Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
W KTÓRYM ZE SKANDALU POLICYJNEGO WYCHODZI WIELKI TWÓRCA PORTRETU WIEKU LUDWIKA PIĘTNASTEGO
LA TOUR
1704—1789
Boucher miał zaledwie rok, Chardin lat pięć, kiedy 5 września 1704 — w roku, w którym do uszu starego króla Francyi dotarła wieść o klęsce pod Blenheim — urodził się niejakiemu Franciszkowi de La Tour, kantorowi kapituły królewskiej w kollegiacie północnego grodu St. Quentin, syn, którego na chrzcie nazwano Maurice Quentin De La Tour. La Tour był trzecim synem śpiewaka. Śpiewak, przedtem trębacz kawaleryi w pułku karabinierów księcia Maine’u, powrócił do rodzinnego St. Quentin. Mimo lichych stosunków materyalnych udało mu się przecież piękne dać wychowanie swym chłopcom, z których najstarszy został urzędnikiem skarbowym, drugi wstąpił do wojska, a trzeci, Maurycy, poświęcił się zawodowi malarskiemu. Były trębacz ożenił się z niejaką Reginą Franciszką Havard i miał z nią pięciu synów i córkę; z tego grona owych trzech najstarszych synów dożyło lat męskich. Matka zmarła 1723 r., gdy malarz miał lat dziewiętnaście. Ojciec - trębacz zawarł ponowne śluby małżeńskie z Maryą Franciszką Deliege, i ta została matką dwóch synów, Honoryusza Adryana (Adryana Franciszka) de La Tour i Jana Franciszka de La Tour. Macocha naszego artysty owdowiała w r. 1731, w dwudziestym siódmym roku jego życia. Młody Maurycy nie świetnym był łacinnikiem w szkole, natomiast wcześnie jął się pendzla; to też ojciec, postępując rozumnie, oddał go w naukę do jednego z rysowników miasta.
O latach jego dziecięcych i chłopięcych nie wiele mamy wiadomości. Opowiadają, że jako trzynastoletni wyrostek, uciekłszy z domu, udał się do Paryża i tutaj zjawił się u sztycharza Tardieu, którego adres znalazł na jakimś sztychu, a który odpowiedział mu na list w tem mniemaniu, że młodzieniec pragnie zostać jego uczniem. Atoli de La Tour chciał się poświęcić malarstwu. Życzliwy Tardieu zaprowadził go tedy nasamprzód do pracowni malarskiej Delaunay’a na Quai de Gesores, następnie de Vernansala, który jednak nie chciał nic o nim wiedzieć; lepiej powiodło mu się z malarzem martwej natury, nazwiskiem Spoede; u niego też nauczył się ponoś używania pendzla. O La Tourze słychać następnie jako o przebywającym w Reims, gdzie brał udział w koronacyi dwunastoletniego Ludwika XV (25 października 1722).
Z Reims powrócił jako wyrostek osiemnastoletni do rodzinnego St. Quentin. Atoli w roku 1723, w roku, kiedy trzynastoletni Ludwik XV ogłoszony został pełnoletnim, skandal policyjny wydobył na jaw pewną ciemną stronę życia Maurycego Quentina de La Toura, liczącego lat dziewiętnaście. Trzeciego listopada 1723 wydano w Laon wyrok na biedną dziewczynę, Annę Bougier, która 15 sierpnia urodziła potajemnie dziecko nieżywe, nie zgłosiwszy poprzednio swego macierzyństwa; w owych czasach uchodziło to za zbrodnię dzieciobójstwa. Uwiedzionej dziewczynie udało się uniknąć kary — otrzymała tylko upomnienie i musiała drobną złożyć grzywnę na rzecz ubogich miasta; natomiast winę upadku jej przypisali sędziowie niejakiemu Maurycemu Quentin de La Tour, młodzieńcowi dziewiętnastoletniemu, żyjącemu w St. Quentin, blizkiemu jej kuzynowi. Wyrok ten przynosi zaszczyt magistraturze — magistraturze, która w kierownictwie szlachetnymi losami Francyi miała pierwsze zająć miejsce. Dziewczyna, trzy lata starsza od swego kuzyna, mieszkała z matką w St. Quentin, zajęta wyrabianiem pończoch. Tutaj stosunek pomiędzy artystą i ładną kuzynką skończył się smutną starą historyą. Na Nowy Rok matka spakowała manatki i przeniosła się z córką do Laon, aby w ten sposób ocalić dom de La Tourów od skandalu. Jednakże jakiś gorliwiec zadenuncyował dziewczynę, a wieść o przykrej tej sprawie doszła do St. Quentin i spowodowała natychmiastową ucieczkę artysty. Uciekł do Reims, a stąd do Cambrai, niepochlebną pozostawiając po sobie reputacyę. Prawdopodobnie poczytywano mu za złe, że haniebnie zdradził i odbiegł piękną kuzynkę. W rzeczywistości młodzieniec całą tę sprawę traktował dostatecznie poważnie wówczas, gdy już było za późno; w Cambrai sztuka jego, zapewne dość jeszcze surowa, zwróciła na siebie uwagę zgromadzonych tam w styczniu 1724 dyplomatów zagranicznych, i La Tour udał się podobno z ambasadorem angielskim do Londynu.
