Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
EMIGRACYA POLSKA W LIPSKU. – MISYA KOŚCIUSZKI W PARYŻU. – DZIAŁYŃSKI ZAWIĄZUJE I ROZGAŁĘZIA SPRZYSIĘŻENIE. – UKŁADY Z KOŚCIUSZKĄ. – JEGO POBYT POD KRAKOWEM I WYJAZD DO WŁOCH. – OCIĄGANIE SIĘ KOŚCIUSZKI I NIECIERPLIWOŚĆ ZWIĄZKOWYCH. – WYKRYCIE ZWIĄZKU. – KOŚCIUSZKO WYJEŻDŻA DO KRAKOWA, ABY PODNIEŚĆ CHORĄGIEW INSUREKCYI.
Drugi rozbiór Polski zniweczył wszelkie nadzieje, sprowadził Polskę do stanowiska hołdowniczego państewka. Po pierwszym rozbiorze była jeszcze bądź co bądź państwem wielkiem, dwa razy większem terytoryalnie, niż ówczesne Prusy, i przewyższającem też je ludnością. Wprawdzie skołatana, zniszczona przez pięcioletnią blisko partyzantkę konfederacyi barskiej, nie miała sił stawić oporu, ale dwadzieścia lat spokoju pozwoliło jej przyjść do siebie. Widzieliśmy jak się podnosiła ekonomicznie i umysłowo, jak się krzepiła, jak umiała rozwijać się w trudnych warunkach. Zdobyła się wreszcie i na reformę rządu rozumną, dającą moralną gwarancyę, że stan rządzący nie powróci do dawnych błędów. Polska roku 1772 a roku 1791, to prawie dwa odrębne światy, dwie niepodobne do siebie organizacye państwowe. Pierwsza mogła powiedzieć, że padła ofiarą swych win – druga, że padła ofiarą swych zasług.
Obciążają tylko jedna wielka wina: nie umiała skorzystać z pomyślnej chwili i zdobyć się na postawienie silnej armii. Mimo rozbudzonego patryotyzmu, brak jej jeszcze było ofiarności. Zgubił ją spadek po czasach saskich: sobkostwo wielkich panów i szlachty. Z tej wady nie wyleczono się jeszcze. Sobkostwo zawiodło nikczemnych do stóp Katarzyny, sobkostwo nie dozwoliło wykonać uchwały o stu tysięcach żołnierza.
Po wspaniałym śnie 3. maja, nastąpiło straszne przebudzenie. Rozumiano, że trzeba ratować kraj, że lepiej nawet zginąć z honorem, niż upaść nikczemnie, ale nie znajdowano na razie środków do uskutecznienia tego zamiaru. Prowincye zabrane zalewały wojska pruskie i rosyjskie, niszcząc możliwość zbrojnego oporu: pułki polskie tak rozłożono, że każdy z nich był otoczony wojskami rosyjskiemi. W samej uszczuplonej Polsce następca Siewersa Igelstrom miał pod swojemi rozkazami 30.000 wojka, z którego 8000 stało w Warszawie.
Pomimo to, myśl zrzucenia więzów zajmowała umysły wszystkich patryotów, zanim jeszcze drugi rozbiór ogłoszono, a ściślej mówiąc od chwili kiedy Stanisław August przystąpił do Targowicy. Już zamiar porwania króla i zawiezienia go do obozu nie był niczem innem, jak dążeniem do wzięcia obrony kraju w ręce narodu, do utworzenia rządu rewolucyjnego. Zamiar spełzł na niczem, ale w wojsku wciąż wrzało. W prawdzie dowódzcy je opuścili dla zamanifestowania swych uczuć i nie chcąc służyć zdrajcom, wprawdzie poszło za ich przykładem wielu oficerów, ale nie trzeba sądzić, ażeby pomiędzy tymi, co pozostali w szeregach, nie było takich, co mieli na myśli zrzucenie przemocy. Nietylko byli, ale może nawet pokazali więcej zaparcia się, nie ulegając pierwszemu popędowi szlachetnego oburzenia; rozumieli, że trzeba pilnować armii, aby jej użyć w razie potrzeby. I zobaczymy wkrotce, iż tylko dzięki im mogła wybuchnąć insurekcya kościuszkowska. O uczuciach prostych żołnierzy mówi fakt, że kiedy później część wojska wcielała imperatorowa do swoich szeregów, przychodziło do krwawych zaburzeń, do rozpaczliwych wybuchów.
Dobraczyński dowódca pułku ułanów, rzucił się z szabla na generała Lubowickiego w Nowochwastowie (a nie jak u Korzona w Hołochwastowie) kiedy ten wezwał oficerów do złożenia przysięgi na poddaństwo imperatorowej; rozbrojony umarł trzeciego dnia wśród objawów obłąkania. Oficerowie widząc, że są otoczeni przez Rosyan, i że są przygotowane kibitki z kozakami, podpisali akt przysięgi, ale o mało przy tem akcie nie zostali rozsiekani przez żołnierzy. (Opis kampanii pod Wyszkowskim w dodatkach do II. tomu, Pamiętników XVIII. w. Żupańskiego, str. 8.). Zasługuje również na zaznaczenie “Odpowiedź żołnierzy polskich do J. W. Szczęsnego Potockiego” datowana z pod Zeleniec 15. stycznia 1793, która wypowiada Targowicy posłuszeństwo. “Widzimy na czele tych – są słowa Odpowiedzi – których imiona niedawno oglądaliśmy na szubienicy”.
Jakie było usposobienie wśród ludności Warszawy, widzimy z przyjęcia księcia Józefa. Kiedy po otrzymaniu dymisyi zjechał do stolicy i ukazał się w teatrze, publiczność powstała z miejsca, rozległy się burzliwe oklaski; młodzież porwała go na ręce i obnosiła po sali.
Pomimo tego usposobienia wojska i Warszawy, nie posiadamy żadnych pewnych wiadomości, aby chęć wyzwolenia się z pod przemocy przybrała w roku 1792 realne kształty. W prawdzie są tacy, którzy twierdzą, że już w sierpniu tego roku Kościuszko widział się w Grodnie z pułkownikiem Jasińskim i “umawiał się z nim o pierwsze kroki przygotowawcze do podniesienia broni”, ale są to bajeczki, osnute na sztucznej kombinacji, którym wreszcie przeczy fakt stałego w tym czasie przebywania Kościuszki w Warszawie.
Sztuczną tą kombinacyę na podstawie na wskróś kłamliwych, pamiętników Gąsianowskiego, wydanych w roku 1861 przez Dobrzańskiego, podaje miesięcznik “Kościuszko” wychodzący w Krakowie (1898-1895), którego tytularnym wydawcą i redaktorem był Antoni Kostecki, rzeczywistym zaś O. Wacław Kapucyn (Edward Nowakowski). Również i Schmitt w dziejach Polski XVIII. i XIX . tom III., str. 189, wierzy bajeczce Gąsianowskiego. Nawet rosyjski historyk Kostomarow w dziele Poślednije gody Rieczpospolitej (str. 694) powtarza brednie tego bezwstydnego blagiera..
Więcej prawdopodobieństwa przedstawiałby domysł, że Ignacy Działyński, wojewodzie kaliski, znany nam już poseł na sejm czteroletni, jeden z twórców 3. maja, szef regimentu pieszego wojsk koronnych, nawiązywał w listopadzie i grudniu “sieć spisku” w swym Trojanowie (w zachodniej kijowszczyznie na pograniczu Wołynia), ale przemawia za tym domysłem tylko to, że Działyński stał się później rzeczywiście głową spisku w Warszawie; zresztą sam Trojanów nie był chyba miejscem odpowiedniem do zakładania w nim ogniska konspiracyi.
Domysł ten jako fakt podaje Dubiecki (Karol Prozor, str. 157). Mówi też opierając się na pamiętnikach Ochockiego, że Działyński rozwijał “wielką agitacyę” na styczniowych kontraktach w Dubnie. W pamiętnikach tych jednak jest tylko wzmianka, że Działyński bawił w Trojanowie, a na kontraktach w Dubnie (w końcu stycznia 1793 roku) bywało u niego wiele osób; mówiono w ogóle o sprawach leżących wszystkim na sercu. Co najwyżej więc Działyński w tym czasie “badał opinię”.
Jeżeli jednak nie mamy wyraźnego śladu, aby w roku 1792 był już układany plan powstania, to jednak są pewne poszlaki, że coś się przygotowywało, a przynajmniej, że było w tym kierunku parcie opinii. Wiliam Gardiner, rezydent angielski w Warszawie, pisał 14. listopada 1792 roku do Lorda Grenville, sekretarza stanu spraw zagranicznych: “Nienawiść, milordzie, ku Kosyanom w tej stolicy, zdaje się każdą godziną pomnażać, rozdmuchiwana, jak z wielu powodów dorozumiewam się, przez głównych aktorów przeszłej rewolucyi (właściwie stronników Ustawy 3. maja). Tak często byłem tego świadkiem na ulicach, na teatrze i w różnych innych zdarzeniach, iż lękam się co moment gwałtownego wybuchu, który może pociągnąć za sobą stanowczą katastrofę. Zapewne to dla tej ciągłej fermentacyi, ściągnięto pod samą Warszawą znaczne siły rosyjskie; być to może, iż to dla innej przyczyny n. p. dla furażu lub żywności; wszakże jeżeli powyższa okoliczność była owego ruchu powodem nie okazano ani dość imponującej postawy, ani żadnej deklaracyi nie ogłoszono. Owa nienawiść ku Rosyanom daje się także spostrzegać w wyższych klasach, chociaż z większą nieco powściągliwością. Główny dowódzca Kachowski, dał był przed kilku dniami bal, na który mnóstwo osób wysokiego tonu było zaproszonych: tymczasem mało kto przybył, a cała kompania ledwie cztery tancerek dostarczyć mogła”.
W dalszym ciągu swej relacyi Gardiner domyśla się, że jest wielu takich co “życzą zaprowadzić systemat francuski, a przynajmniej wezwać pomocy Francyi do utrzymania w Polsce wspólnych sobie zasad wolności; mówią nawet, iż w tej mierze rozpoczęto korespodencyę z niektórymi członkami konwencyi”.
W tymże samym czasie (w listopadzie) francuski “Monitor” pisał o “stowarzyszeniu patryotów” w Lipsku i o zawiązywaniu konfederacyi w celu przywrócenia Ustawy 3. maja. Donosił, że takie stowarzyszenie powstało i w kraju, co “nie miało być tajemnicą”. Patryoci, pisał dalej, “zaprzysięgali pomiędzy sobą umowę chlubną, chociaż niebezpieczną. Urodzeni w wolności, chcą oni umrzeć wolni. Zarówno po za granicami jak wewnątrz Rzeczpospolitej, jak i w samej stolicy, potrafią oni obmyśleć i do dojrzałości doprowadzić zaszczytny plan zemsty narodowej”.
