Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
KSIĘGA PIERWSZA (1801—1815)
I. Zamknięcie starego stulecia.
II. Pierwszy Konsul
III. Ruch umysłowy na przełomie wieków.
IV. Podróże i badania geograficzne
V. Od koronacyi do pokoju w Pressburgu.
VI. Pogrom Prus
VII. Walki w Hiszpanii
VIII. Wojna z Austryą
IX. Księstwo Warszawskie
X. Zatargi z Papieżem
XI. Dwa lata pokoju
XII. Kodyfikacye prawodawcze
XIII. Styl Empire w architekturze i sztuce stosowanej.
XIV. Muzyka
XV. Dziennikarstwo
XVI. Rosya, Szwecya, Turcya do r. 1812
XVII. Rok 1812
XVIII. W rozbiciu
XIX. Ostatnie walki
XX. Świat niewieści
XXI. Malarstwo
XXII. Fizyka
XXIII. Wynalazki i ulepszenia techniczne
XXIV. Astronomia
XXV. Reakcya, restauracya
XXVI. Po za Europą
KSIĘGA DRUGA (1815—1830)
I. Kongres wiedeński
II. Święte przymierze
III. Romantyzm
IV. Europa pod panowaniem reakcyi
V. Wyzwolenie Grecyi
VI. Królestwo Polskie
VII. Chemia
VIII. Teatr
KSIĘGA TRZECIA (1830—1848)
I. Wojna polsko-rosyjska w 1831 r.
II. Literatury słowiańskie
III. Kraina wszechwiedzy
IV. Dzieje polityczne od roku 1830 do 1848
V. Wolne miasto Kraków
VI. Nauki przyrodnicze
VII. Przemysł żelazny i maszyny parowe
VIII. Rok 1848 i jego następstwa
VIII. Szkolnictwo
IX. Medycyna
X. Ziemie polskie
KSIĘGA CZWARTA (1848—1871)
I. Wojna krymska
II. Od kongresu paryskiego do pokoju w Villafranca
III. Podróże naukowe
IV. Czasy Wielopolskiego
V. Europa po wojnie włoskiej
VI. Po ustąpieniu Wielopolskiego
VII. Kierunki filozoficzne
VIII. Medycyna
IX. Od Szlezwiku do Sadowy
X. Wojna secesyjna i cesarstwo Meksykańskie
XI. Dzieje polityczne do r. 1870
XII. Fotografia
XIII. Wojna niemiecko-francuska
XIV. Astronomia
KSIĘGA PIĄTA (1871-1900)
XV. Europa w epoce bismarkowskiej
XVI. Podróże i badania geograficzne
XVII. Wynalazki i udoskonalenia techniczne
XVIII. Literatura
XIX. Dzieje polityczne do końca wieku
XX. Sztuka
XXI. Historyozofia
XXII. Wystawy
Mody

VIII. Szkolnictwo


Jeszcze w końcu wieku XVIII-go charakter ustroju wychowania publicznego we wszystkich państwach europejskich był całkowicie średniowieczny, jak to szczególnie widzieć się daje z organizacyi wyższych zakładów naukowych, uniwersytetów czyli wszechnic, z ich odwiecznego podziału na cztery fakultety: teologiczny, obojga praw (kanonicznego i pospolitego), lekarski i filozoficzny, przyczem ten ostatni po dziś dzień skupia w sobie najróżnorodniejsze gałęzie wiedzy, nie mające żadnego związku z filozofią. Klasyfikacyjną tę modłę, niezdolną już dziś zastosować się do teoretycznego postępu umiejętności ścisłych, ani uwzględnić praktycznych wymagań i potrzeb życia, narzucił światu stary uniwersytet paryski, założony w początkach wieku XIII; zwą ją wszakże pospolicie niemiecką, dla tego, że najdłużej się utrzymała bez skaz w podzielonej na tysiączne samowładztwa Rzeszy niemieckiej. Czas zaprowadził tu niejakie zmiany wyłącznie pod postacią tak zwanych „kontrfortów“ czyli podpór, przepierzeń, przybudowali. We Francyi np. pod panowaniem Napoleonidów, zrobiono z jednego fakultetu (filozoficznego) dwa: naukowy i literacki. W Rosyi nie istnieje fakultet teologiczny; jest natomiast fakultet historyczno-filologiczny z jedną katedrą wykładu pisma Ś-go; co do „filozofii"niemieckiej rozpada się ona „bifurkacyjnie”, dwuramiennie, na wydziały matematyczno-fizyczne i nauk przyrodzonych. W Anglii znowu prastary szemat paryski przybrał na wszechnicach w Cambridge i Oxtort odrębną fizyonomię wskutek mnóstwa oficynek dodatkowych, zwanych „kollegiami”. Każda taka „komórka” posiada własne fundusze nieraz ogromne, pochodzące głównie z zapisów prywatnych, a rządzi się zupełnie niezależnie, statutami korporacyjnemi, o strukturze nieraz dziwacznej i zadaniach bardziej sportmeńskich niż naukowych; wykład poważny i systematyczny nie istnieje w nich wcale; trochę matematyki, trochę fizyki, dużo języków starożytnych-i to już wszystko; przytem, tu i owdzie-heraldyka, numizmatyka, historya alchemii, astrologia lub nawet teorya magii, w ścislem zastosowaniu się do jakiegoś testamentu lub legatu z epoki wojen krzyżowych. W widokach przeciwdziałania szkodliwemu dla oświaty wpływowi tych twierdz konserwatyzmu, stronnictwo liberalne w r.1826 założyło w Londynie uniwersytet prywatny, na akcyach, który w końcu drugiej połowy wieku XIX nabrał dużego znaczenia i wpływu przez połączenie się, w r. 1836, z instytucyą posiadającą prawo egzaminowania, wydawania kandydatom dyplomów i pośredniego mianowania na posady administracyjne. Zaspakaja to potrzeby bieżące. Co do reszty, uświęcona obyczajami narodu wolność nauczania zapobiega w wielu razach bardzo nieraz jaskrawym niedorzecznościom skrupulatnego szanowania tradycyi przebrzmiałej. 