Że La Tour przybył do Paryża i wstąpił do pracowni któregoś z artystów, to rzecz pewna, — niewiadomo tylko, kiedy. Urodził się w roku, gdy Salony były zamknięte, a miał lat trzydzieści i trzy, gdy otwarto je na nowo (w r. 1737), to też trudno wiedzieć o pierwszych jego usiwaniach. Pierwszym znanym jego nauczycielem był Du Pouche. W pierwszych czasach na niejedną naraził się naganę. Malował portret synowej sędziwego Boulogne’a, pierwszego malarza króla. Lecz artysta ten, jakkolwiek uderzony siłą jego techniki i mistrzowskim kolorytem, spostrzegł braki w rysunku, — to też, pochwyciwszy młodzieńca za kołnierz i zaciągnąwszy go przed portret, powiedział: „Patrz, głupcze! Jesteś-że godzien tych darów, którymi obsypała cię przyroda? Jeżeli chcesz zostać człowiekiem, to idź i ucz się rysować!“ Lekcya głęboko wgryzła się w mózg La Toura. Zresztą co do tych czasów, kiedy La Tour miał lat dwadzieścia, jedna wiadomość spiera się z drugą. To tylko przecież jest pewnem, że wcześnie zdecydował się na nowy, modny sposób malowania pastelami, zamiast farbami olejnemi. Było to wynikiem jego delikatnego usposobienia. Nowy ten sposób, wymagający szybkiej techniki i subtelnego kolorytu, nie niszczył niespokojnych jego nerwów, tej klątwy całego jego życia, uwalniał go też od zapachu farb, który nie dobrze oddziaływał na jego zdrowie.
Zamieszkawszy w Paryżu, La Tour szybko wysunął się na czoło. Pierwszy sztych portretowy z pastelu La Toura to Wizerunek Voltairea; pyszny szkic tej pracy posiada M. Strauss. Jest to jeden z najpierwszorzędniejszych portretów, jakie kiedykolwiek ludzka wykonała ręka. Niema w obrazie tym uczniowskiej niepewności, rysunek jest przedziwny, emocyonalny układ nieśmiertelny. Wykonany przez Langloisa sztych tego skończonego portretu ma datę 1731 tak, że Voltaire i La Tour musieli się spotkać wkrótce po powrocie Voltaire’a z Anglii w r. 1729. Przyjaźń ta głębokie wyryła piętno na sztuce i życiu artysty. Mamy w portrecie tym rzecz, namalowaną przez jednego z najdoskonalszych artystów wieku: Voltaire z sarkastycznemi ustami, z przenikliwym wzrokiem, szyderstwem tępiący szaleństwa Francyi — niesamowicie pociągająca maska. La Tour dobiegł trzydziestki. W r. 1736 żył razem ze starszym swym bratem, Karolem, żył zamożnie, w komforcie i bez troski. Brat jego zrobił majątek na dostawie żywności dla wojsk francuskich we Włoszech, a Maurycy brał udział w tem przedsiębiorstwie. Ostry posiadający język i trudny w towarzystwie wielkich i bogatych, La Tour uprzejmy był i czuły dla swych krewnych. Towarzyska jego wziętość rosła gwałtownie, — obracał się między pierwszymi umysłami i znakomitościami Paryża. Pozbawiony zupełnie chęci naśladowania możnych, był dla nich szorstki, natomiast nigdy nie ściągnął na siebie zarzutu niegodnego obchodzenia się z biednymi krewnymi, z którymi stałe utrzymywał stosunki i nigdy się ich nie wypierał.
