Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
S. MASŁOWSKI UR. 1853 R. • LASEK • WŁASNOŚĆ B. WYDŹGI W WARSZAWIE
Jako uczeń petersburskiej akademii, dręczony przez zadawane sobie, a pozostające bez odpowiedzi — pytania, zajrzałem pewnego wieczoru do leżącej na stole, u kolegi książki, a zajrzawszy, tej nocy więcej z ręki nie wypuściłem. Nazajutrz, rozentuzjazmowany, zachwycony, byłem tak szczęśliwy, jak szczęśliwym może być człowiek, który szukał prawdy i znalazł ją. Siedm pieczęci z księgi tajemnic zerwała była dla mnie... „filozofia sztuki” Teine'a. Wojowałem od tej pory zwycięskimi argumentami, dumny i szczęśliwy. Trwało to lat kilka. Pewnego razu, w Monachium, w kółku znajomych, monologowałem jak zwykle, pewny siebie, czyli pewny niezwyciężalności twierdzeń Taine’a. Gdym wreszcie zamilkł, odezwał się, chłodno, spokojnie, Chmielowski (dzisiaj brat Albert), któregośmy wysoko cenili za wielki talent malarski i wielką kulturę: „pojmuję: więc to, że Michał Anioł urodził się i tworzył, jak tworzył, jest wyłącznie zasługą rzeźników, piekarzy, krawców i szewców florenckich”. Oniemiałem. Teorya-brylant bez skazy zaczęła się, od tej pory, przemieniać w moich oczach w teoryę-szkło, kruche i marne”. Tak mówił do mnie, przed kilkoma miesiącami, niezrównany gawędziarz, chodząca kronika wielkiego, ciekawego okresu naszego życia artystycznego — Witkiewicz. Dzisiaj i Witkiewicz i Chmielowski i my wszyscy — niegdyś porwani, a następnie rozczarowani — zdajemy sobie wybornie sprawę z istotnej wartości, bądź co bądź, epokowej książki Taine’a, a chromającej chociażby pod tym względem, że zjawiska niezmiernie złożone i wprost niewytłumaczalne w sposób bardzo prosty tłumaczy. Dzisiaj brat Albert nie wykręciłby w taki sposób kota ogonem, a gdyby to zrobił, Witkiewicz by temu kotowi właściwą pozycyę nadać potrafił. Lecz dlaczego o tem piszę w tej właśnie chwili? Bo patrzę na odbitkę „lasku” Masłowskiego, naszego, po naszemu przetrzebionego lasku, z taką przedziwną finezyą i prawdą, przez wielki indywidualny talent oddanego lasku, który, wraz z innym i klejnocikami, krył się długo w skromnym, brudnym, maleńkim notatniku artysty, w jego „Mandze”. Bo się zachwycam mistrzowskiem oddaniem charakteru tej mikroskopijnej, cichej gruszy „co na miedzy siedzi”, za laskiem, na lewo; bo sądzę że społeczeństwo może się przyczynić do rozwoju, spaczenia lub zabicia talentu; bo się lituję nad głupimi, szukającym i sztuki tam, gdzie jej niema, nad ślepymi, którzy jej istotnych przejawów widzieć nie chcą i oburzam na wszystkich, którzy nieobliczalnych, przerażających szkód stali i stają się powodem; bo widzę wieńce wawrzynowe na oślich i lisich grobach i uszach, tombak za złoto uważany; bo pamiętam, jak podziwiano historyczności Lesserów i Gersonów, a krajobrazy Chełmońskiego odrzucano, lub lekceważono, jak skazywano na zagładę przedziwne polskie Mangi: te albumy szczerych, bajecznych szkiców, te stosy rysunków i akwarel Gierymskich, Gersonów, Wyczółkowskich, Masłowskich, Tańskich i tylu, tylu innych przez samych twórców, dzięki suggestyi krytyki i publiczności, uważane częstokroć za śmiecie którem i się w piecu paliło; bo z żalem myślę o tem, czem mógł być ten Gerson nędzny malarz figuralny, świetny pejzażysta-akwarelista, ten Tański, ten Masłowski — w innych warunkach; — jakie wspaniałe dzieła dekoracyjne zdobiłyby kościoły i gmachy we Francyi, Anglii lub w Niemczech, gdyby się tam byli urodzili Mehoffer i Wyspiański, bojkotowani u nas przez zwykłych i uczonych — stokroć gorszych barbarzyńców, protegujących wyłącznie partactwo, hańbiące nasze świątynie, gmachy i place publiczne; bo myślę o straconych dla nas niepowrotnie, na obczyźnie stworzonych dziełach Chełmońskich, Gierymskich, Michałowskich i Rodakowskich, o przymierających głodem Grottgerach i Podkowińskich; bo czytuję idyotyczne kuryerkowe wzmianki o genialności Brodzkich, Chełmińskich, Krzeszów i innych Styków, oraz niemniej ciekawe sprawozdania komisyi, rozdającej nagrody z fundacyi Barczewskiego; bo się dziwię, dla czego ci, którzy szukają przedewszystkiem talentu Żeromskiego w opisie ubożuchnego pejzażu, talent ten cenić umieją u pisarzy i nie wymyślają na wybór, przez artystę zrobiony, nie chcą szukać talentu Masłowskiego w jego dziełach najlepszych, cennych, choć drobnych, i w ogóle w dziełach artystów-plastyków; bo smucę się, że nawet geniusz największy tyloma korzeniami tkwić musi w środowisku, z którego nieznana siła wyrosnąć mu kazała i przewiduję opłakaną dolę tych, którzy tej ziemi niszczycielki synam i będą... Gdyż, bezwątpienia, wielką mogą odegrać rolę w historyi sztuki — jeżeli chodzi o rezultaty — rzeźnicy, piekarze, krawcy i szewcy florenccy czy warszawscy... Lecz do czego to pisanie doprowadzi? Rzecz prosta: tylko do ruszania ramionami rzucania przekleństw na biedny „lasek”, wydarty z Mangi polskiego japończyka.
Feliks Jasieński.