Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Odrodzenie w Wenecyi
TOM 2: PRZEDMOWA
TOM 2: WENECYA
TOM 2: ROZDZIAŁ I
TOM 2: ROZDZIAŁ II
TOM 2: ROZDZIAŁ III
TOM 2: ROZDZIAŁ IV
TOM 2: ROZDZIAŁ V
TOM 2: ROZDZIAŁ VI
TOM 2: ROZDZIAŁ VII
TOM 2: ROZDZIAŁ VIII
TOM 2: ROZDZIAŁ IX
TOM 2: ROZDZIAŁ X
TOM 2: ROZDZIAŁ XI
TOM 2: ROZDZIAŁ XII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIV
TOM 2: ROZDZIAŁ XV
TOM 2: ROZDZIAŁ XVI
TOM 2: ROZDZIAŁ XVII
TOM 2: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIX
TOM 2: ROZDZIAŁ XX
TOM 2: ROZDZIAŁ XXI
TOM 2: ILUSTRACJE
Malarstwo hiszpańskie
TOM 3: PRZEDMOWA
TOM 3: ROZDZIAŁ I
TOM 3: ROZDZIAŁ II
TOM 3: ROZDZIAŁ III
TOM 3: ROZDZIAŁ IV
TOM 3: ROZDZIAŁ V
TOM 3: ROZDZIAŁ VI
TOM 3: ROZDZIAŁ VII
TOM 3: ROZDZIAŁ VIII
TOM 3: ROZDZIAŁ IX
TOM 3: ROZDZIAŁ X
TOM 3: ROZDZIAŁ XI
TOM 3: ROZDZIAŁ XII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIV
TOM 3: ROZDZIAŁ XV
TOM 3: ROZDZIAŁ XVI
TOM 3: ROZDZIAŁ XVII
TOM 3: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIX
TOM 3: ROZDZIAŁ XX
TOM 3: ROZDZIAŁ XXI
TOM 3: ROZDZIAŁ XXII
TOM 3: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 3: ILUSTRACJE
Malarstwo flamandzkie i niemieckie
TOM 4: PRZEDMOWA
TOM 4: WSTĘP
TOM 4: ROZDZIAŁ I
TOM 4: ROZDZIAŁ II
TOM 4: ROZDZIAŁ III
TOM 4: ROZDZIAŁ IV
TOM 4: ROZDZIAŁ V
TOM 4: ROZDZIAŁ VI
TOM 4: ROZDZIAŁ VII
TOM 4: ROZDZIAŁ VIII
TOM 4: ROZDZIAŁ IX
TOM 4: ROZDZIAŁ X
TOM 4: ROZDZIAŁ XI
TOM 4: ROZDZIAŁ XII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIV
TOM 4: ROZDZIAŁ XV
TOM 4: ROZDZIAŁ XVI
TOM 4: ROZDZIAŁ XVII
TOM 4: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIX
TOM 4: ROZDZIAŁ XX
TOM 4: ILUSTRACJE
Malarstwo holenderskie
TOM 5: PRZEDMOWA
TOM 5: ROZDZIAŁ I
TOM 5: ROZDZIAŁ II
TOM 5: ROZDZIAŁ III
TOM 5: ROZDZIAŁ IV
TOM 5: ROZDZIAŁ V
TOM 5: ROZDZIAŁ VI
TOM 5: ROZDZIAŁ VII
TOM 5: ROZDZIAŁ VIII
TOM 5: ROZDZIAŁ IX
TOM 5: ROZDZIAŁ X
TOM 5: ROZDZIAŁ XI
TOM 5: ROZDZIAŁ XII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XV
TOM 5: ROZDZIAŁ XVI
TOM 5: ROZDZIAŁ XVII
TOM 5: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIX
TOM 5: ROZDZIAŁ XX
TOM 5: ROZDZIAŁ XXI
TOM 5: ROZDZIAŁ XXII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XXV
TOM 5: ILUSTRACJE
Malarstwo francuskie
TOM 6: PRZEDMOWA
TOM 6: ROZDZIAŁ I
TOM 6: ROZDZIAŁ II
TOM 6: ROZDZIAŁ III
TOM 6: ROZDZIAŁ IV
TOM 6: ROZDZIAŁ V
TOM 6: ROZDZIAŁ VI
TOM 6: ROZDZIAŁ VII
TOM 6: ROZDZIAŁ VIII
TOM 6: ROZDZIAŁ IX
TOM 6: ROZDZIAŁ X
TOM 6: ROZDZIAŁ XI
TOM 6: ROZDZIAŁ XII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XV
TOM 6: ROZDZIAŁ XVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XVII
TOM 6: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIX
TOM 6: ROZDZIAŁ XX
TOM 6: ROZDZIAŁ XXI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 6: ILUSTRACJE
Malarstwo angielskie
TOM 7: PRZEDMOWA
TOM 7: ROZDZIAŁ I
TOM 7: ROZDZIAŁ II
TOM 7: ROZDZIAŁ III
TOM 7: ROZDZIAŁ IV
TOM 7: ROZDZIAŁ V
TOM 7: ROZDZIAŁ VI
TOM 7: ROZDZIAŁ VII
TOM 7: ROZDZIAŁ VIII
TOM 7: ROZDZIAŁ IX
TOM 7: ROZDZIAŁ X
TOM 7: ROZDZIAŁ XI
TOM 7: ROZDZIAŁ XII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XV
TOM 7: ROZDZIAŁ XVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVIII
TOM 7 ROZDZIAŁ XXIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXXI
TOM 7: ILUSTRACJE
Malarstwo XIX wieku
TOM 8: PRZEDMOWA
TOM 8: ROZDZIAŁ I
TOM 8: ROZDZIAŁ II
TOM 8: ROZDZIAŁ III
TOM 8: ROZDZIAŁ IV
TOM 8: ROZDZIAŁ V
TOM 8: ROZDZIAŁ VI
TOM 8: ROZDZIAŁ VII
TOM 8: ROZDZIAŁ VIII
TOM 8: ROZDZIAŁ IX
TOM 8: ROZDZIAŁ X
TOM 8: ROZDZIAŁ XI
TOM 8: ROZDZIAŁ XII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIV
TOM 8: ROZDZIAŁ XV
TOM 8: ROZDZIAŁ XVI
TOM 8: ROZDZIAŁ XVII
TOM 8: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIX
TOM 8: ILUSTRACJE
TOM 9: ROZDZIAŁ I
TOM 9: ROZDZIAŁ II
TOM 9: ROZDZIAŁ III
TOM 9: ROZDZIAŁ IV
TOM 9: ROZDZIAŁ V
TOM 9: ROZDZIAŁ VI
TOM 9: ROZDZIAŁ VII
TOM 9: ROZDZIAŁ VIII
TOM 9: ROZDZIAŁ IX
TOM 9: ROZDZIAŁ X
TOM 9: ROZDZIAŁ XI
TOM 9: ROZDZIAŁ XII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIV
TOM 9: ROZDZIAŁ XV
TOM 9: ILUSTRACJE