Na stałym europejskim lądzie usiłowania racyonalnej, wyrozumowanej naprawy szkolnictwa sięgają – równie jak i w innych Reformy zakresach-czasów wielkiej rewolucyi francuskiej. Przebudowanie Wielkiej rozpoczęto, jak zwykle w owych czasach, od deklaracyi „praw”.  konstytucyjnym opisie z r. 1791, sprawozdawca wydziału, Taylerand-Perigord wnosił uchwalenie następującego zwięzłego dekretu: „Każdy obywatel ma prawo zakładania, w granicach ustaw powszechnych, wszelkich istytucyi wychowawczych i, przed otwarciem szkoły, założyciel obowiązany zawiadomić o tem municypalność i ogłosić swój regulamin”. Projekt ustaw powszechnych głosił, że w każdym departamencie istnieć ma trzystopniowy całokształt szkolny, sobie wystarczający, od nikogo niezawisły. Zwierzchność uniwersytetu departamentowego jest najwyższym szczeblem hierarchicznym; nad jej postępowaniem czuwają jedynie komisarze generalni, mianowani przez króla i odpowiedzialni przed reprezentacyą narodową. Doskonaleniem metod nauczania zajmuje się Rada szkolna, jedna na całą Francyę, – instytut oświecenia publicznego, od nikogo niezawisły, tworzący czwartą autonomiczną potęgę w państwie, obok władz ustawodawczych, wykonawczych i sądowych. W Zgromadzeniu Narodowem, w kwietniu 1792 r. Condorcet odczytał szczegółowo w tym duchu opracowany memoryał, który z rozkazu Konwencyi, powtórnie ogłoszony został drukiem w r.1793. Wtedy też podjętą została praca zlania i wyrównania materyałów z lat 1791 i 1792; dokonał jej prawnik Daunou, sprawozdawca komitetu ocalenia publicznego. Tą drogą powstała ustawa szkolna zd. 3 brumaira roku IV-o Republiki, zaprowadzająca w kraju szkółki ludowe, średnie, fachowo-specyalne i departamentowo-uniwersyteckie, z Instytutem naczelnym złożonym z 144 członków. Obok szkół wolnych, poprzednio uchwalonych w zasadzie, istnieć mają, jako wzór i podnieta dla osób prywatnych, szkoły narodowe (państwowe), posiadające zarząd własny, oddzielony od władz wykonawczych. Rząd wykluczony formalnie od spraw wychowania, tak samo jak i duchowieństwo. W latach od 1793 do 1795, Konwencya, przed rozwiązaniem się, wydała kilka jeszcze dekretów wielkiej wagi dla szkolnictwa francuskiego; postanowione i zapoczątkowane wtedy zostały niemal wszystkie dzisiejsze wyższe szkoły specyalne w Paryżu: Politechniczna, Centralno-inżynierska, Konserwatoryum sztuk i rzemiosł, Muzeum historyi naturalnej, Instytut meteorologiczno-astronomiczny („Bureau des longitudes”), oraz szkoły normalne, czyli seminarya nauczycielskie. Sławna niegdyś Sorbona ze swoją teologią, literaturą i dwiema czy trzema katedrami nauk ścisłych (fizyki, chemii) zeszła na drugi i trzeci plan; na pierwszem miejscu stanęło Kolegium francuskie, zakład stworzony przez kard. Richelieu’go, uczelnia jedyna w swoim rodzaju, otwarta dla każdego przychodnia czy przechodnia – bez wpisów, bez egzaminów, bez wykładów programowych, – kilkadziesiąt katedr samodzielnych ze wszelkich zakresów wiedzy i umiejętności, od fizyologii roślin do lingwistyki porównawczej, od badań mikroskopijno-biologicznych do dociekań metafizycznych. System dawny runął zupełnie; fakultety prawa i lekarski, odłączone od matczynego łona prastarej wszechnicy, przybrały również nazwę i charakter szkół odrębnych, fachowych. Nadto, od czasów Konwencyi, za jej przykładem, utworzono cały szereg nowych jeszcze zakładów specyalnych wyższych, takich, jak szkoła dróg i mostów, górnicza, języków wschodnich, administracyi, nauk społecznych i politycznych i t. d. Sama nazwa uniwersytetu uległa pewnej poniewierce w następstwie centralizacyjnej reformy Napoleona I, który w latach 1806-1808 po swojemu zrozumiał i wytłumaczył zasady Condorcet’a z r. 1792 o godności i niepodległości edukacyi narodowej. Niepodległość i godność wielki żyrondysta francuski zasadzał na usunięciu zarówno państwa, jak duchowieństwa od wtrącania się w sprawy i zadania oświaty, która sama w sobie oparcia szukać powinna. Ale oparcie się na sobie – podstawa wszelkiej wolności- staje się, niestety, najczystszą iluzyą bez środków, bez zasobów. Ów wielki, niezależny Instytut wychowania publicznego, o którym marzył Condorcet w lat już parę po swojem powstaniu świecił pustką. Bogatsze tylko miasta skorzystały ze swobody zakładania szkół; w gminach uboższych bakalarze poprzestawać musieli na jałmużnie lub na „strawnem”, jakie się trafi w gospodarstwie wiejskiem. Nie mogło to trwać długo. W r. 1802, Portalis, rzecznik rządu, biadał w Ciele prawodawczem: „Dzieci oddane są niebezpiecznemu próżniactwu, zapanowało wśród nich włóczęgostwo najokropniejsze. Są bez żadnego pojęcia o bóstwie, są bez wyobrażenia o tein, co złe a co dobre; poszły ztąd obyczaje dzikie i barbarzyńskie, poszło ztąd rozbestwienie i okrucieństwa tłumów. Cała Francya woła dziś o pomoc do religii i od niej ratunku wyczekuje…”

