Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział dwudziestydziewiąty


SIŁY WALCZĄCYCH ARMII. – POWSTANIE WIELKOPOLSKIE.

Warszawa uwolniona; nieprzyjaciel po kilku utarczkach, w których wiele ludzi stracił, dziś w nocy uszedł. Niemasz już ani Moskałów, ani Prusaków, pójdziemy ich szukać. Idź przyjacielu i Ty szukać ich i uwalniaj Litwę od najezdnikówu. W te słowa odzywał się Kościuszko do Mokronowskiego, w liście pisanym po ustąpieniu Fryderyka Wilhelma i Fersena z podszańców Warszawy. 

I rzeczywiście zdawało się na pozór, że nieprzyjaciela trzeba będzie dopiero szukać. Ale gdy minęło pierwsze radosne uniesienie, przekonano się że położenie nie jest pomyślne. Stan rzeczy na Litwie był beznadziejny, blisko granic Korony stał Derfelden, w pobliżu zaś Pilicy, koło Kozienic, zatrzymał się 10tysięczny korpus Fersena, stykający się bezpośrednio prawie z posterunkami pruskiemi. Prusacy bowiem odstąpili, ale nie ustąpili. Linię między Bzurą i Pilicą, wdłuż Rawki, od Łowicza do Rawy, zamknęła główna armia pruska, a Fryderyk Wilhelm założył tu warowny obóz w Chrzonowicach. Dodajmy do tego kolumny pruskie nad Narwią, a przekonamy się, że Warszawa była jakby trzymana w blokadzie. Prócz tego szły już, pewne niestety, wieści o ciągnieniu ku Polsce nowej armii rosyjskiej pod dowództwem słynnego Suworowa, który sam starczył za drugą armię, jak się w reskrypcie do niego wyraziła Katarzyna. Nie zapominajmy wreszcie, że lubelskie było zajęte przez Austryaków. 

Liczba wojsk pruskich razem z korpusami stojącym i w Wielkopolsce i wkraczającym i do niej wynosiła około 55.000. Armię rosyjską w Koronie i na Litwie można liczyć przynajmniej na 45.000. Doliczywszy do tego zbliżającą się forsownym i marszami 15.000 armię Suworowa, bez przesady można powiedzieć, iż armie nieprzyjacielskie liczyły (pomijając austryacką) przynajmniej 110.000 żołnierza. Przeciw tym regularnym zastępom miał Kościuszko pod Warszawą nieco więcej jak 25.000 żołnierzy (nie liczymy mieszczan warszawskich, bo ci po ukończeniu oblężenia Warszawy nie wchodzili już w rachubę i broń na rozkaz Kościuszki złożyli); nad Narwią stało koło 7000, na Powiślu południowem 4000; kolumny Sierakowskiego i Pawła Grabowskiego (dawniej Chlewińskiego) liczyły głów co najwyżej 8000. Dodajmy do tego 16.000 wojska litewskiego, które zdołał wycofać i zgromadzić Mokronowski, – dodajmy wreszcie 4000 powstania Wielkopolskiego, a siła armii polskiej wynosić będzie 64.000 ludzi. Gdyby nawet przypuszczać, że jeszcze tu i ówdzie były jakieś drobne oddziały powstańcze, niewliczone do liczby ogólnej, to i tak pod bronią stało co najwyżej 70.000 w połowie nieregularnego i źle uzbrojonego. Wobec tego biorąc na uwagę „wartość techniczną i wyprawę wojskową”, armia polska była przynajmniej przeszło dwa razy słabszą od armii nieprzyjacielskich. Prócz tego, armia litewska zebrana przez Mokronowskiego, była znużona i niepowodzeniami zdemoralizowana.

Nr. 112. Rachunek podpisany przez Kościuszkę w paźdz. 1794 roku.
Nr. 112. Rachunek podpisany przez Kościuszkę w paźdz. 1794 roku.

