Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
RACŁAWICE.
Załatwiwszy wreszcie wszystkie przygotowawcze czynności, Kościuszko, stosownie do zawiadomienia Komisyi Porządkowej, był już, jak wiemy, „w zupełnej gotowości wychodzić na nieprzyjaciela” – to też nazajutrz po tem zawiadomieniu w dniu 1, kwietnia, zostawiwszy w Krakowie małą załogę pod komendą generała Wodzickiego, który z powodu podagry nie mógł mu towarzyszyć, Najwyższy Naczelnik na cele dwu batalionów wyruszył do Luboczy, aby połączyć się z resztą sił swoich i uderzyć na gromadzącego się pod Skalmierzem nieprzyjaciela.
Przedtem już wojska powstańcze powąchały prochu w kilku potyczkach. Za uchodzącym z Krakowa Łykoszynem, puścił się z Pińczowa w pogóń na rozkaz generała Wodzickiego, wicebrygadyer Manget, na czele brygady kawaleryi narodowej szefostwa Walewskiego, liczącej 800 ludzi. Wodzicki posłał mu do pomocy 100 grenadyerów. Manget jednak nie czekał na nich, i w nocy 25. marca dopadł Łykoszyna pod Kozubowem, w półtorej mili od Pińczowa. Zaskoczona piechota nieprzyjacielska skryła się pod powózki, ale widząc małą garść atakujących (Manget miał nie poprzeć we właściwym czasie swej awangardy) zaczęła się bronić, pozwoliła Łykoszynowi doprowadzić do porządku swój oddział i pomaszerować dalej. W prawdzie Manget prześladował dalej Łykoszyna, ucierał się z jego dragonami, rozbił ich, urwał ze 40 powózek, pochwycił nawet żonę Łykoszyna i pobiegł za nim aż do Opatowa (18 mil od Krakowa), ale w Opatowie zastał już Łykoszyn korpus lubelski Rachmanowa. Magnet 29. marca uderzył na Opatów i wtargnął do miasta, ale choć jazda jego walczyła zsiadłszy z koni, nie mogła się oprzeć siłom połączonym i cofnęła się aż na Iwaniska (2 mile na południe Opatowa, na drodze do Staszowa) straciwszy porucznika, 2 namiestników i 65 szeregowców zabranych w niewolę.
Nieprzyjaciel ścigał Mangeta aż do Pińczowa (9 mil od Opatowa) ale tu 30. marca połączył się z nim Madaliński. Forpoczty Madalińskiego „uganiały się nieco” z następującym nieprzyjacielem, przyczem nasi stracili kilku strzelców, „których komenda dorachować się nie może“.
Madaliński chciał Uszykować się pod Skalmierzem i „koniecznie potkać się“ (słowa raportu), ale otrzymawszy wiadomość, iż inna komenda przerzyna się od Koszyc, postanowił, po naradzie z Mangetem, pomaszerować do Koniuszy, a następnie do Krakowa. Kościuszko otrzymał raport Madalińskiego, polecił mu zatrzymać się w Koniuszy lub okolicy, aby przez zbliżenie się do Krakowa „nie zrobić trwogi“. Nazajutrz (31. marca), według polecenia Kościuszki, połączył się z Madalińskim pułkownik Maciej Szyrer, który na czele 6. pieszego regimentu opuścił Sandomierz i dążył traktem krakowskim zasilić szeregi powstańcze.
Tegoż dnia połączone siły Madalińskiego, Mangeta i Szyrera przeszkodziły pod Skalmierzem przeprawie przez Nidzicę kolumny Tormasowa. Przy tej „okazyi”: nie mieli nasi ani zabitych, ani rannych, choć rap o rt rosyjski głosił o zwycięstwie nad „buntownikami”. Nieprzyjaciel pochwycił tylko nieco szeregowców, którzy się zanadto wysunęli.
Bataliony Kościuszki szłyz Krakowa traktem lubelskim przez Mogiłę, Pleszów,i) Wadów, Kocmyrzów, aż zatrzymały się w Luborzycy wsi leżącej dziś w Królestwie Polskiem, na samej granicy Galicyi o 2 ½ mili od Krakowa. Jednocześnie przybyły do Luborzycy brygady kawaleryi Madalińskiego i Mangeta, dwubatalionowy regiment Szyrera, 2 szwadrony Zborowskiego z pudku Wirtemberga i jeszcze jeden batalion regimentu Wodzickiego czy też Czapskiego. Razem siły Kościuszki składały się z 5 batalionów piechoty i 22 szwadronów jazdy. Zajączek oblicza je na 3000 piechoty i 1200 kawaleryi.1) Armat spiżowych wziętych z zamku krakowskiego było 10 (4 sześciofuntowe i 6 trzy funtowych); prócz tego drugi batalion AVodzickiego miał dwie armatki”; pozatem mogło być chyba co najwyżej kilka „wiwatów eku zabranych po klasztorach.