Na takie wołania nie mógł pozostać obojętnym pacyfikator Francyi, nazajutrz po zawarciu konkordatu z Rzymem. Pomysł Condorcet’a był tak mocno i potężnie w sobie zbudowany, że należało go tylko do góry nogami wywrócić... Tym to sposobem staje za pierwszego cesarza wszechwładny monopol nauczania nazwany I’Universite de France, – monopol skupiony w rękach rządu z posadami dla duchowieństwa. Państwa i kościół zajęły w nim wszystkie miejsca. Na czele administracyi cesarsko-wychowawczej stoi mistrz wielki i rada uniwersytecka rozstrząsająca sprawy najważniejsze, zajmująca się ulepszeniem metod wychowawczych. Obok mistrza-kanclerz i skarbnik, inspektorowie generalni, inspektorowie poszczególni, dyrektorowie, prowizorowie, zawiadowcy, cenzorowie, korepetytorzy, zastępcy, administratorowie, kontrolerowie – cała machina zależna od wielkiego mistrza, wszyscy z pensyami, emeryturami, nagrodami i rangami, jak w armii. Uniwersytet, jedyny na całe cesarstwo, dzieli się na okręgi zwane akademiami... Wszystkie zakłady naukowe, bez różnicy pochodzenia zależą od „Universite de France”, – po za nim i bez upoważnienia wielkiego mistrza żaden zakład powstać nie może. Szkoły „narodowe” wznosi, zamyka, otwiera, przebudowuje, przeinacza samowolnie uniwersytet, – prywatne istnieją z upoważnienia i pod dozorem tegoż. Jedyny wyjątek zrobiono dla Muzeum historyi naturalnej i College de France. 

Przy podziale zbankrutowanej spuścizny rewolucyjnej, duchowieństwo zgodziło się na rolę mniejszego spólnika i część lwia „godności, dostojeństw i swobód condorcefowskich” – nie jemu się dostała. Lwią tę część weźmie ono wszakże za drugiej z kolei, prawdziwej Restauracyi – za Burbonów. Tu źródło walk i zapasów bez końca między władzą świecką a duchowieństwem we Francy i! Wszechwładny przy końcu panowania Ludwika XVIII i za Karola X kościół ustąpi sporo ze swego przywileju „uniwersyteckiego”  po roku 1830, kiedy budzący się z letargu liberalizm zdobędzie się na pierwsze krokwie i podwaliny w organizacyi wychowania elementarnego, sporządzi dla niego ustawy z lat 1831 i 1836. Ponieważ jednak prawo dopuściło osoby prywatne i korporacye do udziału w zakładaniu i prowadzeniu szkółek wiejskich, Kościół tedy na tem nowem polu edukacyi publicznej pozyskuje co najmniej tyleż, ile stracił przez nadszarpnięte stanowisko w monopolu rządowym. Z kolei, po zaprowadzeniu w roku 1850, swobody szkół średnich, przedtem zmonopolizowanych w rękach rządu, wpływ duchowieństwa w organizacyi państwowej znowuż na chwilę słabnie, ale wnet, po dniach grudniowych, po zamachu napoleonizmu, szerzy się i podnosi szybko na wysokość przedtem nieznaną – i odtąd trybem podwójnym, do współki z rządem i w drodze swobód partykularnych, rośnie do punktu kulminacyjnego, którego osiągnięcie ułatwia ostatecznie ustawa o wolności wyższego, uniwersyteckiego nauczania we Francyi zd. 15 lipca 1875 r. Odbyło się to już wszakże w warunkach gruntownie zmienionych. Z upadkiem Napoleona III upad! i „uniwersytet napoleoński”, Francya zaś, pobita przez Niemców, dała się przekonać, że ją pobiły wyższe systemy szkolnictwa niemieckiego. Zaczęto wracać do wszechnic ze stłoczonemi do jednego miasta i gmachu fakultetami teologii, prawa, medycyny i filozofii, z burszenszaftami etc. Rywalizacya jednak na tej drodze społeczności świeckiej z duchowną, rządu z Kościołem, nie obiecuje zajść daleko. Zasłużona z wielu względów sława uniwersytetów niemieckich poszła nie z ich formy, lecz z treści, – z zasad samorządu cechującego ich ustawy. Halla, Getynga, Heidelberg, Lipsk, Jena zasłynęły w Europie w czasach obudzonej przez reformacyę samodzielności myśli i niekrępowanego dogmatami badania. Taką reformacyę Francya miała u siebie w końcu wieku XVIII, kiedy się w niej obudziła zdrowa dążność do fachowej decentralizacyi i uspecyalizowanego rozczłonkowania dawnego unitaryzmu wychowawczego... 