Małego wzrostu, jakie pięć stóp i dwa cale wysoki, bladej cery, dobrze zbudowany, o ruchach szybkich, zdecydowanych, nosił głowę wysoko i zgrabnie, oczy miał żywe, ruchliwe, pełne ognia, twarz owalną i kształtną, wargi cienkie; odznaczając się manierami szlachetnemi, ubierał się przyzwoicie, czysto, wytwornie. La Tour obracał się teraz w świetnem kółku, które raz na tydzień obiadowało w domu pani Geoffrin; pozatem resztę wieczorów spędzał za kulisami opery lub teatru; szukał wytchnienia po towarzystwie filozofów, nie zawsze zbyt logicznych. Towarzystwo paryskie nie było bynajmniej wzorem przyzwoitości, a La Tour nie był również świętym; i mędrcowie gonili za życiem bez troski. Wytworzył się też nowy kodeks, jak się powinni zachowywać mężczyźni. Fanatyzm religijny Króla-Słońca i świętoszkowatej pani Maintenon szedł w parze z rozwiązłością płciową; zepsucie dworu zlewało się razem z religią dworu, która się z tem całkowicie godziła. Cała Francya zajęta była pisaniną. Kilka listów, jakie La Tour zamienił z panią Geoffrin i panią Thelusson, świadczy, że stosunki ich były wprawdzie platoniczne, ale bardzo gorąco platoniczne.
La Tour wszedł w całkiem odmienny dom głośnego finansisty, La Poupeliniere’a, w Passy, i tutaj obracał się w towarzystwie, które, prawdopodobnie bardziej odpowiadało jego smakowi. Zbierali się tu na wesołe zabawy młodzi ludzie, interesujący się sztuką. Najszczęśliwszym czuł się jednak za kulisami teatrów i opery. Robił portrety słynnych śpiewaczek, aktorów i tancerek; do dziś dnia można w St. Quentin oglądać duży szereg pastelowych ich wizerunków, razem z innemi znakomitościami z czasów Ludwika XV aż do lekkich piękności, za któremi lekkomyślny, grzeszny uganiał się Paryż. La Tour był jednak zbyt głęboki, ażeby zadowolić się ich szmatkami i wdziękiem udanym; malował szmatki ich charakterów, wydobywając tu i ówdzie na jaw przejmujące ślady ukrytego smutku i rozczarowania, i to właśnie wówczas, gdy ich usta otwierały się do umyślnego śmiechu. Jego właściwością były subtelności charakteru, sposób noszenia głowy, wymowność oczu i ust — jednem słowem — rzeczy essencyonalne, istotne. Chwytał efekty, które się nie powtarzają; do tego celu naginał swą wolę, swe siły, dla niego trudził się i męczył. W ten sposób dał nam możność patrzenia na rozmaite osobistości tak, jak żyły, skończywszy śpiewać i tańczyć — na Mademoiselle Clairon, Mademoiselle Dangeville, na słynną aktorkę Madame Favart, na tancerkę La Camargo i na jej ojca, również tancerza, Cupis’a, mającego szlachetną krew włoską w żyłach, na piękne tancerki Mademoiselles Puvigny, Le Maure i Arnauld. Z aktorów, którzy bawili miasto, jest tutaj Jean Monet, harlekin Tomasso Vizentini i Manelli, z twarzami, pobudzającemi nas do śmiechu. A poza wszystkimi zobaczymy w St. Quentin długie, owalne oblicze śpiewaczki Maryi Fel, która przelotną miłość La Toura w długi przemieniła romans, trwający do ostatnich dni jego życia. Tutaj wisi także Madame Boete de Saint-Leger, oraz kilka pięknych twarzy Osób nieznanych. Gdzież są dzisiaj te wszystkie twarze milczące?