TOM 2: ROZDZIAŁ XX


W KTÓRYM, PRZYBYWSZY DO WERONY, ZNAJDUJEMY JEJ NAJWIĘKSZEGO GENIUSZA, KTÓRY NAS WIEDZIE Z POWROTEM DO WENECYI 

W Weronie pracował uczeń Carota, Domenico del Ricio, zwany Brusasorci (1494-1567), który uległ silnemu wpływowi Tycyana, Torbida i Parmigianina. Danem mu I było wywrzeć znaczny wpływ na powstającą w jego mieście szkołę młodych malarzy i zaznać znacznej sławy za swoich czasów. Kierował on sztuką kilku uczniów, największym atoli z tych, którzy z nim pracowali, był Paolo Cagliari. 

PAOLO VERONESE 
1528 – 1588 

Rzeźbiarzowi czy kamieniarzowi z Werony, niejakiemu Gabriele Cagliari, człowiekowi nizkiego pochodzenia, urodził się w r. 1528 chłopak, Paolo, piąte dziecko, a trzeci syn, który miał stać się jednym z najsławniejszych malarzy na świecie, jako Paolo Veronese. Paolo Cagliari był – jak zobaczymy – ostatnim z potężnych geniuszów malarstwa weneckiego, sztuka jego wszakże nie miała bynajmniej objawić ani śladu nawet kończącej się chwały Wenecyi. Malował jej świetność, jej przepych i wspaniałość w stylu doskonale dostosowanym do jej pychy i wielkości. Zdolnościami kolorystycznemi, swoją mocą w wyrażaniu wspaniałości życia, wielkością swego stylu, staje on obok Tycyana. Dorównuje Tintorettowi i Tycyanowi niezawodną zdolnością kompozycyjną, która wyraża szerokość i pełnię artystycznego motywu z rzadką mocą, co przyświecała jako przykład całym wiekom. Pewna część krytyki umieszczała Paola Veronese na podrzędnem w stosunku do Tycyana stanowisku, nikomu atoli on nie ustępuje w dziedzinie wzruszeń, które usiłował rozbudzić. Być może, że te wzruszenia nie były najgłębszemi i najwzniosłejszemi wzruszeniami duszy ludzkiej, lecz to, co czuł, odtwarzał w sposób doskonały. Świetność życia, jego przepych i wspaniałość nie znalazły nigdy bardziej pobudliwego pendzla ani wytrawniejszej interpretacyi. Z lirycznego, poetycznego usposobienia Giorgiona Tycyan posiadał wiele – Veronese mało, ale w zdolności wyrażania świetności zapomocą barwy i formy był nieprześcignionym. Jego zdolności dekoracyjne były zdumiewające. Nikt nie umiał w sposób bardziej harmonijny i dostojny przedstawić świetnej chwały jego rasy, lub poprawniej ugrupować ślicznych kobiet i wytwornych mężczyzn owego czasu. Jego zdolność patrzenia na grę światła i mroku, stosowana do podniesienia żaru barw, znajdowała skwapliwą pomoc w umiejętnej ręce, która spiesznie urzeczywistniała wszelkie jego usiłowania. 

