Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
MIJA właśnie 420 lat od chwili, kiedy pisarz miejski, Baltazar Behem, skopjował i ujął, począwszy od lokacji Krakowa, w jedną całość wszystkie przywileje, którymi panujący darzyli to miasto, oraz spisał ustawy czyli wilki rze cechowe na wieczną rzeczy pamiątkę. Równocześnie upływa lat 100, odkąd Senat Wolnego Miasta oddał kodeks Behema w posiadanie Bibljotece Jagiellońskiej, gdzie się do dzisiejszego dnia znajduje.
Miał Kraków w r. 1505-tym 25 cechów, które się własnemi ustawami rządziły. Baltazar Behem, Krakowianin i wychowanek Jagiellońskiego uniwersytetu, zdążył przepisać przywileje i tekst ustaw zaledwie dla cechów dwunastu – najwidoczniej śmierć wytrąciła mu pióro z ręki. Rękopis pozostał nieskończony. Kodeks Behema <mss. B. J. 16 folio) składa się z 374 kart pergaminowych, częściowo tylko zapisanych minuskułą gotycką, liczne są karty czyste, tylko rubrykowane. Jakkolwiek ciekawy i ważny dla historji kultury jest tekst rękopisu, to jednak główne jego znaczenie leży w 27 zdobiących go minjaturach.
Na przedniej okładce wewnątrz wlepiono kanon (Chrystus na krzyżu z Madonną i św. Janem), na który zapewne składali mistrze przysięgę. Kompozycję otacza bordjura z stylizowanych w duchu niderlandzkim, ukwieconych gałązek,- dolny margines, nieco szerszy, zdobi dekoracja o motywach kombinowanych, niemiecko-włoskich (lancknecht, ubrany pstrokato, w środku i rogi obfitości, pełne owocow, wśród symetrycznego ornamentu kandelabrowego). Sama minjatura, wykonana niezmiernie delikatnie, pendzelkiem jak włos cienkim, ma za tło prześliczny krajobraz górzysty. Schemat kompozycyjny zapożyczony z popularnego miedziorytu Schongauera z którego korzysta równocześnie słynny illuminator norymberski, Jakób Elsner, ale krajobraz z błękitną dalą i typ Madonny o twarzy podłużnej, oczach spuszczonych i ślicznie wyciętych ustach, który powtórzy się później na minjaturze, reproduko- wanej tutaj, a przedstawiającej wnętrze pracowni krawieckiej, pochodzą ponad wszelką wątpliwość z Flandr jí. Takie błękitno-zielone krajobrazy widuje się często w tłach obrazów Joachima Patiniera i Adrjana Isenbranta. Widzieliśmy więc konglomerat wpływów Handrji, Niemiec i Vrtoch. Ale dominantą będzie Flandrja, także odnośnie do innych minjatur, które, jeżeli nie wyszłyz pod jednej ręki, to napewno z jednego i to krakowskiego warsztatu. Mimo to wszystko, mimo, że autor nie był twórcą zbyt indywidualnym, ani doskonałym rysownikiem, czy znawcą perspektywy, że zapożyczał się na prawo i na lewo bez skrupułów, bije przedziwny urok świeżości i zdrowego, wesołego realizmu z tych świetnie zaobserwowanych, zgrabnie skomponowanych i harmonijnych w kolorycie obrazków. Te 25 minjatur (26-ta przedstawia herb miasta Krakowa) to poglądowy wykład 25 rzemiosł i sztuk, encyklopedia strojów miejskich, barwnych i fantastycznych, jakie widywało się zapewne w Krakowie na samym początku wieku XVI-go, kompendjum urządzeń mieszkalnych, sklepowych i warsztatowych, na gorącym uczynku złapana ilustracja życia domowego, cechowego i ulicznego. Żaden, najbarwniejszy nawet opis nie wbije nam w pamięć tak dosadnie obrazu życia i kultury Krakowa w pierwszym dziesiątku w. XVI, jak taka minjatura, przedstawiająca wnętrze pracowni krawca czy szewca, złotnika czy kramarza, garbarza czy piekarza. tem cenniejszy jest ten zabytek, że odzwierciedla życie świeckie, jako rzadki okaz wśród prześlicznych illuminowanych kodeksów treści religijnej. Mimo, że cechy, typy, schematy sztuki zachodnio=europejskiej, głównie flamandzkiej, przebijają jaskrawo i świadczą o daleko sięgających wędrówkach artystycznych autora, to nie ulega jednak wątpliwości, że mieszkał on w Krakowie. Chociaż architektury, widoczne w tłach, ceglane i gotyckie, są schematyczne i nie dadzą się zestawić z żadnym istniejącym zabytkiem krakowskim, <są one znów pochodzenia flandryjskiego>, to jednak silne zaakcentowanie elementu wschodniego w strojach występujących osób, te niezmiernie często używane turbany są do pomyślenia tylko w Krakowie, tak wówczas kosmopolitycznym, gdzie się przewija na rynku ciżba zagranicznych kupców: Tatarów, Ormian, Greków i Turków. Wiele jest pewnie w tem akcentowaniu i lubowaniu się we Wschodzie przesady, ale, że malarz, realista z urodzenia i zamiłowania, widział ludzi wschodnich naprawdę, świadczy o tem niejedna postać n. p. Turek, który trzyma herb futerników, inny na miniaturze, przedstawiającej kupców, inny wreszcie na minjaturze »Malarze«, którego maluje na ścianie młody czeladnik w pracownianym negliżu.
