Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
KSIĘGA PIERWSZA (1801—1815)
I. Zamknięcie starego stulecia.
II. Pierwszy Konsul
III. Ruch umysłowy na przełomie wieków.
IV. Podróże i badania geograficzne
V. Od koronacyi do pokoju w Pressburgu.
VI. Pogrom Prus
VII. Walki w Hiszpanii
VIII. Wojna z Austryą
IX. Księstwo Warszawskie
X. Zatargi z Papieżem
XI. Dwa lata pokoju
XII. Kodyfikacye prawodawcze
XIII. Styl Empire w architekturze i sztuce stosowanej.
XIV. Muzyka
XV. Dziennikarstwo
XVI. Rosya, Szwecya, Turcya do r. 1812
XVII. Rok 1812
XVIII. W rozbiciu
XIX. Ostatnie walki
XX. Świat niewieści
XXI. Malarstwo
XXII. Fizyka
XXIII. Wynalazki i ulepszenia techniczne
XXIV. Astronomia
XXV. Reakcya, restauracya
XXVI. Po za Europą
KSIĘGA DRUGA (1815—1830)
I. Kongres wiedeński
II. Święte przymierze
III. Romantyzm
IV. Europa pod panowaniem reakcyi
V. Wyzwolenie Grecyi
VI. Królestwo Polskie
VII. Chemia
VIII. Teatr
KSIĘGA TRZECIA (1830—1848)
I. Wojna polsko-rosyjska w 1831 r.
II. Literatury słowiańskie
III. Kraina wszechwiedzy
IV. Dzieje polityczne od roku 1830 do 1848
V. Wolne miasto Kraków
VI. Nauki przyrodnicze
VII. Przemysł żelazny i maszyny parowe
VIII. Rok 1848 i jego następstwa
VIII. Szkolnictwo
IX. Medycyna
X. Ziemie polskie
KSIĘGA CZWARTA (1848—1871)
I. Wojna krymska
II. Od kongresu paryskiego do pokoju w Villafranca
III. Podróże naukowe
IV. Czasy Wielopolskiego
V. Europa po wojnie włoskiej
VI. Po ustąpieniu Wielopolskiego
VII. Kierunki filozoficzne
VIII. Medycyna
IX. Od Szlezwiku do Sadowy
X. Wojna secesyjna i cesarstwo Meksykańskie
XI. Dzieje polityczne do r. 1870
XII. Fotografia
XIII. Wojna niemiecko-francuska
XIV. Astronomia
KSIĘGA PIĄTA (1871-1900)
XV. Europa w epoce bismarkowskiej
XVI. Podróże i badania geograficzne
XVII. Wynalazki i udoskonalenia techniczne
XVIII. Literatura
XIX. Dzieje polityczne do końca wieku
XX. Sztuka
XXI. Historyozofia
XXII. Wystawy
Mody

II. Święte przymierze


Nieskromne zabiegi, zakulisowe roboty, cyniczne uroszczema (i w dyplomatów na Kongresie wiedeńskim głęboko dotknęły i zraziły Aleksandra I. Dzieło z takim mozołem klecone i wśród tylu kompromisów sklecone wydało mu się sztucznem, mechanicznie zanadto złożonem, a bez podstaw i warunków trwałego istnienia. Miękki, wrażliwy, marzycielski grunt duszy cesarza niechętnie się godził na te całkiem zewnętrzne rozmiedzowania i oparkanienia państwowe, z jakich odtąd składać się miał międzynarodowy ustrój Europy. Gmach – uznawał to – nie był całkowicie pozbawiony „równowagi”, o którą tak bardzo chodziło pruskim i austryackim statystom i budowniczym; wielkie kamienie przeplatały się w nim z małemi dość symetrycznie i na oko trzymały się kupy. Ale cóż z tego, skoro kamieni żaden cement nie spajał? – w tym cemencie dużo wówczas rozprawiano w obozach reakcyjnych i restauracyjnych; rozmaite onego mieszaniny i próbki rozwozili i roznosili. po świecie, oprócz Chateaubrianda, pani Stael i patii Krüdener, głównie uczniowie Piatolego (✝ 1809), oraz tacy politycy romantycy, jak sentymentalny wielbiciel pani Recamier, konstytucyonalista Benjamin Constant, lub wykwintny służka Metternicha, legitymista z wyrachowania raczej niż z przekonań, Fryderyk Gentz.

Baronowa Julianna Krüdener (1764 † 1824).
Baronowa Julianna Krüdener (1764 † 1824).

Największą jednak pod tym względem sławę pozyskali dwaj krańcowi teoretycy i reformatorowie francusty: lir. Józe† de Maistre (1754 ✝ 1852), cięty szermierz i obrońca bezwzględnie nietykalnego absolutyzmu, autor okrzyczanych dzieł „O Papieżu”, “Wieczory petersburskie“ i t. d., oraz głośny późniejszy założyciel sekty socyalnej swojego imienia, lir. Klaudyusz Henryk Saint-Simon (1760 ✝ 1825), twórca nieprzebranej ilości systematów organizacyjnospołecznych, które po wielu metamorfozach, najpierw przyrodoznawczych, źródłowo początkujących pozytywizm Comte’a, następnie zaś ekonomiczno-przemysłowych („Le Catechisme industriel”), znalazły wreszcie ostateczny swój wyraz i spoistą formułę w zbiorze zasad i aforyzmów polityczno-religijnych p. t. “Le nouveau Christianisme”. 

