Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Jan III Sobieski herbu Janina (1674—1696)


Jan III Sobieski
Jan III Sobieski

Na sejmie elekcyjnym partya francuska i austryacka zwalczały wzajemnie swych kandydatów; krajowi groziło nowe rozdwojenie. Usunął je na szczęście hetman Jabłonowski, wysuwając kandydaturę okrytego chwałą chocimską Jana Sobieskiego. »Jeśli nam wolno obierać króla – zawołał – komu to winniśmy! wspomnijcie na zwycięstwa pod Podhajcami, Kałuszem i Chocimem! Niech żyje Jan III. 

Jedni Pacowie sprzeciwiali się wyborowi, ale ustąpili gdy Sobieski oświadczył, że bez ogólnej zgody berła nie przyjmie. 

Syn Jakóba i Teofili Daniłłowiczówny, urodził się w Olesku 2 czerwca 1624 r. Potomek Żółkiewskich i Daniłłowiczów, odziedziczył nietylko ich olbrzymią fortunę, ale również miłość kraju, gotowość do poświęceń i nienawiść do Turków; tę ostatnią podniecała w nim matka, wnuka bohatera z pod Cecory, siostra zamordowanego przez Kantemira-baszę Stanisława. Na wieść o wojnach kozackich, wzywa synów, kształcących się za granicą, do powrotu i wysyła do boju, a gdy ginie ukochany Marek pod Batohem, widzi w Janie przyszłego »mściciela« rodu. W wieloletnich bojach zaprawił się Jan do »tańca« tatarskiego, którego, jak mu zapowiadała matka, z tej przyczyny nie potrzebował uczyć się u cudzoziemców. 

Geniusz jego wojenny oceniła wcześnie Marya Ludwika »matka rycerstwa«. Chorąży koronny, otrzymał laskę marszałkowską, a po śmierci Potockiego buławę polną. Bitwa pod Podhajcami zapewnia mu buławę wielką, a zwycięstwo chocimskie toruje drogę do tronu. Wtajemniczony w plany Maryi Ludwiki, był, jak ona, zwolennikiem Francyi. Małżeństwo z ambitną Maryą Kazimierą d’Arquien (»Marysieńką «), wdową po Janie Zamoyskim, ostatnim potomku wielkiego Jana, związało go tern ściślej z partyą franc. Choć sercem lgnął do walki z Turcyą, jednak, przez wzgląd na dobro ojczyzny, postanowił zakończyć z nią wojnę, odzyskawszy wprzód Kamieniec i Podole.

Po elekcyi król Jan III odłożył koronacyę na później i przygotowywał się do rozprawy z Turcyą. W skarbie były pustki, z własnych więc funduszów zbroił wojsko. Sułtan, chcąc zmusić Polskę do ugody buczackiej, już w czasie elekcyi wkroczył na Podole, a nie znajdując oporu, zajął znowu Chocim, Winnicę, Humań, którego ludność z rozkazu okrutnego Kara (Mustafy w pień wycięto, – a zostawiwszy swe załogi, cofnął się za Dniestr. Odtąd przez kilka lat z kolei cała potęga muzułmańska z siłą rozhukanego morza uderza na ziemie polskie. 

Nadciągnął król Jan, odzyskał utracone ziemie, opanował zajęte miasta. Chciał ruszyć na zdobycie Kamieńca, ale zamiaru nie mógł wykonać, bruździł znowu hetman lit. Pac, który pod pozorem, że nie trzeba drażnić potężnego wroga, cofnął się z swymi hufcami. Król pozostał, wiedząc dobrze, że Turcy zechcą wkrótce powetować straty. 

Rzeczywiście następnego roku (1675) wysłał Mohamet IV baszę Ibrahima-Szyszmana (Tłuściocha), aby zawojował Polskę, albo dał gardło. Cała nawałnica ruszyła pod Lwów, który się stawał jakby szańcem królestwa. Jan III przybył spiesznie do miasta, wiedząc, że samo imię jego budzi lęk we wrogach. Dnia 22 sierpnia z trzykrotnym okrzykiem »żyje Jezus« rzucił się na przeważające siły muzułmańskie, wsparte posiłkami chana tatarskiego. Po kilkugodzinnej walce pierzchnęli Turcy i Tatarzy. Ciemność nocy nie pozwoliła ścigać uciekających. Ocalone miasto zaniosło modły dziękczynne. 

