Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
ADRYAN VAN DER WERFF
(Na płótnie, 2 stopy 5 ¾ cala wysoki, 2 stopy 1 ½ cala szeroki).
Artysta ten znakomitej używał wziętości w swoim czasie, sławiono go i wielbiono. Pochodził on z dawnej rodziny, ale nie obficie darami fortuny obdarzonej; urodził się w Kralinguer-Ambacht, niedaleko Rotterdamu, 21. stycznia 1659. r. Ojciec jego trzymał w dzierżawie młyn gminy Bourg, w którym Adryan Van der Werff przyszedł na świat. Zamierzono wykierować go także na młynarza; oddano go do szkoły, lecz to szczególna, że w dziewiątym roku rysował zamiast pisać. Rysunek jego nie był bazgraniną jak zwykle u dzieci w tym wieku; widać w nim było smak pewien, pojęcie, a to skłoniło ojca, za radą jakiegoś przyjaciela, malarza na szkle, do umieszczenia go w Rotterdamie, u malarza portretów Cornilla Picoletta. Młody Adryan szybkie robił postępy, jak wielu innych znamienitych artystów, o których już mówiliśmy, a którzy wcześnie już okazywali wielkie do sztuki usposobienie.
Van der Werff zaczął już malować, kiedy ojciec przyzwał go do domu, przeznaczając go na swego zastępcę w dzierżawie młyna. Z drugiej strony, matka modliła się znowu, żeby syn jej zostać mógł kaznodzieją. Młody malarz tak nalegał na rodziców swoich, że ojciec postanowił, po walnej naradzie z owym przyjacielem, malarzem na szkle, i z proboszczem parafii, zostawić mu wolną wolę; ułożono więc, że oddanym będzie na naukę do Eglona Van der Neer.
Czas jakiś zostawał już w tej szkole, kiedy Van der Neuerowi przyniesiono do przekopiowania obraz Franza Mieris. Piękne wykończenie nęciło ucznia, i ofiarował się do tej roboty, ale nie ufano dość w jego siły, i dano ją innemu, dawniejszemu; ten przeląkł się jej i zacząć nie śmiał. Van der Neer tedy powierzył tę kopię Van der Werffowi, która tak mu się dobrze udała, że znawcy rozróżnić jej nie mogli od oryginału, a zyskała mu tyle zaufania u nauczyciela, że odtąd używał go do malowania draperyi części figur w swoich obrazach. Wziął z sobą Adryana do Lejdy i do Amsterdamu, gdzie miał rożne wykonać roboty. Van der Werff wiele skorzystał na zwiedzaniu tanecznych galeryj; arcydzieła wielkich artystów umysł jego zapalały. Przed opuszczeniem nauczyciela, wymalował dla niego mały obrazek, który później sprzedano za 800 guldenów (2600 złp.).
W siedmnastym roku życia, porzucił nauczyciela swego, odmalowawszy portret jego na karcie. Cornille Brouwer, światły amator i uczeń Rembrandta, poznał się z Van der Werffem i dzieła jego bardzo polubił. Często go odwiedzał kiedy bawił u ojca; wyprosił sobie u niego, że mu zrobił portrecik, a wielce podobał się amatorom w Rotterdamie, i namówili go aby zamieszkał w tern mieście. Przed udaniem się tam, w dziesięć dni wymalował obrazek jednego braciszka swego, pokazał go Van der Neerowi, który tak się do niego zapalił, że go zatrzymał i dał Adryanowi trzydzieści dukatów. Ojciec Adryana nie chciał w to wierzyć, bo mu się niezmierną zdawała ta cena. Kazał synowi iść do kościoła i dać dwa dukaty na ubogich. Szlachetny ten postępek dowodzi i miłosierności ich i niewiadomości. Rozkazał mu także pracować pilnie, ale obrazów nie sprzedawać, przyrzekając dostarczać potrzebnych pieniędzy.
Za przybyciem do Rotterdamu odmalował kilka portretów, na małą skalę, które zyskały zadziwiające powodzenie. Zrobił obrazek przedstawiający dzieci, dla poborcy admiralicyi, za który dostał 350 guldenów. Wymalował podobny obrazek dla p. Steen, kupca z Amsterdamu, i nim zaskarbił sobie względy fortuny. Elektor-palatyn bawił incognito w Amsterdamie, zobaczył ten obraz, kupił go, wziął ze sobą i odtąd ciągle miał na oku malarza i jego dzieła.