Nie wszystkie minjatury są jednakiej wartości, niektóre, jak »Rymarze«, »Grot« nicy«, »Rękawicznicy« i »Kapelusznicy«, są słabsze, inne zaś, lepsze w rysunku i kolorycie, i bardzo dobre, jak reprodukowane tutaj: »Krawcy« i »Garbarze«, czy też »Szewcy«, »Kramarze«, »Złotnicy« czy »Łucznicy«, ćwiczący się w strzelaniu na wolnem powietrzu. Pierwsza z reprodukowanych minjatur, siódma w rękopisie, przedstawia wnętrze warsztatu krawieckiego. W obszernej izbie, oświetlonej dwoma oknami, przez które widać krajobraz i wieże kościelne, przymierza właśnie jakaś elegantka modną, błękitną suknię. Dama ta, w przeźroczym welonie na głowie, przypomina bardzo z twarzy Madonnę z minjatury na okładce, obie zaś wiodą swój ród z Flandrji, z jakiegoś obrazu Mistrza z Flemalle czy jeszcze Rogera. Czeladnik, jaskrawo przyodziany, przykrawa na długim stole różową materję, inny, siedzący z postawem czerwonego sukna na kolanach, karmi od niechcenia kozła. Majster upina na ramieniu damy suknię. O realistycznym zmyśle illuminatora świadczą różnobarwne skrawki materyj, walające się po podłodze, zielona czapka i sztuki sukna, wiszące na ścianie. Wszystko razem daje plastyczny a złośliwy obraz wnętrza pracowni krakowskiego Poireta z r. 1505=go. Złośliwość w tym wypadku polega na tein, że krawcy mieli wówczas przepisany strój jednobarwny, tu zaś ubrani są przesądnie pstrokato, jak papugi. Żyłce swej satyrycznej folguje malarz nieraz: i tak zaraz na drugiej reprodukowanej minjaturze, gdzie na tle daleko w głąb sięgającego, górzystego pejzażu, z rzeką spławną i inaleńkiemi na niej okręcikami, z mostem, zameczkiem, obozem i ćwiczącem wśród namiotów wojskiem, widzimy na podwórzu przed warsztatem mistrza, starszego już, z wianuszkiem siwych włosów wokół czcigodnej łysiny, ubranego w szubkę, futrem bramowaną, jak garbuje na pniu nożem skórę. Opodal, na ziemi, siedzi jego czeladnik z cebrzykiem, w którym mokną skóry, zaś między majstrem a czeladnikiem leżą rozrzucone na ziemi karty do gry. Widocznie garbarze cieszyli się sławą kosterów, a złośliwy Illuminator nie omieszkał przypiąć im łatki. Dotkliwie wyśmiał także kołodziejów i stelmachów: przedstawił ich jako bijących się pałkami obdartusów, przyczem jeden ma niemiłosiernie rozbitą głowę. W, warsztacie szewskim pilnie pracuje majster z czeladnikami i chłopcami, w izbie zaś mieszkalnej, która stanowi przedłużenie warsztatu ku przodowi, króluje przy kądzieli wspaniale w zieloną szatę przybrana majstrowa, au jej stóp leży kobziarz w błazeńskim, żółtym stroju. Słuchając jego gry, zapomniała szewcowa o obowiązkach macierzyńskich, względem małego, nagiego dzieciaka, który wałkom się na podłodze. Ten sam kobziarz na miniaturze »Kramarze« bałamuci piękną, młodą kramarkę, jasnowłosą, w różowej sukience, która waży wiktuały w swoim kramie. Kupujący stoją na ulicy, gościńcem zdążają do miasta dwaj pielgrzymi, a mała studzienka, złocona, sączy cienkim strumyczkiem wodę. Prześliczna jest ta minjatura pod względem kolorystycznym: utrzymana cała w tonie żółtawo-różowym, wytrzymuje zwycięsko porównanie z illuminacjami pierwszorzędnych współczesnych kodeksów flamandzkich, nie mówiąc o niemieckich. Szczupłość miejsca nie pozwala mi rozpisywać się o szczegółach ornamentyki kodeksu, – uczynił to zresztą jeszcze w r. 1896-tým L. Lepszy – wspomnę tylko, że różnorodne obramienia, w które ujęte są poszczególne minjatury, przypominające bardzo dekoracje słynnego Bréviarium Grimani w Bibl. sw. Marka w Wenecji. Nie sposób także w krótkim, okolicznościowym artykule, wyczerpać wszystkie problemy, związane z kodeksem Behema, i opisywać wszystkie 27 miniatur, zwłaszcza, że istnieją doskonałe opisy w cytowanej publikacji Bûchera.