Dalszym dowodem, że jakieś porozumienie istniało, przynajmniej, że się go obawiano, jest doniesienie urzędowe Kachowskiego Zubowowi, że istnieje w Warszawie niebezpieczna agitacya prowadzona przez Mędrzeckiego, Świętorzeckiego, Karskiego i Pieniążka, i że zapowiadany jest nawet wybuch rewolucyi na dzień 10. listopada. Wobec tego doniesienia imperatorowa zażądała, aby lepiej urządzić policyę warszawską, a ponieważ J. P. Mniszech (marszałek wielki koronny) nie zdaje się być sposobnym do sprawowania jej w teraźniejszych okolicznościach” zalecała ją zatem oddać pod władzę Raczyńskiego, który też został później marszałkiem.
O policyę bardzo też dbał w tym czasie Szczęsny Potocki. Marzył o koronie, a nie mógł się doczekać abdykacyi króla. Więc pisał do Złotnickiego: “Dotąd król burzyć będzie, pokąd generalność swoją mocą nie zaćmi jego powagi, przez użycie tęgiego rządu nad wojskiem i miastem, pokąd nie opali skrzydeł tym, którzy dla samych siebie wstrzymują króla od abdykacyi i jedynie rozlania potężnej krwi polskiej żądają – pokąd nie będzie zaprowadzona w Warszawie sroga policya, pilnie czuwająca na wszystkie poruszenia adoratorów niewolniczej konstytucyi”. Proponował więc Złotnickiemu, aby jechał do Warszawy i podjął się tej misyi; oświadczał, że da mu “dostateczną instrukcyę, a ta dziwnie może skutkować za zniesieniem się z komenderującemi wojskami alianckiemi”.
Wszystkie te obawy przed “tajnemi machinacyami partyi patryotycznej“ nie były zapewne całkiem bezpodstawne, jeżeli nawet Austrya na początku roku 1793 zaczęła się troszczyć o to, aby mieszkańcy Galicyi udziału w nich nie brali. “Chociaż my – słowa reskryptu cesarza Franciszka z 14. lutego 1793 roku – do wewnętrznych interesów Rzeczpospolitej polskiej bynajmniej się nie wdajemy... choć szanujemy z największym ukontentowaniem postrzeżone posłuszeństwo, oraz miłość spokojności i porządku w poddanych naszych w Galicyi, i że się oni do żadnego uczestnictwa tak względem zamysłów i knowań, jako też względem nowych odmian i pokuszeń w Polsce, nie wdawali, uwielbiamy – ale gdyby mimo nasze spodziewanie przytrafiło się, iżby poddani polscy, w naszych krajach będący, jaką przeciwność temu wszystkiemu, co teraz w Polsce za pośrednictwem dworu rosyjskiego dzieje się, sprawić usiłowali, oznajmujemy: iż gdyby się to pokazało i odkryte zostały takowe zamiary, takowemu obywatelowi przebywanie w kraju naszym będzie zakazane itd.”...
Wzmianka Monitora o “stowarzyszeniu patryotów” w Lipsku nie była całkiem bezpodstawna. Po przystąpieniu króla do Targowicy, rozpoczęła się emigracya patryotów. Pierwszy wyjechał za granicę Kołłątaj, bo opuścił Warszawę zaraz nazajutrz po akcesie króla o godzinie 2 w nocy z 24. na 25. lipca, może w obawie przed uwięzieniem, gdyż Bułhakow nie Przyjął jego akcesu, uważając go za człowieka niebezpiecznego, mogącego szkodzić “szlachetnym robotom” Targowicy. W krótce podążyli za nim: książę Józef, obaj marszałkowie: Stanisław Małachowski i Kazimierz Sapieha, Weyssenhoff, Sołtan, Niemcewicz, Nagórski, Zabiełło, Lanckoroński, Zajączek, Linowski itd. Jednym z ostatnich emigrantów był Kościuszko; dopiero w listopadzie wyjechał do Galicyi, którą mu 5. grudnia kazano opuścić w ciągu 12 godzin. Emigranci ci rozjechali się po całej Europie, najwięcej ich jednak ściągnęło do Lipska, zapewne w nadziei, że elektor saski, jako były następca tronu polskiego, nie będzie im zabraniał pobytu i pozostawi swobodę działania; zresztą chcieli być blisko kraju, a Lipsk najlepiej się do tego nadawał. Prócz emigrantów, ludzi wybitnych, przyjeżdżali do Lipska liczni obywatele polscy dla odwiedzenia swoich krewnych, lub przyjaciół; załatwiając interesy exulantow, przewożąc im listy, stali się pośrednikami pomiędzy nimi, a krajem ojczystym. Z listów Kołłątaja wiemy, że kiedy przybył do Lipska w końcu września, zastał w nim między innymi: Ignacego, Stanisława i Jana Potockich, dwóch Sołtanów, dwóch Kościałkowskich, Weyssenhoffa, Michała Zabiełłę, Piatolego, Wolickiego, młodych Chreptowiczów, Jaroszewskiego, Grabowskich, Wiesiołowskiego, Kadziwiłłowę, kasztelanowę witebską itd.; na kilka dni przed jego przybyciem wyjechał do Włoch Nagurski i Niemcewicz; przedtem jeszcze bawił w Lipsku Wojciech Turski (Albert Sarmata) głośny później z mowy, jaką 30. grudnia 1792 roku wypowiedział w obronie Polski przed kratkami konwentu paryzkiego. Rzecz prosta, że “exulanci” radzili nad środkami zbawienia ojczyzny, a z przybyciem Kołłątaja narady te stały się bardziej ożywione, a środki bardziej określone. Świadectwem tego może być ustęp z listu Kołłątaja do Barssa, znakomitego prawnika i ekonomisty, który brał wybitny udział w sprawie mieszczańskiej za sejmu czteroletniego. “Gdybyś mógł – pisze do niego Kołłątaj 24. listopada 1792 roku – wstrzymać jeszcze pośpiech twego do Polski powrotu – powróciłbyś przyjemniej. Gdybyś mógł obrócić twoją podróż na Lipsk, widziałbyś rzeczy jaśniej. Gdybyś widział rzeczy jaśniej, mógłbyś się pożyteczniej w Polsce znajdować, bo tego pisać niepodobna, co mówić można”.
Nie myślał jednak wówczas Kołłątaj o nagłym wybuchu rewolucyi. Owszem, wobec doniesień z kraju, że zanosi się na wybuch, uważał, że “zapał jest niewczesny”; obawiał się, aby skutkiem gwałtów konfederacyi targowickiej, nie zrobiła się “jaka licha Barszczyzna na ostatnie kraju nieszczęście”. W inną stronę kierowały się jego nadzieje – spodziewał się pomocy od Francyi. Wszakże 20. kwietnia 1792 roku wygłoszono w jej Zgromadzeniu Prawodawczem (Assamblee L‘egislative) hasło: “wojna królom, a ludom pokój”, a 26. sierpnia uchwalono urzędowo “braterstwo ludów”. Wszak Dumouriez, chwilowy minister spraw zagranicznych wysłał do Warszawy Descorches’a z życzliwą instrukcyą. Co więcej ten Descorches, wydalony przez Targowicę, założył protest, który przesłał królowi pruskiemu, Małachowskiemu i exulantom lipskim, a następnie sam zjechał do Lipska, wszedł w stosunki z Polakami i “ustanowił agenta rezydującego w Lipsku przy Comite (jak mówił), polskim i oświadczył, że za przybyciem swojem do Paryża zrobi jaknajdokładniejszy związek między ministrem interesów zagranicznych, a zgromadzeniem Polaków w Lipsku. Agentem ustanowionym przez Descorchesa był Piotr Parandier, niegdyś adwokat, później kilkuletni sekretarz Ignacego Potockiego, znający dobrze Polskę i władający polskim językiem. Prócz niego bawił w Lipsku Kazimierz Laroche, urodzony w Polsce i z Polki, autor wiadomości o sprawach polskich umieszczanych w Monitorze, potem jeden z pierwszych twórców polskich legionów. Zawiązały się bliskie stosunki między obu tymi francuzami, a naszymi exulantami. Wkrótce Descorches dał znać, że rząd francuski przychylnie przyjął jego propozycyę i chce się osobiście porozumieć z Polakami lipskimi. Postanowiono wysłać do Paryża Weyssenhoffa, ale ten naprzód misyę przyjął, a potem odrzucił. Kołłątaj zapalał się, w liście 13. grudnia pisał do przebywającego w Wenecyi Stanisława Małachowskiego, że “Francuzi są jedynym i gromicielami despotyzmu” i prosił Małachowskiego, aby czekał w Wenecyi na wiadomość co przedsięweźmiemy”. Świetne zwycięstwa Francuzów nad koalicyą “przedsięwzięciom” tym dodawały bodźca.
Właśnie w tym czasie, w końcu grudnia przybył Kościuszko do Lipska. “Człowiek ten – pisze Kołłątaj w liście z 29. grudnia 1792 – nie widząc dla siebie bezpieczeństwa ani w Galicyi, ani w Polsce, powiada nam, że chce jechać do Francyi. W Lipsku dopiero dowiedział się Kościuszko, że Narodowe Zgromadzenie Prawodawcze francuskie, w tym samym dniu, w którym uchwaliło braterstwo wszystkich ludów, nadało mu wraz z Waszyngtonem, Schillerem, Pestalozzim itd. tytuł “obywatela Francyi”. Sądził, że ten tytuł zaszczytny, może się mu przydać; tak samo sądzili exulanci lipscy, tegoż zdania był i Parandier. Właśnie w tym czasie Parandier zwracał się do Rolanda, francuskiego ministra spraw wewnętrznych, z prośbą w imieniu emigracyi, aby Monitor sprostował omyłki i niedomówienia Alberta Sarmaty, Turski bowiem nie wyjaśnił dokładnie powodów bezużytecznych wysiłków narodowych i starał się przedstawić przystąpienie króla do Targowicy, jako czyn patryotyczny, spowodowany chęcią uzyskania wpływu na Targowicę. W ciekawym tym liście Parandiera znajduje się ważna wzmianka, że prawdziwość słów piszącego “będzie mógł poświadczyć obywatel Kościuszko”.