Ciężkiem więc było zadanie Kościuszki. Naturalnie myślał przedewszystkiem , aby powiększyć swoje słabe siły; w tym celu rozkazał Kadzie Najwyższej Narodowej wydać ustawę o przystawieniu nowego rekruta, na miejsce pospolitego ruszenia. Ustawa ta, wobec zaszłych za chwilę wypadków, została, rzecz prosta, na papierze. O werbowaniu ochotników także mowy być nie mogło, bo chyba do tej chwili, kto chciał, miał już czas zaciągnąć się w szeregi narodowe. Nadzieja na wielkie powstanie ludowe już dawno upadła. Lepsza, patryotyczniejsza część szlachty spełniała od samego początku swą powinność, reszta jak była, tak pozostała obojętną. 

Niezrażony tem Kościuszko rozpisywał wciąż polecenia generałom, aby kompletowali komendy, i listy do obywateli, aby rąk nie opuszczali. Jeszcze 5. września, to jest ostatniego dnia oblężenia Warszawy, wysłał odezwę „do obywatelów województwa wołyńskiego i do innych, przez ostatni gwałtowny zabór moskiewski od ciała Rzeczpospolitej oderwanych”, wyrzucając im, że „gdy wszystko co tylko nosi polskie imię, chwyta się wszelkich środków do zrzucenia obelżywego jarzma”, oni jedni dotąd „w gnuśnej zostają spokojności”. Co was wstrzymuje ? – pytał – „Nie macie w waszym kraju wojska, ale macie ludzi, a ci ludzie w net staną się wojskiem. Nie mieli wojska Wielkopolanie; a zrobiwszy zmowę świętą w jednym dniu w siedmiu Województwach zgnębili najezdnik i siłę zbrojną do kilkunastu tysięcy podnieśli. Dali oni wszystkim braciom potrzebny bardzo dla nich przykład, że powstanie bez pomocy wojska uskutecznione być może; byle tylko wszystkich umysły złączył interes Ojczyzny, a miłość wolności świętym je ogniem zapaliła. Nie wstrzymała ich od tego dzieła różność wiary i wyznania. Oboje to nic nie przeszkadza do kochania Ojczyzny i wolności. Niech każdy szanuje Boga, podług wiary swojej; a nie masz takiej wiary, któraby człowiekowi być wolnym zabraniała. Ta prawda połączyła Wielkopolan; mimo mnóstwo ludzi różnego wyznania w tamtych stronach uczuli, że nie mogą być szczęśliwi bez wolności, i odważyli się być wolnymi. Tak samo i wy czyńcie”. 

Wobec tych Wielkopolan zaciągnął Kościuszko dług honorowy, przyrzekł im bowiem, że w pierwszej chwili, gdy się to stanie możliwe, poszle im w pomoc wojsko regularne. Chwila ta nadeszła i  Kościuszko dotrzymał obietnicy. Dzięki temu powstanie Wielkopolskie nietylko wzmogło się i w zrosło, ale było .jednym promieniem słonecznym, jaki ozłocił ostatnie dni walki o niepodległość w roku 1794. Z tego powodu należy mu się obszerniejsze wspomnienie. 

Odezwa Rady Najwyższej Narodowej z dnia 14. czerwca do obywatelów prowincyi wielkopolskiej odnosiła swój skutek, w prawdzie nie zaraz, ale w czasie oblężenia Warszawy, kiedy patryotyzmowi Wielkopolan dopomogły przyjazne okoliczności. Fryderyk Wilhelm bowiem ściągnąwszy część swojej armii pod Warszawę, jednocześnie gotował posiłki dla wojska koalicyjnego, walczącego nad Renem przeciw Francuzom, przez co Wielkopolska została oswobodzona od wojsk pruskich. Pozostały w niej tylko słabe garnizony, rozproszone po głównych miastach i miejscowościach, a przeznaczone do utrzymywania łączności między armią operującą w Polsce, a krajami Fryderyka Wilhelma. 

