Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział dwudziestypiąty


ZABURZENIA WARSZAWSKIE. – WEJŚCIE AUSTRYAKÓW. -WYPRAWA LIBERADZKIEGO. – POWSTANIE W KURLANDYI. 

Upadek Krakowa przejął oburzeniem lud warszawski. Wiadomość o zdradzie Wieniawskiego, „który gniazdo narodowego powstania w ręce nieprzyjaciół podału, zapaliła ten lud „zemstą chciwą najprędszego ukarania tych, którzy posądzeni lub obwinieni o występki przeciwko narodowi pod strażą publiczną w więzieniach trzymani byli“. 

Już 25. czerwca między innemi żądaniami przedstawionemi Radzie Najwyższej Narodowej, domagano się, aby przyspieszyć ukaranie zdrajców. Gdy Rada na to odpowiedziała odmownie, nie chcąc tam ować biegu sprawiedliwości, wystąpiło przeciw niej silne rozjątrzenie. Iskrę tę rozniecił w wielki płomień Kazimierz Konopka, który 27. czerwca wyszedłszy na okopy Warszawy, gdzie milicya z trzech cyrkułów (Warszawa podzielona była na sześć cyrkułów – siódmy stanowiła Praga) odbywała ćwiczenia, przemówił gorąco do ludu o zdradzie Wieniawskiego, a wskazując słuchaczom bosego żołnierza, porównał jego dolę z dolą uwięzionych zdrajców, których kosztownie żywi i których gardło oszczędza Najwyższa Rada Narodowa. Wezwaniem, aby lud zażądał ukarania zdrajców, zakończył swą przemowę. Gdy wieczorem rozpuszczano przed ratuszem Starego Miasta sypiących szańce, Konopka po raz drugi z podwyższenia przemówił i nietylko powtórzył swe wezwanie, „lecz dla zapalenia umysłów kilku więźniów i ich zbrodnie wymienił“.  Lud temi mowami podburzony „rzucił się do buntu, bijąc alarm w bęben, gwałtem zwarty wzięty”. Kiedy lud zgromadził się na Krakowskiem Przedmieściu, szukał Kochanowskiego, członka Rady Narodowej prezesa wydziału bezpieczeństwa. Kochanowski uspokoił lud, przedstawiającym” konieczność przeprowadzenia dokładnego śledztwa, oraz przyrzekając, że wyrok na tych, przeciw którym są dostateczne dowody, lada chwila zapadnie. „Lud zawsze dobry i powolny, gdy czucia tylko własnego słucha, począł uśmierzać swój zapał“, ale znaleźli się inni, co nie byli powolni głosowi „własnego czucia“. Ci inni postawili w nocy przy pochodniach jedenaście szubienic w różnych stronach miasta, a rano o godzinie 8. przybyli zbójno do prezydenta miasta Zakrzewskiego, żądając natychmiastowego wyroku na zdrajców i również natychmiastowej jego egzekucyi. Zakrzewski powtarzał mniej więcej to samo co Kochanowski i również trafił do przekonania większości. Wydał też rozkaz tysiącznikowi Węgierskiemu zniesienia szubienic, które też już „w wielu miejscach podcięte zostały w, gdy część ludu „nieostrzeżona podobno, że to z woli zwierzchności policyjnej się działo dała uczuć silny odpór pełniącemu swą powinność urzędnikowi “.

Nr. 101. Kościuszko, popiersie. - J. U. Niemcewiczowi poświęca ziomek A(ntoni) O(leszczyński.)
Nr. 101. Kościuszko, popiersie. - J. U. Niemcewiczowi poświęca ziomek A(ntoni) O(leszczyński.)

Wobec tych rozruchów Rada Najwyższa Narodowa na sesyi nadzwyczajnej zalecił Sądowi Kryminalnemu przyspieszenie śledztwa i wyroków, oraz uchwaliła wydać do ludu proklamacyę; – sam Ignacy Potocki „czytał ją zgromadzonym na miejscu sesyi Rady“. Odezwa zapewniała, że „zdrajcy, którzy obcym sprzedawali Ojczyznę, a na głowy wasze podpisywali wyroki“, muszą być ukarani, że „Ojczyzna musi się zemścić krzywdy swojej na wyrodnych synach”. „Ale obywatele! (wołała odezwa) nie chciejcie pozorem przymusu kazić wyroku najświętszej sprawiedliwości” nie chciejcie być sam i sędziami, nie dawajcie powodu „do po twarzy niechętnym powstaniu naszemu, że zbrodnie w Polsce bardziej przez zapał ludu, niż przez wyrok prawa są ukarane”. W końcu odezwa, przyrzekając najszybsze o ile można wymierzenie sprawiedliwości, wyznaczała już na miejsce egzekucyi „plac Nalewek gdzie od kilku wieków były karane zbrodnie przeciw Ojczyźnie“. 

