Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział dwudziestyczwarty


KOŚCIUSZKO POSUWA SIĘ KU WARSZAWIE. – PRZEORANA ZAJĄCZKA POD CHEŁMEM. – ZACHOWANIE SIĘ AUSTRYI. – UPADEK KRAKOWA.

Z obozu pod Kielcami wydał Kościuszko ordynans generalny wszystkim komendantom korpusów wojska liniowego, aby „o ile pozycya pozwoliu, szli w granice pruskie i rosyjskie „i tam głosząc wolność i powstanie Polaków, lud uciemiężony i jarzmem przyciśniony niewoli wzywali do łączenia się z nam ii uzbrojenia powszechnego przeciw uzurpatorom i ich przemocy”. Jako motywy podawał naprzód, że „już widocznie i głośno wojska króla pruskiego łączą się z moskalami, że uzurpatorowie nawet naznaczone gwałtem przez siebie granice, przechodzą po nieprzyjacielski, a następnie, że ziemia polska dotąd sama tylko jest pobojowiskiem i stąd nosi wyłącznie „wszystkie skutki nieludzkich gwałtów i zbrodniczej napaścia. 

Przedsięwziąwszy więc „śmiałą determinacyę” dać „inny obrót” sile zbrojnej narodowej, żądał od komendantów zbierających pospolite ruszenie, aby z temi korpusami, jakie już mają, lub z ludem pogranicznym wiejskim „od robót w tym czasie uwolnić się mogącym^, wkraczali „w kraje wydarte Rzeczpospolitej polskiej, a potem i w kraje dawnej pruskiej i moskiewskiej posesyą podając wszędzie rękę „chcącym wrócić do swobód własnej Ojczyzny, lub chcącym wolną uzyskać Ojczyznę". Zalecał braterskie obchodzenie się z tymi, co „zamiarowi okażą się pomocnymiu; kazał uszanować wszelką własność prywatną, poddając pod „prawo zdobyczy” jedynie w łasności rządów pruskiego lub moskiewskiego. Oświadczał „w imieniu dźwigającego się narodu", iż każdemu dowódzcy czy komendantowi lub jego potomkom przypadną w nagrodę „dobra narodowe starostwami zwane, lub te, które naród zdrajcom konfiskuje”. Wzywał w końcu do pośpiechu, zwracając uwagę, iż obecnie jest najlepsza pora do wkroczenia w kraje nieprzyjaciół, są one bowiem przeważnie ogołocone z wojsk, które do nas wprowadzono. 

Ordynans ten Rada Najwyższa Narodowa natychmiast, bo już 12. czerwca, podała do wiadomości Komisyom Porządkowym i wojsku Rzeczpospolitej i kazała ogłosić z ambon w cerkwiach i kościołach. 

We dwa dni później wydała ona od siebie odezwę do obywatelów prowincyi wielkopolskiej. Polemizowała w niej przede wszystkiem „z bezwstydnością i niesprawiedliwością” dworu berlińskiego, zawartą tak w patencie, wydanym 23. kwietnia po buncie Madalińskiego, jak i w obwieszczeniu, jakie w dniu 16. maja ogłosił rząd pruski po wkroczeniu wojsk jego w granice województwa krakowskiego; w obwieszczeniu tem Fryderyk Wilhelm dowodził, że w Polsce panuje wojna domowa, że „zdrowa część narodu jęczy pod nieszczęściem”, że dla szczęścia i pokoju swoich poddanych Prus południowych (taką nazwę dano Wielkopolsce) „własną poświęca spokojność”. Zbiwszy te obłudne, prawdziwie pruskie motywy wyruszenia na nowe rozboje, przypomniawszy nikczemność polityki pruskiej od czasu konstytucyi 3. maja, Rada Najwyższa Narodowa „chcąc wam Wielkopolakom pewne wytknąć prawidła, w których się w dzisiejszym stanie Ojczyzny Waszej trzymać powinniście, ogłasza za nieprawne zabory pruskie; niszczy gwałtownie na zbrodniczym zjeździe Grodzieńskim wymuszone ratyfikacye; uważa Województwa i Ziemie prowincyi Wiekopolskiej za nierozdzielne części Rzeczpospolitej, a mieszkańców ich za Polaków i współobywateli; deklaruje, iż innego rządu uznawać nie macie nad Rząd Polski; że obwieszczenia i rozkazy pruskie, do żadnego Was nie obowiązują posłuszeństwa; nakazuje wyraźnie wszystkim obywatelom, pod konfiskatą dóbr, na swoich zostawać miejscach, odbywać obowiązki do jakich od Rzeczpospolitej są w ezw ani i obwieszcza, że ci za zdrajców Ojczyzny poczytani i karani będą, którzyby wmawiali jakąkolwiek podległość nieprawej przywłaszczycielów i najezdników władzy”. 