A ponieważ umiłował malowanie pomyślności na ziemi, malował niebo jako świetniejszą jeszcze Wenecyę, gdzie nieznane są ni troska, ni niedostatek. Stąd wynikało, że, podczas gdy czarował zmysły i rozbudzał wrażenie wspaniałości, rzadko dotykał serca albo wzbudzał te głębsze i wyszukane wzruszenia ludzkie, które dodają duszy naszej szlachetności. Nie miał żadnego pojęcia o tragedyi. Dla niego świat układał się jak najlepiej i śmiał się zawsze, nie było w nim treści dramatycznej, – ograniczenia te atoli podzielał z całym duchem weneckim. Dlatego, być może, jest Veronese najwspanialszym dekoratorem budowli publicznych, jakiego wydały Włochy. 

Jako syn rzeźbiarza, miał sztukę w swojej krwi, a ojciec zaczął chłopaka zaprawiać do swojej własnej sztuki. Paola dręczyły wszakże ścieśnione granice sztuki plastycznej, zapragnął tedy gorąco wyrażać się barwą. Przeszedł tedy do pracowni swego wuja, Antonia Badile, malarza werońskiego, obecnie niemal zapomnianego. Jego Wskrzeszenie Łazarza, w Weronie, nie jest przecież pozbawione cech wielkiego stylu i bogactwa koloru, które miał o wiele wyżej doprowadzić jego siostrzeniec i uczeń. W tej to pracowni zaczęła się głęboka przyjaźń Paola z młodym Giovannim Battistą Farinatim, lepiej znanym jako II Zelotti, albo Battista Zelotti, bratankiem malarza Paola FARINATIEGO

Paolo Veronese zaczął pracować na własną rękę, ale wówczas wybitne zdolności jego uszły uwagi jego współobywateli. Spoczęło na nim tylko bystre oko Ercola Gonzagi. Ercole Gonzaga ściągnął go wraz z trzema innymi młodymi artystami do Mantui dla wzięcia udziału w konkursie – tematem było Kuszenie św. Antoniego. Paolo wyszedł zwycięsko z tej walki artystycznej, a obraz jego był długo jedną z chlub katedry mantuańskiej, dopóki nie zaginął. Zdaje się, że wraz z Zelottim został natychmiast wybrany do współpracownictwa z Domenikiem del Riccio, przezywanym Brusasorci (1494-1569); w tymże r. 1551, a w swoim dwudziestym trzecim, miał pracować z Brusasorcim nad malowidłami w katedrze mantuańskiej. Brusasorci mało jest znany poza Weroną. Jego największem dziełem jest serya fresków, przedstawiających spotkanie się Karola Vz papieżem Klemensem VII w Bolonii, kiedy cesarz został tam ukoronowany w r. 1530. Powróciwszy do Werony, przekonał się wszakże Paolo, że jego powodzenie w Mantui, zamiast mu pomódz, rozbudziło jedynie gorzką zazdrość między jego towarzyszami. To też, namalowawszy kilka obrazów, obecnie znajdujących się w gaIeryi miejskiej, zaczął szukać jakiegoś innego miejsca, w któremby mógł uprawiać swą sztukę. 

Pozyskał przyjaźń i podziw architekta Michele Sanmicheli z Werony i przez niego otrzymał zamówienie na dekoracyę willi Soranzo obok Castelfranco. Wraz ze swym młodym przyjacielem, Zelottim, udał się Paolo skwapliwie do Castelfranco i tam we dwójkę pracowali nad freskami will Soranzo i Fanzola. Paolo miał słoneczną, miłą i czułą naturę, wolną od tuzinkowej zazdrości i nikczemności; Zelotti, młodszy w tym związku (urodził się około 1532, a żył aż do 1592), uwielbiał sztukę swego przyjaciela – obaj zaś uczyli się w pracowni Badila i obaj wiele zawdzięczali Brusasorciemu. Kiedy wyszli ze szkoły, Zelotti stał się oddanym całą duszą uczniem swego współucznia i zaczął malować tak podobnie do niego, że później dzieła jego przypisywano Paolowi. Do nich należy sławna Św. Helena, w National Gallery w Londynie, co do której istnieje spór, chociaż dotąd figuruje na niej nazwisko Paola Veronese... Dzieło, dokonane przez dwóch młodych artystów, przyniosło im odrazu wielką sławę, i zamówienia zaczęły nadpływać ku nim. Na nieszczęście zaginął niemal zupełnie wszelki ślad tych fresków. 

