Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

SZTUKA POLSKA W OPINJI ZAGRANICZNEJ.


Gdyby jakiś europejski lub amerykański pisarz, estetyk czy historyk sztuki, chciał wnosić o rodzaju i wartości polskiej plastyki, zwłaszcza nowszej i współczesnej, z tego materjału, jakiby znalazł w największych, nawet światowych, bibljotekach, w najbardziej znanych i rozpowszechnionych publikacjach artystycznych, ogłoszonych w obcych językach, musiałby naprawdę do nader smutnego i mylnego dojść wniosku, że mówić już dziś o polskiej plastyce, jest rzeczą o wiele przedwczesną. Tu i ówdzie, w jakiemś czasopiśmie, rzadziej w książce, zabłąka się czasem jakieś nazwisko polskiego artysty, wyjątkowo nawet jakaś rycina czy reprodukcja, ale o całokształcie polskiej plastyki w XIX iw XX wieku nigdzie poinformować się nie można, bo niema takiej książki w żadnym obcym języku, niema jej też, niestety, i w języku polskim. To też, jeśli sumienny i fachowy badacz europejskiej sztuki nowoczesnej z trudem niezmiernym dojść może do zebrania zdumiewająco szczupłych i fragmentarycznych wiadomości o stanie sztuk plastycznych w Polsce, ogół cudzoziemców dosłownie nic o tem nie wie, a nawet kwestją istnienia, rozwoju i obecnego charakteru polskiej sztuki wogóle się nie zaprząta. 

Kiedy zapytałem pewnego wybitnego cudzoziemca i dyplomatę, człowieka o nader rozległym horyzoncie umysłowym, co myślał o polskiej sztuce, dawnej i współczesnej, przed swem przybyciem do Polski, jak ją sobie wyobrażał – odparł: »Nie myślałem o niej ani źle ani dobrze, bo, przyznaję się, wogóle o istnieniu polskiej sztuki myśleć nie mogłem: za granicą nic się o tem nie wie, nic się nigdy nie słyszy,- to też warszawskie budowle królewskie i prywatne zwłaszcza zbiory polskiej sztuki współczesnej stanowią dla mnie rzeczywiście niespodzianą rewelację potęgi i żywotności polskiego ducha w dziedzinie artystycznej kultury. Dlaczego jednak nic na ten temat nie publikujecie w językach dostępnych ogółowi cudzoziemców? Bodaj albumy, gdzie nawet same reprodukcje w objektywny sposób zdołałyby przekonać obcych o istnieniu odrębnej i wartościowej sztuki polskiej? Wszak waszą to jest powinnością, nie zaś najbardziej choćby wam życzliwych cudzoziemców!« 

Tymczasem u nas właściwie zupełnie nic się w tej dziedzinie nie robi. Wystarczy przypomnieć ze wstydem, że trzeba było aż inwazji rosyjskiej we Lwowie, a niemieckiej w Warszawie, aby na podstawie pysznie wydanych przez cudzoziemców publikacyj reszta świata cywilizowanego mogła się dowiedzieć, jakie skarby sztuki dawnej i nowoczesnej znaleźć można we Lwowie, jakie wspaniałe budowie wznoszono w Warszawie w epoce królów saskich w XVIII wieku. 

Rzecz prosta, cudzoziemcy, zwłaszcza nasi sąsiedzi, niezawsze odnoszą się do Polski i do jej sztuki z nadmiernym entuzjazmem. 

