Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
KSIĘGA PIERWSZA (1801—1815)
I. Zamknięcie starego stulecia.
II. Pierwszy Konsul
III. Ruch umysłowy na przełomie wieków.
IV. Podróże i badania geograficzne
V. Od koronacyi do pokoju w Pressburgu.
VI. Pogrom Prus
VII. Walki w Hiszpanii
VIII. Wojna z Austryą
IX. Księstwo Warszawskie
X. Zatargi z Papieżem
XI. Dwa lata pokoju
XII. Kodyfikacye prawodawcze
XIII. Styl Empire w architekturze i sztuce stosowanej.
XIV. Muzyka
XV. Dziennikarstwo
XVI. Rosya, Szwecya, Turcya do r. 1812
XVII. Rok 1812
XVIII. W rozbiciu
XIX. Ostatnie walki
XX. Świat niewieści
XXI. Malarstwo
XXII. Fizyka
XXIII. Wynalazki i ulepszenia techniczne
XXIV. Astronomia
XXV. Reakcya, restauracya
XXVI. Po za Europą
KSIĘGA DRUGA (1815—1830)
I. Kongres wiedeński
II. Święte przymierze
III. Romantyzm
IV. Europa pod panowaniem reakcyi
V. Wyzwolenie Grecyi
VI. Królestwo Polskie
VII. Chemia
VIII. Teatr
KSIĘGA TRZECIA (1830—1848)
I. Wojna polsko-rosyjska w 1831 r.
II. Literatury słowiańskie
III. Kraina wszechwiedzy
IV. Dzieje polityczne od roku 1830 do 1848
V. Wolne miasto Kraków
VI. Nauki przyrodnicze
VII. Przemysł żelazny i maszyny parowe
VIII. Rok 1848 i jego następstwa
VIII. Szkolnictwo
IX. Medycyna
X. Ziemie polskie
KSIĘGA CZWARTA (1848—1871)
I. Wojna krymska
II. Od kongresu paryskiego do pokoju w Villafranca
III. Podróże naukowe
IV. Czasy Wielopolskiego
V. Europa po wojnie włoskiej
VI. Po ustąpieniu Wielopolskiego
VII. Kierunki filozoficzne
VIII. Medycyna
IX. Od Szlezwiku do Sadowy
X. Wojna secesyjna i cesarstwo Meksykańskie
XI. Dzieje polityczne do r. 1870
XII. Fotografia
XIII. Wojna niemiecko-francuska
XIV. Astronomia
KSIĘGA PIĄTA (1871-1900)
XV. Europa w epoce bismarkowskiej
XVI. Podróże i badania geograficzne
XVII. Wynalazki i udoskonalenia techniczne
XVIII. Literatura
XIX. Dzieje polityczne do końca wieku
XX. Sztuka
XXI. Historyozofia
XXII. Wystawy
Mody

XVII. Rok 1812


Po pamiętnych dniach tylżyckich zdawało się, że losy Europy ustaliły się na długie lata, i dla państw, upokorzonych lub zmiażdżonych przez potężnego zdobywcę korsykańskiego, zniknęła ostatnia nadzieja ratunku. Niezwyciężony wojownik zapoznał się, zaprzyjaźnił i zawarł przymierze z władcą jedynego mocarstwa, które opłaciło w prawdzie morzem krwi swoje wystąpienie przeciw niemu, ale nie poczuło jeszcze na sobie jego ciężkiej ręki mogło posłużyć jego słabszym przeciwnikom za punkt oparcia. Z licznych państw samodzielnych miały pozostać na całym stałym lądzie Europy tylko dwa, ogromne, potężne, panujące nad wszystkiemi innemi, dwie monarchie absolutne, połączone węzłami przyjaźni i wspólności interesu politycznego. 

Ale przyjaźń pomiędzy Napoleonem a cesarzem Aleksandrem nie trwała długo. Powstała nagle i rozchwiała się też bardzo szybko. Tej wspólności interesu, która sama tylko mogła być podstawą przymierza, nie było. Był tylko pociągający urok genialnej osobistości Napoleona, były tylko wielkie, fantastyczne projekty, które olśniły na chwilę młodego cesarza Rosyi i pogodziły go ze zwalczanym długo przeciwnikiem. Wspólności interesów politycznych nie było, za to pełno przeciwieństw i współzawodnictwo w sprawach bardzo drażliwych. Cesarz Aleksander zrozumiał rychło, już na kongresie w Erfurcie, że mimo ostentacyjnego wyróżniania na każdym kroku, nie był tam równym Napoleonowi, lecz tylko pierwszym pomiędzy tymi, którzy uświetniali dwór cesarza Francuzów, a rola taka nie zgadzała się z jego pojęciem własnej godności i potęgi. Także przystąpienie Rosyi do systemu kontynentalnego, jakkolwiek wynikało po części z niechęci do Anglii, było zastosowaniem się cesarza Aleksandra do woli potężnego przyjaciela, a świadomość ta stała się dokuczliwa, gdy uwydatniły się straty ekonomiczne, które wynikały dla Rosyi z zamknięcia swoich portów dla okrętów angielskich. Najważniejszym jednak szkopułem, o który ostatecznie rozbiła się przyjaźń pomiędzy monarchami, było Księstwo Warszawskie, jako posterunek, wysunięty przez Napoleona daleko na wschód przeciw Rosyi, i jako groźba na przyszłość. Samo już utworzenie Księstwa nie zgadzało się z zamiarami cesarza Aleksandra. Wymógł na przyjacielu, że nie nadał temu państewku nazwy, któraby przypominała byłą Rzeczpospolitę, ale i to ustępstwo nie usunęło podejrzeń. Nieufność wzrosła, gdy Napoleon po zwycięzkiej wojnie z Austryą przyłączył do Księstwa w roku 1809 część Galicyi, a następnie odmówił formalnego przyrzeczenia, że nie będzie powiększał go nadal, na niekorzyść Rosyi. Odmowa nie była wprawdzie stanowcza. Napoleon w zasadzie zgodził się na żądanie cesarza Aleksandra i polecił nawet swemu posłowi w Petersburgu zawrzeć odpowiednią umowę, ale zobowiązania na piśmie w tej formie, jakiej domagał się cesarz Aleksander dać nie chciał, jakkolwiek od tego zależało jego małżeństwo z księżniczką rosyjską. To też około roku 1810 przyjaźń, zachwiana od dawna, poczęła ustępować coraz więcej wyraźnej i świadomej niechęci, zwłaszcza, że nie brakło innych przyczyn niezadowolenia. Żadna ze stron nie zastosowała się ściśle do tajnej umowy z roku 1807, zatwierdzonej na kongresie w Erfurcie, i żadna nie ufała drugiej zupełnie. Napoleon niecierpliwił się postępowaniem posła rosyjskiego w Madrycie, Strogonowa, który utrzym yw ał stosunki z powstańcami i odmawiał uznania króla Jozefa, zasłaniając się brakiem instrukcyi; gniewało go porozum iewanie się admirała Siniawina na wodach portugalskich z Anglikami, a bezczynność generałów rosyjskich podczas wojny w roku 1809 doprowadzała go do wściekłości. Cesarz Aleksander ze swej strony skarżył się na intrygi posła francuskiego w Konstantynopolu i zarzucał Napoleonowi, że nie postarał się o uznanie rządów rosyjskich na Multanach i Wołoszczyznie. Nieuzasadnione niczem zajęcie Oldenburga, na którego tronie zasiadał małżonek w. księżnej Katarzyny Pawłówny, siostry cesarza rosyjskiego, dopełniło miary niezadowolenia. W tym samym jeszcze miesiącu (w grudniu r. 1810) cesarz Aleksander zerwał otwarcie z systemem kontynentalnym, kazał otworzyć porty dla towarów angielskich, o ile były przywożone na okrętach neutralnych, a natom iast nałożył wysokie cło na towary francuskie.

Wszystkie te wypadki nie były same przez się dość poważne, aby musiały doprowadzić do zbrojnego starcia, Zajęcie Oldenburga i wydanie nowej taryfy celnej rosyjskiej były tylko objawami istniejącej od dawna i wzmagającej się z każdym rokiem wzajemnej niechęci. Dla tego też układy, prowadzone przez cały rok 1811, nic doprowadziły do niczego. Wojna była nieunikniona. Ale Napoleon spodziewał się do ostatniej chwili, że zastraszy przez groźby 1 zbrojenia cesarza Aleksandra i skłoni go do zmiany postępowania. Nic przypuszczał, aby Rosya miała odważyć się na wojnę, w której wystąpi przeciw niej cała Europa, a po jej stronie nikt, oprócz słabej na kontynencie Anglii. Zawiodły go wprawdzie rachuby na pomoc Szwecyi i Turcyi, które odepchnął od siebie przez swą nieoględną i dwulicową politykę, ale mimo to stosunki były dla niego ze wszech miar pomyślne. Mógł liczyć na wierność Austryi, odkąd wprowadził do Tuileryów córkę cesarza Franciszka, a miejsce nieprzyjaznego Stadyona zajął obrotny i ostrożny hrabia Metternich, który nie z przychylności ale z wyrachowania starał się o utrzymanie dobrych stosunków z Francyą. Jedyną przeszkodę stanowiła sprawa polska, którą w razie zwycięskiej wojny z Rosyą trzeba było uregulować na nowo. Załatwiono ją w tajnej umowie, zawartej dnia 12 marca r. 1812, w sposób taki, że Napoleon zagwarantował Austryi posiadanie Galicyi, ale otrzymał przyrzeczenie, że cesarz

Franciszek, w razie utworzenia Królestwa Polskiego w dawnych granicach, odstąpi Galicyę w zamian za prow ineye llly ry jskic. Oprócz tego Austrya miała otrzymać jako „pamiątkę ścisłej i trwałej przyjaźni” pomiędzy cesarzami, nowe ale nic oznaczone bliżej terytorya. Na mocy zawartej równocześnie umowy jawnej Austrya zobowiązała się dostarczyć 24.000 piechoty, 6.000 jazdy i 60 dział pod własnym dowódzcą naczelnym, który miał otrzymywać rozkazy bezpośrednio od Napoleona.

Mniej zaufania budziły Prusy, które od roku 1807, pod wrażeniem sromotnej klęski, pracowały gorączkowo nad reorganizacyą armii i stosunków wewnętrznych, z zamiarem skorzystania z pierwszej sposobności, aby zrzucić więzy nałożone w pokoju tylżyckim. Przezorne rozporządzenia Napoleona nie przeszkodziły zbrojeniom, czujność jego szpiegów i urzędników nic zdała się na nic wobec chytrości rządu pruskiego i potężnego zapału, który ogarnął szerokie warstwy ludu. Założone wiosną roku 1808 stowarzyszenie pod nazwą „związku cnoty” (Tugendbund) szerzyło we wszystkich zakątkach kraju, nawet daleko poza granicami ówczesnych Prus, uczucia patryotyczne, nienawiść do dumnego zwycięzcy i jego rządów, przygotowywało wybuch uczuć narodowych, który niebawem miał ogarnąć prawie całe Niemcy. Energiczny śmiały minister Stein zajął sie przeprowadzeniem gruntownej reorganizacyi stosunków wewnętrznych w duchu rewolucyi francuskiej, aby obudzić w narodzie zrozumienie interesów ogólnych, zachęcić do udziału w pracy nad odrodzeniem kraju i dar mu możność rozwoju pod każdym względem.

Karol Stein (1757†1831). Z obrazu Lützenkirschena.
Karol Stein (1757†1831). Z obrazu Lützenkirschena.

Dnia 7 października r. 1807, a więc wkrótce po zawarciu pokoju w Tylży, wyzwolono uciskanych dotąd ciężko włościan z poddaństwa; w roku następnym nastąpiła reorganizacja rządu przez utworzenie wydziałówm inisteryalnycli z rozgraniczonym ściśle zakresem działalności, i ustanowienie regencyi w miejscu dawnych izb wojennych i skarbowych; wreszcie dnia 19 listopada 1808 r. nadano miastom samorząd, ograniczony wprawdzie, ale pozwalający na swobodny rozwój wewnętrzny, i zniesiono cechy „na wszystkie czasy*4. Ruchliwy minister nie zadawalał się pracą we własnym kraju, starał się budzić w państwach niemieckich, należących do Związku Reńskiego, nienawiść do Napoleona, intrygował na wszystkie strony, zachęcał do oporu i agitacyi przeciw rządom francuskim. Jeden z takich listów' podżegających, wystosowany do patryotów niemieckich w Westfalii, został przejęty przez szpiegów i doręczony Napoleonowi, który wówczas znajdował się w Hiszpanii. Oburzony cesarz zażądał natychmiast wydalenia niebezpiecznego ministra, i król Fryderyk Wilhelm nic odważył się na stawienie oporu. Stein otrzymał dymisyę i schronił się do Austryi. Dwa lata blizko trwała pod rządami niedołężnych ministrów przerw aw pracy nad reorganizaoyą stosunków wewnętrznych. Dopiero kanclerz państwa Hardenberg, który w lipen r. 1810 wstąpił na miejsce chwiejnego Allensteina, podjął plany Steina i zajął się przedewszystkiem uregulowaniem skarbowości. Do reform zaprowadzonych przez niego należy emancypacya żydów (11 marca 1812). Próba utworzenia reprezentacyi narodowej rozbiła się o opór szlachty, która zaprotestowała stanowczo przeciw wszelkim inowacyom, powołując się na swoje przywileje. Sejm zwołany w lutym r. 1811, zakończył się aresztowaniem przywódców opozycyi. 

Gdy Stein i Herdenberg dokładali wszelkich starań, aby podnieść kraj pod względem ekonomicznym i obudzić do życia publicznego najszersze warstwy ludu, generał Scharnhorst przeprowadzał w wielkiej tajemnicy reorganizacyę armii. W artykułach dodatkowych pokoju tylżyckiego Prusy musiały zobowiązać się do zmniejszenia siły zbrojnej do 42.000 ludzi, a pełnomocnicy i szpiegowie cesarza baczyli pilnie, aby rząd nie wykraczał przeciw temu warunkowi umowy. Ominięto ten przepis przez rozpuszczanie żołnierzy wyćwiczonych i powoływanie innych na ich miejsce. Dzięki temu wybiegowi, Prusy nie miały pod chorągwiami nigdy więcej niż 42.000 żołnierzy, ale wyćwiczyły w ciągu 3 lat około 120.000 ludzi, których można było powołać każdej chwili do broni. System ten, udoskonalony w latach następnych i przejęty przez prawic wszystkie państwa Europy stanowi podstawę dzisiejszego militaryzmu. Dla jego przeprowadzenia Prusy zawarły stanowczo i pod każdym względem z tradycyami fryderykowskiemi, a przyswoiły sobie zasady, ogłoszone przez rewolucyę francuską. Zniesiono wojska zaciężne, a uznano obronę kraju za naturalny obowiązek obywatelstwa, Nakładając zaś na lud obowiązki, trzeba było także rozszerzyć jego prawa i obudzić w nim świadomość interesów narodowych. Tak więc wspomniane wyżej reformy Steina wiążą się ściśle ze zmianą systemu wojskowego. Prostem następstwem zdemokratyzowania ustroju społecznego była dcm okratyzacya armii. Szlachta rodowa, utraciwszy znaczną część swoich przywilejów w życiu publicznem i stosunkach społecznych, nie mogła zatrzymać ich w wojsku. Nie pochodzenie lecz zdolności i zasługi rozstrzygały przy mianowaniu oficerów, a chociaż i nadal większa część miejsc oficerskich pozostała w rękach szlachty, to jednak szczególnie uzdolnione osoby ze stanu mieszczańskiego i włościańskiego uzyskały prawo i możność zajmowania wyższych stanowisk w armii. Równocześnie zarzucono taktykę liniową, która niegdyś zapewniła Fryderykowi II zwycięstwo nad Austryą, a przeżywszy się i skostniawszy, naraziła Prusy na sromotne klęski pod Jeną i Auerstaedtem. W następstwie tego zniesiono też ową zabójczą musztrę, która zamieniała żołnierzy na automaty, przestano zważać wyłącznie na wygląd zewnętrzny wojska, a zwrócono uwagę na umiejętność używania broni palnej, sprawność i ruchliwość w marszu i samodzielność w działaniu.