O kodeksie Behema pisano bardzo dużo w Polsce i Niemczech, ale nie doczekał się on dotąd takiego krytycznego opracowania, na jakie ten bardzo ważny zabytek zasługuje. To samo odnosi się do innego kodeksu, będącego dziełem ręki tego samego illuminatora. Mam na myśli Pontyfikat Erazma Ciołka z Bibl. Czartoryskich w Krakowie. Porównawszy typy, stroje, krajobrazy, musi się przyjść do przekonania, że oba te kodeksy są dziełem jednej ręki. Kim był ten malarz i jak się nazywał, na to nie odpowiada bezwzględnie pewnie żaden z badaczy. Różne podawano hipotezy, opierając się na różnych, czasem fantastycznych przesłankach, ale kwestja ta stoi do dziś dnia otworem, żadne bowiem rozwiązanie nie jest ogólnie uznane. Illuminator ukrył się skromnie pod inicjałami I. J. Z., które widnieją w dole minjatury »Złotnicy«. L. Lepszy widzi w tych literach monogram Jana Czymermanna (Zimmermann, Carpentarius), Czecha spolonizowanego, którego wspominają różne dokumenty krakowskie w latach 1501 -1532, ale nie podaje na to żadnego dowodu przekonywującego (dokumentu). Na ogół autorowie polscy obeszli się dość surowo z illuminatorem kodeksu Behema: n. p. profesorowie Sękołowski i Luszcz- kiewicz skwalifikowali zabytek ten jako za mało ważny, aby zasługiwał na tak szczegółowy rozbiór, jakiemu go poddał L. Lepszy na jednem z posiedzeń Komisji do badania historji sztuki w r. 1891-ym4 Rozprawa L. Lepszego nie wyszła dotąd drukiem – treść jej podana jest w króciutkiem streszczeniu w Sprawozdaniach Komisji w tomie V-tym. Osąd uczonych niemieckich, którzy pragnęliby przywłaszczyć sobie autora kodeksu, wypadł bez porównania przychylniej. Już w 1878-ym roku pisze Woltmann w słynnej swojej historji malarstwa (cytuję wedle Raspego: »....dass er diese Miniaturen über alle deutsche Leistungen des späteren Mittelalters stellt«. My nie pójdziemy tak daleko, ale musimy uznać kodeks Behema za jeden z najpiękniejszych kodeksów renesansowych polskich i za jedną z najcenniejszych pereł Bibljoteki Jagiellońskiej. Chociaż charakter artystyczny illuminatora nie jest zdecydowanie oryginalny, to jednak niepowszedni talent kolorystyczny, bystra obserwacja życia, umiejętne zużytkowanie wiadomości, nabytych w wędrówkach po Flandrji, Niemczech, a może i Włoszech, składają się na bardzo ciekawą i sympatyczną postać krakowskiego artysty z samego początku w. XVI-go, który miał oczy szeroko otwarte, cięty dowcip i rękę niebylejakiego technika. Zaś dla historji kultury polskiej w. XVI-go pozostaną oba jego dzieła źródłem fundamentalnem, zwierciadłem, w którem się życie dworu, szlachty i mieszczaństwa ówczesnego wiernie odbijają.
ZOFJA AMEISENOWA.