Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
KAWIARKA
ŚPIEWACZKA
CHEMIK
NARADA PRAWNA
UTARCZKA JAZDY
SZCZWANIE NIEDŹWIEDZIA
GERARD DOW
KRAJOBRAZ ZIMOWY
LUTNISTKA
SZYNK WIEJSKI
SZWACZKA
FRANZ MIERIS
N. PANNA Z DZIECIĄTKIEM
WYJAZD NA ŁOWY
GRACZE
WRÓŻBIARKA
DAWID Z GŁOWĄ GOLIATA
ADRYAN VAN OSTADE W PRACOWNI
BAKAŁARZ
METZU Z ŻONĄ
KARCZMA HOLENDERSKA
PRZEGLĄDANIE JAJKA
ESTERA I ASWERUS
TRĘBACZ
KORONKARKA
KRAJOBRAZ
KURY I JASTRZĘBIE
MAGDALENA
ŻONA PUTYFARA
GODY W KANIE GALILEJSKIEJ
DAMA W ATŁASOWEJ SUKNI
KARCZMA NIDERLANDZKA
MAGDALENA
DAMA PRZY KLAWIKORDZIE
DZIECI KAROLA I-go
KLASZTOR
SATYRY I NIMFY
UCIECZKA DO EGIPTU
GROSZ CZYNSZOWY
CHRYSTUS PROWADZONY NA GOLGOTĘ
CHRYSTUS I ŚW. MATEUSZ
POLOWANIE NA LWA
TRZODA
MARYA Z CHRYSTUSEM
POSEŁKA
WIDOK ZIMOWY W HOLANDYI
LOT Z CÓRKAMI
CÓRKA REMBRANDTA
WIECZÓR
DANAE I DESZCZ ZŁOTY
BRACIA
KURNIK
UCZTA ASWERUSA
CHRYSTUS W CIERNIOWEJ KORONIE
BYDŁO
WYRYWANIE ZĘBA
MAGDALENA
GOTOWALNIA
KURNICZKA
OBÓZ
JEZUS
PRZEWÓZ
SCENA ŁOWIECKA
GERARD DOW
ABRAHAM I AGAR
MATKA Z DZIECKIEM
ZABAWA WIEJSKA
REMBRANDT Z ŻONĄ
PORTRET NIEZNAJOMEGO
ŚWIĘTA CECYLIA
ODRZUCONA PROPOZYCYA
POLOWANIE NA DZIKA
CÓRKA REMBRANDTA
FAMILIA ŚWIĘTA
TRĘBACZ
DZIEWCZYNA CZYTAJĄCA
MARYA MEDICIS
ZŁOŻENIE CHRYSTUSA DO GROBU
SFORZA, KSIĄŻE MEDYOLANU
SYMEON W ŚWIĄTYNI
ŻOŁNIERZE RZYMSCY
MAGDALENA
ŚWIĘTA FAMILIA
CHORA NIEWIASTA
KAROL I KRÓL ANGIELSKI
CÓRKA HERODYADY
STAJNIA
ZUZANNA W KĄPIELI
DENTYSTA
UCZONY
POŁÓW RYB
UCIECZKA DO EGIPTU
TRWOGA
SEN JAKÓBA
PRZĄDKA
GOSPODA HOLENDERSKA
WENECYA
PRÓBA MUZYCZNA
SYNOWIE RUBENSA
MARCIN ENGELBRECHT
KOTLARZ
SPOCZYNEK W UCIECZCE DO EGIPTU
KUŹNIA
ŚWIĘTY JERZY
WYCIECZKA
LIST URYASZA
AMOR
MADONA
RYBIARKA
JAKÓB I RACHELA
ŚWIĘTY SEBASTYAN
JÓZEF I JAKUB
ZABAWA WIEJSKA
MADONA
TARAS
FAJCZARZE
NIMFY
MADONNA SYXTYŃSKA
ECCE HOMO
BYDŁO
NARODZENIE JEZUSA CHRYSTUSA
PORTRET SALVATORA ROSA
POLOWANIE NA JELENIA
NAJŚWIĘTSZA PANNA
PRZEKUPKA
PUSTELNIK
POLOWANIE
KURNICZKA
WERONA
KRAJOBRAZ
KLASZTOR
WIDOK DREZNA

SFORZA, KSIĄŻE MEDYOLANU


Książe Madyolanu
Książe Madyolanu

LEONARDO DA VINCI

(Na drzewie, 3 stopy 3 cale wysoki, 2 stopy 8 cali szeroki).