Karol August Hardenberg (1750†1822). Według obrazu H. Schrödera.
Karol August Hardenberg (1750†1822). Według obrazu H. Schrödera.

Tak więc Prusy w ciągu kilku lat przezwyciężyły prawic skutki klęsk, odrodziły się wewnętrznie, stworzyły armię stosunkowo silną i dobrze wyćwiczoną, i w początkach roku 1812 państewko to, niewiele wówczas większe od Księstwa Warszawskiego, stanowiło potęgę daleko znaczniejszą, niż w roku 1808, kiedy wielkie obszarem i liczbą ludności, dumne ze sławy zdobytej w latach ubiegłych, rzuciło rękawicę cesarzowi Francuzów. Napoleon spoglądał podejrzliwie na gorączkowy ruch w Prusach, i jakkolwiek nic o wszystkiem się dowiadywał i niezupełnie zdawał sobie sprawę z tego, co wiedział, miał się na baczności. Kiedy wojna z Rosyą wydawała się nieuniknioną, chciał przedewszystkiem zabezpieczyć się ze strony Prus aby nie pozostawić nieprzyjaciela na tyłach swej armii. Zażądał od Fryderyka Wilhelma zawarcia przymierza i dawał do zrozumienia, że w razie przeciwnym zniweczy Prusy zupełnie. Król znalazł się u bardzo trudnem położeniu. Dopomódz Napoleonowi do zwycięztwa nad Rosyą, znaczyło pozbawić Prusy ostatniej nadziei odzyskania dawnego stanowiska w rzędzie mocarstw europejskich; występując przeciw Francyi, naraziłby swe państwo na niechybny upadek. Nie wahał się jednak długo. Zawarł z Napoleonem przymierze zaczepno odporne, przyrzekł oddać pod jego rozkazy 20.000 żołnierzy i 60 dział i pozwolił na przeprowadzenie armii francuskiej przez swoje terytoryum. Ale tajny ten układ nie był szczery, nie oznaczał stanowczego zerwania z Rosyą Fryderyk Wilhelm wysłał do Prusy cesarza Aleksandra posła nadzwyczajnego, pułkownika Knesebecka, aRosya. który miał wytłomaczyć cesarzowi, że Prusy z konieczności tylko występują do walki z nim, i zapewnić go o niezmiennej przychylności swego rządu. Wielka liczba Prusaków, zwłaszcza wyższych oficerów, wstąpiła do służby rosyjskiej, pomiędzy innemi gen. Pfuhl który wypracował plan wojny, polegający na nieustannem cofaniu się bez bitwy w głąb kraju, i były minister Stein. Także dwory porozumiewały się ze sobą, i tej okoliczności zawdzięczała Rosya po części swoje zwycięstwo w tej wojnie. Cesarz Aleksander zamierzał pierwotnie uprzedzić Napoleona, zająć Księstwo Warszawskie, ogłosić się królem polskim i wyruszyć nad Elbę, aby tam zmierzyć się z przeciwnikiem. Plan ten, świadczący o wielkiej pewności siebie cesarza Aleksandra, porzucono głównie za staraniem Prus i doradców pruskich cesarza. Przestrzegała przed tak niebezpiecznem przedsięwzięciem także Anglia, i ostatecznie wojska rosyjskie skoncentrowały się pomiędzy Niemnem i Dźwiną i zajęły tam stanowiska obronne. 

W początkach roku 1812 ogromna armia napoleońska, składa W ieik ająca się z Francuzów, Holendrów, Włochów, Hiszpanów, Niemców armia", i Polaków, poczęła posuwać się wolno ku wschodowi, rosnąć w miarę przybywania posiłków Austryi, Prus i Księstwa Warszawskiego. Od czasów Xerxesa nic widział świat większej siły zbrojnej. Blizko pół miliona ludzi (według listy, przywiezionej przez posła rosyjskiego Czernyszewa z Paryża, 417.000, według obliczeń Falkowskiego 427.000, według Thibaudcau’a 509.000, według dc Chambraya i Hoffmanna nawet 678.000) ze 180.000 koni i 1.20.0 działami wyprowadził Napoleon do walki z cesarzem Rosyi. Dnia 22 czerwca cesarz wydał w Witko Wyszkach, do wojska odezwę, ogłaszając początek wojny, którą nazwał „drugą wojną polską”, a dnia 24-go armia główna przeszła przez Niemen. 

Napoleon nic pragnął wojny. Zwlekał z jej wypowiedzeniem jak najdłużej i jeszcze po jej wypowiedzeniu wierzył, iż będzie można jej uniknąć. Nic mógł tylko przenieść niechęci, którą coraz jawniej okazywał mu cesarz Aleksander, chciał go zastraszyć i skłonić do odnowienia przyjaźni z roku 1807, aby wspólnie z nim przeprowadzić swoje wielkie, okryte tajemnicą zamiary, czy to plan podziału Europy, ułożony na zjeździć w Tylżyi kongresie erfurckim, lub też może wyruszyć jak drugi Aleksander Macedoński do Azyi, aby tam, w Indyach, dosięgnąć znienawidzoną Anglię. Jako głównego straszaka używał Polskę, nic bacząc, że jej częściowe przywrócenie – w Księstwie Warszawskiem – było właściwą przyczyną niechęci, cesarza Aleksandra. Chciał skłonić byłego przyjaciela do nawiązania rozerwanych związków, stawiając mu przed oczyma widmo byłej Rzeczypospolitej, grożąc utratą prowincyi, przyłączonych do Rosyi od roku 1772. Tak tylko można wytłomaczyć jego niepewną, niesumienną, a jak się okazało w skutkach, nierozsądną politykę względem Polaków. Gdy wszelkie groźby na nic się nic zdały, i przyszło rzeczywiście do wojny, a wyprawa do Moskwy skończyła się niebywałym w dziejach pogromem, powracający ze szczątkami swej „wielkiej armii” Napoleon nie znalazł nad Wisłą i Niemnem żadnego punktu oparcia, bo nic postarał się, – a nawet przez swoją dwulicową politykę zapobiegł temu, aby na tyłach jego armii utworzyła się samodzielnie druga. Ale wielki wojownik nic przewidy wał klęski, jak nikt jej nic przewidywał, chociaż obeznani ze stosunkami krajowemi, jak np: książę Józef Poniatowski, przestrzegali przed wyprawą w głąb Rosyi. Powołując lud polski do broni, nie miał on jasnego celu przed oczyma, nie chciał rozbudzić ruchu, który by usunął się z pod jego kontroli i władzy, nie chciał uczynić żadnego kroku stanowczego, nie wiedząc, czy nie pożałuje go w razie porozumienia się z cesarzem Aleksandrem. Pragnął na razie tylko wyzyskać rycerskie przymioty charakteru i ducha wojowniczego Polaków, powiększyć swą armię żołnierzem bitnym, przyzwyczajonym do klimatu i obeznanym ze stosunkami, a przytem wiązać sobie możliwie mało ręce na przyszłość.

Rzućmyż okiem na siły i zasoby, jakiem i Napoleon mógł w takich okolicznościach rozporządzać nad Wisłą. Sięgnąć w tym celu należy do początkową do genezy legionów, – gdyż właśnie w sprawnie tej piśmiennictwo nasze historyczne dość jest ubogie i przepełnione nieporozumieniami zasadniczemi. Publicystyka przytem, wykoszlawiająca dla bezdusznego popisu przygodne zboczenia dziejopisarzy, dała sio nawet nieraz słyszeć z zarzutami „kondotierstwa, najemnictwau. Za nader umiarkowanych w sądach uważają się już ci, co zajęci wyłącznie niepomyślnemu skutkami całego przedsięwzięcia, głoszą: „Polaków owej doby pędziła nieukojona żądza szybkiego, natychmiastowego, urzeczywistnienia celów, godziwych zapewne w zaborze pruskim, lecz za doniosłych i za rozległych na razie i w danych warunkach niemożliwych do szybkiego ziszczenia; posuwali przytem wiarę w Napoleona do bałwochwalstwa, byli zaczarowani, olśnieni, zahypnotyzowani; o niczem po za nim słyszeć nie chciano, nic przed sobą nic widziano, oprócz pięknej mary sennej, unoszącej się na purpurowo rozpalonym krańcu zachodniego nieba”. 

Moralizatorowic powinniby jednak przedewszystkiem obejrzeć się po za siebie, aby się bez potrzeby na śmieszność nie wystawiać: Legiony nie powstały ani za Cesarstwa, ani za Konsulatu; niedorzecznością jest zaciągać do księgi dziejów Smoleńsk i Lipsk, a jednocześnie usuwać z rachunku dzieła i sprawy, poprzedzające właściwą epopeę napoleońską. Dąbrowski, Kniaziewicz szli na pola bitew nic wtedy, gdy ujęta w żelazne dłonie małego kaprala Rewolucya narzucała swe prawa i bezprawia Europie, lecz przeciwnie, w chwili, gdy sama ta Europa, zaniepokojona i zatroskana o swe zmurszałe średniowieczne formy, zalać postanowiła ogień pożerający tę średniowiceznośó we Francyi. Druga część naszego współudziału była już tylko „dalszym ciągiem", z którego chcieć się wycofać znaczyło jedno, co, popełniwszy przeniewierstwo i zdradę, zbiedz z pod chorągwi, której się wierność ślubowało. Ta okoliczność genezyjna zmienia całkowicie stan rzeczy i oświetlenie dziejopisarskie... 

Historya ani gani ani chwali – ale tłumaczy; niewytłumaczoną zaś w inny sposób byłaby sytuacya, którą pamiętnikarze nasi z końca wieku XVIII i początków XIX opisują jako przesiąksiętą entuzyazmem powszechnym, a zbawiennym... Zaroiło się wtedy nad Wisłą – powiadają – w całych południowych i południowo-wschodnich Prusiech, a ruch ten przekroczył wkrótce i Narew i Pilicę. 

Ks. Józef Poniatowski (1763†1813). Obraz Antoniego Brodowskiego. – Sztych Jamesa Hopwoda. – Ze zbiorów L. Meyet’a.
Ks. Józef Poniatowski (1763†1813). Obraz Antoniego Brodowskiego. – Sztych Jamesa Hopwoda. – Ze zbiorów L. Meyet’a.

Po wszystkich drogach widziano ludzi przekradających się ku granicom zachodnim konno, pieszo, w bryczkach, luzem, gromadami, z wiedzą i bez wiedzy rodziny. Już i dawniej, zaraz po wzięciu Kościuszki do niewoli, odbierano z zagranicy krótkie, radością lub żałobą napełniające wieści. Imiona Am ilkara Kosińskiego, Wojciecha Turskiego Sarmaty, młodego oficera Sułkowskiego, co się przy artyleryi na Pradze przed paru laty odznaczył- przechodziły z ust do ust. Prąd stał się niepowstrzymanym dopiero pod koniec r. 1796, kiedy Dąbrowski, opuściwszy Berlin, gdzie napróżno z królem godziny na rozmowach tracił, dostał się przez Paryż do Medyolanu i młodemu wodzowi armii republikańskiej, Bonapartemu, przywiózł listy polecające od Dyrektoryatu, od jenerałów. „Gdyby ojczyzna twoja – pisał wielki Kleber do Dąbrowskiego – dźwigała się z upadku, powołaj mnie do siebie w jakimkolwiek charakterze, a dumnym będę chociażby na niskim stanowisku.” Odtąd nie będzie dnia, w którymby z Włoch nie nadbiegła jakaś wiadomość, oblewająca lica płomieniem... „Liberadzki zdobył W eronę, przypłaciwszy życiem swe poświęcenie…” „Białopiotrowicz przywiódł z Lille tysiąc ochotników…” „Na Wołoszy formują się Jabłonowski, Sokolnicki, Grabiński…” Zapał w Warszawie, pod czujnem okiem Prusaków był nic wysłowiony. Dawne reduty, bale, szlichtady, maskarady, „którym początek dała lekkomyślność, swawola i śmiertelna po tylu stratach nuda”, stały się miejscami składek na żołd dla szeregowców Dąbrowskiego i Kniaziewicza- Jcncrałow az Kwileckich Węgorzewska, księżna z Czartoryskich Zamoyska, adjutant Kościuszki Aleksander Pociej zasypywali groszem kwesty kościelne i bazarowe... Dużo wody i krwi upływ apóźniej – gorączka jednak nie stygnie. W przededniu nowego stulecia, po bitwach pod Marengo i Hohenlinlinden, przed samym pokojem lunevillskim, który „tak boleśnie dotknął Polaków” (Czartoryski), legie liczyły jeszcze do 16.000 doświadczonego żołnierza. Oddział Dąbrowskiego składał się z siedmiu batalionów, dowodzonych przez I bało wiejskiego, Chłopickiego, Świderskiego, Małachowskiego, Jasińskiego, Zawadzkiego; w sztabie byli generałowie Wielhorski, Strzałkowski, Karwowski, Grabiński, Aksamitowski, Darowski; artyleryą dowodził Jakubowski. U Kniaziewicza także nic zbywało na oficerach wyższych stopni; batalionami dowodzili w ostatnich czasach: Fiszer, Kralewski, Wasilewski, Drzewiecki; jazdę, złożoną ze szwadronów Zajdlica, Rożnieckiego, Berka Josielowicza, prowadził Turski-Saianata; artyleryą zarządzał Redel. Były nadto oddziałki luźne, drobne załogi po fortecach włoskich, generałowie z pod Dubienki, wstępujący do szeregów w stopniach pod rzęd nych, nawet podoficerskich: Rymkiewicz, Dębowski, Konopka, Bergulski, Modzelewski, Bogusławski, Kobylański, Jabłonowski, Downarowicz, Hauke, Borowski, Królikiewicz, Hornowski, Mościcki, Falkowski, Czechowski, Sokolnicki, Woliński – bez liku. Co z tem Napoleon zrobił? Nowa sytuacya międzynarodowa w r. 1801 wymagała niewątpliwie szczędzenia drażliwości postronnych. Ale czy aż do stopnia bezduszności?... Jednych poprostu wcielono do liniowych pułków francuskich; innych, jak Jabłonowskiego, zapędzono kędy pieprz rośnie i żółta febra dojrzewa. Kniaziewicz, w liście do generała Moreau z d. 5 maja 1801 r., sarknął na to wszystko i oświadczając, że „najemnikiem być nie chcę“, usunął się. Cząstka wróciła na ojczyzny łono. Garstka wytrwale broniła się przy chorągwi o suchym kawałku chleba, bez oparcia, bez pomocy. Kilku przygarnęła późniejsza królowa neapolitańska, pani Murat. Sędziwym, zasłużeńszym dano posady: Fiszer został komendantem w Liwornie, Drzewiecki w Siennie, Kosiński w Bergamie. Ale nic na długo. Posypały się skargi od generałów francuskich, żc starzy legioniści polscy rządzą się jakiemiś niowczesnemi zasadami demokratycznemu, kompromitują powagę i dostojeństwo rządu, demoralizują ludność, żyją jak anachoreci, poprzestają na samym żołdzie, dbają wyłącznie o względy i czcze owacye ludności podwładnej…

Pałac ks. Józefa Poniatowskiego w Jabłonnie.
Pałac ks. Józefa Poniatowskiego w Jabłonnie.

