Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Odrodzenie w Wenecyi
TOM 2: PRZEDMOWA
TOM 2: WENECYA
TOM 2: ROZDZIAŁ I
TOM 2: ROZDZIAŁ II
TOM 2: ROZDZIAŁ III
TOM 2: ROZDZIAŁ IV
TOM 2: ROZDZIAŁ V
TOM 2: ROZDZIAŁ VI
TOM 2: ROZDZIAŁ VII
TOM 2: ROZDZIAŁ VIII
TOM 2: ROZDZIAŁ IX
TOM 2: ROZDZIAŁ X
TOM 2: ROZDZIAŁ XI
TOM 2: ROZDZIAŁ XII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIV
TOM 2: ROZDZIAŁ XV
TOM 2: ROZDZIAŁ XVI
TOM 2: ROZDZIAŁ XVII
TOM 2: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 2: ROZDZIAŁ XIX
TOM 2: ROZDZIAŁ XX
TOM 2: ROZDZIAŁ XXI
TOM 2: ILUSTRACJE
Malarstwo hiszpańskie
TOM 3: PRZEDMOWA
TOM 3: ROZDZIAŁ I
TOM 3: ROZDZIAŁ II
TOM 3: ROZDZIAŁ III
TOM 3: ROZDZIAŁ IV
TOM 3: ROZDZIAŁ V
TOM 3: ROZDZIAŁ VI
TOM 3: ROZDZIAŁ VII
TOM 3: ROZDZIAŁ VIII
TOM 3: ROZDZIAŁ IX
TOM 3: ROZDZIAŁ X
TOM 3: ROZDZIAŁ XI
TOM 3: ROZDZIAŁ XII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIV
TOM 3: ROZDZIAŁ XV
TOM 3: ROZDZIAŁ XVI
TOM 3: ROZDZIAŁ XVII
TOM 3: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 3: ROZDZIAŁ XIX
TOM 3: ROZDZIAŁ XX
TOM 3: ROZDZIAŁ XXI
TOM 3: ROZDZIAŁ XXII
TOM 3: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 3: ILUSTRACJE
Malarstwo flamandzkie i niemieckie
TOM 4: PRZEDMOWA
TOM 4: WSTĘP
TOM 4: ROZDZIAŁ I
TOM 4: ROZDZIAŁ II
TOM 4: ROZDZIAŁ III
TOM 4: ROZDZIAŁ IV
TOM 4: ROZDZIAŁ V
TOM 4: ROZDZIAŁ VI
TOM 4: ROZDZIAŁ VII
TOM 4: ROZDZIAŁ VIII
TOM 4: ROZDZIAŁ IX
TOM 4: ROZDZIAŁ X
TOM 4: ROZDZIAŁ XI
TOM 4: ROZDZIAŁ XII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIV
TOM 4: ROZDZIAŁ XV
TOM 4: ROZDZIAŁ XVI
TOM 4: ROZDZIAŁ XVII
TOM 4: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 4: ROZDZIAŁ XIX
TOM 4: ROZDZIAŁ XX
TOM 4: ILUSTRACJE
Malarstwo holenderskie
TOM 5: PRZEDMOWA
TOM 5: ROZDZIAŁ I
TOM 5: ROZDZIAŁ II
TOM 5: ROZDZIAŁ III
TOM 5: ROZDZIAŁ IV
TOM 5: ROZDZIAŁ V
TOM 5: ROZDZIAŁ VI
TOM 5: ROZDZIAŁ VII
TOM 5: ROZDZIAŁ VIII
TOM 5: ROZDZIAŁ IX
TOM 5: ROZDZIAŁ X
TOM 5: ROZDZIAŁ XI
TOM 5: ROZDZIAŁ XII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XV
TOM 5: ROZDZIAŁ XVI
TOM 5: ROZDZIAŁ XVII
TOM 5: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XIX
TOM 5: ROZDZIAŁ XX
TOM 5: ROZDZIAŁ XXI
TOM 5: ROZDZIAŁ XXII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 5: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 5: ROZDZIAŁ XXV
TOM 5: ILUSTRACJE
Malarstwo francuskie
TOM 6: PRZEDMOWA
TOM 6: ROZDZIAŁ I
TOM 6: ROZDZIAŁ II
TOM 6: ROZDZIAŁ III
TOM 6: ROZDZIAŁ IV
TOM 6: ROZDZIAŁ V
TOM 6: ROZDZIAŁ VI
TOM 6: ROZDZIAŁ VII
TOM 6: ROZDZIAŁ VIII
TOM 6: ROZDZIAŁ IX
TOM 6: ROZDZIAŁ X
TOM 6: ROZDZIAŁ XI
TOM 6: ROZDZIAŁ XII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XV
TOM 6: ROZDZIAŁ XVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XVII
TOM 6: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XIX
TOM 6: ROZDZIAŁ XX
TOM 6: ROZDZIAŁ XXI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 6: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXV
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 6: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 6: ILUSTRACJE
Malarstwo angielskie
TOM 7: PRZEDMOWA
TOM 7: ROZDZIAŁ I
TOM 7: ROZDZIAŁ II
TOM 7: ROZDZIAŁ III
TOM 7: ROZDZIAŁ IV
TOM 7: ROZDZIAŁ V
TOM 7: ROZDZIAŁ VI
TOM 7: ROZDZIAŁ VII
TOM 7: ROZDZIAŁ VIII
TOM 7: ROZDZIAŁ IX
TOM 7: ROZDZIAŁ X
TOM 7: ROZDZIAŁ XI
TOM 7: ROZDZIAŁ XII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XV
TOM 7: ROZDZIAŁ XVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXIV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXV
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVI
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVII
TOM 7: ROZDZIAŁ XXVIII
TOM 7 ROZDZIAŁ XXIX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXX
TOM 7: ROZDZIAŁ XXXI
TOM 7: ILUSTRACJE
Malarstwo XIX wieku
TOM 8: PRZEDMOWA
TOM 8: ROZDZIAŁ I
TOM 8: ROZDZIAŁ II
TOM 8: ROZDZIAŁ III
TOM 8: ROZDZIAŁ IV
TOM 8: ROZDZIAŁ V
TOM 8: ROZDZIAŁ VI
TOM 8: ROZDZIAŁ VII
TOM 8: ROZDZIAŁ VIII
TOM 8: ROZDZIAŁ IX
TOM 8: ROZDZIAŁ X
TOM 8: ROZDZIAŁ XI
TOM 8: ROZDZIAŁ XII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIV
TOM 8: ROZDZIAŁ XV
TOM 8: ROZDZIAŁ XVI
TOM 8: ROZDZIAŁ XVII
TOM 8: ROZDZIAŁ XVIII
TOM 8: ROZDZIAŁ XIX
TOM 8: ILUSTRACJE
TOM 9: ROZDZIAŁ I
TOM 9: ROZDZIAŁ II
TOM 9: ROZDZIAŁ III
TOM 9: ROZDZIAŁ IV
TOM 9: ROZDZIAŁ V
TOM 9: ROZDZIAŁ VI
TOM 9: ROZDZIAŁ VII
TOM 9: ROZDZIAŁ VIII
TOM 9: ROZDZIAŁ IX
TOM 9: ROZDZIAŁ X
TOM 9: ROZDZIAŁ XI
TOM 9: ROZDZIAŁ XII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIII
TOM 9: ROZDZIAŁ XIV
TOM 9: ROZDZIAŁ XV
TOM 9: ILUSTRACJE