Podobno Paolo miał jeszcze przed opuszczeniem Werony zaręczyć się ze swoją przyszłą żoną, kuzynką swą, a córką jego mistrza, Badila; ożenił się z nią jednakże dopiero około 1566 lub 1567 – gdyż najstarszy syn jego, Gabriele, urodził się w r. 1568, w trzydziestym dziewiątym roku jego życia, kiedy artysta szedł szeroką drogą ku swej wielkiej sławie. O życiu jego w tych czasach mało wiadomo, z wyjątkiem tego, że, dokądkolwiek przybył, najwybitniejsze osobistości dobrze go przyjmowały. Z jego dzieł ówczesnych Ufficya posiadają Męczeństwo św. Justyny, a Luwr Młodą matkę z dzieckiem.

W r. 1555 udał się do Wenecyi na wezwanie swego rodaka, przeora Bernarda Torlioniego, by namalować dla niego kilka obrazów, które znajdują się tam w kościele S. Sebastiano, a do których należy Estera i Ahaswer i wspaniały obraz ołtarzowy Najśw. Panna Chwalebna, której oddają cześć święci – jedno z jego arcydzieł. Dzieła te niezwłocznie utrwaliły sławę jego w Wenecyi. 

Kiedy Paolo przybył do Wenecyi, Tycyan i Tintoretto stali u szczytu swej sławy. Sztuka ich objawiła mu pełnię geniuszu weneckiego, tak całkowicie mu pokrewnego, i rozpłomieniła tkwiący w nim geniusz. Otrząsnąwszy się z wątpliwości i naleciałości szkoły, wszedł na drogę, która stała przed nim otworem, i wytężył wszystkie siły do współzawodnictwa z dwoma wielkimi przewódcami. Tycyan, liczący siedemdziesiąty ósmy rok życia, przyjął młodego Veronesa bardzo życzliwie. Tycyan wywierał wówczas największy wpływ na artystyczny świat wenecki, i za jego poparciem otrzymał Paolo wiele zamówień dla pałacu dożów. Niestety, wykonane przezeń dzieła zniszczyły pożary w 1574 i 1577 r. 

Sprzeczają się zacięcie uczeni o to, czy Paolo Veronese odbył podróż do Rzymu wkrótce po wykończeniu dzieł dla pałacu dożów, niema atoli na to żadnych dowodów. Jeżeli tam pojechał, to chyba dopiero z ambasadorem weneckim, kardynałem Grimanim, jako jeden z jego orszaku w r. 1560-61. Całe jego życie artystyczne należy w zupełności do Wenecyi. 