Gen. Stanisław Fiszer (1770†1812). Szef sztabu ks. Poniatowskiego.
Gen. Stanisław Fiszer (1770†1812). Szef sztabu ks. Poniatowskiego.

Widzieliśmy poprzednio (zol). „Księstwo Warszawskiej, w jakim położeniu znajdowało się i z jakich starych legionów oraz nowych zaciągów, utworzyło się 30.000 wojsko Księstwa Warszawskiego, oraz rozmaite oddziały luźne, rozproszone po Niemczech Francyi. Po przyłączeniu do Księstwa o kręgów galicyjskich w roku 1809, liczba wojska regularnego podniosła się do 50.000. Jaki był stan i rozkład całej zbrojnej siły polskiej przed wojną w r. 1812, to i dziś jeszcze nie da obliczyć się z zupełną dokładnością. Napoleon pochwalił się w Wilnie przed generałem Bałaszewem, przysłanym przez ces. Aleksandra z propozycyą zawarcia pokoju, że ma pod swemi rozkazami 90.000 Polaków, a może mieć ich 200.000. Nie było w tem twierdzeniu przesady. Według Morawskiego w Księstwie Warszawskiem było, w początkach r. 1812, pod bronią 49.169 piechoty i 16.354 jazdy, oprócz legii Nadwiślańskiej. W kilka miesięcy później wojsko to urosło do 74.722 ludzi z 22.850 koni i 165 dział. Nadzwyczajny poseł Napoleona w Warszawie, arcybiskup Pradt, opowiada w swoich pamiętnikach, że Księstwo wystawiło – wraz z pułkami, które pozostawały na żołdzie francuskim – 80.700 żołnierza. Oprócz tego tworzono na Litwie, po przejściu wojsk francuskich przez Niemen, 5 pułków piechoty i 5 jazdy – obliczonych na 12.000 ludzi. Ogółem więc liczba wojska polskiego na początku wojny była nawet cokolwiek większa, niż twierdził Napoleon. Podniesienie armii do 200.000 nie byłoby sprawiało trudności, gdyby, cesarzowi zależało na tem szczerze, lub też konfederacya generalna, o której będzie mowa później, zdobyła się na samodzielną prace w celu w którym się zawiązała. Jeszcze przed jej powstaniem, w maju, powzięto zamiar utworzenia gwardyi narodowej, do której miano zaciągnąć wszystkich zdolnych do służby, w wieku lat 25 do 50. Ludzi, gotowych do walki nie brakowało, tylko żydzi na samym początku roku, w styczniu, wykupili się od służby za opłatą roczną 700.000 zip., zresztą wszyscy garnęli się pod chorągwie. Nie było tylko w kraju, wyniszczonym rekwizytami, pieniędzy na uzbrojenie ochotników, a Napoleon nic dostarczył przyrzeczonych 100.000 karabinów. lak więc wspomniane wyżej wojska regularne stanowiły całą siłę zbrojną, a gdy wyruszyły ku wschodowi, zaledwie garstka żołnierzy pozostała w kraju. 

Ale i te wojska regularne nic tworzyły zwartej całości. Napoleon łudził się do ostatniej chwili nadzieją pokoju, i postarał się o to, aby nic było osobnej armii polskiej, która mogłaby utrudnić mu zawarcie ugody. Z drugiej strony także względy wojenne nakazywały rozmieścić wojska obeznane ze stosunkami krajowem i na całym teatrze wojny. To też nic łatwo jest odszukać pułki polskie ogromnej armii napoleońskiej. Jeden tylko korpus, oznaczony numerem 5-tym, składał się wyłącznie z Polaków i pozostawał pod rozkazami polskiego dowódcy, ks. Józefa Poniatowskiego. Liczył on 25.000 ludzi, a należały do niego dywizye generała Zajączka, Dąbrowskiego i Kniaziewicza. Reszty pułków polskich musimy szukać po wszystkich korpusach armii, pod rozkazami marszałków i generałów francuskich, na małej przestrzeni objętej wojną, od straży przednich aż do korpusu austryackiego Schwarzenberga, który miał zasłaniać z prawego skrzydła pochód do Moskwy. Na lewem skrzydle, w korpusie 10-tym Macdonalda, znajdujemy 5, 10 i 11-ty pułk piechoty i oddział artyleryi pod dowództwem ks. Michała Radziwiłła; dalej, w pośrodku wielkiej armii, przy korpusie 2-im Oudinota, pułk ułanów Tomasza Łubieńskiego; w straży przedniej, pod rozkazami Joachima Murata ułanów Pągowskicgo, i 6, 8, 9, 10 pułki jazdy, tworzące brygady Niemojewskiego i Aksamitowskiego. W śród gwardyi cesarskich widzimy 4 pułki leglii Nadwiślańskiej, dowodzone przez Chłopickiego. oraz sławny pułk lekkiej jazdy Wincentego Krasińskiego. Na skrzydle piwem, w korpusie czwartym, złożonym z Włochów i dowodzonym przez ks. Eugeniusza Beauharnais, znajdujemy pułk ułanów Klickiego; av korpusie czwartym jazdy rezerwowej, którym dowodził Latour Maubourg, – 2, 3, 7, 11 i 14-ty pułki jazdy, obok kirasyerów francuskich. Wreszcie na południu generał Kosiński, oddany pod rozkazy gen. Reyniera i powstrzymywany przez Austryaków, dowodził pułkiem gwardyi krakowskiej i ochotnikami w liczbie 8.000 ludzi łącznie, a z korpusem 9-ym (marszałek Victor) spieszyły do nowej wojny powracające z Hiszpanii 4, 7 i 9-ty pułki piechoty i pułk ułanów Stokowskiego, t ten rozdział nie utrzymał się w ciągu wojny. Stosownie do okoliczności i potrzeby rozdzielano oddziały, łączono z innemi, iw chaosie tłoczących się wojsk, zwłaszcza podczas odwrotu z Moskwy, nie zawsze już można odnaleść przerzedzone pułki polskie. 

*****

Dając wyprawie przeciw Rosyi miano drugiej wojny polskiej, Napoleon chciał nietylko zastraszyć i skłonić do pokoju cesarza Aleksandra, lecz równocześnie ująć i wciągnąć zupełnie w swoje sieci Polaków, którzy byli mu potrzebni zarówno do straszenia, jak do prowadzenia wojny. Nic szczędził objawów taniej a nieszczerej przychylności, aby ugłaskać ich, obudzić najśmielsze nadzieje, skłonić do ofiarnego ponoszenia ogromnych ciężarów wojennych, które wyniszczyły do reszty kraj, wyzyskiwany systematycznie od założenia Księstwa Warszawskiego, i zachęcić do wytężenia wszystkich sił w tej wojnie. Wszystko to kosztowało go tak mało: kilka słów przychylnych, kilka obietnic dwuznacznych, kilka drobnych ustępstw, które albo nie miały żadnego znaczenia praktycznego albo też nie były wyzyskano przez lud, spoglądający z bezgraniczną ufnością na swego potężnego opiekuna.

Cesarz Aleksander I (1801-1825).
Cesarz Aleksander I (1801-1825).

Skoro tylko stosunki z cesarzem Aleksandrem przybrały groźny charakter, po przyłączeniu Oldenburga do Francyii ogłoszeniu nowej taryfy celnej w Rosyi, Napoleon wysłał do Warszawy swego pełnomocnika Bignona, który pod skromnym tytułem rezydenta miał z jednej strony śledzić rozwój wypadków w Rosyi, z drugiej obudzić wśród Polaków mniemanie, że przez gorliwy udział w zbliżającej się wojnie mogą zapewnić sobie wielkie korzyści. Agitacya, rozwinięta przez Bignona, i dwuznaczno jego oświadczenia, które przyjmowano jako zapowiedź przywrócenia Rzeczypospolitej, nic przeszkadzały Napoleonowi w układach z cesarzem Aleksandrem i staraniach o uniknięcie wojny. Skutkiem działalności rezydenta, zapał wr Warszawie doszedł do najwyższego stopnia. Mimo ogromnej nędzy, spowodowanej przez nieustanne zbrojenia, dostawy dla wojsk, a wreszcie nieurodzaj, wyczekiwano z niecierpliwością wojny nowej, jak mniemano, rozstrzygającej. 

Wreszcie spełniły się oczekiwania. Z początkiem r. 1812 wojska francuskie zaczęły zbierać się w Niemczach, posuwać się wolno ku granicy i rozlewać się po Księstwie Warszawskim . Teraz dopiero zrozumiano, jak im nieznośnym ciężarem będzie ta upragniona wojna. Kraj wyniszczony, do tknięty nieurodzajem, musiał zdobywać się na ogromne ofiary, aby wyżywić dziesiątki tysięcy obcego wojska, a żołnierze, zwłaszcza wirtemberscy i w estfalscy, postępowali sobie, jak w kraju nieprzyjacielskim, rabowali po wsiach i miasteczkach, dopuszczali się gwałtów i rozmaitych nadużyć, niszczyli nawet z pustoty, czegoś potrzebować nie mogli. Listy i pamiętniki z owych czasów odsłaniają przed nami straszliwy obraz nędzy i rozpaczy: „Mój mąż – pisze prefektowa warszawska, pani Nakwaska, dnia 31-go marca, – ty le ma zajęć na głowie, że oszalećby można. Ma 40,000 żołnierzy w swoim departamencie, i wszystkich trzeba żywić w ro ku takiego n ieu rodzaju, jak te ra ź niejszy, gdy nasi chłopi muszą jeść chleb z żołędzi i kory brzozowej. Z goła zdawało się, iż złe, jakie znosiliśmy, już tak wielkie, iż gorzej być nie może, ale pokazuje się, iż złe może się pogarszać bez końca”... „Nasze wojsko- pisze w 5 dni później – posunie się naprzód, a na jego miejsce przyjdą Westfalczycy i Sasi. Nie wiem, kiedy przyjdą Francuzi, ale przyjdą niebawem, i wszystkich trzeba żywić, kiedy cały kraj w głodzie. Serce pęka, myśląc 0 tej nędzy, o której słyszę od rana do wieczora^... A dalej, dnia 19 kwietnia: „Czekamy czegoś niewiadomego, nie spodziewając się wszakże niczego dobrego. Dawniej w takich chwilach krytycznych podtrzymywał nas entuzyazm. Dziś wszyscy są rozczarowani, nikt się nadzieją nie pociesza. Mogę cię nawet zapewnić, że prawdopodobieństwo świetnego dla nas końca tej wojny nie czyni już żadnego wrażenia na umysły, tak serca są przygnębione biedą powszechnąu... Im dłużej trwały przygotowania, tern więcej wzmagało się przygnębienie. „Wszystko idzie żółwim krokiem – pisze pani Nakwaska dnia 26 kwietnia – prócz nędzy, która olbrzymie czyni postępy. Nasze wojska mają już tylko na kilka dni żywności, dla koni zwłaszcza nie będzie za kilka dni ani owsa ani siana ani słomy- nic zgoła. Nastąpi, co się Panu Bogu podoba. Mamy czas zimny, są nawet przymrozki; obawiają się nowego nieurodzaju, a wtedy będzie koniec wszystkiemu. Wszyscy pomrzemy z głodu, i to będzie lepiej”. Po wkroczeniu wojsk niemieckich, dowodzonych przez brata cesarskiego, króla Hieronima, stosunki pogorszyły się jeszcze. Do nędzy przyłączyły się nadużycia i grabieże. „Wojenna szarańcza – pisze Antoni Ostrowski – wszystko odrazu bez ładu zabierała i więcej jeszcze marnowała, niż spożyła. Cud, że włościaństwo nie porwało się do noży – drudzy powiadają, że się porywało”. Ale wobec pewności, że wojna rozpocznie się napewno i niezadługo, poczęto, mimo dokuczliwej nędzy, spoglądać znowu śmielej i weselej w przyszłość, a Napoleon postarał się o to, aby rozbudzić na nowo ostygający zapał. 

Z Drezna wysłał cesarz do Warszawy na znak swojej szczególnej łaski nadzwyczajnego posła, arcybiskupa mechlińskiego Pradta, a przyjmując w Poznaniu dnia 30 maja Wybickiego, Sobolewskiego i ministra skarbu, Matuszewicza, polecił ostatniemu zwołać Sejm nadzwyczajny, pozornie dla zaopatrzenia wojsk, przechodzących przez Księstwo Warszawskie, aw rzeczywistości dla wydania wrogiego manifestu przeciw Bosyi i ogłoszenia niepodległości. Tenże Sejm miał powołać naród do konfederacyi generalnej z udziałem króla saskiego i pod protekcyą Napoleona. Nie powiedziano tylko ani w Poznaniu ani też później, jaki miał być właściwy cel i zakres działalności tej konfederacyi. Posłuszny rozkazom cesarza, Matuszewicz zachował projekt ten do ostatniej chwili w tajemnicy i przez to wbrew swej woli zapobiegł takiemu zorganizowaniu konfederacyi, aby naród miał z niej jakikolwiek pożytek. Samodzielne i przedsiębiercze osobistości, które nie byłyby liczyły się skrupulatnie ze słowami Napoleona, lecz skorzystały z konfederacyi dla obudzenia ruchu ogólnego i powołania wszystkich do broni, pozostały na uboczu, a wszelka władza pozostała w rękach ślepych wielbicieli cesarza Francuzów. W tajemnicy przygotowano wszystko do wielkiej manifestacyi – bo manifestacyą był tylko ten Sejm nadzwyczajny – skłoniono sędziwego generała ziem podolskich, Czartoryskiego, do przyjęcia mandatu i laski marszałkowskiej, Matuszewicz ułożył w porozumieniu z Pradtem „sprawozdanie o stanie kraju” – tak nazwano w programie prac sejmowych mowę wymierzoną przeciw Rosyi, wystarano się o petycyę obywateli z za Bugu i Niemna. Przewidując opóźnienie się prac przygotowawczych, Matuszewicz zwołał Sejm później, niż pragnął Napoleon, na dzień 26 czerwca. Otworzył go w zastępstwie króla saskiego Stanisław Potocki, sekretarz Senatu Niemcewicz odczytał petycyę obywateli zza Niemna, którzy wzywali do działania, przypominając, że „nikt bezkarnie nie chybił pomyślnych okoliczności”, i po kilku mowach przygotowanych zgóry, posiedzenie zamknięto. Główny akt manifestacyi miał odbyć się po dwudniowej przerwie, dnia 28 czerwca. Tymczasem nadeszła do Warszawy odezwa, wydana przez Napoleona w Wiłkowyszkach, a zapowiadająca początek „drugiej wojny polskiej”. Jakkolwiek po za wyrażeniem „wojna polska” nie było w niej mowy o sprawach polskich, zrobiła ona wielkie wrażenie. Rozeszła się też pogłoska, że na drugiem posiedzeniu Sejmu zapadnie jakieś wielkie postanowienie, i dnia 28 czerwca ogromny tłum ludu zgromadził się w oczekiwaniu wypadków nadzwyczajnych na placu przed Zamkiem i ulicach sąsiednich. 

ks. Adama ks. Michał Ogiński (1765†1833).”
ks. Adama ks. Michał Ogiński (1765†1833).”

