Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Wiadomo, że państwem tem była Rosya, i cesarz Mikołaj I postanowił skorzystać z tej pomyślnej okoliczności, aby przeprowadzić na południu dawne plany Piotra Wielkiego i Katarzyny II: wyprzeć Turków z Europy. W warunkach ówczesnych wszystko zachęcało do tego przedsięwzięcia. Turcya uchodziła za ruinę niezdolną do energiczniejszego oporu; z Anglią, która najwięcej zawsze sprzeciwiała się wejściu Rosyan do Konstantynopola, cesarz Mikołaj utrzymywał bardzo przyjazne stosunki; ze strony Francyi nie spodziewał się energicznego protestu, w przypuszczeniu, że nowy monarcha przedewszystkiem starać się będzie o utwierdzenie swej władzy; u Franciszka Józefa liczył na wdzięczność za pomoc w wojnie z Węgrami; Prusy były upokorzone, zmuszone do szukania silnego punktu oparcia, którym stać się mogła tylko Rosya, albo, jak mniemano w Petersburgu, przychylna dla niej Austrya.
Zdawało się więc, że zupełnie Turcya będzie zupełnie osamotniona w walce, a w takim razzie mało niebezpiecznym nieprzyjacielem. Tymczasem wszystkie te rachuby zawiodły, i kiedy przyszło do wojny, nie Turcya lecz Rosya znalazła się w zupełnem osamotnieniu, wobec koalicyi wszystkich większych państw europejskich.
O powód do wojny nie było trudno. I na półwyspie Bałkańskim, a mianowicie w Mołdawii i na Wołoszczyznie, ruch rewolucyjny r. 1848 uwydatnił się liberalnemi demonstracyami, których celem była naprawa ustroju państwowego. Ruch ten doprowadził do wspólnej okupacyi księstw przez wojska rosyjskie i tureckie i do nowego uregulowania stosunków w taki sposób, że Rosya uzyskała w księstwach prawie te same prawa, jak zwierzchnicza Turcya. (Umowa w Bałcie i Limanie z maja 1849 r.). Łatwo zrozumieć, że taki sposób załatwienia sprawy nie był po myśli Turków i nie naprawił stosunków wzajemnych. Innym powodem nieporozumienia stały się następstwa powstania na Węgrzech. Po upadku powstania, oba sprzymierzone mocarstwa zażądały od Turcyi wydania Węgrów i Polaków, którzy schronili się za granicę; rząd turecki jednak, popierany przez Francyę i Anglię odmówił stanowczo. Najważniejszą jednak sprawą, która doprowadziła ostatecznie do wybuchu wojny, był wlokący się od dawna pomiędzy sca święte, duchowieństwem rzymsko-katolickiem i prawosławnem spóro prawo opieki nad miejscami świętemi. W sporach tych zabierały głos rządy: francuski, posiadający tradycyjne prawo opieki nad katolikami wschodu, i rosyjski, występujący w obronie duchowieństwa prawosławnego.
W roku 1853 spór ten zaostrzył się groźnie. Napoleon, któremu chodziło bardzo o sympatye i poparcie duchowieństwa, zajął się energicznie tą sprawą i zażądał od Turcyi, aby przyznała katolikom wyłączne prawo posiadania pewnych miejsc świętych a klucze do głównej bramy świątyni betleemskiej oddala patryarsze katolickiemu. Cesarz Mikołaj natomiast żądał, oprócz mniejszych ustępstw, formalnego uznania protektoratu Rosyi nad prawosławnemi w Turcyi, opierając się na jednym z punktów umowy zawartej w roku 1774 w Kuczuk Kainardże. Po długich pertraktacyach, które nie doprowadziły do celu, dnia 28 lutego r. 1853 przybył do Konstantynopola poseł rosyjski ks. Menszykow, i zażądał z pominięciem form dyplomatycznych, zawarcia traktatu, przyznającego Rosyi żądany protektorat. Rząd turecki nie zgodził się na to, ufając w pomoc Anglii i Francyi, i dnia 21 lutego ks. Menszykow, stawiwszy dwa razy ultimatum, opuścił z całym personelem ambasady stolicę sułtana.
Wojna była teraz nieunikniona, i cesarz Mikołaj przygotowywał się do niej bez obawy oporu z czyjejkolwiek strony. Posłowi angielskiemu Seymourowi mówił otwarcie o możliwej śmierci „chorego nad Bosforem”, i wyraził przekonanie, że jeżeli w tej sprawie porozumią się Anglia i Rosya, to Francy a musi zachować się spokojnie. O Prusach nie wspominał cesarz, o Austryi zaś wyraził się w tych słowach: „Musisz pan wiedzieć, że gdy mówię o Rosyi, to tem samem mówię o Austryi”.