Słowa te wskazują, iż emigranci wraz z Parandierem postanowili skorzystać z wyjazdu Kościuszki do Paryża i powierzyć mu jakąś misyę, a raczej, że przystąpili do misyi, jaką mu wyznaczył czy do jakiej go namówił Descorches. Kościuszko – pisze bowiem Lebrun, francuski minister spraw zagranicznych – “oddawna mi był zapowiedziany od Descorches’a – talenta jego ... sława ... pochwały Descorches’a skłoniły mnie do upoważnienia tegoż posła, by zachęcił Kościuszkę do przybycia do Paryża”. Emigranci lipscy w porozumieniu z Kościuszką nadali tej misyi określone formy. Jakie one były, dowiadujemy się w następnych listów Parandiera. “Obywatelu ministrze – pisze on do Rolanda (16. stycznia 1793) cała nadzieja patryotów tutaj przebywających polega na twej pieczołowitości dla losu narodu tak okrutnie gnębionego... Wybór, jaki uczynili w osobie Kościuszki, by stał się wobec ciebie ich przedstawicielem, może ci być tylko przyjemnym”. Po pochwałach dla Kościuszki, pisze dalej Parandier: “Zanosi on ze sobą dwa memoryały łączące subtelność z dokładnością (nie ulega wątpliwości, że autorem ich był Kołłątaj). Pierwszy z nich obejmuje wyjaśnienie obecnego stanu Polski, drugi wyjaśnia związek jej z Prusami”. W dwa dni później (18. stycznia 1793) pisze Parandier do Rolanda: “Pismo niniejsze, obywatelu ministrze, niewątpliwie dojdzie rąk twoich, przed listem przesłanym tobie za pośrednictwem generała Kościuszki. Posiada on bezgraniczne zaufanie całego narodu polskiego; zasłuży i na twoje”. Następnie komunikuje Parandier Rolandowi instrukcye, jakie otrzymał Kościuszko od patryotów polskich. Składały się one z 12 punktów. Oto ich streszczenie. Powinien przedstawić ministrowi konieczność porozumienia się z najgłówniejszymi członkami sejmu polskiego, “stosownie do życzenia wypowiedzianego w tej mierze obywatela Descorchesa”, i udzielić mu ustnie lub na piśmie wszelkich wyjaśnień. Z notat wręczonych Kościuszce będzie się mógł minister przekonać, że wywołanie powstania narodowego może być urzeczywistnione tylko drogą wypowiedzenia Rosyi wojny, lub “każdym innym sposobem, któryby zmusił część wojsk rosyjskich do opuszczenia Polski”. Gdyby była mowa o krokach nieprzyjacielskich Szwecyi i Turcyi, powinien Kościuszko wyjednać poufne wyjaśnienie “środków i miejscowości”. Gdyby kroki nieprzyjacielskie ze strony tych państw nastręczały trudności, Kościuszko zaproponuje “środek ugruntowania zarządzeń państwowych, ze strony Polaków, drogą zaniepokojenia Rosyi przez deklaracyę Konwencyi Narodowej o następstwach pogwałcenia przez nią prawa narodów w osobie przedstawiciela Francyi w Polsce” (wypędzenie Descorches’a). W deklaracyi tej powinna Francya oświadczyć, że “nie uznaje i nie uzna nigdy innej Polski tylko “wolną i niepodległą”, że Targowica jest uzurpacyą wszechwładzy narodowej, że Francya żąda zadośćuczynienia za wspomniane powyżej pogwałcenie prawa narodów, i że “ponawia przed Polakami uczucia wyrażone w dekrecie Konwentu względem narodów powołujących się na nietykalność swoich praw”. Następnie Kościuszko sprzeciwi się pomysłowi utworzenia w Paryżu komitetu patryotów polskich, gdyż to obudziłoby czujność w Rosyi i zatamowała możność istnienia w Polsce zgromadzeń patryotów i stosunków z nimi.
W tym ustępie jest potwierdzenie domysłu, że Kołłątaj był autorem memoryałów, a zatem i instrukcyi, w liście bowiem do Małachowskiego z 13. grudnia nie przychyla się do jego propozycyi “zgromadzenia się w jednem miejscu” motywując to “niebezpieczeństwem zwrócenia uwagi Rosyi”, Listy str. 148. Ustęp ten również dowodzi, że były w Polsce jakieś zgromadzenia patryotów.
Kościuszko powinien zapewnić ministra, iż życzenia podpisanych są zgodne z życzeniami narodu i z republikańskim ustrojem “zgodnym z konstytucyą francuską, o ile na to pozwalają okoliczności miejscowe”. Gdyby Francya miała zawrzeć pokój oddzielny z królem pruskim, to minister “ze szczerością republikanina powinien się wypowiedzieć w tej mierze” i przyczynić się wedle możności do zabezpieczenia niezawisłości Polski.
Kościuszko wyjechał do Paryża pomiędzy 16. a 18. stycznia przez Niderlandy
Tak można wywnioskować z listów Parandiera. Kołłątaj w liście z 19. stycznia pisze: “Kościuszko już od nas odjechał”.
gdzie widział się z Dumouriegem. Kołłątaj dał mu do towarzystwa “titulo guwernera” swego synowca Eustachego; spodziewał się ich widzieć napowrot w marcu. Nadzieje miał wielkie. Do warszawskich przyjaciół pisał 27. stycznia: “Polska ma ludzi, którzy o sobie zapomniawszy, o niej tylko myślą. Ufam w Bogu, że te wieloryby nie zjedzą, i chociaż mają dość śmiałości pochłonąć jakąś część Polski, będą ją musieli wyrzucić jak niegdyś Jonasza... Napróźno bałamucą naród bajkami, które Łuskina o Francuzach pisze. Przyszła wiosna pokaże, jak wielki oni będą mieć postępek w Niemczech i na morzu; pokaże, że nie oni tylko sami interesować się będą o całość Polski”... A w drugim jego liście z 9. lutego znajdujemy słowa: “Proszę się nie turbować o los Polski. Nie zostanie ona bez ratunku i sposobu. Niech robią, co chcą: nie dokażą zgubić jej, a choćby Targowiczanie przyspieszyli podział, robota ich będzie nietrwała, a lepiej, żeby scenę swoją skończyli. I sąsiedzi nasi najdą się wkrótce w takiem zaburzeniu, że się sami u nas ratować muszą. Dość na tem. Proszę być dobrego humoru... Pytasz się W. Pan gdzie jest Kościuszko? Musiał się więc źle wytłumaczyć Mirosławski… Jest teraz W Paryżu, będzie w Anglii i Szwecyi; powróci tu na końcu marca, lub w kwietniu. Ten poczciwy człowiek bardzo jest swej Ojczyznie pożyteczny. Proszę się reszty domyśleć, bo moje wnioski nie są płoche, choć ich teraz trudno zrozumieć”. To też dla “rzeczy niepłochej natychmiast i fundamentalnej” żądał Kołłątaj od Strassera (20. stycznia), aby mu przysłał natychmiast “kredyt” na 3000 franków. “Potrzebuję tego na cele bardzo sprawiedliwe, korzystne i potrzebne... Sam pochwalisz”.
Kościuszko stanął: w Paryżu w jaki tydzień po 21. stycznia t. j. po dniu, kiedy gilotyna dokonała “wielkiego aktu bezpieczeństwa i sprawiedliwości”, ścinając głowę Ludwika Kapeta (Ludwika XVI.). Nie była to zapewne chwila zbyt odpowiednia do traktowania z ministrami Konwencyi. Pomimo to konferował Kościuszko z Lebrunem i Pachem, ministrem wojny, a potem z następcą tego ostatniego Dumourierem. Niestety Francuzi myśleli tylko o sobie, czemu zresztą dziwić się nie można, jeżeli zważymy, że morderstwo dokonane na Ludwiku XVI. połączyło prawie wszystkie państwa przeciw Francyi. Drugi rozbiór Polski był nawet na rękę interesom francuskim, gdyż odciągał część sił pruskich. Ażeby je jednak jeszcze więcej zająć, Francya z chęcią by widziała powstanie w Polsce. Namawiała do niego, ale zamiast pomocy udzielała tylko nieokreślonych obietnic. “Odbyliśmy wiele narad – pisał Lebrun do Parandiera (28. lutego) z dzielnym generałem Kościuszką i innymi patryotami... Możesz upewnić patryotów lipskich, że Rzeczpospolita francuska gorliwie się krząta około przygotowania środków wyzwolenia owego sympatycznego narodu”. Zachęcał Lebrun do zawiązania komitetu rewolucyjnego. Radził, aby go “usadowić na Pomorzu szwedzkiem”, wyrażał nadzieję, że Szwecya i Porta wesprzą “nasze usiłowania”. Prócz tego kazał zepewnić “cnotliwych wodzów”: Małachowskiego, Potockiego i Kołłątaja, że Francya dostarczy tymczasowych funduszów na wydatki komitetu. “Nieodległy już czas – pisał dalej – gdy eskadry Rzeczpospolitej ukazując się jednocześnie na Bałtyku i Archipelagu, w połączeniu z siłami Szwecyi, Porty-Otomańskiej i dzielnych Polaków, zmienią stan rzeczy na północy i wywołają pożądaną dywersyę napędzeniem obaw Prusom i Rosyi o bezpieczeństwo ich własnych siedlisk”.
Przerywamy dalsze opowiadanie o tych negocyacyach, które do niczego nie doprowadziły. Wprawdzie toczyły się one jeszcze długo, ale bez rezultatu. Zmieniły się rządy we Francyi, nastały straszne czasy teroryzmu. Desforgues, który zastąpił Lebruna, korespondował dalej z Parandierem i Larochem, aż ci w końcu zupełnie prawie nadzieję pomocy dla Polski stracili. O bezskuteczności misyi Kościuszki świadczy raport Larocha (bez daty), w którym pisze: “nie chodziło wtedy o politykę, lecz o zemstę, o wojnę, o przedmioty bezwzględnie zaczepne, wskutek czego obecność osoby wojskowej przedstawiała korzyści istotne... Lecz znamy obecnie tych, którzy owem ministeryum kierowali i dlatego dziwić się nie powinniśmy, iż po zniechęceniu, rozczarowaniu, a nawet po wywołaniu oburzenia w owym dzielnym mężu (Kościuszce), pozwolono mu wyjechać bez powzięcia żadnej uchwały w czasie pobytu jego w Paryżu”. Nie wiedział Kościuszko, że Komitet Ocalenia Publicznego, którego duszą był Danton, w instrukcyi danej komisarzom przy armiach umieszczał taki paragraf: “Francya nie uzna podziału Polski; jednakże jeśli dwory rozbiorcze zadowolą się prostem oświadczeniem nieoponowania, rozsądek nakazuje przystać na to”.
Ciekawy bliższych szczegółów paryskiej misyi Kościuszki oraz dalszego przebiegu negocyacyi, znajdzie je w książce Aleksandra Kraushara p.t. Barss, palestrant warszawski i jego misya polityczna we Francyi, Lwów, rok 1903. Barss był wysłany przez emigracyę lipską (w lutym 1794 wraz z Parandierem do Paryża a z wybuchem powstania został „pełnomocnikiem rządu rewolucyjnego tymczasowego Polski i we Francyi. W książce przytoczonej są ślady, że i Stanisław August p rzy pomocy Piattolego i swoich agentów zawiązywał czy tylko chciał zawiązać, jakieś z Francya stosunki. Kołłątaj w swym pamiętniku (memoriale) pisze, że przybyciu Kościuszki do Paryża nastąpiła zdrada Dumouriera. „Wojsko francuskie zbite, Niderland stracony, kłótnie w konwencyi sprawiły, źe Kościuszko nie mógł positive żadnej odpowiedzi uzyskać”. Pokilkukon ferenc yacho trzymał przyrzeczenia pomocy. Podał swój plan wysłania floty na morze Bałtyckie, „ obowiązywał się „rozpocząć insurrekcyę gdziekolwiek wylądowawszy”, żądał dostarczenia broni ręcznej i 30 milionów złp. De schorches wysłany do Stambuł umiał przyspieszyć wojnę turecką z Moskwą. Obiecywał Kościuszko, ze wystawi 100.000 wojska. Ale rząd francuski był w smutnym położeniu, stąd jego obietnice „skutku wziąć nie mogły”. Dumourier odkrył potem plany Kościuszki przed rządem berlińskim. – Podajemy tę relacyę Kołłątaja w streszczeniu, bo w całości jest bałamutna i miesza fakta, w niezgodzie zostają czchronologią.