La Tour nie troszczył się ani o stanowisko, ani o bogactwo, ani o godność swych modeli, gdy, stanąwszy przed nimi, zakasywał rękawy do pracy. Nie troszczył się o nic innego, lecz, zwracając uwagę na rzecz, którą miał przed sobą, wykonywał swą sztukę, dla której pozujący mu był tylko modelem. Dopóki nie skończył swego dzieła, nie było też dla niego żadnych różnic śród modeli, czy był nim król, czy jego żona, czy aktorka lub aktor, dzierżawca dochodów państwowych, czy królowa. A kiedy ręka jego uczyniła ostatnie pociągnięcie na obrazie, wówczas nie było już żadnej pomyłki, nikt nie wziął króla za błazna, lekkomyślnej damy za geniusza. Dzieciom teatru uprzejmą zawsze okazywał wdzięczność, której nie miał dla książąt i osób wysoko położonych. Ale też zanurzał się cały w atmosferze, w której one żyły — on, jeden z największych portrecistów Francyi. Miał również ciepły kącik w sercu i dla księży; ze skończoną też sztuką portretował filozofujących nadwornych abbes, jak Abbe Huber, Abbe Le Blanc, tak gorący obrońca artystów ówczesnych, Abbe Soulavie, Abbe Pommyer, pomarszczony spowiednik jego, Pere Gmmanuel, który z pewnością z lekkiem sumieniem odpuszczał grzechy upartemu paliwodzie, dalej filozofujący Abbe Galiani i Abbe Regley, Abbe Nollet, Abbe Lattaignant i Abbe Raynal, którego ostre i cięte pióro pomagało zwracać oczy ludzkie ku wielkiej przyszłości. Pozostawił też słynny portret własny, L'Auteur qui rit (Śmiejący się autoportrecista).
La Tourowi nie zbywało na modelach, ale szerokiej publiczności nie bardzo był znany. Naprawia on to 25 maja 1737 i podaje się do Akademii, która go przyjmuje, polecając mu namalowanie dwóch portretów okazowych: malarza Restouta i starego nauczyciela Bouchera, Lemoyne’a. W trzy dni potem nadeszła straszliwa wieść o samobójstwie Lemoyne’a; wezwano tedy La Toura, aby, zamiast niego, sportretował J. B. van Loo’a, na co się jednak nie zgodził, zastępując go Dumontem le Romainem. Wkrótce potem Salon Ludwika XV otworzył swe bramy dla publiczności. La Tour i Boucher żyli wtedy w ścisłej ze sobą przyjaźni; La Tour posłał też dla tego pierwszego wielkiego Salonu z czasów Ludwika XV portet Pani Boucher i własny swój portret, L’Auteur qui rit, dziś w Luwrze. Portret pięknej pani Boucher ogromnie wpłynął na jego wziętość. W ciągu następnych lat trzydziestu siedmiu, tj. aż do r. 1773, wysłał La Tour do idących po sobie Salonów jakie sto pięćdziesiąt portretów pastelowych, przedstawiających oblicze niejednej z najsławniejszych osobistości wieku. Tymczasem i dwór zwrócił oczy swe na La Toura. Do Salonu z r. 1745 wysłał on Ludwika XV, obecnie w Luwrze, Delfina, również w Luwrze, i tamże wiszący portret Filipa Orry, hr. de Vignorry oraz innych. Stał wówczas na szczycie sławy.