Losy szkolnictwa polskiego w pierwszej połowie wieku XIX-go na całkiem innej szali się ważą. Najbardziej rozbite były przejścia sędziwej wszechnicy jagiellońskiej: Od roku 1794 do 1807 nie istniała ona prawie; podźwignięta nieco za Księstwa warszawskiego i odrestaurowana de jure na kongresie wiedeńskim, zapowiadała okres działalności żywotniejszej, której rozwinąć nie zdołałaz powodu utrudnień granicznych, małego terytoryum Republiki krakowskiej, szczupłości i niepewności uposażenia, przedewszystkiem zaś wskutek zbyt wyłącznej przewagi opiekuńczych wpływów duchowieństwa i żywiołów zachowawczych, tudzież współzawodnictwa blizkich wszechnic we Wrocławiu i następnie w latach od 1818 do 1831, w Warszawie. Rok 1846 i nadpływająca fala niemczyzny zadały jej cios stanowczo, po którym dopiero w drugiej połowie wieku XIX, mniej więcej od r. 1861, powoli dźwigać się zaczęła z ruin, wyłaniając na światło dzienne wcale niepoślednią zasobność swych zbiorów bibliotecznych i muzealnych... Szczęśliwsze o wiele było położenie Akademii wileńskiej, założonej niegdyś przez Batorego (1 kwietnia 1579 r.) na mocy przywileju cesarza Aleksandra Izd. 4 kwietnia 1883 r., kontrasygnowanego przez „ministra powszechnego oświecenia” hrabiego Piotra Zawadowskiego, przetworzonej na „uniwersytet cesarski”, z utrzymaniem rocznem – oprócz nieruchomości – stu pięciu tysięcy rubli w gotówce, pobieranej z dóbr pojezuickich, czyli właściwiej z funduszów Komisyi edukacyjnej. Szczegółowa ustawa uniwersytetu, podpisana przez Cesarza w d. 18 maja tegoż roku w Petersburgu, głosiła, między innemi, że uniwersytet wileński składa się z czterech oddziałów czyli fakultetów: 1) nauk fizycznych i matematycznych, 2; lekarskich, 3) moralnych i politycznych, 4) literatury i sztuk wyzwolonych. Na fakultecie fizyko-matematycznym ma być dziesięć kursów „głównych” i dla wykładania onych dziesięciu profesorów: fizyki, chemii, astronomii, obserwacyi astronomicznej, historyi naturalnej, botaniki, architektury cywilnej, gospodarstwa wiejskiego, matematyki wyższej (osobno czystej, osobno stosowanej). Fakultet lekarski obejmuje wykłady: anatomii, patologii, „materyi medycznej”, kliniki, chirurgii, sztuki położniczej, „leczenia bydlęcego” (siedmiu profesorów). Fakultet nauk moralnych i politycznych dziesięć katedr: logiki i metafizyki; filozofii moralnej; prawa natury, politycznego i narodowego; ekonomiki politycznej: prawa cywilnego i kryminalnego „znaczniejszych dawnych teraźniejszych narodów”; prawa cywilnego i kryminalnego w Rosyjskiem Imperyum i byłych polskich prowincyach przyłączonych do Rosyi; historyi powszechnej; Pisma S-go; teologii dogmatycznej; teologii moralnej. 

Jerzy Samuel Bandkie (1768 † 1835). Ze starego sztychu.
Jerzy Samuel Bandkie (1768 † 1835). Ze starego sztychu.

Wreszcie fakultet literatury i sztuk wyzwolonych liczy pięć kursów i dla nich pięciu profesorów: języka i literatury greckiej, języka i literatury łacińskiej, języka i literatury rosyjskiej, rysunków i malarstwa... Szczupłość przedmiotów wskazanych w zarysie niektórych działów, łagodzi zastrzeżenie art. 21 ustawy w tych słowach: „Dla dopełnienia we wszystkich częściach powszechnego oświecenia, – w każdym fakultecie, oprócz głównych kursów powinny być jeszcze dodatkowe podług naznaczenia uniwersytetu i aprobaty Kuratora; powszechne zebranie uniwersytetu, za aprobatą Kuratora, oprócz głównego kursu, przydaje profesorowi kurs dodatkowy..?” 

Trzydziestoletnia w wieku XIX historya Akademii (następnie wszechnicy) wileńskiej ściśle się spoiła z rozwojem oświaty i umysłowości polskiej. Z tego ogniska trysnął ożywczy promień odrodzenia naszej literatury, ztąd poszli ludzie, którzy później utrwalili io ile podobna było, rozszerzyli w społeczeństwie niezbędny do życia kapitał wiedzy i wprawy naukowej, przodując mu zarazem niezłomną prawością i zacnością postępowania, niezmordowaną pracą na tylu zaodłożonych polach przedsiębiorczości publicznej. Trzytomowa praca doktora Bielińskiego, ogłoszona w pięćsetną rocznicę założenia Akademii krakowskiej, daje dziś możność szczegółowego i dokładnego rozejrzenia się w najrozmaitszych odnogach niezwykle rozległej i daleko skutkami swemi sięgającej działalności uniwersytetu wileńskiego. Zaznaczamy tu przynajmniej parę zdarzeń i dat chronologicznych z najpierwszych chwil nader kłopotliwego okresu istnienia „głównej szkoły litewskiej” – od 1795 do 1803 roku. Ostatni podział Rzeczypospolitej zastaje na rektorstwie sędziwego, przywalonego wiekiem i pracami astronoma Poczobuta. On, i jego nieodstępny towarzysz, ks. Strzecki, całe dwa lata spędzają na nieustających podróżach z Wilna do Grodna, gdzie książę Repnin, pierwszy generał-gubernator Litwy, założył główne siedlisko swych rządów i gdzie się rozstrzygała przyszłość Akademii. Na razie obaj obrońcy dzieła Batorego dopięli choć tyle, że w jesieni roku 1795 pozwolono otworzyć wszystkie szkoły prowincyi litewskiej, nauczycielom zaś wypłacić kazano połowę zalegającej od roku pensyi. Wykłady jednak szły opornie. Doktór Regnier, profesor chemii i sztuki położniczej, bawił w Petersburgu z biskupem Kossakowskim w sprawach likwidacyi rozmaitych zarządzeń konfederacyi targowickiej; ks. Tomaszewski (profesor matematyki) i ks. Karpowicz (profesor teologii dogmatycznej i Pisma św.) usunięci zostali; takiż los spotkał i Gucewicza, profesora architektury, odnowiciela katedry św. Stanisława w Wilnie. Wkrótce zabrakło i ks. Strzeckiego, wykładającego astronomię; zmarł on w d. 5 lutego 1797 roku. Przejazd przez Wilno króla Stanisława Augusta, mieszkającego dotąd na zamku grodzieńskim i zawezwanego do Petersburga po wstąpieniu na tron cesarza Pawła I, tudzież pogłoski o dobrem dla Polaków usposobieniu nowego panującego zaznaczyły się niejakiem ożywieniem pogrążonej dotąd jakby w letargu energii zarządu akademickiego. Wydobyto z ukrycia i rozmieszczono w salach pozostające dotąd w pakach zbiory przyrodnicze z daru hetmana Ogińskiego i kanonika Wicherta, odświeżono obserwatoryum, otwarto bibliotekę, uporządkowano gabinety fizycznego i medycznego kolegium. Zwiększyła się jeszcze otucha, gdy w kilka miesięcy potem, mianowicie wd. 27 maja 1797 r., sam „N. Imperator, wieczorem koło godz. 5-ej, szczęśliwie z dwoma wielkimi książętami, Aleksandrem i Konstantym do nas przybył i stanął niedaleko, bo tylko przez ulicę od Akademii, w biskupim pałacu. Przed godziną szóstą udał się N. Imperator pieszo do oglądania katedry i kaplicy św. Kazimierza; ztamtąd powracając, szedł do Collegium medicum. Poczobut, którego początek relacyi listownej przytoczyliśmy, oprowadził monarchę po wszystkich gmachach Szkoły Głównej i na pytania cesarza: ilu tu macie profesorów? na czem wam zbywa? o co właściwie chodzi? – umiał rzeczy w takiem świetle przedstawić, że towarzyszący cesarzowi ks. Repnin raz po raz zaciągać musiał do notatnika rozkazy najwyższe, zapewniające zakładowi byt pomyślniejszy. Do zajęcia się odnowieniem Akademii powołaną została i w dniu 31 sierpnia 1797 roku czynności rozpoczęła osobna komisya. Pokazały się niebawem i owoce. W ostatnich dniach września przybył Jędrzej Śniadecki i zajął katedrę chemii i fanracyi. Ale brat Jędrzeja, Jan, wezwany z Krakowa urzędownie przez księcia Repnina na stanowisko obserwatora astronomii, odmówił na razie, przerażony snąć pogłoskami, że protektorat nad Akademią wileńską powierzony być ma Akademii Jezuitów w Połocku, której rektor, ks. Gruber, zjechał właśnie o tej porze do Wilna dla obejrzenia budowli i gabinetów... Przykrą ewentualność, zażegnano nie wcześniej aż w roku 1799 – i wtedy dopiero Poczobut ustąpił z rektorstwa. 