Rząd angielski nie był jednak skłonny do porozumienia się w tej sprawie; energiczne wystąpienie Rosyi przeciw Turcyi sprzeciwiało się wszelkim zasadom i zamiarom polityki wielkobrytańskiej. Wiara we wdzięczność Austryi za pomoc w powstaniu węgierskim była nieuzasadniona. Wprawdzie rząd Franciszka Józefa był najprzychylniej usposobiony dla Rosyi, ale od tej przychylności był silniejszy wzgląd na własne interesy. Obawiano się w Wiedniu, że Rosya zajmie księstwa naddunajskie, przytykające od strony wschodniej do monarchii, i uważano to za bardzo groźne niebezpieczeństwo na przyszłość. Oba rządy, angielski i austryacki, porozumiały się więc z Napoleonem, aby przeciwdziałać akcyi rosyjskiej, a w zmowie wzięły także udział w głębokiej tajemnicy przed Petersburgiem Prusy. Rozpoczęła się teraz nadzwyczajnie zajmująca gra dyplomatyczna, która byłaby zapewne doprowadziła do wypadków bardzo groźnych dla Rosyi, gdyby nie wmieszanie się Ottona Bismarcka, rozpoczynającego wówczas właśnie swą karyerę polityczną.
Napoleon III nie chciał być malowanym tylko następcą swego Program wielkiego stryja. Wojownikiem genialnym nic byl; za to prze- napoleoński, wyższał stryja bystrością polityczną i biegłością w dyplomacyi. Stan rzeczy wytworzony na kongresie wiedeńskim nie zadawala go.
Marzył o nowem ułożeniu stosunków europejskich na podstawie idei narodowościowej i nic wątpił, że w taki sposób powstanie stan trwały, będą usunięte główne przyczyny wo- Kwestya jen i przewrotów politycznych. Przytem spodziewał się, że utwierdzi najpewniej swój tron i dynastyę, jeżeli odnowi na swój sposób sławę stryja i wielkość polityczną Francyi, zrobi ją ponownie środowiskiem świata politycznego. Ponieważ zaś Rosya była najsilniejszą podporą stanu rzeczy wytworzonego na kongresie wiedeńskim i wowych czasach przodowała w polityce europejskiej, pierwszym celem Napoleona było ograniczenie i złamanie jej wpływów na zachodzie. Tak powstała myśl wystąpienia przeciw Rosyi. Idea ta znalazła zwolenników, czy też powstała samoistnie także w Anglii, i w lutym r. 1854 ówczesny minister spraw zagranicznych lord Clarendon wystąpił ku wielkiemu zdumieniu Europy w parlamencie z mową, w której otwarcie wykazywał „potrzebę umniejszenia potęgi Rosyi i sprowadzenia jej wpływów na ościenne mocarstwa do granic historyczno etnograficznych“. Innego zdania był lord Palmerston, który trzymał się tradycyjnej polityki angielskiej i rozważał wszystkie sprawy ze stanowiska interesów handlowych. Przez krótki czas przeważały wpływy Clarendona, który posiadał zaufanie i poparcie księcia małżonka Alberta. Do programu tego bowiem przyłączył się także pełnomocnik pruski w Londynie, osobisty przyjaciel Fryderyka Wilhelma IV, Bunsen, i, oczywiście nie bez porozumienia z ministrem angielskim, przesłał w pierwszych dniach marca swemu królowi szczegółowy plan zamierzonej akcyi. Dokument ten, ogłoszony dopiero po wielu latach w urywkach, wart ze względu na swoją treść przytoczenia: Prusy przystąpią do koalicyi mocarstw zachodnich przeciw Rosyi, i po odniesionych zwycięstwach, o których nie wątpiono, otrzymają w nagrodę za swój współudział, naddźwińskie pobrzeże morza Bałtyckiego, Szląsk austryacki i Morawy (z Czechami), zabiorą nadto Saksonię i staną na czele Niemiec zjednoczonych, z których ustąpi Austrya, zapłacona za to sowicie na południu swych dzierżaw. Wreszcie król saski przeniesie się do Warszawy.
Fryderyk Wilhelm i jego doradzcy berlińscy przyjęli tę propozycyę z wielkim zadowoleniem, i wkilka dni później król wysłał do Londynu posła Pourtalesa dla ułożenia szczegółowego planu akcyi. Propozycye pruskie streszczały się w dwóch punktach: 1) Anglia wyśle przed dniem 12 kwietnia na morze Bałtyckie tło tę przeciw Rosyi, 2) zaraz po zawarciu umowy mocarstwa sprzymierzone ogłoszą publicznie, że jednym z głównych celów wojny jest zapewnienie Prusom bezpiecznej granicy od północy i wschodu.