D. 10 marca 1745 dano mu apartamenty w Luwrze. Nie był łatwo pracującym wyrobnikiem, — wymagał wielu siedzeń, a samokrytycyzmowi jego trudno było dogodzić. Niszczył dzieło po dziele. Męczył się, dopóki nie opanował całkowicie rysunku i podobieństwa charakteru swych modeli. Wymagał też od modeli, aby mu płacili stosownie do swego majątku. O jego nieugiętości rozmaite krążyły historye. Lubował się w tem, gdy wielkości dopraszały się o portrety jego pendzla; dokuczał im też, gdy siadywali, stosownie do stopnia ich wielkości. Pozującego mu Delfina (następcę tronu) strofował za opuszczanie posiedzeń ; przemawiał szorstko do królewnej Maryi Józefy a gdy te niegrzeczności jego przyjmowała z pełną taktu dobrodusznością, uczuł respekt dla niej i, chcąc wynagrodzić złe, zdobywał się na galanteryę, za którą mu się córka królewska odpłaciła w ten sposób, że przysłała mu złotą tabakierkę z sześcioma malowidłami według Teniersa, prezent, który La Tour miał zawsze w wielkiem poszanowaniu. Łatwo ulegający kaprysom, cierpkim obdarzony dowcipem, ironiczny w języku, był on, niby ów rycerz wędrowny, zawsze gotów stawać do walki z konwenansem. Dla świetnych umysłów ówczesnych, zwłaszcza dla tych, którzy próżne miewali kieszenie, był zawsze pełen szlachetnej uprzejmości, jakiej bynajmniej nie okazywał tym, którzy byli tylko bogaci i tylko wielcy. W r. 1746 La Tour posłał do Salonu portret Restouta, obecnie w Luwrze, zepsuty częstymi retuszami i utrwalaniami. W roku tym otrzymał godność akademika. W r. 1748, jak pięknie zaznaczyli to De Goncourtowie, spis jego dzieł czyta się jako stronicę w Almanachu gotajskim — Król i Królowa i Delfin (wszyscy w Luwrze, między nimi i Marszałek Saski). La Tour był teraz zajęty nieszczęśliwemi próbami z „tajemnicą” środka do „fiksowania” pastelu; środek ten polegał na tem, że spirytusem winnym zlewał odwrotną stronę papieru, a bezpośrednio potem pociągał go werniksem, co tak poniszczyło jego dzieła. Drezdeńska Marie Josephe de Saxe (królewna), była w Salonie 1749.
La Tour pracował nieustannie. W r. 1750 zamienił swe apartamenty w Luwrze na apartamenty rzeźbiarza Pigalle’a, dając tem początek nieustannej zamianie komnat w tym starym pałacu, co stało się przedmiotem żartów ze strony jego towarzyszy. Pozatem wszystko mu się wiodło. W r. 1750 posłał do Salonu swój Portret własny, co spowodowało opowieść o zaciekłej zazdrości Perronneau’a, opowieści, którą w siedemnaście lat później Diderot podał do druku. Pastele Perronneau’a szerokie miały powodzenie. Diderot twierdzi, że De La Tour, chcąc skrzywdzić Perronneau’a, polecił mu namalować swój, De La Toura, portret na wystawę do Salonu, — potajemnie zaś wykonał również swój autoportret w tej samej pozie i w porozumieniu z Chardinem powiesił go tuż obok tamtego, chcąc w ten sposób obniżyć dzieło młodzieńca. Atoli Chardin nie należał do ludzi, którzyby się na coś podobnego zgodzili; nie miał też on w tym roku nadzoru nad wieszaniem obrazów. Prawdą jest, że portret La Toura namalowany jest w tej samej pozie, co i jego portret przez Perronneaua; atoli Diderot mówi o całkiem innym portrecie, który z tym nie ma nic wspólnego. W roku 1751 La Tour został kanclerzem Akademii — najwyższy zaszczyt, do jakiego mógł dojść portrecista. Z zaszczytem tym zwlekano długo z powodu gorącej walki, jaką La Tour toczył przeciwko zbyt nizkim cenom, płaconym artystom ze strony państwa za ich dzieła.
Uważając ofiarowanie mu orderu św. Michała za chęć przekupienia go, z pogardą odrzucił szlachectwo, którem chciano go obdarzyć. Oskarżano go niejednokrotnie o „chęć zysku“; ale, jeżeli pensyę tysiąca liwrów można było przyznać starającemu się o nią, to on żebrał jej dla swego przyjaciela, Parrocela, i dla swego mistrza, Restouta. W r. 1753 La Tour namalował, mając pięćdziesiątkę, słynny portret przyjaciela swego, Jana Jakóba Rousseau’a. Rousseau nie zakłócał jeszcze pokoju świata; chodził z dziurami na łokciach, był człowiekiem ubogim. La Tour spoglądał na niego z dobrocią i podziwem, czem na wieczną zasłużył sobie chwałę. Unieśmiertelnił on tego człowieka o umęczonej duszy w czasie, kiedy sam stał na szczycie rozwoju swej sztuki. Diderot, nie bez złości, pisał głupstwa o kwalifikacyach tego portretu: „Widzę autora Wróżbity wiejskiego (Le Devin de Village) w pięknym stroju, z włosami ładnie uczesanymi, wypudrowanego, śmiesznie usadowionego na wyplatanem krześle”. Zarzut ten wyszedł od filozofa Diderota, domagającego się nieustannie prawdy w sztuce, nieodbiegania od przyrody. Zapewne myślał sobie, że Rousseau’a należałoby namalować z rozkraczonemi nogami, siedzącego przy lutni albo na grzbiecie jednorożca, lub też opartego o obłoki, ze słomą we włosach. Do Salonu 1753 nadeszły śród innych wielkich jego portretów Madame de Mondonville, grająca na klawikordzie, Marquis de Voyer d’Argenson, subtelny Sylvestre D’Alembert i słynny śmiejący się Manelli.