„Zdaw ała się pow racać umysłom spokojnośću. Ale lud nieobecny przy uchwałach Rady, podburzony wieścią jakoby zamierzano odwlekaniem egzekucyi uchylić zdrajców od kary, postawił na nowo obalone szubienice i rzucił się na-więzienia, z których wywlókł naj w niniejszych według swego mniemania. Wyciągnięto więc Massalskiego biskupa wileńskiego, A ntoniego Czetwertyńskiego kasztelana przemyskiego, jako tych, „co na szkodę kraju pensye zagraniczne brali“, Boscampa Lasopolskiego oskarżonego o kilkakrotną zdradę kraju, Roguskiego „instygatora postawionego przez Igelstroma przeciw powstaniu”, Piętkę i Grabowskiego, obwinionych o szpiegostwo, w reszcie Michał Wulfers, byłego członka Rady tymczasowej, którego oskarżono utrzymywanie stosunków z uwięzionym Boscampemiowy kradzenie papierów kompromitujących z archiwum Igelstroma. Wszystkich ich natychmiast powieszono wśród scen niejednokrotnie wstrętnych, o których wspomina „wyrok przeciw burzycielom spokojności”. Wulfers podobno był niesłusznie podejrzany i aresztowany. Zupełni o jednak niewinnym, ofiarą ślepych, dzikich instynktów, był instygator Józef Majewski. Niósł on w chwili rozbestwienia papiery do Sądu Kryminalnego, które szalejącemu tłumowi wydały się podejrzane; Majewski na zapytania ostro odpowiadał, nie chciał papierów pokazać, lecz usiłował je podrzeć; obwiniony na miejscu o wspólnictwo zdrady, zawisł na szubienicy. 

Na wiadomość o porwaniu uwięzionych, pobiegł natychmiast Zakrzewski do więzienia w pałacu Brylowskim. Uratować „zgubionychu nie mógł, ale ocalił tych, na których kolej przyjść miała. Głos jego zapanował nad zapalonem i umysłami”. Lud ulubieńca swego porwał na ręce, aby lepiej był słyszany. Udało mu się uratować nawet ciągnionego już na plac egzekucyi Fryderyka Moszyńskiego, marszałka wielkiego koronnego z woli Katarzyny, wiernego pomocnika Igelstroma w szpiegowaniu i chwytaniu patryotów. „Lud przestał – pisała Gazeta rządowa – na zaręczonem przyspieszeniu sprawiedliwości, ale chcącego prezydenta do domu powracać, częścią na własnych niósł barkach, częścią w powozie aż do mieszkania był od obywatelów ciągnionym, w pośród okrzyków i innych okazów publicznego szacunku. Stamtąd się lud rozchodząc, sam niezajęte trupami szubienice powywracał. Możnaż wątpić, aby lud tak dobry w przywiązaniu, tak powolny w uspokojeniu się, w zbytnim swym zapale nie był obcem powodowany natchnieniem? Aby lud, który w czasie oswobodzenia Warszawy od nieprzyjaciół tyle skromności i ludzkości okazał, nie był przywiedzionym do wyzucia się prawie z własnych sobie przymiotów przez zręczne podejście chytrej intrygi? Trzebaż jawniejszego dowodu nad smutek powszechny, który nazajutrz wyryty na twarzach ludu każdy postrzegał?”)

Wieść o „wzburzeniu ludu warszaw skiego14, doszła Kościuszkę nazajutrz pod Gołkowem. Przyjął ją „z goryczą i smutkiem”. Kiedy ja – pisał w odezwie do ludu warszawskiego – wszystkie trudy i starania natężam, aby odeprzeć nieprzyjaciela, „inny straszniejszy nieprzyjaciel grozi nam i wnętrzności rozdziera
. Chęć ukarania winowajców była dobrą, ale nie bez wyroku Sądu, z pogwałceniem świętości i powagi prawa. I to czyni lud, który wypędził najezdników ? Zastanówcie się – „obłąkały was złośliwie duchy, które chcą, aby Rządu nie było, bo wtedy łatwo was przyjdzie pokonać”. „Skoro obroty wojenne dozwolą oddalić się na moment od powierzonej mi powinności, stanę wśród was; może widok żołnierza, który życie swoje codziennie dla was naraża, będzie wam miły, ale chcę, ażeby żaden smutek, na twarzy mojej wyryty, nie skaził tej chwili, chcę, ażeby radość zupełna była  wtenczas dla was i dla mnie, chcę, ażeby widok mój przypomniał wam, że obrona wolności i Ojczyzny powinna nas jedynie zaprzątać i łączyć, że jednością tylko możemy być silni, że sprawiedliwością, nie gwałtem, bezpieczni u siebie i szanowani u świata będziemy”. W dalszym ciągu ganił opóźnienie sprawiedliwości i wskazywał właściwe drogi, jakiemi lud ma przedkładać swoje żądania. Prócz tego wysłał Kościuszko list do Rady, wyrzucając jej, że dopuściła do takiego zgorszenia. 