Dzień 2. kwietnia spędził Kościuszko na uporządkowaniu, „sprawieniu” swej małej armii. Komendę jednej dywizyi objął Madaliński drugiej przybyły z zagranicy Zajączek. Nazajutrz (3. kwietnia) posunął się Kościuszko o milę dalej do Koniuszy, gdzie dwaj bracia Śląscy przyprowadzili mu około 2000 „rekruta domowego”, to jest chłopów krakowskich uzbrojonych w piki i „kosy na prost oprawne”.
Dążący przeciw Kościuszce Denisów wyprzedził swój korpus i stanął w Skalmierzu, obejmując komendę nad kolum nam i Tomasowa i Kachmanowa. Siły jego wynosiły około 5500 ludzi i dział polowych 18, batalionowych 12.4) A wskutek mylnej wiadomości, iż większy oddział polski posuwa się wzdłuż Wisły ku Koszycom na granicy galicyjskiej, gdzie stały cztery rosyjskie szwadrony huzarskie podpułkownika Friesela, wysłał Denisów w tę stronę batalion Łykoszyna (w nocy z 3. na 4. kwietnia). Jednocześnie polecił kolumnie Tormasowa z batalionem jegrów korpusu Kachmanowa ruszyć na praw ow kierunku drogi ze Słomnik do Działoszyc prowadzącej. Tormasow miał pod sobą batalion grenadyerów, półtora bataliona strzelców (jegrów) 6 szwadronów jazdy regularnej i pułk kozacki m ajora Denisowa,5) razem około 3000 ludzi z 12 działami.
Kościuszko wyruszył z Koniuszy w nocy z dnia 3. na 4. kw ietnia drogą Skalmierską, a jednocześnie z przeciwnej strony od Skalmierza zbliżał się ku niemu Tormasów. Kiedy o świcie 4. kwietnia stanął Kościuszko niedaleko drogi prowadzącej do Działoszyc, naprzeciw wsi Kościejów, przednie straże jego prawego skrzydła spotykały się z kozakami rekonesansu majora Denisowa, poprzedzającego przechodzący przez Kościejów korpus Tormasowa. Denisów doniósł o znacznych siłach polskich Tormasowowi i zażądał, aby mu cały pułk kozacki przysłano. Gdy to się stało, pragnął zatrzymać kolumnę polską, ale wobec przeważających sił musiał się cofnąć. Zobaczywszy jednak, że parę szwadronów jazdy polskiej oddzieliło się od głównej kolumny, rzucił się na nich z kozakami, ale przywitany rzęsistym ogniem, w porządku zrejterował. Tymczasem Kościuszko ostrzeżony o bliskości nieprzyjaciela, dla zabezpieczenia swego prawego skrzydła polecił Zajączkowi opanować prędko pobliski pagórek, a następnie gdy nieprzyjaciel skierował się na górę kościejowską, Kościuszko posunął się ku Janowiczkom i obszedłszy po lewej stronie Tormasowa ujrzał go nad wsią Racławicami, ustawionego na pozycyi silnej, górującej nad zajętą przez naszych.2) Widząc, że atak na tę pozycyę niem a widoków powodzenia, Kościuszko cofnął się nieco ku wyżynie na pola dziemierzyckie i kazał usypać naprędce kilka bateryi po skrzydłach, z których prawie pod wodzą Madalińskiego zajęło płaskowzgórza, opierając się o bardzo głęboką dolinę, a lewe Zajączka było zakryte młodym lasem r na dół schodzącym .3) Madaliński miał pod sobą własną brygadę, pół bataliona piechoty i nieco strzelców, Zajączek 2 kompanie piechoty, 1000 strzelców i kawaleryę narodową M angeta. Środek pozycyi na małym wzgórku zajął sam Kościuszko z kilku kompaniami, za wzgórkiem ukrył zostającą pod dowództwem Jana Śląskiego „milicyę krakowską”, to jest chłopów uzbrojonych kosami; „kręcili się przy nim” wreszcie w liczbie stu koni ochotnicy z młodzieży szlacheckiej.
Usypanie bateryi i rozlokowanie sił zajęło Kościuszce parę godzin południowych. Koło godziny 1. był gotów do walki z również do niej przygotowanym nieprzyjacielem. Ale obie strony czekały na siebie, żadna nie chciała rozpocząć. Dla Kościuszki atak był niekorzystny z powodu silniejszej pozycyi nieprzyjaciela – musiałby zejść w dolinę i drapać się pod górą pod ogniem armat i ręcznej broni – zresztą chciał wyzyskać uskutecznione „urządzenia obronne ku własnemu bezpieczeństwu”. Tormasowowi również nie było na rękę porzucać świetną pozycyę, z której można było jak na dłoni widzieć wojska Kościuszki i, za najm niejszem ich ruchem naprzód, sypnąć na nie kartaczami; nawet bez dział obrona strom ej góry była niezmiernie łatwą. Zresztą Tormasow oczekiwał korpusu Denisowa, który lada chwila powinien był nadejść, o czem go zawiadomił przez wysłanych jako forpoczty kozaków. Dwie godziny zatem przyszły na „patrzeniu się na siebie”. Nareszcie zniecierpliwiony bezczynnością Tormasow wezwał na naradę pułkowników Obrezkowa i Muromcewa, oraz atam ana kozaków Denisowa. Muromcew oświadczył się za atakiem, Obrezkow dał opinię wymijającą, major Denisów wobec znacznej siły nieprzyjaciela radził zaczekać na przyjście korpusu Denisowa. Wobec tych sprzecznych zdań Tormasow, żołnierz odważny i otrzaskany w boju (w roku 1792 bił się przy przeprawie pod Dorohuskiem), oświadczył, że „nie życzy sobie stać bezczynnie pod kulami” i wysławszy zawiadomienie o swem postanowieniu do generała Denisowa, wydał rozkazy do ataku.
