Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Taka jest istotna wartość tej masy czynności dokonanych i pożądań niespełnionych, dzieł wykutych w spiżu lub kamieniu i marzeń rozwianych na cztery wiatry, natchnień podniebnych, – faktów i wyobrażeń z których się składa historya XIX stulecia? Co w tym różnolitym, a nieogarnionym chaosie działalności ludzkiej, jest nabytkiem trwałym, przeznaczonym do przekazania wiekom następnym, a co stoczyło się i osiadło na dnie życia jako wióry i opiłki u wielkiego warsztatu robocizny powszechnej? Nie wyłonił z siebie wiek miniony umiejętności osobnej, ogarniającej i wy równy wającej zagadnienia powyższe w sposób systematyczny i syntetyczny. Wszelkie usiłowania współczesne nabierają znaczenia i wagi od skutków, jakiemi je uwieńczy potomność w całokształcie swych własnych zabiegów, – skutków zaś takich nauka nie odsłania. Formuły, zwane “prawami“, pozwalają zaledwie na pewną sumę przewidywań w zakresie zjawisk świata zewnętrznego (w astronomii, fizyce, chemii, po części w biologii); stosunki zaś wynikające ze styczności i obcowania tej zewnętrzne ści przypuszczalnie biernej z czynną działalnością jednostek i gromad ludzkich, wymyka się dotąd z karbów ścisłego obrachunku wiedzy. Czego atoli nie umiemy dziś jeszcze wprost i bezpośrednio odczytywać w księgach przyszłości, to odgadujemy pośrednio i analogicznie-przez odbicie tego co być ma-wtem co już było. Za dni naszych, jak i za czasów Cycerona przeszłość i jej artystyczno-umiejętne odzwierciedlenie, historya, słusznie z tego tytułu szczyci się nazwą „mistrzyni życia”.
Zdumiewającą jest też ilość pracy użytej w wieku XIX na poszukiwania i badania historyczne, mniej lub więcej celowo zmierzające do rozszerzenia i pogłębienia naukowych naszych poglądów na świat i na ziemskie losy człowieka. Najżywsze, najstaranniej pielęgnowane w tym zakresie światła, ze szczególną siłą zapłonęły przedewszystkiem nad ciemnemi i zupełnie przedtem nieznanemi widnokręgami początków uspołecznienia ludzkiego w czasach dawno zamierzchłych, okrytych ciemnością niemożliwą-zdawało się – do rozproszenia. Wygładzono tym sposobem przedział, jaki się rozpościerał między nauką i tradycyą o przyrodzonych kolejach rozwoju jego otoczenia fizycznego. Obok odkryć geologicznych i paleontograficznych, które wsławiły Lamarcków, Lyellów, Oubrillów, Agassizow, ukazały się dzieła tej doniosłości, co Johna Lubbocka „Początki cywilizacyi”, E. B. Tylora „Cywilizacya pierwotna”, A. Quatrafages’a „Człowiek kopalny”, A. Langa „Wierzenia pierwotne”, E. Laveley’a „Własność pierwotna”, L. H. Morgana „Społeczność pierwotna”, G. Mortillet’a „Początki” etc. Obok i współrzędnie z naczelną tą nauką o protoplaście człowieka powstały rozmaite rozgałęzienia wiedzy pomocniczej lub uzupełniającej – jak np. etnografia i archeologia przedhistoryczna (o zabytkach rzeczowych z wieku kamienia łupanego, kamienia gładzonego i bronzu), oraz etnologia, mitologia i folklorystyka (o zabytkach zmysłowości przeddziej owej w baśniach i obyczajach gminnych).