Dla illustracji wystarczy może jeden znamienny przykład, zaczerpnięty z pięknie wydanej książki W. A. Wereszczagina o starym Lwowie, gdzie spotykamy się m. i. z sądem autora o polskiem malarstwie. Jakakolwiek idea artystyczna – dowodzi p. W. A. W. – budzi w Polsce o tyle interes, o ile spełnia tę lub inną misję narodową, polityczną. Na tej podstawie »więcej niż średni w rysunku i w kolorycie, polski »pieredwiżnik«, Matejko, którego działalność artystyczna sprowadza się do pogoni za sztucznym kolorytem i za taniemi efektami na tle narodowych polskich tematów, nazwany jest »ostatnim potomkiem artystycznego rodu tytanów, których ojcem Michelangelo« <! !...> – zupełnie nieznany Michałowski zdobywa sobie znaczenie »nietylko historyczne, lecz absolutne: niemożna do niego przykładać zwykłej historycznej miary«,- nazywa się go »genialnym artystą o europejskim pokroju« – Siemiradzkiego wielbi się jako »wielkiego« – więcej niż skromny genre'ysta i portrecista [sic!] Brandt, nabywa »głośnej europejskiej sławy« itd. <przekład dosłowny odpowiednich zdań na str. 88 i 89 cytow. książki). 

Na tem jednak nie koniec. Opisując lwówską Galerję Miejską, stwierdza autor, że najbogaciej przedstawia się w niej druga epoka malarstwa polskiego i zaznacza, że galerja ta szczyci się zwłaszcza 23 obrazami Matejki, 27 – Grottgera, 11 – Leopolskiego, 32 – Tepy, u – Siemiradzkiego, 32 – Malczewskiego, 15 – Pruszkowskiego. »Olbrzymiej jednak większości tych utworów niemożna ani popotępiać, ani chwalić: lepiej pominąć je milczeniem« <str. 87)! Zarzuca im bowiem autor: brak wszelkiej indywidualności, lubowanie się w tematach »politycznych«, wzorowanie się na formach obcych i t. d. »Artyści ci... nie wnoszą ze swej strony do owego tryumfu bezosobowości absolutnie niczego nowego, samoistnego ni oryginalnego« <str. 88>. Wreszcie, cała nasza krytyka artystyczna i historja sztuki, zaślepiona szowinizmem, nadająca wszelkim drobnym i ciasno pojętym narodowym interesom, ogólnoświatowe znaczenie, stanowi walną przeszkodę w normalnym rozwoju polskiej narodowej twórczości, konkluduje p. W. A. W. <str. 8g>. 

Jak wynika z powyższego, niezawsze dobrą jest rzeczą wyręczać się leniwie cudzoziemcami, jeśli idzie o publikowanie dokumentów naszej artystycznej twórczości. Najkorzystniejszych nawet dla nas okazyj nie umiemy nigdy wyzyskać dla odpowiedniej propagandy wśród obcych sztuki polskiej, a choćby tylko polskiego imienia. Jedyną w swoim rodzaju sposobność nabycia własnego pawilonu na terenie wystaw międzynarodowych w Wenecji, utraciliśmy wskutek niezaradności Ministerstwa Sztuki i Kultury w 1920 r. <por. »Sztuki Piękne«, Nr. 5, str. 244>. 

W muzeach europejskich świecimy prawie wszędzie nieobecnością i pod tym względem jest w gruncie rzeczy gorzej obecnie, po odzyskaniu niepodległego bytu, aniżeli dawniej, przed wojną. Wtedy bowiem w zbiorach wiedeńskich, berlińskich, monachijskich, paryskich, it. d., można było dość łatwo napotkać utwór polskiego artysty. W Wiedniu np. reprezentowali naszą twórczość Ajdukiewicz, Pochwalski, Rauchinger, Horowitz, Axentowicz, w zbiorach cesarskich był »Rejtan« Matejki i cykl Grottgerowski »Wojna« (przechowywany w zamku Gödöllö na Węgrzech), w Moderne Gallerie: Stanisławski, Mehoffer, Laszczka, Pochwalski, Sichulski, Fałat, Malczewski, Wł. Jarocki, Wyspiański, Filipkiewicz, Szczygliński ii. Obecnie zaś »Rejtana« i »Wojnę« mamy w Polsce <i słusznie>, a w Moderne Gallerie całą sztukę polską XIX stulecia reprezentuje jeden jedyny P. Michałowski (trzema utworami, nabytemi jeszcze w 1914 roku), bo niema tam na 455 dzieł sztuki żadnego innego dzieła polskiego artysty). 