Przed godziną 3. popołudniu posunęli się naprzód Rosyanie. Ruch ich prawego skrzydła był zasłonięty łańcuchem wzgórzy. Sądzono już w wojsku polskiem, że do rozprawy nie przyjdzie, że nieprzyjaciel zabiera się do odwrotu. W tem nagle środkowa rosyjska kolumna pod osobistem dowództwem Tormasowa zaczęła się spuszczać „krętą drogą“ ku Dziemierzycom, zagrażając lewemu skrzydłu polskiemu. Przywitał ją Zajączek szybkim ogniem z armat ukrytych za lasem; celne strzały „wywracały ludzi“ nieprzyjacielowi i powstrzymały jego natarcie. Tormasow zwrócił się przeto nagle ku środkowi pozycyi polskiej (podobno, jak niektórzy twierdzą, atak na Zajączka był tylko manewrem) lecz i tu go pow strzym ał ogień z bateryi prawego skrzydła, przy pomocy ustawionych w lesie strzelców i pół batalionu piechoty. Równocześnie na lewem naszem skrzydle ukazała się druga kolumna rosyjska, złożona ze strzelców Pustowałowa z armatami i kozakami. Na przedzie jej kroczyli kozacy pod wodzą majora Denisowa i pierwsi wykonali atak, ale zostali odparci. Denisów widząc, że jazda polska chce go odciąć, przysunął się do jegrów i prosił Pustowałowa o armatę. Później część kozaków wysłał Tormasowowi na jego żądanie. Tymczasem Madaliński z prawego skrzydła przybiegł ze swą kawaleryą wzmocnić siły Zajączka. Z obrony przeszli nasi do ataku; strzelcy (jegry) Pustowałow a dzielnie się bronili i Pustowałow utrzymał się na stanowisku, ale słał po pomoc – Tormasow przysłał mu huzarów M uromcewa. Dwa razy jeszcze uderzali nasi i dwa razy zostali odparci. Co więcej, część kawaleryi Mangeta prawie na samym początku starcia pierzchnęław nieładzie i oparła się aż o Kraków, szerząc popłoch wiadomością o klęsce i zabiciu Kościuszki. Podobno część chłopów poszła za tym smutnym przykładem.
Przeszło dwie godziny już trwała walka bez rezultatu, z równem i choć nie wielkiem i obu stron stratami, kiedy „w większej nieco odległości” na prawem skrzydle naszem ukazała się trzecia kolumna rosyjska. Jednocześnie środkowa kolumna Tormasowa wydostawszy się z parowu zaczęła się na nowo form ow ać od osłoną dział swoich. Chwila była niebezpieczna, więc Kościuszko zdobył się na krok stanowczy. Jedną kompanię 6 regimentu zostawił na miejscu, aby stanowiła punkt oparcia w razie nieudanego ataku; jedną kompanię 2. regimentu i jazdę pozostawił na lewo, aby broniły atakowanemu przez niego nieprzyjacielowi połączyć się z kolumną Pustowałowa, walczącą na lewem skrzydle, a w razie odparcia ataku osłaniały cofające się oddziały; brygadyerow Mangetowi z dwoma kompaniami 3. regimentu kazał uderzyć bagnetem na piechotę lewego skrzydła kolumny frontowej nieprzyjaciela; a część milicyi krakow skiej, posiłkowane) przez dwie kompanie 6. regimentu, zostającego pod wodzą kapitana Kajetana Nideckiego, przeznaczył do ataku na bateryę środkową kolumny nieprzyjaciela.
Po wydaniu tych rozkazów Magnet ruszył do ataku, a Naczelnik zdobytym pałaszem stanął na koniu przed frontem 320 kosynierów i zawoławszy do nich: „Zabrać mi chłopcy te armaty! Bóg i Ojczyzna! naprzód wiara!1) wskazał im ręką na bateryę. Wspomagani ogniem dwn kom panii Nideckiego, z szaloną odwagą rzucili się chłopi w kierunku bateryi rosyjskiej. Zagrały rosyjskie armaty, kilku kosynierów padło po tym pierwszym wystrzale, ale nie przestraszyło to dzielnych krakusów, który z krzykiem przerażającym: Szymku, Maćku, a dalej !2) popędzili przeciw zionącym ogniem arm atom . Nastąpił jeszcze drugi armatni wystrzał, znów kilku kosynierów oddało swe życie za Ojczyznę, ale za chwilę zamilkły działa nieprzyjacielskie. Pierwszy skoczył na bateryę i przykrył krakuską panewkę armaty Wojciech Bartos z Rzędowic. Tuż za nim wpadli na bateryę chłopi Gwizdzicki i Swistacki i Krzysztof Dębowski, chorąży. regimentu.