Kościuszko powrócił do Lipska prawdopodobnie w maju, przedtem jeszcze czas jakiś bawił w Belgii. Do Anglii i Szwecyi, jak był pierwotny jego zamiar, już nie pojechał; był zniechęcony i rozżalony. Nietylko się m isya jego nie udała, ale byli tacy, co go oczerniali. „Niech cię oczerniają i wyganiają pisze do niego Kołłątaj 18. lipca 1793 roku z Karlsbadu – cnota twoja naw et i od nieprzyjaciół na uwielbienie zasłuży. Król pruski pragnie cię mieć w swem wojsku ; wolni obywatele chcieli ci powierzyć swoją obronę, Ojczyzna jeszcze tobie ufa…
Tymczasem w Warszawie zawiązał się spisek powstańczy. W praw dzie Linowski w głośnym „Liście do Przyjaciela twierdzi, iż „rewolucya zrobiła się sama naturalną rzeczy koleją i zaprzecza, aby ją zrobił „ten lub ów Łi, ale zbyt wiele faktów i dowodów mamy na to, że byli „ci i owi, a przedewszystkiem był taki, co spisek i zawiązał i rozgałęził i przygotował do wybuchu. Nazwisko jego: generał Działyński. Słusznie też historyk rosyjski Sołowiew, jedynie na podstawie protokołów Samojłowa, generalnego prokuratora badającego w Petersburgu Kościuszkę i innych więźniów polskich, nazywa Działyńskiego głównym sprawcą i duszą całego spisku. Inne źródła, o których później wspomnimy, najzupełniej tę opinię potwierdzają").
Sołowiew, opierając się na protokołach Samojłowa, pierw szy skreślił dość wierny i całkowity obraz przygotowań do insurrekcyi. Działyński, według niego, mając na myśli zawiązanie sprzysiężenia, szukał sobie pomocników wśród ludzi wszelkiego stanu. Między innym i zwrócił uwagę na Kapostasa, Węgra rodem, który w roku 1780 przesiedlił się do Warszawy i założył z niejakim Masingiem, spółkę bankierską; był radcą magistratu i starszym kupiectwa warszawskiego za czasów 3. maja, po którym w krótce został podniesiony do stanu szlacheckiego.
Kiedy pod koniec maja, czy też na początku czerwca 1798 przyszedł Kapostas do Działyńskiego dla uregulowania rachunków, Działyński odezwał się do niego: „Codziennie u mnie bywają tak wojskowi, jak cywilni, urzędnicy i mieszczanie, a wszyscy wyrażają chęć zrobienia rewolucyi, wszyscy pragną niepodległości i odebrania utraconych prowincyi“. Na uwagę Kapostasa, że sprawa ta w ym aga zastanowienia się, aby jeszcze gorzej nie było, Działyński odpowiedział: „I ja to samo niejednemu mówiłem, lecz zawsze otrzymałem odpowiedź, że gorszego położenia już być nie może. W prawdzie jeżeli ulegniemy, to czeka nas rozbiór państwa, ale kto wie, czy nie lepiej być pod obcem panowaniem, ani Pajlżeli pod dzisiejszemi rządami w. Następnie Działyński zapoznał Kapostasa z innym i spiskowymi. Obai usiłowali pozyskać Zakrzewskiego, prezydenta W arszaw y po 3. maja, jednego z twórców konstytucyi; Zakrzewski w praw dzie z miłości dla żony i dziecka nie chciał się narażać, ale przysiągł tajemnicę i zapewnił, że jeżeli rzecz będzie rozum nie przeprowadzona, to w danej chwili nie usunie się od ofiary dla Ojczyzny. Oprócz Działyńskiego i Kapostasa na czele spisku stali: Czyż, Pawlikowski, Jelski iA loe.1) To grono złożone z sześciu ludzi, postanowiło naprzód upewnić się o duchu mieszkańców i wojska na prowincyi, o tern, czy Kościuszko podejmie się dowództwa i czy ogół pokłada w nim zaufanie, czy P orta i Szwedzi zechcą wydać wojnę Rosyi, czy we Francyi możnaby zasiągnąć pożyczkę, czy Anglia, jeżeli nie da pomocy, zachowa przynajmniej życzliwą neutralność przy dostarczaniu wszystkiego, co do wojny potrzebne, czy wreszcie uda się jednocześnie wywołać ruch rewolucyjny, w kilku miejscach, aby rozbroić wojska pruskie i rosyjskie?
Działyński, Jelski i Kapostas zabrali się do gromadzenia funduszów i wyprawili jednego emisaryusza do Krakowa i Małopolski, a drugiego do Wilna i na Litwę. W parę dni później, zastał u Działyńskiego Kapostas brygadyera Madalińskiego z porucznikiem Piotrowskim, którzy donieśli, że w Krakowskiem wojsko postanowiło zerwać się do walki o niepodległość, zanim nastąpi redukcya pułków przez sejm grodzieński uchwalona. Madaliński przeto przybył do Warszawy, aby porozumieć się z mieszczaństwem i załogą stolicy. Nakłoniono go do pow strzym ania wybuchu i do uznania Kościuszki za naczelnika przyszłego powstania. W krótce wysłani dwaj emisaryusze donieśli o gotowości Małopolski, Litw yi Wielkopolski, poczem wysłano zaufanych do Lipska dla porozumienia się z Kościuszką, Kołłątajem i Ignacym Potockim.
Tu urywamy streszczenie opowiadania Sołowiewa z protokołów Samoiłowa, ażeby dać głos innym świadkom, którzy nie zeznawali przed prokuratorem , a więc mogli szerzej i wyraźniej rzecz odpowiedzieć, nie obawiając się, aby ich zeznania komukolwiek szkodziły.
A więc przedewszystkiem posłuchajmy pamiętnikarza Jana Duklana Ochockiego Wiemy już, jak na podstawie jego opowiadania, stworzono domysł, że Działyński w końcu roku 1792 utworzył ognisko spisku w Trojanowie i na kontraktach dubieńskich w styczniu porozumiewał się co do wybuchu powstania z wołyńskimi obywatelami. Ochocki o tem jednak nic nie mówi. Dopiero na wyjezdnem z Dubna (a właśnie w tym czasie doszła wiadomość o wejście wojsk pruskich do Wielkopolski). Działyński zaproponował mu, aby pojechał z nim do Warszawy, mówiąc: „może do spraw ważnych będziesz nam potrzebny 3) To dowodziłoby, że w Warszawie już coś było, że Działyński szukał człowieka, któregoby na miejscu wtajemniczył w konspiracyę i użył do utrzymania stosunków z obywatelami Wołynia i Ukrainy. Ochocki przystał na propozycye i bawił w Warszawie półtora miesiąca. Mieszkał w pałacyku Działyńskiego na Lesznie.
Co rano Działyński przychodził do niego i rozpytywał o obywateli województwa kijowskiego, chciał wiedzieć jaki wśród nich duch panuje. Te same zapytania zadawali Ochockiemu odwiedzający Działyńskiego cywilni i wojskowi, ale tylko w takiej chwili, kiedy ich było tylko dwóch lub trzech razem. Kiedy Ochocki po karnawale wybierał się z powrotem do domu, Działyński mu oświadczył, iż są okoliczności, dla których wyjazd odroczyć powinien. „Wezwę cię, – mówił, – do ważnej posługiu. I zaraz potem był Ochocki dopuszczony na zebranie, na którem znajdowali się generałowie: Niesiołowski, Madaliński, Czapski i jeszcze dziesięć osób. Wtedy kazano Ochockiemu złożyć przysięgę i wtajemniczono go w spisek. Następnie wręczono mu spis obywateli, do których miał się udać, i polecono mu zbierać składki. Działyński dodał mu do towarzystwa oficera Kaczanowskiego, którego zadaniem było śledzić obroty wojskowe i zbierać wskazówki do przygotowań militarnych. Zaopatrzył ich na drogę pieniądzm i: Ochockiemu dał na wydatki 600 dukatów, Kaczanowskiemu 100.
Ochocki wypełnił polecenia i zebrał 10.000 dukatów, zanim Działyńsk w końcu czerwca brzybył do Berdyczowa na jarmark onufrejski (dzień „św. Onufryau przypada 12. czerwca starego stylu). Otóż na tym dopiero jarmarku, a więc w pół roku później, niż dwierdzi dzisiejszy historyk, rozpoczął Działyński wielką agitacyę. Nietylko sam najął dom największy, ale kazał i Ochockiemu mieć dom otw arty, karmić i poić sal ach tę, na co mu dostarczył funduszów\; na samo zakładanie banków dał mu 1000 dukatów. Przybył do Berdyczowa opat Bazylianów, Xawery Józef Ochocki, pan o stu tysięcznej intracie, stryj Jana Duklana, człowiek światły, mający wiele wpływu w Owruckiem i w Mińszczyznie. Z tym opatem po jarmarku berdyczowskim pojechał Działyński do oboźnego Karola Prozora, człowieka bogatego, dobrego patryoty, który już podczas walki 1792 roku krzątał się około stworzenia, oddziału ochotników, (brat jego Ignacy porzucił w tym czasie dom i wstąpił do wojska litewskiego). Prozor mieszkał w Chojnikach, w powiecie Owruckim, m ajątku żony; pochodził ze Żmudzi, na pograniczu jej z województwem wileńskiem, gdzie dom Prozorów miał wielkie wpływy i znaczenie. Oboźny z Litw ą utrzym yw ał ciągle stosunki, stąd też Ohojniki nazyw a Ochocki „ogniskiem Litwy i części powiatu owruckiegoa. Działyński zastał w Chojnikach obywateli O. P., N. D. B. i dużo osób z Litwy. 1) Zebrał na miejscu 25.000 dukatów, co dowodzi, że zgromadzeni u Prozora byli już wciągnięci do spisku i przywieźli ze sobą pieniądze składkowe. 2) Następnie Działyński pojechał do Grodna, gdzie obradował ostatni sejm Rzeczpospolitej. Domysł bardzo łatwy, że nie pojechał tam na uczty i bale, które niestety towarzyszyły obradom sejmu rozbiorowego, lecz, że pragnął porozumieć się z gorącymi patryotami, którzy taką walkę beznadziejną staczali na posiedzeniach sejmowych. Że w Grodnie musiały być narady, to pewna a potwierdzenie tego znajdujemy w niewydanych pamiętnikach Kulikowskiego. „Podobno jeszcze w Grodnie -• pisze Kulikowski – zawiązało się tajem na towarzystwo, które rozciągnęło nadzór swój nad sejmem, którego celem było utrzymać jakąkolwiek egzystencyę naro dow ą Głównymi naczelnikami miał być ksiądz Kołłątaj w Koronie, a na Litwie oboźny litewski Karol Prozor. Zamiary ich w spierali: Adam Czartoryski, Stanisław i Ignacy Potoccy, Stanisław Małachowski, Tomasz Ostrowski, Sapiehowie, Sanguszkowie, i wielu innych pierwszych obywateli. Związek miał się otoczyć nieprzebytą tajemnicą – na przyszłego naczelnika wskazano Kościuszkęu. Pomimo bałamuctw tej relacyi, w każdym razie stwierdza ona opinię, że w Grodnie istniał również jakiś związek, a nazwisko Prozora w niej przytoczone, daje niejaką wskazówkę, że pan oboźny zawiązał z Grodnem stosunki. Wyjazd wreszcie Działyńskiego w prost z domu Prozora do Grodna stw ierdza zarówno istnienie tego związku, jak i tłumaczy nam cel podróży Działyńskiego.- Ochocki tymczasem skupował konie i wysyłał je do Warszawy, potem wstąpił znów do Chojnik, gdzie mu Prozor dał 8000 dukatów, aby je wręczył Działyńskiemu.