Reszta umowy miała pozostać w tajemnicy. Zanim jednak jeszcze ministrowie angielscy przystąpili do rozpatrzenia tych wniosków, król pruski nakazał zerwać wszelkie układy. Ten nagły zwrot był dziełem Ottona Bismarcka. Dowiedziawszy się o projekcie Bunsena, Bismarck przybył pod koniec marca z Frankfurtu, gdzie reprezentował Prusy w związku niemieckim, do Berlina, i skłonił króla do zmiany polityki. Przyczyny nie zostały dotąd wyjaśnione zupełnie. Z listów Bismarcka zdaje się tylko wynikać, że przyszły kanclerz rzeszy niemieckiej obawiał się wyniku wojny francusko-angielsko-rosyjskiej nad wschodniemi granicami Prus i z tego powodu radził nie zrywać otwarcie z Rosyą, lecz politykować na wszystkie strony, robić Rosyi przyrzeczenia, a popierać w tajemnicy jej przeciwników i czekać na owoce tej obłudnej dyplomacyi. Przewodnią myślą Bismarcka było już wtedy zapewnienie Prusom roli przodującej w Niemczech a tem samem poniżenie Austryi, a jak trafnie obliczył, cel ten można było osiągnąć łatwiej i bezpieczniej przy pomocy Rosyi, niż przez walkę z nią. Dbał więc o to, aby w Petersburgu wierzono w przychylność rządu pruskiego, a wobec stanowiska, które w sprawie tureckiej zajęła Austrya, można było przewidzieć, że Rosya w przyszłości nie stanie w jej obronie.
Po niespodziewanem rozbiciu się układów z Prusami i wobec wahania się Austryi, która chciała tylko zapobiedz zajęciu księstw naddunajskich przez Rosyę i nic więcej, o przeprowadzeniu zamierzonej pierwotnie wielkiej akcyi mowy być nie mogło. Od strony południowej, nad morzem Czarnem, Rosya była prawie niedostępna. Mocarstwa zachodnie musiały więc zadowolić się pokrzyżowaniem zamiarów cesarza Mikołaja względem Turcyi.
Na południu panował już od czerwca r. 1853 stan wojenny. W kilka tygodni po opuszczeniu Konstantynopola przez ks. Menszykowa, cesarz wydał manifest, w którym była mowa o obowiązku Rosyi stawania w obronie prawosławia, a dnia 2 lipca 40.000 wojsk rosyjskich wkroczyło do księstw naddunajskich. Gdy Rosyanie posuwali się ku Dunajowi, floty angielska i francuska przepłynęły cieśninę Dardanelską i zajęły stanowisko obserwacyjne. Dnia 4 października Turcya wypowiedziała Rosyi formalnie wojnę, ale rok ten minął bez ważniejszych wypadków wojennych na lądzie. Natomiast flota rosyjska napadła na turecką w porcie Sinopy i zniszczyłają dnia 30 listopada. Ten wypadek skłonił Anglię i Francyę do energiczniejszego wystąpienia. W marcu r. 1854 oba rządy zawarły przymierze z Turcyą, a w maju ogłoszono przymierze angielsko-francuskie, którego możliwości cesarz Mikołaj wcale nie przypuszczał. Niebawem i Austrya przystąpiła formalnie do przymierza. Tylko Prusy zachowały postawę dwuznaczną; porozumiewały się ze sprzymierzonymi, ale równocześnie zapewniały Rosyę o swej przychylności i neutralności. Dnia 9 kwietnia sprzymierzeni podpisali na konferencyi wiedeńskiej protokół, w którym oświadczyli się z naciskiem za nietykalnością państwa tureckiego i wycofaniem wojsk rosyjskich z księstw naddunajskich. Tak więc Rosya znalazła się niespodziewanie wobec koalicyi wszystkich trzech mocarstw zachodnich, a położenie jej pogorszyło się jeszcze skutkiem zawodu, którego doznała na półwyspie Bałkańskim. Liczono na powstanie ludów słowiańskich półwyspu przeciw Turcyi, ale nadzieje te nie ziściły się. Tylko Grecya zdradzała ochotę do poparcia zamiarów rosyjskich, ale Anglia i Francya zapobiegły jej wmieszaniu się do wojny, wysadziwszy silne oddziały wojska w Pireusie.
Wreszcie i Turcya okazała się nieprzyjacielem silniejszym, niż przypuszczano. Wojska sułtańskie walczyły z bohaterstwem i nie bez powodzenia, i nawet najlepszy dowódzca rosyjski, ks. Paskiewicz, nie zdołał odnieść stanowczego zwycięstwa, lecz musiał po licznych szturmach odstąpić z wielkiemi stratami od oblężenia Sylistryi. Gdy wreszcie Austrya zgodziła się z Turcyą na wspólne zajęcie księstw naddunajskich, cesarz Mikołaj zdecydował się na wycofanie swoich wojsk z tych prowincyi. W sierpniu wkroczyli do nich Turcy pod dowództwem Omera-baszy i Austryacy pod dowództwem generała Coronini.
