Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W KTÓRYM WIDZIMY TALENT, CZUJĄCY SIĘ JEDNAKOWO DOBRZE ZARÓWNO W KRAJU WATTEAU’A, JAK I W DZIEDZINIE ŻYCIA DOMOWEGO, JENO, ŻE DAJĄCY SIĘ UWODZIĆ IDEAŁOM STAROŻYTNYM
FRAGONARD
1732—1806
Ⅰ
W Grasse, w górach, w Alpach Morskich, oblanych błękitnemi falami Śródziemnego morza, w romantycznej Prowancyi, urodził się rękawicznikowi tego miasteczka dnia 5 kwietnia 1732 syn, który na chrzcie otrzymał nazwisko Jean Honore Fragonard. Mały chłopiec z wielką głową przyszedł na świat w rok po powrocie Franciszka Bouchera z podróży włoskiej do Paryża. Dziecko rosło w prowansalskiej mieścinie, gdy Boucher tworzył pod wpływem natchnień Watteau’a swe sceny pasterskie, swe Wenery i swych Kupidynów, zmieniając cały styl sztuki francuskiej w kierunku wyrazu narodowego, a Chardin płodził arcydzieła, wyrażające domowe życie ludu. Szesnaście lat przeżył chłopiec w swojej słonecznej, kwiatami zasypanej okolicy górskiej; we wspaniałości jej kąpało się jego oko i serce, tak, że swędziła go ręka, ażeby odtworzyć blask tego, co tak śpiewało w jego wnętrzu. Czar kwietnego ogrodu Francyi nie opuszczał go nigdy, napełniając sobą jego myśli i wzywając go, aby pokazał go światu. Wkradał się on do jego skrzynki z farbami i na jego paletę i w ten sposób przedostawał się na płótna jego arcydzieł, prowadząc go poprzez lata ku szczęsnej nieśmiertelności. Czy finansowa ruina zmusiła rękawicznika z Grasse do przeniesienia się z rodziną do Paryża, gdy młody Fragonard miał lat osiemnaście, czy też klęska ta spadła jak grom z jasnego nieba na wątłego, dużogłowego chłopca w piętnastym roku jego życia (pani Pompadour była od dwóch lat uznaną kochanicą króla), dość, że ojciec, odciągając go od jego snów młodzieńczych, oddał go za pisarka do notaryusza, którego chłopiec doprowadzał do rozpaczy, „marnując czas“ przy garnku z farbami i pendzlu, tak, że ostatecznie notaryusz zdołał przekonać ojca, ażeby pozwolił synowi iść za powołaniem.
Opowiadają, że, gdy chłopiec miał lat szesnaście, matka jego, z rozsądkiem i przezornością Francuzki, zebrała wszystkie jego szkice i, zasięgnąwszy wiadomości o pierwszym malarzu dnia, poszła razem z chłopcem do pracowni wspaniałomyślnego, szlachetnego, serdecznego, słynnego Bouchera, zamieszkałego przy Rue Grenelle-Saint-Honore, przy której Fragonard miał zakończyć swe życie. Chłopiec palił się z podziwu na widok mistrza, gdy tymczasem matka wynurzała się z nadziejami co do przyszłości syna. Boucher, zobaczywszy jego próby, kazał mu powrócić za sześć miesięcy, polecając równocześnie matce, aby go tymczasem zaprowadziła do Chardina, jako do mistrza największego, ażeby nauczył się u niego posługiwać się narzędziami sztuki. I chłopiec poszedł do Chardina. Chardin kazał mu od razu kopiować syeną sztychy z ówczesnych arcydzieł, nalegając, aby malowidło było traktowane szeroko, aby było solidne i wierne. Fragonard tak małe robił postępy, że Chardin wyrzucił go z pracowni. Pozostawiony samemu sobie, młodzieniec zaczął odwiedzać kościoły paryskie, zastanawiając się nad wiszącymi w nich obrazami, i, wróciwszy do domu, kopiować je dzień za dniem z pamięci. Po upływie sześciu miesięcy udał się ze szkicami pod pachą do Bouchera, i ten go już nie wyrzucił. Zdumiony jego postępami, porwany jego zapałem, Boucher wziął go do pracowni i kazał mu przygotowywać wielkich rozmiarów kartony ze wzorów swych, rysowanych dla warstatów w Gobelins i Beauvais.
Po dwóch latach nauki Boucher, gorliwie zawsze interesujący się swymi uczniami, nakłonił młodzieńca do ubiegania się o Prix de Rome — nagrodę rzymską. W dwudziestym roku życia zdobył Fragonard, bez specyalnych przygotowań, pożądaną nagrodę obrazem, przedstawiającym Jeroboama, składającego ofiarę bożkom. Było to w roku, w którym Boucher zamieszkał w apartamentach Luwru. Przez trzy lata następne Fragonard był w królewskiej szkole sześciu eleves proteges (uczniów protegowanych) pod Karolem van Loo, pracując dalej w pracowni Bouchera, a i na własny rachunek malując tego rodzaju rzeczy, jak Gra w ślepą babkę. W dwudziestym czwartym roku życia Fragonard uzyskał prawo udania się na koszt królewski do Rzymu. Wyjeżdżał do Włoch z słynną radą Bouchera, który pożegnał go temi słowy: „Mój drogi Frago, idziesz pan do Włoch, ażeby zobaczyć dzieła Rafaela i Michała Anioła; ale ja ci powiem w zaufaniu, jak przyjaciel: jeżeli będziesz ludzi tych brał na seryo, będziesz zgubiony.” Rada ta była zawsze kamieniem obrazy dla krytyki i peruki. Był to tylko żartobliwy, czysto Boucherowski sposób donośnego upomnienia, że Francuz ma obowiązek nauczyć się wyrażać po francusku, a nie po włosku — że powinien wyrażać siebie, a nie wielkich nieboszczyków. Była to rada, która ocaliłaby niejeden złamany żywot artystyczny. Przybywszy do Rzymu, Fragonard, podobnie, jak mistrz jego przed nim, targany był wątpliwościami, niepewnością i walczącymi z sobą wpływami.