W r. 1807, po przeniesieniu ks. Stroynowskiego na koadyutoryę biskupstwa łuckiego, a godność rektora i zarazem kierownika obserwatoryum wileńskiego przyjął nareszcie, po wielokrotnych odmowach, Jan Śniadecki, który na ważnem i zaszczytnem stanowisku kierownika wychowania publicznego na całym wschodnim obszarze ziem wchodzących niegdyś w skład Rzeczypospolitej, pozostał do r. 1814. Pod jego to troskliwą pieczą popieraną przez kuratoryę światłą i przychylną, zakwitły szczególniej matematyka, medycyna i przyrodoznawstwo; niemniej gorliwie starał się o rozwój szkół średnich i niższych. 

Józef Henryk Pestalozzi (1746 † 1827). Ze starego sztychu.
Józef Henryk Pestalozzi (1746 † 1827). Ze starego sztychu.

Język i terminologia naukowa wiele mu zawdzięczają; zamiłowanie bowiem w tym kierunku rektor posuwał do tego stopnia, że nieledwie całą metodologię pedagogiczną zasadzał na udoskonaleniu, czystości, piękności, jasności i dokładności wysłowienia. Po usunięciu się z rektorstwa, obowiązki astronoma-obserwatora pełnił jeszcze do r. 1825; otrzymawszy uwolnienie, osiadł w majątku brata Jędrzeja, w Jaszunach pod Wilnem, i tu życie zakończył przed samą katastrofą, która położyła ’kres istnieniu wszechnicy wileńskiej. 

W porównaniu do zaznaczonego powyżej stanu rzeczy na Litwie, szkolnictwo polskie pod panowaniem pruskiem wygląda dość posępnie. Pomimo pozorów dobroduszności i obietnic łudzących, jakiemi się zaznaczyły wstępy i początki rządów Fryderyka-Wilhelma  II i Fryderyka Wilhelma III, – „wynaturzenie ducha narodowego, spaczenie umysłowości i języka polskiego drogą edukacyi młodzieży, według norm niby to postępowych, w gruncie rzeczy osnutych na ciasnych formułkach protestanckiego klerykalizmu – podniesione tu zostały do wysokości zasadniczej, zamienione w system, wykonywany przez szereg lat z nieubłaganą konsekwencyą. Czas jakiś zamierzano powołać do tej roboty duchowieństwo polskie. Mówiono o założeniu uniwersytetu katolickiego w Poznaniu lub nawet w Piotrkowie, o obróceniu na ten cel funduszów pojezuickich. Skończyło się na tern, że fundusze podzielono pomiędzy uniwersytety niemieckie, az resztkami oświaty „miejscowej”, ocalałej z potopu wojen i klęsk podziałowych, zamierzono załatwić się znacznie ciszej, zastępując powoli i stopniowo „złe, stare, zacofane porządki polskie” – nowemi, dobremi, postępowemi-niemieckiemi. W jednem z dzieł Kraushara (“Tow. Warsz. Przyjaciół nauk”, t. I, część pierwsza) przytoczone zostały dla uwydatnienia tych widoków, przekonywające dowody, zaczerpnięte z archiwów berlińskich. Oto najpierw wyjątki z obrazu umysłowego położenia kraju w przededniu wieku XIX: Dla poprawy narodu-pisze namiestnik królewsko-pruski – powinno państwo (Die Polizei) szukać lekarstwa w pokoleniach przyszłych, w ich wychowaniu. Obecne szkolnictwo polskie tak się przedstawia: W 234 miastach i miasteczkach jest szkół 223; po wsiach, w 9,400 miejscowościach 489. Jedna szkoła wypada na 13 miejscowości. Szkół t. zw. „uczonych” jest dwanaście; z tych cztery akademickie, zostające pod bezpośrednim kierunkiem rządu, czyli dawne kolegia jezuickie: w Poznaniu, Kaliszu, Warszawie i Łęczycy. Siedm szkół pijarskich: w Rydzynie, Radziejowie, Piotrkowie, Wieluniu, Warszawie, Łowiczu, Górze-i jedna szkoła w Rawie-„krzyżacka”... Jako wytyczny program najbliższego postępowania namiestnik stawia: skierowanie młodzieży wyższych stanów do uniwersytetów niemieckich w Królewcu i we Frankfurcie nad Odrą. W tem drugiem mieście proponuje obsadzić katedry teologii-katolikami, a to dla odciągnięcia młodzieży polskiej od Krakowa... Król ostatniego wniosku nie przyjął. Granicę od strony Krakowa można przecież zamknąć, strzedz jej pilnie, a przepisy pod tym względem obostrzyć. 