Niezwłocznie po wydaniu tej odezwy, do ogołoconej z wojska Warszawy wkroczyła brygada Jazwińskiego w 1200 koni, część pułku „przedniej straży” i pewna ilość piechoty. Najwyższy Sąd Kryminalny koronny wziął w swe ręce ukaranie winnych. Aresztowano 800 osób. Następnie Rada Najwyższa Narodowa 11. lipca wydala odezwę z powodu „okropnego zdarzenia, które jest przyczyną żałoby i smutku wszystkich poczciwych Polaków”. Tłumaczyła jakie przyczyny sądowi Księstwa Mazowieckiego nie dozwoliły „tak prędko pisać swoich wyroków, jak ich publiczna niecierpliwość żądała”. Odezwa piętnowała zbrodnię i obwieszczała, że rząd ukarze jej sprawców, że do sądzenia winnych Rada umocowała Sąd Kryminalny.

Sąd wydał wyrok 21. lipca. Skazał na powieszenie 7 obwinionych, którzy się przyznali, lub którym dowiedziono, że wieszali Massalskiego, Czetwertyńskiego, Majewsiego i Wulfersa. Straceni byli indywiduami najgorszego prowadzenia się. Innych, którzy pomagali oprawcom, skazanobna trzyblata. Obywatel Jan Dembowski wyszedł do ludu kiedy ten stawił szubienice i wskazywał odpowiednie według niego miejsca; prócz tego zachęcał do postawienia szubienicy przed pałacem prymasa – skazano go za to napół roku więzienia. Wreszcze Konopkę, jako burzyciela spokojności, skazanonawy wołanie z kraju. Sąd zaznaczył, że Konopka wprawdzie „ze smutkiem widział" wieszanie w innych i nie w innych, ale temu nie przeszkadzał. Wyrok przeciw skazanym na śmierć wykonano 26. lipca. Kościuszko w dwa dni później wydał odezwę do Rady, aby zaprzestała dalszych dochodzeń i aresztowań. „Należy uwiedzionym dać napomnienie i przekonać ich, że w mężnej walce z nieprzyjaciółmi jedyny mają sposób powrócenia do sławy obywatelskiej i do względów Ojczyzny". Dodajemy jeszcze, że Konopka i Dembowski znaleźli się później w legionach; Konopka dosłużył się rangi kapitana, a Dembowski został z czasem generałem brygady w wojsku włoskiem.

Zaburzenia warszawskie, smutne same przez się, miały jeszcze i te przykre następstwa, że wywołały wzajemne oskarżania się i podejrzenia Wprawdzie Kościuszko stwierdzał w odezwie swojej do Rady Najwyższej Narodowej, że „obce intrygii przekupstwo nie powodowały ludźmi na dniu 28. czerwca obłąkanymi”, ale pozostało jeszcze na długo poszukiwanie właściwych winowajców. Niemcewicz w pamiętnikach swoich podaje fakt, że już po tych wypadkach „pospólstwo podburzone przez Dembowskiego i Konopkę tłum nie zaczęło się gromadzić oskarżając (któżby powiedział?) niedawno ulubionego sobie Kołłątaja. Jest podejrzenie, że przychylni Moskalom, a może i sam dwór lękający się, by Kołłątaj nie powtórzył w Warszawie scen tragicznych Paryża, tę burzę przeciw Kołłątajowi podnieśli”. O co jednak oskarżano Kołłątaja, Niemcewicz nie podaje. Czyżby o wywołanie zaburzeń ? Ależ Konopka sam był inicyatorem rozruchów i uchodził właśnie za kreaturę Kołłątaja jako sekretarz podkanclerstwa, kiedy Kołłątaj był podkanclerzym. Z drugiej strony Godebski (w przypiskach do dzieła Michele ta o Kościuszce) podaje, że Konopka groził Kołłątajowi, że w ystawił szubienicę przed jego domem, że go Kołłątaj wezwał do siebie i upominał. Trudno wogóle sprawę tę rozstrzygnąć. Dlaczego n. p. nie oskarżano Ignacego Potockiego, kiedy Dembowski, drugi podburzyciel, był jego sekretarzem i zarządzał jego sprawami w Warszawie, w czasie gdy Potocki wyjechał po Targowicy do Drezna? Do dziś dnia zresztą z powodu Konopki Kołłątaj jest oskarżony, iż był moralnym sprawcą 28. czerwca. Dowodów na to nie ma, ale podejrzenia zostały. Łagodny wyrok na Konopkę wystarcza oskarżycielom. Jeżeli zaś dziś ta sprawa drażni i roznamiętniać, cóż dopiero musiało być zaraz po wypadkach. 