Drugim świadkiem i uczestnikiem spisku był znany nam już z protokołów Samojłowa Józef Pawlikowski. Ten zostawił nam najobszerniejszą relacyę przygotowań do insurrekcyi Kościuszkowskiej. 2) We w stępie do tej relacyi mówi, że Polacy przyciśnieni nieszczęściami, zwrócili oczy swoje ku Francyi; „zdawało im się, że Francuzi zbliżają się do polskich granic aby narodowi dać pomoc do odparcia Moskali i Prusaków. Stąd też wielu Polaków przedzierało się do Francyi, a dwaj z nich, Chrzanowski i Józef Pągowski, znajomi Działyńskiego, „przyrzekli dać mu prawdziwe wyobrażenie tego kraju i opinię rządu tego czasu względem Polski Pawlikowski, jako przyjaciel odjeżdżających, miał być pośrednikiem tej korespondencyi iz tego powodu widywał się często z Ignacym Działyńskim; po pa iu miesiącach Działyński prosił Pawlikowskiego, aby przyszedł do niego niezawodnie w dzień oznaczony przy końcu maja. Działyński stawił się na żądanie i zastał u niego nieznajomych sobie Jana Czyżai Eliasza Aloe. Kiedy otwarcie zaczęli mówić o bezprawiach sejmu grodzieńskiego i o gwałtach mocarstw rozbiorowych, odezwał się Czyż: „Co za nieszczęście, że żaden z większych do nas się nie odezwie, a wszyscybyśmy poszli za nim u. Na te słowa zerwał się Działyński, pozamykał drzwi, oddalił służbę i powiedział: „Dajmy sobie ręce i przysiężmy, że zrobimy rewolucyę. Po przysiędzie łzy rzęsiste toczyć się zaczęły Działyńskiemu. „Mam córkę, – mówił – którą kocham nad życie, ale gdyby mi ją w oczach Moskale zamordowali, słowabym nie powiedział, gdybym tą ofiarą mógł wybawić Ojczyznę Pawlikowski taką daje charakterystykę Działyńskiego: „W czasie wojny 1792 roku dał dowody odwagi z krwią zimną połączonej. Ale co najwięcej panowało w jego duszy, była to miłość Ojczyzny. Dla tej wielkiej pasyi, chociaż popędliwy z natury, umiał się hamować i być cierpliwym, znosił wszystko, nie zważał na urazy; lubił dostojeństwa wojskowe, ale ustępował pierwszeństwa, na kogo tylko wskazano, iż może być użyteczniejszym od niego Ojczyźnie. Dlatego z ochotą byłby żołnierzem prostym i to zdawało mu się być zaszczytem. Wszelka w tym celu ofiara nie była w nim wysileniem się nadzwyczajnem duszy, ale zdawała się być słodką powinnością sercau.
Nazajutrz związkowi zebrali się na naradę. Uznali, że powstanie W arszawy pociągnie za sobą całą Polskę. Działyński twierdził, że nie potrzeba się porozumiewać z garnizonem, bo to mogłoby narazić na niebezpieczeństwo} a zresztą on, jako starszy generał od komenderującego generała Cichockiego, może kiedy tylko zechce objąć komendę. Postanowiono, aby Działyński i Czyż objechali rozstawione koło Warszawy obozy rosyjskie, aby poznać ich położenie i wymiarkować, z której strony najzręczniej na nie uderzyć. Aloemu polecono, aby doniósł o sprzysiężeniu Ignacemu Potockiemu, Kołłątajowi, Kościuszce i innym patryotom, przebywającym w Saksonii. Pawlikowski miał o tem zawiadomić patryotów, znajdujących się we Francyi.
Po objechaniu obozów, Działyński chciał porozumienia z Warszawą i prowincyami. Czyż i Aloe obawiali się zdradzenia sekretu ; sądzili, że lud warszawski bez porozumienia rzuci się do broni, gdy zobaczy, że wojsko uderza na nieprzyjaciela. W końcu jednak nastąpiła zgoda na porozumienie się z Warszawą i Działyński przyprowadził na posiedzenie Kapostasa, bankiera, członka magistratu warszawskiego za konstytucyi 3. maja, „człowieka rozsądnego i cnotliwego“, skąd nabył wiele wpływu między obywatelami miasta. Kapostas zapytał się : „a skąd pieniądze na co Działyński oświadczył, że zaciągnie pożyczkę na swe dobra. K apostas zauważył, że potrzeba na to dłuższego czasu z powodu wielkich bankructw. Zgodzono się więc na zwłokę, choć Aloe był jej niechętny. Działyński oświadczył następnie, że porozumienia z województwem krakowskiem, Wielkopolską i Litwą są konieczne. Poparł go Kapostas i uchwalono przyjąć do zgromadzenia Konstantego Jelskiego dla porozumienia się z Litwą.
Przybyły Jelski zapewnił, że na Litwie umysły gotowe są do poruszenia. Przybrano więc do komitetu i wysłano do Wilna Grosmanniego, który był jednym z tych, co gardząc przesądami szlacheckiemi, przyjęli miejskie obywatelstwo po ogłoszeniu Konstytucyi 3. maja i obrany był członkiem magistratu wileńskiego. Grono spiskowców powiększyło się przybyłym z zagranicy Barssem. Zapewnił on, że patryoci w Saksonii nie przestali myśleć 0 wydźwignięciu narodu, opowiedział o ich staraniach we Francyi. Wobec tego postanowiono połączyć się z nimi, ale wprzód porozumieć się z prowincyami. Kiedy Grosmanni doniósł, że stanął w Wilnie, Pawlikowskiego wysłano do Krakowa z listami do Aleksandra Potockiego, późniejszego ministra policyi za księstwa warszawskiego i do Stanisława Sołtyka. Pawlikowski w drodze poznał się z Gordonem, majorem kawaleryi brygady Madalińskiego, konsystującej w Opoczyńskiem. Zwierzył mu sekret pod przysięgą 1 polecił, aby porozumiał się z Madalińskim i zachęcił go widzenia się w Warszawie z Działyńskim. (Pawlikowski nie wiedział, że Działyński już przedtem z Madalińskim sprawę omawiał). Aleksander Potocki wymówił się od czynnego udziału, za to Sołtyk przyrzekł Kraków i województwo krakowskie poruszyć i namówić generała Wodzickiego, komenderującego dywizyą w Krakowskiem, aby się złączył ze sprzysiężonym i. Powróciwszy do Warszawy Pawlikowski „znalazł z ukontentowaniem w gronie sprzysiężonych Madalińskiego z porucznikiem Piotrowskim i Było to zdaje się w końcu sierpnia 1793 roku.
Grosmanni donosił z Wilna, że sprawy idą pomyślnie. Pomiędzy obywatelami wpływowymi, którzy przyrzekli pomoc, wymieniał Gedrojciana Żmudzi, kanonika Bohusza, Prozora, Sulistrowskiego, a wreszcie pułkownika Jakóba Jasińskiego, który cały garnizon W ilna mógł poprowadzić. Czyż radził nie ociągać się, lecz uderzyć jednocześnie w Warszawie, Krakowie i Wilnie na nieprzyjaciela.
Działyński jednak nie odstępował od myśli poprzedniego porozumienia się z patryotami w Saksonii. Zawiadomił przytem, że zjednał już generała Cichockiego, który dowiedziawszy się, iż Kościuszko stanie na czele powstania, dał swą rękę, że będzie mu posłusznym . Odezwały się jednak zdania, że trudno w ręce jednego człowieka zdawać sprawę; mogą – mówiono niektóre regimenty być przywiązane do Kościuszki, ale „ogół wojska nie ogląda się na to kto komendantem ; jego przywódcami – wolność i rozpacz. Słabość lub błędy jednego człowieka mogą wszystko zepsuć“. Zarzucano Kościuszce, że tak on, jak i inni, co byli na czele wojska i rządu w czasie akcesu króla do konfederacyi targowickiej, nie zrozumieli swego obowiązku; powinni byli poruszyć wojsko i objąć najwyższą władzę, zamiast brać dymisyę i wyjeżdżać za granicę. „Mamyż w te słabe ręce – mówiono dalej teraz ster oddawać, kiedy tysiąc trudności jest do przełamania i została tylko połowa wojska. Zwolennicy dyktatury Kościuszki. Działyński, Kapostas, Jelski i Barss „nie mogli się oprzeć tym dowodom, powiada Pawlikowski.
Czyż, niezadowolony ze zwłoki, wyjechał na prow incyę chcąc rozpocząć powstanie z brygadą Madalińskiego. Spostrzegłszy jego wyjazd, Działyński zwołał sprzysiężonych, wprowadzając na zebranie superintendanta Zajączka i Aleksandra Walichnowskiego, który świeżo powrócił z Saksonii, Działyński tłumaczył się, „że nie jest daleki od zaczęcia, ale bezwarunkowo żąda, aby porozumieć się z emigracyą, o której usiłowaniach i pracach mówił Walichnowski. Radził wysłać Walichnowskiego i Aloego do Drezna, a tymczasem przygotow yw ać powstanie. Sprzeciwiali się tylko Aloe i Pawlikowski, ale w końcu ustąpili. Zajączek odezwał się do Działyńskiego: „Rób dla swojej Ojczyzny wydźwignienia jak sądzisz najużyteczniej, a my za tobą pójdziemy. Szwajcarzy sławią Telia, Ameryka Waschingtona, Polacy będą w inni swoje wyswobodzenie Działyńskiemu. Nazajutrz Aloe i Walichnowski wyjechali do Lipska i do Drezna.