Tymczasem Kościuszko posuwał się ku W arszawie traktem krakowsko warszawskim. 10. czerwca stanął pod Zagdańskiem, 11. obozował pod Lipowem Polem, 13. minąwszy Szydłowiec zatrzymał się pod Wysockiem, a 14. przeszła jego armia przez Radom i stanęła pod Kozłowem na dłuższy, bo czterydniowy wypoczynek. Z obozu pod Radomiem datowany jest list Kościuszki do któregoś z dawnych towarzyszów broni, może do generała Karwickiego, w którym Kościuszko wzywał „kolegę”, aby przystąpił do „najpiękniejszego dzieła”. Pisał mu, że jest w kraju, w którym obywatele, wojsko i lud czeka tylko zawołania i dowódcy. Wspominał, że „wysłał partyzantów” co naprowadza na myśl, że mowa tu o Wołyniu, ponieważ w tym czasie polecił Kościuszko majorowi Liberackiemu, aby w 500 koni ruszył na Wołyń.

Z Kielc jeszcze pobiegł kuryer do Zajączka, wysłanego niedawno dla objęcia dowództwa nad wojskiem broniącem linii Bugu. Kuryer wiózł rozkaz Zajączkowi cofnięcia się ku Wiśle. Dążąc ku Warszawie raz dlatego, aby jej bronić przed nieprzyjacielem, który niechybnie zająć ją zamierzał, a powtóre, aby i dla swych uszczuplonych zastępów znaleźć pod jej murami osłonę i zyskać silną podstawę operacyjną, musiał Kościuszko zrezygnować z obrony Bugu, aby mieć bliżej siebie silny korpus Zajączka. 

Kuryer spotkał już dywizyę Zajączka, w odwrocie po przegranej pod Chełmem.

Wiemy, że dla obrony linii Bugu przeciw wkraczającemu do Polski na czele silnego korpusu generał-majorowi Zagrażskiem u (Zagrajskiemu) pozostawił Grochowski około Dubienki kawaleryę Wyszkowskiego, Kopcia, Zagórskiego i jeszcze kilka innych pomniejszych oddziałów jazdy. 18. maja donosił Zagórski, że siły te są niewystarczające do pow strzym ania przeprawy 5. tysięcznego korpusu nieprzyjaciela, zwłaszcza z powodu braku artyleryi. Generał ziemiański lubelski Piotr Potocki, wyprawił przeto gońców do Kościuszki i Grochowskiego, a Zagórskiemu na razie wysłał pomoc złożoną z 60 żołnierzy i 290 rekrutów. Zarządzono natychmiast dalsze uzbrojenie włościan. Grochowski przysłał Potockiemu na rozstaw nych furach batalion piechoty z 3. armatami. Potocki z tym batalionem i kilku tysiącami kosynierów i pikinierów posunął się ku broniącej Bugu k a w alery i; większą część jednak włościan zostawił na granicy województwa, gdyż ziemia Chełmska miała też własną milicyę. Siły te wstrzymywały czas jakiś nieprzyjaciela. Wyszkowski nawet twierdzi, że się przeprawiał brodami za Bug i codziennie staczał utarczki. 

Jednocześnie wysłał Kościuszko nad Bug generałów Wedelstett z 1000 ludzi i Haumana z Działyńczykam ii armatami. Prócz tego, przybył z Podlasia generał Kajetan Ożarowski w 800 koni, a pułkownik Chomentowski organizował włościan. Nadchodziły jeszcze „inne posiłki“. 

Wkrótce (29. maja), przybył Zajączek dla objęcia głównego dowództwa. 