Przez kilka miesięcy pracował mało albo wcale nic; z żądzą malowania stawał przed arcydziełami Michała Anioła i Rafaela, oszołomiony wspaniałością ich rysunku. Zbyt jednak był Francuzem, aby, jako twórca, uledz ich wpływom; ocaliły go jego wątpliwości i zdobyły dla Francy i mistrza, którego nazwisko stanęło w długim szeregu chwał tego kraju. Dzięki upomnieniu nauczyciela, nie uległ pokusie patrzenia oczami innych, uniknął akcentu włoskiego. Watteau nie żył daremnie, i dla niego, tak samo, jak dla Bouchera, Rzym nie stał się grobem, jak był nim dla niejednego z obiecujących talentów. Fragonard wyszedł z niebezpieczeństwa tego silnym, zdrowym człowiekiem. Tiepolo prowadził go z powrotem ku jego własnemu stuleciu, a francuskie objawienie mistrza Bouchera wiodło oszołomiony umysł jego do wyrażania Francyi. Ostatecznie ruszył się tkwiący w nim geniusz i naglił go do wyrażania siebie samego. Słoneczny koloryt samych Włoch, blaskami zlany ich krajobraz, oto prawdziwa lekcya, która się wgryzła w jego wyobraźnię.
Żądza przeniesienia tego na płótno nadała technice jego gracyę i dostojność, które daleko żywotniejszy wywarły wpływ na jego dzieło, aniżeli malowidła wielkich nieboszczyków. I tak się stało, że Natoire, dyrektor szkoły królewskiej (francuskiej) w Villa Mancini, który w liście do Marigniego skarżył się na swego ucznia, teraz wyrażał się o nim z entuzyazmem i wyrobił mu przedłużenie pobytu w Rzymie. Tutaj też zawiązała się długoletnia przyjaźń z Hubertem Robertem, mającym już wyrobioną markę artystą, i z czarującym Abbe De Saint-Non, który rytował dzieła młodych malarzy i wpływem swoim wyrobił sobie wolne mieszkanie w Villa d’Este, gdzie i tamci dwaj znaleźli schronisko.
Przyjemnie zeszły mu dwa lata z miłymi towarzyszami w Villa d’Este, śród majestatycznych drzew i wodospadów, które na Fragonardzie tak silne wywarły wrażenie, dając mu głębokie poczucie dostojności, oraz zrozumienia światła i powietrza, w których miały się kąpać sceny, z rzadką malowane przezeń sztuką i bystrością. Tutaj to zrodziło się umiłowanie wspaniałych ogrodów, które pociągały serce dziecka Prowancyi i które stanowią istotę jego krajobrazów. Z dalekiego Paryża dochodziły go wieści o pokątnych intrygach, które Choiseula spowodowały do opuszczenia stronnictwa królowej i związania się z panią Pompadour. Gdy na kraj spadały klęski i na lądzie i na wodzie, markiza nakłoniła króla, aby De Stainville’a powołał na pierwszego ministra. Zostawszy w grudniu 1758 księciem, De Choiseul znalazł sojuszniczkę w jednym z najbystrzejszych, najsubtelniejszych i najodważniejszych umysłów Francyi, w swej siostrze, Beatryczy, słynnej księżnej de Grammont. Król miał w nim urodzonego przewódcę ludu. Choiseul przywrócił tronowi utraconą dostojność i blizki był ocalenia Francyi.
Był on ucieleśnieniem powszechnej opinii narodu, a siłę swą opierał na parlamencie i nowej filozofii. Stał się bohaterem narodowym. Nie umiał źle czynić. Doszedł do władzy w r. 1758 i od razu zatamował falę klęsk, jaka nawiedziła Francyę. Zwolennicy parlamentu nabrali otuchy; filozofia, mając jednego ze swoich u steru władzy, niepewnym zaczęła przemawiać głosem. Słuchała go cała Francya. Fragonard musiał ostatecznie powrócić do domu. Obaj przyjaciele, do spółki z Saint-Nonem, obrawszy sobie powolną drogę przez Bolonię, wlekli się w kierunku Paryża. Fragonard wkroczył do ukochanego miasta, po pięcioletniej wędrówce, w jesieni 1761, w dwudziestym dziewiątym roku życia, nie spaczony szkolarstwem, a sztukę swą opierający na Boucherze i usilnych studyach przyrody. Przybył do Paryża z bujnymi malarskimi planami na przyszłość, pełen ognia i zapału dla sztuki, z żądzą stworzenia arcydzieł i odznaczenia się.
Ⅱ
Fragonard powrócił do Paryża w trzydziestym roku życia, aby w Boucherze zmienionego ujrzeć człowieka. Mistrz postarzał się; sztuka jego stała się celem pocisków ze strony krytyki. Nowa filozofia domagała się od sztuki, ażeby przenosiła na płótno uszlachetniające sentymenty, aby była nauczycielką moralności. Zaczęto mówić o wielkich dniach starożytnych Greków i Rzymian. — Krytyka-wietrznica zwracała się ku drezdeńskim pasterzom i pasterkom, ku gajom liściastym i, określając Chardinowskie sceny z życia domowego jako „poziome”, jęła szukać sobie schroniska w towarzystwie pół-bogów śród malowniczych zwalisk. Zawitawszy do Paryża, Fragonard zasiadł od razu do pracy nad dziełem historycznem dla Akademii; zaczął malować obraz Arcykapłan Korezus popełnia samobójstwo dla uratowania Kallirhoi, dzisiaj w Luwrze. Zarówno Akademia, jak i krytyka obraz ten wielkiemi obsypały pochwałami. Odtąd przez dwa lata próbował malować w stylu akademickim. Atoli chwalby Diderota i Grimma nie przyczyniły się bynajmniej do napełnienia jego kieszeni, dlatego też postanowił odwrócić się od pochwał krytyków. Nie miał gustu do sztuki akademickiej, nie żywił sympatyi dla myśli starożytnej, ani dla zmarłej przeszłości. Podobnie, jak jego nauczyciel, był prawdziwem dzieckiem Francyi i stulecia, radującem się ziemią ojczystą i życiem swego czasu. Powodzenie przyszło niebawem, i to duże.
Pewien młody dworzanin, niejaki baron de Saint-Julien, zjawił się z kochanką swą u malarza i żądał od niego, aby namalował mu obraz, przedstawiający piękne to stworzenie na huśtawce, i to w takiej pozycyi, że biskup ma wprawiać w ruch huśtawkę, podczas gdy on, baron, przygląda się rozwianym sukniom, z pod których urocze wyzierają łydki. Doyen miał skrupuły, ale zarekomendował Fragonarda do tego złośliwego interesu. Fragonard zgodził się z niemałą chęcią, korzystając z wydarzenia, jak zwykle, w ten sposób, że pospolity temat umieścił śród wspaniałego listowia drzew, w którem się lubował — i, jak o tem przekonać się można, w Wallace Collection, stworzył światowej sławy Les hazards heureux de l’Escarpolette (Szczęśliwe trafy huśtawki), które mu od razu zgotowały wziętość, a świat obdarzyły arcydziełem. Efekt był niesłychany. Przedziwny sztych De Launay’a rozpowszechnił rzecz tę po kraju, umiejąc oddać dużo z czarodziejskiego uroku malowidła drzew. Szlachta, bogaci finansiści i cały modny świat ówczesny dobijał się teraz o płótna Fragonarda. Jak starzejący się Boucher był zwierciadłem Francyi za pani Pompadour, tak Fragonard stał się zwierciadłem dworu, teatru, salonu i buduaru za rządów Du Barry.