Oskarżycielem głównym Kołłątaja, pałającym ku niemu “zawziętą nienawiścią” (Korzon) był Linowski, człowiek bardzo małej wartości, szwagier powieszonego Wulfersa. Wydał on w roku 1795. List do przyjaciela, w którym wytacza szereg oskarżeń przeciw Kołłątajowi. Dokładał też wszelkich starań, aby poróżnić Kościuszkę z Kołłątajem i to może było przyczyną, że go Kościuszko odsunął od siebie, a Kołłataja nietylko “nie zamknął”, jak był powinien według Linowskiego, lecz przed i podczas oblężenia Warszawy bywał u niego prawie codziennie. Swoją drogą, “wiele zmartwienia ucierpiał od Kołłątaja Kościuszko, że nie szedł dość śmiało prędko” (Niemcewicz, str. 200). Stosunek Kołłątaja do dnia 28. czerwca, wyjaśnia w części bilet, jaki pisał w dniu poprzednim w odppowiedzi na list któla, przestraszonego pierwszemi zaburzeniami. “Patrzałem ja – są słowa biletu – na zgromadzony przed domem moim lud, który szukał Kochanowskiego w Wydziale Bezpieczeństwa zasiadającego; poszedł on z nimi i pewnie im wyperswaduje ten zamysł. W. K. Mość bądź spokojnym. Lud ten dobry jest, obraża go przewłoka i opieszałość sądu: wszakże ufam, że sądowi z rąk władzy nie wydrze; zaspokoi się przełożeniami Kochanowskiego, a nadewszystko prezydenta od siebie ukochanego (Zakrzewskiego)” Uznawał więc Kołłątaj opieszałość sądu (tegoż zdania był i Kościuszko), ale nie przypuszczał, aby lud przekroczył granice zwykłej demonstracyi. 

Wypadki warszawskie miały jeszcze inne następstw o. Kiliński pojechał do obozu Kościuszki z propozycyą, aby „wyłapać próżniaków 14. Kościuszko się zgodził i w ciągu jednej nocy (jeżeli Kiliński, jak zwykle, nie przesadza) „wybiano” 6000 próżniaków. Kościuszko polecił Kilińskiemu, aby z pomiędzy nich werbował regiment. W ten sposób sformował się regiment XX., którego pułkownikiem został Kiliński; składał się on z 20 oficerów danych przez Kościuszkę i 716 gemejnów. Podpułkownikiem był „grafu Konarski. 

W parę dni po wypadkach warszawskich nastąpiła nowa przykra niespodzianka. O planach cesarza Franciszka względem Polski nikt u nas nie wiedział, owszem, jak wiemy, łudzono się przychylnością, a przynajm niej neutralnością Austryi, więc też proklamacya generała Harnoncourta, datowana z Wielowsi, że wkracza do Polski „w celu usunięcia wszelkich niebezpieczeństw, na jakie mogłyby być wystawione granice Galicyi, jako też w celu zapewnienia bezpieczeństwa i spokojności krajów J. C. Mości” – była gromem rzeczywiście niespodziewanym. W ślad za proklamacyą wkroczyły w dniach 1. i 2. lipca wojska austryackie w sile 4000 w granice województwa lubelskiego. Ponieważ proklamacya, ułożona w nader łagodnych wyrazach, nie wspominała o krokach nieprzyjacielskich, zapowiadała nie walkę, lecz okupacyę, przeto Kościuszko dla niepowiększania liczby walczących wrogów, poprzestał na proteście, w którym oświadczył, że Polacy „szanują sumiennie traktaty, i że nie należy czynić odpowiedzialną Rzeczpospolitą za zgubne następstwa, jakie wejście wojsk austryackich sprowadzić może”. Wojskom swoim rozkazał Austryaków nie zaczepiać, a walczyć tylko w tym razie, gdyby były zaczepione. Austryacy zresztą, sami nie mieli ochoty do walki- Franciszkowi II. szło o dostanie owocu, który sam z drzewa spadnie. Nie udało mu się zajęcia Krakowa, więc wkraczał w województwa ogołocone prawie z wojsk walczących. Nic nie ryzykując, na nic się nie narażając, przez wprowadzenie wojsk swoich mówił sprzymierzonym: i ja tu jestem, i mnie przyszłego łupu część przypaść musi. Jak dziś wiemy, już poprzednio był wydany rozkaz Harnoncourtowi, aby był gotowym do obsadzenia Sandomierza i posunięcia się w głąb województwa lubelskiego i ziemi chełmskiej o tyle, o ile będzie to można uczynić „bez narażenia się na uzasadnione zażalenia sprzymierzonych dworów pruskiego i rosyjskiego”. Austryacy później zajęli Lublin, ale się z niego cofnęli. Na rezultaty walki bezpośrednio nie wpływali, ale przynosili poważne szkody. Zabierali rekrutów i sprawiali dywersyę strategiczną, trzeba bowiem było na wszelki wypadek trzymać w ich pobliżu oddziały obserwacyjne, przez co zmniejszały się siły bojowe armii polskiej. Prócz tego pobyt ich w najżyźniejszych województwach utrudniał zaprowiantowanie Warszawy.1) 