Wyszkowski opowiada, że Zajączek, obejrzawszy posterunki nad Bugiem pod Dorohuskiem i Dubienką, zgodził się na jego projekt zaatakowania Rosyan po drugiej stronie Bogu. Komendę pod Dubienką nad 1200 piechoty i 1300 kawaleryi z działami większego kalibru powierzył Wedelstettowi z wyraźnem zaleceniem, aby nie przystępował do ataku, dopóki nie usłyszy strzałów. Sam Zajączek z resztą piechoty i 8. trzyfuntowem i działami miał przejść po moście promowym, kawaleryę swoją przeprawić w bród i rozpocząć atak. Kiedy wszystko było gotowe, odebrał Zajączek wiadomość, że z korpusem Zagrażskiego połączył się korpus Derfeldena, który objął naczelne dowództwo. Tak połączone siły Rosyan były zbyt poważne, aby Zajączek mógł do wykonania planu przystąpić. Uwiadomił o tem Wedelstetta, ale ten w porozumieniu z Haum anem i Ożarowskim, mimo zakazu przeszedł Bug, „nieprzyjaciół z dział zaatakował i na tem swe zwycięstwo zakończył, iż całą amunicyę i tak już szczupłą wystrzelał i napróźno spiarnował“.

Wobec nadejścia Derfeldena, postanowił Zajączek cofnąć się z pod Dubienki i zająć stanowisko pod Chełmem. Wybrał na obóz dwa wzgórza wznoszące się ku Dubience, a odległe od siebie o 4000 do 5000 kroków. Na jednem z nich „w równej dyrekcyi z miastem leżącem“ postawił dywizye Hausmana i Wedelstetta. Skrzydło prawe dywizyi Haumana przypierało do lasu, a lewe ku miastu. Las był opatrzony armatą i strzelcami; na lewem zaś skrzydle od miasta równie jak w środku były baterye. Dywizya Wedelstetta opierała się swojem lewem skrzydłem o drugą stronę lasu, a prawem o mniejsze wzgórza, na których także ustanowiono bateryę. Na drugiej przeciwległej górze, opatrzonej bateryą z 4. armat składającą się, stały trzy bataliony pod komendą pułkownika Chomentowskiego. Wreszcie generał Ożarowski stał ze swoją komendą o trzy ćwierci mili od Chełma, dla zabezpieczenia obozu od strony południowej. 

Nr. 99. Józef Zajączek, generał dywizyi.
Nr. 99. Józef Zajączek, generał dywizyi.

Jaka była siła liczebna całego korpusu Zajączka, trudno jest oznaczyć, z powodu bardzo sprzecznych relacyi. W raporcie Zajączek jej nie podaje, w Pamiętniku swoim mówi, że dawnego wojska miał 3485 (1885 jazdy i 1600 piechoty) i rekrutów 2000, nie licząc włościan (milicyi). Kopeć liczy wojska regularnego 6000, włościan 4000. Lekarz pułku Działyńskich Jan Drozdowski oblicza też wojsko regularne na 6000, a pikinierów i kosynierów „osobliwie szlachty (drobnej) z Łukowskiego i Sandomierskiego”, widział aż 8010. Wyszkowski jeszcze wyższą cyfrę wojsk regularnych podaje, bo kawaleryi 4533, piechoty 4150, razem 8683, a prócz tego kosynierów 2050. Przy takiej „zgodności Korzon poprzestaje na wykazie korpusów, „jakie znajdować się były powinny w dywizyi Zajączka”, i wypada mu dawnego wojska regularnego 6016 i 2000 rekrutów oprócz włościan (pod Chełmem liczono ich 2000, nad Wisłą 3000, a pod Lublinem rozbiegło się 3000). Przyznaje jednak Korzon, że we froncie pod Chełmem mogło stać tylko 3485 głów dawnego żołnierza, jak Zajączek podaje, – prawdopodobnie nie liczył on komendy Ożarowskiego, która jako stojąca opodal, udziału w bitwie nie miała, chociaż jej armaty były czynne. 

Taż sama niezgodność panuje w obliczeniu ilości armat. Zajączek podaje w raporcie arm at większego kalibru 10 (z tych jedna tylko była dwunastofuntowa i cztery czterofuntowych – w Pamiętniku zaś mówi o 11 działach spiżowych i tyluż żelaznych „do użytku niezdatnych”. 