W paryskiem Muzeum Luxemburskiem, gdzie nawet mniejsze narody nieźle są reprezentowane, figuruje zaledwie kilka dzieł polskich: Boznańska, M. Muter, L. Pilichowski, Wł. Terlikowski, E. Zak 5. W paryskim Petit Pahais Wł. Jarocki. Czyż można to uważać bodaj za próbkę współczesnego polskiego malarstwa? 

Niema też Polski zupełnie nawet w tak stosunkowo łatwo dostępnych muzeach, jak Muzeum Architektury i Rzeźby Porównawczej, Muzeum Etnograficzne (w Trocadćro), Muzeum Wojskowe w Pałacu Inwalidów. Nikt o to niedba, nikomu na tem nie zależy. 

W r. 1909 znakomity rzeźbiarz E. Bour- delle dał inicjatywę wzniesienia w Paryżu pomnika A. Mickiewicza, opracował też projekt, wykonał model pomnika,- zawiązał się osobny komitet w tym celu, pod przewodnictwem prof. E. Denisa, a gmina m. Paryża oddała do dyspozycji jedno z piękniejszych miejsc na ustawienie pomnika. W ciągu trzech lat, tj. do r. igiz-go, zdołano zebrać na ten cel... 12 tysięcy franków (a trzeba ich było podówczas 50 tysięcy). Co dalej – niewiadomo,- dość, że na owym placu stoi już jakiś inny pomnik, że prof. E. Bourdelle i cały Paryż i wszyscy kulturalni cudzoziemcy (bo o sprawie tej pisała w swoim czasie bardzo wiele prasa całego świata), nie mogą wyjść ze zdumienia : Polakom nic nie zależało na tern, aby w Paryżu stanął pomnik jednego z największych polskich twórców, pomnik, któryby głosił na cały glob ziemski chwałę polskiego imienia!... 

My nie tylko, że sami nic nie robimy w kierunku informowania obcych o polskiej artystycznej twórczości, ale nawet życzliwym cudzoziemcom pracę nieraz utrudniamy, albo wręcz uniemożliwiamy. Kiedy np. prof. Ryszard Muther zwrócił się swojego czasu do jednego z polskich historyków z prośbą o materjał do opracowania malarstwa polskiego w XIX wieku, otrzymał w zamian obietnicę i na niej musiał poprzestać. Wyszło z druku trzytomowe dzieło Muthera »Geschichte der Maferei im XIX Jahrhundert«, prof. R. Muther zmarł następnie w szereg lat potem, ale materjału, o który prosił, nie otrzymał do śmierci. 

Jakaż wobec tego wszystkiego może być opinja obcych o polskiej sztuce? Nie jest ona zła – gorzej, bo niema jej właściwie wcale: w głównych dziełach zbiorowych, w podstawowych kompendjach z dziedziny sztuki nowoczesnej, bez których nie obejdzie się w swej pracy żaden uczony, estetyk, krytyk, a nawet (w Europie, nie u nas!) dziennikarz i publicysta, niema o sztuce polskiej zazwyczaj wcale mowy, albo jest luźna jakaś i ogólnikowa, bardzo za to bałamutna informacja i pseudo-charakterystyka, okraszona przypadkowo – i to zapewne z trudem wielkim zebranemi – nazwiskami kilku artystów, czasem takich, o których nawet w Polsce pamięć zaginęła. 

W książce Alfreda Kuhn'a “o rzeźbie XIX i XX wieku napróżnoby ktoś szukał jednego bodaj nazwiska polskiego rzeźbiarza. Zbyteczna zapewniać, że i dwutomowe dzieło Kineton Parkes'a nie informuje obcych ani o rozwoju, ani też o obecnym stanie rzeźby polskiej. 