Znalazłszy zbyt dla utworów „galanckich”, Fragonard popuścił cugle swej wyobraźni na tem polu. Szlachta i bogacze sypali pieniędzmi za malowidła. Ładny dom, delikatnie malowane pokoje, piękne meble, subtelne dekoracye, urocze obrazy stały się niezbędną potrzebą modnego świata. Fragonard gorący miał pendzel i posługiwał się nim gorąco. Atoli tematów, choćby i najdrażliwszych, używał zawsze raczej jako pozoru do malowania wspaniałych swych obrazów z drzewami. Jest on jednym z największych pejzażystów Francyi. Przyzwoitkowaci krytycy, piszący o sztuce francuskiej, przywykli wysławiać Fragonarda kosztem Bouchera, dając do poznania, że Boucher był lubieżnikiem. W rzeczywistości Fragonard malował tematy swoje tak podniecająco, że wobec tego sztuka Bouchera wydaje się dziewiczą. Z rozmysłem igrał z zepsuciem życia płciowego. Sztuka jego opierała się ściśle na sztuce Bouchera; zawdzięczał on Boucherowi daleko więcej, niż ten sztuce Watteau’a. Ludzie ciaśni, którzy odmawiają oryginalności Boucherowi, powinni odmawiać jej także Fragonardowi. Krytycy angielscy nie są, widać, zdolni do zrozumienia twórczości francuskiej. Fragonard miał niejeden przymiot malarza dekoracyjnego. W istocie też powinniśmy udawać się do Francuzów wieku osiemnastego, jeżeli chcemy, aby ściany naszych salonów sprawiały nam przyjemność. La Fete de St. Cloud Fragonarda jest jednym z najsłynniejszych dekoracyjnych krajobrazów w świecie.
W tym pierwszym, czyli „szczegółowym” okresie Fragonard tworzył dzieła w wielkiej ilości. Styl, układ i technika są nieco surowe, tematy gorące — Miłość zwycięzcą, Rygel, Fontana miłości, Le Serment d’Amour (Przysięga miłości), Gimblette (Ciastko), Les Baigneuses (W kąpieli), Śpiąca bachantka, Le Debut du Modele (Debiut modela) itp. Nauczyciel jego, Boucher, postarzał się i, nie mogąc sobie dać rady z zamówieniami, szukał pomocy u swego ucznia „Fraga“, którego też wprowadził w dom starego przyjaciela i odbiorcy, dzierżawcy dochodów państwowych, Bergereta de Grandcour. Człowiek ten został jednym z najhojniejszych odbiorców i przyjaciół Fragonarda. Zamówił on u niego w tym roku (Fragonard miał lat trzydzieści i pięć) kilka obrazów, — w roku, w którym Fragonard namalował pyszną Fete de St. Cloud, w czasie, kiedy ku końcowi miał się okres drobiazgowego, szczegółowego traktowania pomysłów, których szerokości skończona sztuka jego nie psuła bynajmniej rzeczami małostkowemi. Pani Pompadour zmarła w r. 1764. Fragonardowi nie wyświadczyła ona żadnych usług.
Sztuka jego dochodziła do rozkwitu, gdy ona była kobietą już zniszczoną, złamaną. Fragonard nigdy nie zawiązał ściślejszych stosunków z dworem. Miał dwóch odbiorców i dla świetnych ich domów stworzył szereg arcydzielnych dekoracyi; jednym i drugim odbiorcą były kobiety. Dla rozrzutnej, ekscentrycznej tancerki, głośnej Made-moiselle Guimard (szalał za nią Paryż, a i Fragonard był ponoć czemś więcej dla niej, aniżeli tylko przyjacielem), namalował szereg obrazów dla jej domu na Chaussee d’Antin, znanego młodym ludziom jako Świątynia Terpsychory. Malował także jej portret, dla tego samego przybytku, przedstawiając ją w postaci pasterki operowej; proste życie pasterskie było pozą w tym świecie, nie mającym nic wspólnego z prostotą. Fragonard, nie obdarzony energią, powolny z natury, przesiedział nad tem, zdaje się, kilka lat. Ostatecznie Guimard straciła cierpliwość — język miała ostry — i zaczęła mu wymyślać, szydząc zeń, że wogóle nie jest zdolny do skończenia tej rzeczy, poczem dodała: „Na tem koniec“ i wyszła z pokoju. Nie mogła go już przywabić do siebie. Atoli pewnego razu wślizgnął się do jej gabinetu, ażeby uśmiech siedzącej tancerki zmienić na pomruk gniewu. Przed zerwaniem z nią namalował kilka jej portretów. Zajście to miało jednak doniosłe skutki dla Fragonarda. Wykończenie komnat oddał dwudziestopięcioletniemu wówczas Davidowi. David nie zapomniał mu nigdy tej przysługi; odwdzięczył się mu za to dziesięćkrotnie, gdy czarne na Fragonarda przyszły chwile, — odwdzięczył mu się z odwagą w czasach, kiedy odwaga wdzięczności niebezpiecznym była czynem. Słynne Chiffre d’Amour (Cyfry miłości), obecnie w zbiorach Wallace’owskich, obraz, na którym dziewczyna wycina na drzewie inicyały ukochanego, należy do najszczęśliwszych natchnień Fragonarda w tym czasie. W tych samych zbiorach jest także jego L'Heure de Berger, pachnąca Boucherem.