Tymczasem mocarstwa zachodnie wysłały znaczne siły zbrojne przeciw Rosyi. Na Bałtyku ukazała się flota angielsko-francuska dowodzona przez admirała angielskiego Karola Napiera, ale nie znalazła tam odpowiedniego pola działania. Nad morzem Czarnem, w Warnie, zebrała się armia lądowa, składająca się z 30.000 Francuzów i 20.000 Anglików. Francuzami dowodził marszałek St. Arnaud, Anglikami sędziwy lord Raglan, niegdyś towarzysz broni ks. Wellingtona. Pierwsza próba przeniesienia wojny na terytoryum rosyjskie nie powiodła się. 10.000-czny oddział, wysłany przez St. Arnauda do Dobrudży, wyginął w połowie skutkiem chorób w niezdrowym kraju i nie spotkał się wcale z Rosyanami. Sprzymierzeni dowódzcy postanowili więc uderzyć na Rosyę z innej strony, a mianowicie zająć najsilniejszą warownię rosyjską na południu, Sewastopol na półwyspie Krymskim. We wrześniu wojska francuskie i angielskie wraz z małym oddziałem tureckim wylądowały na zachodniem wybrzeżu krymskiem w pobliżu Eupatoryi, i dnia 20 tegoż miesiąca odbyła się nad rzeczką Alma pierwsza bitwa, która skończyła się porażką ks. Menszykowa.
Kilka jeszcze zwycięstw odnieśli na lądzie sprzymierzeni, dnia 25 października pod Balakławą, dnia 5 listopada pod Inkermanem, ale o szturmie na potężną fortecę, której bronił z wielką umiejętnością i energią gen. Totleben, ani myśleć nie było można. Armia sprzymierzona była zbyt słaba i zmniejszała się nieustannie skutkiem chorób i niedostatecznego wyżywienia. Zaczęto więc szukać nowych sprzymierzeńców i posiłków. W lipcu ułożono nowy program uregulowania sprawy wschodniej, a mianowicie postanowiono dążyć do za- państw zastąpienia protektoratu rosyjskiego nad księstwami naddunajskiemi protektoratem ogólnoeuropejskim, do zaprowadzenia wolnej żeglugi na ujściach Dunaju, ograniczenia potęgi rosyjskiej nad morzem Czarnem, wreszcie do oddania chrześcian mieszkających w państwie tureckiem pod opiekę samego rządu tureckiego. Na program ten zgodziły się także Austrya i Prusy, ale oczekiwania Francyi i Anglii, że rząd wiedeński zdecyduje się na wypowiedzenie wojny i przyłączy się czynnie do ich akcyi, zawiodły. Prusy pozostały nadal zupełnie na uboczu, kokietując i Rosyę i jej przeciwników. Państwa mniejsze, Bawarya, Saksonia, Wirtembergia, Hessya i inne stały po stronie Rosyi, ale nie zdołały skłonić rządu związkowego do wystąpienia. Przeszkadzała temu przewaga Austryi i Prus w związku niemieckim. Jednego tylko nowego sprzymierzeńca znalazły mocarstwa zachodnie: królestwo Sardynii, którego rządowi chodziło o to, aby zapewnić sobie sympatye Napoleona i Anglii i pomoc ich, gdy nadejdzie chwila urzeczywistnienia marzeń o zjednoczeniu narodowem Włoch. W maju 1855 roku król Wiktor Emanuel wysłał do Krymu 15.000 wojska, wzmacniając przez to znacznie sprzymierzoną armię oblężniczą. Generał francuski Niel ułożył nowy plan oblężenia, i Francuzi zabrali się z wielką energią do jego przeprowadzenia. Generał turecki Omerbasza, którego obecność nad Dunajem stała się już zbyteczna, przewiózł swój oddział do Krymu i wystąpił tam z wielkiem powodzeniem do walki z Rosyą. Zbliżała się chwila rozstrzygająca.
W tym właśnie czasie, dnia 2 marca r. 1855, umarł cesarz Mikołaj. Następca jego, cesarz Aleksander II (1855-1881), zrozumiał potrzebę zakończenia walki, która w warunkach istniejących musiała skończyć się klęską. Trzeba jednak było zaczekać na chwilę korzystniejszą, aby nie okupić zbyt wielkiemi ofiarami pokoju. W maju ekspedycya francusko-angielska zajęła Kercz i Jenikale i zniszczyła wielkie zapasy nagromadzone przez Rosyę na morzu Azowskiem, a Sewastopolowi groził coraz więcej upadek.
Dowództwo nad armią francuską objął po śmierci marszałka St. Arnauda, który skutkiem choroby umarł zaraz po bitwie nad Almą, po krótkich rządach gen. Canroberta, śmiały i bezwzględny gen. Pelissier, a miejsce lorda Raglana, który również nie doczekał się końca tej wojny, zajął gen. Simpson. Po długiej wojnie okopowej i walce podziemnej, w której celowali obaj przeciwnicy, generałowie Totleben i Niel, i po starannych przygotowaniach, dowódzcy wojsk sprzymierzonych postanowili przypuścić szturm stanowczy do warownych fortów wschodnich fortecy, Małachowa i Redona. Szturm pierwszy dnia 18 czerwca odparli Rosyanie, i nowy ich dowódzca naczelny (po Menszykowie), ks. Gorczakow, odważył się nawet na bitwę w otwartem polu, ale poniósł dnia 16 sierpnia nad rzeką Czernaja wielką klęskę. Dnia 8 września ponowiono szturm na oba wymienione forty. Anglicy, którzy uderzyli na Redon, zostali i tym razem odparci; Francuzi natomiast zdobyli, po krwawej walce pięciogodzinnej, uważany za niezdobyty fort Małachow.