Pani Pompadour rządziła Francyą. Grając rolę królowej sztuki, próbowała pozyskać sobie La Toura, aby namalował jej portret. Przekonała się, że nie łatwo ulegał pochlebstwom; postanowił on, że oblężenie trwać będzie długo. „Mały brat“ Marigny zakomunikował malarzowi życzenie jej z pełną taktu zręcznością. Oblężenie rozpoczęto w roku 1750. Pierwszy atak odparty został ze stratami. Ale delikatna natura Marigny ego skłonna była do ustępstw. Ostatecznie Marigny zjednał La Toura dla tej sprawy; La Tour wykonał dwa szkice. I potem znowu zwłoka. Marigny prosił go, aby „pomieścił na sztaludze malowidło, do którego poczynił studya“; La Tour zasłaniał się setką wymówek: że nie ma odwagi, że boi się febry, że musi się udać na wieś, położyć się do łóżka, że musi się pozbyć strapienia z powodu wypadku, jaki mu się przydarzył ze szkicami. Marigny reflektował go, że powinien mieć pewne względy dla jego siostry, a dla niego trochę przyjaźni. Pisała i sama Pompadour, pisała w słowach, pełnych pochlebstw. La Tour uległ i udał się do Wersalu; nie mógł oprzeć się delikatnej duszy Marignyego. Postawił jednak warunki: nikt nie ma prawa mu przeszkadzać, nawet sam król. Przybywszy do pałacu, rozpiął trzewiki, zdjął podwiązki, halsztuch, zawiesił perukę na królewskim kandelabrze, włożył czapkę na głowę i, przygotowawszy się w ten sposób do roboty, zaczął szkicować miłośnicę króla. Król wszedł do pokoju. Pani Pompadour przywitała go uśmiechem. La Tour wstał z grymasem na ustach, zdjął czapeczkę i zauważył krótko: „Przyrzekłaś mi, pani, że drzwi będą zamknięte“. Król prosił go, aby mógł pozostać. „Niemożliwem jest dla mnie usłuchać Waszej Królewskiej Mości“ — odpowiedział na to La Tour. — „Wrócę, skoro Pani będzie sama“. Zabrawszy perukę i co należało, zaniósł to wszystko do drugiego pokoju, ubrał się i odszedł. I przez kilka dni starano się daremnie nakłonić go do powrotu. Ostatecznie zjawił się znowu, ale dopiero wówczas, gdy mu zaręczono jak najuroczyściej, że nikt samotności mu nie przerwie. Ale król miał się z pyszna z tym człowiekiem. Przedtem, gdy La Tour robił szkice do portretu markizy, król wszedł w towarzystwie jednego czy dwóch innych do jego pracowni (było to w czasie, kiedy Anglicy zagrażali Francyi na morzu) i chciał z nim pogadać o budowlach, które miał zamiar rozpocząć. A na to La Tour od razu: „To pięknie; lecz okręty bardziejby się przydały". Król się zarumienił i opuścił komnatę. Zdawało się, że los sprzeciwia się wykończeniu tego portretu pani Pompadour: Markiza zachorowała; umarła jej córka, Aleksandry na, umarł i ojciec.
