Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
WAWRZECKI NACZELNIKIEM. – RZEŹ PRAGI. – RADOSZYCE. – ZAKOŃCZENIE.
Wiadomość o klęsce maciejowickiej i wzięciu do niewoli Kościuszki jak grom spadła na Warszawę. Długo, mimo urzędowego ogłoszenia, nie chciano wierzyć hiobowej wieści. Znalazły się tłumy co pobiegły pod prowadzone hasłem: „pójdźmy Kościuszkę odbijać!“.
Zebrana w dniu 12. października Rada Najwyższa Narodowa pod przewodnictwem Dembowskiego, na miejsce Kościuszki powołała nieobecnego w Warszawie Tomasza Wawrzeckiego; aż do jego przyjazdu obowiązki komendanta poleciła spełniać Józefowi Zajączkowi generałowi dywizyi.
W liście do Wawrzeckiego donosiła Rada o nieszczęściu, jakie Kościuszkę spotkało i zaznaczała potrzebę wyboru nowego Naczelnika. Wzywając Wawrzeckiego “do tego stopnia” Rada wierzyła, „że Twe cnoty obywatelskie Twe światło dopełnią nadziei naszej”. Żądała w końcu, aby natychmiast przyjeżdżał, Wydała też Rada odezwę, w której rzucała hało: „zbawić wolność lub pasc z jej upadkiem” i zawiadamiała o wyborze Wawrzeckiego, którego obywatelskie i rycerskie przymioty wszystkim dostatecznie są znane”. Zajączek ze swojej strony wzywał wojsko, aby kiedy „kochany nasz wódz i ojciec” został wzięty do niewoli, okazało, że „ma w nas godnych mścicielów”.
Jednocześnie wysłała do Kościuszki pismo tej treści: “Rada opłakuje Ojczyznę w Twojem nieszczęściu, nie ufała ona nigdy tyle losowi, ile Twojej cnocie: rozpaczać o Ojczyźnie nie pozwalała ani obowiązek obywatela, ani Twój przykład. Tyle ocenimy Twój powrót, iż oddalibyśmy nieprzyjacielowi w zamian za Twoją osobę wszystkich jego jeńców i niema nikogo w Radzie, któryby nie poświęcił swoją za Twoją wolność, Rzadkim przykładem, Naczelniku, odbierasz od współczesnych ten hołd, który Ci najpóźniejsza potomność oddawać będzie”. Zarazem wysłała Rada na potrzeby Kościuszki 4000 czerwonych złotych.
Datę 13. paźdź. nosi “befel” wydany w Bartodziejach przez Jerzego Grabowskiego. Zawiadamiając podkomendnych o akcyi dnia 10. paźdz. (“bodajby w porządku dni roku był wymazanym”) i o wyborze Wawrzeckiego, “obywatela znakomitych cnót i zasług w Ojczyźnie”, Grabowski mówi dalej: „Przysięgliśmy wierność Bogu i Ojczyźnie – jest Bóg, pozostała Ojczyzna.. Jesteśmy winni Boskiej litości, że nam wskazała Wawrzeckiego. Za tego przewodem i z pomocą. Boga Ojczyznę ocalić i poniesionej najżałośniejszej straty zemścić się zdołamy”.
14. października wydała Bada proklamacyę do ludu polskiego z powodu „pocieszających, acz nie gruntownych odgłosów” szerzonych między ludnością miasta Warszawy, że Kościuszko nie został wzięty do niewoli, a zarazem z powodu podburzanie ludu, aby szukał zemsty na jeńcach rosyjskich. „Odgłosy” te, mówiła, mogą pochodzić ze szlachetności uczuć, ale zarazem i „z zamysłu rozrywania i osłabienia mężnego żalu”. Jeżeli zaś Bada wspominała przedtem o zemście na nieprzyjacielu, „to niema zamiaru zachęcać do zemsty na ludziach kraju moskiewskiego, bezbronnych, w pojmaniu lub zabezpieczeniu narodowem zostających; los ich szanować należy… Idzie o zemstę godną cnoty Polaka z walczącym w boju nieprzyjacielem, a to przez środki z naszej strony odwagi, waleczności, rycerstwa i powolności rządowi”.
Tegoż dnia nadesłał Fersen list do Stanisława Augusta, w którym zaznaczy wszy „skutki akcyi dnia 10. października", a między innem i wzięcie do niewoli generałów, oficerów i „tego który niemi wszystkim i komenderował, naczelnika rewolucyi”, wyrażał przeświadczenie, że W. K. Mość i Rzeczpospolita polska, wrócą się teraz do swoich praw pierwotnych”, a z tego powodu domagał się uwolnienia wszystkich jeńców rosyjskich. Odpowiedź Stanisław aAugusta brzmiała: „Moście Panie! Klęska przez część wojska polskiego na dniu 10. października poniesiona, jakkolwiek nam jest bolesna, osobliwie przez stratę szacownego ze wszech miar męża, który ma tę zasługę, iż na nowo dał początek niepodległości swojej Ojczyzny, nie mogła jednak w zruszyć stałości tych, którzy przysięgali albo zginąć, albo odzyskać wolność swoją. Nie zadziwi to Wac Pana, iż sposób, jakim nam proponujesz uwolnienia jeńców rosyjskich i zakładów, które trzymamy dla zabezpieczenia losu Polaków do Moskwy zabranych, wcale dla nas przyzwoitym być nie może.
„Jeżeli Wać Pan możesz starać się o wolność swoich współziomków przez uwolnienie zatrzymanych w jego kraju Polaków, bardzo bym chętnie wtenczas przyłożył się do uskutecznienia żądań jego".