Na tem przerywamy opowiadanie Pawlikowskiego o pierwszych krokach przygotowawczych do powstania. Przytoczymy jeszcze relacyę Barssa z jego „raportu historycznego, jaki przedstawił w marcu 1794 roku ministrów i Desforguesowi. Pisze w nim, że będąc w Dreźnie w pierwszych dniach sierpnia, otrzymał list (5. sierpnia) z Warszawy, wzywający go do najrychlejszego powrotu. Zaledwie stanął w stolicy, gdy niejaki P. (mowa tu o Pawlikowskim), „jeden z najgorliwszych demokratów polskich, znany z pism przeciw poddaństwu włościan, przybył do niego, aby powierzyć mu rzeczy ważne, zawiadomił, że on, K. (Kapostas), D. (Działyński), J. (Jelski), L. (.) i wielu innych powzięli plan zrzucenia jarzma a. Nazajutrz P. zaprowadził Barssa do Działyńskiego, gdzie dowiedział się o szczegółach planu z dwóch części składającego się. Pierwsza część jego tyczyła się wyswobodzenia W arszawy. Naprzeciw 8000 Rosyan mogło stanąć 1200 ludzi legimentu Działyńskiego, 600 artylerzystów, 400 strzelców, 4000 pontonierów, 2200 gwardyi koronnej i 400 kawalerzystów pod wodzą W. (?); wojska te miało wzmocnić 4000-6000 mieszkańców Warszawy. Kiedy kawalerzyści mieli uderzyć na Igelstrom a ze sztabem, a „sankilocr1 rzucić się na gwardyę rosyjską; artylerzyści przebrani za „sankilotów” – mieli zagwoździć działa, a po wyrzuceniu Rosyan z Warszawy, poprowadzić większość armat do armii 18-tysięcznej, stojącej między Pilicą od Nowego Miasta, a Wisłą od strony Krakowa. Co do wnętrza kraju postanowiono z tej 13-tysięcznej armii połowę zwrócić przeciwko Prusakom, a druga połowa z garnizonem warszawskim miała ruszyć przeciw Rosyanom, obozującym w województwach lubelskiem i wołyńskiem. Prócz tego Z. (zapewne Zieliński, podkomorzy nurski, bo go później na posiedzeniu sprzysiężonych zobaczymy) a, przedtem N. (?) „skaptowal Starszyznę Kurpiów, zamieszkujących ziemię łomżyńską; 8000 tych włościan miało przybyć w razie potrzeby na pomoc Warszawie, albo też przyłączyć się do armii działającej przeciw Prusakom, lub wreszcie zwrócić się na Litwę dla powiększenia wojska litewskiego złożonego z 7000 do 8000 żołnierzy. Wreszcie od wojsk znajdujących się w okolicach zajętych przez Rosyan (mowa tu o Wołyniu i Ukrainie) posiadano liczne zaręczenia, że przystąpią do powstania. Siły Rosyan i Prusaków obliczał Barss na 37.000, przeciwko którym mogło stanąć 44.000 ludzi, licząc z Kurpiami i Warszawiakami. Choć obrachunek powyższy ściśle odpowiadał rzeczywistości, lecz z drugiej strony było pewnem, że armia nieprzyjacielska mogła w bardzo krótkim czasie wzróść do 80.000, zwłaszcza, że 6000 Rosyan stało już w kraju świeżo zabranym, a król pruski na Śląsku i Brandenburgii miał gotowego do wymarszu 20.000 żołnierza. Gorliwość patryotów nie cofała się jednak przed tym szkopułem. „Ufając zapałowi wojsk, jeżeli stanie na ich czele żołnierz patryota, słysząc ogólną opinię, przeznaczającą na to stanowisko Kościuszkę, spiskowi wysłali do Drezna delegatów, aby go sprowadzić do Polski.
Jak widzimy wszystkie te relacye o początkach sprzysiężenia zgadzają się ze sobą, a jeżeli się różnią, to tylko w drobnych szczegółach.1) Można więc z nich napewno ustanowić, że duszą związku był Działyński, który zanim stworzył tajny komitet, badał opinię i zawiązywał stosunki z patryotyczną starszyzną wojskową, dobierał sobie współpracowników pewnych, szczerze oddanych sprawie. Nie poprzestał zapewne na jednym agencie Ochockim, o którym także byśmy nic nie wiedzieli, gdyby nie spisał swych pamiętników. Zbierał przy ich pomocy pieniądze, nie szczędząc na pierwsze wydatki swego mienia. Dopiero po trzech, czterech miesiącach, utworzył w końcu maja 1793 roku pierwszy komitet rewolucyjny składający się z Aloego, Czyża i Pawlikowskiego. Później dobrał Kapostasa, Jelskiego i innych. W czerwcu i lipcu zawiązał stosunki ściślejsze z Wołyniem, Ukrainą i Litwą. Mając z góry przyobiecaną pomoc ze strony Madalińskiego, zjednawszy później Cichockiego, porozumiawszy się z Krakowem, przygotowawszy plan uderzenia na nieprzyjaciela, zapew niw szy sobie wreszcie udział Kurpiów, nie chciał wszakże nic poczynać bez zniesienia się z ludźmi, którzy stanowili moralną władzę narodu, a przebywali w Dreźnie i Lipsku.
Wysłańcy warszawscy przedłożyli sprawę Ignacemu Potockiemu, Kościuszce i Kołłątajowi; wprawdzie pierwsi dwaj znajdowali się w Lipsku, a trzeci w Dreźnie, zapewne jednak zjechali się razem. „Zdumieli się, i prawie wierzyć nie chcieli, aby ich współziomkowie sami przez siebie na tak śmiały krok się odważyli. Ale nie mogli się oprzeć dowodom przez Waliehnowskiego i Aloego przełożonym. Kościuszko wybór na wodza naczelnego w zasadzie przyjął, lecz oświadczył, że wprzód musi osobiście przyjrzeć się przygotowaniom iw tym celu pojedzie pod Kraków. Na razie ułożono plan powstania w ogólnych zarysach, jak to widać ze słów Kołłątaja: „Dla uchronienia się nieszczęśliwych wypadków rewolucyi francuskiej, zgodziliśmy się, że insurrekcya w Polsce powinna być pod dyktaturą jednego człowieka, który by zyskał powszechne zaufanie. Cały naród wskazywał do tego Kościuszkę. On więc jako wybrany, takowe podawał kondycye. ażeby insurrekcya z całym rządem rewolucyjnym była zupełnie wojskowa, w każdym województwie, ziemi i powiecie jeden obywatel podjął się być generał majorem; ażeby takowy generał-major miał się wcześniej starać o przysposobienie kos, pik, broni jakiegokolwiek kalibru, o przysposobieniu sucharów przynajmniej na 10 dni i powinien był dowiedzieć się o sile nieprzyjacielskiej w sw em w województwie lub powiecie a swoją powinien był przez swych dobranych oficerów z jak największą ostrożnością dysponować, lub razem do powstania odprowadzić i o tem wszystkiem raport przesłać.“
Kościuszko z Zajączkiem i Rafałem Kołłątajem stanął na Podgórzu koło 10. września. 8. września wyjechali naprzeciw niego z Warszawy Barss i Pawlikowski; złączył się z nim i Dziemiński, porucznik brygad yM adalińskiego. W drodze widzieli Madalińskiego i wojsko, gotowe na rozkazy Kościuszki; spotkali i Czyża, któremu się nie udał projekt natychmiastowego wybuchu rewolucyi. Stanęli 11. września na Podgórzu, gdzie się już znajdował Kościuszko, przybyły pod nazwiskiem Milewskiego. Barss przedstawił zamiary i przygotowania. Po Sołtyka, który miał działać w Krakowskiem, posłano Januszewicza, sekretarza akademii. Kościuszko miał mówić, że wyśle Zajączka do Warszawy, aby podnieść pow stanie, a sam uderzy na Piotrków, gdzie stał Móllendorf. Kiedy go Pawlikowski spytał o opinie polityczne, wziął go za rękę i rzekł z poruszeniem : „Za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności całego narodu i dla niej tylko wystawię me życie.“
Tymczasem pokazało się, że Sołtyk nic nie zrobił z generałem Wodzickim. Dziemiński ściągnął na Podgórze Mangeta, dowódcę brygady W alewskiego, stojącej w obozie Wodzickiego pod Krzeszowicami. Manget, zobaczywszy Kościuszkę, zmieszał się, ale natychmiast przystał do rewolucyi, ostrzegał jednak, że kawalerya będąca pod jego rozkazami, pójdzie niezawodnie, ale na infanteryę niema żadnego wpływu. Sądził, że najlepiej udać się wprost do Wodzickiego. Proszono M angeta, aby podjął się tej misyi. Wodzicki zawiadomiony o rewolucyi i o „osobach, które do niej wchodzą, oświadczył, że natychmiast stanie pod rozkazy Kościuszki. Chcąc bliżej dowiedzieć się o przygotowaniach, wysłał Kościuszko Zajączka do Warszawy i żądał raportów z innych stron kraju; sam zaś oddalił się z Podgórza i Dawił w okolicy Niepołomic, czy też w Wiatowicach pod Grdowem. 3) Kilku wtajemniczonych wyjechało natychmiast w różne okolice, a przychodzące od nich wiadomości były „najpomyślniejszy" Kościuszko jednak nie śmiał zaczynać, a nalegania Pawlikowskiego brał za zapał młodości. Tymczasem przybył do Kościuszki Jelski z Warszawy „dla przyspieszenia większego .
Ale zamiast „przyspieszenia”, utwierdził Kościuszkę w „przewłoce” mówiąc, że Litwa nie jest jeszcze dostatecznie przygotowana. Miano zaprzeczeń Pawlikowskiego. Kościuszko uwierzył Jelskiemu i wysłał go na Litwę przez Warszawę, gdzie miał zalecić dalsze .przygotowania do rozpoczęcia rowolucyi na zimę. Również widzenie się Wodzickiego z Kościuszką, po drugiej stronie Wisły naprzeciw Tyńca, wpłynęło ujemnie na przyspieszenie wybuchu. 1) Wodzicki bowiem nie okazał się tak gotowym jak w pierwszej chwili, wymawiał się, „wchodził w polityczne okoliczności i pokazywał nieporę zaczynania rewolucyi” w końcu „zdawał się skłaniać”, ale wyraźnego oświadczenia zrobić nie chciał. Kościuszko, przepraw iw szy się na powrót do Tyńca po odjeździe Wodzickiego, powiedział Pawlikowskiemu, że uda się do Włoch; na błagania Pawlikowskiego zauważył, że nie potrzeba wszystkim powiadać o jego wyjeździe, a on „stawi się, gdy czas będzieu. Nareszcie pokazał Kościuszko dwa listy – jeden od Zajączka z Warszawy, który donosił, że przygotowania są małe, chłopi zimni, szlachta obojętna,2) a drugi od Sołtyka, donoszący, iż rozeszła się wiadomość pomiędzy kawaleryą o przybyciu Kościuszki i żołnierze z powodu tego śpiewają pieśni narodowe i odgrażają się Prusakom, na granicach nowego kordonu stojącym. Pawlikowski zbijał doniesienia Zajączka, a list Sołtyka przedstawiał jako dowód zapału. Kościuszko" oświadczył w końcu, że zatrzyma się, aby czekać na odpowiedź Wodzickiego, a tymczasem napisał listy do Jelskiego i Zajączka, z któremi pojechał Pawlikowski, aby dogonić Jelskiego. W liście do Jelskiego dawał mu instrukcye i zawiadamiał, że udaje się do Pizy, ale stawi się, „gdy będzie gotowość”. Pawlikowski bojąc się wrażenia jakie ten list uczyni, wymazał Pizę z listu. W trzy dni po jego wyjeździe Wodzicki doniósł Kościuszce, że komenda rosyjska kogoś szuka i radzi mu, aby natychmiast wyjechał. Kościuszko słuchał rady. Później się pokazało, że szukano tylko zbiegów wojskowych.