Z zarządzonej wizytacyi szkół polskich przekonano się wszelakoż, że ze szczepieniem niemczyzny na gruncie dawnej Komisyi edukacyjnej nie pójdzie tak gładko, jak to zrazu przypuszczano w Berlinie. Najciekawszą z tego tytułu jest przytoczona u Kraushara relacya z lat 1801 i 1802 dwóch wyższych urzędników, („ministrów”) i pedagogów pruskich, Meierotta i Fryderyka Gedicke. Obaj oni życiem przypłacili swą wędrówkę po wsiach i miastach mazowieckich i kujawskich, – w kraju pozbawionym dobrze urządzonych traktów i gospód, w mroźnej porze roku: obaj wpadli w chorobę obłożną, z której się już nie dźwignęli, – Meierott zmarł w końcu roku 1801, Gedicke w początkach 1803 na przypadłości gorączki tyfoidalnej. Ale zdążyli przed śmiercią obejrzeć w Polsce wszystko, co w dziedzinie wychowawczej do obejrzenia się znalazło. Byli w Warszawie i Rydzynie, w Łowiczu i Kaliszu. Z Warszawy dotarli nawet do Nadarzyna i Mszczonowa, gdzie ich oprowadzali radca wojskowy From, burmistrz i dowódzca miejscowego szwadronu huzarów. W jednej z dwu tych szkółek, podanych jako typowy odwzór stanu oświaty ludowej w Polsce, wykładał dziatwie religię katolicką, język niemiecki i język polski Inflantczyk Muller; w drugiej uczył czytania i pisania stuletni starzec Kosiński, pobierający za to po złotówce na miesiąc od dziecka;,,oprócz tego rodzice posyłali mu codzień trochę strawy“. Audytorye szkolne małe, a dzieci tak dużo, że,,większość ich stoi w sieni lub na ulicy”... W Warszawie, naturalnie, rzeczy mają się znacznie lepiej, Konwikt pijarski przy ulicy Miodowej – sławne Collegium nobilium-urządzony jest nawet stosunkowo wspaniale. Profesorowie mają mieszkania w samym gmachu, na drugiem i trzeciem piętrze, po dwa pokoje z kuchnią; tylko prof. Krusiński ma jeden pokój, ponieważ abbe Bessa, emeryt, korzysta z drugiego. Rektor konwiktu, ks. Kopczyński, autor gramatyki polskiej, uczy łaciny; podczas wizyty „uczniowie rozbierali przed nim ustęp z Pauzaniasza i urywki z Neposa“. Schwen da wykłada język niemiecki, Thibaud – francuski. Retoryki nauczał prof. Dmochowski, tłómacz Iliady; pijar Bystrzycki popisy wal się greczyzną, metr Koenig prezentował język niemiecki i zasłużył sobie na pochwalę. Inne szkoły warszawskie umyć się nawet nie mogły do Konwiktu szlacheckiego. Szkoła np. „akademicka“ na Starem Mieście, składająca się z pełnych pięciu klas, zajmuje zaledwie trzy pokoje. Rektor, ks. Sławiński, wykłada je dnocześnie i łacinę i rachunki; ks. Szulecki uczy religii, moralności, historyi, łaciny; za temat popisu z historyi wzięto wojny punickie, ale rezultat był marny: Hannibal mieszał się prawdopodobnie uczniom w głowie z czemś w rodzaju Kościuszki... We wnioskach ogólnych wizytatorowie zaznaczali: brak środków do nauczania, brak domów szkolnych odpowiednio urzędzonych, brak ksią żek i nauczycieli; dotkliwy brak seminaryów nauczycielskich, trudności jednoczenia w szkołach dzieci różnowyznaniowych, niedostateczność zapłaty z-a pracę nauczycieli i wykład oparty na deklamacyi pamięciowej; zarazem atoli stwierdzali: l-oiż stan szkół w Polsce był w każdym razie pomyślniejszym, aniżeli sobie początkowo wyobrażali, 2-o że młodzież polska odznacza się zdolnościami i zapałem do nauki, zwłaszcza w dziedzinie matematyki i języków obcych... 