15. października wysłała Rada drugi list do Kościuszki. Powtarzała w nim na początku prawie dosłownie treść pierwszego listu, a następnie donosiła, iż „na dniu wczorajszym postanowiła mieć na zawsze w miejscu sesyj swoich umieszczony Twój Wizerunek. Umysł i serce nasze najmniej tej pamiątki potrzebują, lecz o jak miła jest dla nas każda oznaka, która obywatelskie między Tobą, nami i Ojczyzną związki dowodzi”. List był podpisany przez Ignacego Potockiego, jako w tygodniu tym prezydującego. W przypisku donosił Potocki, że król mu kazał wyrazić „czułość nad losem Twoim i wyrazy jednostajnego szacunku”.
Następnego dnia (16. października) przyjechał po Warszawy Wawrzecki. Udawszy się na sesyę Rady Najwyższej Narodowej, stanowczo odmówił przyjęcia ofiarowanej mu godności, nie czując sił do podołania wielkiemu zadaniu, tern więcej, że nie był wojskowym z zawodu. „Ustąpił jednak nagłos Ojczyzny, wzywanie ludu i usilne nalegania Rady Narodowej; przyjął urząd, wśród rozrzewnienia wykonał nań przysięgę”. Zajączka wziął za swego doradcę w sprawach wojennych.
Wzięto się energicznie do pracy. Uzbrojono na nowo milicyę miejską, formowano nowe regimenty. 3000 mieszczan pracowało codziennie nad wznoszeniem szańców na Pradze. Budowano baterye pływające na Wiśle i koszary podziemne.
Dywizya Nadnarwiańska, dopóki mogła, wybornie się sprawowała; nietylko broniła przeprawy Prusakom, ale wystąpiła przeciw nim zaczepnie. Powstańcy wpadali do Prus książęcych, znosili forpoczty pruskie, zabierali prowiant i furaż po wsiach pruskich około Johannisburga i Biały (Bialla). W innej stronie Karwowski z Zielińskim (20. października) przeprawili się pod Ostrołęką chcąc wywołać powstanie na tyłach wojska pruskiego, lecz musieli ustąpić wobec przybycia znacznej siły pod generałem Guntherem. W kilka dni później (25. października), duży oddział polski z armatami (Prusacy jak zwykle przesadnie obliczają jego siłę na 4000), opanował Magnuszew, przebywszy rzekę po moście z tratew słomą wysłanych. Nazajutrz zaszła potyczka, która się skończyła nieszczęśliwym odwrotem, gdyż według źródeł pruskich zabito i raniono około 500 ludzi i wzięto 400 jeńców, a między nimi generała ziemiańskiego Wojczyńskiego.
Z nadejściem w te strony Derfeldena, ciągnącego z Litwy, kolumna nadnarwiańska została odcięta. Naprzód atakowali Rosy ani Jerzego Grabowskiego obrońcę Wilna, który miał pod sobą nieregularne oddziały Jelskiego i Wasilewskiego i po małej utarczce, cofnął się za Narew, lecz tu 1. listopada otoczony przez przeważające siły pruskie, musiał się zgodzić na kapitulacyę, skutkiem której o 1700 głów zmniejszyły się szeregi narodowe. Dnia poprzedniego Karwowski i Opacki byli atakowani w Wiźnie przez generała Sutera; sami ratowali się ucieczką, a oddział ich liczący 5000 ludzi i armat, bronił się w domach miasteczka, a z chwilą, kiedy je Prusacy zapalili, uszedł wnocy ku Tykocinowi. Dostali się też do niewoli W iszow aty i Zieliński; ten drugi, który daremnie się kusił o przejście ze swym oddziałem pod Warszawę, puścił się ku niej w 20 ludzi i został pojmany.
Lepiej powodziło się nad Bzurą. Dąbrowski wycofał się szczęśliwie z Wielkopolski, dzięki w znacznej części księciu Józefowi, który posunął się pod Kamionnę i atakował nieprzyjaciela. Kolumna jego dnia 19. października atakowała jednocześnie posterunki pruskie w Witkowicach, Sochaczewie i Kamionnie. Po opanowaniu Kam ionny, książę Józef rekognoskował góry zajęte przez Prusaków i znalazł je nadspodziewanie mocno ufortyfikowane. Wprawdzie w spierał rwących się do szturmu ochotników, którzy odebrali dwie flesze na górach, i spędzili piechotę nieprzyjacielską, ale nie mógł iść dalej z powodu rowów napełnionych wodą i bateryi broniących się wzajemnie ogniem krzyżującym, a osadzonych trzem a batalionami piechoty i8 arm atam i. Nie widząc korzyści „w utrzymaniu tej poczty”, opuścił Kamionnę. Również opanowane były przez Polaków Witkowice i Sochaczew, jednak do Sochaczewa przybył sukurs Prusakom, trzymającym się w zamku, stąd też Kołysko, który go zajął z polecenia księcia Józefa, musiał cofnąć się do Strzyżowa. W całej tej walce dystyngowaną się generałowie Sanguszko i Kamieniecki, podpułkownik Tolkmit, który szedł dwa razy do szturmu na czele regimentu, dalej porucznik Leszczyński i pułkownik Hebdowski, którzy najpierw si wprowadzili gwardyę w bród do opanowania Kamionny, wreszcie major Hadziewicz, który jako wolontaryusz przy szturmie na baterye, trzy razy był ranny i dostał się w niewolę.