Te cele akcyi wojennej przedstawił też sam Thugut prezesowi Radynad w. woj. (Korzon z Zeissberga). Austryacy stoczyli zresztą parę drobnych potyczek. Pod Józefowem major Cybuski w 120 ludzi uderzył na 1500 Austryakówi ‘przez ten niespodziewany napad takich zmieszał, że rzucili się do ucieczki, zostawiając 9 gala rów zboża i magazyny w Józefowie. Cybulski wziął do niewoli 2 i kawalerzystów i 51 żołnierzy z piechoty. Później dzielnie obronił tegalary przed Prusakami i kozakami, którzy je napadli z drugiej strony Wisły. Kościuszko przysłał mu pamiątkowy zegarek.

Wmieszanie się Austryi do akcyi odczuł niezadługo Klemens Liberadzki, którego, jak wiemy, wysłał Kościuszko z 500 ludźmi na Wołyń w celu wywołania tam ruchów powstańczych. W pierwszej chwili wiodło mu się szczęśliwie. 28. czerwca stoczyli zwycięzką czterogodzinną walkę pod Włodzimierzem, pochwycił 40 jeńców i wpędził nieprzyjaciela za kordon austryacki. Wszedłszy do Włodzimierza, zabrał rosyjskie magazyny, bagaże i pieniądze, a zostawiwszy w nim załogę z ochotników tam zabranych, ruszył ku Łuckowi. Ostrzeżony o znacznych w nim siłach, poszedł do Krzemieńca, gdzie zniósł oddział przybyły dla zabrania pieniędzy ze skarbu Rzeczpospolitej. Wyruszył przeciw niemu z pod Kobrynia (7. lipca) pospiesznym marszem 5 tysięczny korpus pod wodzą generała Lascy, i dopadł go po pięciu dniach nad granicą austryacką. W tedy Liberadzki, widząc się otoczonym, wszedł do Galicy i pod Popowcami około Podkamienia. Tu mu kazano złożyć broń mimo, że atakowali go kozacy i karabinierzy; musiał nawet stoczyć walkę z huzarami, których wstrzymał dzięki 2 arm atom w rękach jego jeszcze będącym. W ten sposób dał sobie czas do rejterowania ku Podkamieniu, „lecz ledwo co na górę wszedłem (pisze w swym raporcie) zaraz Moskale kilku wystrzałami szkodzić mi chcieli, ale szczęśliwie nic nie straciłem z tych ludzi, którym broń po zo stała. Dezarmowani ani siebie ani bagażów obronić nie mogli, a zatem te wzięte zostały”. Wywiązała się nawet krwawa potyczka, naprzód porucznika austryackiego lir. Schwirdinga z kozakami, a potem przybyłej z Brodów pod wodzą pułkownika Hillenbranda piechoty i kawaleryi austryackiej z dragonami i kozakami rosyjskimi. Na to „extraordynaryjne zdarzenie” Austryacy wyrazili swe nieukontentowanie, i pułkownikowi kozackiemu odebrano natychmiast komendę. Liberadzkiego z rozbrojonym oddziałem odesłano do Lwowa. On sam powrócił na pole walki, ale żołnierzy jego przemocą wcielono do pułków austryackich. Wyprawa Liberadzkiego była epizodem drobnym, ale z jej nieudaniem się zniknęła ostatnia nadzieja wyrwania z karygodnej obojętności Wołynia. 

Jeden po drugim padał grom na nieszczęśliwą Polskę. Szczekociny, Chełm, upadek Krakowa, zaburzenie warszawskie, wejście Austryaków, nieudana wyprawa partyzancka dla wywołania powstania na Wołyniu – wszystko w ciągu jednego miesiąca! A tu potężna armia prusko-rosyjska zbliżała się pod Warszawę. Można było wpaść w rozpacz i zwątpić o powodzeniu świętej sprawy. 

Wśród tych chmur przebił się jeden tylko promyk jaśniejszy: powstała Kurlandya. 

Nr. 102. Tadeusz Kościuszko, sztych.
Nr. 102. Tadeusz Kościuszko, sztych.