Na posiedzeniu Matuszewicz odczytał swoje „sprawozdanie”, w którem zamiast poglądu na stan kraju dał krótki zarys dziejów polskich i, wyjaśniwszy domniemane zamiary Napoleona, zawezwał Sejm, aby zawiązał się w konfederacyę generalną. Mowa jego wywołała nieopisany wybuch entuzyazmu w sali i pośród tłumu, zebranego przed Zamkiem. Ogłoszono wygotownny już akt konfederacyi, zawierający oświadczenie, że „Królestwo Polskie jest przywrócone i naród polski nanowo w jedną całość połączony”, i ustanowiono Radę, na którą przelano wszelką władzę. Członkami jej byli: Stanisław Zamoyski, biskup Gołaszewski, Aleksander Linowski, Marcin Badeni, Antoni Ostrowski, Fryderyk Skórzewski, Joachim Owidzki, Franciszek Wężyk, Franciszek Łubieński, ksiądz Karol Skórkowski, wreszcie Kajetan Koźmian, sekretarz generalny z głosem rozstrzygającym. Radzie tej pozostawiono załatwienie wszystkich spraw, dotyczących praktycznego przeprowadzenia konfederacyi. Wyprawiła ona, stosownie do 14 i 15 artykułów aktu konfederacyjnego, deputacyę do księcia a króla saskiego, z prośbą op rz y stąpienie, i drugą do Napoleona, który wówczas znajdował się już w Wilnie, z prośbą, aby sprawy polskie wziął pod swoją opiekę. Następnie Rada wydała pod datą 1 lipca uniwersał, zwołujący sejmiki i zgromadzenia gminne dla opublikowania aktu konfederacyi i przyjmowania przystąpień, i zamianowała ks. Józefa Poniatowskiego regimentarzem, a ks. Eustachego Sanguszkę wiceregimentarzem konfederacyi. Na tem skończyła się jej działalność. Czekano na odpowiedź Napoleona, w przekonaniu, że on dopiero miał wprowadzić w ruch konfederacyę, a tymczasem założono ręce. Jakkolwiek Rada, polecając ministrowi spraw wewnętrznych ogłoszenie swego uniwersału, stawiła się ponad ministeryum, nie objęła jednak władzy i już dlatego pozostała machiną nieruchomą. Regimentarze ze swej strony nie zajęli się zbrojeniami, bo ks. Józef Poniatowski, dowodzący korpusem armii, nie posiadał swobody działania ani też nie odważyłby się na żaden krok, na któryby cesarz nie dał wyraźnego zezwolenia, a ks. Sanguszko uważał się tylko za tytułowego wiceregimentarza. Ostrożność Matuszewicza, który zachowywał wszystko w tajemnicy, kiedy czas było obejrzeć się za ludźmi, zdolnymi do nadania konfederacji znaczenia praktycznego, zapobiegła powołaniu Dąbrowskiego lub innego generała przedsiębierczego i nie oddanego ślepo Napoleonowi, i sprawiła, że konfederacya była tylko fajerwerkiem, który olśnił na chwilę Warszawę, a nie zrobił prawie żadnego wrażenia po za granicami Księstwa. 

Dowódzca
Dowódzca "Wielkiej armii". Według obrazu L'Allemand'a.


W Warszawie nie zdawano sobie z tego sprawy. Tam nie posiadano się z radości. „Wczoraj Sejm się związał w konfederacyę przy okrzykach jednogłośnych całego narodu – pisze dnia 29 czerwca do siostry wspomniana już pani prefektowa warszawska. – Chwila tego entuzyazmu jest niepodobna do opisania i niepodobna do wyobrażenia sobie. Płakano, krzyczano, ściskano się, gadano niedorzeczności, i dziwna rzecz, żeśmy wszyscy nie zwaryowali. ”Wśród zapału, nawet nędza nie wydawała się już tak wielka, rekwizycye dla wojska nie tak ciężkie. Ta sama pani Nakwaska, która w marcu i kwietniu uważała położenie za rozpaczliwe, zapewnia teraz (w liście z 7 lipca): „Wszystko idzie tak dobrze, że nie powinnaś już mieć żadnej niespokojności. Dowiesz się z gazet, w jak zdumiewający sposób rzeczy się rozsnuwają. Wszyscy już zaczynamy oddychać swobodnie. Przytem rok jest wyśmienity, żniwa są przepyszne. Zgoła zdaje się, że nasze jeremiady już wezmą koniec.”

Po za granicami Księstwa Warszawskiego inne panowały stosunki i inne były usposobienia. Tylko stara arystokracya spoglądała z zupełną ufnością na cesarza Francuzów, i jedni, jak Dominik Radziwiłł, Aleksander Sapieha, Pac, uprzedzając rozwój wypadków wojennych, wzięli udział w ruchu, który ogarnął Księstwo; inni, jak Sołtanowie, Giedroyciowie, Tyzenhauzowie, Tyszkiewiczowie, Czapscy, Chrapowiccy, czekali tylko na przybycie Napoleona, aby stanąć po jego stronie. Także lud wiejski, spodziewając się uwłaszczenia, wyglądał z niecierpliwością ukazania się złotych orłów cesarskich. Średnia i drobna szlachta litewska natomiast przyjmowała z mieszanemi uczuciami hasła i wiadomości, nadchodzące z Warszawy. Nie dowierzała ona Napoleonowi. Podejrzewała go o nieszczerość i dwulicowość od pokoju tylżyckiego, nie wierzyła w jego bezinteresowność ani przychylność dla Polaków; nie pociągały jej stosunki, panujące w Księstwie Warszawskiem, nędza tamtejsza, wywołana przez nieustanne zbrojenia, podatki, system kontynentalny, wyzyskiwanie kraju przez Napoleona i jego marszałków. Administracya francuska była dla nich wstrętną, a więcej jeszcze prawo cywilne, sprzeczające się pod niejednym względem ze staremi tradycyami i zwyczajami, niezgodne z przepisami Kościoła katolickiego; wreszcie odstraszała ich myśl, że ze zmianą stosunków nastąpi równouprawnienie stanów wyzwolenie chłopów. Przedewszystkiem zaś, nie chciano dla niepewnej przyszłości poświęcać praw, otrzymanych od cesarza Aleksandra, i nadziei w nim pokładanych.
Przejście “Wielkiej armii” przez Niemen w d. 24 czerwca 1812 r. Z obrazu A. Crüwella.
Przejście “Wielkiej armii” przez Niemen w d. 24 czerwca 1812 r. Z obrazu A. Crüwella.

Cesarz Aleksander obchodził się z Polakami, poddanymi swej Rządy i prowładzy, wcale inaczej, niż rządy pruski i austryacki. Nie dążył coś do ich wynarodowienia, uszanował ich język, wiarę, zwyczaje i tradycye, pozostawił im dawne prawo, nie usuwał od posad urzędowych, dbał o podniesienie oświaty, o rozwój umysłowy i duchowy. W tym celu powierzył księciu Adamowi Czartoryskiemu nadzór nad całem szkolnictwem, zezwolił na założenie uniwersytetu wileńskiego i szkoły krzemienieckiej i jeszcze w roku 1812, w sam dzień wypowiedzenia wojny, na otwarcie uniwersytetu polskiego i katolickiego dla Białorusinów w Połocku. Nie koniec na tem. Także dla tych, którzy tęsknili do życia politycznego, otwierały się przed wojną z Napoleonem szerokie perspektywy. Wspominaliśmy już, że cesarz, kiedy uznał wojnę za nieuniknioną, postanowił w roku 1811 wyruszyć przeciw nieprzyjacielowi nad Bibę, zająć Księstwo Warszawskie i przybrać tytuł króla polskiego. Nie była to tylko myśl, powzięta pod wpływem chwilowego usposobienia. Pozostawała ona w ścisłym związku z całym systemem rz ą dów, chociaż dojrzała dopiero w owych czasach. W roku 1811 cesarz wyjawił wobec zaufanych magnatów litewskich, na których czele stał Michał Ogiński, zamiar połączenia wszystkich Polaków pod swojem berłem i utworzenia Królestwa, połączonego z Rosyą węzłem wspólnej dynastyi. Utworzono w Petersburgu Radę litewską, złożoną z przedstawicieli wszystkich dzielnic kraju, która miała zająć się przygotowaniem nowej organizacyi; Józef de Ma'istre otrzymał polecenie wypracowania manifestu, Szwed Armfeld i Niemiec Rosenkampf – ułożenia konstytucyi, gen. Witt i ks. Kazimierz Lubomirski – opracowania organizacyi wojska polskiego, które obliczono na 100.000 ludzi. Tak więc szlachta litewska, mając do wyboru przyszłość, zależną od łaski, dobrej woli i szczęścia wojennego Napoleona, i formalne przyrzeczenia ze strony cesarza Aleksandra, że stanie się zadość jej pragnieniom, nie bardzo sprzyjała ruchowi, rozbudzonemu w Księstwie Warszawskiem. Gdy w Warszawie pokładano wielkie nadzieje w Napoleonie, w Wilnie spoglądano z ufnością na cesarza Aleksandra. 

Porzuciwszy plan wyruszenia nad Elbę, cesarz postanowił zebrać wszystkie siły zbrojne nad granicą, aby nie wpuścić nieprzyjaciela do swego kraju. Od połowy roku 1811 pracowano energicznie nad obwarowaniem ważniejszych pozycyi strategicznych, wzniesiono szereg szańców nad Dźwiną i założono przy ujściu Dryssy potężny obóz, jako główny punkt oparcia dla wojsk rosyjskich. Planu, który wypracował generał pruski Pfuhl, nie przyjęto na radzie wojennej. Generałowie wyrazili obawę, że naród nie zrozumiałby nieustannego cofania się bez bitwy, posądziłby dowódców o zdradę, straciłby wszelkie zaufanie do nich, a może nawet niezadowolenie z takiego sposobu prowadzenia wojny doprowadziłoby do rozruchów. Zdecydowano się więc na prawidłową wojnę obronną, 1 w początkach roku 1812 wszystkie wojska rosyjskie zebrały się nad Niemnem. Utworzono dwie armie. Jedna, licząca 134.000 lu dzi, pod naczelnem dowództwem Barclaya de Tolly, zajęła stanowiska od Rosień i Kiejdan do Grodna i Lidy. Druga, o 30.000 ludzi słabsza, pozostawała pod rozkazami gen. Bagrationa i rozłożyła się pomiędzy Lidą a Grodnem, zasłaniając lewe skrzydło armii głównej. Dwa małe oddziały, po 15.000 żołnierza, rozstawiono na wschodzie i południu, skąd zagrażały bezpośrednio Księstwu Warszawskiemu. Jeden, pod dowództwem gen. Tormansowa, stał pod Dubnem na Wołyniu, drugi, pod dowództwem gen. Hertla, wr okolicach Mozyra nad Prypecią.

Przejście „Wielkiej armii
Przejście „Wielkiej armii" przez Dniepr d. 19 sierpnia 1812 r. Według rysunku A. Adama.

Dnia 28 kwietnia cesarz Aleksander przybył do Wilna z wielką świtą, w otoczeniu licznych ministrów i generałów. Obywatelstwo miejskie złożyło przez deputacyę adres wiernopoddańczy i zobowiązało się dostarczać armii wszystkiego, czego będzie potrzeba. Cesarz przyjął deputacyę bardzo łaskawie, podziękował po polsku za dobre chęci i zamianował komitet obywatelski, który miał zajmować się wyłącznie dostawami dla armii. W krótkim czasie wszystkie zapasy, które pozostały z roku 1811, zgromadzono w magazynach wojskowych. (Magazyny te później spaliły wojska rosyjskie, cofając się za Dźwinę, i dlatego armia napoleońska nie znalazła w kraju żadnej żywności). 

Wśród przygotowań wojennych i zabaw, nadeszła dnia 24 czerwca niespodziewana wiadomość, że armia napoleońska przeprawiła się przez Niemen i znajduje się tylko o 10 mil od Wilna. Cały plan wojenny rosyjski był wywrócony. Armia znalazła się w bardzo trudnem położeniu. Trzeba było opuścić śpiesznie wszystkie przygotowane stanowiska, pozostawić wszystkie nagromadzone zapasy i wycofać się ku północy. Cesarz Aleksander zawahał się. Chciał zebrać natychmiast swe wojska pod Wilnem i wydać Napoleonowi wielką bitwę. Przekonawszy się jednak, że koncentracya wojsk była już niemożliwa, wyjechał dnia 28 czerwca z Wilna, i cała armia począła cofać się w bardzo niepomyślnych warunkach ku Święcianom. 

Sposób, w jaki Napoleon przez proste tylko posunięcie swej armii pokrzyżował cały rosyjski plan wojny odpornej i unicestwił wszystkie przygotowania, uwydatnił w całej pełni jego ogromną przewagę strategiczną. Niezrównany mistrz w sztuce wojennej przybył nad Niemen, w okolicę Kowna, dnia 23 czerwca.

Marszałek Davoust, ks. Eckmühl (1770†1823).
Marszałek Davoust, ks. Eckmühl (1770†1823).
 

Armie stały już od kilku dni naprzeciw siebie, przedzielone rzeką. Rosyjska zajmowała wymienione wyżej stanowiska od Rosień do Grodna i Lidy; francuska rozłożyła się na lewym brzegu, wzdłuż rzeki, lewe skrzydło naprzeciw Tylży, środek naprzeciw Kowna, prawe skrzydło pod Pilonami i naprzeciw Grodna. Cała ta armia liczyła (według obliczeń Falkowskiego) 359,500 ludzi. Daleko na południu, nad granicą galicyjską, stał 30,000 korpus austryacki Schwarzenberga, który miał w czasie wojny posunąć się ku północy i zasłonić prawe skrzydło „Wielkiej armii”. Cała ta armia była ukryta przed oczyma Rosyan łańcuchem wzgórz i lasami. W pobliżu Kowna zauważono tylko ułanów polskich na czatach; naprzeciw Grodna zaś były widoczne za czatami także obozy. Okoliczność ta utwierdziła dowódzców rosyjskich w przekonaniu, że główne siły Napoleona, przybywając od strony Warszawy, zebrały się pod Grodnem i tam miały przeprawić się przez rzekę. Ułożono też w sposób odpowiedni plan wojny. Armie Barclaya de Tolly i Bagrationa miały uformować się w taki sposób, aby utworzyły kąt prosty, i wziąć przeprawiające się wojska nieprzyjacielskie we dwa ognie. Napoleon przybył w okolice Kowna zasępiony i widocznie zafrasowany i kazał zawieźć się wprost do straży przedniej, dowodzonej przez generała Bruyera. Przebrał się w mundur ułana polskiego, aby nie zwracać uwagi na siebie, i wyjechał z Berthierem, przebranym również po polsku, do wsi Aleksoty, oddalonej tylko o strzał armatni od Kowna. Tam, rozpatrzywszy się w okolicy i przekonawszy się, że na drugim brzegu nie ma znaczniejszych sił rosyjskich, ułożył plan pochodu. W ciągu dnia wybrano miejsce do przeprawy, skoncentrowano w pobliżu Aleksoty cały środek armii, około 200,000 ludzi, i przygotowano pontony. Wieczorem adjutant cesarza, Roman Sołtyk, przeprawił się z małym oddziałem konnicy wpław przez rzekę i, spędziwszy pluton huzarów rosyjskich, wziął Przejście wioskę na przeciwnym brzegu. Późnym wieczorem postawiono przez w ciągu trzech godzin trzy mosty, i rozpoczęła się przeprawa, która trwała dwa dni i dwie noce. Nazajutrz rano, dnia 24 czerwca cały oddział marszałka Davousta, liczący 65,000 ludzi, znajdował się już na prawym brzegu Niemna i wyruszył w szyku bojowym do Rumszczyka; postępujący za nim Murat z jazdą dotarł do Zyzmor, Oudinot zwrócił się ku Kownu, aby przeprawić się przez Wilię i zająć Wiłkomierz. Za nim wyruszył Napoleon ze swoim sztabem i gwardyami i założył główną kwaterę w Kownie.