Do tejże dziedziny oderwanego myślenia i ideologii humanitarno-leczniczej należy i „Akt Świętego Przymierza”, skreślony święte własnoręcznie przez Aleksandra I w Paryżu wkrótce po bitwie pod Waterloo, i do współki z cesarzem rosyjskim podpisany przez Franciszka II króla Fryderyka Wilhelma III w d. 26 września 1815 roku. Jako dokument urzędowy, podany do wiadomości powszechnej za pośrednictwem manifestów, i zaciągnięty do zbioru ustaw (w Rosyi zob. „Połn. sobr. zakonow” N. 25, 943), jest to, jak się bez zbytniej przesady wyraził Bluntschli („Das Moderne Völkerrecht” § 101), „najciekawszy, najbardziej znamienny pomnik umysłowości XIX stulecia”, – pomnik nacechowany najzupełniejszą dobni wiarą i najgłębszem przeświadczeniem autora – ale jednego tylko autora, – iż po tylu gwałtownych wstrząśnieniach i przewrotach nastąpić nareszcie musi okres „panowania prawdy i wolności w wewnętrznych stosunkach państw” – doba „wiekuistego pokoju i miłości braterskiej-w stosunkach zewnętrznych”. Wojna – według sympatycznego tego skądinąd wywodu – zniknąć miała na zawsze z powierzchni ziemi, co tem szczerzej brzmiało w ustach cesarza Aleksandra, że jeszcze w Wiedniu, w r. 1814, nosił się on z myślą ustanowienia takiego międzynarodowego trybunału, któryby polubownie rozstrzygał wszelkie, „w wielkiej rodzinie ludów * chrześciańskich powstające nieporozumienia i spory" (Gervinus, „Geschichte des XIX Jahrhunderts”, t. I, str. 258).

Akt z d. 26 września 1815 r. ma zwyczajną formę traktatową i zaczyna się od utartego wezwania: „au nom de la Tres-Sainte et Indivisible Trinite”. Uderzającem jest to tylko, że zagajenie rzeczy, składające się z kilkunastu wierszy i trzy krótkie dalej idące artykuły ugodowe są prawie bez żadnej treści przedmiotowej, bez faktycznego objektu. Zaznaczone w nich zostały jedynie pewne subjektywne tryby widzenia i rozumienia, wysnute przeważnie z przesłanek ewangelicznych. W następstwie wypadków z lat ostatnich-opiewa dokument-trzej monarchowie nabrali niezłomnego przekonania, iż wzajemne między mocarstwami stosunki ożywić należy „wzniosłemi prawdami, wypływającemi z nauki Boga-Zbawiciela”. „Oznajmiamy zatem w obliczu Wszechmocnego, że w zarządzie wewnętrznym i ustroju krajów kierować się będziemy przykazaniami wiary świętej-sprawiedliwości, miłosierdzia, pokoju”... „Jedyny środek wzmocnienia instytucyi ludzkich i ich udoskonalenia upatrujemy w tem, aby za modłę postępowania w życiu zbiorowem, społecznem przyjęte były nie inne zasady i prawidła, tylko te, które stanowią ozdobę i chlubę życia prywatnego”... W następstwie tak określonych prawd wiekuistych, „wyłączną, obowiązującą regułą kierowniczą – le seul principe en vigueur – zarówno dla państw względem państw, jako też i dla rządów względem poddanych, będzie: wzajemne świadczenie sobie usług, wzajemna wymiana dobrych uczuć, wzajemna pomoc i braterstwo pożycia, jak przystało na wielką społeczność chrześciańską”... „Trzej sprzymierzeni monarchowie uważają siebie jedynie jakoby za mandataryuszów (delegatów) Opatrzności, powołanych do rządzenia trzema odnogami jednej i tej samej rodziny, to jest Austryą, Prusami i Rosyą i tym sposobem wyznają, iż naród chrześciański, którego oni i ich poddani stanowią część składową, nie ma w rzeczywistości innego Pana i Rządcy nad Tego, do Którego władza istotnie należy, gdyż w Nim jednym spoczywają wszystkie skarby miłości, wiedzy i mądrości nieskończonej. Rządcą zaś tym jest Bóg, Zbawiciel nasz boski, Jezus Chrystus, wyrocznia Istności Najwyższej, Słowo życia – le Verbe da Tres-Haut, la Parole de vie”... Kończy się wreszcie credo na zapewnieniu, cokolwiek jakby mniej poetyckiem i trochę ex-abrupto, że „wszystkie mocarstwa, które uroczyście przypiszą się do zasad w tym akcie wyrażonych, i które uznać zechcą, jak ważną dla narodów jest rzeczą, aby prawdy te wywierały odtąd w pełni na przeznaczenie ludzkie wpływ przynależny, – przyjęte będą do Świętego Przymierza równie chętnie jak życzliwie”. 

Z przystąpieniem wszakże, pomimo zachęty, nie kwapiono się wcale. Metternich, krzywo spoglądający na inicyatywę Aleksandra I-go, doradzał z początku Franciszkowi I stanowczo nie podpisywać „deklaracyi tak abstrakcyjnej, niepraktycznej i w gruncie rzeczy nikogo do niczego nie obowiązującej”, jak się z przekąsem wyrażał. Ustąpił później z zatajoną myślą wyzyskania „dziwacznej idei”. Podpisy Ludwika XVIII i Ferdynanda hiszpańskiego ściągnięto również nie bez pewnego zachodu, spowodowanego oglądaniem się państw katolickich na Stolicę Apostolską, pominiętą w rokowaniach wstępnych. Ciężej jeszcze poszło z Anglią. Książe-regent nie znajdował się wtedy w Paryżu, i cesarz Aleksander zmuszony był zwierzyć się z projektem ministrom Wielkiej Brytanii. Ci od pierwszego słowa uderzyli na alarm. Castlereagh i Wellington ton upatrzyli w „powszechnym związku państw chrześciańskich ukryty zamach na całość i niepodległość Turcy i, której, bardzo być może, że właśnie w tym celu nie dopuszczono do wiedeńskiego koncertu mocarstw. Niechęć wszakże przykryli Anglicy pozorami konstytucyjnemu – powiadali – ani król, ani nikt w ogólności, z wyjątkiem odpowiedzialnego gabinetu, nie ma prawa zawierać umów postronnych, zwłaszcza tej doniosłości, co traktat „świętego przymierza”; książę-regent, co najwyżej, wystosować może

Benjamin Constant de Rebecque (1778 ✝ 1820.
Benjamin Constant de Rebecque (1778 ✝ 1820.