W lipcu przez puszczę kampinowską dostali się do Warszawy delegaci obywatelstwa wielkopolskiego Niemojowski i Moskorzewski. Otrzymawszy od Kościuszki instrukcye, listy i odezwy, powrócili do Wielkopolski i rozpoczęli agitacyę. Nie było zrazu mowy o tem, aby z oblężonej Warszawy dało się wysłać do Wielkopolski piechotę z artyleryą, której Wielkopolanie przedewszystkiem się domagali. Kościuszko więc z początku pozostawał na listach „do najpierw szych obywatelów “ zaklinając na miłość Boga i Ojczyzny do „wytrwania wraz przedsięwzięciem dziele“. Zachęcał ich, aby „nie trąciwszy czasu, którego zwłoka byłaby najfatalniejszą dla wszystkich, upatrzywszy sposobność, wziąwszy się za ręce jako bracia… razem po różnych miejscach robili powstanie” zaręczając, że „przy najpierwszej okazyi - przyspieszy sam wybór wojska z najlepszym i generałami w posiłkach“. Dopiero kiedy go doszły wieści, że grunt jest już przygotowany, pomyślał w wysłaniu do Wielkopolski choć drobnego oddziału z Warszawy. Już w połowie sierpnia, jak powyżej zanotowaliśmy, powstała myśl polecenia tej misyi Dąbrowskiemu, któremu pragnął towarzyszyć Madaliński, niezadowolony widocznie z braku czynności dla siebie w oblężonej Warszawie.

Wszelkie jednak próby przełamania kordonu wojsk prusko-rosyjskich otaczających Warszawę, okazały się bezskuteczne. Napróźno Poniński chciał się przebić przez wojska Fersena na Wilanów i Piaseczno. Również bezskuteczne były próby przebycia Narwi, której bronił generał pruski Schonfeldt. Starano się wreszcie przerwać związek między armią okalającą Warszawę, a dywizyą generała Wolcky, zajmującą stanowiska między Zakroczymiem i Zegrzem. Wysłany w tym celu Madaliński, który w razie przebycia Wisły miał wkroczyć do Wielkopolski, spotkał się ze silnym oporem (24. sierpnia). Jedynie porucznikowi Bielamowskiemu udało się w 40 koni z pułku Mazurów przedostać się „cichym nader marszem ku puszczy Kampinowskiej. Dążąc 6 mil manowcami pojawił się nad Bzurą, szerząc popłoch wśród urzędników pruskich, zabierając kasy pocztowe, akcyzowe i składów solnych. Przyłapał nawet transport pieniędzy, więziony dla wypłaty żołdu armii pruskiej pod Warszawą. Doszedł aż do Gąbina i Włocławka, lecz ścigany przez większy oddział pruski, cofnął się z powrotem do Warszawy przynosząc wiadomość o braku poważniejszych sił pruskich w tamtejszych stronach i o transporcie amunicyi, który z twierdzy grudziądzkiej miano spławić Wisłą do Warszawy. 

Transport ten, jak wiemy, nie doszedł do miejsca swego przeznaczenia, napadnięty został bowiem przez oddział powstańczy Mniewskiego, kasztelana brzeskiego, który już przedtem alarmował załogi pruskie w Brześciu kujawskim i we Włocławku (20.-22. sierpnia). Mniewski na czele stu powstańców uderzył na oddział 30 żołnierzy, z oficerem konwojujący 11 ciągnionych Wisłą statków. Po walce, w której padło 13 Prusaków, statki z kulami działłowymi i 100 beczkami prochu stały się pierwszym łupem wojennym wielkopolskiego powstania. 