Księciu Józefowi polecił Wawrzecki bez względu na straty na nowo atakow ać Kamionnę, na którą z drugiej strony jednocześnie kazał uderzyć Dąbrowskiemu. Ale Dąbrowski rozkazu nie posłuchał; tłumaczył się, że zostałby otoczony, że zbyt wiele prowadzi niewolnika i bagaży, aby narażał się na ich stratę. Więc książę Józef sam uderzył na Kamionnę i Sochaczew 28. października, a Dąbrowski korzystając z tego przeprawił się przez Bzurę. Wawrzecki obmyślał jakąś wielką akcyę przeciw Prusakom, bo posłał rozkazy Jerzemu Grabowskiemu atakowania ich od Pułtuska, a Gedrojciow i z Jaźwińskim uderzenia na Wyszogród. Znowu więc żądał, aby Dąbrowski z Poniatowskim koniecznie wzięli Sochaczew i Komionnę, ale mimo „wyraźnej woli“ Wawrzeckiego, mimo powtarzania w ordynansie „wykonanie tego ordynansu seryo zalecam”; mimo, że „rzecz powszechna zwłoki, ani ekskuzy nie cierpi“, uznał Dąbrowski po zrekognoskowaniu, że „ciężko teraz atakować Kamionnę, bo nie może swojej piechoty rachować jak 2000“. R aport ten „czynił“ wobec Madalińskiego i księcia Józefa, który widocznie przybył naradzić się co do wykonania ataku i został oblany zimną wodą. Dąbrowski uznał, że korpus księcia wynoszący 4000 (?) i jego dywizya licząca 4500 „nie dorównywały jeszcze sile nieprzyjaciela“, mającego mocną pozycyę. Dąbrowski się okopał, zdał komendę Rymkiewiczowi i zamiast atakować Kamionnę pojechał do Warszawy.
Wycofanie się Dąbrowskiego z Wielkopolski, uratowało wprawdzie jego kolumnę, ale położyło zarazem kres powstaniu Wielkopolskiemu. Przeszedłszy za Bzurę opuścił Dąbrowski, jak sam powiada, „wiele pozostałych komend lekkiej kawaleryi“ i część własnej brygady w komendzie majora Bielamowskiego będącej, która już przez korpus Ledivarego była oderżnięta„. Komendy te własnym przemysłem przedostały się później do resztek wojska polskiego, a Bielamowski na czele 600 koni prowadził krótko partyzantkę w okolicach Poznania, skąd zręcznie się cofając, ustąpił wreszcie z kordonu pruskiego i przybył pod Tarczyn.
Jaźwiński z Wyszkowskim w 3000 ludzi pilnowali Wisły przeciw Fersenowi pod Nowym Dworem i Górą. Liberadzki w 700 koni płoszył Austriaków, którzy weszli w Radomskie, przepędził ich też za Wisłę do Puław. Dzięki tym korpusom Warszawa otrzymała znaczne transporty zboża i bydła w chwili, kiedy pozostawały jej żywności na dwa tygodnie, a konie karmiono słomą z dachów (świadczy o tern Suworow w raporcie z 28. października).
Główna uwaga jednak zna tu ry rzeczy skierowaną była na Suworowa, ku któremu dążył zarówno Fersen z pod Maciejowic jak i Derfelden od strony Grodna. Połączeniu ich już przeszkodzić nie było można. Szło więc o to, aby jak największe siły zgromadzić pod Pragę i w oczach Warszawy stoczyć walkę decydującą.
Pierwsza zdążyła pod Warszawę dywizya Gedrojcia, mająca 2000 piechoty regularnej, 1000 strzelców i kosynierów oraz 700 jazdy z 3 granatnikami i 14 armatami; przeprawiwszy się przez Bug w chwili nadciągnięcia korpusu Derfeldena, miała ona utarczkę z poprawiającymi się kozakami, przyczem przypadkowo od jednej kuli działowej zginął pułkownik rosyjski Rarok, a generał Zubow stracił nogę. Korpus Giedrojcia przeprowadzono na lewy brzeg Wisły i ustawiono pod Raszynem. Wiemy, że Gedrojć miał atakować Wyszogród, jednocześnie z projektowanym wspólnym atakiem Dąbrowskiego i księcia Józefa na Kamionną. Później miał zamiar Wawrzecki połączyć jego dywizyę z Dąbrowskim i opanować Rawę i Łowicz jako wstęp do nowej akcyi w Wielkopolsce. Gedrojć 31. października stanął w Tarczynie dziękując Dąbrowskiemu, że go nie nagli do marszu, „gdyż konie warszawską wizytą (?) ma tak znużone, że niem a nadziei, ażeby do pierwszego stanu powrócić mogły". Kiedy nareszcie Gedrojć połączył się z Dąbrowskim, otrzymał wiadomość o zdobyciu Pragi z rozkazem przybycia do Warszawy. „Wyprawa do Wielkopolski w niwecz się obróciła”, powiada Dąbrowski.
Za Gedrojciem podążyły ku W arszawie kolum ny Mokronowskiego, Jasińskiego, Gorzeńskiego i Meyena.
Tymczasem Suworow połączył się naprzód z Derfeldenem, a w Stanisławowie z Fersenem (25. października). Siły ich razem wynosiły 48 batalionów, 120 szwadronów i 14 regimentów kozackich, co pomimo strat pod Krupczycami, Brześciem, Maciejowicami itd. stanowiło około 35.000 żołnierza.
26. października jazda Suworowa atakowała kolumnę Meyena, który starał się uniknąć bitwy, ale w odwrocie stracił pod Kobyłką 1500 ludzi 1 wszystkie 9 armat.