W 1687. r. Van der Werff ożenił się z Małgorzatą Rees, kuzynką GovertaFlink, spokrewnioną z główniejszymi dostojnikami Rotterdamu. Tym sposobem w ścisłą wszedł zażyłość z panem Flink, synem Goverta. Przyjaciel ten był bardzo ukształcony, i oprócz obrazów, posiadał rzadki zbiór rysunków, rycin najlepszych mistrzów, mianowicie włoskich. W tych nieocenionych zasobach czerpał on codzień nowe wiadomości, nową naukę. Wyznał później prostodusznie, że tak niewykształcone miał wtedy pojęcie i uczucie piękności, iż bez żadnej przyjemności oglądał dzieła Rafaela. Miał sposobność do nowych studiów w Amsterdamie, w zbiorze burmistrza Six, na pięknych gipsach z antyków, na kopiach z marmuru, na plafonach Lairessa, starannie rysował ze wszystkiego, poprawiał smak swój, żeby lepiej naśladować naturę.
Lecz nadto korzystniejsze mu były dobre rady kilku amatorów, którzy sami byli uczniami najznakomitszych mistrzów; a on tyle był rozsądnym, że ich jeszcze słuchał, nie wiedząc jak dalece już jest doskonałym i biegłym. Łagodnym i uległym charakterem pozyskał sobie przyjaciół dostojnych, znaczeniem i zasługami ważnych, i ustalił sobie wziętość. Mamy przykłady wielkich ludzi, których los prześladował ciągle; żalim się na tę niesprawiedliwość, nie zastanowiwszy się pierwej, czyli charakter ich lub postępowanie nie było pierwszą przyczyną niepowodzeń i odstręczenia najkapryśniejszej bogini—fortuny.
Zmieniwszy rodzaj studiów, Van der Werff zaczął malować obrazy większego rozmiaru. Pierwszy poświęcił przyjacielowi swemu Flinkowi: odmalował mu na plafonie Sławę, otoczoną geniuszami; sztuki wyobrażone tam były w medalionach, białą i brunatną farbą, a Ceres i Flora z atrybutami owoców i kwiatów; nowe to było odkrycie w zdolnościach tego malarza: piękne wykonanie, różne rodzaje oddane z doskonałem rzeczy pojęciem, wnet głośnem uczyniły jego imie.
W 1696. r. elektor-palatyn przybył do Holandyi z rodziną i częścią dworu swojego; zjechał do Rotterdamu, odwiedził Van der Werffa, i powiedział, że kupił obraz wymalowany przezeń dla p. Steen. Zamówił u niego Sąd Salomona i swój portret, do przesłania księciu Toskańskiemu; przyrzekł prócz tego, że gdy obrazy skończone będą, sam je zawiezie do Dusseldorfu. Zaszczyt to był nie mały dla naszego artysty, skrzętnie więc wziął się do pracy. Następnego roku puścił się w podróż; oba obrazy jego przyjęto cały dwór je podziwiał; dostał za nie 3000 guldenów. Elektor chciał go zupełnie wziąć do siebie, lecz artysta wymówił się chęcią zachowania niezależności i zadowolenia przyjaciół ciekawych poznać jego dzieła; zobowiązał się tylko po pół roku zostawać u elektora za 4000 guldenów pensyi. Zaczął portrety elektora i jego żony, w całej figurze, na płótnie półtrzeciej stopy; przywiózł je ze sobą do Rotterdamu dla wykończenia; na wyjezdnem otrzymał kosztowny serwis w podarunku.
W 1698. r. wymalował Ecce Homo, które tak się podobało elektorowi, że zapłaciwszy je dobrze, podarował mu jeszcze piękny medal złoty na takimże łańcuchu misternej roboty.
W latach 1701. i 1702. kilka obrazów przesłał elektorowi. A w 1703. r. sam powiózł mu arcy-dzieło swoje, wyobrażenie Jezusa Chrystusa to grobie; elektor bardzo w niem zasmakował, i zamówił u niego piętnaście obrazów z życia Zbawiciela, każdy na półtrzeciej stopy szeroki a dwadzieścia jeden cali wysoki. Elektor wyjednał sobie jeszcze trzy miesiące na rok, i płacił mu 6000 guldenów za dziewięć miesięcy, a nadto, zastrzegł sobie prawo nabywania obrazów, które Van der Werff zrobi wciągu pozostałych trzech miesięcy, po cenie jaka umówioną została z osobami, dla których były przeznaczone.