Okolicznością tych wizyt szczególnie ważną, za której wyświetlenie należy się uznanie Krausharowi, jest całkiem dotąd nieznany udział, jaki w streszczeniu i pokierowaniu uwag Meierotta i Gedicke’go wziął głośny późniejszy uczony polski pedagog-historyk Jerzy Samuel Bandtkie (1768 † 1835). Zajmował on wtedy we Wrocławiu jedną z posad ‘nauczycielskich w gimnazyum św. Elżbiety i jako „tłómacz przysięgły” asystował wizytatorom, przeglądał ich sprawozdania i czynił następnie (po za ścisłą powinnością) swoje nad niemi spostrzeżenia. Dłuższe obcowanie z ludem polskim na Szlązku przeświadczyło go, jako człowieka uczciwego, miłującego prawdę, że zamachy rządu pruskiego na język i narodowość polską w szkole prowadzą do rezultatów najsmutniejszych i nawet najsprzeczniejszych z założeniem. Jeżeli – powiadał- Niemcy istotnie dążą w Polsce do zaprowadzenia swojej kultury, swojej cywilizacyi, jak mniemają wyższej, w takim razie kulturę tę i wyższość szerzyć należy w języku – nie niemieckim, lecz polskim, „zaniedbanie bowiem języka macierzystego prowadzi raczej do zdziczenia, niźli do oświaty”. Bez względu na to, iż Szlązk górny lat już trzysta pozostaje pod panowaniem niemieckiem, zaś pod rządami pruskiemi lat sześćdziesiąt, znajomość tam języka niemieckiego jest mała-prawie żadna, gdy tymczasem dopięto jedynie tego, iż język rodowity Szlązaków zepsuto i skoszlawiono... Polacy nigdy nie zasmakują w literaturze niemieckiej, jeśli własnej pielęgnować nie będą... Polak, z powodu właściwości swego charakteru, nie da się zgermanizować gwałtem... Zdobywa się u niego wszystko dopiero wtedy, gdy się jego serce pozyska... Tylko zachowując i rozkrzewiając jego polskość, można mieć nadzieję, iż z czasem stanie się on dobrym współobywatelem pruskim...

J. II. Campe (1746 † 1818). Ze starego sztychu.
J. II. Campe (1746 † 1818). Ze starego sztychu.

Te myśli Bandtkiego zyskały pewien rozgłos i nawet posłuch w sferach rządowych, zwłaszcza, żez za kordonu rosyjskiego dochodzić zaczęły wieści o rozległych na rzecz Polaków zamierzeniach cesarza Aleksandra I, o kuratoryi Czartoryskiego w Wilnie, o świetnych próbach Tadeusza Czackiego w Krzemieńcu... Powstrzymano się na czas jakiś z projektami natychmiastowego i czysto materyalnego wynaradawiania Polaków. Wysunięto natomiast na czoło zagadnień ideę duchowego zbliżenia ku sobie dwóch narodowości, z otuchą niepłonną, że z laty „wyższość przyrodzona” Niemców, podparta dobrą dyscypliną, oraz ubieganie się Polaków^ o urzędy, o stanowiska w hierarchii praskiej – dokażą swego. Pierwszy Gedicke, w porę jeszcze przed zgonem, powziął zamiar zespolenia systematu edukacyjnego pruskiego ze społeczeństwem polskiem, drogą powołania do nadzoru nad wychowaniem młodzieży mężów wybitniejszych w ówczesnej epoce. I wtedy to powstał projekt utworzenia tak zwanego „eforatu” szkolnego (gatunek kuratoryi honorowej, złożonej z przedstawicieli „arystokracji lokalnej”0; wtedy również postanowiono założyć w Warszawie „lyceum wzorowe“ (antytezę Krzemieńca), z uwzględnieniem, obok niemczyzny, „wykładu wielu przedmiotów w języku polskim”. Lyceum, starannie opatrzone, ulokowano w pałacu saskim, kierownictwo zaś nad niem powierzone rodowitemu, nieposzlakowanemu Niemcowi- Lindemu, nieśmiertelnemu twórcy (wkrótce potem) pierwszego „Słownika języka polskiego”. 

Przedewszystkiem atoli zabrano się do wdrażania Polaków w to, co istotnie stanowi podziśdzień niezaprzeczoną przewagę ducha niemieckiego nad polskim i nawet w ogólności nad słowiańskim: w systematykę, dydaktykę, dyalektykę, pedagogikę i metodologię naukowości wszelkiej. Od zasług, dzieł, podręczników dagogiczne. i pracowników na tem polu aż się roiło w Niemczech wtedy i później. 0. Leixner, w swojej encyklopedyi „wieku XIX” zaznacza wprawdzie (t. I, str. 147 – 148 wydania polskiego), że ojcem nowożytnej sztuki nauczania jest Rousseau, którego naśladowcą i wielbicielem był największy przyjaciel dzieci i ludzkości, Józef Henr. Pestalozzi (1746-1827), Włoch z pochodzenia, Niemiec z nauki, twórca nowego typu szkółek ludowych, ochronek, stowarzyszeń opieki nad sierotami i t. d. On to wypowiedział nieubłaganą wojnę „przeciążaniu pamięciowemu”, starając się natomiast ożywić wykład poglądowo i „wzmacniając jednocześnie ciało hartowaniem”. W tymże kierunku – dodajmy – postępował też i sławny reformator społeczny, Robert Owen (1771 † 1858), założyciel osady komunistyczno-wychowawczej w Stanach Zjednoczonych „Newr harmony”, praojciec „chartyzmu” i wszechwładnych dziś spółek robotniczych w Anglii. Ale Leixner ma słuszność, gdy utrzymuje, że Rousseau i jego pomysły wychowawcze, wypowiedziane w „Emilu”, nigdzie nie znalazły tak przyjaznego jak w Niemczech gruntu, poparcia i rozwinięcia. Jeszcze przed ukazaniem się „Emila” usiłowano w Niemczech wychowanie młodzieży „pogłębić”. Pisma nowatora genewskiego dały tylko nowy bodziec „racyonalizmowi niemieckiemu“, który szczególniej pożytecznie działał w Prusiech”. Jan Basedow, gorliwy apostoł Kousseau’a, założył  w r. 1784 w Dessau „Philantropinum”, w którem, między innemi rzeczami, „wykładał religię bez żadnych teologicznych dodatków”. Philantropinum wprawdzie niedługo trwało, ale po niem powstały inne zakłady „o podobnej dążności”... I. H. Campe (1746 † 1818) „poszedł jeszcze dalej niż Basedow”, obok zaś niego gromadziło się grono poważnych ludzi pracujących na tem samem polu; do najwybitniejszych należeli: Fr. Ad. Diesterweg (ur. 1790) i Fróbel (ur. 1782), uczeń Pestalozzi’ego, założyciel słynnego zakładu w Griesheim (1816), inicyator rozpowszechnionych wkrótce „ogródków dziecięcych”. 