W odwrocie kusili się jeszcze Turcy o zdobycie zamku Trembowli; dzielny Samuel Chrzanowski, komendant twierdzy, nie poddał się, chociaż miał tylko kilkudziesięciu żołnierzy i trochę szlachty i mieszczan do pomocy; nie przerazili go Turcy kłamliwą wieścią o zdobyciu Lwowa. Przez kilkanaście dni broniono się zaciekle; ale wśród nieustannej walki w dzień i noc, siły opadały; zaczęto wreszcie rozważać możliwość poddania twierdzy. Wtem wśród radzących stanęła z nożem w ręku piękna i męża żona Chrzanowskiego, Zofia, zaklinając ich na miłość ojczyzny, by nie hańbili się poddaniem; mężowi zagroziła, że, jeśli do upadłego bronić się nie będzie, to najprzód jego, a potem siebie nożem przebije. Zagrzani zapałem dzielnej niewiasty, rzucili się rycerze znowu do obrony, bo już Turcy wdzierali się na mury. Nazajutrz nadciągnął król Jan z odsieczą. Zamek był ocalony. Turcy w popłochu uciekali za Dniestr.

Po półtorarocznej walce wrócił Sobieski z obozu na koronacyę, która odbyła się 2 lutego 1676 r. Na sejmie koronacyjnym w dowód wdzięczności za wielkie czyny króla, uchwalono jednomyślnie podatki na wojnę, a za radą Sobieskiego przeprowadzono reformę wojska: odtąd 28 »dymów« miało dostarczyć 1 żołnierza. Polska według nowego prawa mogła zgromadzić przeszło stutysięczną armię i obejść się bez posiłków rosyjskich. Ale uchwała pozostała tylko na papierze. Gdy w następnym roku trzeba było znowu iść przeciwko Ibrahimowi Szejtanowi (Szatanowi), który z ogromnem wojskiem przeszedł Dniestr, król Jan rozporządzał mniejszemi siłami, niż zwykle, więc okopał się pod Żórawnem. Wkrótce otoczyło go mrowie tureckie i jak morze stubarwne zalało okoliczne pola i góry. A gdy noc nadeszła, rozbłysły ogniska »niby iluminacya Grobu Pańskiego w Wielki Piątek u Bernardynów«. Król nie tracił ducha. »Z gorszych wyprowadzałem was terminów – mawiał – czyż myślicie, że głowa moja stała się słabszą po włożeniu korony?« 

Rozpoczęły się szturmy. Król był wszędzie. Zdawał się dwoić, troić; zastępował poległych, wlewał otuchę w piersi żywych. Gdy brakło kul, kazał zbierać tureckie. Zapał jego udzielał się żołnierzom. Szał bojowy ogarniał ich umysły. Armaty Kęckiego siały zniszczenie. W ciągu trzech tygodni odparto wszystkie szturmy, zrobiono kilkanaście wycieczek. 

Wreszcie Ibrahim Szejtan, dowiedziawszy się o nadciągającej odsieczy, ofiarował 16-go października rozejm. Traktat źórawiński zwrócił Polsce dwie trzecie Ukrainy, lud w jasyr pojmany, znosił traktat buczacki i zmuszał Turcyę do dostarczania Polsce posiłków na wypadek wojny. Tylko Kamieniec pozostał przy Turcyi. 

Sława króla rozeszła się w całej Europie, budząc podziw dla jego męstwa. Turcyi wrażono lęk przed »lwem niezwyciężonym.« Umowa żórawińska zapewniła Polsce po tyloletniem zmaganiu się z wrogiem, upragniony pokój. Turcya obróciła swe siły na IBoskwę, której wiarołomny Doroszeńko poddał kozacką Ukrainę. Wśród tych walk ginie Jurek Chmielnicki, ostatni potomek Bogdana: stanął po stronie Turcyi, ale za gwałty, których się dopuszczał, skazał go padyszach na uduszenie. 