Leonardo da Vinci, zwany tak od zamku w Niższem Val Darno, był naturalnym synem niejakiego Piętro, prokuratora rzeczypospolitej, a urodził się 1452. r. Z natury wziął niepospolicie wzniosłego i przenikliwego ducha, goniącego za postępem, wytrwałego w przedsięwzięciu; nietylko pod względem sztuk pięknych, ale biegłym był w matematyce, hydrostatyce, muzyce, poezyi, wyższem jeżdżeniu na koniu, w fechtunku i tańcu. Tak był doskonały w tem wszystkiem, jak gdyby każda z tych sztuk i nauk była wyłącznym jego przedmiotem, jak gdyby w tej tylko jednej się kształcił. Do takiej siły umysłowej łączył wytworność obejścia i niezwykły wdzięk w całej postaci, co powiększał te zalety umysłu. Uprzejmy był dla obcych, dla współobywateli, kolegów, a miły znakomitym panom i książętom, z którymi żył długo na stopie zażyłości i przyjaźni. Pod tym względem, powiada Vasari, tak był swobodny, jakby z najdostojniejszego pochodził rodu.

Verrocchio wskazał mu pierwsze zasady malarstwa, lecz on w młodzieńczych jeszcze latach przewyższył nauczyciela. Przez całe życie zachował ślady pierwiastkowego kształcenia. Jak Verrocchio, snadniej i szybciej rysował niżeli malował; pilnie zajmował się matematyką. W rysunku twarzy i całych figur, więcej dbał o wytworność i żywość wyrażenia, niżeli o godność i pełność obrysu; starannie bardzo rysował konie i utarczki żołnierzy; więcej starał się o udoskonalenie sztuki, niżeli o pomnożenie liczby utworów swoich. Doskonałym był snycerzem, jak tego dowodzi jego S. Tomasz w kościele S. Michała, we Florencyi, i Koń w kościele SS. Jana i Pawła, w Wenecyi. Vinci nietylko zrobił przepyszne modele do trzech posągów, odlanych ze spiżu przez Rusticiego, do kościoła S. Jana we Florencyi, i do kolosalnego konia w Medyolanie; ale wsparty tą sztuką, wprowadził do malarstwa wydatność i okrągłość, których mu wtedy niedostawało. Wprowadził doń także symetryą, wdzięk i ducha; te i inne zasługi czynią go prawdziwym ojcem nowoczesnej sztuki malarskiej, chociaż w niektórych jego dziełach widać dawnej szkoły usterki i wady.

Dwa miał style, jeden obfity w cienie, świetny blask nadający przeciwstawieniem świateł; drugi spokojniejszy, łagodniejszy użyciem tynt średnich. W obu niezrównanym jest pod względem wdzięku rysunku, wyrazistości uczuć i delikatności pędzla. Każda rzecz jest tam żywa, prawdziwa; figury, krajobraz, pyszne ozdoby, kwiaty, architektura; ale najwidoczniej w twarzach i głowach okazuje się ta siła wyrazistości i życia. Tchnie z nich myśl i krasi je uśmiech, mimowolnie pociągający widza. Jednakowoż nie można jeszcze uważać tych jego utworów za doskonałe, bo widna w nich jakaś szczególna lękliwość, przez co i niedokładności się zakradały. Dopiero w Medyolańskiej szkole,jako istotny, skończony mistrz występuje, lecz i tak będzie zawsze zaszczytem florenckiej, to jest pierwotnej swojej szkoły.

Życie Leonarda da Vinci podzielić można na cztery okresy; z tych pierwszy obejmuje czas jego pobytu we Florencyi. Do tej epoki zaliczyć trzeba Meduzę w galeryi królewskiej, i kilka utworów wspomnianych przez Vasariego; inne zaś nie tak potężne w cieniach, ani tak rozmaite w układzie draperyi, przedstawiają głowy delikatnie rysowane, choć nie bardzo staranne, a widocznie przebija w nich szkoła Verrocchia. Takiemi są: Magdalena w pałacu Aldobrandinich w Rzymie; kilka madon i świętych rodzin, w galeryach Giustiniani i Borghese, kilka głów Zbawiciela i S. Jana Chrzciciela po różnych miejscach. Przezornym wszakże być trzeba w sądzeniu o rzeczywistości i pochodzeniu tych utworów, ze względu na niezmierną moc naśladowców Leonarda da Vinci. Dziecię w bogato zdobnem łóżeczku, w naszyjniku z drogich klejnotów, znajdujące się u gonfaloniera Bolonii, odrębnego jest rodzaju i niezawodnie oryginalnem dziełem Leonarda da Vinci.