TOM 3: ROZDZIAŁ XXIII


WIELKIE STULECIE MALARSTWA HISZPAŃSKIEGO W KTÓRYM KOMETA WYSTRZELA PO NAD GRUZAMI HISZPANII i w PRZELOCIE ROZJAŚNIA POSĘPNĄ GROZĘ NOCY 

Naraz z pośród czarnej, jak smoła, nocy ostatecznego upadku Hiszpanii wystrzela kometa, przedziwnie oświetlając nędzę rozmaitych teoryi i pedantycznych pomysłów, składających się na w rzekome prawidła sztuki. Według jednych sztuka, będąca tylko formą piękna, objawia się jedynie śród ludu, chodzącego w całym majestacie potęgi; drudzy zaś z takim samym krzyczą zapałem, jakkolwiek trudno zgłębić ich samozadowolenie, iż sztuka, która jest pięknem, objawia się tylko śród narodu, będącego w upadku. I tak to się ciągnie ten spór nieustanny. Ale sztuka nie ma nic wspólnego z teoryami i prawidłami szkolarzy. Sztuka, to wzruszeniowe (emocyonalne) obcowanie nasze z bliźnimi, sztuka to wyrażanie wrażeń życia; sztuka może objawić się wśród ludu na początku, na szczycie lub na schyłku jego świetności –  sztuka nie ma z tem wszystkiem nic a nic do czynienia. Jednakże –  io tej różnicy trzeba dobrze pamiętać –  sztuka z natury rzeczy pragnie być wyrazem hymnu, którym wybucha lud, a hymnem wybucha on tylko wówczas, gdy stoi u szczytu potęgi. Gdy narodem miota jakieś wielkie uczucie, radosne czy tragiczne, sztuka usiłuje wyrazić się w sposób mocny. 

Działo się tak i w Hiszpanii. Aragonia i Katalonia nie uczestniczyły w wielkim, twórczym wyrazie Hiszpanii w wieku siedemnastym. Barcelona i Saragossa milczały. Barcelona wydała w r. 1678 szczerego artystę w osobie Viladomata, jak świadczy o tem szereg obrazów Z życia Chrystusa i obraz jego ołtarzowy, Męczeństwo Chrystusa. Z Saragossy wyszedł w r. 1710 malarz, nazwiskiem Józef Lucjan Martinez, który tajemnic swej sztuki uczył się w Neapolu i dzięki temu też przejął się hiszpańską wizyą realistyczną. Z pracowni Martineza wystrzeliła kometa; powstał w Hiszpanii człowiek, który naród swój wysmagać miał skorpionami. Człowiek ten nazywał się Goya

GOYA 
1746 –  1828 

Goya zabłysnął w końcu wieku osiemnastego, –  kometa w dziwnym kraju, dziecię dziwnego przeznaczenia. Czas, który w przeważnej części wieku osiemnastego wytwarzał w Europie gracyę i swywolność, stworzył poza Atlantykiem naród o celach poważnych. Stulecie zwątpienia, podkopawszy autorytet królewski, zakwestyonowało równocześnie prawo panowania nad ludem ze strony chełpiących się swojem pochodzeniem. Plemię angielskie, urodzone z tamtej strony oceanu, otrząsło się z potężnego kłamu, działa w porcie bostońskim zagrzmiały pobudkę rewolucyi francuskiej. I –  rzecz dziwna –  nie Francya stworzyła potężną sztukę wieku w najwyższym rozwoju jej blasku: artyści zapadli tutaj wpłytki akademizm; uważając zmarłą sztukę grecką za żywy głos Francyi, stworzyli styl pompatyczny, całkowicie pozbawiony życia. Z pośród wszystkich krajów Hiszpania jedna wydała jedynego olbrzyma rewolucyi. Nazwisko jego Goya. Ze wszystkich twórców wieku jedynie Goya stał się wyrazicielem nowego ducha i ducha tego rozumiał. 