Dnia 6 czerwca 1562 podpisał kontrakt na ozdobienie malowidłami refektarza San Giorgio Maggiore w Wenecyi za 324 srebrnych dukatów (około 4000 do 5000 koron), pożywienie przez czas pracy, zwrot kosztu materyałów i beczkę wina. Jedna z tych wielkich kompozycyi, na których oparła się trwałość jego sławy, na świat cały rozgłośne 'Wesele w ŹKanie, obecnie stanowi jeden z największych skarbów Luwru. Przywiózł ten obraz z Włoch, jako część łupu wojennego, Napoleon w r. 1797. Ogromne to płótno, jakich trzydzieści dwie stópdługie i przeszło dwadzieścia jeden stóp wysokie, namalował Paolo Veronese do września następnego roku (1563), chociaż zawiera kilkaset figur. Rozmiar jego wykazał wszystkie zdolności artysty i dał pełne pole jego geniuszowi. Charakterystyczną cechą zupełnego upadku smaku we Włoszech w dwa wieki później jest to, że, chociaż na podstawie pokoju w Campo Formio w r. 1814 miał ten obraz wrócić do Wenecyi, Włosi uważali, że jest on za wielki, żeby go zabierać, i zażądali w zamian za niego jakiegoś małoznacznego malowidła! W Weselu w Kanie dowiódł Paolo Veronese, że był największym z artystów weneckich, kiedy chodziło o dekoracyę ściany. Im większą miał zamalować powierzchnię, tem bardziej rosły jego siły. Nigdy nie był tak wielkim malarzem, jak, kiedy miał przed sobą problem rozległej kompozycyi – a w rozwiązaniu takiego problemu staje wyżej o głowę nawet od Tycyana i Tintoretta. Nietylko zapełniał swe płótna zdumiewająco lepszą kompozycyą w miarę ich większych rozmiarów, lecz także, im większą była przestrzeń, tem doskonalszemi stawały się jego zdolności – tem pełniejszą jest jego rozległa zdolność odtwarzania światła i atmosfery, tem bardziej skąpane jest jego dzieło w świetle dziennem, tem bogatsze w muzykę barw i walory barwne. Żaden ze współczesnych mu Włochów nie miał takiej zdolności do malowania figur w pełnej wypukłości, do ujmowania ich w wzajemnem dekoracyjnem ustosunkowaniu się światłocieniowem do siebie. Płótna jego żarzą się od głębokich i bogatych barw, a całość jest oświetlona cudownem światłem i zanurzona w urocznych głębinach cieniów. We wszystkiem, co stworzył, tkwi doskonały zmysł kompozycyjny, w którym niemasz ani przesady, ani wysiłku – nieomal jakby działał instynktownie bez żadnego trudu. We wszystkich jego dziełach znajdujemy radosne upodobanie w świetności życia, wyrażone i wyczarowane bez gwałtownej mocy Tintoretta, wolne od hałaśliwego wysiłku Rubensa, tak, że Paolo Veronese nigdy nie nuży. Świetne w kolorze i opracowaniu, niezawodne w rzetelnej rozwadze i kompozycyi, rozbudzające uczucie tryumfu i wesołości godów weselnych, Wesele w Kanie, przejęte jakby głębiną muzycznych fug, ukazuje Paola Veronese jako jednego z największych malarzy w całych Włoszech. Szlachetny i dostojny w ogólnem wrażeniu, które wywiera, świetny w harmoniach, doskonale muzykalny w statecznych kadencyach, cudowny w światłach i cieniach, wdychający z radością świetność życia, jest on w swojej „światowości“ wolny od wszelkiej pospolitości, czy brzydoty. Niemasz tu uczucia religijnego w dewocyonalnem tego słowa znaczeniu. Obraz ten ukazuje Paola Veronese jako świetnego portrecistę. Po lewej stronie znajduje się Alfonso D ’Avalos, jako pan młody, z Eleonorą austryacką u lewej swej ręki, jako panną młodą, orszak zaś weselny stanowią Franciszek I, król francuski, Marya angielska, żona Ludwika XII, cesarz Karol V, Vittoria Colonna, sułtan Soliman; muzykantami weselnymi są czterej najwięksi artyści owego czasu: po prawej Tycyan, wówczas już w podeszłym wieku, gra na wiolonczeli, sam Paolo Veronese na skrzypcach, za nim Tintoretto na drugich skrzypcach, a Bassano na flecie. Paolo nie okazał nigdy żadnej zazdrości, nie opuścił żadnego ze współzawodników. Wielki ten obraz, dziwnie świecki, jak na dzieło ołtarzowe, ale doskonale nadający się do refektarza, musiał wywołać cudowne wrażenie w Wenecyanach, którzy patrzyli nań, kiedy gorzał całą świeżością barw – na tych nawet Wenecyanach, którzy mieli zmysły, skąpane w barwach. Przestronność i wrażenie wysokości, które Veronese wywołał umiejętnem przeprowadzeniem filarów i balustrady przez środek kompozycyi, w połączeniu z oddalą nieb z tyłu, suggerują głębię. Paolo Veronese „znalazł" tu siebie. W tak zwanych „Uroczystościach" i „Godach" doszedł później do szczytu powodzenia. 

W r. 1565 znajdujemy Paola Veronese, malującego trzy głośne płótna Z życia św. Sebastyana dla kościoła S. Sebastiano, dla którego dziesięć lat przedtem wykonał pierwsze swoje w Wenecyi obrazy: św. Sebastyana, wiedzionego na męczeństwo wraz ze swymi współmęczennikami, św. Markiem i św. Marcelianem (św. Sebastyan atoli nie skonał od strzał, i żyjącego jeszcze bito później aż do śmierci) – św. Sebastyana, przeszytego strzałami, przywiązanego do skały, – i św. Sebastyana, przywiązanego do kolumny, z ukazującą się nad nim Najśw. Panną w gloryi. 

W następnym roku miał stworzyć sławne arcydzieło, znajdujące się obecnie w National Gallery w Londynie, Rodzinę Daryusza u stóp Aleksandra po bitwie pod Issus w r. 333 przed Chr., namalowaną w willi rodziny Pisanich w Este, której to rodziny portretami są główne postaci obrazu. To pyszne i wspaniałe płótno wisiało na ścianach w willi Pisanich, póki nie sprzedano go Anglii. Był to piękny podarek artysty w zamian za gościnność podejmujących go gospodarzy. Obraz ten jest jednem z dzieł jego, najmniej uszkodzonych przez przemalowanie. 

Około roku 1566 lub 1567 przybył Paolo do Werony i namalował tam Męczeństwo św. Jerzego. W roku 1567 ożenił się w Weronie z Heleną, córką swego dawnego mistrza, Badila. 