Armia rosyjska wycofała się ku północy, i wielka warownia rosyjska dostała się po 349 dniach oblężenia nareszcie w ręce sprzymierzonych.
Prawie równocześnie wojska rosyjskie odniosły wielkie zwycięstwo na azyatyckim teatrze wojny, zdobywając po długiem oblężeniu, dnia 28 listopada, fortecę Ears bronioną energicznie przez oficerów angielskich, węgierskich i polskich. Zwycięstwo to zatarło cokolwiek wrażenie upadku Sewastopola i ułatwiło Rosyi układy pokojowe. Cesarz Aleksander przyjął w styczniu r. 1856 streszczony powyżej (str. 13) program mocarstw, i wmarcu zebrał się w Paryżu kongres, celem ostatecznego ułożenia warunków pokoju. Pokój paryski z dnia 30-go marca roku 1856 uregulował stosunki rosyjsko tureckie odpowiednio do wspomnianego programu, nie trzymając się go jednak niewolniczo: naprawa położenia chrześcian w państwie tureckiem przez wydanie osobnej ustawy (którą sułtan ogłosił już w styczniu, a więc przed zawarciem pokoju) morze Czarne uznano za neutralne; protektorat nad księstwami naddunajskiemi objęły wszystkie mocarstwa Europy. Oprócz tego na stąpiło uregulowanie granicy tureckiej, a mianowicie Rosy a ustąpiła Turcyi około 200 mil kwadratowych w Besarabii.
Wrażenie było wielkie, ale szybko przemijające i nie powszechne. Wojna na wschodzie tureckim-i „narodowość”? Znaczyć to mogło, co się komu podoba. Głowę podnieść miałby przedewszystkiem Serb, Bułgar – o ileby w tym ostatnim doszczętnie nie wytlała jakaś iskierka myśli o sobie. Ale Bułgarowi ani się nie śniłogłowy podnosić wobec naczelnego i zasadniczego tonu zachodnioeuropejskich pogróżek wojennych: „całość i niepodległość Turcyi”. Łudził się ten tylko, komu złudzenie starczyć musiało za jedyny posiłek. Z tej zamroczystości dwuznaczej nie wyłoniła się już ani razu w ciągu całej wojny krymskiej uroczyście na wstępie wywieszona chorągiew emancypacyi ludów. Były tylko szepty pokątne, „półoficyalnemi” zwane, i pisaniny dyplomatyczne.
Z jakiemi zamiarami nosił się Napoleon, dowiadujemy się z relacyi o jego rozmowie z małżonkiem królowej Wiktoryi, księciem Albertem, przekazanej nam w Martinsa „Life of the Princeu. Książę przybył odwiedzić cesarza w obozie w Boulogne-sur mer w początkach września 1854 r., w chwili kiedy pierwsze wojska francusko-angielskie wylądowały w Krymie. Kwestya „narodowości” wystąpiła bez dłuższych zachodów. Dla Anglii nie była ona ani wstrętną ani obojętną. Napoleon najotwarciej zaraz wyznał, że zasadzie narodowości hołduje nie tylko pod Apeninami, które w grze nie znajdują się jeszcze, ale też i nad Wisłą. Książę Albert zagadnął, o co mianowicie cesarzowi chodzi. Napoleon się rozgadał. Poprzestałby obecnie na obszarze dawnego Księstwa Warszawskiego. Co do Galicyi zostawiłby ją przy Habsburgach. Prusy mogłyby również zatrzymać przy sobie dawne swe nabytki polskie. Stosunki zażyłe Hohenzollernów z panującym domem angielskim znane są przecież dobrze cesarzowi Francuzów. Węzły familijne są święte. Porządki demokratyczne nie nakazują wprawdzie zbyt ściśle się liczyć z almanachem Gothy, ale tym razem Francya ma do czynienia ze sprzymierzeńcem tkliwym na genealogie arystokratyczne. O Prusach tedy warto będzie pomyśleć. Obecnie, cesarz mniema, że niejakie zmiany terytoryalne w obrębie powołanego niegdyś do bytu Księstwa Warszawskiego byłyby popularne nie tylko we Francyi i Anglii, ale nawet w całych Niemczech. Książe Albert wyraził powątpiewanie co do możliwości i prawdopodobieństwa owego współczucia Niemców. Obaj wysocy biesiadnicy zgodzili się wreszcie na jedno: że bez współudziału Prus i Austryi nic zrobić nie można. O) tej rozmowie musiał dowiedzieć się bardzo wcześnie Bismarck.