Mokronowski po przybyciu na Pragę złożył dowództwo. Ignacy Potocki radził tylko małą część wojska zostawić do strzeżenia Prusaków, a z 25.000 stoczyć bitwę w otwartym polu. Dąbrowski natomiast przemawiał za opuszczeniem Warszawy i Pragi i rzuceniem się z całą siłą do .Wielkopolski. Obu tych rad (drugiej, przyznam y się, pojąć trudno) nie posłuchano. Połowę wojska (13-14.000) pozostawiono naprzeciw Prusakom. Drugiej połowie tyleż, wynoszącej z 4000 mieszczan warszawskich i praskich, kazano pod wodzą Zajączka bronić okopów Pragi.
Suworow jednak nie był pewny swego, kiedy z obozu pod Kobyłki „ośmielał się uczynić"królowi pruskiemu przełożenie, „aby najwyżej nakazaną została operacya przeciwko Warszawie, możliwie największemi siłami”. „Moje przedsięwzięcie, – pisał – przeciwko Pradze nastąpi w ciągu 2-8 dni następnych; tymczasem udzieliłem wiadomości generałom W. K. Mości hrabiemu v. Schwerin, v. Favratow i iv. Wolky, o swych operacyach i prosiłem ich o współdziałanie”. Dla zachęcenia zapewne króla pruskiego, zaczął swój list od zapewnienia, że w Warszawie „panuje strach i przerażenie”.
Przygotowania, do obrony na Pradze w chwili, kiedy Suworow szturm przypuścił, były bardzo niedostateczne. Okopy stanowiły słabą obronę, jako usypane z lecącego piasku. Wiele bateryi było niedokończonych, fossa drugiej linii nawet nie zaczęta, a milowa rozległość całych fortyfikacyi wymagała znacznie większej siły, aby je obronić. Wszyscy się na to zgadzają, a między nimi Zajączek w swym pamiętniku i Wawrzecki w śledztwie petersburskiem. Przytaczany przez Korzona oficer pruski mówi, że okopy były urządzone na 45.000 wojska, obsadzone zaś 15-16.000. Engelhardt liczy polskich żołnierzy aż na 30.000, a jednak mówi: „okopy były tak obszerne, że aby je dobrze zająć i właściwie bronić, trzeba było armii trzy razy większej”.
Tymczasem ta armia była bardzo słabą. Nie tak wprawdzie, jak chce Zajączek, który ją oblicza na 8000 piechoty i 2000 jazdy, ani jak zeznawał Wawrzecki, który widział na Pradze 9-10.000 ludzi, a w tern tylko 4000 wojska regularnego, ale w każdym razie, nie przenosiła ona więcej według obliczenia Korzona jak 18.600 ludzi, w czem było koło 3000 mieszczan warszawskich i 1800 pragskich.
Suworow 2. listopada rozłożył swój obóz między Grochowem a Białołęką. W nocy 30. listopada poustawiał baterye, a ranem 4. listopada szturm przypuścił.
Nie posiadamy żadnego dokładnego opisu szturmu Pragi. Wszystkie są bałamutne i lakoniczne. Wiemy na pewno tylko tyle, że Suworow uderzył do szturmu naraz w siedmiu kolumnach. W pierwszej chwili niektóre z nich przyjęto tak silnemi kartaczowem i wystrzałami, że zawahały się i zatrzymały, ale wkrótce opór przełamano, rozpojone wojsko rosyjskie rzuciło się z wściekłością na szańce, zdobyło je i rozpoczęła się pamiętna rzeź, której rozgłos rozniósł się szeroko po całej Europie.
Suworow kazał zburzyć most ogniem działowym, więc pragnący się ratow ać ucieczką, rzucali się wpław i tonęli.
Cała armia została zniszczona, cała prawie ludność Pragi wycięta. Zaledwie kilkaset osób schroniło się do W arszawy, a między nimi Zajączek który na początku lekko ranny, zaraz ustąpił.
Wobec najzupełniej sprzecznych relacyi, trudno nawet dojść, jaka była liczba zabitych, rannych i wziętych do niewoli, pomordowanych i tych co utonęli.
Zaledwie w przybliżeniu można oznaczyć liczbę zabitych i rannych na 0000, wziętych do niewoli 10.000, zamordowanych na 7000.
Pomiędzy zabitymi znaleźli się: generał Jakób Jasiński, niezapomniany oswobodziciel Wilna, który podobno sam szukał śmierci, niechcąc przeżyć upadku Ojczyzny. Zginęli też: generał Paweł Grabowski, Tadeusz Korsak były poseł sejmu czteroletniego, który dawał na Litwie wciąż dowody nieustraszonej odwagi, wreszcie pułkownik Walenty Kwaśniewski, który już w kilka dni po 17. kwietnia formował pułk konny młodzieży warszawskiej i wyszedł z nim jeden z pierwszych na plac boju. Wśród wziętych do niewoli znajdowali się: generał Meyen, pułkownik Gisiler, komendant kosynierów krakowskich Krupiński, kilku innych pułkowników, paruset oficerów.
O rzezi Pragi jest sporo relacyi. Przytoczymy trzy krótkie, które nie mogą być podejrzane o przesadę, bo pierwsza wyszła spod pióra rosyjskiego pułkownika Engelhardta, który brał udział w szturmie, a dwie drugie pozostawili dwaj naoczni świadkowie Nufer i Seume, za których „wiarogodnością” w tym razie dostatecznie chyba już to przemawia, że byli Niemcami i to Niemcami, którzy nas nienawidzili.
„Gdy Denisów – pisze Engelhardt – nakazał nam ruszyć w lewo po błocie, wpadliśmy do szańców, brodząc po pas w wodzie i goniąc Polaków, za którym i w porządku weszliśmy już do Pragi. Tam zastaliśmy wojska nasze w strasznem zamieszaniu wśród gwałtów, mordów i grabieży.