W tym czasie Ludwik XIV, król francuski, pragnął wciągnąć Polskę do walki, którą prowadził z cesarzem niemieckim i elektorem brandenburskim; ofiarował Sobieskiemu przymierze, w zamian robił mu nadzieję odzyskania Szląska i Prus Książęcych. Król Jan przechylał się na stronę Francyi; zezwolił nawet na zaciąganie ochotników w Polsce i sam werbował wojsko, gotując się do walki z elektorem. 

Naród, który się zwał przedmurzem chrześcijaństwa, który wojnę z niewiernymi uważał za swój obowiązek, przeciwny był przymierzu z Luwikiem, popierającym Turcyę. Król wkrótce sam zniechęcił się do tej myśli, odkąd Węgrzy uznali protektorat Turcyi i droga do Krakowa stanęła otworem. Zamiast popierać plany Ludwika, zachęcał jego i innych monarchów do utworzenia wielkiej ligi państw chrześcijańskich w celu rozbicia potęgi muzułmańskiej. Poparł go tylko papież Inocenty XI, który niegdyś, jako nuncyusz Odescalchi, dawał mu ślub z Marysieńką na zamku warszawskim. Inni odmówili. Ludwik, zawiedziony w swej nadziei, wichrzył w kraju przez swych stronników, by wśród zamętu dopiąć celu. Napróżno więc król Jan starał się o powiększenie wojska: znalazł się zawsze poseł, który sejm zerwał. 

Tymczasem Turcya, ukończywszy (1681) wojnę z Moskwą, układała plany podboju Austryi, a po niej całego świata chrześcijańskiego. Pomimo usilnych starań, poseł cesarski nie uzyskał przedłużenia rozejmu. Wojna była nieuniknioną. Cesarz w swej trwodze starał się zawiązać przymierze z Polską. Opierał się temu Ludwik, wreszcie popchnął swe stronnictwo do ostatecznego kroku: podsunął mu myśl detronizacyi Jana III-go. Zamiar ten odkryto; Andrzejowi Morsztynowi, przywódcy spisku, wytoczono proces i skazano na wygnanie. Skompromitowana partya francuska uciekła. Jan III podpisał przymierze zaczepno-odporne z Austryą, które sejm dnia 31-go marca 1683 zatwierdził. Dwa tygodnie później potężna armia sułtana fflahometa IV pod wodzą Czarnego Mustafy wyruszyłaz Adrynanopola, a nie spotykając oporu, 14 lipca stanęła pod Wiedniem. 

Cesarz Leopold wraz z żoną i synem schronił się na granicę bawarską, zleciwszy obronę stolicy hr. Stahrembergowi. Karol, książę Lotaryński, wódz wojsk austryackich, szwagier cesarza, posłał do Wiednia 10,000 piechoty. Sam, mając niespełna kilkanaście tysięcy wojska i 2500 ochotników, które mu przyprowadził Lubomirski, nie mógł się mierzyć z armią sułtana i cofnął się za Dunaj. Trwoga padła na Niemcy: od Sobieskiego wyglądano ratunku. 

Nuncyusz papieski Pallavicius i poseł cesarski hr. Waldstein, pospieszyli do Wilanowa, siedziby królewskiej pod Warszawą; dnia 16 lipca padli przed Janem na kolana: » Królu, ratuj Wiedeń!« błagał Waldstein. »I chrześcijaństwo!« dodał nuncyusz. 

Król, zebrawszy w przeciągu miesiąca 22,000 wojska, wyruszył z Krakowa 15 sierpnia; przodem wyprawił hetmana Sieniawskiego; sam w pospiesznym marszu prowadził resztę z hetmanem Jabłonowskim. Już 8 września przeprawił się przez Dunaj, gdzie inżynierowie cesarscy ustawili mosty łyżwowe; 10 stanął na górze Kahlenberg pod Wiedniem. 

