Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

47. JAN STANISŁAWSKI


JAN STANISŁAWSKI UR. 1860 R. • WAWEL • WŁASNOŚĆ ALFREDA AL. TENBERGA WE LWOWIE

I.

Krajobrazy Stanisław skiego śpiewają. I to nie dla jasności barw jedynie, która dałaby się wytłómaczyć szczęśliwem (a rządkiem u nas jeszcze) ominięciem w studyów epoce, monachijskich recept i sosów, — lecz dla całego w nętrznego charakteru swego. Stanisławski jest — pośród pejzażystów polskich — najbezinteresowniejszym, najczystszym czcicielem natury — nie w jej szczegółach, cechach lokalnych, malowniczościach, zbieżnościach z subjektywnem i twórcy uczuciami, nie w jej niezmiennej materyalności, która optycznie jest tylko złudzeniem, lecz w jej nieuchwytnej istocie, w jej wszystko ożywiającej, wszystko barwiącej, wszystko co chwila czarodziejsko przemieniającej, we wszystkiem śpiewającej duszy, którą jest — światło. Krajobrazy Chełmońskiego, nawet pozbawione stafażu, tchną przedewszystkiem ukochaniem ziemi rodzinnej, nie natury jako takiej, lecz tego, co jest w niej swojskiem, naszych stepów, naszego nieba, naszych łąk i moczarów, naszych lasów i śniegów, naszych deszczów i wichrów, naszych bocianów i komarów, całego naszego sielskiego żywota, którego wielkim godzi się go nazwać idyllistą. Szerokich, Millet’owskich linij epikiem jawi się, w swych sceneryach tatrzańskich i ukraińskich, Wyczółkowski. Ruszczyc wnosi w naturę subjektywne pierwiastki, poczucie czy pragnienie potęgi heroicznej, oraz nie pozbawiony romantycznego odcienia patos tragiczny. Malczewski zaziemskie, wizyjne, symboliczne za podłoże alegoryom swym daje pejzaże. Tetmajer jest nowelistą wsi, zbóż, dożynków, procesyj. Fałat — rodzajowcem lasów i śniegów przeważnie. Stanisławski widzi tylko światłości falowanie, tylko plam barwnych przelewność, tylko sylwet ruchliwy charakter, tylko wiązanie się tych zasadniczych pierwiastków optycznych w zamknięte, niby muzyczne frazesy. Przedmioty, szczegóły, bryłowatości nie istnieją dlań — istnieje z nich tylko to, co zaznacza się w świetle, tylko granie ich w słońcu czy cieniu, a granie nie tyle akordowe, ile raczej melodyjne, w szeregu śpiewnie następowych rozwijające się tonów. Ale i w ściślejszem kole luministów par excellence, Stanisławski wyraźnie i zupełnie odrębne zajmuje stanowisko. Nie bada on światła dla samego badania, wyłącznie — że tak powiem — poznawczego; nie ugania się również za jakąś oderwaną, poza wszelkiemi zetknięciami z materyalnością, jego istotą; nie rafinuje, nie dobiera, nie tworzy niezwykłych symfonizacyj świetlnych; intuicyjnie chwyta dźwięczne, pełne, ale jednogłosowe raczej, wygrywane przez słońce pośród natury pieśni i te z całą prostotą. Z całą raźną świeżością w maleńkich swych zaklina obrazkach. Jeżeli Al. Gierymski jest nieubłaganym analistą i logikiem świateł, dążącym jedynie do rzeczowości i prawdy; Cl. Menet — orkiestratorem takich szalonych, oślepiających przepychów i orgij słonecznych, że we wściekłem ich wibrowaniu ulatniają się niekiedy resztki rzeczywistości, sylwety i barwy nawet, i pozostaje jakiś wielki liryczny sen o światłości; Whistler — poeta wyrafinowanych, ściszonych, odcieniowych raczej, niżeli barwnych harmonizacyj; — Stanisławskiego nazwać-by można pogodnym, bukolicznym melodystą wędrówek światła po Ziemi. Obrazy Gierymskiego mówią, lub od czasu do czasu namiętnym buchną okrzykiem: feerye Monet’owskie dzwonią kaskadami, arpedżiami, pizzikatami migotliwych rozpyleń świetlnych; nokturny i harmonie Whistlera cichemi, głębokiemi szemrzą akordami; pejzaże Stanisławskiego śpiewają... jak czysty, dźwięczny głos niewidzialnej, gdzieś, śród rozłogów stępowych, dziewczyny... Śpiewają jak szumki i dumki ukraińskie…

Miriam.


keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new