do cesarza rosyjskiego własnoręczne pismo z oświadczeniem, iż podziela zasady projektu i osobiście popierać je gotów... Na tem też wypadło poprzestać. Tymczasem mitręgi te obudziły opinię publiczną, której podsunięto domysły i skrupuły zupełnie innej natury. Akt – głoszono – jest spiskiem panujących przeciwko ludom; przyszłość świata zagrożona; na zdobyte wiekową pracą obawy, swobody chcą nałożyć pęta... Cesarz Aleksander w manifeście do swego narodu usiłował kategorycznie zadać kłam tym insynuacyom, jasno i prosto tłumacząc cel i doniosłość świętego przymierza („Polu. Sob. Zak.“ N. 26,045). Ale potok obaw i podejrzeń płynął tak bystro i takie sprawiał wszędzie spustoszenia, że do przedmiotu raz jeszcze wrócić wypadło. Znaczenie i charakter ugody z d. 26 września 1815 r. bardzo szczegółowo określono i opisano w okólniku zd. 26 marca 1816 r., oświadczającym bez ogródek, że tylko ślepa i zawzięta nienawiść przypisywać może Rosyi i jej przyjaciołom zamiary zaborcze lub widoki podstępne. „Sprzymierzeńcy moi i ja (powiada cesarz Aleksander) pragnęliśmy jedynie czemrychlejszego zagojenia ran, zadanych społeczności europejskiej w ostatnich wstrząśnieniach i walkach. Szło wyłącznie o skuteczne zastosowanie do stosunków cywilnych i politycznych zasad pokoju, zgody i miłości, stanowiących owoc religii i moralności chrześciańskiej”. Główne, przewodnie zadanie przymierza nie polegało i polegać nie mogło na czem innem, tylko “na utrzymaniu pokoju i pogodzeniu moralnych interesów ludów, skupionych z woli Opatrzności boskiej pod znakiem Krzyża.” Wychodząc z tego zasadniczego założenia, związek mocarstw dążył przedewszystkiem i dąży do zapewnienia „każdemu państwu pomyślności wewnętrznej i tych dobrodziejstw, jakie wynikać muszą z przyjaźni pomiędzy Panującymi – tem pewniejszej i trwalszej, że niezależnej od przygód powszednich, potocznych”. 

Pobudki, w początkach przynajmniej, mogły być głęboko rzetelne, źródlano czyste i świeże. Dowodzi tego zachowanie się agentów rosyjskich przy dworach zagranicznych w Niemczech, we Francyi, we Włoszech. Działali oni wszędzie na przekór agentom austryackim, którzy, z natchnienia Metternicha tłumaczyli sobie słowa Przymierza „o przyjaźni i wzajemnej pomocy pomiędzy panującymi” nie według manifestów i okólników Aleksandra I, lecz według wskazań Franciszka I, zawartych w sławnym jego aforyzmie „Wir lassen halt alles beim Alten” – co prawie równało się późniejszemu programowi stronnictw rusińskich w Galicyi: „naj budę, jak buwało”. Dyplomacya petersburska nie waha się zrazu. Najotwarciej czas jakiś bierze w opiekę rządy tych potentatów niemieckich, które, jak w Wejmarskiem lub w Wirtemberskiem, żywią w sobie intencye konstytucyjne. Bawarya, Badeńskie żądają poparcia Aleksandra I w każdej potrzebie cięższej, w każdym zatargu z Wiedniem „o oddech nieco swobodniejszy”. Król sardyński, broniąc się od narzucanego mu przez Metternicha „specyalnego” przymierza, również odwołuje się do rosyjskiego i otrzymuje od niego odpowiedź rozstrzygającą, że związek ogólny uwalnia Sardynię od wszelkich traktatów odosobnionych”. W Hiszpanii Rosya popiera jedynego ministra postępowego, Garaya, który przynajmniej finanse kraju ocalić pragnie od „potopowej” polityki rozgorączkowanego wstecznictwa. Gabinetowi portugalskiemu, usiłującemu zatrzymać przy metropolii „zarażone duchem rewolucyjnym kolonie południowo-amerykańskie”, ambasador rosyjski proponuje środek „radykalny ale pewny”, ujęty w słowa zwięzłe: ogłosić amnestyę i nadać powstańcom kartę konstytucyjną. We Francyi Aleksander I zaleca swym pełnomocnikom osłaniać względnie liberalny gabinet Richelieu’go przed zachciankami „reprezentantów narodu”, dopominających się o gabinet „krańcowo-represyjny”, – w memoryale zaś, wystosowanym do Ludwika XVIII, cesarz wprost zachęca króla do rozwiązania zbyt natarczywej i rozzuchwalonej izby. Metternich, w raportach swych do Franciszka I pomawia nawet cesarza rosyjskiego o nieskończenie cięższe grzechy względem „uświęconego porządku rzeczy.” Aleksander I nie odmawia protekcyi bonapartystorn, urządzającym spiski przeciwko Burbonom. Aleksander I sprzyja propagandzie religijnej po za obrębem kościołów ustanowionych i wyznań panujących. Aleksander I nie każę ścigać wolnych stowarzyszeń biblijnych, ani też nie prześladuje sekt rozmaitych, „które zaczynają już zagrażać spokojowi i porządkowi Europy środkowej”…

Hr. KI. Henryk Saint-Simon (1760 ✝ 1825).
Hr. KI. Henryk Saint-Simon (1760 ✝ 1825).