O architekturze polskiej doby współczesnej trudno nawet Polakowi dowiedzieć się czegoś konkretnego, to też obcy milczą na ten temat również skwapliwie, jeśli nie liczyć przygodnie czasem podawanych widoków miast i poszczególnych budowli w zagranicznych czasopismach. w r. 1915 wydano wprawdzie osobne studjum o polskiej architekturze, ale rzecz ta, zresztą mało dostępna, bo wydrukowana w niewielkiej liczbie egzemplarzy, należy raczej do pewnego rodzaju curios’ów; napisało to studjum dwu autorów,- we wstępie czytamy, że jeden z nich, Francuz i architekt, nigdy w Polsce nie był, a drugi, Polak, na architekturze wcale się nie zna. Wynik pracy potwierdza to przyznanie się w całej rozciągłości... 

Jeśli zaś idzie o grafikę polską, dość chyba znaną z wystaw europejskich, to i pod tym względem nie jest wcale lepiej i to pomimo łatwo dostępnych, jakkolwiek niezbyt obfitych materjałów, pomieszczanych ongiś w głównem czasopiśmie graficznem p. t. »Die Graphi-sehen Künste«-, gdzie niebrak było i polskich plansz oryginalnych i gdzie K. M. Kuzmany, znakomity, dziś już nieżyjący krytyk, zwracał wyraźnie uwagę na odrębne walory grafiki polskiej B. Mimo to, dwa podstawowe dzieła niemieckie o całej grafice współczesnej, przemilczają nawet fakt istnienia polskiej grafiki, niewymieniając ani jednego z naszych artystów. 

Do tego, aby cudzoziemcy rozpisywali się obszerniej na temat naszej współczesnej sztuki zdobniczej – nie możemy mieć chyba słusznej pretensji,- będziemy ją może mieli dopiero ex re paryskiej wystawy. Na razie z przyjemnością notujemy fakt, że tej dziedzinie naszej sztuki paryski miesięcznik »’ Amour de l'Art« poświęcił ponad połowę zeszytu, zamieszczając w nim równocześnie około 30 reprodukcyj. 

Za to o malarstwo nasze możemy być spokojni, nieprawdaż? Tyle wystaw zagranicznych, urządzanych z powodzeniem zwłaszcza przez Tow. »Sztuka«,- niedawna wystawa w Wenecji, w 1920 roku, z powodu i dla której nawet Ministerstwo Sztuki i Kultury przejawiło swą energję, wydając odpowiednią broszurę ,- w rok potem wystawa paryska, a przed wojną jeszcze liczne artykuły w prasie obcej <np. Cz. Poznańskiego w L’ Art et fes Artistes>, francuskiej, włoskiej, angielskiej, niemieckiej, publikacje albumowe z barwnemi reprodukcjami, od Sztuki Polskiej niezapomnianego Alfr. Altenberga począwszy, a na wydawnictwie polsko-francuskiem J. Lapiny skończywszy, poważne studja, jak np. prof. M. Sokołowskiego, ślicznie wydane i napisane książki, jak np. Fournier-Sarlovèze'a o malarzach na dworze St. Augusta, entuzjastyczna broszura Berty Zuckerkandl o wybitnie narodowem polskiem malarstwie – to wszystko musiało niewątpliwie odnieść swój skutek, czyż nie tak? 

Niestety! W kosztownie wydanem, zasadniczem dziele J. Meier-Graefe'go, w dostępnej dla szerszego ogółu książce W. Hausen Steina, w systematycznie opracowanej monografji Maxa Deri, niema ani jednej wzmianki o jakimkolwiek polskim malarzu ! 

Takich książek jest więcej,- trudno je tu wszystkie cytować, nie wszystkie też są mi w tej chwili dostępne. Pocóż zresztą mnożyć dalsze, zbędne już przykłady? Bez niemieckich publikacyj artystycznych, nadewszystko bez niemieckich kompendjów, trudno się dziś obejść nawet Włochowi czy Francuzowi. To też faktu konsekwentnego i jakby umówionego przemilczania sztuki polskiej przez niemieckich autorów, lekceważyć sobie nie można. 