Francisco Jose Goya był synem ludu. We wsi Fuendetodos, o kilka mil od Saragossy, 31 marca 1746 urodził się biednemu mieszkańcowi tej wsi, uprawiającemu sztukę pozłotnictwa, chłopiec Francisco Jose. Dziecko w gorzkiej chowało się nędzy. W tej małej wioszczynie, nad brzegiem rwącego potoku, u stópgór, ocienionych świerkami, przebyło ono lata chłopięce imłodzieńcze, a przed piętnastym rokiem życia nie znało innego nauczyciela, prócz płomiennej żądzy malowania tego, co widziało naokół siebie. Gdy chłopiec miał lat piętnaście, zdarzyło się, że, niosączmłyna wórmąki do domu ojca, zboczył z perci celem wypoczynku i podczas tego kawałkiem węgla na białej ścianie skalnej namalował prosię. Przechodzący tamtędy mnich z Saragossy, brat Feliks Salvador, zobaczył rysunek, zatrzymał się i zapytał chłopca: „Kto cię tego nauczył?" Młody Goya zajął postawę obronną i odpowiedział: „Ojcze, nie moja wina, że rysuję; nie mogę się powstrzymać od tego". Salvador zajął się chłopcem i, otrzymawszy pozwolenie ojca, zabrał go z sobą do Saragossy i umieścił w pracowni Lujana Martineza, gdzie pilny chłopiec z wielkim zapałem oddał się nauce. Martinez nie dużą miał potrzebę wpajania realizmu w chętnego młodzieńca –  Goya całą swą uwagę, całą swą duszę zwracał ku rzeczywistości. Jego śmiałe wgłębianie się w życie i dramatyczna jego wizya szukały tylko środków, jakby się najlepiej wyrazić. Namiętny zarówno w życiu, jak i w sztuce, Goya dziką przepędził młodość; bezwzględny, o silnej budowie ciała, jak za magnesem szedł za tańcem i miłością. W sprzeczce nie wahał się dobywać noża. Pewnego razu popadł w tego rodzaju zatarg, pozostawił trzech ludzi w kałuży krwi na ziemi, wykradł się potajemnie z miasta i uciekł do Madrytu. 

W Madrycie znaczną zatrzymał się chwilę. Rafael Mengs bałamucił tutaj sztukę narodową ideałami cudzoziemskimi, ściany pałaców madryckich pokrywano weneckimi rysunkami Tiepola. Goya na wszelki sposób poświęcał każdą chwilę, ile tylko się dało, studyowaniu malowideł w zbiorach królewskich. Ale gorąca jego natura ku nowym pchała go zatargom. Pewnego poranku znaleziono Goyę, leżącego na ulicy z wielką raną w plecach. Opatrzono mu ranę, w Yale oddano go pod dozór policyi. Drażniła go utrata swobody; postanowił przedostać się do Włoch. Z dziurami na łokciach i bez grosza w kieszeni wyśliznął się z miasta trupą toreadorów; aby sobie zarobić na przejazd morzem, brał udział w walkach byków –  i ostatecznie odważył się na podróż do Włoch. 

We Włoszech pozostał kilka lat, interesując się głęboko wszystkiem, co widział. Zdawało się, że będzie się próbował w „malarstwie historycznem“, otrzymawszy nagrodę za obraz Hannibal, ze szczytu Alp spoglądający w kierunku Rzymu. Ze swą spokojną pewnością siebie dotarł i do papieża; Watykan posiada jego naturalnej wielkości portret Papieża, namalowany w kilku zaledwie godzinach. Ale Goya nie myślał uganiać się za ideałami klasycznymi lub przejmować się blaskiem Odrodzenia; twórczy umysł jego pociągało barwne życie ludu, szkicował księży i karnawały, żebraków, ulicznice i mulników. W Rzymie zyskał sobie wkońcu przyjaźń nadwornego malarza hiszpańskiego, nazwiskiem Francisco Bayeu. Ale pewnej nocy zakradł się do klasztoru żeńskiego; pochwycono go, i tylko zuchwałej ucieczce zawdzięcza, że nie zawisł na szubienicy. 

W dwudziestym piątym roku życia (1771) powrócił do Saragossy. Nie było to bezpieczne dla niego miejsce, pomimo to zdobył się chyłkiem na tę odwagę, a posępne mury klasztorne uchroniły go przed sprawiedliwością. w r. 1775 zaryzykował jeszcze więcej, udał się bowiem, mając lat trzydzieści i jeden, do Madrytu i ożenił się tam z przyzwoitą panną, Józefą Bayeu, siostrą znanego malarza; z portretów jej widać, że była to kobieta czarująca. Znakomity malarz i ulubieniec króla, Rafael Mengs, zaprowadził dzikiego awanturnika i nożownika przed oblicze królewskie –  i rzeczywiście Karol III zaczął pozować nieobliczalnemu hałaburdzie. Madryt posiada rzadkie studyum charakterystyczne Karola III, naturalnej wielkości, portret, przedstawiający króla na tle krajobrazu, ze strzelbą i z psem. Siedział mu następnie pierwszy minister wszech Hiszpanii, Florida Blanca. W pięć lat później wybrano go do Akademii; po drugich pięciu latach, 1785, mając lat czterdzieści, został jej dyrektorem. Spoufalił się z bogami i nic na swojej bezczelności nie tracił. 

W r. 1788 zasiadł na tronie Karol IV, a za jego panowania znikły z kraju nawet pozory przyzwoitości, które usiłował podtrzymać Karol III. Było to na rok przed zaprowadzeniem Stanów Jeneralnych we Francyi, co do których brat Karola IV, Ludwik XVI, zbudziwszy się, uznał, że „to była rewolucya". 

Aby zrozumieć geniusz Goyi od tego okresu jego sztuki, należy zrozumieć dobrze Hiszpanię. A iżby ją zrozumieć, trzeba pojąć Europę w czasie od r. 1760 do 1820. Chcąc zaś zrozumieć cośkolwiek z tego wszystkiego, trzeba, dla kontrastu, mieć na uwadze lud, żyjący poza plemieniem angielskiem, wyrosłem na gruncie amerykańskim. Ten płód angielski miał dać naukę szerokiemu światu; podczas gdy Europa zaczęła się rozkładać, Ameryka porastała w siły. Lwie plemię amerykańskie stworzyło nowożytną Europę. Goya urodził się w Europie, tańczącej w takt okrzyku Vive le joli! Vive la joie! Bożyszczem był król Francyi, wielce umiłowany Ludwik. Typ, któremu zazdroszczono, to arystokrata. Na kruchym statku, obwieszonym wstążeczkami, narody wybierały się w podróż do krainy marzeń, Cytery. 

Wszystko pełne było przemiłej gracyi i wytworne, nawet przyroda przystrzygała swoje drzewa, a róże z każdego wyrastały krzaka. Celem pragnień był wdzięk uroczy, niestały umysł ludzki gonił nieustannie za miłością słabych kobiet. Poeci delikatne swe palce różowym barwili inkaustem. Europa flirtowała z Francyą, a Francya stała się zalotnicą, szukającą jedynie drogi, zasłanej kwiatami, uganiającą się za krotochwilą –  zalotnicą, której muszki, puder i wachlarz stanowiły jedyną poważną cząstkę w tym całym braku powagi. 

