Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

48. WŁODZIMIERZ TETMAJER


WŁODZIMIERZ TETMAJER URODZ. 1862 R. • ŚWIĘCENIE • WŁASNOŚĆ MUZ. NAR. W KRAKOWIE

Przepadły — przypuśćmy — dyplomy i herbarze, spłonęły metryki i archiwa: odnajdźmy szlachcica polskiego z tradycyjnym jego typem, jako jedynym probierzem. Przed nami rzekomej szlachty rzesze: „Sam ozwańce, zmyślacze, udawcy“ ! Tu kopia lorda, tam bankiera kopia, junkra, czy hofrata, — kopie, słowem, wszelkich wzorów wszystkich świata nacyj — czyż już wygasi „z ojców swych rodem“ prawdziwy szlachcic nieodrodny? Jeden znalazł się wreszcie, jeden, ale taki prawdziwy i dowodny, iż poznaliśmy go wszyscy, choć w chałupie chłopskiej krył się pod niemieckiem nazwiskiem: Tetmajer. Jeden, ale zato szlachcic całą gębą: wcielenie wręcz szlachcica polskiego z tysiąca dworków i lat pół tysiąca!

Pan Włodzimierz żyje w XX wieku życiem XX wieku. Ubiór zmień tylko a będzie zeń, do wyboru: towarzysz pancerny, szlachcic kontuszowy, szaraczek, konfederat, lub dworak wytworny, współbiesiadnik „obiadów czwartkowych“. Ubiór zmień tylko; choć i w kurtce sprawia ci wrażenie, że bez wylotów i pasa chodzić niezwyczajny, ba! że mu bez skrzydeł husarskich nieswojsko! Dziś, wprost z pracowni, ruszyć gotów na pohańca, czy pójść z bracią szlachtą wichrzyć i zrywać sejmiki, — podaj mu puhar, a przypomni sobie pieśni z czasów saskich (nigdy nie słyszane), popuści pasa i z staropolskim gestem w skrześnie w nim zaraz szlachecki animusz, swada i rodzima, butna myśl szlachecka! Tetmajer tak szlachcicem wskroś przesiągł w krwi, kościach i myśli, iż gotów trapić się szczerze, że „dzisiaj i w Gdańsku nie płaci pszenica“! Tetmajer — to w „rozwoju gatunków“ szlachcica polskiego łańcuch całkowity, w którym nie brak żadnej odmiany-ogniwa. Źle mówię: brak w nim szlachcica dzisiejszego (o ile takie stworzenie istnieje!). Snać nieodrodny szlachcic jest w nim taki rogaty i krewki, że miast być finde siecle szlachcicem na wymarciu, pan Włodzimierz wolał „schłopieć“ i zostać szlachcicem żywotnym. Zniżył się, myślicie, do poczciwego chłopka? Nie znacie Tetmajera! On pod strzechę polskiego chłopa szedł jak syn marnotrawny, marnotrawny „syn szlachecki“, wracający do szlachty polskiej praszczura-antenata, co cierpliwy i twardy, pracował, cierpiał i ciułał, i z dziedzicznego dobytku i kmiecej godności nie stracił niczego, niczego nie uronił, podczas, gdy marnotrawny syn i krwawo się porał — i hulał buńczucznie i trwonił. Zniżać się? Wolne żarty! Tetmajer nie przebierał się w kierezyą, podkówkam i nie dzwonił; szedł pod chłopską strzechę ze czcią synowską i synowską miłością tem żywszą, że krzywd świadomą, ciążących na szeregu pokoleń, których duchową puściznę czuł w sobie. Uczucie to w nim — to nie statysty mędrkowanie, ani podszepty społecznego działacza; — to szczera, artystyczna w izya, wyciskająca na całej twórczości swe piętno.

Rozumiecie teraz obrazy Tetmajera? Rozumiecie, czemu na murach Wawelu wspaniałość Piastów okryła się siermięgą? Czemu w krajobrazach barwnemi plamami wykwitają kraciaste chusty i sukmany, jak bujny, rodzimy kwiat tej ziemi, którą artysta stroi we wszystkie ognie i blaski skrzącej swej palety? Czemu u niego ta ziemia i ci ludzie — to jedno; ona ich wydała, oni z niej rodem: wierne dzieci matki-żywicielki. Czemu u niego krajobraz i postaci takie z sobą zrosłe, że nie zgadniesz, czy artysta krajobraz upstrzył postaciami, czy go postaciom jako tło podłożył? czemu tak tłumaczą i uzupełniają się nawzajem? Rozumiecie, czemu w krajobrazie tak słoneczno i jasno? czemu łany śmieją się do żniwiarzów swem złotem? czemu w tych postaciach taka prawda; a w prawdzie tak szczere chłopstwo i taka godność wielkopańska: to z krwi, dziedzictwa i znoju prawe tej ziemi ojczyce! A z tego zespołu: ról i chłopów, światła i trudu, żyzności i wysiłku, złota łanów i krasnej żniwiarzów przyodziewy, artystyczna prawda bije: hojna nagroda za szczerość artysty.

Tadeusz Żuk-Skarszewski.



keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new