Można co najwyżej pocieszać się tern, że jeden z najpoważniejszych niemieckich historyków sztuki, dr. K. Woermann, zadał sobie olbrzymiego zapewne trudu i w nowem wydaniu swej głośnej »Geschichte der Kunst affer Zeiten und Vöffer«. (Wiedeń i Lipsk, 1915 – 1922, sześć tomów>, starał się bezstronnie poinformować swych czytelników o istnieniu rozwoju sztuki polskiej, dawnej i nowoczesnej, aż po ostatnie lata XIX stulecia. »Na ogólną ilość 3398 stronic tekstu (razem z rejestrami bibljograficznemi i skorowidzami) przypadają na plastykę polską, jeśli już wziąć razem wszystkie wzmianki, dotyczące bądź bezpośrednio bądź pośrednio plastyki polskiej i plastyki w Polsce – 23 stronice i 3 wiersze, a więc 0,007 całości« – stwierdza M. Wallis. Z wybitniejszych malarzy polskich niema u Woermanna nawet wzmianki żadnej o takich, jak np.: Al. Orłowski, A. Brodowski, J. Simmler, W. Gerson, H. Rodakowski, Al. i Maks. Gierymscy, Wł. Podkowiński, J. Pankiewicz. J. Stanisławski, St. Wyspiański, L. Wyczółkowski, St. Masłowski, A. Kędzierski, St. Lentz, J. Mehoffer i w. i., nie mówiąc już o młodszych, choć w sztuce rosyjskiej np. W. zna i cytuje nawet najmłodszych. »Nietylko żadna tablica barwna nie zwiastuje światu krasy malarstwa polskiego, ale nawet żadna najskromniejsza ilustracja w tekście nie daje o niem pojęcia cudzoziemcowi«. Wreszcie opinja o całej sztuce polskiej brzmi krótko: »czy Polacy potrafią stworzyć coś odrębnego w dziedzinie plastyki – okaże przyszłość«... 

Jeżeli ktoś mniema, że tylko Niemcy, z powodu wrodzonej do nas niechęci, traktują sztukę naszą z niesłusznem lekceważeniem i rozmyślnie albo wcale, albo też bardzo pobieżnie o niej informują, to jest w grubym błędzie. Weźmy do ręki jedyne typu kompendjum dzieło francuskie o całej sztuce XIX wieku 22 i spróbujmy poinformować się o plastyce pol  skiej. Są tam osobne rozdziały, poświęcone poszczególnym narodom: Francji, Belgji, Holandji, Skandynawji (Dania, Szwecja, Norwegja, Finlandja), Rosji, Anglji, Szwajcarji, Niemcom, Austrji (zarazem Węgrom, Czechom i ludom słowiańskim – “pays síaves”), Grecji i ludom bałkańskim, Hiszpanji, Włochom i Stanom Zjednoczonym. Polski wcale niema osobno wymienionej, nawet w indeksie. Poszukajmy jej tedy w rozdziałach, poświęć conych Rosji i Austrji, pomijając ustępy omawiające architekturę, gdyż tam spotkamy tylko nazwiska artystów rosyjskich, wiedeńskich, czeskich, węgierskich, ale ani jednego polskiego. 

W dziale sztuki rosyjskiej możemy wyłowić ogółem trzy nazwiska, zresztą podane tam jako artystów rosyjskich: „fe peintre de hataifie Orlowsky (1777~ 1832) – (trudno! zdobyli się na monografję o Al. Orłowskim, pióra W. A. Wereszczagina, Rosjanie, a nie Polacy), dalej : Siemiradsky, a wreszcie: Joukoffy (zapewne St. Żukowski). To wszystko W dziale sztuki austrjackiej, na końcu ustępu, poświęconego rzeźbie, czytamy następujące zdanie <str. 3)1): »Galicja wydałaM. Guy- skiego <1830 – 1894), Lewandowskiego, Barącza, Błotnickiego, K. Laszczkç, X. Dunikow- skiego, W. Szymanowskiego, który wydaje się być pod wpływem Rodin’a, oraz B. Biegasa, który zdaje się kroczyć równocześnie śladami Rodin'a, Holendra Toorop'a i Belga Minne'a.« Tyle o polskiej rzeźbie. 