Ostatecznie, po trzech latach, słynny portret La Toura pojawił się w Salonie w roku 1755. Wisi do dziś dnia w Luwrze. Był sensacyą Paryża. Siedzi ona na nim, jak królujące bóstwo świata, literatury i sztuki. Ale nie skończyły się dla niej kłopoty z tym portretem: La Tour zapamiętałą toczył z nią walkę o cenę za niego. Teatr wprowadził w życie La Toura piękną śpiewaczkę, której nazwisko trwać będzie tak długo, jak nazwisko artysty — Maryę Fel. W Salonie z r. 1757 pojawił się śród innych jego portretów także wizerunek Marie Fel. Urodzona w Bordeaux 26 października r. 1713 jako córeczka miejscowego organisty, przyniosła z sobą na świat wyśmienity dar głosu. W dwudziestym pierwszym roku życia, 1734, zapanowała nad Paryżem jako królowa śpiewu. Mając lat dwadzieścia i cztery, śpiewała w operze. Tajne zapiski policyi mówią o niej w ten sposób: „Fel — mała, młoda kobieta, ale wielce muzykalna, śpiewa po włosku niezwykle pięknie. Nie zupełnie jest z nią w porządku; mówią o niej, że jest kochanką księcia de Rochechouart“. Wkroczywszy w życie La Toura, zapanowała odtąd nad jego uczuciami i uważana była przez wszystkich jako jego amie, jego przyjaciółka. Jej towarzystwo było dla niego szczęściem; czuwała nad nim i uśmierzała jego wrażliwy, niespokojny temperament, — przynosiła spokój temu wojowniczemu człowiekowi. On ją kochał do końca; pamiętał o niej nawet wówczas, kiedy opuściły go zmysły i dogasała lampa jego umęczonej duszy.
W r. 1760 śmierć zaczęła zbierać swe plony w ukochanej rodzinie La Toura. Stracił najstarszego brata i starszego brata przyrodniego. Zacieśnił tedy jeszcze bardziej węzły pomiędzy sobą a bratem Karolem oraz przyrodnim bratem, Janem Franciszkiem De La Tour. W r. 1761 powstał jego portret Chardina i schorzałego tragicznego poety, Crebillona. Sztuka jego dosięgała szczytu. Malował teraz wszystkich książąt krwi. W r. 1764 zmarła pani Pompadour. La Tour nie wystawiał w Salonie przez lat pięć. W r. 1766 udał się do Holandyi i podczas tego stracił brata Karola. W Zuylen obok Utrechtu przyjęła starego artystę z wielką czułością rodzina panny De Tuyll, późniejsza Madame de Charriere. La Tour namalował jej portret. Śmierć brata Karola, dostawcy wojskowego, ciężkim była ciosem dla La Toura. Cały swój afekt zlał on teraz na przyrodniego brata, porucznika kawaleryi, którego uczynił swoim spadkobiercą. La Tour starzał się szybko. Do Salonu z r. 1771 przysłał trzy Portrety mężczyzn, do Salonu z roku 1773 kilka Główek; ale krytyka milczała. La Tour stał się człowiekiem przeszłości. Ogień uleciał z jego dzieł, pozostała tylko praca. Pracował teraz nad swymi portretami, dopóki tylko nakładać mógł kruche pastele. Niszczył arcydzieła z czasów swych wielkich dni eksperymentami „utrwalania”. Celem żartów stało się jego przemalowywanie i „utrwalanie" portretu Restouta; tak samo śmiano się z niego z powodu ciągłego zamieniania się na apartamenty mieszkalne — teraz zamienił się z Greuzem. W roku 1778 służący w wojsku brat jego porzucił świetną karyerę z krzyżem św. Ludwika na piersiach i osiadł w St. Quentin. Atoli La Tour przekonał się w roku 1768, że dzieło jego życia skończone. Uporządkował swój dom, postanowił popierać sztukę w mieście rodzinnem, obdarzył Akademię, zapisał pewną sumę na fundusz dla biednych położnic — prześladowało go wspomnienie dawnego grzechu młodości.
Mając lat około siedemdziesiąt, zaczął rozmaite stosować leki do siebie, co nie wpływało dobrze na jego zdrowie. Nagle dostał pomieszania. Brat przyrodni zabrał go do St. Quentin. Rada miejska przyjęła go wspaniale, biciem dzwonów, zabawą i uciechą, i wieńcem dębowym opasała jego skronie. Ale stary mózg niedomagał. Wszyscy byli stroskani o zgrzybiałego artystę; czuwał nad nim rycerski brat, informując Maryę Fel o stanie jego zdrowia. La Tour zaczął miewać wizye; zdziecinniał na lat cztery; kręcił się po ulicy, gdy wzeszło słońce, i, obejmując drzewa, wołał: „Niebawem ogrzejesz biedaka”. D. 17 lutego 1788 zabrała go śmierć łagodna. Marya Fel zmarła w r. 1794, w czasie zamieszek za panowania Terroru.