W cztery lata po skonie pani Pompadour zmarła zaniedbywana królowa. W wigilię Matki Boskiej Gromnicznej, d. 1 lutego 1769, w Paryżu, na uczcie nie bez politycznego znaczenia, podniósł pewien Jezuita kielich na cześć Prezentacyi, dodając po toaście: „Na cześć tego, co ma nastąpić dzisiaj lub nastąpi jutro, — na prezentacyę Nowej Estery, która uprzątnie Hamana, a naród żydowski uwolni od uciemiężenia. “ Mówił obrazowo — to było bezpieczniej; ale zrozumiano go, — zręczne zdanie znalazło poklask u starych i młodych arystokratów, siedzących przy stole; wychylili puhar na zdrowie nadobnej Madame du Barry. Jezuici bowiem nie kochali ministra królewskiego, Choiseula, szalona zaś dziewczyna była tylko wabikiem dla króla, mającym go odciągnąć od wielkiego ministra. Tak to słudzy kościoła gromadzili się około ulicznej piękności, — tak skrywali się za ekstrawaganckie jej suknie, z których jedna kosztowała 50.000 franków, — tak do spółki ze starą arystokracyą pili na pohybel królewskiemu ministrowi, Nowej Myśli i parlamentowi! Czcigodny nasz ksiądz obdarzony był, zdaje się, uchem Przeznaczenia, jakkolwiek pewność swą datował na kilka miesięcy za wcześnie. Tak to, zanim rok upłynął, stał się król zdziecinniałą kreaturą gamratki paryskiej, modystki i domokrążczyni, Joanny, naturalnej córki niejakiej Anny Bequs, prostej kobiety z Vaucouleurs. Joanna, bez nazwiska, niewiadomo jakiego ojca dziecko, ładna, miła, pospolita dziewczyna z ulicy, z pięknymi włosami i szalonem usposobieniem, liczyła lat dwadzieścia i sześć, kiedy na rozkaz — na podstawie sfałszowanej metryki — urodziwszy się na nowo jako Anna de Vaubernier i kiedy na ten sam rozkaz zostawszy żoną jednego z dworzan, którego do małżeństwa tego zmuszono, zjawiła się na dworze wersalskim jako nieśmiertelnie lekkomyślna hrabina du Barry.
Zaślepienie króla podało majestat w pogardę ludu. Straszliwie zapłaciła za to Francya — a i Fragonard nie mniej od innych. Jednym z pierwszych podarunków, które Du Barry otrzymała od króla, był zameczek Louveciennes. Wzięła się też od razu z bezwzględną ekstrawagancyą do urządzenia tego pięknego mieszkania. Artysta Drouais sprzedał jej za 1200 liwrów cztery zaginione dzisiaj obrazy Fragonarda jako supraporty do jednej z komnat. Dzięki temu Fragonard otrzymał polecenie, aby udekorował pawilon, w którym ona przyjmowała króla na „małych obiadach”. I tak się stało, że dla tej gamratki namalował Fragonard pięć światowej sławy płócien, które następnie takie otrzymały tytuły: Rozwijanie się miłości w sercu dziewczęcia, dzisiaj lepiej znane jako Romans Amora z młodością — stary król występuje tu w roli młodego pasterza, a Du Barry jest skromną pasterką; w Drabinie (L’Escalade czy Le Rendez-vous) Du Barry udaje trwożliwą dziewczynę, przystającą ze zdumienia, gdy spostrzega, że kochający ją pasterz jest królem; następnem malowidłem był Pościg; wreszcie Pamiątka i Uwieńczony kochanek. Ostatni z pięciu, Kochanka opuszczona, był wówczas tylko zaczęty; Fragonard skończył go w dwadzieścia lat później w Grasse. Dlaczego Du Barry ostygła w swych łaskach względem Fragonarda, niewiadomo; arcydzieła te jego nie weszły nigdy do jej domu. Czy król i jego kochanka odczuli brak tych suggestyjnych czterech supraport Fragonarda (w rzeczywistości trywialna treść tych obrazów dostarczyła tylko pretekstu do namalowania całej masy listowia i majestatycznych drzew, strzelających ku niebu), czy też Fragonard zrozumiał, dlaczego podejrzliwie urządzono artystyczny pojedynek pomiędzy nim a Vienem, którego suggestyjne obrazy podobały się może bardziej, niż jego, — niewiadomo, dość, że malowidła Fragonarda leżały w pracowni lat przeszło dwadzieścia, ażeby potem, pozwijane w zwoje, stanowić główną część bagażu podczas ucieczki jego z ukochanego Paryża. Du Barry była dzieckiem ulicy, — miała prostackie zamiłowanie dziewczyny z zaułku do błyskotek, lubiła wystawność. W domu swoim gromadziła pospolitych śpiewaków z najpodlejszych teatrów, podczas gdy pani Pompadour ściągała najprzedniejsze umysły i pierwszych artystów wieku. Król śmiał się teraz z rubasznych żartów i ohydnych śpiewek, — rozrywali go teraz klowni.
Ⅲ
Żyła w Grasse zajmująca się hodowlą wonnych kwiatów i przerabianiem ich na perfumy, z Awinionu pochodząca rodzina, nazwiskiem Gerard, która z Fragonardami przyjazne utrzymywała stosunki. Siedemnastoletnią Maryę Annę Gerard wysłano pod opiekę Fragonarda do Paryża, gdzie w sklepie handlarza pachnideł, niejakiego Isnarda, zarabiała na życie. Dziewczyna posiadała zdolności malarki wachlarzy i miniaturzystki. Któż mógłby ją uczyć lepiej, jeżeli nie Fragonard? Jak dowodzą portrety, wykonane przez Fragonarda, nie była ona szczególną pięknością; o surowym akcie mieszkanki Prowancyi, figurę miała ciężką, podsadkowatą, rysy grube, ale była młoda i zdrowa. Rozmawiając z Fragonardem o domu rodzinnym, uczuła nagle pocałunek. I Fragonard, licząc lat trzydzieści i siedem, ożenił się z osiemnastoletnią dziewczyną. Urodziła mu ona ukochaną córkę, Rozalię, a w dziesięć lat później, w r. 1780, dała mu syna, Aleksandra Ewarysta Fragonarda. Przy świeżej parze małżeńskiej zamieszkała teraz młodsza siostra, Małgorzata Gerard, i młodszy również brat, Henryk, który uczył się sztycharstwa.
Małżeństwo Fragonarda wpłynęło od razu na jego sztukę. Dzikie chwasty miały być niebawem wyplenione; rozpusta dziewcząt publicznych ustąpiła wdziękowi i delikatności życia domowego; kołyska zajęła miejsce łoża przygódek miłosnych, i postacie dziecięce zaczęły rozkwitać na jego płótnach. Porzucił modnych nieprawdziwych pasterzy i fałszywe pasterki, ażeby odtąd malować prawdę — „zjawiska rzeczywistości“ w otoczeniu wiejskiem. W sceny życia domowego wprowadził piękny układ, poczucie stylu i dostojność, godną tematów naj majestatyczniejszych. W tym czasie dostał się pod wpływ pejzażystów holenderskich i od nich też wziął zwartość listowia, prawdę charakterów, ścisłą obserwacyę życia zwierząt, obłokami pokryte niebo oraz wykończony i silny rysunek. Dyskutowano nad tem, czy był w Holandyi. Był on jednak artystą zbyt silnym, zbyt oryginalnym, ażeby miał naśladować styl Holendrów i brać od nich akcenty holenderskie; przyswajał sobie od nich te tylko pierwiastki ich sztuki, które mógł stosować do lekkiej, wdzięku pełnej twórczości francuskiej, bez szkody dla gracyi geniuszu francuskiego. Wpatrywał się w przedziwną sztukę Chardina.