Powróciwszy do Wenecyi, namalował w roku 1573 dla klasztoru św. Jana i Pawła swój następny wielki obraz godowy, wspaniałego Chrystusa w domu Lewi, obecnie wiszący w Akademii weneckiej. Wielkie to dzieło rozgniewało inkwizycyę, która wezwała go przed siebie i zarzuciła mu herezyę. Nazwał on był to dzieło „Ostatnią wieczerzą Pańską“, mając przytem na myśli ostatnią wieczerzę Chrystusa z św. Mateuszem; jest też to rzeczą znamienną, że po przesłuchaniu przechrzcił je na Gody w domu Lewi. Powodem do zaczepki inkwizycyi była grupa znienawidzonego żołdactwa niemieckiego i ta okoliczność, że trudno było zgadnąć, którą to z trzech znanych z Pisma wieczerzy obraz miał przedstawiać. Paolo zjawił się pełen smutku i trwogi przed inkwizycyą, zebraną w kaplicy S. Teodoro, dnia 8 lipca 1573 r., pragnąc łagodzić srogich inkwizytorów i świadom tego, że jego przyjaciele i wielbiciele popadli w gorączkowy lęk, aby w tej chwili nie nastąpił koniec jego wielkiego zawodu artystycznego. Zaczął swą obronę przezornie, starając się przekonać sędziów, że to, co uczynił, było wolne od wszelkich heretyckich, bezbożnych czy złych intencyi. Jest rzeczą jednakowoż oczywistą, że znienawidzony i wzbudzający strach trybunał inkwizycyi był świadomy swej ograniczonej w Wenecyi mocy, gdyż poprzestał na samych tylko pogróżkach. W Wenecyi dopuszczał on okoliczności łagodzące i nie doprowadzał do brutalności. To też prawdopodobnie zadowolił się tern, że odstraszył artystę od dalszych wykroczeń, wiedząc, że każdego jego sądu i czynu pilnował zazdrośnie senat, który niezmiernie gorliwie stawał w obronie wolności obywateli weneckich. Ten stan rzeczy był szczęśliwy dla Paola Veronese, gdyż okazał się on zupełnie bezsilnym w swojej sprawie. Słaba jego obrona była nieomal przyznaniem się do winy. Podawszy swoje nazwisko i zawód malarza, na pytanie, czy domyśla się, czemu go wezwano, odpowiedział, że prawdopodobnie za zbrodnię mu poczytują namalowanie psa zamiast Magdaleny, i zaczął usprawiedliwiać się, że chciał tak uczynić, jednakowoż osądził, że ta postać „nie będzie odpowiednia i nie będzie dobrze wyglądała". Dalej bronił się, że nie wiążące się z treścią postacie umieszcza się dla efektów dekoracyjnych, jak to powszechnie czynili artyści, co zresztą „wydawało się rzeczą przystojną, aby pan takiego domu, jak ten dom, w którym był podejmowany Pan nasz, był bogaty i możny i mógł mieć taką czeladź". „Zali tedy więc wydaje się waszmość panu przystojną rzeczą – zapytał go surowo sędzia – żeś na Pana naszego wieczerzy namalował błaznów, pijaniców, Niemców, karłów i podobne głupstwa?" Niemcy, policzeni między głupstwa! – był to mimowolny dowcip, który jednakże nie zdołał przerażonego artysty pobudzić do śmiechu. Zwietrzywszy w tej chwili niebezpieczeństwo, odpowiedział lękliwie, że wie, iż to, co uczynił, było złe, że jednakowoż miał przed sobą przykład wielkich malarzy – i niemądrze przytoczył na swą obronę akty na Sądzie ostatecznym Michała Anioła. Wówczas zwaliła się nań burza sędziowskiego gniewu – i zdaje się, że inkwizytor był istotnie dobrym krytykiem, człowiekiem rozsądnym ze swego ciasnego punktu widzenia iz pewnością logicznym – gdyż, przypomnijmy sobie, płótno to nazywało się Ostatnią wieczerzą. Gwałtownie padło druzgocące zapytanie: „Zali waszmość nie wiesz, żew takim obrazie, jak w kaplicy papieżów w Rzymie, nie trzeba szat, bo tam bezcielesne duchy jeno widać, a waszmość śmiesz równać je ze swymi błaznami, psami... i tym podobnemi głupstwami?... Zali mniemasz, że to jest słuszna albo przystojna, żeś takim kształtem obraz swój namalował?" – Paolo ugiął się przed tą burzą, odparł łagodnie, że nie może obronić swego postępku, że nie zastanawiał się nad wszystkiemi temi sprawami, które tak jasno przed nim teraz się rozpostarły – i ze spokojem pominął wszelkie przyrzeczenia co do zmiany swego postępowania. Ku wielkiemu swemu zdumieniu dowiedział się, że jest uwolniony, że jednakże musi usunąć psa, na jego miejscu namalować Magdalenę i wymazać żołnierzy niemieckich w ciągu trzech miesięcy. Paolo Veronese, wymknąwszy się wreszcie strasznej inkwizycyi, wzruszył ramionami, odetchnął z ulgą i – ani myślał dotykać obrazu. Zabrał się znowu ochoczo do malowania, a jedynem następstwem niebezpiecznej przygody była ogromna popularność i wzmożony popyt na jego dzieła. Jedną jednakże przebiegłą rzecz uczynił: natychmiast zmienił nazwę obrazu z Ostatniej wieczerzy na Gody w domu Lewi, usuwając w ten sposób zręcznie konieczność domalowania skruszonej Magdaleny, która nie brała w tych godach udziału, i unicestwiając wrażenie jakiegoś nieposzanowania owej bardziej tragicznej i dramatycznej wieczerzy – a dowodząc tem samem, jak mało obchodziły go religijne motywy jego obrazów, które były jedynie pretekstem do tego, aby głosić chwałę i świetność Wenecyi. 