O tej daty zaznacza się zwrot w jego myślach: na kim polegać, na czyich plecach się oprzeć w razie nieuniknionego zatargu Prus z Napoleonem? Wyższość Bismarcka nad austryackimi, a nawet nad wszecheuropejskimi mężami stanu, widoczna już i w latach 1853-54, na tem polegała podczas wojny krymskiej, że odrazu wyciągał on wszystkie konsekwencye raz przyjętego lub raz zaniechanego systemu. Odrzuciwszy plan Bunsena, ostro i dobitnie nieprzyjazny dla Rosyi, zastąpił go natychmiast planem realnym, anty-bunsenowskim,-bez puszczenia jednak marzeń cudzych na marne. To, co do innych mocarstw, w sporze z Rosyą było tylko igraszką dyplomatyczną, środkiem drażnienia (w Anglii) lub tylko przedmiotem „obaw czujnych a bezpłodnychu (w Austryi), stać się miało w rękach dyplomaty pruskiego „narzędziem politycznemu niesłychanej sprawności, podwójnym kluczem do serca tych, których życzliwość i poparcie zdobyć należało. Nie mogło być narazie lepszego narzędzia od tej sprawy polskiej.
Do końca r. 1854 i w początkach 1855, aż do zgonu cesarza Mikołaja I, nad Sekwaną wspominano o tej sprawie rzadko tylko i mimochodem. Rozruszono się nieco dopiero ku wiośnie. W nieurzędowej części urzędowego „Monitora” ukazały się listy i adresy emigrantów, o których imiennie rozpisywać się niema potrzeby. Zarazem też rozwinięto niejaką czynność dyplomatyczną. Skutek, trzymany jak zawsze w najściślejszej tajemnicy, był nadzwyczaj lichy. W depeszy do lorda Clarendona z d. 27 marca 1855 r., Drouyn de Lhuys, francuski minister spraw zagranicznych, zażądał od Wielkiej Brytanii przyjęcia do liczby warunków przyszłego pokoju zastrzeżeń i rękojmi wypływających z tych części umów 1815 r., które dotyczą Polaków. Minister angielski nie zgodził się na wniosek, nazywając go „za wczesnym u, prawdopodobnie ze względu na to, że Sewastopol trzymał się jeszcze twardo. Ale i po upadku twierdzy gabinet angielski nie okazał się pochopniejszym do ustępstw. Bo kiedy w dniu 15 września hr. Walewski, następca Drouyn de Lhuys’a powtórzył ofertę poprzednika, Clarendon odpowiedział, że lubo powrót do traktatów 1815 r. byłby „pożądanym”, to jednak rząd W. Brytanii nie uważa dla siebie za stosowne wstawić tej kwestyi do warunków przyszłego pokoju.
Osobna konwencya pomiędzy Francyą, Anglią i Austryą z dnia 29 kwietnia poręczała nietykalność państwa tureckiego po wszystkie czasy i zobowiązywała mocarstwa do przeprowadzenia pokoju paryskiego.
*****
Tak więc Rosya wyszła obronną ręką, bez strat znaczniejszych, z niebezpieczeństwa, którem groziła jej w początkach wojny krymskiej koalicya mocarstw zachodnich. Wszystkie przykre następstwa tej wojny spadły na Austryę, która nie umiała zająć w niej określonego stanowiska, lecz wahała się przez cały czas i skutkiem tego nie zapewniła sobie żadnych uchwytnych korzyści, a zraziła sobie stanowczo przychylnego dotąd sąsiada. Tę niezręczną, niezdecydowaną politykę przypłaciła Austrya podwójną ciężką klęską: w wojnie włoskiej, i w wojnie z Prusami. W epoce wojny krymskiej tkwią zarodki najważniejszych wypadków lat następnych, i cała historya Europy aż do upadku Napoleona byłaby wcale niezrozumiałą bez znajomości tego, co w tej epoce działo się poza kulisami, w świecie dyplomaDyplomaeya w czasie wojny krymskiej.
Cała ta dyplomacya obracała się około zagadnienia, które Napoleon III przyjął za główny motyw w swej polityce zagranicznej. Wspominaliśmy już, że była niem idea narodowościowa. Przekonany o nieodzownym w najbliższej już przyszłości tryumfie zasad narodowych nad hasłami i formułami legalizmu dynastyczno-państwowego, wyniesionego przed czterdziestu laty do godności dogmatu politycznego, cesarz Francuzów mniemał, że na falach nowego przypływu dążności liberalnych, postępowych i demokratycznych bezpieczniej i szczęśliwiej niż jego wielki stryj dopłynie do pożądanego celu stałych zabiegów Francyi-do zapewnienia jej naturalnych granic Renu i Alp, mających utrwalić wpływ jej przeważny na losy Europy i cywilizowanngo świata. Praktycznym więc celem było doprowadzenie do rewizyi traktatów wiedeńskich i uregulowanie stosunków politycznych Europy na podstawie tej nowej zasady. Ale Napoleon był zbyt dobrym dyplomatą, aby wyjawić przed całym światem przedwcześnie cały swój program i wywołać powszechną opozycyę państw interesowanych. Postępował bardzo oględnie, a jeżeli nie dopiął swego celu, było to w znacznej części dziełem Bismarcka.