„Ażeby zrobić sobie prawdziwy a straszny obraz szturmu tego, po jego ustaniu, trzeba było naocznym być jego świadkiem. Do samej Wisły, na każdym kroku spotykać się dawali zabici i umierający różnego stanu ludzie; na brzegu rzeki piętrzyły się stosy ciał żołnierzy, cywilnych, żydów, księży, zakonników, kobiet i dzieci. Na widok tego wszystkiego serce zamierało w człowieku, a obmierzłość obrazu duszę jego oburzała. W czasie bitwy człowiek nietylko nie czuje w sobie żadnej litości, ale zwierzęca się jeszcze – lecz morderstwa po bitwie, to hańba!
Warszawa z rozpaczą patrzała na pożar Pragi i upadek wszelkich nadziei. O jakimkolwiek ratunku marzyć już było trudno. Tym razem była ze wszech stron otoczona. Groził jej głód, groziło bombardowanie, groził los Pragi. Odwaga ustąpiła łatwej do pojęcia trw od ze; wiele wybitnych osobistości, a na czele ich Kołłątaj i Zajączek, opuścił Warszawę, udając się do Galicyi. Postanowiono wysłać deputacyę do Suworowa, na której czele z osobistem narażeniem się, stanął Ignacy Potocki. Deputacya przeprawiła się na Pragę i stanęła przed Suworowem, siedzącym na klocu w namiocie rozbitym na rozw alinach szańca. Oświadczył, że wda się w układy tylko z magistratem, przyrzekając w razie kapitulacyi zupełne bezpieczeństwo osób i własności… Kapitulacyę podpisano 5. listopada. Wawrzecki wycofywał się z resztą wojska będącego w Warszawie. Król chciał mu towarzyszyć, ale mieszkańcy otoczyli zamek i zastąpili mu drogę, zapewne w mniemaniu, że obecność jego daje im większą gwarancyę bezpieczeństwa.
Po zbudowaniu nowego mostu, Suworow wjechał do Warszawy w dniu 9. listopada na czele wojska z rozwiniętemi sztandarami przy odgłosie bębnów i muzyki. Przed naznaczoną dla niego kwaterą oczekiwali na niego jeńcy rosyjscy, pruscy i austryaccy z generałam i Miłaszewiczem i Arseniewem.
Ignacy Potocki wniósł na ręce Suworowa memoryał, w którym poddawał imperatorowej myśl nadania Polsce konstytucyi monarchicznej, umiarkowanej, i osadzenia na polskim tronie którego z carewiczów rosyjskich. Zaręczał, że pomysły jego podzielą wszyscy Polacy. Nie wiedział, czy nie chciał wiedzieć, że ostateczny podział Polski jest już postanowiony.
Komendantem Warszawy został Buxhovden, „generał major wojsk Najjaśniejszej imperatorowej Wszech Rosyi, kawaler różnych orderów“.
Pomiędzy warunki i kapitulacyi było armistycyum do 9. listopada, dla wyprowadzenia z Warszawy wojska, armat i amunicyi. Okazało się jednak, że wojsko w znacznej części uważało walkę za skończoną. Nastąpiło ogólne rozprzężenie. Dembowski, prezydujący w dziale potrzeb wojskowych, musiał osobiście stawać przy magazynach dla obrony zapasów. Nie miał do dyspozycyi ani wozów, ani wołów. Orłowski, komendant Warszawy, urzędował do 8. listopada. Kilka armat wyprawiono ku Tarczynowi, a pozostałe w arsenale armaty i moździerze zagwożdżono.
Od 7. listopada ściągały do Tarczyna kolumny Gedrojcia i Kamienieckiego, (księcia Józefa) i Wyszkowskiego wraz z resztą wojska, które opuściło z W awrzeckim Warszawę. Dąbrowski nie usłuchał rozkazu cofnięcia się ku Tarczynow i do Grójca; usprawiedliwiał to nieposłuszeństwo obawą, że korpus jego rozproszyłby się widząc odwrót, gdyż był utrzymywany w nadziei, że pójdzie na nieprzyjaciela; za drugą ważną przyczynę podawał, że marsz do Grójca odkryłby całą Pilicę, której brzegów jest panem; gdyby ją opuścił, stracilibyśmy wszelką komunikacyę i żywność. Proponował przeto Dąbrowski utrzymać się w krakowskiem i Wielkopolsce. Przepisywał marszu i tę korpusowi Poniatow skiego i Gedrojcia. Sam chciał jak najspieszniej wyruszyć z Gostomii, gdzie obozował, do Opoczna. Pisał jednocześnie do Kołyski, aby do wspólnego działania namówił księcia Józefa i Ożarowskiego, ale wysłaniec doniósł mu, że Kołysko korpus swój opuścił.
Przybył do Dąbrow skiego korpus Gedrojcia, który jednak zmalał do 500 ludzi, gdyż reszta kupami pierzchała.
Przedtem już rozpoczęła się fermentacya w korpusie Poniatow skiego, który „od kilku dni zachorowawszy, z woli Naczelnika udał się do Warszawy i oddał komendę doświadczonemu i zaufania niemającemu Kamienieckimu”. W korpusie tym panował niesłychany nieporządek; oficerowie różnili się w zdaniu, gdzie mają dążyć i pod czyją komendą. Wreszcie komendanci i pułkownicy regimentów porzucali swoich żołnierzy, a żołnierze grom adnie swoje szeregi.