Odtąd malował swoje uczty i świętych w najzupełniejszym spokoju. Jego święci i święte rodziny są tak samo, jak uczty, jedynie pretekstem do przedstawienia świetności Wenecyi. Paolo nie znosił odtwarzania cierpień i, kiedy miał dotknąć jakiegoś tragicznego tematu, czynił to bez zapału. Bardziej odpowiadały jego skłonnościom freski dla znakomitego domu Barbaro w willi Barbaro w Masiera, obok Wenecyi, w których przeniósł z Olimpu na ściany miłostki bogów i bogiń. 

Do jego uczt należy wspaniała kompozycya Wesele w Kanie, w Dreźnie, i pełna powagi Biesiada św. Grzegorza (1572), w Monte Berico, w Vicenzy; Drezno również posiada jego Znalezienie Mojżesza, Adoracyę Magów i Madonnę z rodziną Cuccina; Madryt ma Chrystusa i centuryona, Luwr Chrystusa w Emmaus, willa Borghese Św. Antoniego, każącego przed rybami, Werona Męczeństwo św. Jerzego

Ostatnie wielkie lata Paola Veronese przeszły głównie Lina malowaniu dekoracyi do pałacu dożów, który odbudowano. Do nich należą: Dziękczynienie za zwycięstwo pod Lepanto i wspaniałe arcydzieło, Porwanie Europy, jedno z największych jego dzieł wogóle. W Akademii weneckiej znajduje się Bitwa pod Lepanto

Veronese zostawił kilka portretów, które ukazują go jako jednego z najsubtelniejszych portrecistów weneckich – silnego i indywidualnego. Należą do nich: sławny Pasio Guadienti (1556) w zbroi, w Weronie, – portret Mężczyzny w stroju zielonym, w Palazzo Colonna w Rzymie, – LDaniel Barbaro, u Pittich we Florencyi – i inny Daniel Barbaro, w Dreźnie, – a także Dama z dzieckiem, w Luwrze. 

Odpychając wszelkie pokusy, nęcące go do opuszczenie ukochanej Wenecyi, odmówił nawet wezwaniu Filipa II, króla hiszpańskiego, żeby przyczynił się do dekoracyi pałacu królewskiego i mauzoleum, które właśnie wówczas budowano na uczczenie zwycięstwa Hiszpanów nad Francuzami pod St. Quentin w r. 1557 – i, jak na niego przystało, spotkał się ze śmiercią na uroczystej procesyi w Wenecyi. Idąc mianowicie w procesyi jubileuszowej na cześć papieża Sykstusa V, przeziębił się i umarł dnia 19 kwietnia w 1588, ciało zaś jego leży pogrzebane w kościele S. Sebastiano, w którym najpierw zdobył sławę w ukochanej Wenecyi i gdzie go pochowano z wielką uroczystością i przepychem. 

Przyjaciel i współuczeń Veronesa, Battista Zelotti (1532? do 1592), uczeń Badila i swego wuja, Paola Farinatiego, podobnie jak Veronese, był pod wpływem Brusasorciego, lecz wkrótce przylgnął zupełnie do stylu Veronesa, od którego często bardzo trudno go odróżnić. 