Zadowalał się teraz swym domem i ogrodem jako sceneryą, zadowalał się rodziną swą jako modelami. Przekonał się, że artysta nie ma potrzeby rozglądać się na wszystkie strony, ażeby znaleźć „godne malowania przedmioty”. L’Heureuse Fecondite (Szczęśliwa płodność), Odwiedziny u niańki (druga rzecz na ten sam temat), Nauczycielka, Dobra matka, Powrót do domu, Wychowanie znaczy wszystko, Dites, done s’il vous plait (Proszę mi powiedzieć, jeżeli łaska) — oto obrazy z tego okresu. We wszystkich tych rzeczach okazał się artystą, nie mającym nic wspólnego z miernotą, wprowadzającym dystynkcyę we wszystko, czego się tylko dotknął. Fragonard celował także w olejnych portretach miniaturowych. Fantazyjne portrety w Luwrze, traktowane szeroko i silnie, świadczą, że Fragonard wpatrywał się w sztukę Fransa Halsa. La Figure de Fantasie (Postać fantazyjna) (albo L’Inspiration — Natchnienie) i La Musique (Muzyka) są dowodem tego wpływu; ładna kobietka w La Chanteuse (Śpiewaczka) ma stanik, manszety i wysoką kryzę, jak gdyby „przeniesione” z czasów Fransa Halsa. Lekcya muzyki, w Luwrze, z tych samych pochodzi czasów.
W rok po ślubie Fragonarda zmarł stary jego mistrz, Boucher — światło „Chwały Paryża“ zagasło. Boucher skonał na kilka miesięcy przed Wigilią Bożego Narodzenia r. 1770, kiedy to Choiseul pozbawiony został władzy przez trójkę opryszków, którzy użyli pospolitej lecz miłej Du Barry jako narzędzia do swych celów. — W istocie wzbraniała się ona utrącić wielkiego ministra, dopóki nie uzyskała w zamian korzystniejszych warunków. Choiseul zbyt bystrym był człowiekiem, aby nie widział, co się dzieje naokoło strojnej tej pani; czyż, opuszczając pałac, aby z lettre de cachet w kieszeni pójść na wygnanie, i ujrzawszy z dziedzińca spoglądającą przez okno kobietę, czyż nie posłał pocałunku tej wyzierającej z poza zapłakanych ócz a dziś na zagładę przeznaczonej piękności, która zdobyła sobie berło Francy i?... Przez cztery lata dziewczyna ta z ulicy, do spółki z sławetną trójką, na którą składali się D’Aiguillon, Maupeau i Terray, wysyłała członków parlamentu na wygnanie — lata, które Francyę królewską prowadziły śród zgiełku i śmiechu nad brzeg przepaści, ku nieuniknionemu przeznaczeniu, gdy tymczasem król na wszystkie oznaki katastrofy, której nie mógł nie przewidzieć, bo nie był ani tak umysłowo słaby, ani tak ślepy, królewskiemi tylko wzruszał ramionami. „Stosunki istniejące trwać będą tak długo, jak ja, następca zaś mój niech sam dba o siebie“ — mawiał cynicznie i, ruszając ramionami, powtarzał słowa pani Pompadour: „Apres nous le deluge.“
Dowcip i niemiłosierne błazeństwo były hasłem dnia; ludzie ci mieli w osobliwy sposób pełne usta pięknych frazesów i gładkich epigramów. Największym zaś, najniemiłosierniejszym ze wszystkich błaznem był Terray, który dla załatania finansów łotrowstwa swoje ukoronował skandalicznym Pacte de Famille, towarzystwem handlowem, mającem na celu wyśrubowanie sztucznych cen za zboże w ten sposób, że towarzystwo skupowało ziarno we Francyi i wywoziło zagranicę, ażeby następnie sprowadzać je z powrotem do Francyi i z ogromnym sprzedawać zyskiem. Spólnikiem tego towarzystwa, i to ze znacznym udziałem, był król francuski. W istocie, czyż właściciele ziemi nie mieli prawa rozporządzać swoją własnością? Ludwik francuski przepowiedział prawdę: gilotyna nie była mu przeznaczona. W r. 1774 dostał ospy.
W pokoju chorego rozgrywała się walka pani du Barry i jej stronnictwa z Choiseulem o władzę. D. 10 maja wyniszczone ciało padło ofiarą choroby. Rozkładające się zwłoki złożono co tchu do trumny i bez pompy i honorów powieziono pospiesznie do St. Denis — wieziono je truchtem, śród nieprzyjaznych uwag tłumu, i pochowano śród szczątków dawnych królów tego rodu, bez udziału dworu, przy akompaniamencie głośnych przekleństw ludu. Skandaliczna lekkomyślność warstw uprzywilejowanych i niemiłosierna mściwość miały zrobić swoje. Pióra satyryków i myślicieli rozpowszechniały Nową Myśl pomiędzy ludem, zgorszonym i przygnębionym zepsuciem swych władców. Pisma ich wprowadziły w zdumienie i zaalarmowały wszystkich. „Intellektualiści“ stali wszyscy po stronie ludu. Dowcipem, sarkazmem, inwektywą i argumentami rozbudzali namiętności; apelowali do szacunku własnego, do własnej godności, honoru i wrodzonego umiłowania swobody; odwoływali się do rozsądku, do poczucia wolności, drzemiącego we wnętrzu ludzkiem, do praw człowieka. Prasa drukarska roznosiła dowcip i satyrę po całym kraju aż do najodleglejszych zakątków Francyi. Wyszydzano fałszywą arystokracyę, fałszywą religię. Usiłowano podminować dawny porządek, podać go w pogardę.
Atoli Du Barry nie miała w naturze swojej ani krztyny złości. Za jej rządów ani jeden więzień nie dostał się na jej rozkaz do Bastylii; mściwość nie była jej cechą. Du Barry była narzędziem w ręku łotrów; stawała jednak między nimi a ich niegodziwą mściwością, uwalniała też dwór od sposobów brutalnych, jakimi Pompadour ścigała swych wrogów. Ludwik Szesnasty i Marya Antonina zasiedli na tronie. Król też, którego surowy lettre de cachet (rozkaz tajemny), napisany w dwa dni po objęciu rządów, internował ją w klasztorze, zmiękł niebawem i pozwolił jej wrócić do Luciennes. Nowy król wprowadził w sprawy publiczne zmysł przyzwoitości. Ludwik Szesnasty wstąpił na tron w dwudziestym roku życia, jako młody, czystego serca człowiek, pełen dobrych intencyi, szczerze dbały o dobro ludu, ale nieufny, wahający się i trwożliwy, ulegający pozatem młodej małżonce, pięknej królowej Maryi Antoninie, kobiecie żądnej władzy, lekkiej i swawolnej, której rady odznaczały się pożałowania godnym brakiem krytycyzmu. Nazwisko Fragonarda łączą zawsze z nazwiskiem jego bogatego odbiorcy, jeneralnego dzierżawcy dochodów państwowych, Bergereta de Grandcour.