Pierwsze publiczne i urzędowe słowo w sprawie narodowościowej Napoleon III wyrzekł podczas rozpalonej już na dobre wojny krymskiej, przy otwarciu ciała prawodawczego, w orędziu wyłuszczającem powody, dla których Francya miecz swój obnaża.
I sprawa „narodowości teoretycznie nawet upadła. Gdy zaś, w kilka miesięcy później, wypłynęła znowu na wierzch, miała już oblicze najzupełniej inne, do niepoznania zmienione.
Wycofanie się Anglii historycy tłomaczą zastarzałem współzawodnictwem dwóch mocarstw zachodnich. We Francyi wojna na pobrzeżach morza Czarnego, przecinająca Rosyi drogę do Konstantynopola, nie podniecała niczyich zapałów; nawzajem Anglia nie upatrywała dla siebie żadnych nadzwyczajnych korzyści z przeniesienia widowni walki na zachodnie kresy państwa rosyjskiego. W obec tej zasadniczej sprzeczności, tudzież z powodu niechęci Austryi do poruszania sprawy galicyjskiej i dwuznacznego zachowanie się Prus, cesarz Francuzów musiał ustąpić. Jest na to dowód rozstrzygający. W liście do królowej Wiktoryi zd. 22 listopada 1855 r., oznajmiającym gotowość do natychmiastowego zakończenia walki pisał: „Rozumiałbym jeszcze potrzebę dalszego krwi przelewu, gdyby rząd waszej królewskiej mości oświadczył mi był, i z honor i interesa nasze wymagają przerobienia na Wschodzie karty Europy. Takiej polityce nie odmówiłbym wielkości: stawiałaby ona rezultaty do osiągnięcia na jednym poziomie z poniesionemi ofiarami”. Ponieważ jednak nie widać wcale-dodawał Napoleon – ażeby Anglia chętnem okiem spoglądała na potrzebę akcyi nad Wisłą i na przyłączenie Krymu do Turcyi, lepiej więc będzie, gdy kwestya pokoju odrazu przybierze charakter życzliwości względem Bosyi. Niebawem też Napoleon III upoważnia swego powiernika księcia Morny’ego, starego i gorącego zwolennika sojuszu z Rosyą, do zawiązania poufnej korespondencyi z ambasadorem rosyjskim w Wiedniu, późniejszym kanclerzem, księciem A. M. Gorczakowem, i wmgnieniu oka rokowania te weszły na drogę urzędową.
Dla monarchii rakuskiej był to z pewnością grom z jasnego nieba. Na wieść o samoistnem, po za plecami koalicyi dokonywającem się zbliżeniu Francyi do Rosyi, gabinet wiedeński w tejże chwili zniża o kilka tonów głos, górujący dotąd na konferencyach wiedeńskich. Hr. Buol-Schauenstein niezwłocznie sporządza własny program pokoju i telegraficznie przesyła go do Paryża. Napoleon nic przeciw niemu do nadmienienia nie znajduje; Anglia, aczkolwiek niechętnie, zgadza się również.
Nie obeszło się jednak bez szkopułów. Warunki sformułowane przez Austryę, składały się z sławnych „pięciu” punktów, które też w roku następnym stały się podwalinami traktatu paryskiego. Obok tego wszakże znajdowały się w preliminarzu dwa zastrzeżenia dodatkowe, z których jeden opiewał, że oprócz warunków wyszczególnionych, sprzymierzeńcy wymawiają sobie możność stawienia, w czasie samych rokowań, innych propozycyi, „mających znaczenie europejskie” (Jomini, II, 386).
Jakkolwiek ogólnikowy dodatek ten był już tylko ostatniem błyśnięciem świeczki narodowościowej, rząd petersburski zaprotestował. Ale w Wiedniu uchylono stanowczo kontrapropozycyę. Hr. Buol odmówił zakomunikowania jej mocarstwom sprzymierzonym, żądając natomiast przyjęcia lub odrzucenia preliminary w całości, bez zmian i najdalej do dnia 6 (18) stycznia. Na powtórnem zebraniu doradzców Korony w Petersburgu wezwanie austryackie przyjęte zostało niemal jednomyślnie. Kanclerz Nesselrode, z upoważnienia cesarza, oznajmił nazajutrz ambasadorowi austryackiemu, że się Rosya zgodzą na pokój.
Wskutek stanowiska zajętego w tej sprawie, Austrya na długo straciła w Petersburgu wszystkie swe dawne, wiekowym trudem nabyte tytuły do zażyłości i zaufania. I co za dziwny zbieg zdarzeń! Jeden z przedśmiertnych listów cesarza Mikołaja kończył się temi słowy: „wcześniej czy później ukarze Bóg Austryaków!uW kilka niespełna miesięcy później, zaraz po zgonie cesarza, zrządziły zmienne koleje dyplomacyi, że przepowiednia ta omal że się nie spełniła od ręki. Zjeżdżali się pełnomocnicy na kongres paryzki. Jakież było zdumienie pełnomocników Austryi, gdy się wśród nich ujrzeli całkowicie osamotnionymi!