Wybuchło ono jednocześnie w różnych miejscowościach Wielkopolski. W województwie poznańskiem obywatele po licznych naradach zebrali się w połowie sierpnia na zjazd walny i uchwalili natychmiast przystąpić do działania (obecni byli: Rogaliński, Niemojowski, Gliszczyński, Miaskowski itd.) Zabrawszy magazyn pruski w Śremie, założyli pod tern miastem pierwszy obóz. 24. sierpnia w sile 600 koni stanęli pod Gąbinem, gdzie spisali akt insurrekcyi i złożyli przysięgę. Udali się następnie pod wodzą Niemojowskiego do Szmigla i Racad niedaleko Kościany, w której znajdowało się 200 kawalerzystów generała Mansteina. Niemojowski uderzył na Kościanę, Manstein cofnął się z miasta dla połączenia się z batalionami; powstańcy zabili 30 ludzi i zabrali ekwipaż Mansteina poczem ustąpili, gdyż trudno było ścigać nieprzyjaciela posiadającego armaty. W Sieradzkiem chorągiew powstania podniósł Ignacy Błeszyński starosta brodnicki. Obywatele zgromadzeni w jego Złaczewie uchwalili zbrojny zjazd w lesie pod Sieradzem, aby uderzyć na załogę pruską. Kto me miał broni poprzestawał na szynie żelaznej, rozklepanej na kształt pałaszów. Porozumiawszy się z mieszkańcami Sieradza dokonali napadu 01. w nocy; Prusacy bronili się w ratuszu, ale utraciwszy 4 ludzi poddali się; wzięto do niewoli kapitana, 3 podoficerów i 42 gemajnów, zdobyto przytem 2500 korcy owsa, 1000 korcy żyta, 800 beczek soli i kasę z 700 talarami. Generałami obrano Lipskiego i Zbijewskiego. Nie udał się Sieradzanom zamiar atakowania Łęczycy, a rezerwa pozostawiona w Sieradzu musiała się cofnąć przed pułkownikiem Boninem, który zrabował miasto, splądrował okolicę, wielu obywateli zakuł w kajdany i wysłał do Nissy, fortecy śląskiej; Prusacy pastwili się nad kobietami, kilka zamordowali. – Województwo kaliskie powstało w Pyzdrach. Skórzewski zniósł w Kole 150 huzarów pruskich, przekropił też Prusaków pod Kaliszem. – W Gnieźnie również ogłoszono akt insunekcyi, ale po nadejściu silnego korpusu pruskiego, oddział gnieźnieński nie mógł długo się utrzymać. Współczesne źródła polskie i niemieckie (nie zawsze zresztą wiarogodne) wspominają jeszcze o wzięciu przez powstańców Leszna, Kłodawy, Rawicza itd. Oprócz powyżej wymienionych dowódców zasłużyli się w partyzantce wielkopolskiej: Grudziński w okręgu noteckim, Lenartowicz w Sieradzkim, Stokowski w Łęczyckim, Lipski w gnieźnieńskim, Psarski w wieluńskim itd.

Powstanie szkody wielkiej Prusakom nie przyczyniało, ale budziło trwogę, bo rozlewało się po szerokiej przestrzeni. Więc też już w końcu sierpnia wyruszył Szekely z pod Warszawy, z batalionem piechoty i trzema szwadronami jazdy przeciw powstańcom. 1. września wysłano przeciw nim, rów nież z pod Warszawy, generał-majora Schwerina z dwoma batalionami 1 dwoma szwadronami. Jednocześnie ze Śląska pomaszerował do Kalisza pułkownik Dessow, a z Pomorza w okolice objęte ruchem powstańczym podążył pułk kirasyerów imienia księcia Ludwika Wirtemberskiego. 

Kiedy Fryderyk Wilhelm odstąpił od oblężenia Warszawy, Kościuszko wysłał księcia Józefa z8-tysięczną dywizyą ku Bzurze dla obserwowania Prusaków, a jednocześnie w dniu 9. września polecił Dąbrowskiemu wyruszyć do Wielkopolski. Ponieważ wiele wojska posłać nie mógł, wiedząc, że lada chwila przyjdzie mu stoczyć bój z Moskwą – przeto „w osobie komenderującego generała chciał nagrodzić ten niedostatek”. 