Po tym pierwszym okresie, Ludwik Sforza przyzwał Leonarda da Vinci na dwór swój, do Medyolanu, ,,ujęty i zachwycony graniem jego na lirze, ciekawym i nowym instrumencie, całkiem ze srebra,” który da Vinci przywiózł ze sobą, a zbudował własnemi rękami. Zwyciężył on wszystkich muzyków zebranych na dworze księcia; gdy całe miasto nie posiadało się w uwielbieniu szczytnych poezyj i porywającej wymowy Leonarda, zatrzymał go Sforza przy sobie. Da Vinci bawił w Medyolanie do 1499. r. zajęty abstrakcyjnemi naukami, pracami hydraulicznemi i mechanicznemi dla miasta i kraju. Przez cały ten czas malował nie wiele, prócz sławnej Ostatniej Wieczerzy; ale objąwszy kierunek nad akademią sztuk pięknych, na takim stopniu wykształcenia i smaku postawił Medyolan, płodny potem w znamienitych ludzi, że ten okres jego życia uważać należy za najchwalebniejszy i najwyższy.

Po nieszczęśliwym upadku Ludwika Sforza,'(którego wizerunek tu dołączony), wrócił do Florencyi, gdzie zabawiwszy lat trzynaście, pojechał do Rzymu, kiedy opiekun jego i protektor, Leon X. zasiadł na papieskim tronie; niedługi był przecież pobyt jego w Rzymie. 

Wiele z najlepszych jego utworów we Florencyi, odnosi się do tego okresu; sławny portret Mona Lisa, nad którym cztery lat pracował i jeszcze nie skończył; kartony do malowideł z żywota S. Anny w kościele Serwitów, które nigdy kolorami wykonane nie były; kartony do bitwy Niccolo Piccinino, któremi ubiegać się miał o palmę zwycięstwa z Michelangelem, w izbie radnej we Florencyi, takie nie wykonane nigdy, gdyi Vinci zajął się malowaniami olejnemi*na ścianach, według nowej jego pomysłu metody. Oba te kartony zaginęły, ale służyły za wzór najlepszym owego czasu malarzom, najbardziej zaś korzystał z nich Andrea del Sarto. Innej zapewne trzymać się musiał metody, robiąc Madonnę z Dziecięciem Jezus na ręku, w klasztorze rzymskim S. Onufrego, obraz w stylu Rafaela, teraz przez popękanie ścian, w wielu miejscach zniszczony. Jest jeszcze kilka innych przecudnych malowideł, właściwie odnieść się dających do tego okresu, w którym Leonardo, doszedłszy najwyższego szczytu doskonałości, niezajęty innemi przedsięwzięciami, malował najlepiej.