Napoleon. Z obrazu Delarocha.
Napoleon. Z obrazu Delarocha.

Wreszcie Ney pomaszerował wzdłuż Wilii ku Wilnu. Równocześnie lewe skrzydło pod dowództwem gen. Macdonalda przeprawiło się przez Niemen pod Tylżą i okopało się tam, aby bronić statków, któremi miano spławiać żywność w górę rzeki. Na lewym brzegu Niemna, pozostały jeszcze 3 korpusy rezerwowe, Eugeniusza Beauharnais, króla Hieronima, pod którego naczelnem dowództwem znajdował się ze swoim 25.000-ym oddziałem ks. Józef Poniatowski, oraz Schwarzenberga, który wzdłuż Bugu dążył do Drohiszyna.

Przeprawiając swe główne siły pod Kownem, Napoleon popsuł cały szyk armii rosyjskiej. Cztery korpusy francuskie odcięły środek armii Barclaya de Tolly od jej lewego skrzydła, korpus Oudinota miał odciąć prawe skrzydło, a trzy korpusy, pozostawione na lewym brzegu Niemna, zagrażały armii Bagrationa. W takich warunkach nie można już było zebrać wszystkich wojsk rosyjskich pod Wilnem, jak chciał pierwotnie cesarz Aleksander. Pojedyncze oddziały były porozdzielane, i każdy z nich zagrożony. Uchwalono więc odwrót do Święcian, a gdyby i to było niemożliwe, do obozu warownego nad Dryssą. Napoleon spodziewał się pod Wilnem oporu i przygotowywał się do bitwy, ale ułani Pągowskiego, którzy szli na czele armii francuskiej, nie znaleźli już żadnego oporu. Za miastem dopiero spostrzeżono ostatni cofający się oddział rosyjski z bagażami, dognano go i wzięto do niewoli. Dnia 29 czerwca Napoleon wjechał tryumfalnie do Wilna i kierował ztąd ruchami wojsk. Świetnie pomyślany plan nie zapewnił mu zwycięstwa. Wojska rosyjskie, z wielkim trudem wprawdzie, wydostały się z groźnego położenia i zgromadziły się nad Dźwiną. Nie powiódł się zamiar odosobnienia ich, zamknięcia i zmuszenia kapitulacyi. Złożyły się na to różne, nieprzewidziane okoliczności. Ogromne skwary, a następnie deszcze ulewne, utrudniały pochód, odległości, dla braku dobrych map, były niedokładnie obliczone, pisownia francuska map utrudniała oryentacyę, a król westfalski, który miał osaczyć i zniszczyć armię Bagrationa, uważał pośpiech za zbyteczny, chciał nacieszyć się hołdami, których nie szczędzono mu w Grodnie, nie skorzystał z błędów, popełnionych przez generała rosyjskiego, który stracił kilka dni na marsze bezcelowe, i pozwolił mu wycofać się prawie bez strat. Przytem opłakany stan wojska utrudniał bardzo przeprowadzenie pomyślanego genialnie planu. Napoleon przygotował wszystko z wielką starannością do dalekiego pochodu, przewidywał, że wojska jego nie znajdą st w Rosyi dostatecznych zapasów żywności, i kazał urządzić osobne oddziały furgonów, które, postępując za armią, miały zaspakajać wszystkie jej potrzeby. Ale przy bardzo spiesznym pochodzie furgony pozostawały daleko za wojskiem, zwłaszcza te, które były zaprzężone wołami, zgromadzone zapasy leżały bezużytecznie w magazynach, część ich skradli niesumienni urzędnicy, i każdy pułk, przeszedłszy granicę, musiał starać się sam o żywność. Po przekroczeniu granicy, głód począł dokuczać wojskom. Rosyanie, cofając się ku Dźwinie, palili za sobą magazyny z nagromadzonemi zapasami żywności. Na polach stało zboże niedojrzałe, stodoły i spichlerze były puste. Żołnierze żyli prawie wyłącznie mięsem nie solonem, nawet bez wódki, której nie mieli za co kupie, bo nie wypłacano im żołdu.

Skutkiem niedostatecznego i niezdrowego odżywiania, zapanował a w wojsku dysenterya, i ludzie, osłabienigł ode miforsownem i marszami, padalise tk amipodiodze. Koni padła blisko połowa. W braku owsa i siana żywiono je z zielonem żytem i słomą, a skwary i deszcze, po których następowało znaczne oziębienie się temperatury, dopełniały klęski. Toteż przy bardzo lichych, rozmoczonych deszczami drogach, pochód był utrudniony; zwłaszcza artylerya grzęzła w błocie, a zapasy żywności, które nagromadzono za frontem, nadchodziły bardzo późno i w niewielkich ilościach. Gdy zaś nareszcie spławiono mąkę z Królewca, zabrakło pieców do wypiekania chleba. 

Książę Kutuzow (17461†1813).
Książę Kutuzow (17461†1813).

Bitwa pod Borodino, dnia 7 września 1812 r. Według rysunku A. Adama.
Bitwa pod Borodino, dnia 7 września 1812 r. Według rysunku A. Adama.

Od przekroczenia Niemna aż do powrotu resztek wielkiej armii z Moskwy, głód był w niej stałym gościem i przerzedzał jej szeregi więcej, niż kule i bagnety rosyjskie. 
W takich warunkach nie podobna było utrzymać karności w armii, złożonej z najróżnorodniejszych żywiołów. Żołnierze tłumnie opuszczali szeregi i wałęsali się po kraju, zabielając, co wpadło im w ręce, niszcząc osady, pola, uciskając ludność. Maruderka rozpoczęła się już w Prusach i Księstwie Warszawskiem. Po przekroczeniu Niemna, żołnierz uznał kraj za nieprzyjacielski, i wtedy ustały już wszystkie względy na ludność. „Jak daleko okiem sięgnąć- pisze Roman Sołtyk- zboża na polach potratowane nogami żołnierzy, kopytami koni, stare drzewa pościnane, wioski zburzone do szczętu. Żołnierze rozwalali chaty, zabierali deski, z których były zbudowane, aby urządzić sobie obozowe szałasy; zabierali słomę ze strzech, drzwi, okiennice, spizęty chłop ow na ogień dla siebie, aw dali spostrzedz można było gromady przy wiedzionych w jednej chwili do nędzy włościan, uciekających do lasów z resztkami dobytku...u Zwłaszcza Holendrzy i Niemcy, należący do korpusów króla westfalskiego i Davousta, dopuszczali się ciężkich nadużyć, napadali podróżnych po drogach i obdzierali ze wszystkiego a nie oszczędzali nawet konwojów" z żywnością dla wojska. Jak zachowywali się względem ludności, można osądzić z opowiadań Antoniego Ostrowskiego, który pisze: „Gdyby dzieło moje mogło obejmować tego rodzaju szczegóły, to jeszcze nie byłbym w stanie spisać wszystkich zdrożności, popełnionych przez żołnierzy wielkiej armii francuskiej. Nie dość, że niszczyli majątki obywateli i dobytki włościan, ale wsie i dwory były teatrem ohydnej rozpusty, rozpasania najbezwstydniejszych chuci, przed których opisem wzdrygnęłoby się najśmielsze pióro.” Liczbę maruderów, którzy plądrowali po kraju, ale przed każdą bitwą wracali do szeregów, aby wziąć w niej udział, podają na 30.000. Aby ukrócić maruderstwo, Napoleon kazał utworzyć osobne oddziały policyjne dla pochwytywania plądrujących, i ustanowić sądy wojenne, tu i owdzie lud wiejski probował sam uwolnić się od napastników, wojska polskie starały się według możności zapobiegać nadużyciom i powstrzymywać żołdactwo niemieckie, ale wszystko to nic nie pomogło. Po przejściu wielkiej armii pozostała pustynia.

Napoleon spodziewał się znaleźć na Litwie ruch tak samo ożywiony jak w Księstwie Warszawskiem. Mniemał że cała ludność chwyci za broń i stanie po jego stronie, ale zawiódł się zupełnie. Samo już zachowywanie się wojsk wystarczyło, aby powstrzymać ludność od czynnego udziału w wojnie, a sposób, w jaki uregulowano stosunki krajowe, nie zatarł przykrego wrażenia nadużyć. Było to może nie tyle z dziełem Napoleona, ile konfederacyi generalnej, która nie pospieszyła się z wykonaniem swego programu, a więcej jeszcze Matuszewicza, który opóźnił zwołanie Sejmu. Gdy Napoleon przybył do Wilna, przyjęto go tam z wielkim zapałem. Na tłumnem zgromadzeniu uchwalono adres, w którym proszono cesarza o połączenie wszystkich części byłej Rzeczypospolitej. Napoleon przyjął adres tak przychylnie, że można mniemać, iż byłby ogłosił unię, gdyby znajdowała się wówczas w Wilnie deputacya od konfederacyi generalnej, która miała przedstawić mu to Rząd samo życzenie. Nacisku jednak ze strony Księstwa Warszawskiego nie “było, a wobec tego cesarz ustanowił rząd tymczasowy na miejscu rosyjskiego. Członkami rządu zamianował Józefa Sierakowskiego, Aleksandra Sapiehę, Aleksandra Potockiego, Karola Prozora, Ignacego Tyzenhauza, Rosolskiego, Jelskiego, Jana Śniadeckiego, Kosakowskiego, a prezesem b. marszałka Stanisława Sołtana. Bignon, który był do niedawna rezydentem francuskim w Warszawie, zajął teraz stanowisko podobne w Wilnie. Kraj podzielono na 4 departamenty, wileński, miński, grodzieński i białostocki – zresztą wszystko pozostało po dawnemu. Rząd, składający się z ludzi zakochanych w tradycyach wieku XVIII, pozbawionych energii i doświadczenia, nie zajmował się niczem, nie pomyślał wcale o naprawie stosunków społecznych, o zastosowaniu ich do potrzeb, wytworzonych przez zmienione warunki bytu. To też sprawy wzięły wcale inny obrót, niż spodziewano się w Warszawie iw tych kołach na Litwie, które z upragnieniem wyglądały przybycia Napoleona. Następstwem połączenia kraju z Księstwem Warszawskiem byłoby zaprowadzenie w nim tych samych praw, które obowiązywały od roku 1807 po drugiej stronie Niemna i Bugu, przedewszystkiem zaś wyzwolenie włościan. Lud wiejski liczył na to i dlatego przyjął Napoleona, gdy ukazał się nad Niemnem, z wielką radością. Chłopi byli tak pewni wyzwolenia, że w niektórych miejscowościach natychmiast wypowiedzieli panom posłuszeństwo. Zawiódłszy się w swych nadziejach, utracili wszelki powód do starania się o zmianę stosunków politycznych, i gdy przystąpiono do tworzenia pułków litewskich, trzymał się zdaleka, a nadużycia wojsk napoleońskich zniechęciły ich do reszty.

Pożar Moskwy. Według miedziorytu Rugendasa.
Pożar Moskwy. Według miedziorytu Rugendasa.

Jan Leon Hipolit Kozietulski (1781†1821). Z albumu zasłużonych Polaków.
Jan Leon Hipolit Kozietulski (1781†1821). Z albumu zasłużonych Polaków.

Tak się stało, iż Napoleon ostatecznie oparł wszystkie swe nadzieje na szlachcie, którą wieść o wyzwoleniu włościan bardzo zaniepokoiła. Dnia 7 lipca rząd litewski wydał z polecenia cesarza do obywateli odezwę, w której pomiędzy innemi powiedziano: „Rozsypane włościaństwo zgromadźcie napowrót i powiedźcie mu, że jego właściwem powołaniem jest uprawa ziemi i wypełnianie przepisanych mu prawem powinności.u Ale rachuby na pomoc szlachty wiejskiej zawiodły zupełnie – może dlatego, że odezwę Wojsko tę wydano zapóźno. Utworzono z wielkim trudem kilka tylko oddziałów, które zresztą nie odznaczyły się w tej wojnie, jakkolwiek na czele ich stali tacy dowódzcy, jak np. pułkownik Konopka. Wojska regularnego zebrano zaledwie 12 tysięcy: utworzono 5 pułków piechoty, którem i dowodzili Aleksander Chodkiewicz, Konstanty Tyzenhaus, Adam Czacki, Chrapowicki i Obuchowski, i tyleż pułków jazdy, pod dowództwem Józefa Wawreckiego, Michała Tyszkiewicza, Karola Przeździeckiego, Giełguda i Rajeckiego. Dowództwo naczelne nad tem i oddziałami powierzył Napoleon gen. Gedroyciowi. Utworzenie pułku lekkokonnego z samej szlachty, na wzór sławnego pułku Krasińskiego, nie powiodło się. Uformowano tylko dwa szwadrony, nad którem i objął dowództwo pułkownik Konopka. Oprócz tych oddziałów zebrało się w większych miastach kilka kompanii gwardyi narodowej. Ogółem Litwa nie dostarczyła więcej niż 15 tysięcy ludzi, oprócz dwóch pułków księcia Dominika Radziwiłła, które jeszcze przed przybyciom Napoleona przyłączyły się do wojsk Księstwa Warszawskiego. Zawód zgotował sobie po części sam cesarz, nietylko przez scharakteryzowaną wyżej politykę w sprawie uwłaszczenia włościan, lecz także przez nadzwyczajne skąpstwo. Wspomniane pułki wojska regularnego wystawiła arystokracya historyczna i za możno obywatelstwo własnym kosztem, a na uzbrojenie większej liczby ludzi nie było pieniędzy.

Marszałek Ney, ks. Moskwy (1769†1815).
Marszałek Ney, ks. Moskwy (1769†1815).

Zaprzyjaźniony z Napoleonem oddawna członek rządu litewskiego, Aleksander Sapieha, zażądał 4 milionów fr. subwencyi na cele wojskowe, ale otrzymał odpowiedź odmowną, a szlachtę spotkała surowa nagana, że nie może zdobyć się na ofiarę kilku milionów, nawet w takich okolicznościach. Po długich targach, cesarz kazał dać rządowi, tytułem pożyczki 400,000 franków na zaspokojenie pierwszych potrzeb wojska.

Przeprawa Barezynę pod Studzianką. Z panoramy w. Kossaka  i J. Fałata.
Przeprawa Barezynę pod Studzianką. Z panoramy w. Kossaka  i J. Fałata.