Wszystkie te metternichowskie posądzenia i podejrzenia ustają nagle, urywają się z końcem r. 1818. W liberalnych usposobieniach cesarza rosyjskiego, w jego uczuciach, przekonaniach, sposobie myślenia dokonywa się widocznie przełom stanowczy, który dla oka ludzkiego, dla patrzących zdała i a posteriori, wydaje się niemal doraźnym, niespodziewanym, niewytłumaczonym. Powody jednak, według świadectw wiarogodnych, gromadziły się powoli, stopniowo, kropla po kropli, w miarę drobnych zawodów, miałkich rozczarowań i dotkliwych doświadczeń życia. Ostatni z takich współczynników determinujących – odbryzg przepełniający czaszę, opisany został u Ch. A. Fyfe’a (t. II, str. 88-89 według tłumaczenia rosyjskiego, Moskwa, 1889). Aż do połowy r. 1818 – pisze historyk angielski – nie zauważono żadnych zmian w sposobie myślenia i postępowania Aleksandra. Po dawnemu cesarz zdawał się być szczerym i gorliwym zwolennikiem konstytucyjnego sposobu rządzenia. Przy otwarciu i zamknięciu sejmu polskiego w Warszawie niektóre jego orzeczenia, nacechowane wysoką tolerancyą dla dążności skierowanych wprost przeciw niemu, jako monarsze, wywołały nawet panikę w Wiedniu i innych ogniskach reakcyi... Ale już w parę miesięcy później spostrzeżono naraz w słowach i czynach cesarza zmianę tak wielką, iż niezwykle to zjawisko pociągnęło za sobą niezwykły też korowód domysłów, pogłosek, przypuszczeń, a nawet plotek. Sporą garść „przyczyn” tego gatunku zebra! Gentz w swych Pamiętnikach (II, 87. 111, 72). Jako rzecz pewniejszą zapiszmy podanie, że podczas bytności cesarza w Moskwie, w czerwcu 1818 r., doniesiono mu o istnieniu w państwie pewnej ilości stowarzyszeń tajnych, znajdujących odgłos i współczucie w kołach nawet urzędniczych i wojskowych. Odkrycie, uczynione w chwili najwspanialszego rozkwitu i wybujania marzeń o przyszłości Rosyi, piorunująco podziałać miało na niezmiernie wrażliwy ustrój nerwowy monarchy... Naturalnie, nic wiemy, jakie naprawdę myśli zakrążyły po jego głowie. Aleksander I żadnej piśmiennej relacyi o tem nie zostawił, ustnie zaś wynurzać się przed lada dworakiem nie lubił. To tylko niewątpliwe, że ta piękna przyszłość, którą w snach swej młodości wyroił – odrazu sposępniała i w jego oczach i w jego sercu i w jego umyśle. Odtąd też i „posłannictwo” monarchy odchylać się zaczęło coraz częściej od kierunku nabranego. Nie chodziło już teraz wyłącznie o przysporzenie szczęścia człowieczeństwu na drogach wiedzy i wolności lecz głównie o obronę porządku i władzy od napaści tłuszczy bezmyślnej, prowadzonej i popychanej przez demagogów wściekłych, krwiożerczych, gnieżdżących się jako owad plugawy po wszystkich zagłębieniach nędzy i ciemnoty społecznej... 

Zaznaczmy, że data 1818 r. nie jest zupełnie ścisłą, a oscylacye, w jedną i drugą od niej stronę – dość znaczne. Metternich, o wiele już wcześniej umiał roztoczyć przed cesarzem ową łagodną, nieznacznie pochylającą się spadzistość, po której zasadniczy motyw Świętego Przymierza, zsuwając się i opadając ciągle, – osadził w końcu całe dzieło na nagiej, jałowej rafie, podczas gdy sam Związek, w ciągu blisko lat czterdziestu, szedł bezprzerwanie na dno bardzo już dziś głębokiej u historyków poniewierki. Dla osiągnięcia tego skutku, nie żałował kanclerz rakuski wymowy, nie przebierał w środkach od początku, od opłakanego r. 1812. Najbłahszą okoliczność, najlichszy drobiazg potocznego życia – czy to wybryk studenckiego dobrego humoru, czy zatarg uliczny mieszczucha z pijanym żołnierzem, czy wreszcie nieskromnie zaostrzone słówko dziennikarza – zaciągał on niezwłocznie do czarnej księgi argumentów niezbitych, że Europa jest podminowaną od Paryża do Moskwy, od Barcelony do Rygi, że uniwersytety powinny być urządzone i strzeżone na sposób koszar, że dla gazet i psów jedna powinna być obroża i jedna strawa i t. p. Każdy tego rodzaju pewnik, przebrany w dyplomatyczną powagę memoryału, wystylizowany i wypunktowany kancelaryjnie, umyślny kuryer naddunajski natychmiast wiózł nad Newę. Stosy insynuacyjnej i enuncyacyjnej tej bibuły zalegają piwnice archiwów państwa rosyjskiego. „Rozległe i groźne sprzysiężenie nabrało od r. 1814 dość sil i środków, ażeby opanować wszystkie sprężyny i szczeble administracyi publicznej w wojsku, marynarce, szkolnictwie, sądownictwie, finansach... Wrzód emancypacyi ludów, wyhodowany przez oświecone rządy wieku XVIII, pozwalające pisać, co się podoba o rodzinie, własności, religii, kontrakcie społecznym Rousseau’a – nabrzmiał i pęknąć musi. Wpływy, bogactwa, honory, stanowiska, wszystko, co nęci i podnieca namiętności ludzkie, wywieszono na wierzchołkach drzew wolności dla akrobatów konstytucyonalizmu... Zakażenie, jak dotąd, dotknęło jedynie klasy średnie, – lud boi się ruchu: wichrzycielami są głównie urzędnicy, od rządu płatni adwokaci, literaci, profesorowie... Żywioły zniszczenia istniały wprawdzie i dawniej, nigdy bowiem nie brakło na świecie jednostek wykolejonych, ambitnych, niemoralnych, obłudnych, zapaleńców, fałszerzy monety, fabrykantów nowin i projektów, ale dopiero w naszych czasach ludzie ci poczuli się na siłach, stali się potęgą — dzięki prasie wolnej, pladze nieznanej do drugiej połowy wieku XVIII-go“.

Klemens Lotar Metternich (1773 ✝ 1859.
Klemens Lotar Metternich (1773 ✝ 1859.