Tu należy obraz długo przechowywany w Mantuy, który skradziono i schowano podczas szturmu tego miasta; po różnych kolejach, sprzedano go za bardzo wysoką cenę do Cesarsko-Rossyjskiej galeryi. Wyobrażoną była na nim Familia Święta; na tylnym planie znajduje się na nim cyfra Leonarda da Vinci, złożona z D. połączonego z L. i V. podobnie jak na obrazie będącym u Signora Sanvitali w Pannie. Consigliere Pagave, który zostawił o tern wzmiankę w Pamiętnikach swoich, powiada, że w 1775. r. przywieziono go do Medyolanu i tam przechowywano. Krytyk ten dowodzi, że utwór o którym mowa, wykonany został w Rzymie, dla którejś z Mantuańskich księżniczek, a raczej dla siostrzenicy Leona X. papieża; jest on malowany według stylu Rafaela, nadzwyczaj wziętego podówczas w Rzymie. Przypuszczenie to opiera się na obrazie Madonny jego roboty, zdobiącym kościół Ś. Onufrego, także w stylu Rafaeloskim; żeby zaś utworu tego i drugiego w Mantuy, potomność nie pomieściła między dzieła Rafaela, Leonardo, zdaniem Signora Pagave, położył na nich cyfrę swoją. To być bardzo może, gdyż obaj ci malarze z wrodzonego geniuszu powołani byli do pójścia osobną drogą i wyrobienia sobie własnego stylu. Kto zechce porównać pozostałe portrety, wyraziste, tchnące wzniosłym, tkliwym, przenikliwym i pięknym duchem, nieustannie goniącym za największą doskonałością sztuki, z którego natchnienia powstały te dwa arcy-dzieła, nie trudno pozna, że oba te utwory z pod jednej wyszły ręki. Do tej liczby należy własny portret Leonarda da Vinci, z czasu odnoszącego się do tego periodu; jest on w książęcej galeryi w Modenie; głowa ta przechodzi wszystko co się w tym zbiorze znajduje siłą wyrazistości; podobnież głowa, w innym zbiorze, zwana portretem Rafaela; nadto, należą tu dwa wizerunki młodzieńców, wpół figurze, które Bottari uważa za największy klejnot zbioru Marchese Niccolini. Do tegoż rzędu zaliczyć trzeba kilka pysznych obrazów, w posiadaniu kilku magnatów w Rzymie, obraz Chrystusa dysputującego w Świątyni, i wizerunek królowej Giovanny, w pałacu Doria, pyszną zdobny architekturą; Próżność i Skromność w pałacu Barberinich, którego tynt żaden pędzel naśladować nie zdoła; Madonna w pałacu Albani, malowidło to, nieoszacowanego wdzięku, Mengs przekłada nad wszystkie arcy-twory tego pysznego zbioru. Trudnoby tu przecież było wyliczyć datami wszystkie utwory artysty, który od dawna był znakomitym malarzem, a często nieskończone dzieło zaniedbywał na długo.

Artysta ten, doszedłszy sześćdziesięciu trzech lat, przestał zajmować się sztuką. Franciszek I. oglądając Ostatnią Wieczerzę w Medyolanie, około 1515. r. pragnął zdjąć ją ze ściany i przewieźć do Francyi; lecz gdy tego dokonać nie było można, życzył sobie przynajmniej posiadać samego jej twórcę, teraz już zupełnego starca. Zaprosił więc na dwór swój Leonarda da Vinci, który nie z wielkim żalem opuszczał Florencyę; miał tam bowiem w młodym Bounarottim rywala, który go zawsze zwyciężał, i więcej posiadał wziętości, tak w Rzymie jak i we Florencyi; gdyż pierwszy z nich wiele dzieł tworzył, a drugi więcej prawił niżeli robił, powiada Vasari. Wiadoma rzecz, iż pokłócili się ze sobą, a Leonardo da Vinci, dla zyskania spokojności, tern współubieganiem ciągle zakłócanej, wyjechał do Francyi, i tam zmarł na rękach Franciszka I. 1519. r., ale nie zdążył jeszcze utworzyć nic nowego.

Powiedzieliśmy już, że Leonardo da Vinci przybył do Medyolanu, według Vasarego, w 1494. r., pierwszym rządów Ludwika Maura; ale dziś przekonano się, że Vinci zjechał do tego miasta jeszcze w 1482. r. i chociaż nie osiadł tam zupełnie, mieszkał po lat kilka a oddalił się zupełnie dopiero po wkroczeniu Francuzów, to jest 1499. r. Lata spędzone w Medyolanie, były może najspokojniejsze w życiu Leonarda da Vinci, a niezawodnie najużyteczniejsze dla sztuki. Książe panujący powierzył mu kierunek szkoły rysunku, która była podobno pierwszą we Włoszech; utorowała przynajmniej drogę innym, lepszym. Utrzymywała się ta akademia jeszcze i po wyjeździe Leonarda da Vinci; kształcili się w niej znakomici artyści, przy zachowywaniu przepisów, prawideł, pism i przykładów pierwszego jej dyrektora. Nie ma dokładnego jego metody określenia; wiadomo tylko, że uczono w niej według naukowych zasad, opartych na filozofii, którą Vinci posiadał we wszystkich częściach. Traktat jego o malarstwie, jakkolwiek niedokładny jeszcze, uważanym jest przecież jako drugi kodex Polikleta, i wskazuje sposób uczenia Vinciego.