Śmiały ten i niespodziewany atak kosynierów zmieszał nieprzyjaciela. Zdobywszy 3 armaty chłopi zpół batalionem piechoty „ścianąt” uderzyli na wroga. Kosa i bagnet szerzyły śmierć dookoła. Nieprzyjaciel uciekał w popłochu „rzucając broń i patrontasze. Wkrótce „rów wielki i długi wzdłuż lasu tam będącego trupam i napełnili”. Zdobyli jeszcze kilka armat cięższego ilżejszego kalibru. „Chłopi nie rozumiejąc słowa Pardon, na śmierć bili.
Do zwycięstwa przyczyniła się i pozycya, gdyż głęboki zarośnięty wąwóz, ciągnący się między środkową a prawą kolumną nieprzyjaciela, nie pozwolił tym kolumnom ani się widzieć, ani się wzajem nie posiłkować. Zajączek natomiast widząc co się dzieje, część konnicy wysłał Kościuszce dla dokończenia rozsypki nieprzyjaciela. Prócz tego koło stu konnych „młodych ochotników” zagrzanych zapałem, bez rozkazu rzuciło się w pogoń za uciekającym nieprzyjacielem . Rezultatem tej dobrowolnej akcyi, było zdobycie sztandaru – i nagana od naczelnika za samowolę. Naganę tę zresztą wynagrodził im później pochwałą w raporcie.
Zwycięstwo to nie zażegnało jednak niebezpieczeństw a. „Wojsko powstańcze, środek nieprzyjaciela atakujące, przez nagłe uderzenie połamało się“. (Zajączek) – chłopi rzucili się na poszukiwanie zdobyczy wojennej (Śląski) – dużo czasu było potrzeba zanim szyk przywrócono. (Zajączek) A tu na lewem skrzydle wciąż stała nierozbita kolumna Pustowałowa, ana prawem pojawiła się ze strony Wrocimowic, świeża, nie będąca jeszcze w boju kolumna Denisowa. Zajączek mówi, że przybyła ona właśnie w tej chwili, już po zdobyciu armat i zniszczeniu kolumny Tormasowa; „oddzielona głęboką doliną musiała poprzestać na strzelaniu z armaty“. Dolina jednak była do przebycia, a świeże, niezmęczone wojsko Denisowa mogło wydrzeć zwycięstwo, podając rękę kolumnie Pustowałowa. Więc poleciwszy Madalińskiemu obronę prawego skrzydła przed Denisowem, wziął Kościuszko ze sobą resztę piechoty, która nie była w ogniu i pobiegł wzmocnić kolumnę Zajączka, aby skończyć z Pustowałowem. Niezadowolony, że piechota zbyt długo bawiła się plutonowym ogniem, co ją nierównie więcej kosztowało ludzi, niż gdyby na bagnety odrazu uderzyła,1) Kościuszko „nie mogąc inaczej zaczętego ognia uśmierzyć”, stanął na czele najbliższego pół batalionu i rzucił się z bagnetem na nieprzyjaciela. Zachęcona tym przykładem reszta polskiej piechoty, pod wodzą majora Konstantego Lukkego, rzuciła się na batalion Pustowałowa; major Lukke świetnie wykonał ten atak, sam z karabinem w ręku idąc na czele. Jeg ry bronili się zapamiętale, ale rozbici szukali ratunku w ucieczce zostawiając armaty. Kota, przy której był Pustowałow, została w pień wycięta; sam Pustowałow poległ pokryty ranami. Co się stałoz huzaram i Muromcewa, niema w źródłach żadnej wzmianki; sam Muromcew sześć razy ranny dostał się w niewolę. Major Denisów uznał za stosowne już przedtem wycofać się zaw czasu ze swymi kozakami, pozostawiając wziętą od Pustowałow a armatę; część kozaków uciekła w popłochu na wsze strony.
Tak się zakończyła bitwa racławicka. Generał Denisów bowiem, widząc zupełną klęskę Tormasowa, uformował swą kolumnę w czworoboki i pospiesznym marszem cofnął się w kierunku Kazimierzy. Tłumaczył się później, że wojsko jego zalękło się (orobieli) tem więcej, iż żołnierze wiedzieli, że niem a żadnej nadziei otrzymania posiłków”.
Bitwa trwała pięć godzin, od 3. do 8. Kościuszko utraciwszy 100 zabitych i tyluż rannych,1) pozostał panem placu boju. Strata nieprzyjacielska w ludziach zabitych i rannych, wynosiła zapewne koło 1000 ludzi, gdyż sam batalion Pustowałowa, zupełnie prawie zniesiony, liczył ich przeszło 800, a przecie wzięcie armat przez kosynierów i rozbicie kolumny Tormasowa nie obeszło się bez wielkiego krwi przelewu, nie mówiąc już o huzarach Muromcewa i kozakach Denisowa, którzy również cało nie wyszli. Do niewoli wzięto zaledwie pułkownika, kapitana, porucznika, chorążego i 18 żołnierzy; mała ta liczba tłumaczy się zawziętością polskiego żołnierza, o której w spom ina już wyżej Śląski, a co potwierdza po raz drugi mówiąc: „niewolnika niewiele zabrali, bo najwięcej żołnierzy na śmierć zabijali: również i sam Kościuszko zaznacza, iż „żywość potyczki nie dała czasu pardonowania zapalonemu żołnierzowi”.
