Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

51. WŁADYSŁAW PODKOWIŃSKI


W. PODKOWIŃSKI URODŹ. 1866 R. ZM. 1895 R. • SZAŁ • WŁASN. ODDZ. MUZ NARÓD. IM. F. JASIEŃSKIEGO W KRAKOWIE

II.

Władysław Podkowiński urodził się 4 lutego 1866 roku, w Warszawie. Ojca stracił, gdy był niemowlęciem; wychowaniem jedynaka zajęła się matka, która dziesięcioletniego chłopca umieściła w szkole technicznej. Tutaj poczyna się ujawniać talent rysowniczy; tutaj dziecko marzy o drodze, na której młodzieniec miał wkrótce zabłysnąć i zgasnąć — jak meteor. Po czterech latach opuszcza szkołę techniczną i zapisuje się do szkoły rysunkowej, gdzie, jako jeden z najwybitniejszych uczniów, pracuje do r. 1884. Pisma ilustrowane zamieszczają od tej daty do roku 1889 mnóstwo różnorodnych rysunków Podkowińskiego; zawiązuje on przyjaźń z Pankiewiczem, a bliższe stosunki z A. Gierymskim, Witkiewiczem i Sygietyńskim. W roku 1886 udaje się wraz z Pankiewiczem do Petersburga, pracuje tu przez rok w akademii, pod kierunkiem batalisty Willewalda, wraca do Warszawy, a z początkiem r. 1889 wyjeżdża — także z Pankiewiczem — do Paryża. Łatwo sobie wyobrazić, jak silne wrażenie zrobiła na młodzieńców stolica świata. Będący w rozkwicie impresyonizm podbił artystyczne dusze bardzo szybko, skazując je na cały szereg zawodów i przykrości. Podkowiński był urodzonym rysownikiem; chwytał kształt, bryłę o wiele łatwiej, aniżeli barwę. Mimo to z zaciekłością począł studyować efekty barwne i świetlne i należy przyznać, że w końcu doszedł do rezultatów bardzo poważnych. Niektóre prace z tej epoki i cokolwiek późniejszej są bardzo interesujące. Inne, które taką burzę miały wywołać w Warszawie, choć grzeszą pewną polemiczną przesadą, z wielu względów zupełnie zrozumiałą, zasługiwały, bądź co bądź, na uwagę i szacunek, jako dzieła, zdradzające duży talent i uczciwy, i duży wysiłek, nie bez dodatnich rezultatów. („Jesień“, „latarnik“). Brak środków zmusza artystę do powrotu w r. 1890. Bieda miała go w dalszym ciągu gnębić, prawie do końca krótkiego żywota. Bojkotowany — rzecz prosta — przez Towarzystwo „Zachęty“ (lepszej nazwy najsubtelniejszy ironista wynaleść by nie mógł) które wówczas okryło się chwałą, bojkotując również i Chełmońskiego, „zachęcając“ natom iast Lessera i jemu podobnych — wystawiać począł u Krywulta rzeczy bardzo śmiałe, („kobiety grające w bilard“), coraz lepsze, pozbywając się szybko doktrynerskiej przesady, rzeczy, które wkrótce miały się stać nieraz wybornymi, zarówno w dziale portretowym jak i krajobrazowym. Obydwa te rodzaje, z równem powodzeniem, uprawia artysta między r. 1891 a 1894, wyjeżdżając często w okolice Warszawy lub w Sandomierskie. Portrety, często pod gołem niebem malawane, odznaczają się zwłaszcza nie spotykaną dotąd u nas naturalnością układu; są, rzecz prosta, wybornie rysowane; w krajobrazach zaczyna Podkowiński farbę przetapiać na światło, dawać złudzenie powietrza, okalającego lub roztapiającego w sobie przedmioty, Pomimo wyklinań, urągań, pomimo robienia i z tego przejawu twórczości, jak zawsze ze wszystkiego, co nie jest iście Warszawskiem, znanych, ohydnych, warszawskich „Kawałów“, talent artysty, w r. 1892, zaczyna tryumfować i zjednywać mu coraz więcej zwolenników wśród jednostek kulturalnych. Kobiety, w ogóle obdarzone duszą wykwintniejszą, szlachetniejszą i wrażliwszą od tej, która mieszka w gruboskórnej — przeważnie — powłoce mężczyzn, darzyły Podkowińskiego swoją przyjaźnią, nie bały się pozować mu do portretu. Trudno było zresztą nie czuć sympatyi dla tej natury bardzo szczerej, bardzo prawej, żyjącej Sztuką i dla Sztuki. Podkowiński był cudownem dzieckiem i prawie do końca dzieckiem pozostał, dzieckiem dobrem, umiejącem dąsać się i wybuchać jak dziecko. Dziecko to, złamane nagle przez ból wewnętrzny, choć do życia stworzone, postanowiło... powoli umrzeć. Głębokie uczucie, wołanie, na które nie było i nie mogło być odpowiedzi, poczęło trawić i przeistaczać duszę, niszczyć ciało, wyciskać piętno na dziełach, w gorączce, smutku i samotności poczętych. W realiście z krwi i kości poczyna pracować wyobraźnia. Zjawia się fantazya, a następnie — symbol. Były one wypadkowo organizacyi czysto malarskiej z zewnątrz narzucone. „Taniec Szkieletów“ olbrzymi, zaginiony w Ameryce obraz, rozpoczyna ostatni okres twórczości. W „Ironię“, „Bajkę“, „Szał“ i wreszcie w „Marsz żałobny“ — ten wspaniały, rozdzierający, beznadziejny krzyk boleści — przelewał dogasający suchotnik cierpienia, wśród których szamotała się raniona i rozraniana własną egzaltacyą dusza. Poezya, tchnąca z tych dzieł, nie mogła przebić flaneli, pod którą — u filistrów — jest miejsce na serce. Nie mógł do tych filistrów przemówić ani szalony temperament, ani olbrzymi talent. Wytykano wady, —— niewątpliwie istniejące — szukano pcheł w lwiej grzywie. „Szał“ potężny dowód tego talentu — oceniano często z weterynaryjnego, a nawet pornograficznego punktu widzenia. Przed trzema laty, pewien Savonarola z pod Opatowa uzbrajał już fornali w widły i gotował najazd, urabiając grunt w prasie warszawskiej. Wywiezienie dzieła do Krakowa uratowało je od powtórnego zniszczenia. Pierwszego dokonał był sam artysta, tnąc je na kawałki. Uczuć, jakie nim powodowały, roztrząsać nam się nie godzi; możemy zwłaszcza nie bronić artysty przed napaściami, które pamięci jego dotknąć nawet nie mogą. Podkowiński był artystą; tworzył więc dzieła sztuki. To, co po za sztuką stoi było mu obce. Zgasł 5 stycznia 1895 roku. 

Feliks Jasieński.­

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new