Rozkaz Kościuszki brzmiał: „Daję ordynans generał-majorowi Dąbrowskiemu, aby z powierzonem sobie wojskiem dążył do Wielkopolski drogą i sposobami, które mu roztropność i talent a jego w skażą za najlepsze i najdogodniejsze. Starać się będzie łączyć jak najrychlej z zebranym i tejże prowincyi korpusami, obejmie nad nimi najwyższą komendę i będzie miał moc rozkazywania i dawania swych ordynansów szystkim generałom wojewódzkim i wszystkim jakiejkolwiek bądź rangi oficerom siły zbrojnej wielkopolskiej do obracania komend swych tam, gdzie uzna tego potrzebę; znosić się będzie z rządem cywilnym względem uprowidowania i opatrzenia w wszyskie potrzeby wojska narodowego. Użyje wszystkich sił swoich do gnębienia nieprzyjaciela i wypędzenia go z krajów najechanych, do zabierania kas i magazynów, słowem do jak największego szkodzenia i znoszenia nieprzyjaciela; starać się będzie utrzymywać jak największą komunikacyę z korpusem głównym i jego dywizyami i jak najczęściej i najostrożniej dawać będzie raporty o obrotach swoich. Co wszystko gorliwości obywatelskiej i talentowi jego polecam z zapewnieniem największej narodu wdzięczności”. 

Dąbrowski natychmiast wyruszył w pochód; towarzyszył mu jako „pełnomocnik” Wybicki. Miał pod sobą brygady Rzewuskiego i Dąbrowskiego, liczące 900 koni, 1000 piechoty 4. i 13. pułku, 100 strzelców Sokolnickiego złożonych z samej młodzieży warszawskiej, i 1 i 2 dział w połowie 3-funtowych, a w połowie 6-funtowych. Prócz tego Kościuszko wysłał za nim zaraz Madalińskiego w 600 koni i 400 rekrutów I. regimentu z 4 armatami. 13. września przeszedł Dąbrowski Bzurę pod Sochaczewem, atakował w Kamionnej i Witkowicach posterunki pruskie, zabrał w niewolę kilku oficerów i 80 żołnierzy. W obu atakach zginęło 100 ludzi po stronie nieprzyjaciela. W Ręce polskie wpadły wielkie magazyny mąki, owsa i soli. Pod Kamionną „dystyngwował się” pułkownik Sokolnicki. Kościuszko otrzymawszy raport, winszował „z serca” Dąbrowskiemu i obiecywał przysłać oficerom i żołnierzom „znaki wdzięczności narodu.”

Nr. 118. Jan Henryk Dąbrowski.
Nr. 118. Jan Henryk Dąbrowski.

W nocy z 13. na 14. września, oddział wysłany przez Dąbrowskiego atakował posterunek pruski w Pieczyskach. W czasie utarczki spaliły się magazyny, spłonęła też i kasa pruska, „która 60.000 wynosić miała”. 

Nazajutrz (14. września) złączył się z Dąbrowskim Madaliński na czele 600 koni swojej brygady. Dąbrowski „mając tylko dobro publiczne w zamiarze”, chciał mu, jako starszemu w randze ustąpić komendy, ale Madaliński, który jak to wiemy, już raz dał dowód skromności, nie przyjmując ofiarowanego przed powstaniem naczelnego dowództwa, i tym razem pozostał sobą: uznając zdolności Dąbrowskiego, poddał się jego władzy, zostawiając tylko sobie prawo wysyłania oddzielnych raportów wydawania pewnej ilości patentów na stopnie wojskowe. Kiedy więc – pisał Dąbrowski w raporcie on tej ofiary przyjąć nie chciał, wspólnie urządzać będziemy”.

Od Kościuszki żądał Dąbrowski, aby kazał połączyć się z nim „nieczynnemu ze znacznym korpusem 44 generałowi Bronikowskiemu. Kościuszko wysłał natychmiast ordynans do Bronikowskiego, aby z piechotą podążył do Kamionny, odsyłając kawaleryę do Warszawy. Bronikowski jednak spóźnił się w skutek czego Dąbrowski nie mógł nieprzyjacielowi wziąć tyłu, kiedy ten szedł na Koło i atakował z armatami powstańców wielkopolskich, zmuszając ich do „porządnej rejterady”. Również z tego samego powodu nie mógł stanąć Dąbrowski na czas pod Gąbinem, „gdzieby nieprzyjaciela, który naszych w Kujawach ściga, mógł w trzy mać”. Poprzestał na razie na tern, że wysłał sukurs powstańcom o sile 300 ludzi, którzy pod wodzą generała Rymkiewicza na powózkach z armatami pospieszyli do Koła, o czem uwiadomienie generał Schwerin bez wystrzału cofnął się ku Poznaniowi. 