Ale kiedy panowie tego świata oddawali się swoim małostkowym zajęciom, przebierając się w Dreźnie za pasterzy i pasterki, gubiąc się w błazeńskich podskokach Pierrota i Kolombiny, lud posępny zaczął się ku nim z gniewnem zwracać spojrzeniem –  tępy, ale podrażniony przez nich, nie wiedział jeszcze sam, czego chce. Prawda, pisarze wystąpili z groźbami, prawiąc o prawach człowieka i tym podobnych rzeczach. Tu i ówdzie zjawił się twórca na wzór szlachetnego Chardina, szukający prawdy i wyrażający ją, jakkolwiek z ograniczeniami. Hogarth w swobodniejszej Anglii smagał swój wiek. A w Hiszpanii nieokiełznany, wcielony dyabeł, nazwiskiem Goya, na pół przewąchując nowy porządek rzeczy, na pół nieświadom czasów idących, wybuchnął ostatecznie satyrą, i to właśnie wówczas, gdy żył w najbliższem otoczeniu króla. W Hiszpanii bowiem, nie troszcząc się o czarną inkwizycyę, Kościół i Dwór fantastyczne uprawiały arlekinady. Burbon wprowadził do posępnego kraju nowe to wyuzdanie. Za życia Karola III przynajmniej pozory przyzwoitości trzymały jeszcze kraj w karbach, ale z chwilą pojawienia się Karola IV i jego żony, Maryi Ludwiki z Parmy, w r. 1788, to znaczy na rok przedtem, zanim wiadomość o Stanach Jeneralnych przedostała się z północy poprzez Pireneje, z tą chwilą skończyło się z potulnością i dobrocią. 

Silny, ogromny mężczyzna zasiadł na tronie, człowiek, który tak samo ujadał się z chłopami, jak bił swoich ministrów. Ale ten grubogłowy, niedźwiedziowaty olbrzym słabiutką miał wolę; stał się też igraszką wrękach kobiety, która cugle rządu dlatego tylko pochwyciławręce, ażeby wobec narodu módz swobodnie odgrywać rolę ścierki bezwstydnej. Królowa Marya Ludwika ucztowałaz gromadą młodych oficerów gwardyi, gdy tymczasem król zabawiał się strzelaniem do królików, albo grą w karty. Kochanka swego, Manuela Godoy, oficera gwardyi flamandzkiej, zrobiła pierwszym ministrem –  tego samego, którego lud przez szyderstwo nazywał „księciem pokoju"; i rzeczywiście nowy minister miał zostać przodkiem książęcego domu de la Paz. Urzędy kupowano i sprzedawano w przedpokojach. A iżby uzupełnić jeszcze nędzę ludu, trzeba dodać, że kosztem jego żyły okazale tysiące księży i że cały ciężar Kościoła spadł na króla. 

I Goya jest artystą króla. Żyje na Dworze, maluje Dwór; ogromnie też przejęty straszną ironią losu, ten syn ludu wyśmiewa Dwór, malując jego życie. Maluje Pierrotówi Kolombiny, nie ze słodką melancholią Watteau, ale krotochwilnie i nie bez sarkazmu. Kościół potrzebuje Madonn, i ateusz ten maluje Madonny dla Kościoła –  dziwne święte, wzorowane na dziewkach ulicznych, z różem na twarzy. W modę weszło życie ludu, i on, jakkolwiek traktując realistycznie, pochwytuje coś z pasterskich ideałów francuskich. Tak więc w pierwszej swej epoce staje się Goya malarzem Hiszpanii frywolnej, i to zadziwiająco dobrym, tak, jak Watteau, Boucher i Lancret byli malarzami Francyi. Ale Goya był synem swego ludu, był intelektualistą; wyrażając też swój wiek, wyraz ten zaopatrzył w kolor srogiej satyry, tak niewinny u Francuzów. Oni lepszymi byli malarzami, ale on bystrzejszym umysłem. 

Do tej więc pierwszej jego fazy należą sceny z życia pasterskiego i malowidła kościelne. Ateista, wstrętne ma lował Madonny obok najlepszych tego rodzaju. Dwór francuski powołał Bouchera do robienia wzorów na obicia; tak samo i Goyi polecono podobne malować wzory. I oto wieśniacy tańczą przed karczmą albo naokoło „umajonego drąga" lub w dzień kiermaszu na łące. Pary zakochane leżą wokół na trawie. Wielkie damy spuściły na chwilą z tonu, ażeby przemienić się w pasterki lub żniwiarki, zwożące sprzęt do domu. W modę weszli kuglarze, oszuści jarmarczni i klowni, krotochwilny świat zabawiał się „w ślepą babkę", kazał tańczyć manekinom albo z minami gogów na publiczne wysypywał się promenady. Taki to był wiek, i Goya wyraził go w sposób niezapomniany. 

Do wzorów tych należą: Gra w ślepą babkę na brzegach Manzanaresu, Dzieci, nadymające pęcherz, Grunek miłosny, Kobiety, piorące bieliznę w rzece, Ślepy gitarzysta, Handlarz owoców, Taniec w San Antonio de la Florida, Chłopcy, zabawiający się w żołnierzy, Chodzenie na szczudłach, Gra w pelotę (hiszpańska narodowa gra w piłkę). Niektóre z tych malowideł powtórzył w mniejszych rozmiarach i w delikatniejszym stylu na zamówienie hrabiny Benavente dla jej pałacu w Alameda. 