Księstwo kurlandzkie, ten najodleglejszy kąt Rzeczpospolitej, połączony z nią na prawie lennem, zamieszkały przez ludność inno plemienną, rządzony przez księcia Piotra Birona, który z ambon kazał ogłaszać zakaz rozpraw iania o wolności równości i sprzedawania powstańcom broni i amunicyi, – nie wchodził prawie w zakres nadziei patryotów . tem większa była radość, że i wśród tej ludności, obcej mową i pochodzeniem, związanej bardzo luźnym węzłem z Rzeczpospolitą, objawił się patryotyzm polski. 

Wiemy już z opowieści o początkach powstania na Litwie, że Libawa (zwana wówczas Lipawą), odstąpiła powstańcom litewskim broń i amunicyę że Antoni Wojtkiewicz, generał ziemiański, zajął port Połągę, zabierał pruskie szmagi (statki) i przecinał konumikacyę Prus z Rosyą tak na lądzie jak i na morzu. Wojtkiewicz posuwając się w głąb kraju, zajął koło 20. czerwca bez oporu Libawę. Wówczas zgromadzona część szlachty (reszta lgnęła do Moskwy i niemieckim duchem była przepojona) z mieszczaństwemi ludem w dniu ln czerwca zebrała się w Libawie i podpisała akt powstania. Początek jego brzmi: 

„My szlachta, obywatele i mieszkańcy Księstwa Kurlandzkiego. – Troskliwi o całość, wolność i niepodległość naszą, w czasie, kiedy Naród Polski i Litewski, zrzuciwszy z siebie jarzmo przemocy, wzywa nas do wspólnego powstania, jako obywatele zdawna do tegoż narodu inkorporowani i jednej Ojczyzny synowie, bynajmniej nie wahamy się dążyć z współbracią naszą, do wspólnego uszczęśliwienia; bardziej, kiedy uniwersał obywatela Antoniego Wojtkiewicza, generał-majora powiatu Księstwa Żmudzkiego, pod dniem 20. praesentium pisany, z rozkazu Narodu, oraz imieniem tegoż Narodu, zaręczył nam, nie tylko wszelką każdego własność, religię, bezpieczeństwo, wolność przyzwoitą i sprawiedliwość, ale też praw ai przyw ileje nasze. Stosowny więc do Aktu Krakowskiego Województwa, jako też Pow stania całego Narodu polskiego i litewskiego czyniąc związek, za Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej całego Narodu ze wszystkimi przyległościami, Państwami, Księstwami i Województwami, Tadeusza Kościuszkę uznajemy”. 

Następnie akt wspominał o delegatach do Rady Najwyższej Narodowej, który mają przedłożyć na piśmie desideria Kurlandyi i powoływał jednomyślnie obywatela Henryka Mirbacha na generał-m ajora, „obowiązując go miłością Ojczyzny do wierności Księstwu naszemu, a do posłuszeństwa Najwyższemu Naczelnikowi Kościuszce”. Dalej akt przyrzekał, „gdy naród polski wesprzeć powstanie nasze wojskiem swym deklaruje”, dostarczanie dla tego wojska furażu; przyrzekał również obronę „życiem i majątkiem wolności, całości i niepodległości, uległość Radzie warszawskiej i uważanie za zdrajców kraju tych wszystkich, co w ciągu dwóch niedziel nie przystąpią do świętego związku”. Akt kończył się słowami złożonej przez wszystkich obecnych przysięgi. 

Nazajutrz rano na rozkaz Mirbacha zgromadziła się na rynku cała ludność męska z magistratem. Mirbach oświadczył zebranym, że w imieniu Rady Najwyższej Narodowej obejmuje nietylko Libawę, ale całą Kurlandyę. Następnie polecono mieszkańcom przysięgać, na co jednak niektórzy zrazu zgodzić się nie chcieli. W końcu poszli wszyscy do kościoła i tu złożono przysięgę. Szlachta musiała uzupełniać ją jeszcze dodatkiem, że nada wolność chłopom. Po ukończeniu przysięgi, wyprawił Mirbach ucztę w książęcym pałacu, zakończoną balem, w którem wzięli udział obecni w Libawie kapitanowie okrętowi. 

Z broszury “Die polnischen Conföderierten in Kurland” (Altona 1795) będącej jednem z głównych źródeł do historyi powstania z Kurlandyi, przytaczamy charakterystyczny szczegół: “Podczas utarczek między mieszkańcami Libawy a Mirbachen, wszedł do sali, dokąd się zgromadzeni z rynku udali, były pruski kapitan, von Heyking: – Wezwano mnie tutaj, rzekł, cóż mam uczynić? – Przysięgać, odpowiedziano mu. – Na cóż? – Na to zapytanie przedłożono mu formularz przysięgi – Dobrze, rzekł na to, ale któz waz upoważnił zmusic mnie do tego? – Rada Najwyższa warszawska i Naczelnik Kościuszko. – Dowody! – Z początku nie chciano mu ich przekładać, lecz nareszcie pokazał Mirbach niemiecką kopię swego pełnomocnictwa, która pana Heykinga jeszcze nie zadowoliła. Dopiero, gdy mu pokazano polski oryginał z podpisem Kościuszki i Rady Najwyższej, poszedł razem z wszystkimi innymi do kościoła”. Z broszury przytoczonej korzystał K. Jarochowski w szkien swoim: Powstanie Kościuszki w Kurlandyi (Opowiadania historyczne, Poznań 1860, str. 181-201).