Rozczarowany, zniechęcony, cesarz ograniczył przed opuszczeniem Wilna zupełnie prawa rządu litewskiego i zaprowadził w kraju administracyę taką, jak w prowincji zdobytej. Dodał rządowi doradzcę w osobie swego pełnomocnika Bignona, ustanowił gubernatora generalnego i powołał na ten urząd brutalnego i znienawidzonego nawet przez Francuzów Holendra, gen. Hogendorfa, a władzę najwyższą Złożył w ręce swego namiestnika ks. Bassano. Pozbawił przez to rząd wszelkiej swobody i samodzielności, a skutkiem tego konfederacja generalna pozostała dla Litwy na zawsze tylko manifestacyą i nie obudziła tara nigdy żywszego ruchu. 

Wysłannicy konfederacyi generalnej przybyli do Wilna zapóźno. Napoleon był już zniechęcony niepowodzeniami; odezwa, zawierająca przyrzeczenie, że uwłaszczenie chłopów nie nastąpi, była już wydana. Trzebaby ją odwołać dla przeprowadzenia aktu konfederacyi. To też cesarz odpowiedział na adres bardzo przychylnie, ale ogólnikami: "Słuchałem z zajęciem, coście mi mówili. Gdybym był Polakiem, myślałbym i działałbym jak wy, i głosowałbym jak wy w sejmie warszawskim. Miłość ojczyzny jest pierwszą cnotą człowieka cywilizowanego. Przyklaskuję wszystkiemu, coście uczynili, zezwalam „a wszystko, co „czynić jeszcze chcecie, i ze swojej strony uczynię, co tylko ode,unie zależeć będzie, aby popierać wasze usiłowania... Lecz pomnijcie, że w waszym kraju, tak dalekim , tak rozległym, nadzieje wasze należy wam opierać głównie na zgodnych wysileniach zamieszkującej go ludności. W tych samych słowach przemawiałem już do was za swem pierwszem pojawieniem się w Polsce; teraz dodać tylko muszę, żem gwarantował cesarzowi austryackiemu posiadanie całkowite krajów, podległych jego berłu, i mc pozwolę na żadne działania wojenne, na żaden ruch, któryby zmierzał do oderwania pozostałych w jego posiadaniu prowincyi polskich Niech Litwa, Żmudź, Witebsk, Połock, Mohilew, Ukraina, Podole przejmą się tym samym duchem, jaki widziałem w Wielkopolsce a Opatrzność uwieńczy pomyślnym skutkiem waszą sprawę... Nie przyrzekał więc Napoi, on nic, ale upoważniał do wszystkiego i zatwierdził z góry wszystkie kroki konfederacyi generalnej. le jego to już była wina, jeżeli konfederacya ta nic nie zrobiła lecz zadawalniała się prawie wyłącznie zbieraniem „akcesów* (aktów przystąpienia), io tyle trzeba ograniczyć zarzuty, zrobione mu przez niektórych historyków. Chciał on pierwotnie tylko wielkiej manifestacyi, któraby oddała cały naród na jego usługi, i wiemy z informacyi, udzielonych Bignonowi, że pierwotnie był przeciwny wszelkim krokom samodzielnym, nie przeszkadzał jednak później ani nie miał siły przeszkodzić zamienieniu się manifestacyi na samodzielny akt polityczny. 

Nad Berezyną. Z panoramy W. Kossaka, J. Fałata.
Nad Berezyną. Z panoramy W. Kossaka, J. Fałata.

Utrudnił je tylko przez ustanowienie własnego rządu na Litwie i płacenie fałszywemi pieniędzmi. Dodać trzeba, że deputacya byłaby otrzymała niezawodnie odpowiedź o wiele mniej przychylną, wrazie dojścia do skutku układów pokojowych, które toczyły się w Wilnie przed jej przybyciem. Cesarz Aleksander wysłał, po zniweczeniu rosyjskich plów wojny odpornej, do Napoleona swego adjutanta, gen. Bałaszewa, z oświadczeniem, iż zgadza się na przywrócenie całej umowy tylżyckiej pod warunkiem, że armia francuska wycofa się za Niemen. Napoleon zgodził się po krótkim namyśle, ale zażądał natychmiastowego zawarcia umowy, do czego generał Bałaszew nie był upoważniony. Układy rozbiły się, i wojna potoczyła się dalej. Później, na wyspie św. Heleny, Napoleon oświadczył, że byłby przyjął propozycyę cesarza Aleksandra, gdyby posiadał pewność, że nie chodzi mu tylko o zyskanie czasu. „Wojska moje byłyby cofnęły się za Niemen, wojska cesarza Aleksandra za Dźwinę. Wilno byłoby zneutralizowane; bylibyśmy udali się tam jeden i drugi, każdy z dwoma tylko lub trzema batalionami gwardyi. Paktowalibyśmy w cztery oczy, i ileż to kombinacyi byłbym mu przedstawił! Miałby w czym wybierać, i rozstalibyśmy się dobrymi przyjaciółmi”. 

W dwa dni po przyjęciu wysłanników konfederacyi generalnej, Naganka na w nocy dnia 16 lipca, Napoleon opuścił Wilno, aby kierować zbliska ruchami armii. Naganka na ks. Bagrationa nie powiodła się, jak już wspominaliśmy, z winy króla westfalskiego, niepogody i osłabienia żołnierzy. Oburzony na brata Napoleon odebrał mu dowództwo i oddał jego korpus pod rozkazy marszałka Davousta. Hieronim obraził się i powrócił do Kasslu, a gwardya jego wyruszyła za nim. Układy pomiędzy nim a jego następcą wywołały nową zwłokę, z której skorzystał generał rosyjski. Zadał 9 i 10 lipca pod Mirem i Romanowem dotkliwą klęskę gen. Rożnieckiemu, który chciał go powstrzymać na czele 3000 jazdy, i przeprawił się przez Dniepr, utraciwszy w potyczkach i marszach tylko 4,000 ludzi. Ks. Józef Poniatowski, który chciał zabiedz mu drogę od strony Słucka, przybył już zapóźno. W ogólności, po odebraniu dowództwa Hieronimowi, naganka już była bezcelowa i mogła narazić wojska francuskie na bardzo ciężką klęskę. Skutkiem odłączenia części korpusu, celem zamknięcia gen. Barclaya de Tolly w obozie nad Dryssą, Davoust był znacznie słabszy od swego przeciwnika, i gen. Bagration, gdyby był wiedział o tem, mógł był zniszczyć zupełnie jego korpus.

Gen. Barclay de Tolly, przeciw któremu Napoleon w drugiej połowic lipca obrócił większą część swej armii, zrozumiał, że w obozie nad Dryssą, bardzo warownym, ale założonym w pozycyi niewygodnej, groziło mu wielkie niebezpieczeństwo.

Feldmarszałek ks Schwarzenberg (1771†1820). Według współczesnego sztychu.
Feldmarszałek ks Schwarzenberg (1771†1820). Według współczesnego sztychu.

Palenie sztandarów francuskich nad Berezyną. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.
Palenie sztandarów francuskich nad Berezyną. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.

 „Opuścił więc dnia 18 lipca to stanowisko i wyruszył w stronę Witebska, aby połączyć się z gen. Bagrationem . Napoleon próżno starał się temu przeszkodzić. Dowódzca rosyjski znalazł się kilka razy w położeniu rozpaczliwem i poniósł ciężkie straty- zwłaszcza pod Ostrownem nad Dźwiną, gdzie Murat na czele brygad Niemojowskiego i Aksamitowskiego. 6 i 8 pułku ułanów, rozbił korpus gen. Ostermanna – a następnie 26-cio tysięczny oddział Konowniczyna. Pod Witebskiem zdecydował się już na wydanie bitwy, nie widząc innego sposobu wyjścia, ale ostatecznie po wielu marszacli i kontrm arszacli i licznych potyczkach, zwycięskich dla oręża francuskiego, ale nie rozstrzygających, uniknął spotkania z Napoleonem i niechybnej klęski. W sierpniu obie armie rosyjskie połączyły się i zajęły stanowisko w pobliżu Smoleńska. Napoleon zatrzymał się kilka dni w Witebsku i tam zdecydował się po długim namyśle na pochód w głąb Rosyi, jakkolwiek dotychczasowy przebieg wojny, – niemożliwość zmuszenia wojsk rosyjskich do bitwy rozstrzygającej – niebardzo zachęcał do pochodu w kraj nieznany, rozległy, słabo zaludniony i pozbawiony środków żywności. Przytem na skrzydłach Rosyanie mieli przewagę i mogli zagrażać armii, posuwającej się ku wschodowi. Na lewem skrzydle gen. Wittgenstein zmusił marszałka Oudinota po ciężkiej walce, w pobliżu Jakubowa, do odwrotu za Dryssę. lam wprawdzie jego podkomendny, gen. Kulniew, poniósł ciężką klęskę, ale Oudinot nic umiał wyzyskać zwycięstwa i cofnął się do Połocka. Pod koniec lipca gen. Macdonald zajął bez walki Pynaburg, ale w razie oddalenia się „Wielkiej armii”, położenie w tych stronach mogło zmienić się na korzyść Rosyi, zwłaszcza, że skutkiem zawarcia sojuszu z Szwecyą, 20.000 Rosyan, którzy dotąd stali we Finlandyi, przewieziono okrętami do Rewia, skąd wyruszyli na po moc Wittgensteinowi. Daleko groźniejsze było położenie na południu. Już w drugiej połowie lipca oddział rosyjski, pozostawiony na Wołyniu, urósł do 30.000 ludzi. Do korpusu, oddanego pod rozkazy gen. Tormasowa, przyłączyły się dwie dywizye, Markowa i Szczerbatowa, które należały pierwotnie do armii ks. Bagrationa. Południowa granica Księstwa Warszawskiego była zagrożona. Po oddaleniu się korpusu austryackiego ks. Schwarzenberga, który posunął się ku północy, pozostało tylko 15.000 Sasów pod dowództwem gen. Reyniera i 8.000 ochotników Kosińskiego. Napoleon, otrzymawszy na Litwie wiadomość o niebezpieczeństwie, grożącem Warszawie, radził wysłać mały oddział na Wołyń, skłonić ludność tamtejszą do przystąpienia do konfederacyi i wywołać powstanie w całym kraju. Zresztą nie wierzył on, aby siły rosyjskie w tych stronach miały być tak wielkie, jak mu donoszono, i zaraz w liście następnym rozkazał Reymerowi wyruszyć na Wołyń. Dowódzca Sasów polegał na zapewnieniu cesarza, że nie spółka się tam z silniejszym nieprzyjacielem, i wysłał straż przednią, składającą się z brygady generała Kleingela (3.000 żołnierzy i 8 dział) za daleko przed sobą. Kleingel zajął Kobrzyń nad Muchawcem, nie wiedząc, że po drugiej stronie tej rzeczki znajdują się 4 dywizye gen. Tormasowa. Dnia 26-go lipca 2 dywizye rosyjskie uderzyły na oddział jego z frontu, dwie pozostałe oskrzydliły go z obu stron. Po zaciętej obronie, Kleingel złożył broń, utraciwszy wszystkie działai1.000 ludzi. Reynier, dowiedziawszy się o klęsce swej straży przedniej, nie odważył się na bitwę, lecz cofnął się do Słonima i tam połączył się z ks. Szwarzenbergiem. Napoleon polecił Schwarzenbergowi zająć się obroną Księstwa, wspominał też o tern, że wyśle na Wołyń „znaczny oddział polski” – czego jednak nic uczynił, nie chcąc oddalać od siebie korpusu ks. Poniatowskiego – ale nie wierzył, aby gen. Tormasow miał pod swemi rozkazami godną uwagi armię. W rzeczywistości jednak na prawem skrzydle „Wielkiej armii” zbierało się coraz więcej wojsk rosyjskich; oprócz dywizyi, odłączonych od korpusu Bagrationa, nadchodziły posiłki z nad Dunaju i zebrano znaczną liczbę rekruta. Pod koniec lipca tworząca się na Wołyniu trzecia armia rosyjska składała się już z 5 dywizyi, az południa nadchodził powracający z wojny tureckiej adm. Czyczagow z przeszło 40.000 wojska. Napoleon dowiedział się w Witebsku o sojuszu zaczepno odpornym, zawartym przez cesarza Aleksandra z Dernadottem, i o pokoju z Turcyą. Wiedział więc teraz, że wojska rosyjskie, które dotąd pozostawały w krajach naddunajskich, wyruszą ku północy i w przeciągu kilku tygodni ukażą się na jego skrzydle. Zdawał sobie też doskonale sprawę z tego, że nie mógł ufać Austryakom, dowodzonym przez Schwarzenberga, a mniej jeszcze Prusakom, których oddział, pod dowództwem gen. Yorka, stał z korpusem Macdonalda w prowincyach bałtyckich. Mimo to zdecydował się na pochód w głąb Rosyi. Był przekonany, iż Rosyanie nie oddadzą Smoleńska i Moskwy bez bitwy, wierzył w zupełne zwycięstwo i nie wątpił, że cesarz Aleksander jeszcze przed zimą zdecyduje się na zawarcie pokoju. „Mogęż pomyśleć o tern, ażeby zająć leże zimowe w lipcu? – mówił w Witebsku na radzie wojennej. – Dlaczegóż mamy zatrzymywać się tu 8 miesięcy, kiedy 20 dni może nam wystarczyć do osiągnięcia celu? Uprzedźmy zimę i wszystkie rozwagi szkodliwe. Trzeba nam zadać szybki cios nieprzyjacielowi, bo inaczej wszystko zepsujemy. Musimy za miesiąc być w Moskwie, albo nie będziemy tam nigdy!”
 
Nad Berezyną. Pagórek Stachowa. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.
Nad Berezyną. Pagórek Stachowa. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.

W przekonaniu, że w czasie najbliższym nastąpi bitwa rozstrzygająca, utwierdziły go otrzymane w Witebsku wiadomości o ruchach wojsk rosyjskich. Gen. Barclay de Tolly, połączywszy się z Bagrationem, powracał do Witebska, jak gdyby chciał go odebrać, i postępujący w straży przedniej gen. Platow z 10.000 kozaków spotkał się już pod Jankowem z oddziałem gen. Sebastianiego, wziął do niewoli jeden batalion piechoty, a resztę wojsk francuskich zmusił do odwrotu. Na wieść o tern Napoleon powziął śmiały plan odcięcia wojsk rosyjskich od Smoleńska i równoczesnego zajęcia tego miasta. Nie wyruszył więc przeciw Barclayowi, lecz poprowadził swą armię w kierunku wprost przeciwnym, pod mury Połocka, w przekonaniu, że zdobędzie miasto bez trudu. Gen. Bagration jednak pozostawił przezornie dla obrony ważnej fortecy dywizyę Newerowskiego, a dowiedziawszy się o jej rozbiciu, przysłał pospiesznie dywizye Rajewskiego i ks. Meklemburskiego, tak, że załoga urosła do 30.000 ludzi. Bez walki więc niepodobna było zająć miasta, trzeba było przystąpić do regularnego oblężenia i szturmu. Tymczasem Barclay de Tolly spostrzegł się, że ma nieprzyjaciela nie przed sobą, pod Witebskiem, lecz na swojem skrzydle, powrócił więc szybko do Smoleńska. Tego właśnie chciał Napoleon. Ustawił swą armię w szyku bojowym, tak dalece nie wątpił, że teraz nareszcie nastąpi upragniona wielka bitwa. Spotkał go nowy zawód. Rzutki i śmiały ks. Bagration pragnął walki, wierzył, że można bronić się skutecznie pod twierdzą, tak potężną jak Smoleńsk, i powstrzymać Napoleona w pochodzie. Wszyscy niżsi generałowie obu armii podzielali jego zdanie. Ale naczelny dowódzca, Barclay de Tolly, który przekonał się już tyle razy o ogromnej wyższości Napoleona i tyle razy znajdował się skutkiem jego genialnej strategiki w położeniu prawdziwie rozpaczliwem, obawiał się osaczenia i odcięcia całej armii od Petersburga i Moskwy. Pozostawiono więc w Smoleńsku korpus Doktorowa, a reszta wojsk rosyjskich zajęła stanowiska po drugiej stronie Dniepru, i ztąd wysyłano w czasie walki posiłki do miasta. Dnia 17 sierpnia Napoleon kazał przypuścić szturm ogólny. 
Odwrót znad Berezyny. Kareta artystek komedyi francuskiej. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.
Odwrót znad Berezyny. Kareta artystek komedyi francuskiej. Z panoramy W. Kossaka i J. Fałata.