Umarłemu lub domierającemu temu światu, jednoczącemu się ze światem żyjącem za pośrednictwem antropologii, nadciągnęła wkrótce z odsieczą niezmiernie płodotworną lingwistyka porównawcza. Na razie w dziełach nieśmiertelnego swego twórcy, Fr. Bopp’a (1793 † 1867), obcą ona była wszelkim widokom zastosowawczym, ale następnie w dociekaniach braci Grimmów, Jakóba (ur. 1785) i Wilhelma (ur. 1786), Eug. Burnowfa (ur. 1801), A. F. Potta (1802), T. Benfey'a (1809), Augusta Schleichera (1821), Max. Mullera (1823) i ich uczniów, przeszła na grunt popularyzacyi historycznej i history ozoficznej, w utartem tych słów znaczeniu, użyźniając go do stopnia, o jakim erudycya pokoleń poprzednich zamarzyćby nie śmiała. Dla zaznaczenia różnic sprawionych w dziedzinie starożytnictwa przedhistorycznego przez pozyskanie nowych sposobów i środków dochodzenia, dość zestawić z sobą dwa dzieła równego w różnych czasach powodzenia: Franc. Lenormant’a „Les origines de l’histoire d’apres la Bibie et les traditions des peuples orientaux“ (Paryż, wyd. drugie, 1882, tomów dwa) i Adolfa Picteta „Les Origines indoeuropeennes ou les Aryas primitifs“ (Paryż, wyd. drugie, 1892, tomów trzy). Są to, rzecby można typowe, specyficzne wytwory dwóch epok umysłowych radykalnie z sobą sprzecznych, wiekami w podstawach swej formacyi przedzielonych.
Postęp w odpowiednich działach polskiego piśmiennictwa naukowego był znacznie powolniejszy, dość wszelako jest znaczny w szerokich granicach od Zoryana Dułęgi-Chodakowskiego (Adama Czarnockiego † 1825) i jego „Słowiańszczyzny przedchrześciańskiej“, od Wawrzyńca Surowieckiego, Jana Potockiego, Aleks. Sapiehy, I. B. Rakowieckiego i t. d., do Oskara Kolberga, Łukasza Gołębiowskiego, Wacława Zaleskiego, Eust. Tyszkiewicza, Józefa Majera, K. Wł. Wójcickiego, Adama Kirkora, Ambr, i Mich. Grabowskich, Jana Karłowicza, Zygm. Glogera, Ludwika Krzywickiego, Augusta Sokołowskiego, Izydora Kopernickiego, Michała Fedorowskiego, Erazma Majewskiego, Juliana Talko-Hryncewicza i wielu innych. Niestety, o ile ludoznawstwo i starożytnictwo nasze przedstawia się dość jeszcze stosunkowo pokaźnie, o tyle znowu językoznawstwo, zwłaszcza ogólne i porównawcze, urodzone pod mglistą i wrychle spadającą gwiazdą Walentego Skorochoda Majewskiego (w rozprawie z r. 1816 o języku “sanskryckim“) zaciągnęło do katalogów bibliotecznych zaledwie kilka wybitniejszych imion-Baudouin de Courtenay’a, Hanusza, Ołtuszewskiego.
Przyswajanie metod ściśle naukowych, przeważnie przyrodoznawczych, przez historyę w klasycznem tego słowa znaczeniu, odbywało się wszędzie, u nas jak i gdzieindziej, w sposób sporadyczny i szło w ogólności opornie do samego końca stulecia. Spostrzegać się to daje przedewszystkiem w zakresie dziejów powszechnych. Ciężki, w wyborze źródeł niewybredny, błędami przepełniony i całkiem już dziś przestarzały Cezary Cantu nie oblewa się płomiennym rumieńcem w towarzystwie K. Rottecka, Fr. Chr. Schlossera lub L. Rankego; a wprowadzony do encyklopedycznych gmachów Onckena („Allgemeine Geschichte in Einzeldarstellungen“) lub Rambaud’ai Lavisse’a („Ilistoire general du IV-me sićcle a nos jours“) nie wygląda również przedpotowo. Zmienia się i ożywia obraz tam, gdzie pole dociekań zwęża się i specyalizuje. Archeograficzne i paleograńczne odkrycia Champollionów, Klaprotlów, Rawlinsonów, Lassenów, Moversow, otwierają zamurowane dotąd na głucho wrota dziejów dalekiego azyatyckiego i afrykańskiego wschodu, potężnie przyczyniając się zarazem do zasilenia ograniczonych ze swej istoty i do dna już zdawałoby się wyczerpanych dziej o pisarskich krynic starożytnej Hellady i starożytnego Rzymu. Dopiero na tak podniesionym poziomie przygotowań wstępnych, popartych z kolei przewertowanym materyałem archiwalnym, klasztorno-rocznikarskiego i kancelaryjno-dyplomatycznego autoramentu, możliwem było ukazanie się opracowań w wyższym, prawdziwie nowoczesnym stylu i duchu, obejmujących dzieje bądź krajów pojedyńczych, bądź epok wyjątkowo ważnych: I. G. Droysena “Geschichte des Hellenismus” (1836), G. Grote’a „A History of Greece” (1846-1855), G. B. Niebuhra „Rom is che Geschichte” (1811), Teodora Mommsena (takiż tytuł, od r. 1854), V. Duruy’a „Histoire des Romains" (1879 – 1885); Fr. W. Giesebrechta “Gesch. der Deutschen Kaiserzeit" (1855 -1877), Aug. Thierry’ego “Temps merovingiens" (1840), Hallama “Constitutional history of England" (1827), Bancrofta „Hist, of the United States" (1834), Fustel de Coulanges’a „Histoire des institutions politiques de l’ancienne France" (1885) etc.