Do Libawy nadciągały powoli oddziały litewskie. Około 1500 ludzi obozowało pod miastem. Na końcu przybyli Nagórski i Wawrzecki, który jako członek Najwyższej Rady Narodowej uważany był za naczelnika. I został też nim wkrótce, otrzymawszy od Kościuszki patent na generał-lejtnanta. 

Mirbach 3. lipca wysłał następujący raport do litewskiej Deputacyi Centralnej: Szanowni obywatele! Wdzięczności za urodzenie się na ziemi polskiej, powołaniu tw orzącem u we mnie cnotę, przywiązaniu, którym oddycham dla ukochanej Ojczyzny, wypłacając powinność: schyliłem ramiona pod słodkie rozkazy wasze, w zamiarach i planie wiążącym szczęście Narodu naszego z Kurlandzkim, przez renow acyą unii pod naczelnictw em Tadeusza Kościuszki. Za pomocą Nieba te cele wasze już wzięły skutek. – Objąłem bez wystrzału Libawę dnia 27. czerwca, a następnie pobliższe Księstwa Kurlandzkiego, na mil kilka osady. – Po przysiędze nastąpiły subskrypcye dobrowolne obywatelskie. Po tych solennościach, pod prezydencyą obywatela Wojtkiewicza generał – majora pułku telszewskiego, wolne migło sami zostałem obranym na generał-majora Księstwa Kurlandzkiego. Przyjaźni powstaniu naszemu i swemu razem, szlachta, kupcy i gmin, z przywiązania najzręczniej pomagają. – Otrzymałem za wkroczeniem tu moim armat 5 i moździerz do puszczania bomb, tudzież i nieco ręcznej broni, nadto jeszcze armat czterofuntowych z okrętu angielskiego 6 zakupiłem . – Uniwersały stosownie do Powstania Narodu rozesłałem. Prowianta i furaże dla wojsk naszych z dóbr książęcych udysponowałem, i te bez oporu są dostawiane. – Wewnętrzne uporządkowanie przyjmują z chęcią obywatele Libawscy. – Dalsze operacye kontynuować będę, innej nie pragnąc chluby, na tę, żem dopełnił obowiązków Polaka. Henryk Mirbach, obywatel. „P. S. Regularnej Mliey i Narodowej Księcia z bronią i mundurami chętnych służenia Ojczyźnie głów 48 dostałem, i w momencie tej expedycyi jeszcze armat dwie z jednego okrętu zakupiłem 14. Wiadomość o powstaniu Kurlandzkiem przyjęto w Warszawie z zapałem. Rada Najwyższa Narodowa wydała natychmiast odezwę „do obywatelów Księstwa Kurlandzkiego i Semigalii”. Rozpoczynała się ona od słów: „Ile nas szczęście wspólnej Ojczyzny zajmuje, tyle serc nasze czuło radości, dowiedziawszy się o powstaniu waszem. Z największą pociechą widzimy, że święte hasło wolności i niepodległości Narodu Polskiego, przeszło do serc waszych i obudziło ducha cnoty obywatelskiej w tych współziomkach, którym przewrotność obcych usiłowała narzucić podległość i obrzydzić braterstwo wolnego narodu”. Polacy największych swoich uciskach – mówiła dalej odezwa uważali was jako braci. „Za zbyt długo byliśmy razem igrzyskiem przemocy i podstępów”. Akt powstania waszego połączył nas węzłem niestarganym. Jedność nasza będzie tarczą przeciw przemocy, a wolność mocniejszą nad wszelkie potęgi. Radawierzywyrazom waszego aktu, że będziecie powstanie utrzymywać i walczyć z wrogiem. „Ziemia wasza wydała tylu dzielnych ludzi, którzy w różnych wojskach zbierali rycerskie dla obcych monarchów laury; czegóż się po was spodziewać mo ż na ? kiedy broń w ręce weźmiecie za własne wasze swobody, za waszą wspólną Ojczyznę; za wolność, którą sobie i po tomkom naszym przedsięwzięliśmy na zawsze ubezpieczyć”. A kiedy „zwycięzka ręka narodu broń zawiesi, Polska bez was o was radzić nie będzie. Uczyni, czego będziecie żądali dla ugiuntowania swojej szczęśliwości”. Wkońcu Rada wzywała obywateli kurlandzkich: „Rozszerzajcie jak najpowszechniej przedsięwzięcie nasze; przenieście w ościenne Inflanty i w kraje od Rzeczpospolitej oderwane, miłość prawdziwej ich Ojczyzny, chęć wrócenia się do ciała Rzeczpospolitej, której swobody i wolność da im zapomnieć hańbę obcego jarzma; natchnijcie ich duchem naszym i waszym, a wkrótce wszyscy nawzajem braci długo ro złączenia i ciemiężeni na łonie jednej i wspólnej Ojczyzny złączeni znowu, damy przykład światu wolnego i rządnego narodu, powrotnego niezaprzeczonym swym prawom niepodległości… Wierzcie honorowi i cnocie narodu, wszystko dla zbawienia swego, wszystko dla dobra ogólnego po święcić umiejącego; wierzcie, iż pierwej w własnych zagrzebiemy się gruzach, niż sobie wzajemną być pomocą, niż interes wasz z naszym łączyć, niż jednej Ojczyzny wolnej i niepodległej synami, a między sobą bracią i współobywatelami być przestaniemy”. 