Kur, piejąc ciągle, od rana do wieczora, od północka do południa, wcześniej czy później, nie dziś to jutro lub za dni kilka, – zawsze w końcu wywróży deszcz, burzę lub słotę. Głupstwo, tak samo jak i niedola –  gęsto na ziemi porasta – i z tego względu największy bałwan-pesymista łatwo zawsze wyjść może na proroka, cóż dopiero Metternich, któremu tem wdzięczniej rola ta się udawała i opłacała, że, polując z pańska na drobne złego zarazki – sam-jako kierownik państwa – najgorliwiej zarazę mógł szczepić, rozsiewać, szerzyć, uprawiać – i uprawiał ją też z szatańską wytrwałością. Nasion wyszukiwać nawet nie potrzebował, miał je pod bokiem, na zawołanie. W Niemczech północnych, usiłowania narodu w niedawno zakończonej walce, śmielsze głosy dziennikarstwa, zapalne nawoływania poetów i myślicieli podniosły do pewnej wysokości nastrój ogólny-zwłaszcza zaś ducha młodzieży. Żądać od dziatwy szkolnej dojrzałości politycznej, wytrawności sądu, głębokości poglądów, mógł chyba narwaniec dojrzały, idyota-uczony. Ale i ten gatunek nie wymaga specyalnego chowu. W lecie 1815 r. niejaki Schmalz, prawnik, zięć Scharnhorsta, wydał broszurę o stowarzyszeniach “rewolucyjnych“ – mętną mieszaninę rozmyślnego donosicielstwa i szczerego oburzenia na związki uniwersyteckie, podkopujące do współki, jakoby z mordercami i grabieżnikami, „dawną niemiecką lojalność i karność“. Durniowi odpowiedział człowiek zdolny, utalentowany, słynny późniejszy historyk Niebuhr. I. oto walka wszczęta. Gdy zacietrzewienie obustronne rosło zbyt szybko, król pruski zabronił dalszej polemiki, nagrodziwszy jednak Schmaltza orderem; poczem, na dowód mądrości swej politycznej zabrał się do ścigania i zamykania dzienników, które się dziwiły, jakim sposobem nawet król wirtemberski tak nieudolnego pismaka, jak Schmaltz, mógł mianować swym „radcą tajnym”... Oburzenie w wyższych zakładach naukowych było niezmierne. W Niemczech wszelakoż nawet krewkość młodzieńcza nie wybucha odrazu, jątrzy się tylko, ślini, pieni, nurtuje – i po namyśle, parska. Rok cały upłynął od interwencyi królewsko-pruskiej, zanim przyszło do rewolucyi... to jest do repliki. W październiku 1817 r., z inicyatywy wychowańców uniwersytetu w Jenie, zebrał się nareszcie w Wartburgu, w Wejmarskiem, komers delegatów wszechnic niemieckich. Zgromadzenie było dość liczne i tłumne. Postanowiono zachowywać pozory prawowierności narodowej, patryotycznej, ogólnoniemieckiej. Solennie tedy obchodzono rocznicę... bitwy pod Lipskiem. Komers otwarto w sali rycerskiej pod godłem „Bóg naszą ucieczką i mocą”, odprawiono następnie nabożeństwo w Eisenach, w obecności grona profesorów i policyi – wieczorem zaś zapalono ognie na wyżynach Wartburga. Rozpoczęły się mowy. “Wiele niewyrobionych i niejasnych myśli wypowiedziano wtedy w – najpoważniej zapewnia Leixner (I, 90). Student Ludwik Rödiger odważył się nazwać nowo-obmiedzowane państewka niemieckie „papierowemi“ i twierdził, że nad niemi „wielki duch piękności i prawdy unosić się nie może“, serce zaś niemieckie koniecznie „zamrozić się w nich musi“. Lody te snadź nie były zbyteczne w październiku, bo w miarę, jak się rozpalały ognie sztuczne na pagórkach, zapał delegatów wzmagał się, rósł, olbrzymiał, parował... aż doszedł wreszcie do swego apogeum. Student berliński Massmann wrzucił w ogień znienawidzone pisma Schmalza, ktoś inny tak samo postąpił z rzemiennym paskiem, czy z inną jakąś ozdobą gwardyi pruskiej, za paskiem poszła laska kaprala austryackiego, za laską heska peruka z warkoczem – i o Boże miłosierny, miej litość nad nędznikami! – „wszystko to razem spaliło się wśród radości powszechnej“...

Niepodobna dziś prawie uwierzyć, a jednak tak rzeczywiście się stało, że z tego wartburskiego festynu wysypały się na świat klęski jak z puszki Pandory. Dowiedzioną jest rzeczą, że Metternich jak zbawienia pragnął pozoru, a środki represyi miał w zanadrzu. Niezbędność ich przewidział już wtedy, gdy redagował pierwszy i drugi traktaty paryskie i Gentzowi dyktował protokóły Kongresu wiedeńskiego. Przeciwko naradom gołowąsej młodzieży – wystąpią narady sędziwych polityków, mężów stanu; przeciwko komersom studenckim – będą zjazdy i uchwały dyplomatów. To Austryę daleko zaprowadzi. Obmuruje ją przynajmniej, Wprawdzie monarchia Habsburgów dusiła się już i wtedy od lat zresztą niepamiętnych, w lego rodzaju opaskach i pancerzach. Jej system cel wewnętrznych tamował i zabijał wszelki pomiędzy prowincyami stosunek zamienny; jej zgromadzenia sejmowe, złożone z duchowieństwa i szlachty, zakneblowane miały usta na wszystko, co wychodziło po za obręb potakujących uchwał podatkowych, a jeśli z nich niektóre skwapliwszemi były do wykroczeń pod tym względem, jak węgierski, siedmiogrodzki, to ich oddawna wcale nie zwoływano.

Jerzy Canning (1770 † 1827).
Jerzy Canning (1770 † 1827).