Akademia sztuk pięknych w Madrycie posiada znaczną liczbę malowanych w tym czasie fantastycznych obrazów Goyi, sceny z walki byków, karnawału i inkwizycyi. Las Corridas de Toros, El Auto de Fe, Procesya Viernes Santo, El Entierro de la Sardina –  malowidła to, należące do jego arcydzieł, dramatyczne, pełne akcyi, wesołe, satyryczne. Goya był urodzonym impresyonistą; chwytał chwilę na gorącym uczynku... „Malowidło wówczas jest skończone" –  zwykł był mawiać –  „jeżeli szczery wywołuje efekt". Jeżeli wykończenie było niezbędne, umiał to na korzyść obrazu w wyborny uczynić sposób, jak to widać w jego Romeria de San Isidoro, utwór, o którym pisał, że nie łatwo zgodziłby się na malowanie drugiego tak wykończonego dzieła. Ilekroć wyobraźnię jego porywało życie ludu, żywa jego sztuka je utrwalała, czy przedmiotem obrazu będzie scena pasterska, awanturka miłosna, czy wypadek o charakterze dramatycznym; z pod pendzla jego wychodzą Maje (ulicznice) na balkonie, albo Napad rozbójników na pojazd, zadziwiające w swej doraźnej wizyi. 

Jakkolwiek źle wychodził na malarstwie religijnem, malował od czasu do czasu Ukrzyżowanie lub Św. Franciszka; przyozdobił też kopułę kościoła Przenajśw. Panny „Virgen del Pilar“ w Saragossie. Ale jego obrazy religijne bledną w porównaniu z takiemi arcydziełami, jak jego „Drągu (wdrapywanie się na drąg po nagrodę), w zbiorach Casa Torres, nie mówiąc już o najpiękniejszym może portrecie kobiecym, który Goya dla tej samej namalował kolekcyi, Senora de Cean Bermudez

W portretach tych ukazuje tę samą groźną wizyę, która nie wahała się malować różu i muszek na wargach księżniczek lub dam ze scen pasterskich. Buntownik ten malował Dwór. Niema on jednak nic a nic z francuskiej elegancyi i ogłady, pięknemi manierami prawdziwy zakrywającej charakter. Goya głębokie czynił studya nad sztuką Velazqueza. Wyćwiczył się w sztycharstwie i pozostawił sztychy z arcydzieł wielkiego Hiszpana. Nie doszedł on nigdy w malowaniu do techniki Velazqueza, ale nauczył się u niego zadziwiającej szczerości. Do wielkich wyżyn doszedł w malarstwie portretowem, ujawnił też wyborne przymioty kolorystyczne w tej pięknej gałęzi sztuki. Jego portrety kobiet, delikatnych piękności rasowych, z niezwykłem są malowane zrozumieniem: Goya kładzie puder na blade ich policzki, nie eskamotuje niczego, a przecież mimo wszystko daje to, co jest w nich najistotniejszego. Malując nagość, zajmuje się z całą swobodą tylko nagością. Namalował dwa obrazy: Maję nagą i Maję w ubraniu; mówią, że chciał pokazać, iż postać ubrana ponętniejsza jest od postaci nagiej. Istnieje tradycya, zdaje się, prawdopodobna –  jakkolwiek przytaczane daty nie są przekonywujące, –  że damą tą jest księżna Alba, znana ze swej miłostki z malarzem. Goya –  tak powiadają –  namalował księżnę jako Wenerę. Wtem książę objawił gwałtowną chęć ujrzenia portretu; Goya natychmiast namalował inny, na którym księżna była ubrana, jak gdyby chciał przytłumić zazdrość wielkiego człowieka. Goya wogóle, zdaje się, podniecał wyobraźnię dam dworu, a hołdy, jakie rozmaite piękności składały jemu i jego przedziwnemu głosowi, były jednym ze skandalów dnia.

Ale Goya miał niebawem skończyć z miłosnemi awanturami owych czasów. Potężniejsza od chęci miłosnych zbudziła się w nim żądza; jedna chwila, a dusza jego nabrzmiała gorącem ukochaniem ludu, zapałem patryotycznym, pragnieniem walki za wolność. Ręka jego miała płomienniejszą wyrazić satyrę; sztuka jego miała bardziej żywotnym przejąć się celem. Goya przemienił się w buntownika, nałożył na głowę czapkę Rewolucyi. 

II 

Karol IV wstąpił na tron w r. 1788 i od razu zamianował Goyę malarzem nadwornym. Goya stał się wkrótce ulubionym jego artystą, i rzecz dziwna, że swobodne jego wyszydzanie obyczajów dworskich nie odbierało mu względów królewskich. Karol IV i żona jego, Marya Ludwika, nie lubili ceremonialnego decorum i sztywnej atmosfery dworu hiszpańskiego. Zgryźliwy humor i cięty dowcip Goyi schlebiał im, szedł im na rękę –  i w ten sposób rewolucyonista i satyryk Goya stał się osobistym przyjacielem króla. Królowa i hrabina Benavente współzawodniczyły z sobą w ubieganiu się o jego towarzystwo, a piękna księżna Alba gwałtowną ku niemu zapłonęła miłością. W jej to służbie spotkało Goyę pierwsze poważne nieszczęście; księżnę skazano na pobyt w San Lucar, i Goya poszedł za nią. Podczas podróży tej złamał się powóz; Goya chciał złamaną żelazną oś spoić w ogniu i zaziębił się przytem tak złośliwie, że spowodowana tem febra pociągnęła za sobą głuchotę. 

Goya przebywał na Dworze. Pisał o Dworze zręcznie i taktownie, jak gdyby jaki Wolter, –  ale pendzel jego malował portrety dworskie w ten sposób, że widać na nich powszechne zepsucie Dworu. Cała tak twarda lekcya rewolucyi francuskiej przeszła na Dworze bez wrażenia, ale nie na Goyi. Krew królewską pozbawił majestatu i pokazał, że książęta to lalki, nic więcej. Król, Królowa (do pustej podobna kurtyzany, czem w istocie była), Godoy, Następca tronu Ferdynand, którego ociężały ojciec tak nienawidził –  Goya przedstawił złośliwość i obłudę tego złego, podstępnego, nienawistnego człowieka. 

Bezwstydna królowa i hrabina Benavente uczyniły sobie ulubieńca z niego. Goya malował je, jakiemi były –  hrabinę przedstawił w obrazie Aż do śmierci, kosmetykami łagodzącą przeraźliwość podeszłego wieku. 

