Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
H. RODAKOWSKI • UR. 1823 R. - ZM. 1894 ROKU • GENERAŁ DEMBIŃSKI. • WŁASNOŚĆ MUZEUM NARODOWEGO W KRAKOWIE
Odkładając na później uwagi o naturze talentu, muszę obecnie przypomnieć kilka dat i kilka szczegółów biograficznych, bo postać Rodakowskiego, tak ujmująca i pełna osobliwszego wdzięku, zaczyna się jakoś cofać w głąb, ginąć w obojętnym pomroku. Tłómaczę to sobie faktem, że dzieła znakomitego malarza wiszą przeważnie w mieszkaniach prywatnych a - z wyjątkiem portretu Henryka Dembińskiego wszystko, co możemy oglądać w publicznych zbiorach, nie daje bynajmniej pełnej miary artysty. Najlepsze portrety, które po nim zostały, przedstawiają blizkich: matkę, ciotkę, żonę, pasierbicę i jeżeli mu niegdyś mogły zyskiwać sławę i medale, to potem, przez całe lat dziesiątki, nie schodziły ze ścian, na których raz zawisły. Jak czasem poeci kryją te wiersze, w które najwięcej własnego serca włożyli i śmierć je dopiero z tek zakurzonych dobywa, tak chował Rodakowski najsubtelniejsze swe arcydzieła, portrety osób mu najdroższych, w miejscach ogółowi niedostępnych. I tak się stać mogło, że malarz wielki i wykwintny przestał niejako istnieć dla szerokich kół, zasuł się dla nich mgłami. Ponieważ jednak i dawny rozgłos jego nazwiska i odgłos jego zagranicznych tryumfów budził jeszcze chwilami rządców opinii publicznej, postanowili się z nim prędko załatwić. Zgodnie, a bez sądu, zaliczyli go w poczet „naszych zasłużonych“ t. j. w poczet ludzi godnych szacunku i - zapomnienia. Nazwisko ich obija się jeszcze o uszy, ale nikt się już o nich dzisiaj nie troszczy, nikt nie zna istoty ich działania.
A zaprawdę, Rodakowski zasłużył sobie na coś więcej, aniżeli hołd negatywny i - w dodatku - obłudny. Czasby już wydobyć na światło tego szlachetnego artystę, który był również szlachetnym człowiekiem, czasby go dać poznać całemu społeczeństwu. Skromny, za życia, nie dbały o reklamę, i po śmierci sławy należnej nie zaznał, on, który przed półwiekiem, w ówczesnej stolicy artystycznego świata, zdobywał sobie, a pośrednio i ziemi ojczystej, chwałę poważną, donośną, a i dzisiaj mógłby nią powtórnie zajaśnieć. Bo dzieła, któremi niegdyś wywoływał poklask i odznaczenie, teraz - po kilkakrotnej zmianie mód, prądów i wymagań - są znowu świeże szczerością poczuć, są zawsze pogodną szlachetnością młode.
Urodzony 9 lipca 1823 we Lwowie, Rodakowski spędził wczesne lata w Wiedniu, gdzie ukończył studya na wydziale prawnym. Dowiódłszy w ten sposób ojcu, że jest posłusznym synem, postanowił mu dowieść, że wie, czego sam chce i że jest artystą. W 1846 r. jedzie więc do Paryża i wstępuje do szkoły słynnego podówczas, dziś słusznie lekceważonego malarza, Leona Cogniet. I tam jednak, skoro się ma talent, można się było czegoś nauczyć: świadczy o tem portret Dembińskiego (1852), nagrodzony wielkim złotym medalem i portret matki (1853), którym się zachwycał artysta tej miary, co Eugeniusz Delacroix. Wnet posypały się obstalunki od obcych i od swoich. Nowe medale i godności idą w ślad za nowemi dziełami: jedno z nich dla nas najcenniejsze, portret Mickiewicza, spłonęło podczas Komuny. Już w 1867 r., z chwilą, gdy mu się syn urodził, osiada Rodakowski w kraju, naprzemian we Lwowie i na wsi, w Bortnikach. Wyjeżdża jednak to do Włoch, to na dłuższy pobyt do Wiednia. Dziesiątki, jeżeli nie setki, pięknych kobiet i mężczyzn wybitnych siada mu do portretu. A jego nieustannie coś rwało gdzieindziej, rwało do kompozycyi, do historycznego lub „monumentalnego“ malarstwa. W 1871 roku kończy „Wojnę kokoszą“, od 1882 do 1888 r. pracuje nad „Dobrodziejstwami kultury“, przeznaczonemi na fryz do lwowskiej sali sejmowej. O parę kroków od niej, w tym samym gmachu, jest izba wiele skromniejsza; na murach jej wiszą portrety marszałków. Tam, a nie w personifikacyach Przemysłu, Handlu, Nauki lub Sztuki należy szukać naszego Rodakowskiego, tego, co zostanie.
Po zgonie Matejki miał on objąć kierownictwo krakowskiej szkoły Sztuk Pięknych. Śmierć ubiegła jednak p. ministra oświaty. Henryk Rodakowski umarł po bardzo krótkiej chorobie, dnia 28 grudnia 1894 roku.
K. M. Górski.