Nareszcie 17. września wyruszył Dąbrowski do Gąbina, Madalińskiego zaś wysłał z kawaleryą na Sochaczew ku Łowiczowi, aby nieprzyjaciel sądził, że będzie w dwu miejscach atakowany. Za Gąbinem w Głaznowie mieli się połączyć dwaj dowódcy. O strzeżony przez Kościuszkę, że Prusacy dążą ku Wyszogrodowi, nie odmienił Dąbrowski planu, lecz nocą ruszył dalej do Koła „ratować związek Wielkopolski”. Prosił tylko Kościuszkę, aby dla utrzymania komunikacyi i wsparcia ekspedycyi wysłał jeden korpus obserwacyjny do K am ionny i do Gąbina, a drugi ku Łowiczowi, aby nie spadła na niego cała siła nieprzyjacielska. 18. września maszerował dalej, lubo nieprzyjaciel naokół go otaczał. Wysłany przez niego oddział zabrał magazyny w Tokarach i 9000 złp. Madaliński odesłał mu przejętą pocztę pruską; była w niej korespondencya Szekelego z królem pruskim.

W Kłodawie (19. września) złączył się Dąbrowski z Madalińskim, który dnia poprzedniego przetrzepał nieco Prusaków pod Kutnem . Przeszedłszy Wartę pod Kołem i Koninem złączył się z częścią powstania pod wodzą Mniewskiego. Ułożył plan z Madalińskim atakować Schwerina dążącego pod Kalisz, gdzie stały oddziały powstańcze Skórzewskiego i Niemojowskiego. Do spotkania jednak nie przyszło. 

W Słupcy, o 4 mile od Gniezna, a 8 od Poznania, połączyły się z Dąbrowskim powstańcy województw: poznańskiego, kaliskiego, gnieźnieńskiego, łęczyckiego, kujawskiego. „Zregulował” ile możności ten korpus, „w którym wojewodowie, kasztelanowie, innych dostojeństw i wielu orderów kawalerowie, nie mogąc wszyscy pierwszego posiadać stopnia, w szeregu towarzysza, a raczej nieustraszonego wolnego żołnierza, pełnili powinności”. Siły powstania wielkopolskiego składały się z 4000 ludzi „nieregularnych”; kawalerya, lubo na dobrych koniach, lecz źle „uzbrojona była”. 

„Zregulowawszy” ten korpus pomaszerował Dąbrowski w trzech kolumnach do Gniezna, gdzie stanął 25. września. Rozciągnął tak szeroko linię kawaleryi powstań wielkopolskich, że „trzeba było wierzyć, iż ten korpus wynosi do dwudziestu kilku tysięcy, w którem mniemaniu nieprzyjaciel był aż do końca wyprawy”. Nazajutrz wysłał Dąbrowski do Kościuszki obywatela Miaskowskiego z ustną prośbą, aby nadesłano mu „kilka armat 12-funtowych, takoż haubic, więcej piechoty oraz i papierowych pieniędzy Wychodząc z Gniezna postanowił Dąbrowski przejść rzekę Noteć. W tym celu starał się wyprowadzić w błąd nieprzyjaciela co do kierunku marszu. Wysłał więc naprzód porucznika Bielamowskiego w 200 koni, aby zaalarmował Poznań. Bielamowski dotarł pod same bramy Poznania; – nieprzyjaciel cofnął się do okopów, sądząc, że to przednia straż korpusu. Drugi oddział, złożony ze 100 strzelców z 2 armatami, pod dowództwem Madalińskiego posunął się na Trzemeszno ku Inowrocławiowi, „aby ściągnąć na siebie nieprzyjacielską atencyę“. Trzecia komenda, złożona z powstańców wielkopolskich pod wodzą Lipskiego, poszła na Barcin, sam zaś Dąbrowski, przez trzy dni myląc nieprzyjaciela, przeszedł Noteć pod Łabiszynem, gdzie już zastał Madalińskiego, który zniósł stojący w Łabiszynie posterunek nieprzyjacielski. 