Zdolności portretowe Goyi i jego miejsce w malarstwie portretowem są naprawdę uwagi godne. Sztukę swoją dostosowywał zawsze z skończonem zrozumieniem rzeczy do przedmiotu. Sztuka ta przechodzi od grobowego smutku do radości, od pogody ducha do gryzącej satyry, stosownie do wymagań tematu. Tutaj rysunek jego jest wątły, tam brutalny, ale znakomite jego poczucie kolorytu wynagradza słabizny. Dopóki tworzy swą impresyę, nie troszczy się o nic. Tutaj pendzel jego jest szorstki, tam niezwykle subteiny i delikatny. Ta sama ręka, która namalowała Królową w jej całym brutalnym bezwstydzie kurtyzany, obecnie w Alkazarze w Sewilli, stworzyła także wyborny portret Małego wnuczka Goyi. Prado posiada dużych rozmiarów grupę Rodziny królewskiej, Donę Luisę (królowę), portret Karola IV na koniu i innych członków królewskiego domu Burbonów –  obrazy, w których satyryczne pierwiastki do takich doprowadził rozmiarów, że dziwić się trzeba, iż nie ściągnął na siebie niezadowolenia. W Prado znajduje się naturalnej wielkości portret Karola IV, inny zaś, ze strzelbą i psem, w Neapolu. Neapol ma także naturalnej wielkości portret Królowej

Jego obyczaje dowodzą głębokiego poczucia sztuki. Pozujący, zmuszony do milczenia, siadał na krześle, przy nim, przed płótnem, zabierał miejsce Goya; w głębokiej pogrążony zadumie, nie robił nic, tylko badał nasamprzód swój model –  rozpocząwszy zaś malować, z niesłychaną pracował szybkością, rzadko kiedy drugiego żądając posiedzenia. „Tajemnica artysty" –  mawiał Goya –  „polega na dokładnem zaznajomieniu się z modelem i na pewności ręki". Z chwilą, kiedy pożądaną wywołał impresyę, dawał spokój wszelkiemu wykończaniu. Muzeum Brytyjskie ma piękną Głowę ks. Wellingtona, wykonaną czerwoną kredką. W Prado wisi Gitarzysta, świadczący o jego zmyśle dekoracyjnym, i drobiazgowo wykończony portret jego szwagra, Bayeu, obraz, na którym ręka jego spoczywała z lubością, jak gdyby chciał w ten sposób szczególniejszy człowiekowi temu okazać afekt. Lubował się w portretowaniu piękności kobiecych swej rasy. Wsłynnem malowidle Asensi pendzel jego porusza się prędko, natomiast w delikatnej Markizie de Pontejos zatrzymuje się na każdym szczególe stroju i krajobrazu. Czasami sztuka jego bardzo jest pokrewna sztuce Gainsborougha. W Madrycie znajduje się jego pyszny portret Markizy de la Solana. W Prado jest jego Portret jenerała Palafoxa na koniu, naturalnej wielkości Jenerał Urratia, Ferdynand VII, w latach młodych, wczesny i bardzo znany Karol III, subtelny Książę Osuną z rodziną, słynny Portret własny i rozmaite portrety dzieci królewskiego domu. W Academia de San Fernando w Madrycie są piękne portrety Godoya, Ferdynanda VIII i Goyi w latach młodych. Tutaj też wisi niesamowity a zniewalający Dom obłąkanych, obok Walka byków, Karnawał i Procesya, oraz Posiedzenie Inkwizycyi, pozatem portrety: Don Juan de Villanueva, Don Jose Luis de Munarris, Maria Fernandez („La Tirana"), piękna rzecz pod względem światła, i Don Leandro Fernandez de Moratin. W Galeryi Narodowej w Londynie wisi Dona Isabel Corbo de Porcel i Don Peral, w pięknie zharmonizowanym tonie szarym. W Luwrze jest bardzo dobrze znany Ambasador Guillemardet, siedzący przy stole. 

Książę Alba posiada piękny naturalnej wielkości portret Księżnej Alba, wyglądającej na wielką lalkę z pokojową psiną –  dziwna wizya wielkiej kobiety, którą Goya tak kochał i której służył tak wiernie. 

Markiza Martorell posiada jeden z największych jego portretów, portret jednej z piękności wieku osiemnastego, Markizy de Pontejos. W Budapeszcie jest bardzo piękna Roznosicielka wody

Podobnie, jak z domem królewskim, miała się rzecz i z klerykalizmem, którego Goya nienawidził, dopatrując się w nim najniebezpieczniejszego wroga swobody ludu. 

Katedra sewilska zażądała płócien od nadwornego malarza Świętej Justyny i Św. Rufiny, i Goya namalował dla katedry tej dobrze znane w Madrycie ulicznice; malując, powiedział złośliwie: „Zrobię tak, że wierni oddawać będą cześć występkowi.

Goya nie wiele zadawał sobie trudu, aby ukryć pogardę dla Kościoła hiszpańskiego. Lizuństwo księży wobec Dworu, objawiające się w angażowaniu malarza nadwornego do przyozdabiania świątyń, jest może najjaskrawszym tego dowodem. Nie można powiedzieć, ażeby tylko dzięki niezdolności zrozumienia rzeczy, które on malował, nie zapobieżono przyozdobieniu kościołów w Madrycie, Sewilli, Toledo, Saragossie i Walencyi tą satyryczną jego sztuką. Goya gardził robotą na zamówienie, ale wobec Madrytu doznawał uczucia najsroższej ironii. Za Burbonów kościół stał się środowiskiem modnych zebrań. w r. 1798 poruczono Goyi przyozdobienie kopuły w San Antonio de la Florida. W trzech miesiącach uciążliwej pracy wykonał on wielki, ironiczny fresk, na którym św. Antoni Padewski wskrzesza zmarłego, aby mu wymienić nazwisko jego mordercy; Madryt szalał z radości. W tej kopule św. Antoniego Goya namalował niebo, na którem nadzy aniołowie tańczą w pozach, dowodzących, że autor miał niezaprzeczony zamiar powtórzenia scen miłosnych, przedstawianych przez sztukę erotyczną poza Pirenejami. Wzdłuż balustrad zebrał się tłum żebraków, klownów, strojnisiów, ulicznic; z pod wachlarzy pokuśliwe wabią oczy, dziewczęta pokazują piękne nogi, wychylające się z pod spodu koszule nieprzystojne budzą uczucia; znane damy dworskie wykonywują balet. I za tę wspaniałą czelność został pierwszym malarzem króla! 

