Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
PIERWSZY ROZBIÓR. – UPADEK DUCHA. – “PRAWA KARDYNALNE” I RADA NIEUSTAJĄCA. – ZWROT KU NAPRAWIE RZECZPOSPOLITEJ.
Dnia 5. sierpnia 1772 roku podpisany został traktat pierwszego rozbioru Polski, a w miesiąc później wyszły okupacyjne manifesty dworów wiedeńskiego, berlińskiego i petersburskiego.
Wieść o rozbiorze uderzyła jak grom niespodziewany, a tak ogłuszający, że przerażenie odebrało siły, ubezwładniło wszystkich, zgruchotało wolę, na miazgę rozbiło naturalne poczucie samoobrony. Położenie kraju zresztą o zbrojnym oporze nawet myśleć nie pozwalało. Pięcioletnia blisko walka a raczej partyzantka konfederacyi barskiej, doprowadziła Polskę do ruiny materyalnej i moralnej. “Głod groził zagładą – trzecia część pól w prowincyach najżyzniejszych nie obsiana… bydło robocze zjedzone przez wojsko lub wyginęło przy ciągłej przewózce z magazynów” – pisał już w roku 1771 Stanisław August do Katarzyny. Wszędzie widać było zgliszcza, spalone wsie zrabowane dwory. Rosyanie łupili majątki konfederatów i nakładali na nie kontrybucye; konfederaci odzwajemniali się niszcząc ekonomie królewskie i majątki stronników dworu. Dziełu zniszczenia pomagały bandy łupieżców i swawola żołnierstwa. Fryderyk II. przy pomocy Drewicza przemocą wcielał młodzież włościańską do swoich szeregów, a jednocześnie zasilał swój skarb przez rozpuszczanie w Polsce fałszywej monety. Ludność pograniczna opuszczała kraj masowo, chroniąc się do Węgier, na Śląsk, na Morawy. Młodzieży szlacheckiej, zdolnej do obrony kraju zabrakło, tysiące bowiem konfederatów poległo, tysiące poszło na Sybir...
Następstwem tego położenia był ogólny upadek ducha, brak wiary we własne siły. Stąd też, kiedy “patenta” zaborcze zagroziły karami tym obywacelom, którzyby śmieli stawić opór wojskom trzech mocarstw, a choćby okazać nieposłuszeństwo ich komisarzom, przeznaczonym do odbierania hołdu – zaledwie jednostki zdobyły się na odwagę nie składania nowym panom przysięgi. Co gorsza, zabrakło nawet godności w nieszczęściu: w wielu miejscach huczne zabawy i uczty towarzyszyły uroczystościom homagialnym. Szlachta białoruska wyrażała w Połocku wdzięczność imperatorowej; wielu Wielkopolan oświadczyło zupełną gotowość powiększenia liczby poddanych króla jegomości pruskiego. We Lwowie tylko starosta Kicki i podkomorzy Zielonka usunęli się od wzięcia udziału w uroczystości “instalacyjnej”, inni natomiast wręczali składkowy dar pieniężny (6000 dukatów) “organizatorowi prowincyi” Pergenowi; a byli i tacy co jak głośna kasztelanowa Kossakowska ubolewali nad swymi przyjaciółmi, że muszą dalej cierpieć rządy Poniatowskiego, nie mając szczęścia dostać się pod panowanie “świetnego w Europie domu cesarskiego”.
I tylko tym strasznym stanem kraju, tem zupełnem wyczerpaniem jego sił, tym niesłychanym wreszcie upadkiem ducha i uczuć obywatelskich da się wytłumaczyć fakt, który dziś jeszcze rumieni wstydem nasze czoła, fakt, że oddano trzecią część dziedzin ojczystych, prawie bez jednej próby powstrzymania najazdu.
Piszemy dlatego “prawie”, że w niektórych miejscach żołnierz na własną rękę stawiał opór. Tak Jan Kraszewski regimentarz partyi wielkopolskiej stoczył pod Elblągiem potyczkę z Prusakami, za co jak i za straty majątkowe sejm 1775 roku przeznaczył mu pensyę dożywotnią 20,000 złp. Innym “dystyngwującym się” towarzyszom pancernym i husarskim sejm po 2000 złp. wypłacić polecił. Vol. legum VIII, str 122”.