Do współzawodnictwa z bogactwem treści staje obrazowa forma przedstawienia i na widownię występują mistrze, jak Wilh. Guizot (1787 † 1874), Ad. Thiers (1797 j-1877), Jul. Michelet (1798 † 1874), T. B. Macaulay (1800 † 1859), T. Carlyle (1795 † 1881), G. Gervinus (1805 j-1875), H. K. Sybel („Gesch. der Revolutionszeit a on 1789-1800), Tocqueville („L’ancien regime et la Revolution"), Lanfrey („Napoleon"), Sorel („L’Europe et la Revolution franc."), Taine („Origines de la France contemporaine"). Nie ociągały się zbytnio i ziemie słowiańskie. Fr. Palacky wydaje pomnikowe swe „Dejiny naroda czeskeho" (1848-67), Sergiusz Sołowiew ogłasza dwadzieścia dziewięć tomów swej „Istorii Rossii",-że tu wymienimy jedynie imiona najgłośniejsze, dokoła których grupują się całe zastępy pracowników pierwszorzędnych, tak samo jak u nas, w historyografii polskiej, po za Joachimem Lelewelem (1786 † 1860), Jędrzejem Moraczewskim (1802 1855), W. A. Maciejowskim (1793 † 1883), Teodorem Narbuttem (1784 † 1864) i największym zapewne w wieku XIX mistrzem słowa Karolem Szajnocha, (1818 † 1868), szeregują się w gęste kolumny zajęć mniej lub więcej fachowych, ich współtowarzysze i uczniowie: Mikołaj Malinowski, August Bielowski, Michał Baliński, Józef Szujski, Teodor Morawski, Waleryan Wróblewski (Koronowicz), Aleksander Przezdziecki, Waleryan Kalinka, Henryk Schmidt, Adolf Pawiński, Ksawery Liske, Kazimierz Stadnicki, Józef Plebański, Michał Dobrzyński, j,Stosław Smolka, Kazimierz Jarochowski, Tadeusz Wojciechowski, Antoni Walewski, Tadeusz Korzon, Stefan Giller, Aleksander Jabłonowski, Franciszek Piokosiński, Stanisław Laguna, Władysław Smoleński, A. Rolle, Szymon Askenazy, Aleksander Rembowski, Aleksander Kraushar, Walery Przyborowski, Bolesław Limanowski, Aleksander Hirschberg, Teodor Wierzbowski, K. Kantecki, A. Prohaska, I. Bojasiński, A. Semkowicz, W. Czermak, Biliński, Zakrzewski, Finkel, Kubala, Borkiewicz, Mieroszewski.
Wszelka specyalizacya nadmierna, w drobiazgach rozmiłowana, r rozprasza się, gmatwa, martwieje i wcześniej lub później staje się łupem uogólnień, które z niej wyrastają i jej sokami się karmią. Pożytek z takich uogólnień jest zwykle najprościej proporcyonalny do obszaru i różnorodności przedmiotów skazanych na asymilacyę naukową. Najdawniejsze takie historyozofie u Vico, Montesquieu’go, Condorcet’a, Herdera, porządkowały jedynie zasoby wiedzy ściśle historycznej, zgromadzone empirycznie i rozsegregowane według tematów ad hoc wyrozumowanych lub wy windykowanych z kilku przesłanek filozoficznych i przyrodoznawczych. Dzielnie i skutecznie przyczyniwszy się w swoim czasie do wydźwignięcia dziejopisarstwa z zatęchłych sfer dworszczyzny dyplomatycznej i militarnej, przeniosły się one do piśmiennictwa wieku XIX pod postacią przeżytków lepkich i skrzydlatych, które w „historyozofii“ Hegla dotrzeć zdołały do herkulesowych słupów dowolności abstrakcyjnej.