Czterdziestodwuletni artysta udał się teraz ponownie, jako jego gość, do Włoch; żył na wysokiej stopie, śród niesłychanego zbytku; zbierając skarby sztuki. Przyjmowany przez ambasadorów i najwyższe towarzystwo, był na koncercie „chez le lord Hamilton”, widział i mówił z Emmą Nelsona, panią Hamilton. Wiadomość o śmierci Ludwika Piętnastego zastała ich w Neapolu. Zabrali się z powrotem do domu, ciągnąc powoli przez Wenecyę, Wiedeń, Niemcy. W końcu podróży przyszło między nimi do gorzkiego zerwania. Bergeret de Grandcour zatrzymał sobie samowolnie, ku wielkiej konsternacyi Fragonarda, szkice jego, jako koszta jego podróży; artysta odzyskał je dopiero w drodze sądowej. Mimo wszystko jednak przeciwnicy pogodzili się, a syn De Grandcoura stał się jednym z najściślejszych, najwierniejszych przyjaciół Fragonarda.
W szczęśliwej godzinie otrzymał Fragonard od młodego króla apartamenty w Luwrze. Razem z żoną, córką Rozalią, synem i utalentowaną szwagierką, Małgorzatą Gerard, żył tutaj w szczęściu i dostatku, zarabiając ogromne sumy, rozkoszując się towarzystwem największych umysłów, gromadzących się naokoło niego. Przyjaźń Małgorzaty Gerard, młodej, wesołej, pięknej dziewczyny, o manierach dystyngowanych, tak, jak dobroduszna jego żona była pospolita i rubaszna, stała się rosnącą z każdym dniem rozkoszą dla starzejącego się malarza. Korespondencya ich świadczy o namiętnem uczuciu. Stosunek ich dawał powód do niemiłego zgorszenia. Mimo to dziewczyna była przecież naturą dostatecznie zimną, jak widać z ostatnich jej listów, kiedy, odpowiadając zrujnowanemu, w ciężkich czasach żyjącemu, staremu Fragonardowi i odmawiając mu pomocy pieniężnej, radziła mu, aby był „oszczędny, rozsądny i pamiętał o tem, że oddawanie się fantazyom jeszcze nikomu szczęścia nie przyniosło". Ale to było później. Szczęśliwy, pozbawiony trosk, otoczony kołem uwielbiających go przyjaciół Fragonard dochodził do lat pięćdziesięciu i pięciu, kiedy naraz doświadczyć musiał z przerażeniem srogości Wielkiej Kosiarki. Pierwszym ciosem, jakiego doznał w życiu, była śmierć jasnej, dowcipnej, wesołej córki Rozalii, która zeszła ze świata w dziewiętnastym roku życia. Padły jednak ciemniejsze, potężniejsze cienie.
W nieszczęśliwej dla królewskiego domu chwili, wbrew woli króla i Neckera, naród szalał z entuzyazmu z powodu buntu kolonii angielskich w Ameryce; zawarto przymierze, przyczem Francya poprzysięgła, że nie prędzej spocznie, dopóki Ameryka nie uzyska niepodległości. Spowodowało to wojnę z Anglią. Dzięki wielkim sukcesom zrewoltowanych kolonii, rewolucya we Francyi stała się pewnikiem. Upadek Neckera i powołanie nowego ministra, Calonne a, zawiodły Francyę nad brzeg przepaści. Położenie ludu stało się nieznośnem. Lud śledził rewolucyę w Ameryce i widział jej zwycięstwa. Upadek Calonne’a oddał władzę w ręce niespokojnego a tępego kardynała De Brienne. Dwór w najgorszych też znalazł się stosunkach z ludem, gdy De Brienne porzucił swój urząd i uciekł za granicę, pozostawiwszy sprawy państwa w jak największym nieładzie. Król powołał ponownie Neckera. Zwołanie Stanów Jeneralnych było zapewnione. Paryż rozbrzmiewał tryumfalnymi okrzykami Stanu Trzeciego. Stany Jeneralne zgromadziły się w Wersalu 5 maja 1789. Monarchia miała się ku końcowi. Nieco później, niż w miesiąc, Stany Jeneralne zmieniły się w Zgromadzenie Narodowe. Zaczęła się rewolucya. D. 14 lipca padła Bastylia. D. 22 lud powiesił Foulona na latarni na rogu Place de Greve. — Na latarnię! — a la lanterne! — stało się hasłem dnia.
Fragonard miał lat pięćdziesiąt i siedem, gdy w mieszkaniu swem w Luwrze posłyszał gromowy huk tego 14 lipca 1789 i ujrzał świt rewolucyi. Czerwień świtu miała niebawem przemienić się w czerwień krwi. Był to odpowiednik trzasku muszkietów na dalekim Zachodzie, tuż przy porcie bostońskim. Fragonard i jego przyjaciele należeli do umysłów niezawisłych — zaliczali się do liberałów, którym zamiłowanie w elegancy i nie przeszkadzało bynajmniej współczuć z cierpieniami ludu i wzruszać się Nową Myślą. Inteligencya i instynkt Fragonarda ku nowym pchały go ideałom. W rzeczywistości dworowi zawdzięczał mało. A kiedy Francya zagrożona była przez koalicyę Europy, on, jako też Gerard, David i inni, poszli wraz z żonami d. 7 września wręczyć Zgromadzeniu Narodowemu swoje klejnoty. Atoli burza wybuchła i sprawy tragicznej nabrały czerwieni. Na nieszczęście dla korony i ostatniej nadziei dworu umarł Mirabeau. Król zaczął się wahać, potem nierozumnie chwycił się ucieczki do Varennes i wreszcie został aresztowany. Stronnictwo konstytucyjne w Zgromadzeniu prawodawczem uległo gwałtowniejszym, lecz zdolniejszym Żyrondystom ze skrajnem skrzydłem Jakobinów pod Robespierrem i Kordelierom z Dantonem, Maratem, Kamilem Desmoulinsem i Fabrem D’Eglantine. Szybko proskrybowano wszystkich emigrantów. Niebezpiecznie było opuszczać Paryż i niebezpiecznie w nim pozostać. Bezrozumna nieprzyjaźń królowej względem Lafayette’a była ciosem śmiertelnym dla spraw królewskich. W nocy z 9 sierpnia dzwon alarmowy wydzwonił ostatnią godzinę królewskiego domu, zapowiadając równocześnie rozlew krwi, mający nastąpić w dniu jutrzejszym. W trzy dni później król i rodzina królewska stali się więźniami Temple’u. Konwencya Narodowa, zebrana po raz pierwszy w dniu 21 września 1792 r. zadekretowała Pierwszy Rok Rzeczypospolitej, zniosła monarchię i tytuły dworskie, ustanawiając zamiast nich obywateli i obywatelki — citoyen i citoyenne — i nakazując używać tu i toi — ty — w miejsce dotychczasowego vous — pan, pani. Na zebraniu Konwencyi Narodowej ujawniła się też nieprzyjaźń pomiędzy dwoma skrzydłami wszechmocnego dotąd stronnictwa Żyrondystów, pomiędzy Żyrondystami i Jakobinami czyli Montagnardami. Zatarg rozpoczął się sporem, jak postąpić z królem. D. 10 stycznia 1793 głowa królewska padła pod gilotyną — Jakobini tryumfowali. Nastąpiła wojna z Europą i straszna walka Żyrondystów i Jakobinów o władzę. D. 27 maja 1793 r. utworzył się straszliwy tajemny Komitet Bezpieczeństwa Publicznego. W czerwcu nastąpił całkowity upadek Zyrondystów. Zasztyletowanie Marata przez Szarlottę Corday (w kąpieli), utorowało drogę ambicyom Robespierre’a. Jakobini dostali się do władzy.