Kongres paryski, kładąc kres wojnie krymskiej, nie rozwiązał ani jednego zasadniczego zagadnienia z zakresu stosunków międzynarodowych, nie zachwiał w niczem starej równowagi europejskiej, nie uśmierzył nawet, nie złagodził, choćby na lat parę, istniejących zadawnionych między państwami antagonizmów, uraz i uroszczeń. Wszystkie jego przeciw Rosyi skierowane postanowienia obróciły się w niwecz. Od Turcyi odsunął on wprawdzie groźbę natychmiastowego rozbicia; interesom angielskim zapewnił na Wschodzie sporo powagi i przewagi; Francyę wreszcie okrył na czas jakiś purpurowym płaszczem chwały, przypominającej nieco szkarłaty pierwszego cesarstwa. Ale na tem się już i kończą główne, pięciopunktowe zdobycze kongresu. Z „ dodatków “ do ultimatum wiedeńskiego, z taką zawziętością bronionych przez hr. Buola, mocarstwa uplotły przedewszystkiem postronek na... Austryę, następnie na Francyę. Wtedy to zarysowało się na termin lat kilku coś w rodzaju przymierza Rosyi z Francyą – przymierza, o którem Bismarck zawczasu pisał do Manteuffla, że Prusy koniecznie „wskoczyć do niego muszą obiema nogami” . Ewentualność „serdecznego porozumienia” rosyjsko francuskiego, przykrem echem odbiła się nad Tamizą – i to cały sekret nawrócenia się Anglii wraz ze skończoną wojną. Niespełna tydzień po otwarciu posiedzeń kongresu, gabinet londyński polecił swemu pełnomocnikowi „nie zapomnieć o Polakach i, jeżeli się Napoleon na to zgodzi, otwarcie postawić w zgromadzeniu kwestyę. W następstwie dwukrotnego kołatania do Walewskiego i ponownej instrukcyi z Londynu, lord Clarendon przyszedł do przekonania, że wystarczyłaby zapewne Polityka deklaracya publiczna i zbiorowa. Na posłuchaniu u Napoleona pełnomocnik angielski, zapytany, jakaby mogła być osnowa owej deklaracyi, wspomniał o samorządzie lokalnym, o języku polskim w szkołach, o prawach Kościoła katolickiego. Zresztą, dodał, dośćby może było przyrzec, że inny odtąd system polityczny byłby stosowany. Napoleon z własnem zdaniem nie wystąpił, przyrzekł tylko pomówić o tern, przy sposobności, z Orłowem, pełnomocnikiem rosyjskiem. Lecz Orłów uprzedził interwencyę cesarza Francuzów. Po kilku pierwszych jego słowach, zapewnił, że cesarz Aleksander II żywi najwspaniałomyślniejsze zamiary względem wszystkich swoich poddanych, bez wyjątków i różnic; rząd wszakże rosyjski nie zgodzi się na wytoczenie kwestyi polskiej przed areopag europejski.
Napoleon nie replikował, poprosił tylko Orłowa o powtórzenie tego, co od niego słyszał, lordowi Clarendonowi. Clarendon, wysłuchawszy ks. Orłowa, zauważył, że Rosya, nie uchybiając swojej powadze, mogłaby od siebie na posiedzeniu kongresu uczynić odpowiednie oświadczenie, wyłuszczające zmiany przeznaczone do opublikowania w dniu koronacyi. Orłów odrzekł, że życzenia te prześle do Petersburga, i wparę dni później zawiadomił Clarendona, że odpowiedź nadeszła, że rząd cesarsko-rosyjski w zupełności stwierdza wyjaśnienia poczynione, lecz w żaden sposób nie może przystać na poruszenie sprawy przyszłych reform w Rosyi i Polsce na kongresie. Clarendon, donosząco rezultacie osiągniętym Palmerstonowi, radził nie nastawać. „I tym to sposobem-kończy Tatiszczew-Rosya szczęśliwie uniknęła przykrości wtrącenia się koncertu europejskiego do jej stosunków wewnętrznych; pomyślne zaś to rozwiązanie zawdzięcza przedewszystkiem stałości i energii swojego rządu, następnie przyjacielskiemu poparciu Napoleona III.“ Z całej tej sprawy pozostało tylko wielkie rozgoryczenie na Austryę. Samo już jej przystąpienie do koalicyi mocarstw zachodnich, pomimo zupełnej bezczynności w praktyce, obraziło głęboko rząd rosyjski, a piąty punkt propozycyi pokojowych dopełnił reszty. Słowem, de Rothan nie wiele zapewne odbiega od rzeczywistości, gdy utrzymuje, że w wojnie krymskiej spoczęły wszystkie motywa przyzwolenia Rosyi na dwukrotne pobicie Austryi w r. 1859 i w r. 1866.