Było co widzieć, byłou kogo się uczyć i było na czem okrzesywać tradycyjne przywiązanie Polaków do grubej „swojszczyzny”. Nie szczędził też rząd pruski podniet do korzystania ze światła i doświadczenia tylu pierwszorzędnych powag. Obok wycieczek do wód zagranicznych, najzwyklej niemieckich, wchodzić teraz zaczęło we zwyczaj odwiedzanie rozmaitych filantopinów i wielkich pedagogicznych zakładów wyłącznie niemieckich; z funduszów po-jezuickich okroi się nawet cośkolwiek na stypendya dla Polaków i na ich „misye” naukowe – tam i napowrót. Jednym z najpierwszych misyonarzy tego gatunku był ksiądz Jeziorowski, inspektor seminaryów nauczycielskich w „Prusiech południowych.”  Wysłano go do Szwajcaryi i do Niemiec z poleceniem dokładnego oswojenia się z metodami nowego nauczania, najpierw w Burgdorf, zakładzie Pestalozziego, następnie w Dessau, gdzie wówczas skies°stawał się głośnym niejaki L. H. F. Olivier (1759 † 1815), nauczyciel języka francuskiego w instytucyi Basedowa. Ks. Jeziorowski, o ile się zdaje, sumiennie spełnił zadanie; z doniesień wszakże jego nie widać dobrze, ażeby go tak bardzo zachwyciła reformatorska „poglądowość” wykładów burgdorfskich i dessauskich. „Stosunki formy i liczby-pisze-pojęcia jedności, wielości i ułamków uwydatniają się z pomocą kwadratu... Nauka religii gruntuje się również na doświadczeniu... Nauka poglądowa zaczyna się od znajomości ciała ludzkiego i ztąd dochodzi do poznania świata zewnętrznego”. W instrukcyi rekomendowano mu z pewnym naciskiem metodę Olivier’a, która „przez rozbiór językowy mowy na składowe jej części ułatwiałaby Polakom możność przyswojenia sobie języka niemieckiego”. Czy motyw ten trafiał do przekonania ks. Jeziorkowskiego-nie wiemy. Z Pestalozzim, o ile wnosić wolno z niektórych poszlak, były rozmowy w sensie poniekąd odwrotnym... Radził może Pestalozzi Polakom to samo, co przed nim, znacznie dawniej, Rousseau lub Mably. Ale, o ileby kwestya polegała na wskazówkach, pomysłach, teoryach, – nie brakło tego dobrego i we własnym domu. Co do rad – księdzu Jeziorkowskiemu niejednokrotnie zapewne w ciągu podróży przypomniało się nieśmiertelne dzieło ś. p. ks. Stanisława Konarskiego „0 skutecznym rad sposobie". 

Jednocześnie z ks. Jeziorkowskim władze pruskie zawezwały inne osoby, mniej więcej kompetentne, do pomocy w dziele reformy szkolnej w duchu „postępowym". Plan układać mieli: dyrektor dawnej szkoły kadetów, Hubę, ks. pijar Czarnecki, kanonik Szwejkowski it. d. Ale robota jakoś nie kleiła się, zwłaszcza, gdy się dowiedziano, że nawet w tak otrąbionem lyceum Lindego w pałacu saskim język polski powołany został do wykładów równolegle z niemieckim, jedynie w klasach niższych. W szkołach elementarnych, zakładanych przez rząd dla kolonistów oraz po miastach z przeważającą ludnością żydowską i niemiecką, nie robiono i tyle ceremonii: polszczyznę wyrugowano tu bez wzmianki. To samo stało się przy otwieraniu korpusu kadetów w Chełmnie i Kaliszu, to samo przy zakładaniu gimnazyum w Poznaniu. Próżnię, jaka się przez to tworzyła w wychowaniu publicznem, „eforat" warszawski, z Kostką Potockim na czele, starał się zapełnić pensyonatami prywatnemi, ale upoważnienia rządu były rzadkie i niechętne: otrzymali je między innymi, niejaki Rousseau (prof, języka francuzkiego), eks-pijar Konstanty Wolski, prof, matematyki Łęski, ojciec głośnego później generała Hauke i t. p. Rozwidnił się nieco horyzont dopiero po bitwie pod Jeną. Znamy usiłowania, jakie w celu podniesienia oświaty krajowej podejmowało Księztwo Warszawskie. Dwie szkoły specyalne, prawa i lekarska, utworzone wówczas według systematu francuskiego, stały się później, za Królestwa konstytucyjnego, jądrem Uniwersytetu aleksandrowskiego, złożonego z pięciu wydziałów (oprócz pomienionych: teologiczny, nauk ścisłych i literacki czyli sztuk wyzwolonych), którego pierwszym rektorem został ks. prałat Wojciech Szwejkowski (1773 † 1838), pijar, profesor przedtem liceum warszawskiego, autor wielu rozpraw pedagogicznych i, między innemi, wydanych w r. 1808 „Uwag nad wyższemi szkołami polskiemi w porównaniu do niemieckich”. Piętnastoletnie blisko dzieje tej wyższej uczelni krajowej nie mają wprawdzie tego znaczenia, co dzieje, z tegoż okresu, wszechnicy wileńskiej; niemniej, zasługi były – i wielkie, pomimo trudności, których nie doznawała na razie Akademia litewska. Uniwersytet warszawski czynił postępy ogromne; już w roku 1818 biblioteka jego, pochodząca z lyceum Lindego, pomnożona darami osób prywatnych, liczyła ksiąg przeszło 50.000, posiadała piękną kolekcyę przedmiotów sztuki (zakupionych po Stanisławie Auguście), zbiór zaś jej rycin i sztychów, hojnie wsparty przez Kostkę Potockiego, chlubił się sławą europejską (razem do 100.000 okazów).

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new