Znanym jest także z licznych i rozmaitej treści pism, które zostawił w spuściznie Melziemu; znajdują się one teraz po różnych zbiorach rozproszone. Czternaście tomów tych dzieł, wydanych na widok publiczny, istnieje dotąd w Ambrozyjskiej bibliotece, w Medyolanie; większej ich części zadaniem jest ułatwienie młodym uczniom trudności sztuki. Wiadomo także, że Vinci wszedł w ścisłą przyjaźń z Markiem Antonim della Torre, professorem akademii w Pawii, i przyczynił się wraz z nim, do zbogacenia nauki, anatomią człowieka, mało podówczas znaną we Włoszech, a nadto wydał dokładną anatomię konia, ze znajomości której nad wszystkich słynął. Wiadomo również, iż zostawił, jako spadek po sobie szkole swojej, i jako odróżniającą cechę co ją nad wszystkie inne wyższą czyniła, nowe zasady optyki i powietrznej perspektywy, której efektów żaden malarz przed nim nic pojmował tak dokładnie. Bardzo był biegłym nietylko w muzyce i w sztuce grania na lirze, ale prócz tego w poezyi i historyi, w czem go naśladował Luini i inni. Jemu też głównie winna szkoła medyolańska, że zpomiędzy wszystkich szkół włoskich, najwierniej strzegła starożytności, pamiątek i ubiorów.

Mengs i Lanzi uważają, że nikt Leonarda da Vinci nie uprzedził i nie przewyższył w pojmowaniu i silnem oddawaniu światło-cienia. Uczył on oszczędności światła, jako drogiego klejnotu, żeby się nie marnotrawiło a służyło tylko do wielkich efektów. Ztąd poszło, że malowidła jego własne i lepszych jego uczniów, przedstawiają ową cudowną wydatność, tak, że figury, a mianowicie głowy niemal z tła wyskakują. 

Dawno już malarstwo zaczęło się doskonalić i baczyć na szczegóły. Zasłużyli się tem najpierwej Botticelli i Mantegna; lecz że drobiazgowość nie chodzi w parze ze wzniosłością, doskonałość powstać ztąd nie mogła; Vinci dopiero, przed wszystkimi innymi malarzami, zdołał pogodzić te dwie ostateczności. Kiedy chciał dzieło jakie wykończyć zupełnie, udoskonalał i wypracowywał nietylko głowy, naśladując blask oczu, włosy, pory, niemal uderzenia arteryi, ale jeszcze oddawał wszystkie szczegóły, wszystkie drobiazgi ubioru; w krajobrazach nawet jego, każde źdźbło trawy, każdy listek drzewa jest obrazem natury w największej piękności. Umiał liściom nadawać ruch jakiś,jakby niemi wiatr kołysał. Jednakowoż, zajmując się tak starannie najlżejszemi szczegółami, rzucał posady, jak Mengs powiada, do stylu wznioślejszego, rozleglejszego, i jak najgłębiej studiował wyraz, expressię, która jest najbardziej filozoficzną i najwznioślejszą częścią malarstwa; utorował do tego drogę samemu nawet Rafaelowi.

Nikt nie był uważniejszym w poszukiwaniu, ciekawszym w dostrzeganiu, szybszym w chwytaniu od pierwszego rzutu, wybuchu namiętności, które się malują w rysach i postawie. Chodził w miejsca, gdzie się najwięcej ludzi zbierało, i na widowiska, gdzie człowiek najmocniej działalność swą rozwija: potem, w książeczce, którą zawsze nosił przy sobie, szkicował szybko wybrane postawy, i starannie zachowywał rysunki tego rodzaju, do użycia przy zdarzonej sposobności, nadając im silniejsze lub słabsze wyrażenie, według potrzeby i zamierzonego ustopniowania; zwykł był albowiem wzmacniać cienie dopóty, dopóki nie doszedł najwyższego stopnia siły, nawet w kompozycyach z kilku figur. 

Stopniował powoli, do ostatniego kresu, namiętności i ruchy swoich postaci. To samo stopniowanie zachowywał i co do gracyi, której był także pierwszym tłumaczem; bo zdaje się, że malarze co Leonarda da Vinci poprzedzili, nie umieli jej odróżniać od właściwej piękności, a mniej jeszcze rozdzielać ją, podnosząc stopniowo, od mała do więcej, jak to czynił Vinci. Nakoniec, wielki ten artysta tegoż trzymał się prawidła, kiedy chciał śmieszność wyrazić; karykatury jego, arcy zabawne i śmieszące, wyraźne przedstawiały stopniowanie: a nieśmiertelny ich twórca zwykł był mawiać, że trzeba doprowadzić je do tego, żeby aż umarli śmiać się mogli.