Po szkołach ludowych, zaniedbanych od czasów Józefa II, lęgło się robactwo niemczyzny centralizacyjnej, wynaradawiającej; uczelnie wyższe, szczególnie instytuty panien i wszechnice, trzymane były na uwięzi i pod dyscypliną rozmaitych doktryn kongregacyjnych, szczególnie jezuickich; handel, przemysł, gospodarstwo wiejskie sączyły ostatnie krople suchotniczego potu pod presyą olbrzymich długów państwowych i"papierków“ spadających do 15$ wartości nominalnej... Tego jednak było jeszcze za mało. Istniała prasa. Mur prasy nie lubi. Gazety miejscowe, co prawda, milczały-ale postronne... Dziennik obcy, to nie sztuka płótna wyrobionego w Galicyi, którą można kazać posłać do ostemplowania w Wiedniu. Świstek prześliźnie się wzdłuż granicy, a nawet poprzez granicę pod koszulą podróżnego, w jego kieszeni, w okładce jego pasportu. Temu to bezprawiu wypadało z kolei kres położyć. Ale dobry pretekst stawał się niezbędnym. Jakoś przecie niezręcznie było rozpoczynać wszecheuropejską krucyatę przeciw pismom z okoliczności pierwszej lepszej malwersacyi na komorze podgórskiej lub myslowickiej, – tembardziej, że drugi traktat paryski (20 listopada 1815 r.), wyraźnie zastrzegł, iż zwoływane co pewien czas kongresy mocarstw poświęcone być mają „wielkim interesom wspólnym, oraz roztrząsaniu środków, jakie w danej chwili uznane będą za najzbawienniejsze dla spokoju i pomyślności całej Europy... Z popiołów wątlej bądź co bądź broszury Schmalza, feniks wywyższenia Austryi na plecach Europy powstać mógł dopiero przy odpowiednim zbiegu i skombinowaniu innych pomocniczych objawów obłąkania rewolucyjnego; bo co do lokalnych defraudacyi prasowych – miało się na nie i środki lokalne: Spandawę, Ołomuniec, Moguncyę. Francya, jej stan polityczny – to co innego. Tu, od podziału Polski, kopalnia rozleglejszych pretekstów-jedyna. Właśnie gabinet Bichelieu’go udał się do cesarza Aleksandra z prośbą o przyśpieszenie wyprowadzenia wojsk cudzoziemskich ze wschodnich departamentów, o ile – że rząd angielski, po ułatwieniu Francuzom w początkach r. 1817 wypłaty części kontrybucyi za pośrednictwem banków londyńskich (pożyczka 5$ po cenie 55 fr.), zgodził się już na umniejszenie armii okupacyjnej. Okazya niezła. Austrya nie oponuje pod warunkiem, naturalnie, że w celu ostatecznego uregulowania kwestyi zbierze się konferencya mocarstw. Zwołano ją. Zgromadziła się w jesieni 1818 r. w Akwizgranie. Przybyli na nią trzej panujący (Austryi, Prus i Rosyi), oraz pierwsi ministrowie pięciu wielkich mocarstw (to jest, oprócz pomienionych, ministrowie Anglii i Francyi). Czterej sprzymierzeńcy (bez Francyi) szybko porozumieli się w sprawie ewakuacyi, i na tem prawdopodobnie „kongres” byłby się zakończył, gdyby nie żądanie Francyi wstąpienia do związku czterech państw sprzymierzonych na podstawie: „równi z równymi". Anglia się sprzeciwiła. Ze szczególną żywością wystąpił przeciwko temu Jerzy Canning (1770 – 1827), jeden z największych w wieku XIX dyplomatów, człowiek zasad postępowych, zawzięty w parlamencie wróg Castlereagha. 

Przewidując, czy tylko przeczuwając konszachty metternichowskie, skierowane przeciwko „resztkom swobód świata”, oparł się on całą siłą swej wymowy i ogromnego w ojczyźnie wpływu wszelkiemu przeobrażeniu koalicyi „węższej” – na wszecheuropejską, której wyroki zgubnie zaciążyćby mogły na przyszłości normalnego rozwoju ludów... Ludy też-na ten głos-nastawiły uszu. Rokowania nieco się przeciągnęły; kongres dla uspokojenia opinii publicznej wystąpił z manifestem najsolenniej zapewniającym, iż monarchowie pięciu wielkich mocarstw sprzymierzyli się wyłącznie w widokach utrzymania pokoju na podstawie już istniejących traktatów... Czytano uważnie... Naraz, na scenie ukazuje się Schmalz II. Tym razem na imię mu było Aleksander Sturdza. Mały urzędnik przy którymś z rosyjskich konsulów, miernych zdolności publicysta, złożył on kongresowi rozprawkę o „tegoczesnej sytuacyi Niemiec”, w której dowodził, że wszelkie wyższe instytucye i szkoły naukowe są matecznikami ateizmu, wolnomyślności, propagandy przeciwpaństwowej. Pamflet w licznych odpisach wyprzedził o kilka miesięcy wcześniej obcięte i zmodyfikowane swe wydania publiczne, jedno w języku francuskim, drugie niemieckim – i wraz z odgłosami mów Canninga, wywarł ogromne, niebywałe prawie w Niemczech wrażenie. Uderzano na oślep. I wtedy to, w tych ogniach rozdrażnienia, bez porównania silniejszych od fajerwerków wartburskich, Metternich wykuł wszystkie swe „sekretne” dodatki do uchwał akwisgrańskich, dodatki zmieniające doszczętnie pierwotny charakter Świętego Przy mierzą, czyniące z niego gatunek „stałego trybunału contra-rewolucyjnego czujnie strzegącego spokoju, porządku, ciszy już nietylko „w słowach i czynach” – lecz w „głowach i duszach”. Kanclerz austryacki nie posiadał się z radości, a był tak dalece siebie pewny, że tryumfu swego nie ukrywał pod korcem. „Kongres-pisał w sprawozdaniach urzędowych – dodał otuchy przyjaciołom porządku we wszystkich krajach, zatrwożył wszędzie spiskowców i buntowników”... a zarazem też „stwierdził porażkę moralną dworu petersburskiego, który zachowaniem się i postawą swoją „wzniecał nadzieje sektantów i nowatorów wszelkiego miana i pochodzenia”... 

Książę Karol Ferdynand Berry (1778 † 1820).
Książę Karol Ferdynand Berry (1778 † 1820).