Rozpoczął się rok panowania terroru — od lipca 1793 do lipca 1794 — z Robespierrem jako przewódcą tych piekielnych rządów. Szafoty ociekały krwią — począwszy od Maryi Antoniny i Orleańskiego księcia Egalite, a skończywszy na deputowanych żyrondystycznych i pani Roland wraz z najlichszym żebrakiem, którego w sposób najdowolniejszy podejrzywano o „wrogie usposobienie względem Rzeczypospolitej”. Pani Du Barry, której najlepsze strony charakteru ujawniały się w okazywaniu przyjaźni starym sprzymierzeńcom z czasów minionej świetności, podała w szalonej chwili do publicznej wiadomości notatkę o dokonanej w jej domu kradzieży; zwróciło to oczy wszystkich na jej bogactwo, i ona, dostawszy się pod nóż gilotyny, krzycząc z przerażenia, zawiodła wszystkich swych protektorów. A potem nastąpiły spory śród Jakobinów. Robespierre i Danton zwalczali na śmierć i życie łotrowskiego Heberta i zmogli go; Hebertyści zginęli pod gilotyną, w ohydnej umierając trwodze. Danton, nawołujący do zaprzestania wylewu krwi ze strony terroru, stał sam jeden pomiędzy Robespierrem a władzą najwyższą. Danton, Camille Desmoulins, D’Eglantine i ludzcy ich towarzysze poszli pod gilotynę. Pomiędzy 10 czerwca a 27 lipca 1794 zginęło w samym Paryżu tysiąc czterysta ludzi na rusztowaniu. Fragonard bał się uciekać przed burzą. Takie samo było bezpieczeństwo w pozostaniu w Paryżu, jak w opuszczeniu miasta. Pewnego dnia mógł zostać aresztowany. Stary artysta nie mógł z lekkiem sercem patrzeć na upadek arystokracyi, jeneralnych dzierżawców dochodów państwowych, na upadek szlachty, która poszła na wygnanie lub pod sąd; ucierpiały na tem jego środki utrzymania. Bez nienawiści dla monarchii czy rzeczypospolitej, artyści pochodzący przeważnie z ludu, życie prowadzący mieszczańskie (niektórzy z nich byli już starzy), mogli jedynie ze strachem patrzeć na to nowe, potężne poruszenie. Sztuka ich wyszła całkowicie z mody. Urodziła się nowa sztuka, uroczysta, surowa, klasyczna i bohaterska. Przez pół stulecia urocza sztuka Francyi wieku osiemnastego leżała całkowicie pogrzebana — wyzierający z popiołów przedmiot pogardy.
Utalentowany młody przyjaciel Fragonarda, malarz David, czuwał teraz nad losami starego człowieka. A David stał u szczytu popularności — był członkiem Konwencyi. Publicznie okazywał mu przyjaźń, odwiedzał Fragonarda regularnie, zabezpieczył mu mieszkanie w Luwrze i wybór na członka sądu w sprawach sztuk pięknych, stworzonego w miejsce Akademii królewskiej. Atoli stary artysta nie mógł sobie dać rady ze zdumienia. Zapału narodowego nie posiadał. Artystów zrujnowano odebraniem im pensyi. Kupcy na obrazy rozpierzchli się, stracili władzę i pieniądze; skończyły się fawory. Nowa szkoła wykorzeniła wszystkie dawne ideały Fragonarda. Wzbraniał się nowym przejmować duchem i przepadł. Pomagał sadzić drzewo wolności w dziedzińcu Luwru, medytując przez chwilą, w jaki sposób uciec z Paryża. Sławy rewolucyi nie dawały staremu człowiekowi spokoju. Widział, jak krewnych jego przyjaciół ciągniono pod gilotyną.
Zabezpieczył siebie w ten sposób, że w początkach r. 1794, za panowania terroru, złożył oświadczenie, że nie ma zamiaru emigrowania i że uznaje obywatelstwo Rzeczypospolitej. Atoli pewnej nocy aresztowano jego przyjaciół; nikt nie wiedział, kiedy i skąd mógł paść cios; Hubert Robert wtrącony został do kaźni St. Lazare, tylko przypadkiem uniknąwszy śmierci. Nądza i bieda śród artystów i ich rodzin była litości godna. Fragonard był uszczęśliwiony, otrzymawszy od dawnego przyjaciela rodziny, p. Mauberta, zaproszenie do Grasse. Wkrótce po niedzieli, kiedy Du Barry poniosła śród krzyków trwogi straszliwą śmierć pod gilotyną, Fragonard, oczy mając zwrócone ku rodzinnej miejscowości na Południu, spakował wraz z innymi manatkami cztery skończone płótna z Romansem życia i młodości i nieskończone piąte z Opuszczoną (obrazy, zamówione i odrzucone przez Du Barry), a usadowiwszy następnie w kolasie swą rodziną, opuszczał śród szpalerów straży bramy Paryża i wlókł się ku domowi przyjaciela w Grasse. Tutaj, zdała od zgiełku i walki, Fragonard namalował światowej sławy dzieła dla salonu przyjaciela, umieszczając w nim jako supraporty Miłość zwycięzcą, Miłość-szał, Miłość, ścigającą gołębia, Miłość, obejmującą wszechświat, oraz obraz nad kominkiem, przedstawiający Tryumf miłości. Wykonał także Portrety braci Maubertów. A chcąc przyjaciela uchronić od nieszczęścia, udekorował mu westybul emblematami rewolucyjnymi — czapką frygijską, toporami i pąkami liktorskimi, maską Robespierre’a i Abbe Gregoire’a i tym podobnemi godłami czerwonego republikanizmu. Salon i jego dekoracye znajdują się obecnie w Ameryce.