Walka była długa i bardzo krwawa. Gdy arty lery a francuska znalazła punkt położony nad miastem i poczęła ztąd zasypywać je gradem kul, Rosyanie podpalili wszystkie magazyny z zapasami żywności i wycofali się w nocy z dnia 17 na 18, zasłaniając odwrót śmiałemi atakami na szturmujących. Dnia 18 resztki armii rosyjskiej przeszły na drugą stronę Dniepru, mosty łyżwowc zniesiono, a stały podpalono. Miasto stało w płomieniach, kiedy wkroczyły do niego wojska francuskie. Praktycznych korzyści nie przyniosło drogo okupione zwycięstwo. Według obliczeń naczelnego chirurga „Wielkiej armii” Larreya, po stronie francuskiej było 1.200 zabitych i 6.000 ranionych, w samym korpusie polskim, przeszło 2.000 zabitych i ranionych. Straty rosyjskie były jeszcze znacznie większe. W Smoleńsku znaleziono 4.000 zabitych i 6.000 ranionych. Ogółem straty obustronne obliczają na 20.000 ludzi. 

W Smoleńsku raz jeszcze zawahał się Napoleon. Wyprawa w głąb Rosyi wydawała się niebezpieczną wobec zbliżającej się jesieni, ale nowe zwycięstwa zachęciły go do pochodu. Marszałek Smoleńsku. Neapolu spotkali się na wzgórzu W alutyńskiem z częścią armii rosyjskiej, cofającej się pod dowództwem samego Barclaya de Tolly ku Moskwie, i stoczyli tam dnia 19-go sierpnia morderczą bitwę. Tylko przez niedbalstwo dotkniętego już wówczas chorobą umysłową Junota i nieoględność Napoleona, który nie przysłał dostatecznych posiłków, nie odnieśli zupełnego zwycięstwa. Na lewem skrzydle gen. Wittgenstein zadał Oudinotowi dnia 16 bardzo ciężką klęskę pod Połockiem, ale w dwa dni później musiał cofnąć się z wielkiemi stratami. Na skrzydle prawem Schwarzenberg wystąpił energicznie. Skorzystał z rozproszenia armii gen. Tormasowa, który przygotowywał się do akcyi zaczepnej w Ks. Warszawskiem, odparł dywizye Czaplica i Lamberta i odniósł d. 12 sierpnia pod Horodecznem zupełne zwycięstwo, ale nie wyzyskał go, lecz pozwolił zorganizować się dywizyom Tormasowa i zaczekać na przybycie armii naddunajskiej. Wszystkie te powodzenia były tylko połowiczne, ale utwierdziły Napoleona w przekonaniu, że nie grozi mu na skrzydłach żadne niebezpieczeństwo. Próżno marszałkowie zwracali uwagę na nieustanne zmniejszanie się armii skutkiem walk, chorób, a zwłaszcza maruderki. Niektóre korpusy zmalały do połowy, zwłaszcza niemieckie i włoskie, z których żołnierze powracali z łupem tłumami do swej ojczyzny. Nie poskutkowały przedstawienia ks. Eugeniusza, Neya, Poniatowskiego, Kniaziewicza i innych generałów, że prawe skrzydło jest zagrożone. Cesarz nie wierzył, czy nie chciał wierzyć, że gen. Tormasow, mimo poniesionej klęski, dowodzi bardzo poważną siłą zbrojną, że Schwarzenbergowi ufać nie można, nie zgodził się na żądanie Po niatowskiego, aby pozwolił mu iść na Wołyń, zająć się obroną Księstwa i zebrać nową armię i zapasy dla wojsk powracających. Dowiedziawszy się, że wszystkie wojska Barclaya de Tolly i Bagrationa zebrały się nad rzeką Użą, wyruszył przeciw nim, ale stanowisko było już opuszczone, jak zwykle. Generałowie rosyjscy, z obawy przed klęską, cofali się nieustannie i mimowoli p rzep ro wadzali plan, nakreślony na początku wojny przez gen. Pfuhla a popierany przez cesarza Aleksandra. Napoleon jednak przewidywał, że Moskwy nie oddadzą mu bez bitwy, i zamykając oczy na niebezpieczeństwo dalszego pochodu, wyruszył naprzód. Rzeczywiście wodzowie rosyjscy, stanąwszy przed bramami Moskwy, zdecydowali się na przyjęcie rozstrzygającej bitwy dnia 29-go lub 30-go sierpnia. Ułożono już plan, ale tymczasem zmieniły Pod się stosunki. Naczelne dowództwo otrzymał książę Kutuzow* Moskw{> generał wsławiony i łubiany przez zachowawcze koła rosyjskie. Jak przewidywali generałowie, którzy nie chcieli zgodzić się na plan Pfuhla, ludność nie rozumiała taktyki cofania się bez bitwy, w kraju wzmagało się niezadowolenie ze spustoszeń, wyrz' dzanych przez wojska obustronne, i jakkolwiek zrzucono wszelką odpowiedzialność na nieprzyjaciela, to nie szczędzono zarzutów Barclayowi i domagano się zamianowania dowódzcy narodowego (Barclay de Tolly był Inflantczykiem). Cesarz Aleksander uległ namowom i prośbom swego otoczenia i podczas swego pobytu w Moskwie, w ostatnich dniach lipca, zdecydował się na oddanie dowództwa naczelnego ks. Kutuzowowi, a gubernatorowi gen. Roztopczynowi dał wskazówki postępowania w dalszej wojnie. 

Nowy dowódzca nie zmienił planu, ułożonego przez swego poprzednika, a teraz podkomendnego, wybrał tylko inne pole walki, w pobliżu Możajska, nad rzeką Moskwą, około wsi Borodyno. Wzniósł potężne i warowne szańce, aby uzyskać na niebardzo korzystnym terenie silny punkt oparcia, i w pierwszych dniach września armie nieprzyjacielskie stanęły naprzeciw siebie. Dnia 5-go wojska francuskie zdobyły po godzinnej walce wysuniętą naprzód redutę, która zagradzała im drogę. Nazajutrz panował spokój, jak gdyby milczące zawieszenie broni. 
Powrót Napoleona z nad Berezyny. Z obrazu J. Chełmońskiego.
Powrót Napoleona z nad Berezyny. Z obrazu J. Chełmońskiego.

Mowa Yorka do Stanów wschodnio pruskich w Królewcu, d. 5 lutego 1813 r. Według obrazu O. Brausewettera.
Mowa Yorka do Stanów wschodnio pruskich w Królewcu, d. 5 lutego 1813 r. Według obrazu O. Brausewettera.

Dnia 7 rano rozpoczęła się bitwa, nie największa, ale pewno najstraszliwsza i najkrwawsza od Borodynem wynalezienia prochu. Pod względem liczebnym siły przeciwników były prawie równe – po każdej stronie stało około 100,000 wojska – ale Napoleon posiadał lepszą artyleryę i celniejszych strzelców. Armia jego była silna nieopisanym zapałem; siła armii rosyjskiej była w niewzruszonej wytrwałości w oporze. Wśród straszliwego huku 1200 dział, gradu kul, kałuży krwi, stosów trupów i ranionych, przez cały dzień aż do zmroku trwała okropna walka. Wojska francuskie wyparły przeciwników z redut, ale gdy nie otrzymały dostatecznych posiłków, mimo usilnych próśb generałów, musiały ustąpić z niektórych. Tu dopiero, pod Moskwą, Napoleon przypomniał sobie, że znajduje się o 800 mil od Francyi, i nie chciał wysłać swojej gwardyi na pole walki, aby jej nie stracić. Wśród powszechnego zapału, on sam tylko był ponury, smutny, roztargniony, prawie apatyczny. Nie udzielił też pomocy ks. Józefowi Poniatowskiemu, który przedarł się ze swoim 12.000-nym korpusem przez gęste lasy na tyły armii rosyjskiej, i wyparłszy tam oddział gen. Tuczkowa z zajętych pozycyi, mógł był odciąć księcia Kutuzowa od Moskwy, gdyby posiadał dywizyę więcej. Popołudniu położenie wojsk rosyjskich polepszyło się znacznie; dopiero śmierć walecznego ks. Bagrationa wywołała zamieszanie w szeregach i przechyliła zwycięstwo na stronę Napoleona. Obie armie nocowały na polu walki, a nazajutrz książę Kutuzow cofnął się w zupełnym porządku. Armia jego, skutkiem niezwykłej u Napoleona apatyi, a nawet lękliwości, nie została zniweczona. Na polu walki pozostało około 90.000 ludzi i 20.000 koni. Dokładnie strat obliczyć niepodobna. Thibaudeau oblicza straty Rosyan na 50.000, Francuzów na 30.000; naoczny świadek, gen. Hoffman, podaje liczby cokolwiek mniejsze 40- 45.000 po stronie rosyjskiej, 30.000 po stronie francuskiej. Jak namiętną była walka, można osądzić ztąd, że z marszałków francuskich, tylko Murat i Ney, który zasłużył sobie tam na tytuł księcia Moskwy, z wyższych dowódzców rosyjskich (oprócz ks. Kutuzowa, który tak samo jak Napoleon był poza obrębem ognia) tylko Barclay de Tolly nie otrzymali żadnej rany. 

Droga do Moskwy, upragnionego celu wyprawy, była otwarta, Dnia 14 września Napoleon zajął przedmieścia, a nazajutrz wkroczył do starej stolicy. Zastał tam pustki zupełne. Po bitwie pod Borodynem, gubernator Roztopczyn zawezwał ludność do opuszczenia, miasta. Przez cały tydzień snuły się po wszystkich drogach, wiodących ku wschodowi i na południe, nieskończone karawany wozów; w mieście pozostała tylko ludność uboga, rzemieślnicy, robotnicy i motłoch uliczny. Nie długo Napoleon cieszył się posiadaniem stolicy. Drugiej zaraz nocy na wszystkich punktach miasta wybuchnęły płomienie, i pożar ogarnął szybko całe miasto. Wszelkie próby gaszenia były nadaremne. Po pięciu dniach z ogromnego miasta pozosłały tylko walące się mury, dymiące zgliszcza i starożytny Kreml. Ogień był niewątpliwie podłożony, czy na rozkaz gen. Roztopczyna, z wiedzą ks. Kutuzowa, lub według ułożonego zgóry planu, tego dotąd nie wyjaśniono zupełnie. Bądź co bądź, Rosyanic poświęcili swą stolicę, aby pozbawić nieprzyjaciela leży zimowych i zmusić go przez to do odwrotu. 

Napoleon zatrwożył się. Utracił punkt oparcia, dla którego zdobycia naraził się na tak ogromne straty i niebezpieczeństwa. Pozostała mu jednak nadzieja, że zdoła skłonić ces. Aleksandra do zawarcia pokoju. Ale cesarz, zachęcany do wytrwania przez swoich doradców pruskich, o pokoju nie myślał; odpowiedzi na list, wysłany do Petersburga za pośrednictwem rosyjskiego radcy stanu Jakowlewa, nic było, a posła Lauristona, który miał udać się do cesarza Aleksandra, książę Kutuzow zatrzymał do dnia 17-go października w swoim obozie. Tymczasem zbliżała się zima, pożywienia dla wojska nie było, pożądana propozycya zawarcia pokoju nie nadchodziła. Książę Kutuzow, uprowadziwszy swą armię z pod Borodyma, zreorganizował ją szybko, powiększył wielkim zastępem ochotników i zajął stanowiska pomiędzy Moskwą a Kaługą, jak gdyby zamierzał bronić magazynów tamtejszych i fabryki broni w Tuli. Równocześnie zagrażał z tego stanowiska związkom Napoleona z zachodem, mógł przeciąć drogę do Smoleńska. Wreszcie dnia 18 października zerwał zawieszenie broni i uderzył na Murata stojącego pod Winkowem. Król Neapolu nic spodziewał się zaczepki, poniósł wielkie straty w ludziach i bagażu, pozostawił w rękach rosyjskich kilkanaście dział i uniknął zupełnego rozbicia tylko skutkiem energicznego wystąpienia ostrożniejszych wojsk polskich. W ciężkiej tego potrzebie zginął szef sztabu księcia Poniatowskiego, gen. Fiszer, z nim 500 Polaków. Teraz dopiero Napoleon zrozumiał, że próżno się łudził, i zdecydował się na odwrót. Wym inął zręcznie armię Kutuzowa, stojącą pod Torontinem, i przedostał się na drogę do Smoleńska, ale nie bez walki. Ks. Kutuzow w ostatniej chwili zajął inne stanowisko, i pod Małojarosławcem zetknął się z nim dnia 24 października wicekról włoski. W zaciętej i krwawej bitwie, w której bohater z pod Samo-Sierry, Kozietulski, dokazywał cudów waleczności i otrzymał ciężką ranę, Eugeniusz odparł znacznie liczniejsze wojska rosyjskie. Bitwa kosztowała Rosyan 8.000, Francuzów 6.000 ludzi. Wśród walk nieustannych i ciężkich, zimna i głodu, „Wielka armia“, zmniejszająca się z dniem każdym, otoczona chmurą kozaków, niepokojona we dnie iw nocy, przedzierała się przez śniegi ku Smoleńsku. Stanęła w tem mieście dnia 10 listopada. W ciągu 3 dni zebrały się resztki wojsk powracających z Moskwy, ogółem 40.000 żołnierzy, za którymi wlokło się conajmniej tyleż nędzarzy, obdartych, zgłodzonych, bez porządku, komendy, a nawet broni. Z 37.000 wspaniałej jazdy pozostały zaledwie 3.000, z 600 armat dowieziono do Smoleńska 250. Ale na widok tej starożytnej warowni otucha wstępowała w serca. Smoleńsk leży już na połowie drogi do Wilna, i dotarszy do niego, armia mogła liczyć na pomoc oddziałów, pozostawionych na skrzydłach w odwodzie, i na zapasy żywności. Kiedy Napoleon zdecydował się ostatecznie (w Smoleńsku) na pochód do Moskwy, przesłał generałom, którym powierzył obronę swych związków z zachodem, szczegółowy plan działania; przewidywał wszystko, nawet możliwość klęski i przymusowego odwrotu. Tego tylko nic przewidział, że rozkazy jego nie będą wykonane. Lekceważył też zbytnio wojska rosyjskie, które pozostawiał za sobą na skrzydłach, a ufał za bardzo sprzymierzeńcom. Feldmarszałek austryacki, Schwarzenberg, który od samego początku wojny zachowywał się dość obojętnie, zajął postawę wyczekującą, gdy widoki zwycięstwa Napoleona zmniejszyły się bardzo skutkiem awanturniczej wyprawy na Moskwę. Pozostawił w spokoju osłabionego przez klęskę pod Horodecznem gen. Tormasowa i pozwolił mu połączyć się z powracającym z nad Dunaju korpusem adm. Czyczagowa. Armia południowa urosła przez to do 64.000 ludzi i zwróciła się ku granicom południowym Ks. Warszawskiego, a zastawszy tam Schwarzenberga, zboczyła ku północy i wyruszyła do Mińska. Schwarzenberg powlókł się za nią wolno do Słonima i stąd powrócił znowu na swoje dawne stanowiska. Ufne w jego pomoc, oddziałki polskie, rozłożone pomiędzy Słonimem a Mińskiem, nie miały się na baczności. 