Dział z zaprzęgami i amunicyą zdobyto 12, (cześć przy rozbiciu batalionu Pustowałowa). Między niemi były 4 armaty 12 funtowe i 8 armat 6 funtowych. Do trofeów należały: sztandar kawaleryi, wiele orderów i oznak oficerskich, oraz 1200 sztuk broni.
Kiedy ostatnie strzały zamilkły, a nieprzyjaciela nie pozostało ani śladu, uniesiona zwycięstwem mała armia polska witała swego wodza okrzykiem: „Wiwat naród! wiwat wolność! wiwat Kościuszko!” Wzruszony Naczelnik, gromkim głosem odpowiedział: „Szczęśliwym, że mogę uwielbiać waszą waleczność i przew odniczyć wam, dopóki niebo żyć da”. Przywołał potem podporucznika Mączyńskiego, syna winiarza krakowskiego i polecił mu, aby pospieszył do Krakowa z wiadomością o zwycięstwie.
Szczegół ten podajemy na wiarę Mączyńskiego, choć opowieść jego mocno bałamutna. Mówi, że rozkaz ten otrzymał zaraz po zdobyciu pierwszy charmat, kiedy jeszcze za wcześnie było przesądzać o zwycięstwie. Ale to Mączyńskiemu potrzebne do opisu, jaki entuzyazm wywołał w Krakowie. Gdyby wyruszył po bitwie, tj. koło godziny 8., mógłby do Krakowa przybyć dopiero w nocy, skąd więc wzięłyby się tłumy przed ratuszem? O. Wacław ratuje prawdomówność Mączyńskiego (Kraków w roku 1794) podając, że zostało dopiero nazajutrz wysłany do Krakowa .
O ściganiu nieprzyjaciela marzyć nie było można. Nieład, który się wkradł już po zdobyciu bateryi Tormasowa, wystąpił w całej sile po zupełnem zwycięstwie. „Piechota i jazda tak się połamały, że ani jedna kompania w porządku nie została”. Zamieszanie to zapewne powiększyli i ci chłopi? co nie byli w boju, a teraz chcieli korzystać ze zwycięstwa i dzielić się łupami”.
Nieładowi sprzyjała i pora nocna. Nietylko więc Kościuszko nie mógł myśleć o pościgu, ale owszem sam postanowił cofnąć się jak najprędzej ze zdobytej pozycyi. Obawiał się, aby nieprzyjaciel nie powrócił o świcie i całej jego zwycięskiej, ale i niekarnej armii, nie zniósł ze szczętem. Wydał więc o północy rozkaz do wymarszu i przez Janikowice, Prędocin, dotarł nad ranem do Słomnik, położonych o trzy mile na południe Racławic.
Opis bitwy racławickiej ułożyliśmy na podstawie relacyi opowiadań Zajączka, Śląskiego. Mączyńskiego, Denisowa, Wodzickiego, Paszkowskiego i raportu Kościuszki. Z tych samych źródeł korzystali autorowie najobszerniejszych opisów Racławic: Korzonianonim (może Konstanty Górski) w Przeglądzie Polskim. Ten ostatni wydobył jeszcze parę szczegółów z archiwów wiedeńskich. W ogóle źródła są tak skąpe i nieraz sprzeczne, że z trudem z nich da się złożyć obraz całości. Zbyt lakoniczny raport Kościuszki raczej utrudnia, niż ułatwia, zoryentowanie się w szczegółach. Pozostają więc liczne wątpliwości – niektóre z nich zaznaczyliśmy w przypiekach. Gdyby nie raport Śląskiego, na który dość późno zwrócono uwagę, byłaby wątpliwość nawet co do liczebnej siły milicji i włościan). Jedni jej widzieli pod Racławicami 2000, drudzy 300. Dziś wiemy, że było jej 2000 a biło się 320 (raport austryacki podaje 300;. Przypuszczać za te mna leży, że Kościuszko powołał z niej tylko ochotnika, a może tylko jeden oddział miał sformowany i lepiej uzbrojony. Prócz wspomnianych relacyj są i inne zupełnie już bałamutne, choć współczesne. Przytaczamy jedną, umieszczoną jako pierwszą wiadomość o bitwie w lwowskim Dziennik upatyotycznych polityków (Kr. 10): „Rosyjscy generałowie Tormanow (tak) i Dynysow w 6000 zbliżywszy się już o mil sześć ku Krakow”, na trafili niedaleko Słomnikadnia 4. kwietnia na kawaleryę narodową pod komendą Kościuszki zostającą, przy której się 3000 chłopów z pikami, czyli raczej naprost nabite miko sami uzbrojonych znajdowało. Kawalerya narodowa pierzchnęła natychmiast z takim pośpiechem, że niektórzy, aż się o Kraków oparli, Widząc to chłopi poczęli iść za ich przykładem. Kościuszko rozkazał piechocie regularnej do 8000 wynoszącej maszerować i armaty kartaczami nabite przeciw uciekającym wymierzyć z tym ordynansem, aby natychmiast do nich ognia dawano, jeśliby