Cięższe z nich jednak, poważniejsze, głowie condorcetowskie, August Comte poważył się poosadzać na twardych płytach wniosków pozytywnych, wyciągniętych z nauk ścisłych, kosmologicznych i biologicznych; poszedł za nim Herbet Spencer, przeszczepiając pomysły nauczyciela na grunt bardziej psycho-fizyologiczny. Do pierwszej, ukonstytuowanej w ten sposób „Socyologii“ wkroczyła niebawem tryumfalnie statystyka z Lamb. Queteletem (1786 † 1874), autorem rozgłośnego dzieła „Du systeme social et des lois qui les regisent (Paryż 1848). Wkrótce Will. Draper (ur. 1811) i II. Buckie 1822fl862) zaciągnęli do tej „fizyki powszechnej zwanej także (u naszego Supińskiego) „fizyologią wszechświata”, sprawy wyznaniowe, prawno-społeczne, obyczajowe, oświatę, ekonomikę, i wreszcie wszystek wiotki i rozbieżny świat natchnionych zmyśleń i rozkosznych lub boleśnych przywidzeń, którego na pół urojone i na pół rzeczywiste twory i istoty zaciąga do swych regestrów publicystyka, systematyzuje „historya literatury", analizuje „krytyka".
Długi czas, t. zw. nauka „gospodarstwa narodowego” ujęta w kształty dociekań książkowych pod mianem „ekonomii politycznej", usiłowała osta się o własnych siłach. Od Ad. Smitha, Malthusa i Kicarda (1772 † 1823) do Say’a, Bastiaka, Milka, Ludwika Mołowskiego (1814 † 1876) wyciągała ona ze spostrzeżeń i doświadczeń życia potocznego – życia tego kwinfesencyę, notowała Ekonomika Pewne przeciętne właściwości częstotliwych zjawisk społecznych, które raz jako normy teoretyczne (zapotrzebowanie i podaż, renta gruntowa, kapitalizacya pracy zaoszczędzonej etc.), drugi raz znowu, jako wskazówki i reguły postępowania praktycznego (operacye wolnozamienne, celne, finansowe), tryumfalnie, ogłaszała za „prawa”. Powodzenie wszakże oparte było na podstawie dość chwiejnej i fikcyjnej: na uznaniu istniejącej, faktycznej organizacyi społecznej, za stałą, bez względu, czy ją w otchłaniach przeszłości wytworzył, nieład, traf ślepy, czy też nigdy i nigdzie nie odnaleziona zasada “ugody towarzyskiej“ Rousse’a. I w te to słabą widomie anty-racyonalną podwalinę organiczną, czy też organizacyjną uderzały radykaliści społeczni, od początku wieku idące równoległe z ekonomistami pod przewodem takich swych chorążych i kaznodziejów, jak Robert Owen (1771 † 1858), KI. H. hr. Saint-Simon (1760 † 1823), jego uczeń Enfatin († 1864), Karol Fourier († 1837), Piotr Józef Proudhon († 1865), Ludwik Blanc (ur. 1813), Ferd. Lassalle (ur. 1825), Mik. Czernyszewski (ur 1830), Karol Marx (1814 † 1883) i inni. Na pobojowisku utrzymał się..."trzeci“. Gruzy zlicytowano w latach 1870-71 na rzecz domów bankierskich, pośredniczących w wypłacie Niemcom kontrybucyi francuzkiej, lub wywieziono do wspólnego dołu na cmentarzu Pere-Lachaise w Paryżu. Parę argumentów gruntowniejszych o prawach własności np., opromienionych jurydycznemi komentarzami Ad. Thiersow, Rom. Hube‘ych, Leroy-Beaulieu‘ów, Zygm. Helclów, podziś dzień błąka się wśród oparów to optymistycznych, to pesymistycznych, po pismach Jul. Dunajewskich, L. Bilińskich, L. Gumplowiczów. Do przyszłej socyologii, do traktatów in spe unifikacyjne – historyofizycznych dostać się będzie mógł z czasem sam tylko sens moralny tego wszystkiego, przesiany przez sita rozpraw historycznych, w rodzaju Wilh. Roschera"System der Volkswirthschaft“ (Lipsk, 1854-64) lub też R. Pölhmana „Gesch des Socialimus und Kommunismus“ (Berlin, 1893-95).