Do obozu Dąbrowskiego przybył Wawrzecki z Zakrzewskim i generałowie Gedrojć, Giełgud i Niesiołowski. Oprócz Kołyski opuścili wojsko: Zajączek, Wyszkowski i Ożarowski. Nawet Machaliński, przybywszy do Dąbrow skiego „nie mówił o niczem jak tylko o zdradzie i rozpaczy” i nakoniec i ten „zawsze dobrze myślący Polak, złudzony od ludzi podłych”, zostawił swoją komendę pod Białobrzegami i; waleczna jego brygada przybyła sama do Gostomii. Przybył także i major Bielamowski, wracający z Wielkopolski na czele 600 jazdy. Trzymała się jeszcze dywizya Jaźwińskiego, strzegąca Wisły między Warką a Kozienicami.
Prusacy zachowywali się spokojnie, lecz gdy Rosyanie pod wodzą Denisowa zaczęli się ukazywać od Grójca i w arki, Austryacy zaś w Radomiu magazyni całą żywność zabrali, Wawrzecki “. listopada wydał rozkaz spiesznego maszerowania w Krakowskie.
Rozpoczęto pochód 12. listopada, a w niesłychanym nieporządku, tak, że po przejściu Pilicy trzeba było zatrzymać się i na nowo ład wprowadzać. Do cofającej się w takim nieporządku armii, przyłączyły się w dalszym ciągu brygada Biernackiego i część opuszczonej przez wodza brygady Kołyski.
Marsz trwał długo i był bardzo przykry; musiano wśród niego zostawiać wiele armat, gdyż „konie parkowe wcale już iść nie m ogły“. Wieczorem dywizya Dąbrowskiego zakwaterowała się w Drzewicy i pobliskich wioskach. Park i komenda Gedrojcia ściągnęły dopiero nazajutrz.
W marszu tym między Nowem Miastem a Odrzywołem nadeszła od Suworowa propozycya kapitulacyi; udzielał w niej powszechnej amnestyi, oficerom i towarzystwu zostawiał broń, pozwalając udać się, gdzie zechcą; armaty z bronią odebraną od rozpuszczonych żołnierzy miały być zwrócone do arsenału warszawskiego. Wawrzecki odesłał tę propozycyę do króla, który tak przez niego jak Radę Najwyższą był uproszony „ażeby z generałem rosyjskim o to traktował, iżby W. K. Mci, narodu i wojska los był zabezpieczony”. „Pewien jestem – pisał Wawrzecki do króla, – że zechcesz się tern wszystkim skutecznie zatrudnić, ponieważ punkty proponowane bynajmniej o tern wszystkim nie wspominają”.
Tegoż samego wieczora trębacz pruski przywiózł do Dąbrowskiego list od generała pruskiego Kleista, w którym tenże udawał się do niego „przez szczególny szacunek” z zapytaniem „najpokorniejszem”, pod jakiemi warunkami „zechciałby Dąbrowski z regularnem swem wojskiem do króla J. M. pruskiego armii wejść i przystać”. Dąbrowski list ten w przytomności wszystkich generałów przeczytał i przetłumaczył. Po wielu sporach zdecydowano, aby Dąbrowski dał odpowiedź, że „ważność rzeczy wymaga porozumienia się z niektóremi osobami, bez których wpływu niebezpiecznem by dla mnie było cokolwiek przedsięwziąć” i że „wkrótce o stanie rzeczy uświadomi”. Na projekcie tego listu napisał Wawrzecki, że „za jego wolą i wiedzą, da tę odpowiedź generał-leitnant Dąbrowski”.
Według zdania Dąbrowskiego, wobec utraty wszelkiej nadziei, należało na list Kleista odpowiedzieć punktami: a) Powszechna amnestya w Wielkopolsce, b) Umieszczenie wszystkich oficerów w armii pruskiej podług ich patentów, c) Niechcącym służyć wypłacenie czteroletniej gaży. Wielkopolanom, twierdzi Dąbrowski, projekt ten się podobał. Sprzeciwili mu się Wawrzecki i Zakrzewski. Dąbrowski się nie upierał, ale „większa część Wielkopolanów” prosiła go, aby projektu nie opuszczał. Więc go podniósł na nowo, aby zaś nie sądzono, iż sam chce znaleść „przyzwoite miejsce i utrzymanie”, oświadczył „na honor”, że weźmie dymisyę, a gdyby nie znalazł utrzymania spodziewa się, że mu Wielkopolanie 6000 złp. rocznie nie odmówią, do czasu za nim mógłby służyć swojemu krajowi”. Oświadczenie to wprawdzie przyjęto dość dobrze, lecz „Naczelnik miał ważne przyczyny nieaprobowania” zdania Dąbrowskiego.
13. listopada zaszła potyczka z nieprzyjacielem. Porucznika Bogurskiego, konwojującego armaty i amunicyę do Opoczna, atakowali jegry i kozacy między Nowem Miastem a Odrzywołem, ale Bogurski dał nieprzyjacielowi taki odpór, że „żadnego zysku z niego nie miał“.
Podczas dalszego marszu do Końskich psuto i zakopywano wozy i armaty, które dalej nie mogły być transportowane.
W nocy z 13. na 14. listopada była ogromna dezercya.
14. listopada stanęła reszta wojska w Opocznie. Kleist obozujący pod Wielką Wolą (między Żarnowem a Sulejowem) cofnął się za Pilicę, Rosyanie jednak na arjergardę naszą coraz więcej następowali. Znowu tu przybył jakiś obywatel od majora Klocha, aby omówić propozycyę Kleista. Dąbrowski porzucił już, jak mówi, myśl korpus swój poddać Prusakom, a tylko chciał traktować „względem nieszczęśliwych obywateli wielkopolskich” – nie chcąc jednak, aby go miano w podejrzeniu, prosił Wawrzeckiego, aby mu na świadka dał sztabsoficera umiejącego po niemiecku. Miał jechać z nim pułkownik Gorzeński, kasztelan kamieński. Spotkanie jednak nie doszło do skutku.