Tak więc, główną cechą tego malarza, tak słusznie słynnego, jest wytworność smaku, której trudno znaleźć przykładu, czy to przed nim czy po nim, chyba, że zechcemy przypomnieć sobie z pomiędzy starożytnych, owego Protogenesa, którego Apelles uznawał rywalem swoim tylko w wytwornej delikatności wykończenia. Prawda, że Vinci nie zawsze pamiętał na owo nequid nimis, w którem tkwi doskonałość ludzkich rzeczy. Cyceron powiada, że Fidiasz nawet w wyobraźni piękniejszą miał Minerwę i piękniejszego Jowisza, jak te które wykonała mądra to rada, dążyć do doskonałości, poprzestając na tern co dobre. Vinci dopóty z pracy swej nie był zadowolony, dopóki nie uczynił ją tak wzniosłą jak sobie ułożył w myśli, a nie mogąc znaleźć środka do osiągnięcia tak wysokiego doskonałości stopnia, czy to ołówkiem, kredą czy pędzlem, zaprzestawał często robotę, albo tylko odrysowaną, albo doprowadzał ją do pewnego punktu i następnie porzucał; innym znowu razem, tak długo nad nią ślęczał, iż przypominał niejako owego greckiego artystę (Protogena), który przez siedm lat malował swojego Jasiliusza, i takie zeń utworzył arcydzieło, że nie można się było dość napatrzyć i nauwielbiać wszystkich piękności tej figury. Tego samego doznaje się na widok malowideł Leonarda da Vinci, nie wyjmując tych nawet, które Vasari, Mengs, Amoretti i inni za zaniedbane uważali. 

Lecz nim pójdziemy dalej, należy nam objaśnić prawdziwe znaczenie wyrazów niedoskonale dzieła, gdy się stosują do Leonarda da Vinci, który rzeczywiście zostawił kilka malowideł zaledwie dokończonych. Taką jest Epifania, znajdująca się w galeryi wielkiego księcia we Florencyi, albo Święta Familia, w galeryi arcybiskupa Medyolanu. Ale wyjąwszy te dwa obrazy, wyraz niedoskonałość, w odniesieniu do malowideł Leonarda da Vinci, oznacza tylko brak pewnego wykończenia, które autor mógł łatwo dokonać; braku zaś tego najbieglejsi nawet znawcy nie zawsze dopatrują. Portret naprzykład Liza Gioconda, nad którym Vinci cztery lata pracował we Florencyi, a który, według Vasarego, ma być nieskończonym, rozbieranym był z największą uwagą w galeryi Francuskiej w Paryżu, przez p. Mariette; ten oświadczył, że wykończenie tego obrazu tak jest cudowne,iż niepodobnaby go przewyższyć. Łatwiejby może było dojrzeć zaniedbanie w innych portretach, których kilka dotąd istnieje w Medyolanie. Takim jest portret kobiety u księcia Albani; portret mężczyzny, znajdujący się w pałacu Scotti Gallerati; zresztą, Lomazzo powiada, że wszystkie głowy w jego portretach były niewykończone, wyjąwszy tylko dwie albo trzy; ale niedokładności i wady Leonarda da Vinci, byłyby jeszcze wielką pięknością i doskonałością u wielu innych malarzy.

Historya podaje nam jeszcze, jako nieskończony obraz, ową wielką Wieczerzę Pańską, którą Vinci odmalował w refektarzu Dominikanów, w Medyolanie; a jednakowoż wszyscy pisarze jednozgodnie wysławiają ten utwór, jako najpiękniejsze ręki ludzkiej arcydzieło. Obraz ten przedstawia w skróceniu, nie tylko wszystko czego Leonardo da Vinci uczył w książkach swoich, ale i wszystko co sam nabył pilnemi studiami. Wskazał tam najwłaściwszy moment do nadania zajęcia przedmiotowi, to jest ten, w którym boski Odkupiciel powiada uczniom swoim: Jeden z was zdradzi mnie; każdy z tych niewinnych ludzi zadrżał oburzeniem na te słowa, i rzucił się z gwałtownością pioruna. Najdalej siedzący, sądząc ze się przesłyszał, pyta sąsiada. Inni, według właściwego charakteru, rozmaicie są tem dotknięci. Jeden mdleje, drugi staje osłupiały,trzeci zrywa się ze zgrozą, inny dowodzi ze szczerotą duszy, ze podejrzenie to dotykać go nie może. Judasz nie zmieszał się przecież, lecz chociaż przybiera niewinnego postawę, widać niewątpliwie, że to on zdrajca. Vinci powiada, że przez cały rok rozmyślał,jak przedstawić w rysach tej postaci, obraz tak czarnej duszy, i że uczęszczając na ulicę w której zbierali się najnikczemniejsi ludzie, przerysował głowę, która zdawała mu się najstosowniejszą ku temu celowi; potem dodał do niej kilka rysów z innych głów wziętych. Tego samego sposobu użył do przedstawienia jednego i drugiego Świętego Jakóba, w pięknych kształtach, właściwych ich charakterowi, a me mogąc Chrystusowi nadać wejrzenia bardziej jeszcze imponującego, pozostawił głowę jego nieskończoną, jak twierdzi Vasari, chociaż Armenini znalazł ją jak najpiękniej wykończoną.