Położenie Wiednia było straszne. Kara Mustafa rozłożył olbrzymi obóz, wśród którego wznosił się jego namiot, lśniący od złota i srebra; przed nim zatknięto świętą chorągiew proroka. Dnia 18 lipca przypuszczono pierwszy szturm i od tej chwili huk dział nie ustawał. Turcy zakładali miny, wysadzali mury w powietrze; nieraz już z okrzykiem: »Ałła« wdzierali się przez wyłom do miasta, ale dzielni mieszkańcy odpierali wroga, mury naprawiali w nocy. Nawet pod ziemią w podkopach wrzała walka, niejednokrotnie wśród wybuchu prochów ginęli obrońcy i napastnicy. 

Niebezpieczeństwo wzrastało z każdym dniem. Rudiger Stahremberg z wieży kościoła św. Stefana wzywał ratunku: już Turcy zdobyli fosę w reducie Lobia, a jeśli podkopem wysadzą ją w powietrze, miasto było stracone! 

Wreszcie 10 września, na górach Kahlenberg zabłysnął snop rac: nadchodziła odsiecz. 

Równocześnie z królem Janem (22 tysiące) nadciągnęli z pomocą książęta Rzeszy Niemieckiej: elektor bawarski (11 000), elektor saski (10 000), ks. Waldeck (10 000) i 20 000 wojska cesarskiego pod Karolem Lotaryńskim. Naczelne dowództwo objął król Jan, który we wszystkich wzbudzał uwielbienie. On też ułożył szyk bojowy: środek tworzył elektor bawarski, Waldeck; lewe skrzydło –  ks. Lotaryński, elektor saski i Lubomirski; prawe – Polacy pod Jabłonowskim. – Niemcy nie przeciągnęli swych ciężkich dział przez górę Lasu Wiedeńskiego. Jeden Marcin Kącki, dzielny wódz polskiej artyleryi, rozporządzał 28 lżejszemi armatami. 

Przed bitwą (12 września) z blaskiem jutrzni odprawił ksiądz obozowy mszę św. przed ołtarzem, zrobionym z bębnów; król leżał krzyżem i komunikował. Poczem dał znak, a całe wojsko przy odgłosie trąbi kotłów spuściło się zgóry Kahlenberg. Król przez adjutantów kierował ruchem wodzów.

Zawrzała walka. Nasi z okrzykiem: »Boże błogosław Polsce«! uderzyli na Turków. Kara Mustafa, który pod osłoną szkarłatnego namiotu zapijał kawę, uwierzył wreszcie w obecność króla Jana; wszystkie siły skierował przeciw niemu. 

Ale skrzydlata husarya polska jak wicher spada na Turków, łamie ich szeregi; zionęły ogniem armaty Kąckiego; mieszają się szyki tureckie, pierzchają w dzikim popłochu. Spostrzegł król Jan namiocik wezyra, wskazał go Zbierzchowskiemu: pomknął rotmistrz, jak strzała, zdobył razem i chorągwię zieloną. Gromi król Turków; własnoręcznie zdobył buńczuk turecki. – Noc przerwała walkę. Nazajutrz miała się wznowić, ale o świcie nie było już Turków pod Wiedniem. 

Uszli, zostawiając kilkaset dział, zapasy prochu, niezliczone namioty, wśród nich namiot wezyra i chorągiew proroka. Cały bogaty obóz stał się zdobyczą zwycięzców. 

Król Jan wkroczył do Wiednia. Lud witał z uniesieniem swego zbawcę, całując jego ręce i nogi. W kościele św. Stefana odśpiewano dziękczynne Te Deum; ksiądz rozpoczął ewangelię od słów: Był człowiek posłany od Boga, a imię jego było Jan! Papieżowi król doniósł o zwycięstwie słowami: Przybyłem, zobaczyłem, a Bóg zwyciężył. 

