czwartym roku życia. Kupiec ten posiadał osiem obrazów swego „powiernika”. Z panem swym spędził De Hooch pierwsze czasy pomiędzy Hagą a Leydą, a następnie służbę tę porzucił. W r. 1654 w kwietniu zaręczywszy się w rodzinnym Rotterdamie z pewną dziewczyną z Delft, niejaką Jannetje van der Burch, ożenił się z nią w maju i przybył do Delft. W r. 1655 urodziło się im dziecko, a w listopadzie 1656 drugie. W tym czasie, 20 wrześ. 1655, wstąpił De Hooch do cechu w Delft, w którym pozostał do r. 1657. W Delft zaprzyjaźnił się z Vermeerem.
W dziesięć lat później był w Amsterdamie, osiadłszy tutaj na jakie trzy lata. Ze skąpej historyi jego życia niewiele co wiemy, chyba to, że w r. 1677 był jeszcze przy życiu i że umarł niebawem potem w strasznym niedostatku, zupełnie zapomniany.
Pieter de Hooch rozpoczął zawód swój od malowania tematów modnych, prawdopodobnie pod wpływem rozmaitych mistrzów, których widział naokoło siebie — od wnętrz i scen z żołnierzami i dziewczynami, które z nimi się bawią, rozmawiają lub piją; malował tu manierą lekką, swobodną, wówczas właśnie bardzo wziętą. Dublin ma sygnowaną jego Izbę strażniczą; w Borghese i u Corsinich w Rzymie oraz w innych zbiorach prywatnych znajduje się również kilka jego malowideł; Ermitaż posiada Poranek młodego człowieka. Te pierwsze jego dzieła, malowane szeroko, z pewnem zaniedbaniem w technice i rysunku, odznaczają się przecież bogactwem oświetlenia i krzepkim kolorytem i składają się na okres tak zwany cytrynowo-żółty lub biały. Od samego początku lubował się w jasnej czerwieni. We wszystkich tych scenach z żołnierzami i lekkomyślnemi niewiastami zajmował go głównie problem gry światła na kolorach wysokich — na tem też polegała świetność tego artysty.
Wpływ Rembrandta spowodował De Hoocha do wstąpienia do pracowni Berchema w czasie, kiedy ten nauczyciel niejednego wychowanka (a dobry to był nauczyciel, ponieważ uczniom swoim kazał własną wyrażać indywidualność i unikać naśladownictwa) przebywał w Amsterdamie.
Ożeniwszy się, De Hooch zaczął nagle, w Delft, ujawniać tę przedziwną, świetną sztukę, która unieśmiertelniła jego imię. Geniusz Rembrandta kształtował jego młodość, w Delft De Hooch dostał się pod wpływ Vermeera; przyjacielskie współzawodnictwo to pchało geniusz jego ku najwyższym zamysłom. O kilka lat starszy od Vermeera, malował rzeczy, które przez długie czasy kładziono na karb Vermeera, jak Saltingowskie Wnętrze lub wiedeńska Rodzina w ogrodzie, a w których zawarł to swoje nowe objawienie; natomiast berlińska Kobieta z dzieckiem w komnacie, Mleczarka i obrazy w zbiorach Adryana Hope’a, obecnie w Ameryce, bardzo są blizkie sztuce Maasa i jemu też niejednokrotnie je przypisywano. Malował teraz bardzo często swój własny dom, żonę i dzieci w coraz to jaśniejszem świetle słonecznem. Życie jego domowe wyrwało go z izb, w których młodzi, krewcy ludzie zabawiają się z lekkiemi kobietami, i poprowadziło go ku wyższej wizyi społecznej, a raczej towarzyskiej, mniej się bowiem zajmował charakterem, aniżeli zewnętrznymi obyczajami warstw zamożnych. Uderzył w przyjemny ton, który się podobał „towarzystwu”. Kocha się w otwartych podwojach, poprzez które wślizguje się światło słoneczne; rad obraca się w pełnych komfortu, przestrzennych komnatach o wysokich oknach, przepuszczających jasne strumienie światła dziennego, które przedmioty w przezroczej zatapia atmosferze, rzucającej promienne refleksy między cienie świetliste. Wszystko to jest bogate i jasne, bo tak to zwykle widziały oczy „malarza i powiernika” bogatego kupca. Czystości jego płomiennego kolorytu nie mogła chyba żadna prześcignąć barwa.
Te dziesięć wielkich lat jego świetnych początków, od r. 1655—1665, dzielimy na dwa okresy: wcześniejszy okres, głęboko złoty, w którym, tworząc harmonię barw, przeważa koloryt czerwony i brunatno-czerwony, okres, przypominający Maasa; następny okres, pełniejszy, Vermeerowski, odznacza się jaśniejszą białością subtelnego Wnętrza, w brukselskiej galeryi Arenbergów, z przewagą tonów niebieskich.
Galerya Narodowa posiada wizerunek jego domu w Deft, słynny Dziedziniec holenderski brukowany cegłami, z roku 1658, dalej Przy pompie w dziedzińcu holenderskiego domu, z r. 1665, a pozatem jego wczesne Wnętrze domu holenderskiego; w Buckingham Palace jest jego Popołudnie; w Norymberdze znana dobrze Konwersacya. Dzieła jego rozrzucone są po rozmaitych wielkich galeryach.
W r. 1665, gdy Mikołaj Maas dobiegał do końca swej karyery, Pieter de Hooch wyrzekł się swej osobistej nuty, zaczął malować rzeczy wyłącznie bogate, stracił swą cudowną wizyę światła, popadł w jednostajność, w sztukę jego wdarła się pustka. W siódmym dziesiątku wieku zmogła go małostkowa słabość. Jak dobry „powiernik”, zaczął wprowadzać nas w marmurowe sale i podkreślać wspaniałość młodych, strojnych kawalerów, prowadzących puste rozmowy z damami, oddających się muzyce, śpiewom, tańcom i przeróżnym lekkomyślnościom. Życie domowe klas średnich zmienił na świetność arystokracyi. Zajmują go teraz modne kostyumy; odwrócił się od tajemnic światła. Pustą stała się jego sztuka, jak pustem było życie warstwy, którą się teraz zajmował. Może też dzięki szczeremu instynktowi artystycznemu przejmuje nas tylko o tyle, o ile na to pozwalały jego „towarzyskie zabawy”.
„Czerwony De Hooch” umarł prawdopodobnie około 1681 ten nieśmiertelny malarz przezroczego słonecznego światła, w sali słonecznej nerwowymi, wrażliwymi palcami czerwony stwarzający taniec, — on, któremu Anglia okazuje szacunek, mając w posiadaniu swem przeważną część jego stu obrazów.
Pod względem stylu i tematów wzorował sztukę swą na Vermeerze, De Hoochu i Metsuem malarz Jakób Ochterveldt (1635?—1700?). Jego Dama przy szpinecie znajduje się w Galeryi Narodowej. Krewny De Hoocha, był jego towarzyszem w pracowni Berchema.