Prado jest szczęśliwym posiadaczem malowideł, które Goya wykonał z własnego popędu we własnym domu. Ukazują one groźną, mocy pełną wyobraźnię rzeczywistego człowieka, odsłaniającego całkowicie swą duszę. Irytującą jest rzeczą czytać rozmaite paplaniny krytyków, jakoby Goya –  ze wszystkich artystów –  najmniej troszczył się o temat. Bzdurstwa te żywo przypominają zdania, wygłaszane co do piękności kretynów Velazqueza Goya nie krępuje się niczem. Ręka jego rozzuchwala się w czelnych drwinach i groźnej satyrze, która gryzie, jak kwas, trawiący metale, czy to będzie Saturn, pożerający swego syna, czy Judyta, odcinająca głowę Holofernesowi; w takich obrazach, jak Sabat czarownic, Pochód Inkwizycyi wśród Romerii św. Izydora, pierwiastki groteskowe są przerażające, ujawnienie grozy wprost straszliwe... Goya wiedział, iż sztuka nie jest pięknem; wiek swój wysmagał w sposób okrutny. 

W swoich sztychach Goya jest jeszcze zuchwalszy. Dzieło Rembrandta odkryło Goyi bogactwo sztychu. W r. 1797 wydaje swe Caprichos, w których ujawnił pogardę swą dla swego wieku, dla przekupstwa Państwa, dla afektacyi i pyszałkostwa, dla obłudy księży i tępej gruboskórności tłumu. Wolność stała się jego hasłem. Goya ze spokojną czelnością dedykował dzieło to królowi! Gryząca satyra tych rzeczy, krążących potajemnie, waliła w całą machinę kastylijskiej pychy i pompy. Kościół ostatecznie się przeraził, Inkwizycya wystąpiła przeciw artyście. Uratowała go jedynie wspaniałomyślna interwencya króla, który oświadczył spokojnie, że dzieło to stworzone zostało na jego rozkaz. Było to świetne kłamstwo –  jeden z rzadkich czynów Karola IV, wzbudzających nasz podziw. W sztychach tych mamy już do czynienia z akwatintą, „w naturze bowiem –  mawiał Goya –  niema ani barwy, ani linii, jest tylko światło i cień“. Tak to z niezmierną rozkoszą piętnował błazeństwa wieku, zepsucie i głupotę ludu, Kościół, Państwo, swe czarodziejskie fantazye wydobywając z pomroków, w których osieł bada puls chorego człowieka, albo jakaś kobieta kradnie zęby z ust wisielca. 

Goya nienawidził obłudy, tyranii, srogości –  nienawidził gorzką nienawiścią wolnego człowieka.

III 

W r. 1808 rewolucya francuska roztopioną lawą spadła poprzez Pireneje. Dwór hiszpański nie mógł już dłużej lekceważyć sobie bojowego hasła wolności. Zagrożony był wojną. Następca tronu, Ferdynand, gorzko nienawidził Godoya; dzięki temu podstępny królewicz znalazł sojusznika w ludzie. Król nienawidził syna. Król pogodził się z tem, że Napoleon na czele groźnych batalionów wyruszył przeciw niemu; w Bayonnie też w r. 1808 złożył koronę hiszpańską u stóp francuskiego zdobywcy i zamieszkał w Fontainebleau. Napoleon mianował królem hiszpańskim swojego brata, Józefa; Józef wkroczył do Madrytu, witany przez stronnictwo postępowe jako oswobodziciel. I Goya należał do tych, którzy z radością witali nowy porządek rzeczy. 

Ale Hiszpania sama przez się nie była wolną. Jeżeli idzie o istotę wolności, to Józef był w oczach Hiszpanii tym, który tę wolność uszczuplił. Nastąpiła reakcya. Przedewszystkiem Francuzi byli najeźdźcami, co drażniło dumę Hiszpanów. Pod naczelnictwem księży potworzyły się bandy wolontaryuszów, Anglia wysłała pomoc, Hiszpanie zaznali grozy wojny. 

Goya powitał Napoleona, jak cała intelektualna część Hiszpanii. Goya to wybierał dla Napoleona malowidła hiszpańskie, których część wisi dotychczas w Luwrze. Ale z chwilą, gdy powstał lud hiszpański, Goya wahał się pomiędzy swoją rewolucyjnością a patryotyzmem. Posępniejszy ogarnął go nastrój. Co do pompy i chwały wojennej żadnych nie żywił illuzyi. Był Hiszpanem i realistą. i w nowej, groźnej sztuce wyrażał odtąd grozę tego piekła, jakiem jest wojna. Widział tłumy nędzarzy, rozstrzeliwanych przez wojsko; widział matki, zapalczywie broniące dzieci swych przed brutalnością żołdactwa; widział ludzi, pasujących się ze śmiercią; widział sępy, pożerające ciała poległych na polu bitwy. Jego sceny wojenne, jego SKlęski wojenne nie są bohaterskiem nawoływaniem do wojny; –  bohaterska wspaniałość wojny nie znalazła tutaj wyrazu. Dla Goyi wojna nie była pięknem. Czy istniało kiedykolwiek podobnie groźne oskarżenie wojny? 

IV 

Po gwałtownościach rewolucyi nastały stare dzieje –  reakcya. Zarówno we Francyi, jak i w Hiszpanii, królowie powrócili na swoje trony; księża zalali kraj; inkwizycya zdobyła znowu utracone miejsce; –  skończyła się wolność myśli i życia. Dnia 10 sierpnia 1812 r. królJózef uciekł z Madrytu; w r. 1814 Ferdynand zasiadł na tronie swych ojców jako Ferdynand VII; mrok ogarnął Hiszpanię, a jeden z pierwszych dekretów, podpisanych przez króla, wyrażał się w duchu i słowach, godnych wieku ciemnoty: „Każdemu heretykowi kat rozżarzonem żelazem wyrwać ma język.“ Żadnej książce nie wolno było pojawić się bez sankcyi Jezuitów. 