Odwrót „Wielkiej armii
Odwrót „Wielkiej armii".

Dnia 19 października wojska rosyjskie zgniotły pod Słonimem pułk litewski Konopki, który, raniony, dostał się do niewoli, dnia 13-go listopada rozbiły4.000-czny oddział Kosseckiego w Kojdanowie i zbliżyły się do Mińska, aby zastąpić drogę Napoleonowi. Na drugiem skrzydle gen. Wittgenstein uderzył z Połocka na nieoględnego marszałka Oudinota, wyparł go z Witebska i zabrał nagromadzone tam zapasy żywności. Jeżeli te dwie armie rosyjskie zdołają połączyć się i stanąć na drodze naciskanych z tyłu przez Kutuzowa szczątek „Wielkiej armii”, to z tych setek tysięcy, które potężna wola Napoleona rzuciła ku wschodowi, żywa noga nie ujdzie... 

Napoleon przekonał się w Smoleńsku, że nie może pozostać tam i czekać na posiłki. Oblężenie byłby zapewne wytrzymał, jakkolwiek warownia była stara i po części zburzona, ale zapasów żywności, które miano tam nagromadzić, nie było. Co zebrano, wy starczyło zaledwie na zaspokojenie chwilowego głodu. Nie wykonano jego rozkazów; urzędnicy, którym powierzono dostawę, myśleli tylko o zapełnieniu swoich kieszeni. Postanowił więc cesarz podążyć najkrótszą drogą, przez Orszę i Borysów do Wilna. Dnia 14 listopada wysadzono w powietrze mury Smoleńska, i pierwsze oddziały armii wyruszyły ku Orszy. Ale już z dwóch stron zabiegano mu drogę. Od południowego wschodu zbliżał się książę Kutuzow, i gdy Napoleon ze strażą przednią stanął w Krasnem, wojska rosyjskie odcięły od niego resztę armii pod dowództwem Davousta i Neya, którzy za nim wyruszyli ze Smoleńska. Napoleon odwrócił się iw krwawej bitwie wywalczył drogę Davoustowi, ale nie czekał już na Neya, lecz pomaszerował dalej ku Orszy. Zdawało się, że Ney jest zgubiony. Śmiały marszałek jednak przeszedł przez niezupełnie jeszcze zamarznięty Dniepr, uniknął w ten sposób niebezpieczeństwa iw Orszy połączył się z resztą armii. Z drugiej strony, od Witebska, zbliżał się gen. Wittgenstein, który tymczasem poraził część korpusu Victora, aby uprzedzić Napoleona. Działa Kniaziewicza pod Dąbrowną przeszkodziły wykonaniu tego zamiaru. W Orszy nareszcie armia francuska znalazła dostateczne zapasy żywności, kilkadziesiąt dział, wiele amunicyi, a nawet pontony. Straciła ona w drodze ze Smoleńska skutkiem walk, głodu i mrozów, około 10.000 ludzi, ale mogła już teraz liczyć na czynną pomoc Oudinota, St. Cyra i Victora. Tymczasem nadeszła groźna wieść, że adm. Czyczagow wpadł 17 listopada do Mińska, rozbił tamtejszą małą załogę polską pod dowództwem Bronikowskiego i zagraża mostom na Berezynie pod Borysowem. Napoleon wysłał natychmiast Dąbrowskiego dla ubezpieczenia mostów. Ale Dąbrowski przybył już zapóźno i posiadał za mało wojska, aby mógł wykonać polecenie. Stoczył pod Borysowem dnia 20-go listopada z wojskami Czyczagowa bitwę, w której stracił około 2.500 ludzi, i nazajutrz, otrzymawszy posiłki, zdobył miasto, ale Rosyanie, cofając się, spalili mosty na Berezynie. Droga była przecięta, a pontony znalezione w Orszy, Napoleon kazał spalić, opuszczając to miasto. 

Położenie było rozpaczliwe. Z tyłu, od południowego wschodu, zbliżała się armia Kutuzowa, i chmura kozaków naciskała na niekarne już po części, wynędzniałe, upadające ze znużenia i zimna resztki wojsk napoleońskich. Z drugiej strony, z północnego wschodu, nadchodziły pułki Wittgensteina. Z tych kleszczy, zamykających się coraz szczelniej, można było wydobyć się tylko przez szybką przeprawę przez Berezynę. Jeżeli uda się osiągnąć drugi brzeg, spalić za sobą mosty i pozostawić za sobą nieprzyjaciela, to przynajmniej część „Wielkiej armii” będzie uratowana. Ale na rzece nie było już mostów, a na przeciwnym brzegu stał korpus adm. Czyczagowa, nie wiele słabszy od całej armii francuskiej, aby zasypać ją podczas przeprawy gradem kul i zatopić w lodowatych nurtach. Napoleon przez zręczny fortel zwiódł Czyczagowa. Obudził mniemanie, że zamierza przeprawić się przez rzekę poniżej Borysowa, i gdy admirał rosyjski ustawił tam swoje wojska, kazał zbudować na prędce 2 mosty na stronie przeciwnej, pod Studzianką. Dla ułatwienia pochodu spalono obóz, i dnia 26 listopada rozpoczęła się przeprawa przez rzekę. Dla zasłonięcia jej, cesarz wysłał marszałka Victora przeciw Wittgensteinowi, i stra ży przedniej księcia Kutuzowa, a przeciw najgroźniejszemu przeciwnikowi, Czyczagowowi, rzucił Polaków pod dowództwem Dąbrowskiego i resztki korpusu piątego. Garstka ta, licząca zaledwie 3.000 ludzi, osadziwszy się w lasach i bagnach po lewej stronie mostu, z rozpaczliwym uporem broniła przeprawy przeciw podwładnemu admirała Ozyczagowa, Czaplicowi. Trzy razy zmieniali się w ciągu dnia dowódcy małego oddziału. Zajączkowi kula urwała nogę; Dąbrowski, który objął po nim dowództwo, otrzymał ranę w rękę, a jego następca, Kniaziewicz, raniony ciężko w nogę, musiał odstąpić dowództwo Ignacemu Krasińskiemu. Po drugiej stronie rzeki Victor walczył bohatersko z Wittgensteinem, ale nie mógł zapobiedz ostrzeliwaniu mostów ze wzgórz oddalonych. Wśród morderczej walki po obu stronach rzeki, przechodziły niedobitki przez słabe mosty, sklecone na prędzce z lichego materyału. Jeden z nich załamał się pod ciężarem furgonów i pod ogniem dział rosyjskich, a wtedy wszyscy rzucili się na drugi. Dnia 28 listopada Rosyanie zbliżyli się w wielkiej liczbie; dnia 29 obrona była już niemożliwa. W wojsku francuskiem powstał zamęt nieopisany. Wszystko tłoczyło się bez pamięci, depcąc się i spychając nawzajem z wąskiego mostu; rzeka, pokryta krą, zapełniła się ludźmi, końmi, wozami. Ustała wszelka karność, z dumnej i świetnej „Wielkiej armii” pozostały tylko tysiące nędzarzy, oszołomionych ogromem klęski, myślących tylko ou ratowaniu nędznego życia. 

Niedobitki „Wielkiej armii
Niedobitki „Wielkiej armii".

Garstka tylko dzielnych wytrwała do ostatniej chwili, bronią przeprawy przed korpusem adm. Czyczagowa, i jej tylko zasługą było, że Berezy na nie zamieniła się na grób dla resztek armii. 
Zaledwie 10.000 ludzi zebrał jeszcze Napoleon po drugiej stronie rzeki i, spaliwszy sztandary i znaki wojenne zniszczonych oddziałów, wyruszył ku Wilnu, skąd miały przybyć posiłki włoskie i niemieckie. Ale z oddziałów, wysłanych w drogę, zmarzła większa połowa, a oddział, towarzyszący cesarzowi, malał z dniem każdym. Jednych dobijał mróz, drugich głód, inni ginęli pod lancami ścigających kozaków, niektórzy opuszczali szeregi, aby uniknąć pogoni i na własną rękę wydostać się z rozpaczliwego położenia. W początkach grudnia resztki armii dotarły w okolice Wilna. Rząd litewski zdobył się na ogromny wysiłek i zgromadził zapasy żywności dla stu tysięcy ludzi na kilka tygodni, ale nie było komu ich użyć. Dnia 3 grudnia Napoleon wydał w Mołodecznie sławny buletyn 29-ty, w którym obwieścił zupełne zniszczenie „Wielkiej armii”, i wydał mnóstwo rozporządzeń, dotyczących utworzenia nowej armii i koncentrowania wojsk, nie pyta ją co to, czy spełnienie tych rozkazów było wogóle możliwe. W tym czasie otrzymał wiadomość, która przeraziła go nad miarę. Republikański generał Malet, który już w roku 1809 myślał o wykonaniu zamachu stanu i przywróceniu republiki i odtąd był trzymany w więzieniu, a później w zakładzie obłąkanych, potrafił omylić czujność dozorców, porozumieć się z przyjaciółmi i wykonać zamach w nieobecności cesarza. Wydobywszy się z zakładu, rozgłosił, że Napoleon zginął w Rosyi, a senat ogłosił republikę i zamianował go komendantem Paryża. Za pomocą sfałszowanych dokumentów przekonał jednego z pułkowników gwardyi, uwolnił kilku generałów, więzionych z powodu zdrady stanu, przy aresztował nawet ministra policyi Savary’ego (ks. Rovigo), i .dopiero w komendanturze zdemaskowano oszusta. Wszystko to trwało kilka godzin, w nocy z 22 na 23 października. Stawiono Maleta przed sądem wojennym i rozstrzelano dnia 29 tego samego miesiąca. Wypadek nie był wcale groźny, ale przeraził bardzo Napoleona, którego ubodło głównie, że nikt z oszukanych przez Maleta, na wieść o jego śmierci, nie pomyślał o tern, że pozostawił następcę tronu. Postanowił powrócić natychmiast do Paryża. W Smorgoniach pozostawił resztki swej armii, oddawszy je pod dowództwo wicekróla włoskiego, i dnia 5 grudnia pospieszył sankami, pod eskortą kilkudziesięciu Polaków, przez Wilno, Kowno, Warszawę do Francyi.

Rozkazów, pozostawionych przez niego, niepodobna było wykonać, bo wojska rosyjskie wkroczyły już do Litwy i Księstwa Warszawskiego nie było wojsk do ich odparcia. I one ucierpiały bardzo skutkiem walk, marszów pospiesznych, mrozów i głodu. Według najsumienniejszego z historyków tej wojny, Cham bray’a, ze 120.000 ludzi ks. Kutuzowa pozostało tylko 35.000, z 30.000 Wittgensteina 13.000, a adm. Czyczagow również nie miał więcej. Pozostawieni na skrzydłach sprzymierzeńcy Napoleona, Austryacy i Prusacy, rozporządzali nie wiele mniejszą siłą zbrojną i mieli wojska wypoczęte i dobrze odżywione. Ale ani Schwarzenberg ani gen. York nie myślał ratować sprawy napoleońskiej. Feldmarszałek austryacki już podczas odwrotu Napoleona zachowywał się dwuznacznie, a pod koniec roku zawarł z pełnomocnikiem rosyjskiem bar. Anstetetten ustne zawieszenie broni. Gen. pruski, York von Wartenberg, postąpił śmielej. Postanowił zmusić bojażliwego króla Fryderyka Wilhelma do stanowczego wystąpienia przeciw Napoleonowi, w przekonaniu, że nadeszła chwila złamania jego potęgi. Zawarł dnia 30 grudnia na własną odpowiedzialność w Tawrogach z gen. Dybiczem umowę, która równała się sojuszowi zaczepno odpornemu, i skłonił na początku roku 1813 Stany wschodnio-pruskie, zebrane w Królewcu, do zorganizowania pospolitego ruszenia. W krótkim czasie dywizya jego z 13.000 ludzi urosła do 43.000. Fryderyk Wilhelm przeraził się śmiałym krokiem patryotycznego generała i odebrał mu dowództwo, ale przywrócił mu je, gdy nikt nie chciał objąć komendy nad jego oddziałem, a ulegając rozwojowi wypadków, którym zapobiedz nie zdołał ani też nie chciał szczerze, niebawem zawarł przymierze z Rosyą. 

Żadna dyalektyka niemiecka nie zmieni faktu, że York dopuścił się zdrady; ale nie można zaprzeczyć, że jego śmiały krok pozwolił Prusom wydobyć się z poniżenia i odzyskać stanowisko mocarstwowe. W Księstwie Warszawskiem takiej samodzielności nikt nie okazał, ani na początku wojny, kiedy konfederacya generalna upoważniała do tego, ani po zniszczeniu wielkiej armii. 

W początkach roku 1813 Księstwo Warszawskie posiadało jeszcze stosunkowo znaczne siły zbrojne. W Gdańsku ks. Michał Radziwiłł miał całą dywizyę, przeszło 7.000 ludzi, w Modlinie były 2 pułki piechoty, w Zamościu 4.000 ludzi, ks. Józef Poniatowski, wracając z nad Niemna do W arszawy, zebrał 8.000, a gdy cofnął się do Krakowa, oddział ten urósł do 15.000. Blizko 40.000 wojska więc posiadało w początkach r. 1813 Księstwo Warszawskie, oprócz oddziałów, sformowanych przez generałów francuskich i uprowadzonych za granicę, a napływ ochotników był tak wielki, że liczba ta mogła się podwoić. Ale pomiędzy dowódzcami nie było takiego, który by umiał i zechciał zapewnić tej sile zbrojnej stanowisko samodzielne. Istniał podobno jakiś związek tajny, który zmierzał do tego, ale o działalności jego nic nie wiadomo. Dowódzca naczelny, ks. Poniatowski, był zapalonym wielbicielem Napoleona, uważał każdy krok samodzielny za zdradę względem swego cesarza, za czyn niegodny uczciwego człowieka, i gdy wojna rozpoczęła się na nowo, poprowadził wszystkie wojska polskie do obozu napoleońskiego. Tak więc Księstwo Warszawskie, pozbawione rządu i armii, przestało istnieć, zanim jeszcze uchwalono jego zniesienie, i dla tego też nie miało na Kongresie wiedeńskim swego przedstawiciela.

Dawny hotel Angielski w Warszawie. Kopia z „Tygodnika Ilustrowanego
Dawny hotel Angielski w Warszawie. Kopia z „Tygodnika Ilustrowanego".
keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new