Tymczasem tędzy i nieustraszeni ludzie postanowili położyć koniec Robespierre’owi i panowaniu terroru. Robespierre poszedł pod gilotynę. Rewolucya Dziewiątego Termidora położyła kres terrorowi w lipcu 1794. Przez cały ten czas wojska francuskie zdobywały sobie respekt świata dzięki swej galanteryi i sprawności. Dnia 23 września 1795 ustanowiono we Francyi Dyrektoryat, a 5 października, w Dniu Sekcyj, rozegrała się uporczywa walka naokoło kościoła św. Rocha i Napoleon Bonaparte został zastępcą naczelnika armii. Młody jenerał otrzymał niebawem dowództwo główne. Od tej chwili, mimo rozmaitych błędów Dyrektoryatu, Francya szła naprzód — z całą potęgą swej rasy — ku świetnej przyszłości, ku wielkości, która stała się podziwem i postrachem świata. Rewolucya z d. 18 i 19 Brumaire’a (9 i 10 listopada 1799), usunąwszy Dyrektoryat, postawiła na czele potężnego państwa bożyszcze ludu, Napoleona Bonaparte. Fragonard przywlókł się z powrotem do Paryża jako stary, biedny człowiek. Postradał zapał inwencyi, ręce zabrakło woli, dążeniu szerokiego oddechu. Przestał być modny. Był człowiekiem, który jak gdyby dopiero co powstał z grobu. Usiłowania jego, aby przejąć się duchem czasu, były istotnie bolesne. Bogowie elegancyi nie żyli; surowa, zimna moralność zagarnęła ich ołtarz. Czem był dla niego surowy, bohaterski splendor Grecyi i Rzymu? Mamy z tych czasów wizerunek piórkowy starego malarza; krępy, wielkogłowy, silny, otyły, żywy, rzeźki, wesoły, rumiany, dziobaty, o błyszczących oczach, z mocno ufryzowanym siwym włosem, przechadzał się naokoło Luwru, w płaszczu z szarawego płótna bez spin, haftek czy guzików — odzienie, które, będąc przy robocie, przewiązywał na ciele czemkolwiek bądź — kawałem sznura lub skręconego płótna. Wszyscy kochali „ojczulka Fragonarda“. W szczęściu czy nieszczęściu był on zawsze wesoły i pogodny. Stara twarz uśmiechała się przez łzy.
Tak więc, kołysząc się na starzejących się nogach, kroczył poprzez świetne lata wzrostu potęgi Napoleońskiej, gdy wtem w r. 1806 dekretem cesarza zniesiono mieszkania artystów w Luwrze. Fragonardowie przenieśli się do domu restauratora Very na Rue Grenelle Saint-Honore, która dobrze znała Bouchera. Sędziwy artysta leniwszym teraz chodził krokiem; siedemdziesiąt cztery lat odebrało rzeźkość jego stopom. Pewnego parnego dnia sierpnia, wracając z Champ de Mars, wstąpił zgrzany do kawiarni, aby zjeść lody — i uderzenie krwi do mózgu powaliło go na ziemię. D. 22 sierpnia 1806 o godzinie 5 z rana Fragonard na wieczny poszedł spoczynek, o tej samej godzinie, w której zasnął i Boucher. Madame Fragonard, doczekawszy się lat siedemdziesięciu i siedmiu, zmarła 1824. Marguerite Gerard szczęśliwe miała powodzenie, jako artystka, za czasów cesarstwa i restauracyi; nie wyszedłszy nigdy za mąż, zmarła w siedemdziesiątym szóstym roku życia, w r. 1837, śród wygodnych warunków bytu, obsypana zaszczytami. Fragonard popadł w zapomnienie, dobrych pod tym względem mając towarzyszy, jak Watteau, Chardin, Boucher i Greuze, — ale dzisiaj razem z nimi odzyskał znowu swe prawa. Chcąc zrozumieć Francyę wieku osiemnastego, trzeba zrozumieć sztukę Watteau’a, Chardina, Bouchera i Fragonarda. Klucze do jej romantycznego malarstwa dzierżyli Watteau, Boucher i Fragonard. Intensywną lirykę uroczego życia domowego wyrażali Chardin i Fragonard. Watteau ukazuje nam Francyę lekką, wesołą, przyjemną, z przymieszką melancholii i patosu; Boucher jest pełnym wyrazem wieku, — Fragonard śpiewem łabędzim tego wieku. Sztuka Fragonarda ucieleśnia zachód stulecia Francyi, wyraża jej stronę szczęśliwą, jakkolwiek nie pomija też całkowicie jej głębi, jak to czynili jego wielcy poprzednicy; tworzy ogniwa między lekkomyślnością wieku, a poważniejszą jego stroną i idzie ręka w rękę z nieśmiertelnym geniuszem Chardina.
LEPICIE
1735—1784
Nicolas Bernard Lepicie jest jednym z tych pięknych artystów, których sława przepadła w wirze rewolucyi, ale których zdolności zaczynają znowu zjednywać sobie uznanie. Do najwyższych wzlotów dochodził on w malowaniu scen z życia domowego, które stało się polem sztuki Chardina i Greuze’a, oraz Fragonarda z późniejszych jego czasów, a które ponadto otwarło drogę dla rozwoju geniuszu Chardinowskiego. Jako portrecista Lepicie stanął śród najpierwszych malarzy z ostatnich lat Ludwika XV i za rządów Ludwika XVI. Czasami sztuka jego staje tuż obok dzieła Chardina. Usiłowania jego w dziedzinie wielkiej maniery przechodziły zakres jego talentu. Posiada on Greuze’owskie i Fragonardowskie poczucie atmosfery. Zdaje się, że Lepicie wchodzi w modę u krytyków książkowych, bo świeżo jeden z nich, nie wiele rozumiejący się na prawdziwej istocie sztuki, pochwalił go, że „był to malarz, który szczerze całkiem unikał malowania samych tylko pociągających tematów" — jak gdyby najwięksi mistrze nie malowali tematów pociągających, jak gdyby zadaniem sztuki było odrzucanie tematów pociągających! Luwr posiada jego piękny Portret Karola Verneta.