Były to straszne dni dla Goyi. Złożył przysięgę wierności Józefowi Bonapartemu –  namalował jego !portret. Teraz składał taką samą przysięgę Ferdynandowi. „W naszej nieobecności“ –  mówił Ferdynand –  „zasłużyłeś pan na wygnanie, co więcej, zasłużyłeś pan na śmierć; ale jesteś wielkim artystą i My panu przebaczamy." Goya został malarzem królewskim; atoli pogarda jego dla króla zbyt była wielka, aby mógł się z nim zaprzyjaźnić. Osiem lat przesiedział w Madrycie jako malarz królewski i namalował też kilka portretów swego władzcy –  między innymi Portret Ferdynanda VII na koniu, w Akademii Sztuk Pięknych, i Portret króla, w Prado, stojącego przed pułkiem jazdy w przybranej pozie napoleońskiej. Poza tem posługiwał sirylcem –  pracował nad walkami byków w Tauromachii, nad Przysłowiami i Więźniami, w których protestuje przeciw torturowaniu więźniów. Goya usunął się teraz z Dworu na jedno z przedmieść madryckich, do domu, który lud nazywa „Domem głuchego człowieka“ –  był on bowiem teraz całkowicie głuchy. Był sam: żona jego i syn i przyjaciele pomarli. Tak mieszkał w tej willi sam, głuchy, zatopiony w rozmyślaniu nad nędzą świata. 

W r. 1815 opublikował Tauromachię, jedno z dzieł z owej groźnej galeryi malowideł, jaka wisiała na ścianach jego domu. 

Czarownice, potwory jego pierwszych kreacyi ciągle NOCY jeszcze pociągały wyobraźnię starego człowieka; obłuda wciąż szeptała do uszu pobożnych pielgrzymów; szaleństwo, nędza, srogość nieustannie grasowały po kraju. 

Goya gardził Dworem; gorzko odczuwał utratę wolności Hiszpanii i przemyśliwał nieustannie nad mrokami, w które z roku na rok zapadała jego ojczyzna; czuł się obcym na tym głupim, ciasnym Dworze. Naokoło nic, tylko ruina. W r. 1822 uzyskał pozwolenie na wyjazd do Francyi; chciał leczyć się z podagry w siarczanych źródłach w Plombieres, w Lotaryngii. Zanim opuścił kraj, namalował Komunię św. Józefa Kalasantego dla ojców kościoła św. Antoniego Opata; ojcowie targowali się o cenę, i Goya skończył dzieło tylko dzięki gorącym prośbom ich przełożonego. 

Ale z chwilą, gdy przekroczył Pireneje, gdy pozostawił smutny swój kraj poza sobą, stary, głuchy człowiek uczuł się od razu wolnym i udał się nie do Plombieres –  to nie było dla Goyi –  lecz do Paryża, gdzie go z szalonym przyjęto zapałem. –  Upłynął sześciotygodniowy urlop –  i przeciągnął się na lata. Przekonał się tutaj Goya, jaki dreszcz podziwu wywołało u młodych Francuzów to nowożytne objawienie, które on z taką zapoczątkował odwagą. Z Paryża udał się do Bordeaux, zamieszkał w domu nieustraszonej swej przyjaciółki, pani Weiss, i odrazu znalazł się wśród grona wygnańców hiszpańskich. Ale oprócz podeszłego wieku i głuchoty zaczęła osłabionemu organizmowi jego zagrażać jeszcze i ślepota. Mimo to pracował w tych latach dużo –  portrety, sztychy, subtelne malowidła na kości słoniowej, a pozatem serya Walki byków w Bordeaux. W r. 1819 stary mistrz wykonał w lutym pierwszą litografię, przedstawiającą Kobietę przy kądzieli; ręka jego dawną, męską zachowała tu świeżość. 

W r. 1827 starzec Goya zaczął, zdaje się, tęsknić za ojczyzną i udał się do Madrytu. Przyjęto go z wielką ceremonią; króli Dwór traktowali go z wszelkimi objawami szacunku. Na rozkaz Ferdynanda Vecente Lopez namalował portret starca. Ale srogi, wojowniczy humor jeszcze go nie opuścił: po drugiem posiedzeniu zabrał malowidło ze sobą, bo, mówił, Lopez gotów by je zniszczyć, gdyby nadal tak podłym wykonywał je pendzlem. Lecz Madryt mu się przejadł; po kilku miesiącach powrócił do Bordeaux. Nawiedziła go ślepota, –  znosił ją przecież tylko rok jeden. D. 16 marca 1828 o świcie silne jego ciało tknięte zostało apopleksyą. Goya wyzionął swego mężnego, nieugiętego ducha. 

Z Goyą zeszedł ze świata jedyny oryginalny malarz europejski, który rozumiał swój wiek i należycie go wyraził. David umiał tylko przedsięwziąć próbę wlania życia w zmarłe kształty starożytności i stworzył rzecz lodowatą, martwą, ten zaś człowiek bystrem spostrzegł okiem, że dawny świat już umarł, że życie się rozwija i własnego twórczego potrzebuje wyrazu. Monarchia i Kościół upadały; on je wyśmiał i wyszydził. Jeżeli musi być Kościół, jeżeli musi być monarchia, to instytucye te powinny być nowe, nie stare. Jeden tu tylko istniał przewodnik: Rzeczywistość życia –  rzecz bardziej mistyczna, aniżeli wszystkie te szybolety, –  prawdziwy cud, w którym żadnej niema hipokryzyi. Piękno wraz z ideałem z jawną traktował pogardą, za papuzie uważając je zabawki. Człowiek ten stawał oko w oko z życiem, a życie to uczyło go, że tylko w ścisłym związku emocyi życiowych z bliźnimi leży istota sztuki. 

Ciche zwłoki Goyi leżą na cmentarzu w Bordeaux. Pospolitość układnej Europy starała się o nich zapomnieć. Ale on był pierwszym z nowożytnych. Żywotny jego impresyonizm ostatecznie stworzył szkołę. Usiłowania jego –  choć czasami błędne –  stały się objawieniem dla całego dzieła nowożytnego. Goya oznacza światło, powietrze i ruch. Tenebrozom, Velazquezowi i Goyi sztuka nowożytna zawdzięcza przedziwnie wiele.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new