Elektor nie ustawał w dowodach szczodrobliwości swojej; nadał szlachectwo rodzinie Van der Werffa, jego żonie i potomkom; mianował go rycerzem i do herbu pozwolił włączyć jedną kwaterę z herbu elektorskiego; tytuły te wyprawił do niego w srebrnej puszce portretem swoim, drogiemi brylantami wysadzanym.
Niezmierną to było zachętą dla artysty. Wrócił więc do siebie i wziął się szczerze do pracy nad układem i wykonaniem obrazów z życia Chrystusa Pana. Przywiązanie jego do elektora godne było łask jakiemi go tenże obsypywał. W 1710. r. August, król Polski, odwiedził naszego malarza w Rotterdamie; zobaczył tam portret artysty w naturalnej wielkości, a żony i córki jego na mniejszą skalę; król objawił chęć nabycia portretu ostatniej; Van der Werff odmówił; król tedy zamówił sobie dwa obrazy. Nic przyrzec nie mogę waszej królewskiej mości, powiedział artysta, bo czas mój należy się elektorowi. Król mu na to oświadczył, że sam napisze do elektora o udzielenie potrzebnego czasu; elektor-palatyn podarował królowi dwa obrazy Van der Werffa, z pierwszych jego czasów.
Przez trzy miesiące, które sobie wymówił, odmalował Dianę i Kalipso. Piękny ten obraz miał ośmnaście cali wysokości, a składał się z ośmiu figur kobiecych; darował go żonie; ona zaś sprzedać go nie chciała za żadną cenę. Kompozycya ta tyle narobiła hałasu, że elektor-palatyn napisał do pani Van der Werff, aby mu go odstąpiła, na przypadek gdyby go zbyć zamierzała. Dawało to sposobność do okazania wdzięczności elektorowi; Adryan nie zaniedbał więc z niej korzystać.
Pojechał wraz z żoną i prosił elektora, ażeby raczył przyjąć w darze obraz, bo go za żadną cenę zbyć nie chcą, a uważać się będą sowicie wynagrodzeni, jeżeli elektor wyświadczyć im zechcę łaskę i przyjąć ten obraz. Książe umiał zawdzięczyć ten ich postępek. Zmusił Van der Werffa do przyjęcia 600 guldenów, a żonie jego ofiarował pyszną tualetę z 32. sztuczek, wszystko srebrnych, złożoną, a nadto dwa wazony srebrne.
Książe Wolffenbiittel odwiedził Van der Werffa w 1709. r. i widział u niego trzy obrazy, których sprzedać nie chciał. Książe żałował niezmiernie, że nic może dostać żadnego z dzieł Adryana. Życzenie takie więcej znaczyło u Van der Werffa niżeli pieniężne ofiary, bo myślał szlachetnie; prosił więc księcia ażeby przyjął w darze jeden z trzech obrazów, wyobrażający Magdalenę pokutującą. Uradowany książę powiedział na to: Jestem w podróży, ale za powrotem do siebie odpowiem na tę grzeczność. Dobył z kieszeni złoty repetier, bardzo kosztowny i prosił panią Van der Werff ażeby go przyjęła. Wróciwszy do do domu, przysłał malarzowi portret swój bogato brylantami wysadzany.
Żaden artysta nie doczekał się za życia, aby dzieła jego tak wysoko płacono. Przy sprzedaży galeryi p. Paats, za sześć obrazów Van der Werffa zapłacono 16000 złotych holenderskich (53000 złp.); za jeden zaś mały, Loth z córkami, 4200 zł. hol. Inne jeszcze przytoczym przykłady.
Śmierć elektora-palatyna, w 1716. r. obeszła go bardzo, nie dla tego, że ustała odtąd pensy a jaką od niego pobierał, bo wolnym będąc, mógł daleko więcej zarobić, ale z przywiązania do osoby tego książęcia. Według jego wskazania, a potem z własnego pomysłu, malował wiele obrazów, które się wielce podobały; sprzedał w 1717. r. trzy takie obrazy hrabi Czernin von Chudenitz: Sąd Parysa za 5500 złotych holenderskich; Świętą Rodzinę za 2500 zł. i Świętą Magdalenę za 2000 zł. — W 1718. r. sprzedał księciu Orleańskiemu, rejentowi Francyi, Sąd Parysa, inaczej od poprzedniego ułożony, za 5000 złotych holenderskich. Pomimo tak wysokiej ceny, ciągle mnożyły się żądania i zamówienia na nowe obrazy; elektor bowiem cały czas dotąd mu zajmował, tak, że nie mógł nic zrobić dla amatorów w Holandyi i innych krajach.