Kongres się skończył, ale echa jego wciąż grały. Sturdza ulotnił się roztropnie. Młodzież jednak nie dała za wygraną. Przypomniano sobie, że w sporze o zasługi i tytuły Schmalza niezwykłą zaciętością i żartkością obrony „zdrajcy” odznaczył się niejaki August von Kotzebue (1761-1819), komedyopisarz wprawdzie nieposzlakowanie niemiecki, ale również, jak i Sturdza, urzędnik i do tego „radca stanu”, o którym zresztą mniej więcej dokładnie wiedziano, że w relacyach, przesyłanych de Petersburga o ruchu opinii publicznej w Niemczech, „zjadliwie” potępiał działalność i nieustające rozmnażanie się „tugendbundów" i „burszenszaftów” akademickich. Znalazł się teraz na niego sposób. Dobrą sławę studencką pomścić na nim postanowił słuchacz teologii na uniwersytecie w Jena, trochę marzyciel-patryota, trochę mistyk, zacny zkądinąd i kochany towarzysz, Karol Ludwik Sand (ur. 1795 roku, stracony 20 maja 1820). On to w Mannheim d. 23 marca 1819 r. wyświadczył największą przysługę Metternichowi, zadając śmiertelny cios sztyletem Kotzebuemu... Wrażenie było olbrzymie, osobliwie gdy się dowiedziano, że morderca i sobie życie odebrać usiłował. W parę tygodni potem takiż zamach, tylko chybiony, powtórzy! się na osobie jednego z najmniej popularnych ministrów księcia Nassauskiego... Genialna przenikliwość Metternicha stawała się teraz każdemu widoczną jak na dłoni. W kołach arystokratycznych z dumą przypominano sobie jego przepowiednie, sprawdzające się obecnie co do litery; z upodobaniem również powtarzano dowcipne przypowieści o dzikiej rozhukanej. klaczy (Rewolucyi), którą Napoleon okiełznał, a która teraz, gdy ujeżdżacz zniknął, potrzaskać i roznieść gotowa na cztery wiatry rydwan przeznaczeń europejskich. A tu nie było prawie dnia, w którymby organizujące się na dobre w owej porze poczty nie nadbiegały z trzaskającem potwierdzeniem ponurych prognostyków... Wybory we Francyi... Z poprzedniej ultra-lojalnej izby częściowe przewietrzanie groziło pozostawić jedynie nędzne, na całkowitą bezsilność skazane strzępki. Czy to kogo dziwi? Richelieu, który, jako niegdyś gubernator Odessy, nie mógł przecież być nieczułym na lekkie choćby tylko napomknienia liberalnego protektora Francyi, dawnego swojego władcy, cieszył się teraz szczerze-lubo w upojeniu nie był zapewne, gdyż sam osobiście, bynajmniej w polityce, nie lubił odcieni jaśniejszych, barwniejszych. Ale tempora mutantur... Co w latach 1814-1815 białością swą nieposzlakowanie śnieżną mogło wzrok razić, to w 1818-1819 sprawiało już wrażenie ciepłej, świeżej, wiosennej mgły rojeń, które minęły... Żałowano teraz izby dawnej. Richelieu ustąpił, miejsce jego zajął ks. Decazes, który też z całą ufnością wyciągnął ręce ku życzliwej protekcyi północnej. Niestety, moment był niefortunnie wybrany. Dość było rzucić okiem na południe. Cały widnokrąg romański zdawał się kołysać i zataczać od głuchych podziemnych wstrząśnień- i migotał wśród gęstych dymów różowemi płomykami drobnych na razie, lecz w połączeniu swem – tak przynajmniej utrzymywał Metternich – groźnie zapowiadających się wybuchów wulkanicznych. W ciągu jednego niespełna roku (1820) – powiada Seignobos (II, 689)-widziano aż cztery, współrzędnie niemal powstające rewolucye: w Hiszpanii, w Portugalii, w Neapolu, w Sardynii, – wszystkie wywołane głównie przez wojskowych, pozostających w stosunkach ze sprzysięźeniami tajnemi, wolnomularskiemi lub „węglarskiemP (carbonari) i wszędzie z tym samym prawie programem konstytucyi napoleońskiej z r. 1812 (hiszpańskiej), opartej na wszechwładztwie ludu i naśladującej rewolucyjną konstytucyę z r. 1791. A tuż obok, niby luźne pomruki zbliżającego się wszechświatowego kataklizmu, – takie zjawiska okropne lub dziwaczne, jak ów wybór do izby francuskiej (wrzesień 1819) renegata – biskupa Goive‘a – tego samego, co w r.1792 pierwszy wystąpił był z wnioskiem detronizacyi Ludwika XVI-go. Nie zdołano jeszcze ochłonąć ze zdumienia, jakie w całym katolickim świecie sprawiło ukazanie się tego czarno-czerwonego widma, kiedy nagle, po wszech obszarach ludzkiego zaciekawienia rozlega się wieść jeszcze straszliwsza: oto w Paryżu 13 lutego 1820, w nocy, książę Berry, wychodząc z opery, rażony zostaje nożem w samo serce przez jakiegoś zagorzałego, ciemnego fanatyka z najniższych, najpodlejszych warstw gminnych. Dziedziczność tronu francuskiego błyskawicznie zachwianą i podkopaną została. Wobec obowiązującego prawa salickiego (spadkobierstwo korony jedynie po mieczu, nie po kądzieli), najbliższymi następcami Ludwika XVIII byli dwaj synowie brata królewskiego, hrabiego d’Artois: książę d‘Angouleme, bezdzietny, i zamordowany książę Berry. Młoda małżonka tego drugiego znajdowała się właśnie w stanie interesującym, i głośny późniejszy pretendent, hrabia Chambord (Ilenryk V) dopiero w pięć miesięcy po owdowieniu matki ujrzeć miał światło dzienne, o czem – naturalnie-babka na razie na dwoje tylko wróżyć mogła. Stąd niepokoje, stąd lament i narzekania stanów kierujących, zakładających już swe panowanie, po powrocie do ojczyzny, na nieprzewidziany poczet pokoleń. 