A teraz, na str. 378, o polskiem malarstwie: „La Pologne autrichienne a produit íes peintres..." i t. d., poczem następuje wyliczenie malarzy w takim porządku: J. Peszka, L. Loeffler-Radymno, A. Grottger, J. Matejko „ardent patriote et temperament fougueux de coloriste”, H. Siemiradzki, P. Stachiewicz, H. Lipiński, T. Rybkowski, W. Kossak, J. Kossak, A. von Kossak (sic! zapewne: Adah bert), P. Michałowski, J. Malczewski, J. Chelmoński, L. Wyczółkowski, S. Masłowski, portreciści: F. Tepa, K. Pochwalski, L. Wyczółkowski, Axentowicz, T. i Z. Ajdukiewicz CAdjuhiewicz), A. Augustynowicz, Olga Boznańska, J. Styka – pejzażyści: A. Gry- glewski, J. Fałat, J. Stanisławski, E. Trojanowski, F. Ruszczyć, E. Amęseder Csic!} – illustrator F. von Myrbach hien connu chez nous <F. br. Myrbach-Rheinfeld, ur. w Zaleszczykach 1853 r., był uczniem akademji wiedeńskiej, a następnie C. Duran'aw Paryżu, gdzie mieszkał do 1897 r.>, J. Mehoffer portraitiste déciíat i twórca dekoracyj ściennych i witraży w Krakowie, Płocku i t. d. Na tem koniec. 

Artykuł o sztuce rosyjskiej wyszedł z pod pióra Al. Benois, o austrjackiej etc. z pod pióra Aug. Marguillier'a, sekretarza „Gazette des Beaux-Arts", po którym możnaby się spodziewać, że nie ograniczy się do korzystania z cytowanej przez siebie książki L. Hevesi'ego: Oesterreichische Kunst im 19 Jahr hundert (Lipsk, 1903), bo nawet u siebie na miejscu w Paryżu mógłby był uzyskać dość łatwo dokładniejsze informacje, dotyczące sztuki polskiej. 

Dodajmy, że na 1000 rycin w tekście i 58 plansz osobnych, sztukę polską reprezentuje jedna jedyna, minjaturowa prawie reprodukcja (5X6 cm.) »Rejtana« Matejki... 

Wydawnictwa Larousse'a, firmy jednej z najruchliwszych w Paryżu, rozchodzą się rzeczywiście na cały świat,- tem ważniejsze są tedy, bo tem większe ich znaczenie, jako źródeł informacyjnych. 

Nagromadziłem chyba dość dowodów na to, aby módz stwierdzić, że opinja zagraniczna o sztuce polskiej, zwłaszcza współczesnej, jest gorsza od złej – bo jest żadna! 

Musimy temu przeciwdziałać wszelkiemi siłami, a jeśli rząd nasz zająć się tem nie umie, nie może, czy nie chce, musimy rozwinąć inicjatywę prywatną i użyć własnej energji, własnych wpływów osobistych i własnych materjalnych środków. 

Piękny przykład dało np. Tow. Art. poi. »Sztuka« w Krakowie, wydając wspaniałe album jubileuszowe <1897-1922> z tekstem francuskim i angielskim i rozsyłając je bezpłatnie do głównych światowych środowisk, artystycznych. 

Polski Instytut Sztuk Pięknych ma przed sobą ogromnie wdzięczne pole do pracy, na glebie świeżej, przez nikogo jeszcze prawie nietkniętej,- niewątpliwie, w miarę sił swych i środków finansowych, P. LS. P. potrafi spełnić i pod tym względem swe zadanie: uświadomi swoim i obcym fakt istnienia i rozwoju odrębnej, narodowej sztuki polskiej. 


MIECZYSŁAW TRETER

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new