się ważyli dalej uciekać. Sam jeżdżąc poprzed front, miał mowę do wojska zwyczajem „starożytnych Rzymian". Te środki były „skuteczne"... Dalej następują zgodne z rzeczywistością szczegóły, co jednak jest już wynikiem „urzędowego doniesienia" Kościuszki…. „ które już tutaj przez kopię doszło". Z relacyi tejzasługuje na powtórzenie ustępowłościanach: „Chłopi są najstraszniejszy miwojownikami. Pierwszy tylko glid strzelbą, drugi siekierami, a trzeci pikami, to jest kosamina prost nabite mi jest uzbrojony; te mionikinając, nieprzyjaciołom okropną siekaninę sprawują" ... Właściwie była to druga wiadomość Dziennika patr. polsl, który już dnia poprzedniego (Kr. 9., z 10. kwietnia) zamieścił lakoniczną wzmiankę: „Rozchodzi się pogłoska, iż Polacy znakomite odnieśli zwycięstwo – co największą szczególnością, iż chłopi 4 armat zdobyli"
Tradycya mówi, że jeszcze na pobojowisku racławickiem Kościuszko włożył chłopską sukmanę i mianował Wojciecha Bartosa chorążym w regimencie grenadyerów Milicyi krakowskiej, nadając mu szlechectwo i nazwisko Głowackiego.
Inna tradycya podaje, że podczas walki Kościuszko był w ubraniu generała amerykańskiego – w takim go też przedstawił Matejko na swym obrazie. Kasepi i Casanowy, wykonanej za życia Kościuszki i prawdopodobnie za jego wskazówkami, widzimy Kościuszkę w surducie z dwoma rzędami guzików i w kapeluszu „strzeleckim", filcowym z piórem. W takim samym kapeluszu mieścił go Stachowicz na swym planie bitwy racławickiej. Oryginał tego planu, wraz z 5 innemi planami (Szczekociny, obrona Warszawy, opanowanie Krakowa przez Prusaków, Maciejowic i obrona Pragi) znajduje się w archiwum hr. Tarnowskich w Dzikowie. Dzięki uprzejmości hr. Zdzisława Tarnowskiego, uzyskaliśmy dla wydawcy prawo reprodukey i tych planów. Są one kolorowane, wielkości 25X40 cm . Wszystkie wykonane w Krakowie w marcu 1795, – nadwy jest podpis Stachowicza. Malarz korzystał zapewne ze wskazówek oficerów kościuszkowskich. Pomimo znacznych niedokładności plany te w głównych zarysach dość wiernie rzecz przedstawiają. Mają też wartość współczesności i pamiątki po wybitnym artyście. Szło mu nie o szczegóły, lecz o zaznaczenie pozycyi. Stąd np. na planie racławickim widzimy zaznaczone Działoszyce, które zbyt są oddalone, aby na przestrzeni planem objętej zmieścić się mogły,
W żadnym ze współczesnych opisów bitw y niem a tego szczegółu, ale sam fakt nominacyi stwierdza dokument. Może dopiero w Słomnikach spotkała ta nagroda Bartosa, może tam oddział walecznych kosynierów otrzymał zaszczytną nazwę Regimentu Grenadyerów krakowskich.
Kościuszko z obozu pod Bosu to tem zawiadamiał 13. kwietnia Komisyę Porządkową Krakowską, iż Wojciech Głowacki „okazał męstwa dowody, pierwszy skoczywszy na bateryę", że zatoplacował go chorążym w regimencie grenadyerów krakowskich; polecał też Komisyi, aby prosiła starostę Szujskiego, właściciela Rzędowic, o opiekę nad żoną. i dziećmi Bartosa. Na odezwie tej własną, ręką dopisał: „Ja też sam zanoszę prośby do starosty Szujskiego, aby raczył ulżyć pracy familii jego, stać się Ojcem w niebytności jego “. Szujski, znajdujący się wówczas w Krakowie wydał odpowiednie polecenie swemu zarządcy Trawińskiemu w liście z 14. kwietnia. Czy ta my w nim: „Ta jego (Bartosa) odwaga daje mi okazyę najsłodszą w życiu mojem, że go uwalniam od wszystkich powinności, również iż żonę i dziatki jego, a tę zagrodę w której robił, wiecznemi czasy dla jego żony i dziatek daruję, żadnych robocizn nie pretendując". Dalej polecał wydać Bartosowej oznaczoną, ilość zboża, „ najlepszą z obory krowę ", maciorę i wieprzaka. Niestety Głowacki krótko się cieszył swą sławą i nagrodą: w dniu 6. czerwca poległ w bitwie pod Szczekocinami.
W Słomnikach Kościuszko ułożył 5. kwietnia „Raport pierw szy narodowi polskiemu o zwycięstwie pod Racław icam iu. Dokument ten, jako drogą pamiątkę, przytaczamy w całości.
TADEUSZ KOŚCIUSZKO,
Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej.