W Łabiszynie chciał Dąbrowski przenocować. Rozlokował w mieście i na przedmieściu oddziały powstańcze, a sam stanął obozem po drugiej stronie miasta. Tymczasem Szekely, nie czekając, aż Dąbrowski go zaatakuje, nagłym marszem ruszył z Inowrocławia i o samej północy (z 28. na 29. września) uderzył niespodzianie na obóz Dąbrowskiego. Rozpoczął atak od ognia działowego, a siły swoje skierował na górę, na lewe skrzydło Dąbrowskiego. Awansował z taką natarczywością, iż przyszło do broni ręcznej, a „niektórzy bagnetami się kaleczyli”. Dąbrowski w 300 koni wpadł na piechotę po przyjacielską; kawalerzyści z taką odwagą uderzyli, że proporce w trupach zostawiali. Otworzywszy miejsce szykującej się z arm atam i piechocie/ ustąpił Dąbrowski ze swoim oddziałem, a regiment Bielamowskiego „stanął najmężniej”, i pod wodzą podpułkownika Muchowskiego wytrzymał trwający blisko godzinę plutonowy ogień nieprzyjaciela. Była chwila, w której o mało Dąbrowski nie dostał się do niewoli i ledwo przy pomocy obywatela Dziewanowskiego, z powstania kujawskiego i porucznika Dąbrowskiego uszedł rąk nieprzyjacielskiej kawaleryi. Potyczka skończyła się porażką Szekelego. Zostawiwszy na placu jednego oficera i 23 zabitych, skorzystał z ciemnej nocy i cofnął się nie ścigany, zabierając na 12 wozach ciężko rannych żołnierzy. Z naszej strony było 8 zabitych, 9 rannych i dużo koni skłutych bagnetami. Największą stratą była śmierć majora Jarząbkowskiego, który „z dystynkcyą„ wypełniał powinność swoją, a umarł nazajutrz z ran otrzymanych. 