Reszta obrazu, obrus z fałdami, naczynia, przybory, stół, architektura, rozkład świateł, perspektywa sufitu, wszystko jest tam jak najstaranniej wykonane, wszystko godne najdelikatniejszego pędzla jaki istniał na świecie. Gdyby Vinci chciał był pójść za owoczesnym zwyczajem, malował klejowemi farbami (a la detrempe), dziś jeszcze moglibyśmy podziwiać to arcydzieło. Ale że zawsze robił nowe próby, odmalował je na jakimś preparacie własnego pomysłu,farbamirozrobionemi dystylowanym olejem; to sprawiło że malowidło powoli od muru poodpadało; toż samo stało się z jego roboty u Świętego Onufrego w Rzymie, chociaż ją za szkłem trzymano. W piędziesiąt lat po wymalowaniu Wieczerzy Pańskiej, kiedy ją oglądał Armenini, już była w połowie zepsutą, a Scanelli, który ją widział w 1642. r. zapewnia, że ledwie można było rozpoznać przedmiot tego malowidła. Za naszych czasów powzięto myśl odżywienia tego arcydzieła, za pomocą werniksu czy jakiegoś sekretu.

O szczegółach tej próby i innych dotyczących Wieczerzy Vinciego, czytać trzeba opis Biancomego, w nowym jego Przewodniku. Tu powiemy tylko, że z całej tej kompozycyi mc me zostało pędzla Leonarda da Vinci, wyjąwszy trzy Głowy Apostołów, raczej nakreślone niż malowane.

W Medyolanie znajduje się bardzo mało dzieł tego wielkiego mistrza: większa częsc tych co za jego dzieła podają, są roboty uczniów zjego szkoły, czasami poprawiane przez niego, jak naprzykład obraz w ołtarzu u Świętego Ambrożego, słynny z piękności. znajdująca się w pałacu Belgiojoso d’Este, ma być niezawodnie jego ręki i kilka innych obrazów u prywatnych osób w Medyolanie. Nie ulega wątpliwości, że bardzo mało zostawił tam utworow swoich, juz to, ze trudno mu było zebrać się do malowania, już to,że go do innych zatrudnień odrywały rozkazy księcia; zajmował się bowiem budową machin wojennych, mechanik do rozmaitych użytków i architekturą. Wiele czasu strawił także nad sławnym modelem konia, którego z powodu znacznego rozmiaru, me można było odlać z bronzu, jak podaje Vasari; zdaje się, że w tym względzie polegać na mm warto, gdyż żył niedługo po Vincim, a niepodobna było mylić się co do dzieła, którem Leonardo da Vinci zrównałby sławie Lysippa.

Koń ten miał służyć do konnego posągu Franciszka Sforza, ojca Ludwika. Kawaler Sabba de Casttelione pisze w Pamiętnikach swoich, pod N. 109., że ten piękny model, sprawiedliwi history sztuki, nad którym Vinci pracował lat szesnaście, rozbitym został w 1509. r. kuszami, po zdobyciu Medyolanu przez Ludwika XII. 

Cezar de Sesto, zwany także Cezarem Medyolańczykiem, najwięcej zbliżył się do Leonarda da Vinci. Między jego uczniami znakomitsi są: Bernazzano, Gio Antonio Beltraffio, Francesco Melzi, Andrea Salai, Marco Uggione, jeden z najlepszych medyolańskich malarzy, Pietro Ricci, Cesare Cesanone, Nicola Appiano, Andrea del Sarto i wielu innych. 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new