W południe nadszedł list od króla, zawiadamiający, że Suworow „rozbija krwawo” oddziały nie chcące kapitulować, i że nalegał na króla, aby „dał znać o tern W Panom, abyście podobnemu nieszczęściu nie podpadli”. Wysłano do króla generała Gorzeńskiego.
Zaraz potem major Mojaczewski zbuntował swój regiment mówiąc: „idźcie, gdzie chcecie, tu nic więcej nie masz do czynienia”. W szystkie inne regimenty, zaczęty iść za tym przykładem. Dąbrowski chciał wziąć 12 armat i pomaszerować ku granicom francuskim, ale zanim się spostrzegł, nie było już wozów amunicyjnych i armat, ani ludzi, ani koni.
Był to podobno dawny i ulubiony projekt Dąbrowskiego. Już w roku 1792 podczas sejmu grodzieńskiego, mającego potwierdzić drugi rozbiór, chciał z wojskiem, jakie da się zebrać, „wziąwszy obu marszałków wszystkich p osłówu, ruszyć do Francyi, aby „zespolić sprawę polską ze sprawą ludów i ocalić reprezentacyę narodową”. W tym celu miał porozumiewać się w Krakowie z Wodzickim (Stan. Wodzicki nic o tern nie wie) ale z powodu nowej dyslokacji wojsk skończyło się na projekcie i Dąbrowski został członkiem komisyi wojskowej mającej przeprowadzić redukcyę wojska. Teraz projekt odżył. Zaraz po wzięciu Pragi, Dąbrowski komunikował swój plan Giedroyciowi, a ten znowu przedstawił go Wawrzeckiemu, który podobno miał się na niego godzić. Kiedy jednak chciano przystąpić do jego wykonania, usposobienie wojska stanęło na przeszkodzie.
Zostało się jeszcze 4000 jazdy, „po której nie wiele się spodziewać można było”. W marszu do Końskich złączyło się z tą resztą armii jeszcze 1000 koni powstania Wielkopolskiego, które pozostało w Wielkopolsce po odejściu Dąbrowskiego.
Zanocowano w Końskich, a 15. z rana miała kawalerya zgromadzić się dla dalszego marszu ku Radoszycom. Brygady Rzewuskiego (Ożarowskiego) i Biernackiego iść nie chciały i rozproszyły się. Zostały tylko brygady Dąbrowskiego, Madalińskiego i Wielkopolskie pow stania pod komendą generała Skórzewskiego. Przed samym wymarszem do Radoszyc, przybył z resztą kolumny swej brygadyer Jaźwiński.
W Radoszycach zjawił się znowu „obywatel” od majora Klocha. Dąbrowski pokazał bilet Naczelnikowi, lecz „zdecydowanem zostało już nie wdawać się z Prusakami”.
16. listopada miano ruszyć do Małogoszczą, gdzie Bielamowski poszedł przodem i wypędził posterunki pruskie, ale przybył Gorzeński od króla i Suworowa. Suworow od swoich warunków nie odstępował, zaręczał tylko zupełne bezpieczeństwo generałom. Podczas narady, na której te warunki odrzucono. Kozacy i strzelcy atakowali nagle korpus Jaźwinskiego. Korpus ten złożył broń i poddał się.
Podczas bitwy posłał Wawrzecki oficera do Denisowa z propozycyą zawieszenia broni, powołując się na rozpoczęte negocyacye z Suworowem. Denisów przyjął propozycyę i cofnął wojska swoje.
Dąbrowski udał się do swojej kawaleryi, która na „fałszywy rozkaz w ruszyła do Łopuszna. Nie miał zamiaru wracać do Wawrzeckiego, myślał bowiem, jak twierdzi, przybliżyć się do granic Galicy i, tam broń złożyć i spalić, a pieniądze rozdać między oficerów i żołnierzy. I on zatem, choć jeden z ostatnich, miał pójść za przykładem innych. Nazajutrz kuryer od Wawrzeckiego przywiózł mu rozkaz do powrotu. Chciał „być aż do ostatniego posłuszny w ładzyu. więc projekt swój opuścił i pomaszerował do Radoszyc wraz z Rymkiewiczem.
W Radoszycach prócz Wawrzeckiego i Zakrzewskiego znajdowali się generałowie Gedrojó, Giełgud, Niesiołowski. Byli to ostatni dowódzcy, którzy do końca wytrwali. „W szystko było tak w rozpaczy i ogłuszeniu, że wcale jeden do drugiego nie przemówił”.
„Dnia 18./IX. bris – pisze Dąbrowski – o godzinie 8. z rana przybył do nas niespodzianie generał Denisówz kilku jeszcze oficerami i oświadczył nam, że ma rozkaz od generała Suworowa sobie dany zaproszenia nas wszystkich do Warszawy, ponieważ nas tenże widzieć pragnął…
„Tak niespodziewane zapowiedzenie, jakby piorunem przeraziło nas __ Zapytał się Naczelnik: ożylibyśmy jeńcami byli? Bynajmniej, odpowiedział Denisów, graf Suworow tylko chce W Państwo poznać”.
Nie było już wyjścia. Z pamiętnika Dąbrowskiego widać jasno, że i jego brygada o walce już nie myślała, wszak on sam zresztą chciał ją rozpuścić na granicy galicyjskiej. Wojsko rosyjskie stało w pogotowiu do rozpoczęcia kroków wojennych. Denisów zaznaczył dwie godziny do rozdziału pieniędzy między żołnierzy. Zakrzewski z Rymkiewiczem udali się do Galicyi, a Skórzewski z milicyami poszedł za kordon pruski; miał zaręczenie od króla, że starania jego upewnią bezpieczeństwo wszystkim. Wawrzecki, Dąbrowski, Gedrojó, Giełgud i Niesiołowski otrzymali „straż honorową”, pod której opieką, przy zachowaniu pałaszów, stanęli w Warszawie.