Bez porównania spokojniejszem łożyskiem płynęła druga – obok ekonomiki-wielka połowa umysłowego dorobku XIX stulecia-mianowicie ta, co pod kulawem nieco mianem „nauki literatury “ zaprzątała się i zaprząta rozbiorem i oceną narastającego z wiekami ogromu dzieł, „wyrażających w sposób piękny, myśli, uczucia i ideały ducha ludzkiego“ (Piotr Chmielowski). Nie zaznała ta dziedzina żadnych cięższych zatargów, żadnych głębszych wstrząśnień, prawdopodobnie wskutek już samego określenia narzędzia, powołanego wymierzać utwory ducha ludzkiego pod względem piękności. Taką też w istocie – to jest pięknoznawczą, była od początku owa “nauka“ u Francuzów, wśród których urodziła się i wyrosła. Koryfeusze jej, Villemain (1780 † 1870), Nisard, St. Beuve, całą swą staranność, wszystkie swe talenta ku temu właśnie skierowali, by umieć o literaturze nadobnej mówić wykwintnie. Wzór się przyjął i upowszechnił w Europie; jednym zaś z najwdzięczniejszych okazów w tym zakresie są u nas pisma Juljana Klaczki (ur. 1827). Zajrzyjmy jednak do któregokolwiek z licznych dziś zarysów lub wykładów „Historyi literatury“- do Michała Wiszniewskiego (1794 † 1865), Karola Mecherzyńskiego (1804 † 1881), Jana Majorkiewicza (1820 † 1847), Władysława Nehringa, Leonarda Sowińskiego, Maryana Dubieckiego; – spytajmy siebie, dokładnie zlustrowawszy faktyczną ich zawartość, jakie przyjęcie i jakie miejsce pozyskałby w tych zbiornikach, np. dokument z wieku XI, pozbawiony wszelkich zgoła cech estetycznych, lecz wiarogodnie, współcześnie, w języku polskim opiewających pobyt Bolesława Chrobrego w Kijowie?-Pytanie jest rozstrzygające.
Jeżeli w literaturze, czy tylko z powodu literatury. „nauka" istotnie wziąć ma jakiś udział,-nauce tej kryteryum pięknoznawcze wystarczać nie może. Czterowierszowa piosenka gminna lub pięciotomowy wykład mędrca nie dla tego jedynie należą lub nie należą do historyi literatury, iż są lub nie są piękne, lecz najbardziej przez to io tyle tylko, że-io ile są znamienne, o ile w nich złożone zostało świadectwo czasom, ludziom i okolicznościom, wśród których powstały, o ile charakteryzują swoją epokę i swoje otoczenie, o ile tkwi w nich odpowiednia cząstka życia i duszy narodu,-jednem słowem, o ile są historyozoficzne w najściślejszem tego słowa znaczeniu. Z takiem rzetelnie naukowem pojęciem „dzieła" literackiego wiek XIX już się nie rozstanie. Zwrot zainagurowało ukazanie się na widowni europejskiej: H. Taine’a „Historyi literatury angielskiej" (1863), I. Brandesa „Głównych prądów", Gottschalla „Literatury narodowej niemieckiej", H. M. Possnet’a „Literatury porównawczej", Hennequin’a „Studyów krytyczno-naukowych"... – ' W ostatniej ćwierci stulecia nie sposób już prawie spotkać publicysty, krytyka, estetyka, coby przy rozstrząsaniu „zasobu dzieł wyrażających myśli uczucia i ideały ducha ludzkiego" tracił z oczu ogólne owe punkty widzenia, sprawdziany owe i probierze historyozoficzne, czyniące najświeższe nasze historye piśmiennictwa i nawet bieżące nasze recenzye literackie tak podobnemi do rozdziałów książek, które w ostatnich czasach przywykliśmy ozdabiać znaczącemi nagłówkami „historyi cywilizacyi", „historyi kultury"... U ludów słowiańskich w ogólności i Polaków poszczególnie, socyoligiczne i historyozoficzne te pieczęcie widzimy wszędzie. Cechują one nie tylko dzieła takie, jak „Historya literatur" Pypina i Spasowicza (wyd. drugie 1879), „Historya literatury" Piotra Chmielowskiego (1900), „Historya literatury" Stanisława Tarnowskiego (1901), „Historya literatury* Aleksandra Bricknera, ale też i. monografie, broszury, sprawozdania profesorów, felietonistów, prelegentów, dziennikarzy, którym imię-legion: L. Siemieński, J. Muczkowski, W. Bogusławski, Boi. Erzepki, I. Tretiak, I. Matuszewski, H. Biegcleisen, A. Sygietyński, T. Jeske-Choiński. W. Gostomski, M. Massonius, B. Koskowski, S. Krzemiński, B. Chlebowski, I. Chrzanowski, B. Lutomski, H. Gale, M. Zdziechowski, J. Łoś, N. Jfirszband (Jellenta), J. Tokarzewicz (Hodi) i t. d.