Jakie są sprawy i dzieła obywatelów twoich Narodzie, i jakie są obroty ważniejsze twej siły zbrojnej, znam być moją powinnością, podług wyrazów Aktu Powstania Narodowego, i czuję słodką mojego serca potrzebą wierny ci o tem uczynić raport.
Narodzie! podnieś ducha twojej odwagi i twego obywatelstwa. Bóg potężnej twej sprawie sprzyja. Ogół ludzi na całym świecie, modły i łzy rzewliwe do Niego za tobą przesyła, a sami tylko twoi tyrani i podłe ich narzędzia złorzeczą twojemu przedsięwzięciu.
Rozpoczęcie Powstania Narodowego wskazało nagłą potrzebę szukania i atakowania przewodzącego w kraju nieprzyjaciela. Dopełniwszy w pierw szym celu urządzeń najnaglejszych (w czem Województwo Krakowskie i Komisya jego najpiękniejszej cnoty i gorliwości dali przykład); w drugim, ruszyłem z wojskiem Rzeczpospolitej z Krakowa, pierwszego kwietnia i stanąłem obozem pod Luborzycą, potem pod Koniuszą; stam tąd idąc ku Skalmierzowi i stanąwszy rano dnia czw artego kwietnia niedaleko drogi do Działoszyc idącej, pokazał nam się nieprzyjaciel naprzeciwko prawego skrzydła naszego. To ubezpieczy wszy opanowaniem prędkiem pagórka, zobaczyliśmy, iż nieprzyjaciel ruszył dalej i poszedł na górę Kościejowska zwaną. Poszliśmy za nim, i obszedłszy po lewej stronie, obaczyliśmy go znowu nad wsią Racławicami, gdzie pozycya jego górowała tę, na której byliśmy; sytuacya miejsca nie sprzyjała przeto widokom naszym atakow ania nieprzyjaciela: zrobione więc były urządzenia obronne ku własnemu bezpieczeństwu. W krótce naprzeciw lewego skrzydła naszego ruszyła się piechota i artylerya moskiewska, i wtedy armaty nasze, ukryte za lasem na dół schodzącym, dobrze między gałęzie celowane, wywracały mu ludzi. Cofnął ogień szybki i skuteczny tej bateryi nieprzyjaciela, który idąc na punkt naprzeciw środka naszego, zaczął zamykać się ku nam, gdzie go armaty nasze z prawego skrzydła, zrów nym skutkiem usłużone, w strzym ywać zaczęły, przy pomocy strzelców i połowy batalionu regimentu drugiego w lesie postawionych. Pokazała się na lewem skrzydle naszem kolumna druga moskiewska, złożona z jegrów z armatami i kawaleryi, a nakoniec w większej cokolwiek odległości pokazała się kolumna trzecia, na prawem skrzydle naszem ... W tedy święte hasło Narodu i wolności wzruszyło duszę i dzielność walecznego żołnierza o los Ojczyzny i wolność swoją walczącego.
Poszliśmy z frontu naszego z milicyą, dniem pierwej z rekruta dymowego do obozu przybyłą, z dwiema kompaniami trzeciego i z dwiema szóstego regimentu na nieprzyjaciela i nie daliśmy więcej czasu bateryom jego tylko dwa z kartaczami wyzionąć na nas ognie, bo wraz piki, kosy i bagnety złamały piechotę, opanowały armaty i zniosły tę kolumnę tak, że w ucieczce broń i patrontasze rzucał za sobą nieprzyjaciel. Toż samo stało się na lewem skrzydle naszem, gdzie odpór nieprzyjaciela, dłuższy cokolwiek, ustąpił niezmordowanej rów nie waleczności. Zniesienie i pokonanie najzupełniejsze frontu i prawego skrzydła nieprzyjacielskiego przymusiło lewe jego skrzydło po odparciu naszem do cofnienia się nagłego.
Batalia ta pod Racławicami trwała od godziny trzeciej po południu do godziny ósmej wieczór.
Skutek jej jest zupełne zwycięstwo. Otrzymaliśmy plac bitwy, wzięliśmy jedenaście arm at wielkiego i mniejszego kalibru, z zaprzęgami i amunicyą do nich należącą. Wzięliśmy sztandar kawaleryi, pułkownika, kapitana, porucznika, chorążego i ośm nastu jeńców, bo żywość potyczki nie dała czasu pardonow ania zapalonem u żołnierzowi. Zdobyto wiele orderówi znaków oficerskich, i wojsko zwycięskie wykrzyknęło na placu bitwy: Wiwat naród! wiwat wolność! Rachować można zabitych naszych ludzi koło stu, rannych tyleż;., ale straty nieprzyjacielskiej domyślić się można po samym obrocie i skutku batalii. Komenderowali naprzeciwko nam generałowie Denisów i Tormasow. Z naszej strony generałowie Zajączek i Madaliński, brygady er Manget i Lukke, major regimentu drugiego, szczególniej się dystyngw ow ali. Młodzież z ochotników pierwszy raz bitwę widząca, w ogniu z trzech stron na nas sypanym, pokazała się prawdziwymi obrońcami swobód narodowych, to jest ludźmi za nic życie własne dla Ojczyzny ważącymi.