Napróźno Tadeusz Lipski, kasztelan łęczycki, żądał na radzie senatu zwołania pospolitego ruszenia; napróźno Stanisław August rozpisywał listy do monarchów, aby ujęli się za Polską; napróźno Feliks Łojko obalał w historycznym wywodzie (Zbiór deklaracyi) mniemane “prawa” państw zaborczych; napróźno usiłowano nie zwoływać sejmu i zrywano sejmiki wybierające posłów, aby udaremnić, a przynajmniej odwlec żądaną ratyfikacyę traktatu rozbiorowego; napróźno Tadeusz Rejtan rozdzierał szaty i kładł się na progu sali sejmowej, – kraj z rezygnacyą przyjął swe losy, nie przyszła pomoc z pogrążonej w apatyi zagranicy, a delegacya wybrana ze sejmu skonfederowanego pod laską Ponińskiego, zatwierdziła podział w dniu 18. września 1773 i ułożyła zasady przyszłej formy rządu (“prawa kardynalne”) pod naciskiem ambasadorów trzech mocarstw zaborczych, a raczej, ściśle biorąc, stosownie do woli ambasadora rosyjskiego Stackelberga.
Nowe prawa kardynalne, objęte ogólnikowo w traktatach podziałowych, zatwierdzone przez sejm w roku 1775 i gwarantowane osobnym aktem przez Rosyę, były w części powtórzeniem, a w części dopełnieniem dawnych z roku 1768. Zatwierdzały one wolny wybór (elekcyę) króla, usuwały cudzoziemców od korony, synom lub wnukom królewskim dozwalały objąć tron dopiero po upływie dwu panowań, utrzymywały liberum veto, tworzyły wreszcie pod nazwą “Rady nieustającej” władzę wykonawczą, wyposażoną prawem rozdawnictwa łask i urzędów. Dochody uszczuplonego państwa obliczono na 36 milionów złotych i pozwolono mu utrzymywać 30.000 wojska.
Rada nieustająca, stanowiąca stały rząd “wolnej i niezależnej Rzeczpospolitej”, składała się z 36 komisarzy, w połowie z senatorów, a w połowie ze stanu rycerskiego. Przewodniczącym w niej był król. Dzieliła się na pięć departamentów: spraw zagranicznych, sprawiedliwości, policyi, skarbowy i wojskowy. Wybór pierwszej rady pozostawiono królowi; wyboru następnych miał dokonywać sejm, co dwa lata, pozostawiając z dawnej Rady dwunastu komisarzy. Prócz tego sejm wybierał sąd sejmowy, mający być kontrolą Rady.
Władza ta, zbyt skomplikowana, stąd ciężka i słaba, musiała ulegać wpływom ambasadora rosyjskiego. Mimo to, była ona postępem, przejściem z bezrządu do stosunków uregulowanych. Choć słusznie znienawidzona przez patryotów, jako kreacya rządu rosyjskiego, aż nazbyt mu powolna, aż nazbyt wiele grzechów mająca na sumieniu, była przecież organizacyą posiadającą ciągłość działania, wyrabiającą w swych komisyach pierwszorzędne administracyjne siły fachowe.
Spokój zresztą jaki nastał po burzy, pozwolił krajowi w latach od roku 1775 do 1788, nieobfitych w wypadki polityczne, nietylko powoli wprowadzać ład i porządek w administracyi i podnosić się ekonomicznie, ale myśleć o lepszej przyszłości i gromadzić materyał do wzniesienia jej fundamentów.
Apatya i rezygnacya ustępowały. Zrozumiano, że nawet w najgorszych warunkach można pracować dla kraju, wzmacniać go, wyciągać dla niego korzyści. Uśpione sumienie narodowe przebudziło się – rozpoczęto dzieło naprawy Rzeczpospolitej.
Pozbawiona całkiem znaczenia politycznego, zależna we wszystkiem od prokonsula rosyjskiego, rządzona przeważnie przez jego jurgieltników, zgnieciona, wyczerpana, nie chyliła się przecie Polska do upadku, lecz krzepiła się, powstawała do nowego życia. I nie był to żaden cud lub przypadek, był to tylko dowód, że naród posiadał niezmierne zasoby moralne i spory zastęp tęgich, znakomitych ludzi, umiejących wprowadzić go na drogę odrodzenia. W czasach anarchii saskiej, barskiej partyzantki i tragedyi rozbiorowej, zasoby te były uśpione, ludzie ci nie mieli możności działania.