Tak przedstawia rzecz Pawlikowski. Barss w swoim raporcie, pisanym w pół roku później dla rządu francuskiego, nie wdaje się naturalnie w takie szczegóły, ale oświetla rzecz z innego stanowiska, w czem jednak nie stoi w sprzeczności z Pawlikowskim. Mówi on, że zaraz po spotkaniu się z Kościuszką na Podgórzu, przedstawił mu w obecności Zajączka stan rzeczy. Kościuszko wezwał do narady kilku oficerów z obozu krakowskiego. Na tej naradzie nastręczyły się „szkopuły” i środki do ich zwalczenia. Pozycyę wojsk rozłożonych między Nowem Miastem a Krakowem uznano za niekorzystną, ponieważ za pierwszem poruszeniem otoczone one byłyby przeważnem i siłami wojsk pruskich i rosyjskich. Należałoby więc wywołać dywersyę przez powstanie ludu miejskiego i wiejskiego na północy Litwy, przez poruszenie Tatarów litewskich, Kozaków i Ukraińców, ażeby w chwili, kiedy wojsko polskie zaatakuje Rossyan, powstańcy poprzedzeni wojskiem liniowem, rzucili się na oddziały rosyjskie stojące na Litwie i Ukrainie, dla przeszkodzenia im w udzieleniu pomocy armii rosyjskiej w Polsce stojącej. Takąż samą dywersyę należałoby urządzić od strony Prus. Co do broni uznano, że jest jej ilość dostateczna. W broni; szlachta ma szable i strzelby; mieszczanie również je mają ; włościanie mieszkający w pobliżu lasów, posiadają broń palną, a „wszyscy prócz tego mają oręż straszliwy w swych kosach; forma kos polskich pozwala z łatwością przytwierdzać je poziomo do kijów “. Nagradzano się następnie nad umundurowaniem, nad składami amunicyi i żywności. Uznano, że najlepiej byłoby akcyę rozpocząć, kiedy wojska nieprzyjacielskie udadzą się na zimowe leże. Z chwilą, gdy Wa rszaw a zacznie działać, powinno wybuchnąć powstanie jednocześnie w kilku punktach. Następnie odczuto potrzebę ustanowienia klubów patryotycz ych, któreby znosiły się z sobą, agitowały w śród ludności za powstaniem ; kiedy rzecz dojrzeje, ludzie wybrani z członków komitetu powinni stanąć na czele ludu, rozmieścić go po oddziałach i walczyć na ich czele pod rozkazami władzy tymczasowo ustanowionej, złożonej z wojskowych i członków różnych komitetów. Utworzenie owych klubów uważano za rzecz największej wagi, a nie trudno było wprowadzić je w życie, ponieważ już wiele stowarzyszeń ludowych powstało nagle w Warszawie, Poznaniu, Wilnie, Krakowie, Piotrkowie itd.
Plan ten – mówi dalej Barss – wymagał jednak czasu i pieniędzy. Kościuszko nie mógł pozostać dłużej na Podgórzu bez obudzenia czujności Austryaków, zwłaszcza, że obecność jego zdradzała już okrzyki radosne ludu i wojska na granicach Polski. Aby zmylić przeto nieprzyjaciół i „nie stracić na przyszłość zasobów, z których teraźniejszość korzystać mu nie pozwalał, postanowił wyjechać do Włoch obiecując, że jak tylko rezultaty narady podgórskiej zostaną urzeczywistnione, natychmiast na wezwanie do Polski powróci. Po rozstaniu się z Kościuszką, w tajem niczeni rozjeżdżali się po województwach, aby działać w myśl instrukcyi. Barss pojechał w sandomierskie i sieradzkie i był zachwycony ogólną gotowością; można zresztą przypuścić, że pisząc raport dla rządu francuskiego znacznie przesadzał, aby rzecz w lepszym przedstawić świetle. Powrócił do Warszawy w pierwszych dniach listopada.
Godząc te dwie relacye Pawlikowskiego i Barssa, można powiedzieć, w ogóle, że Kościuszko odniósł ujemne wrażenie o przygotowaniach, a stąd uznał wybuch powstania za przedwczesny. Pawlikowski ogromnie narzekał, że rzecz została odwleczoną. Dość szeroko wykazuje stan wojska, zgadzając się mniej więcej z obliczeniami Barssa. Zwłoka zmniejszyła tę siłę, bo wkrótce Moskwa gwałtem i namową zaczęła zniewalać żołnierza polskiego na Podolu, Wołyniu i Ukrainie do wejścia w służbę rosyjską, stąd za insurrekcyi tylko część jego drobna przerżnęła się do szeregów ojczystych. Nie podobała się zwłoka i Kołłątajowi: „Odjazd tak daleki pana Rafała – pisze do brata Jana – z kolegą jego podróży, wcale mi się nie zdaje. Opóźnienie oczywiste. Okoliczności miną, a później interes może będzie trudniejszy.
Ale najgorsze wrażenie wywarła odwłoka w Warszawie. Działyński dowiedziawszy się o odjeździe Kościuszki, „głośno okazał swe nieukontentowanie”. Sprzysiężeni zebrali się na naradę. Liczba ich znacznie się zwiększyła; na posiedzenie przybyli, prócz dawnych członków Komitetu: Piotr Potocki, Zieliński, podkomorzy nurski, Stanisław Ledochowski wojewodzie, Franciszek Orsetti i Jan Dembowski sekretarz Ignacego Potockiego. Kiedy czytano list Kościuszki, na wyraz odjazd wszyscy się poruszyli i przypisali winę tego „nadzwyczajnego kroku Jelskiem ui Pawlikowskiemu. Działyński rzucił list na ziemię; „sam przyganiał sobie, iż był za tern, aby wzywać Kościuszkę – bez niego bylibyśmy już swoje zrobili. Chcieli z nim zupełnie zerwać, ale czytając po raz drugi list, dostrzegli, że Kościuszko nie oznaczył, gdzie wyjechał. Nie przypuszczali, aby „opuścił Polskę w tak ważnej chwili; sądzili prędzej, że osoby wysłane do niego wzbudziły nieufność swoim niskiem stanowiskiem. Więc postanowili wysłać do Kościuszki „wysokiego urzędnika krajowego, którego w tajem nicy miały wybrać trzy osoby. W tedy Pawlikowski oświadczył, że Kościuszko wyjechał do Włoch, ale widocznie mu nie uwierzono, kiedy wybrano na poselstwo Piotra Potockiego i Orsettiego. Ci pojechali do Krakowa, sądząc, że Januszewicz wskaże im miejsce pobytu Kościuszki, ale ponieważ ten nic nie wiedział, więc powrócili z niczem do W arszawy.
Tymczasem z Litw yiz Wielkopolski od obywatelstwa, przychodziły pomyślne wiadomości; takież same od wojska na Litwie i Ukrainie. 2) Jednocześnie jednak Rosyanie przyspieszali zmniejszenie wojska. Działyński i Cichocki „potrafili je przeciągać przez zwikłania rachunków i wiele innych zwlekających przyczyn. 3) Gorący Pawlikowski, sądząc, że Kapostas i ulegający mu Działyński najwięcej szybkiemu działaniu opierali się, za pomocą dwu kobiet (jedną z nich była żona Barssa) wpłynął na Kapostasa, że przestał się ociągać i na gwałt chciał sprowadzić Kościuszkę. Na posiedzeniu związkowych u Kapostasa wydelegowano Jelskiego i Pawlikowskiego do Kościuszki, przedtem jednak mieli oni z Zielińskim i Orsettim udać się do Madalińskiego i wojska „naokół stojącego, aby zebrać podpisy i pokazać Kościuszce, iż zgadzają się poddać jego rozkazom. Posiedzenie skończyło się 0 10 wieczór, a już o północy „przeznaczeni wyjechali. .. W tem miejscu przerywają się pamiętniki Pawlikowskiego, z których najwięcej korzystaliśmy przy opowiadaniu o Związku warszawskim i jego czynnościach.
Pawlikowski nie pojechał jednak z Jelskim do Kościuszki, a zastąpił go oficer Guszkowski (inni nazywają go Goszkowskim). Uznano bowiem, że ten jako wojskowy zda najlepsze relacye Kościuszce i najlepiej też pojmie jego instrakcye. Spotkali się dopiero z Kościuszką we Florencyi, kiedy wracał z Rzymu. Zastali we Florencyi Niemcewicza i marszałka Małachowskiego – Kościuszko przyjechał dopiero w dni kilka. Niemcewicz w swych pamiętnikach opisuje jak się widział z Jelskim, z rozmowy z którym przekonał się, że Zajączek miał słuszność pisząc, że więcej było zapału niż rzeczywistego przygotowania. Według pamiętnika Kołłątaja wysłańcy „zaręczał" Kościuszce, że wszystko już przygotowane do insurrekcyi, że tylko przybycia jego czekają, aby rozpocząć. Ostrzegali zarazem, że „jeżeli nie zjedzie, wojsko rozproszone zostanie, najlepsi oficerowie się rozejdą i nie będzie można niczego dokazać". Kościuszko, według Kołłątaja odparł, że planu jego w niczem nie przeprowadzono; zaklinał, aby zastosowano się do jego instrukcyi, gdyż inaczej, „insurrekcya nie będzie powszechna i bardzo będzie do niej trudno przystąpić". Obiecał z początkiem lutego zjechać do Drezna i kazał sobie przysyłać rap o rty . Polecił delegowanym, aby wracali na Drezno i stamtąd „potrzebne rady, stosowne do jego planu odebrali". W zgodzie z tem jest relacya Niemcewicza, któremu Kościuszko mówił, że wiadomości, jakie miał z kraju iz Lipska „nie pozwalają na tak błahych podstawach budować", że „smutnie byłoby lekko i nierozmyślnie zacząć, by upaść".
To spotkanie się Kościuszki z warszawskimi wysłańcam i miało miejsce w końcu grudnia 1793 roku, lub na początku stycznia 1794 roku, gdyż Barss, który w połowie stycznia wyjechał z Warszawy, zastał już Jelskiego i Guszkowskiego w Dreźnie. W tymże czasie Parandier otrzymał wezwanie francuskiego ministra spraw zagranicznych, aby przybył do Paryża w towarzystwie którego z Polaków, w celu wyjaśnienia planu powstania i przygotowanych środków. Pojechał z nim Barss, który też – wkrótce złożył ów „raport historyczny", z którego cenne szczegóły przytoczyliśmy. Staraniem Parandiera i Barssa, jako umocowanego domokracyi lipskiej i komitetu warszawskiego, było pozyskać od Francyi pomoc pieniężną. Kołłątaj pisze, że obliczono ją poprzednio na kwotę jedenastu milionów liwrów, i że właśnie wskutek tego przedstawienia został Parandier wezwany „dla porozumienia się tak względem principiów jako i sposobów przyprowadzenia do skutku tej wielkiej roboty".