Narodzie! to jest wierne dnia czwartego kwietnia pod Racławicami opisanie. Racz poczuć nakoniec twą siłę, dobądź jej całkowitej, chciej być wolnym i niepodległym; jednością i odwagą dojdziesz tego szanownego celu! Umysł twój przygotuj do zwycięstw i do klęsk; duch prawdziwego patryotyzmu powinien w obydwóch zachować swą tęgość i energię. Mnie nic nie zostaje, tylko wielbić twoje powstanie i służyć ci, dopóki mi Nieba życia pozwolą.
Dan dnia 5. kwietnia w obozie pod Słomnikami 1794 roku.
Tadeusz Kościuszko
Bitwa racławicka, biorąc ściśle, była tylko większą potyczką (sam Kościuszko nazyw ają „utarczką“ w liście do Franciszka Sapiehy), która na rozwój wypadków wojennych nie wywarła wpływu. Była to, powiedźmy szczerze, niespodzianka, na którą się złożyły tak błędy przeciw nika, jak osobista waleczność Kościuszki i brawura chłopa oderwanego od pługa. Niespodzianki tej nie mógł Kościuszko wyzyskać, nie mógł zgnieść Denisowa, popchnąć naprzód swych zastępów, przeszkodzić skupieniu się nieprzyjaciela nie miał bowiem jeszcze sił do rozwinięcia szerokej akcyi.
Ale moralne znaczenie Racławic było ogromne. Gdyby bitwa, co łatwo stać się mogło przy użyciu całych sił Denisowa, zakończyła się klęską, – m surrekcya prawdopodobnie w zarodku zostałaby zgniecioną. Wieść jednak 0 zwycięstwie rozbiegła się szeroko, wszędzie budząc zapał i otuchę. Dzięki Racławicom, jak zobaczymy później, pow stanie rozszerzyło się, pogłębiło. Racławice wlały w społeczeństwo wiarę w możliwość zrzucenia obcej przemocy, wytworzyły pierw szy warunek powodzenia; zaufanie we własne siły.
Ale choćby nie sprowadziły tych błogich i nieocenionych następstw. I tak jeszcze stanowiłyby jeden z najcenniejszych klejnotów w skarbcu wspomnień narodowych. W strasznej pomroce dziejów rozbiorowych, to jedyny prawie snop światła, jedyna prawie baśń tęczowa; wpleciona w sceny ponurego dramatu. Przyjdzie wprawdzie po nich czyn nierównie większy, potężniejszy, bardziej decydujący w oczach historyków i znawców sztuki wojennej, przyjdzie: oswobodzenie Warszawy – ale w poezyi dziejowej, jeżeli się tak można wyrazić, w tej poezyi co budzi zapał, co działa na czasy odległe, Racławice nie dadzą sobie wydrzeć miejsca honorowego, jakie im się należy.
Już to samo, że były one pierwszą walką i pierwszem zwycięstwem Polski powstającej po drugim rozbiorze – zapewniłoby im wdzięczną pamięć u potomnych, zaszczytną kartę w dziejach narodu. Ale nie w tem tylko ich wielkość, nie w tem ta siła odżywcza, która przetrwała wiek cały, działa na dzisiejsze pokolenie i długo jeszcze będzie działać na umysły i serca następnych pokoleń. Epokowego znaczenia Racław icom nadały te kosy chłopskie, których brzęk dochodzi nas jak najpiękniejsza melodya, jak najpotężniejszy hymn triumfu ducha narodowego.
Poraź pierwszy na polach racławickich stanął dobrowolnie lud polski w obronie Ojczyzny, poraź pierw szy przelał dobrowolnie krew swoją za »prawę narodową, poraź pierwszy poczuł się obywatelem kraju, poraź pierwszy przyczynił się do zwycięstwa nad wrogiem i okazał, że jest niespożytą siłą, granitową kolumną, na której przyjdzie oprzeć sklepienie przyszłego gmachu odrodzonej Polski.
A kiedy w dwa tygodnie po Racławicach, mieszczanie warszawscy, wypędzili wroga z murów stolicy, kiedy i z Wilna doszła wieść o jego wygnaniu, nastał radosny dzień dziejowy. Szlachcic, chłop i mieszczanin stanęli obok siebie, zapomnieli o dzielących ich różnicach, przesądach, nieufnościach. Był to widok nowy, obcy Polsce w całym przebiegu jej dziejów. Na całej ziemi polskiej, od Wawelu, aż po krańce dziedzin Gedyminowych, zlewała się na polu walki w jeden strumień krew szlachecka, mieszczańska i chłopska. Nazwiska Kościuszki, Głowackiego, Kilińskiego, stały się symbolem jedności stanów narodowych, symbolem wielkiej ofiary, składanej przez wszystkie warstwy dla dobra i niepodległości Rzeczpospolitej.
To nadaje olbrzymie, ideowe znaczenie insurrekcyi Kościuszkowskiej, – a w insurrekcyi tej Racławice zdobyły sobie prawo, abyśmy do dziś dnia ich rocznicę uważali za święto narodowe