Suworow przyjął ich „łaskawie”, o godzinie 6. rano 22. listopada. Zażądał jednak, wbrew kapitulacyi, aby, jeżeli chcą zachować wolność osobistą, podpisali rewersy z wyrzeczeniem się uroczystem wszelkiej walki z Rosyą i jej aliantami. Dąbrowski był jedynym (jego własne słowa) który odrazu „chciał się rewersować" – inni uczynić tego nie chcieli i dopiero wtedy podpisali rewersy, kiedy ich do tego upoważnił Wawrzecki. Sam Wawrzecki rewersu nie podpisał i został wysłany do Petersburga.
Warszawa od tej chwili zaczęła zażywać „błogiego spokoju i szczęścia” pod opiekuńczemi rządami wiernych sług imperatorowej. Zachowanie się ich było takie, że Stanisław August błagał, aby „oszczędzano przyjnajmniej chudobę mieszkańców”, a do Katarzyny 21. listopada napisał list z prośbą, aby „używała z umiarkowaniem korzyści zwycięstwa”.
Radość jednak mieszkańców Warszawy, z rozporządzenia komendanta musiała być zupełna – nietylko tajona w sercach, ale objawiająca się i na zew nątrz.
„Dzień wczorajszy – pisała Gazeta Warszawska 6. grudnia – jako dzień imienin Najjaśn. imperatorowej JMci Wszech Rosyi, zszedł w tej stolicy na uroczystościach, huk armat kilkakrotnie dał się słyszeć, a wieczorem całe miasto było illuminowane”.
Nagle wśród tej „radości” 22. grudnia zostali aresztowani, a 24. „pod przyzwoitą eskortą do Moskwy transportowani JJ. PP. Kiliński szewc, Kapostas bankier, Potocki exmarszałek litewski, Mostowski kasztelan raciążski i Zakrzewski bywszy prezydent w arszaw ski” który wrócił z Galicyi ufając w dotrzymanie warunków kapitulacyi.
Wrażenie było tak wielkie, wzburzenie ludu widocznie tak groźne, że aż komendant Buxhovden ze zlecenia Suworowa kazał magistratówi, „przez trąbę ogłosić i do gazet publicznych podać”, że Suworow „święcie dotrzyma” umowy kapitulacyjnej, że „zabezpieczenie kilku osób za nadwyrężenie i złamanie kapitulacyi rozumiane być nie powinno", że „zapewnienie” tych osób dokonanem zostało „nie końcem doznania jakiego prześladowania za ich czynności przeszłe, które w niepamięć puszczone zostały, lecz końcem stawienia się do explikacyi żądanej. Wszystko to Buxhovden w imieniu Suworowa „deklarował i zaręczał”.
Czem było to zaręczenie, przekonali się wywiezieni. Podzielili oni w więzieniach petersburskich los Kościuszki, Niemcewicza i Fiszera – dopiero po śmierci Katarzyny, a po wstąpieniu na tron Pawła, wolność odzyskali.
Z generałów wziętych pod Maciejowicami, Kopcia wysłano na Kamczatkę jako buntownika, ponieważ brygada jego była już zaliczona do armii rosyjskiej; Sierakowskiemu zaś, Kniaziewiczowi i Kamieńskiemu, Rumiancow ofiarował w Kijowie łaskę carowej, jeżeli wejdą w jej służbę, w randze jaką posiadali. Odrzucili te propozycye, a po wypuszczeniu z niewoli Sierakowski został nauczycielem u Sanguszki, Kamieńskiego z żoną i dziećmi przygarnęła marszałkowa Mniszchowa, a Kniaziewicz wziął zrazu dzierżawę na Wołyniu zanim przedostał się do legionów.
Prusacy zamknęli w Magdeburgu: Madalińskiego, Jerzego Grabowskiego, Giełguda, Niemojowskiego i wielu innych.
Trzecia „z trójcy”, Austrya, schwytanych w Galicyi, Kołłątaja i Zajączka, uwięziła w Josephstadzie gdzie już siedzieli uwięzieni poprzednio podczas kuracyi w Karlsbadzie: Zabiełło, Piattoli i Stanisław Potocki. Prócz tego aresztowano i więziono licznych obywateli galicyjskich za to, że „zamyślali o insurrekcyi”.
Taki był los zwyciężonych:
Ze zwycięzców, Fersen za Maciejowice otrzymał order św. Jerzego 2 klasy i majętność w Inflantach, Denisów order Aleksandra Newskiego, Chruszczów majętność na Białej Rusi.
Suworowi za Krupczyce i Brześć przysłała carowa brylantową szlifę do kapelusza i ofiarowała na pamiątkę 3 zdobyte armaty.
Po otrzymaniu wiadomości o kapitulacyi Warszawy, na znany raport Suworowa: Hurra! Warszawa nasza! – odpowiedziała Katarzyna: Hurra, feldmarszałku! Nowy feldmarszałek otrzymał buławę osypaną brylantami i 7000 dusz. Cesarz austryacki przysłał mu swój portret, a król pruski gwiazdę czarnego orła.
Wszyscy oficerowie, biorący udział w tej kampanii, ozdobieni zostali złotym krzyżem na wstędze św. Jerzego z napisem: „Praga w zięta 1794 roku 24. października” st. st. Każdy podoficer i żołnierz dostał medal i jednego rubla.
Zbrodnia otrzymała karę, zasługa nagrodę.