Paolo Veronese miał brata, Benedetta Cagliari, malarza, którego portret zjawia się w arcydziełach Paola, a do licznego grona jego uczniów należeli dwaj jego synowie, W Gabriele Cagliarii Carletto Cagliari, z których Carletto był bardzo uzdolnionym malarzem. Dwaj ci synowie wraz z jego bratem, Benedettem, uprawiali sztukę swą wspólnie po śmierci wielkiego Paola i wykończyli prawdopodobnie kilka jego niedokończonych dzieł. Nieraz podpisywali oni jedno dzieło we trójkę. Atoli Carletta przeznaczeniem było umrzeć młodo, zeszedł bowiem ze świata, licząc lat dwadzieścia sześć. Szkoła Paola Veronese, której Wenecya nadała nazwę „spadkobierców Veronesa“, starała się podtrzymać nadal wielką tradycyę mistrza, sztuka atoli wenecka złotego wieku miała się ku końcowi. Możliwa to rzecz, że wiele subtelnych dzieł, przypisywanych obecnie Paolowi Veronese, były tworami tych, których nazwiska są zapomniane. Jest rzeczą pewną, że niektóre, chociaż nie pendzla Paola Veronese, są wspaniałemi dziełami. Trudno byłoby podać pełną listę wielu artystów, ludzi bardzo zdolnych, którzy hołdowali Veronesowi. Wpływ jego był zadziwiający, tak samo, jak jego sztuka. Stworzył on wspaniały styl, który będzie wpływał na sztukę po wieki wieków. Do jego bezpośrednich naśladowców należał Alessandro Varatari (1590-1650), który wzniósł się nad przeciętność w swych obrazach, przedstawiających dzieci – jego ulubiony temat – przejmował jednakże bez skrupułu pomysły od Tycyana i Paola Veronese i wskutek tego nigdy nie objawiał własnej indywidualności. 

Tintoretto i Jacopo da Ponte, zwany „II Bassano“, przez jakiś czas jeszcze przynosili chlubę Wenecyi, ale z Veronesem, Tintorettem i Bassanem wielka sztuka uleciała z Wenecyi i podążyła za sztuką włoską poprzez góry ku Renowi i poprzez morze do, Hiszpanii. 

Weszło w zwyczaj pomiędzy nowożytnymi uczonymi krytykami kwestyonować i odrzucać wiele dzieł, przypisywanych długo Veronesowi. Jest wszakże rzeczą słuszną przypomnieć, że Ridolfi, podając wiele szczegółów, dotyczących malowania Wenecyi, królowej Adryatyku, przypisuje ją Veronesowi, a tak samo Zajęcie Smyrny i Obronę Scutari, w Wenecyi. Piękna Wenus na tronie z Akademii weneckiej jest tak wspaniałem dziełem, że trudno pomyśleć, żeby była dziełem człowieka, któryby mógł nie zyskać wysokiego uznania; ogólnie zaś cała współczesność ze czcią uznaje, że Veronese był sławny ze swego szlachetnego postępowania z towarzyszami i współzawodnikami i nigdy nie używał żadnych niegodnych sztuczek, by zyskać pracę, nigdy nie obrażał godności swego zawodu lichym postępkiem. Malowanie wspaniałych, pełnych przepychu procesyi i uroczystości, którym dali początek Bellini i jego wielcy uczniowie, Paolo Veronese doprowadził do szczytu, gdyż dany mu był żar i świetność, poczucie ruchu i koloru, dar grupowania osób i kompozycyi, których brakło tamtym artystom. Malował przepyszny świat, obchodzący wieczyście święto, dumny z tego, że żyje. Podobnie, jak najwięksi mistrze weneccy, z wyjątkiem jednego Tintoretta, podobnie, jak Tycyan i Giorgione, urodził się i on poza obrębem morskiego miasta; podobnie jednak, jak i oni, rozkochał się w niem, i wszystka jego chwała wzrosła w tym umiłowanym grodzie. Wszyscy czterej stoją ramię przy ramieniu w majestacie swego dzieła. Pogodna radość i słoneczność sztuki Paola Veronese zyskała mu pochwałę Tycyana, a co Tycyan uznał za wielkie, to stoi poza zakresem książkowych zaczepek małych ludzi. Gdyby żaden inny malarz nie był żył i pracował w Wenecyi, w jego sztuce mielibyśmy całą duszę Wenecyi – jej przepych, jej ceremoniał, jej wielkość i wesołą swobodę. Na jego jasno oświetlonych płótnach żyją obok jej szlachty możni jej kupcy, jej żołnierze i wpółomdlałe kobiety, jej piękne kurtyzany; widnieje na – nich całe jej życie, w którem miesza się Wschód, Maurowie i ludzie obcych ras, jej lokaje i błazny, jej faworyty i psy – dostatnia, słoneczna Wenecya, składająca się ze wspaniałych pałaców, zbudowana wśród morza, mająca za swe granice błękitne niebiosa – miasto muzyki i zabaw. N igdy niczyja ręka nie zapełniła wielkiego płótna z tak doskonałą, jak on to czynił, umiejętnością. Widział zewnętrzną tylko stronę życia, to prawda – wzdrygał się przed życiem wewnętrznem, wyjąwszy, kiedy malował portret; lecz życie, które widział, malował z taką radością, że nie wywołuje najmniejszego wrażenia wysiłku, czy zmęczenia. Jeden z najsubtelniejszych rysowników weneckich, jeden z największych kolorystów, był on obdarzony w sposób zdumiewający poczuciem muzyki, tkwiącej w barwach.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new