Jelski i Guszkowski wyjechali w krótce z Drezna z zaleceniem, aby przez czas układów z Francyą wstrzymać wybuch przynajmniej do końca marca.
Wśród tych przygotowań doszła wiadomość z Wiednia, że Austrya wie o mającej wybuchnąć insurrekcyi i pragnie się także do niej przygotować w Galicyi. „Gubernator Galicyi – pisze w swym pamiętniku Kołłątaj – miał od swego dworu zlecenie szukać między znaczącym i Polakami takiego, któryby się podjął zrobić insurrekcyę, gdyby na to był od Austryi w czasie wezwany. Ci, z którym io to traktował, wskazali mu Polaków w Dreźnie mieszkających, na co on odpowiedział, że o tamtych dwór wiedeński w ie; lecz gdy mu kazał we Lwowie szukać, znać, że chciał mieć nocyę o dyspozycyach innych Polaków. Wypadało to właśnie w czasie frym arków króla pruskiego o subsydya na nową kampanię. Do tej konfidencyi mieli być przypuszczeni: Seweryn Potocki (poseł bracławski) i Tadeusz Morski (kasztelan kamieniecki) ludzie, po których nie można było nic obiecywać, jako po tych, którzy ani kredytu, ani odwagi nie mieli. W rzeczy zaś samej krok ten jedynie do tego zmierzał, aby rozszerzona pod m niem anym sekretem wiadomość, mogła obudzić ufność Polakóww domu austryackim, żeby też rząd galicyjski pewniej wiedział, że ta konfidencya krótkotrwała, a nawet gubernator Brigido, który ją otworzył, odwołanym został”.
Kiedy Jelski z Guszkowskim złożył swe sprawozdanie komitetowi warszawskiemu, wybuchło gwałtowne niezadowolenie. Wyczerpała się cierpliwość, zwłaszcza, że komisya wojskowa na żądanie Rady Nieustającej przygotowywała stanowczą redukcyę wojska. Wielu wyższych wojskowych przybiegało już przedtem do W arszawy, nastając na Działyńskiego, aby nie czekał na Kościuszkę i podniósł chorągiew powstania. Do najbardziej niezadowolonych z oświadczenia Kościuszki, należał Jakób Jasiński, poeta, pułtownik artyleryi litewskiej, który później zginął bohaterską śmiercią przy obronie Pragi. Był on wysłany do Warszawy z doniesieniem od wojska, że w Wilnie wszystko do wybuchu gotowe. „Jedni chcieli bez żadnego szefa wpaść na zamek podczas audyencyi publicznej i tam wyciąwszy Moskałów rozpocząć robotę przez rozesłanie sztafet po województwach, drudzy Prozora chcieli wziąć za naczelnika”. Podobno już przedtem Prozor w Chojnikach otrzymał od najgorętszych to wezwanie, więc też natychmiast udał się do Warszawy, „aby nakłonić związkowych do trzymania się Kościuszki. Protokoły Samojłowa wspominają, że Jasińskiego uspokojono, a Działyński i Kapostas wyjechali do Galicyi, gdzie listownie wzywali Kościuszkę. Kiedy powrócili, niewidziawszy się z nim, a Działyński wyjechał na Ukrainę, ogłoszono redukcyę wojska (21. lutego) kładąc jako ostatni jej termin dzień 15. marca. Prozor z księdzem Franciszkiem Dmochowskim wyjechali do Drezna, aby błagać Kościuszkę o rozpoczęcie insurrekcyi. 25. lutego (st. st. a więc 7. marca) było posiedzenie związku u szambelana Węgierskiego, gdzie przyszło 70 osób. Nie pytano już czy z Kościuszką, czy bez Kościuszki rozpocząć powstanie, a postanowiono za dwa dni przystąpić do działania, Kiedy Kapostas stanowczo nastaw ał, aby czekać jeszcze choć tydzieć na wiadomość od Kościuszki, kapitan artyleryi Miller porwał się na niego z szablą wołając: „Zdrajco, wkręciłeś się do nas, aby nam przeszkadzać w dokonaniu dzieła wyswobodzenia. Jak Moskale przez ten czas zabiorą arsenał i rozbiorą naszych żołnierzy, cóż nas czeka?” Na to Kapostas: „Lepiej, żeby tysiąc zginęło, niż sto tysięcy przez naszą nierozwagę “!)
To zebranie u Węgierskiego z 7. marca nieco inaczej opisuje Kołłątaj. Mówi, że jedni chcieli jeszcze czekać, a drudzy odrazu dać hasło do insurrekcyi. Ponieważ robota „wiadoma była królowi", przeto zaczęły się formować partye. Jedna chciała postawić na czele księcia Józefa, druga Kościuszkę. „Zapaleni mniej na te partye zważali, bo im było jedno, czy z szefem, czy bez szefa zaczynać, byle zacząć, ile, że sekret coraz bardziej się wydawał“. (<gdy Kapostas zalecał zwłokę, Meller, „człowiek zapalony, ale poczciwy”, porwał się do szpady na Ivapostasa, – „zrobił się tumult”, związkowi rozeszli się bez porozumienia. Meller z Jeżewskim wyjechał zaraz do Drezna, aby Kościuszkę nakłonić do jak najrychlejszego zjechania do Polski.
O tem zebraniu dowiedział się Igelstrom i kazał aresztować Węgierskiego, Stanisława Potockiego, Działyńskiego, Kapostasa i Dziarkowskiego. Działyński, jak wiemy, bawił w tedy na Ukrainie. Dowiedziawszy się o wykryciu związku chciał uciekać. Został pochwycony na samej granicy austryackiej. Kapostas uciekł do Krakowa. „Inni związkowi rozpierzchli się, rozprzągł się cały związek”.
Tymczasem Prozor przybył do Drezna i widział się z Kościuszką. Notatka rękopiśmienna z tradycyi rodziny Prozorów ułożona mówi, że Prozor z pistoletem w ręku groził odebraniem nawet sobie życia, „jeżeli Kościuszko trwać będzie dalej w odmowie ratowania Ojczyzny”. Karpiński „Kościuszko opierał się przyjęciu naczelnictwa, mówiąc, że przygotowania są niewykończone”, że krótki zapał w niektórych obywatelach prędko przygaśnie”, że „nieopatrznie porywać się nie mając mocy gruntowej”, Prozor obiegł całą kolonię polską i wraz z nią padł do nóg Kościuszce, prosząc ze łzami, „ażeby ratunek swojej nieszczęśliwej Ojczyźnie nie odmawiał”. Kościuszko pod naciskiem ustąpił, a Prozor podążył do' Warszawy i Wilna, wioząc pożądaną wiadomość. Z niezmiernym zapałom witano go w obu stolicach.
Na Kościuszkę nalegali i przybyli z Warszawy Meller (czy Miller) i Jezierski. Zachęcały go też listy „już przed tygodniem odebrane” od Kazimierza Sapiehy, Zielińskiego i innych obywateli, jak również list z Krakowa od Linowskiego „z najsilniejszemi zaklęciami – pisze Kołłątaj, – iż już niema czasu dłużej oczekiwać i oglądać się na jakikolwiek systematyczny układ; że ta robota, jeżeli nie będzie skutkiem rozpaczy, przez żaden inny sposób udać się nie może; że ją trzeba rozpocząć z wojskiem, nim je do reszty rozpuszczą, że wojsko koło Krakowa stojące na to jedynie czeka; że Kościuszko odpowie Bogu i Ojczyźnie, jeżeli zwlecze dłużej tę robotę, której prawie tydzień tylko czasu zostawiono”. .. . Wysłano więc. Dmochowskiego przez Wrocław, „aby ostrzegł zgromadzenie krakowskie o term inie przyjazdu Kościuszki”. Sam zaś Kościuszko z bratem Kołłątaja udał się przez Pragę do Krakowa.
Kościuszko jechał ze „szczegółowym programem obrzędów politycznych, jakie się miały odbyć w Krakowie. Autorami tego programu byli Potocki i Kołłątaj, którzy chcieli w ten sposób „przeszkodzić tworzeniu się innych stronnictw, przeciwnych pożytkowi narodu i żeby jedność osiągnąć. „Po wyjeździe Kościuszki, – znów pisze Kołłątaj, – poczta przyniosła wiadomość do Drezna, że Madaliński nie czekając na nic, rozpoczął insurrekcyę nad Narwią. .. Po tej wiadomości Zajączek zW eyssenhofem udali się zaraz do Krakowa. Przybył także Gaudzicki kurjerem od generała Wodzickiego z wezwaniem do Kościuszki, aby jak najrychlej przyjechał, zaręczając wszystko z nim robić, nic bez niego nie poczynać.
Choć zatem związek wskutek aresztowań upadł, rzecz stanęła. Przygotowania były tak dalece posunięte, zapał pomiędzy w tajem niczonymi tak wielki, że nie potrzeba już było ani uchwał, ani rozkazów. Zresztą Maruszewski, wspominany już jako jeden z najgorliwszych agentów, objeżdżał krakowskie i sandomierskie, widział się z kilku związkowymi, którzy się schronili w Krakowie i udał się do Warszawy, „gdzie się starał zbierać gorliwszych, zaklinając ich na miłość Ojczyzny, aby rąk nie opuszczali. Powierzone mu listy do wojskowych rozdał, a do dalszych komend sam pojechał, wszystko wypełnił według danych zleceń tak, że według Kołłątaja „zaczęcie pracy na nowo około insurrekcyi w Warszawie, poruszenie całego koronnego wojska jem uw inni jesteśmy.
Dla przechowania we wdzięcznej pamięci twórców insurrekcyi musimy jeszcze wymienić nazwiska tych spiskowych i agitatorów, o których w opowiadaniu naszem nie wspomnieliśmy. A więc należeli do nich: poseł Kochanowski z Sandomierskiego, Gliszczyński z Wielkopolski, poseł Weyssenhof, Liberadzki, Gąsiorowski, Wojczyński z Rawskiego, J. Kruszewski i skarbnik Bogucki, dzierżawcy w dobrach Prozora, ks. oficyał Pałuski ze Żytomierza, Pawszowie z Owruckiego, z tychże okolic Antoni Przybora, Rabsztyński, Biernacki, Ostaszewski; – w Wilnie i na Litwie: mecenas Ignacy Grabowski, Snlistrowski, Stanisław Sołtan, marszałek litewski, Michał Brzostowski, Adam Wierzejski, pisarz nowogrodzki, Michał Dziekoński, Ignacy Tyzenhauz, szef gwardyi litewskiej z ośmin oficerami, Karol Morawski i t. d.1) W Krakowie byli wtajemniczeni prócz Wodzickiego, M angeta,Dmowskiego: kasztelan Dembowski, buchalter Manderle, który jeździł kilkakrotnie do Saksonii z szyfrowanemi listami, oraz wyżsi wojskowi, Karczewski, Krzycki, Ukielski, Lnkke, Kalk i inni.2) Są również ślady, że zgromadzono się i naradzono klasztorach i monasterach, jak w kijowskim, u Bazylianów w Owruczu, Radomyślu, Żytomierzu i u Trynitarzy w Kamieńcu podolskim.