Cesarz Leopold, pozbywszy się strachu, nie okazał wdzięczności; przy spotkaniu wybąknął zaledwie parę zimnych słów podziękowanie. Ale Jan ze względu na Polskę i chrześcijaństwo nie zważał na niewdzięcznika i ruszył w pogoń za Turkami. Poniósł porażkę pod Parkanami; pomścił się jednak nazajutrz i odniósł świetne zwycięztwo; twierdza Gran, która półtora wieku była w posiadaniu Turków, poddała się królowi; – poczem Polacy wrócili do kraju, zostawiając dalszą walkę orężowi niemieckiemu. 

Kara Mustafa zginął uduszony z rozkazu Mahometa. Tak zakończyła się słynna wyprawa, która ostatnim blaskiem sławy okryła Polskę i podniosłają w oczach całego świata. 

Król Jan okrył się nieśmiertelną chwałą. 

Zwycięstwo pod Wiedniem złamało potęgę Turcyi; odtąd przestaje być groźną Europie. 

Najmniej korzyści przyniósł ten tryumf Polsce. Wprawdzie r. 1684 doprowadził król do skutku upragnioną Ligę chrześciańską przeciw Turcyi, ale nie spełniła ona jego nadziei.

Cesarz niemiecki, przystępując do niej, miał jedynie swą korzyść na względzie. Za jego to namową, celem pozyskania Rosyi dla Ligi, zawarł Sobieski z tem mocarstwem smutny pokój wieczysty. Za cenę niepewnej pomocy w walce z Turcyą zatwierdzono rozejm andruszowski i odstąpiono Rosyi na zawsze ziemię Siewierską, Czernichowską, Smoleńską, Zadnieprze, a nadto Kijów za 1 i pół miliona talarów. – Zmarnowano zwycięstwa Batorego, Zygmunta, Władysława IV. 

Ufając pomocy, ruszył Sobieski (1686) na Mołdawię, którą pragnął odzyskać dla Polski i osadzić na niej syna. Dotarł aż do Dunaju, ale posiłki sprzymierzonych nie nadeszły; król musiał nakazać odwrót. Również bezskutecznie oblegał królewicz Jakób Kamieniec Podolski. – Nie powiodła się wreszcie wyprawa samego króla pod Suczawą r. 1691; ale – rozrywając siły tureckie, ułatwił Austryi wyparcie Turków z Węgier. 

Wyprawy wołoskie przyćmiły sławę wojenną Sobieskiego. Naród przypisywał mu winę niepowodzenia, chociaż sam – zrywaniem sejmów, nieuchwalaniem podatkówi wojska – przyczynił się do klęski. 

W kraju powstała potęga magnatów, kierujących tłumami szlachty. Na Litwie zwłaszcza wichrzyli Sapiehowie. Chociaż królowi zawdzięczali swe wyniesienie, uknuli za wpływem elektora brandenburskiego spisek w celu detronizacyi Sobieskiego – i uszło im to bezkarnie! Król chciał złożyć koronę, ale nie zgodzono się na to. 

Królowa Marysieńka, znienawidzona przez naród Francuzka, sprzedażą godności przyczynia się do demoralizacyi narodu. 

Nie zaznał bohater z pod Wiednia także szczęścia rodzinnego. Odkąd królewicz Jakób poślubił Eleonorę, księżniczkę neuburską, Marysieńka znienawidziła syna i podżegała wciąż króla przeciwko niemu. 

Król podupadał na siłach. Złamany zawodami, szukał zapomnienia o swych troskach w ulubionym Wilanowie; zobojętniał na sprawy państwa; sadził drzewa, pielęgnował kwiaty. – W Wilanowie też zakończył życie w dzień św. Trójcy, 1696 r. w 22 rocznicę swej elekcyi. – Nieszczęśliwemu królowi, leżącemu na marach, zdjęła Marysieńka koronę, by nie dostała się w ręce królewicza Jakóba. 

Matczyński, stary towarzysz broni Sobieskiego, okrył własnym hełmem głowę zmarłego bohatera.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new