Troski były niezaprzeczenie godziwe, przyszłość zasnuta mrokiem nieprzeniknionym. A wszakże, jakiekolwiek gromy i klęski spaść miały na cywilizacyę z tych chmur grubych, nagromadzonych po krańcach zachodniego horyzontu Europy i błyskawicami swemi zazierających aż za Atlantyk, na pobrzeża, genialnością Kolumba zdobyte, kędy od macierzystego łona dynastyi Burbonów iberyjskich odpadały obecnie jedna za drugą kolonie amerykańskie, z niemowlęctwa całkowicie jeszcze nie otrząśnięte, – i one nawet, czarne te perspektywy zachodnie, zmalały i zszarzały niemal odrazu na widok małego obłoczka, ukazującego się w początkach r. 1820 na wschodniej połowie europejskiego nieba. Okrzyk „Hetaeria Philike!“ „Hetaeria Philike!“ – śmiertelną bladością okrył czoło Demostenesów wrestminsterskich i frontony świątyń rotszyldowskich. Bosfor gore! Grecya powstaje! Ludy chrześciańskie wyprzęgająsię z jarzma nieprzyjaciół Krzyża! Barbarzyńskie tłuszcze Serbów i Macedończyków poruszyć się mogą! Sułtan nad przepaścią! Państwo Osmanlisów w niebezpieczeństwie! Obligacye tureckie na łeb na szyję spadają, renta się chwieje!.!. Zdrowszy rumieniec rzadko czyją twarz oblał. Tych, co przeszłość Hellady z Homera znali lub co o przyszłości Słowian od Herdera słyszeli, było jeszcze tak mało, tak mało... Byron nawet mgłę wielkobrytańską miał jeszcze na rozpalających się dopiero źrenicach i zaledwie wychodził z zaczarowanego koła pierwszych child-haroldowskich spostrzeżeń, że lud rzucony na pastwę nędzy lub niewoli, dla każdego kto mu sprzyja, co z jego powodzeń się cieszy, jest „jako dzika, głupia i wspaniała żmija: liżąc, kąsa rękę, która dlań z pomocą spieszy..?1 Więc bojaźń tylko, nie nadzieja, spotkała na Zachodzie europejskim pierwsze wiosenne echa, rozbijające się o skały termopilskie: do broni ! do broni! – I wszystkie naraz głowy, jak od podmuchu dżumy azyatyckiej, zwróciły się w jedną tylko stronę, na północ... Wszystkie spojrzenia z jednomyślną trwogą wpiły się w twarz cesarza Aleksandra, od którego boku, zwolna krokiem niepewnym, ze zwieszoną głową oddalała się niezłamana dotąd przeciwnościami postać jednego z najrozumniejszych i najdzielniejszych mężów stanu, prawego doradcy korony i dobrego obywatela, dalmatyńca z rodu, oględnego postępowca z przekonań, Jana Antoniego Kapodistrias‘a (urodzony w r. 1776, zamordowany 9 paźdź. 1831) – jednostki skromnej, nikomu przed kilkunastu laty nieznanej, wkrótce potem ministra i osobistego Wszechwładcy Rosyi przyjaciela, dyplomaty biegłego i wytrawnego, obyczajów jednak, być może, nieco za szorstkich i za surowych jak na epokę Nesselrodów i Metternichów, których był wrogiem nieubłaganym... „Jeżeli – powiadano sobie na ucho na wszystkich międzynarodowych targowiskach Londynu, Wiednia i Berlina-człowiek ten przezwycięży się i wróci, biada Turkom! biada Europie!“ 

Jan Antoni Kapodistrias (1776 ✝ 1831).
Jan Antoni Kapodistrias (1776 ✝ 1831).

Co za małoduszne niedowiarstwo, co za obrzydliwe tchórzostwo! Nic wróci, nie może wrócić... Alboż nie widziano, że Nesselrode już sięgał po wielką pieczęć kanclerską, choć ją nie zaraz miał otrzymać i nie z ręki Aleksandra I; alboż nie rozumiano, nie odczuwano, że Metternich od roku już przeszło jest bezwzględnym panem i gospodarzem sytuacyi ogólnoeuropejskiej i Austrya w zupełności otrzymała czego pragnęła: obmurowała się powyżej brwi i uszu; kanclerz zaś jej, otoczony strażami po wszystkich basztach, fortach, kontrfortach, szańcach i okopach, nieodpowiedzialnie trząsł, wytrząsał, zmiatał, gniótł, miażdżył światoburstwo wszelkie, pod wszelkiemi konstytucyjnemi i anty-konstytucyjuemi opończami gdziekolwiek przytulone i zaczajone... Co do uchwał wszech-europejskich-kongresy szły sobie dalej, jak nakręcone, ordynkiem w Akwizgranie ustanowianym, i podpisywały, co do podpisania było, co w Wiedniu obmyślano, wymotywowano i w paragrafy ujęto. W Karlsbadzie (1819) skończono ze studentami, profesorami, z dziennikarstwem i literaturą, dla których, obok pospolitych obostrzeń i izb kontrolujących utworzono centralną komisyę śledczą z siedzibą – dla ułatwienia operacyi – w Moguncyi. W Opawie (1820) nakazano pogotowie ratunkowe z pospolitem ruszeniem wszecheuropejskich sił, zbrojnem za pierwszym szmerem listka na drzewie wolności. W Lublanie (1821) dano pouczającą odprawę posłom greckim i udzielono Austryi pełnomocnictw do rozprawienia się z karbonaryzmem neapolitańskim. W Weronie (1823), ze względu, że wojska rakuskie czuły się zmęczone nieustającem tropieniem lazzaronówwłoskich, mandat tejże osnowy względem exaltadosow hiszpańskich powierzono Francyi, przez wzgląd zapewne na zasługi i szeroki rozgłos imienia jej ambasadora, Chateaubrianda, o czem szeroko czytać można w jego wspomnieniach „Z po za grobu”...

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new