Ponieważ nie powrócimy już do epizodu kurlandzkiego, drobnego wprawdzie, ale mającego wysokie moralne znaczenie, przeto zaznaczymy, że powstanie kurlandzkie było prawie wyłącznie ludowem i mieszczańskiem. Szlachta niemiecka na samą myśl nadania wolności chłopom odwróciła się od niego odrazu i zwołała sejm na 30. lipca, aby wynaleść środki przeciw „wściekłemu pospólstwu”. Korzystając z tego usposobienia szlachty, Rosyanie czynnie przyszli jej z pomocą i zajęli Libawę. Kilka szczęśliwych potyczek, a zwłaszcza pod Salantam i (29. lipca), gdzie Głedroić z Niesiołowskim odnieśli zwycięstwo nad dwa razy silniejszym G-olicynem, przytłumiło na razie opór szlachty i pozwoliło w sierpniu Ignacemu Prozorow i posunąć się ku Libawie z zamiarem jej odzyskania. Rozbił dwa oddziały, jeden z 600, drugi ze 100 ludzi złożony i obóz w Krutten założył. Wspomógł go Wawrzecki i8. sierpnia zajął powtórnie to miasto, zdobywszy okopy bronione przez załogę rosyjską. Do korzyści z powstania kurlandzkiego zaliczyć należy, że Rosyanie w obawie o Inflanty ustąpili ze Żmudzi; tylko pod Zagórami na samej granicy niewielki ich obóz pozostał. Wszystkie te korzyści upadły ze stratą Wilna. W tedy też i niemiecka szlachta, po ustąpieniu oddziałów polskich, pokazała co umie. Rzuciła się na „wściekłe pospólstw o" i znęcała się nad niem barbarzyńsko. 

„Powstańcy nasi – pisze K. Jarochowski – odznaczali się w Libawie przykładną karnością; podczas ich pobytu nie wydarzył się żaden gwałt; każdy płacił za to, co wziął, tak oficer jak i żołnierz prosty, a lubo generalicya cokolwiek długów zaciągnęła, później zapłaciła je co do grosza. Nie było też między nimi, począwszy od generała aż do prostego żołnierza, słychać owych przechwałek, marzących tylko o zdobyczy i zwycięstwie, a lekceważących nieprzyjaciela; mówiąc o przyszłości dodawali zawsze skromnie: Jeżeli Bóg da, jeżeli Bóg wspomoże! Jednem słowem, przejęci uczuciem dobrej sprawy, wszystkiego dla niej dobrego spodziewali się od Opatrzności.

Przypomnieć należy, że szlachta kurlandzka w lutym roku 1791 złożyła na ofiarę Rzeczpospolitej 12 armat z przyborami, z napisem na każdej: „Polonis magnan imis, Curonorum defenso ribus, hoc sacrat Ordo equestris Curlandiae et Semigaliae“ (Wielkodusznym Polakom, obrońcom Kurlandyi, po święca stanrycersk i Kurlandyi i Semigalii). W trzy miesiące później, po ogłoszeniu ustawy o miastach, również 12 armat ofiarowali Rzeczpospolitej mieszczanie kurlandzcy. Napis na nich brzmiał: Matri Reipublicae obrestaura ta universis statu sciviciiura, aes lio ecebe llie um, piesacrat Ordo, civicus Curoniae et Semigaliae Ducatum = Rzeczpospolitej, Matce swojej, za powrócone całemu mieszczaństw uprawa obywatelskie, kruszec ten wojenny poświęca stan mieszczański Księstw Kurlandyii Semigalii.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new