Praprawnuki nasze, streszczając kiedyś, za jakie lat sto lub później dzieje i idee bieżącego już stulecia, powiedzieć będą mogli z większą niż ktokolwiek z dziś żyjących pewnością i dokładnością, ku jakim naprawdę krainom przyszłości zmierzały, do jakich mianowicie ziem obiecanych prowadziły nieprzeliczone i nieprzejrzane sieci tych dróg szerokich i tych ścieżek wąziutkich, któremi w wieku XIX chodził po ziemi duch Boży, zgarniając w całość tyle różnorodnych wysileń, tyle olbrzymich przedsięwzięć, tyle mrówczych zabiegów, tyle butnych rozterek człowieka. Obecnie, stojąc na nieporosłym i nawet niedosypanym jeszcze całkowicie kopcu wszystkich tych trudów i wszystkich tych zamierzeń, dokonanych, chybionych i ledwie zaczętych, a wczora dopiero złożonych do wspólnego chronologicznego grobu, dostrzedz jesteśmy w stanie zaledwie wątły i cieniutki, w mgłach spowity rąbek opuszczonego onegdaj horyzontu. Rąbek ten wszakże, w oświetleniu zadań ostatecznych i pożądań celowych, w słońcu zatem postulatów i przesłanek historyozoficznych, zarysowuje się nad wyraz ostro, dobitnie, – jak na dłoni rzekłbyś... Jeden z praojców socyologii tegoczesnej, kapłan myślący i myśliciel namaszczony, którego zdania i przekonania ważyły w ciągu dwóch stuleci narówni z wyrokami dogmatów nietykalnych, powiedział niegdyś, że zsumowana wynikłość doczesnych i wiekuistych przeznaczeń naszych, obliczonych i przewidzianych w przyczynach i skutkach do najdrobniejszych szczegółów bytu powszedniego, „pozostaje pod nieprzerwaną, bezpośrednią i natychmiastową interwencyą i pieczą wszechwiednej i wszechmocnej Opatrzności Bożoj“ (Bossuet, „Discours sur l’histoire universelle“, dzieł zbiorowych t. IX, str. 140-142). Owóż, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że dla serc stęsknionych do bezwzględnie czystych źródeł prawdy nieśmiertelnej, istniały zawsze i nigdy istnieć nie przestaną te niebiosa, lądy i morza, wśród których złotousty biskup z Meaux wysnuł dyamentową przędzę swej syntezy cudownej, zaświatowej. Ale i to także niewątpliwe, że nauka nowoczesna, w dwuwiekowym swym pochodzie poprzez poletki prawd względnych, stwierdzalnych faktycznie i powszechnemu doświadczeniu dostępnych, stanowczo się pożegnała z widokami powrotu do rajów zwiastowanych przez Bossuet’a, które oddawna opuściła... A cóż zyskała w zamian za doznaną stratę? Zyskała jedynie przedświadczenie, niezbyt tęczowo roziskrzone, lecz niezłomne, że na zmiennej, zewsząd nas otaczającej fali zjawisk, ludzkość sama sobie, własnemi rękami, ściele łoże swych przeznaczeń, sama przed sobą wykreśla i przygotowuje warunki swego rozwoju – i żadne uprzedzające współczucie, żadne zapobiegające ostrzeżenie nie przemawia do niej językiem zrozumiałym z poza nieprzenikliwego i obojętnego na jej losy otoczenia. Gościńce przyszłości otwarte, – ale puste; krainy do zdobycia nieogarnione i wolne, ale i trudy, w osamotnieniu, bezmierne, nadludzkie może. Mogłoby się okazać, że dla ich podjęcia niezbędnem jest skupienie w jedno tytanie ogniwo wszystkich uświadomionych i uświadamiających się sił świata... W takim razie- wyznać to trzeba-stulecie XIX-te nie zdobyło się na nic potężniejszego i świętszego do przekazania swym następcom nad hasło najgenialszego ze swoich reprezentantów:"bez spychania się, bez wzajemnego wstrętu!”