Dla córki swojej wymalował Ucieczkę do Egiptu, która ją sprzedała za 4000 złotych holenderskich.
Zbyt długo byłoby wyliczać wszystkie następne jego roboty. Zebrał ogromny majątek, porządne bowiem prowadził życie, żadnego nie mając popędu do rozrzutności. Wydawał mało, żył poczciwie, odwiedzał amatorów, którzy z nim chętnie rozmawiali o malarstwie i o wszystkiem co udoskonalić go mogło. Z uczniami swemi obchodził się jak najłagodniej. Nie lubiał mieć ich wielu; trzech tylko jest słynniejszych, brat jego Piotr Van der Werff, Henryk van Limburg i Jan Chryzostom Sperling, później malarz margrafa Hanspagh.
Pilność niezmierna w pracy, przykrej z powodu wielkiego wykończenia, coraz bardziej osłabiała tego niepospolitego artystę; umarł on 12. listopada 1722. r. przeżywszy lat 63. Na krótko przedtem, przyjechał do niego kawaler Jerzy Page i zakupił dziesięć obrazów: Herkules i Deianira; Matka Boska przy grobie Zbawiciela; Magdalena; Narodzenie Jezusa Chrystusa; Znalezienie Mojżesza; Seleucus oddający żonę swoją Stratonillę synowi; Pasterze i Pasterki; Józef z Putyfarą; Miłosierdzie Rzymskie i Venus z synem. Za te dziesięć obrazów zapłacono mu 33000 złotych holenderskich (przeszło 100000 zł. pol.). Milionowy majątek zostawił on wdowie i jedynaczce córce swojej, która wyszła za Adryana Brouwer, pierwszego radnego Rotterdamu; odziedziczył on cały majątek i obrazy po Van der Werffie, ale ich sprzedawać nie chciał. Ustąpił jednakże hrabi Plettenberg obraz, wystawiający Marnotrawnego syna, za 5500 zł. hol. i drugi, Niedowiarstwo Świętego Tomasza, za równie wysoką cenę.
Znanym jest powszechnie talent tego malarza, powiada Decamp; dzieła jego niesłychanej doszły ceny; on to do najwyższego stopnia posunął wykończenie. Malował wiele przedmiotów z historyi, z prywatnego życia i wiele portretów, ale zwykle na małą skalę. Niektóre kompozycye jego zalecają się dobrym smakiem w rysunku, ale brak w nich dowcipu i zawsze są sztywne. Koloryt w wielu dziełach jego, zbytnie wykończonych, jest zimny, jakby z kości słoniowej. Nie znał dobrze anatomii podskórnej, dla tego ruch muszkułów niewyraźny u niego. Wszystko zbyt równo przyoblekał, a z powodu długości pracy tracił zwyczajną żywość, chociaż wada ta nie we wszystkich jego obrazach widoczna. Draperye jego śmiałe, dobrze rozłożone i bogate; harmonia i koloryt dobry w jego utworach, wyjąwszy części nagie, jakeśmy dopiero powiedzieli. Gdyby lepszym był rysownikiem, mógłby być uważanym za pierwszego malarza swojego wieku i kraju.
Znakomity jego talent zgubiło, jak twierdzi Arsene Houssaye, powodzenie Mierisa, zły smak całej Holandyi w której sztuka już upadała. Van der Werff urodził się poetą; miał w wyobraźni wszystkie piękności, jakie Homer i Wirgiliusz marzyli. Brak mu było, na nieszczęście, twórczego ognia, a raczej chęć wygładzania zmroziła mu pędzel.
Przy wielkiem wystudiowaniu i zasobnej imaginacyi był więc zimnym. Nagościom jego nie dostaje wydatności, ruchu, życia, Dzieła jego są szczytem wygładzenia. Współcześni, tego szczęśliwego malarza zwali nieśmiertelnym i najszaleniej dzieła jego płacili.
Przyznać wszakże należy Van der Werffowi,że chociaż rysunek jego ciężki, sztywny, koloryt przyćmiony przy świeżości nawet, nie zgrzeszył on nigdy złym smakiem. Nie lubił drobnych ozdób, a architektura jego pysznym odznaczała się stylem. Podziwiać w nim także trzeba sztukę grupowania figur i rozkładania ich w krajobrazach.
Van der Werffa porównać można w wielu względach z Albanem; jeżeli nie lepszy od niego, to pewno nie gorszy.
W Galeryi Drezdeńskiej jest trzynaście obrazów Adryana Van der Werffa.