Szekely cofnął się do Bydgoszczy, a Dąbrowski wysłał za nim na obserwacyę 800 koni pod generałem Rymkiewiczem. Sam pozostał w Łabiszynie „nie chcąc eksponować w takiej odległości żołnierza i amunicyi"; sądził, że trudno mu przyjdzie wyprzeć nieprzyjaciela z okopów i zdobyć miasto. Tymczasem Rymkiewicz dotarł do samej Bydgoszczy, rozproszywszy opół mili od miasta alarmujących go huzarów. Postawił widety na górach, a sam stanął z kawaleryą pod lasem tak, „że każdy musiał być w supozycyi, iż jest przy nim piechota”. Całe miasto miał jak na dłoni, mógł nietylko w nie patrzeć, ale i rozmawiać. Widział most zrzucony, bramy zamknięte i niezbyt wysokie i stare mury. Szekely stał po drugiej stronie wody za miastem. Niemcy wybiegali z miasta do Rymkiewicza mówiąc, że jest w mieście zaledwie 3 bataliony garnizonowej piechoty. Ustawiwszy na górach armaty i zająwszy promy w Siersku i Bartodziejach, wysłał Rymkiewicz w nocy 30. września raport do Dąbrowskiego, a jednocześnie list do pełnomocnika Wybickiego zaklinając go na miłość Ojczyzny, aby zmusił Dąbrowskiego do uderzenia na Bydgoszczy. „Gdzie idzie o dobro publiczne, tam wszelkie związki przyjaźni ustąpić powinny", więc zapomnij, (pisał), że jesteś przyjacielem Dąbrowskiego, a „użyj mocy praw a powierzonego sobie od narodu". Wybicki „pełen ukontentowania, że Bydgoszcz będzie naszą, udał się do Dąbrowskiego z determinacyą póty go nie odstąpić, póki nie będzie wydany rozkaz do marszu". Z radością zastał go już zdecydowanego do uderzenia na Bydgoszcz. O ile „egzekucya planu" Rymkiewicza wydawała się być „trudną, zuchwałą i niebezpieczną", o tyle po otrzymaniu raportu uznał ją Dąbrowski „łatwą, potrzebną, użyteczną, kiedy są opanowane góry. Natychmiast więc wydał rozkazy do wymarszu i rano o godzinie 6. stanął w szyku bojowym pod Bydgoszczą. Po kilku wystrzałach armatnich, wysłał do Szekelego majora Zabłockiego z propozycyą poddania się. Szekely postępując „wbrew wszystkim wojennym obrządkom" odpowiedział, że „albo Dąbrowski sam rozum stracił, albo rozumie, że on go stracił, takiej po nim wymagając rzeczy"; że Dąbrowski „powinien wiedzieć, iż ma z sławnym de Szekely do czynienia, który wszędzie Francuzów pobił". Oświadczył przytem Zabłockiemu, że jeżeli natychmiast miasta nie "opuści, w łeb mu strzelić każe. Po tej „nieprzyzwoitej odpowiedzi" wysłał Dąbrowski połowę piechoty do ataku. Garnizon bydgoski bronił się mężnie przez dwie godziny, zanim kapitulował. Korpus Szekelego zbliżył się do miasta, ale gdy spostrzegł, że Polacy są już jego panami i że Madaliński z kawaleryą most przechodzi, rzucił się do ucieczki ściągany przez Madalińskiego aż do Fordonia. Prusacy utracili 10 zabitych i 50 rannych – z naszej strony było 23 zabitych i 30 rannych. Dostało się do niewoli dwóch pułkowników, 1 major, 18 subalternów, 20 podoficerów, 372 gemajnych. Rannego pułkownika Szekelego znaleziono na ulicy w pobliżu mostu. Kiedy wołał o pomoc, poznał go jakiś kosynier i zawołał: „to jest Szekely, który nas palił i plądrował". Żołnierze chcieli rzucić się na niego, ale uratował go ten sam major Zabłocki, którego Szekely tak źle przyjął. Upokorzony wróg prosił o przebaczenie i życie. „Oboje byłbyś otrzymał, nie prosząc o nie", odrzekł Zabłocki. 1j mieszczonego w pobliskim domu i przyzwoicie zaopatrzonego odwiedził Dąbrowski. Szekely znów błagał o życie i pieniądze. Drżał o to, aby się na nim nie mszczono, zwłaszcza, że odwiedzało go wielu z tych, których zupełnie zniszczył, a między innym i Mniewski. Dąbrowski dał Szekelemu 54 czerw. zł. i zapewnił, że może być spokojny, że los jego osłodzi. Wezwany lekarz nie przepowiadał mu życia – i rzeczywiście umarł w 4 dni po szturmie, pochowany z honorami wojskowemi. 

W raporcie swoim o wzięciu Bydgoszczy podnosił Dąbrowski zachowanie się żołnierzy pruskich, którzy w pierwszej chwili po zdobyciu miasta, będąc jego panami, „mało tej naturalnej naruszali mocy". Obywateli ani plądrowali, ani krzywdzili, nie trzeba ich było od ekscesów wstrzymywać. Starzy żołnierze nie puszczali nawet kosynierów do wnętrza domów, aby nie mówiono, że chcą rabować. Pomimo, że niektórzy mieszkańcy strzelali z zamkniętych domów, Dąbrowski poprzestał na rozkazie, aby je natychmiast otworzono, grożąc tylko, że zamknięte podda rabunkowi. 

Raport Dąbrowskiego oddaje jeszcze pochwały “zawsze mężnemu” Madalińskiemu, który “nie omieszkał i w tej okazyi dać z siebie dobry przykład naszemu żołnierzowi”. Zniecierpliwiony, że kawalerya jego stała nieczynna podczas szturmu, chciał koniecznie przeprawić się przez Brdę, pod ogniem nieprzyjacielskiej artyleryi. Ledwo wstrzymany “w tej odwadze” przez Dąbrowskiego, “poszedł do armat i póty z nich osobiście strzelał, póki nieprzyjacielskich do wstrzymania nie przywiódł”. Ścigając potem kawaleryę Szekelego, pochwycił wielu jeńców. 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new