Wojsko rosyjskie według Korzona liczyło koło 10.000 żołnierza, jeżeli ich 14 szwadronów i 14 batalionów, wymienionych przez Treskowa, znajdowało się w komplecie. Engelhardt, który był przy Zagrażskim, podaje jednak znacznie wyższą liczbę. Samą kolumnę Zagrażskiego oblicza na 10 batalionów, 12 szwadronów, jeden pułk Dońców i 10 dział polowej artyleryi, a po przybyciu Derfeldena „cały oddział liczył przeszło 15 tysięcy ludzi”. Naturalnie przypuszczać należy, mając na uwadze przebieg bitwy, że nie cała ta siła brała w niej udział. Armat Rosyanie posiadali według Zajączka 22 dwunasto funtowych, a około 40 batalionowych. 

Dnia 8. czerwca o godzinie 10. z rana odebrał Zajączek wiadomość, że nieprzyjaciel postępuje ku niemu „z całą forsąu. Sytuacya miejsca, lubo wyniosła i panująca, miała okolice, „tak przykryte lasami i Chruszczami”, że dojrzano nieprzyjaciela dopiero wtedy, kiedy się już znacznie zbliżył (koło południa). Szedł 4 kolumnami, jedną od Serebryszczy, a trzem a od wsi Kamienia. Jedna z tych ostatnich zwróciła się na prawe skrzydło Wedelstett, druga posuwała się w ten sposób ku lasowi, że mogła zarówno grozić i lewemu skrzydłu, jak i Wedelstettowi; trzecia szła przeciw bateryi Chomentowskiego. Zagrzmiały działa polskie – odpowiedziały rosyjskie. Ogień z bateryi Wedelstetta i armatek Ożarowskiego zmusił nieprzyjaciela na chwilę do cofnięcia się. Zajączek wysłał wówczas wróg lasu 2 bataliony fizylierów Działyńskiego i bateryą Haumana. Trwał w tem miejscu ogień morderczy i długi, w końcu „mnóstwo arm at nieprzyjacielskich” zmusiło Haumana do cofnięcia się na dawną pozycyę. Wówczas całą forsę obróciły baterye nieprzyjacielskie na bateryę Chomentowskiego; bronił się długo i walecznie, lecz gdy padł od kuli armatniej, „przestraszeni żołnierze, osobliwie z pospolitego ruszenia, uciekać poczęli”. Nieprzyjaciel opanował redutę, ale Polacy uwieźli z niej wszystkie działa, prócz jednego, które ugrzęzło w błocie. Uciekających kosynierów dzielnie zasłoniła część brygady Wyszkowskiego, wstrzymując nieprzyjacielską kawaleryę. Ale mimo to kosynierów trudno było zebrać, „bo w wigilię tej bitwy zacząwszy być żołnierzami, nie mogli trafić do porządku”. Zajączek puścił ich przeto do miasta, armaty zaś ze straconej red u ty kazał ustawić na górze pod miastem, dla asekurowania rejterady. Ogień trwał jeszcze z godzinę, ale gdy nowozaciężni na całym froncie mieszać się poczęli, jedynie tylko Działyńczycy pod komendą pułkownika Zajdlica, wsparci lewą bateryą, wstrzymywali nieprzyjaciela. Wobec tego Zajączek nakazał odwrót przez miasto na trakt Krasnostawski. Nieprzyjaciel ścigał rejterujących i byłby może korzystając z ich nieporządku pochwycił część arm at, gdyby nie Wyszkowski, który z całą kawaleryą natarł na nieprzyjaciela...

Na tem skończyła się bitwa, opisana podług raportu Zajączka, a trwająca od południa do godziny 7. wieczór. Wypada z tego opisu, że głównie, a może jedynie przyczyną porażki, byli „nowozaciężni”, którzy sprawili zamieszanie. Ale i tu wina spada raczej na dowódzcę, który widocznie źle ich rozstawił i na pierwszy ogień wypuścił. Wyszkowski, przyjaciel Zajączka, mówi, że po dzielnym ataku kawaleryi, chciał Zajączek całym korpusem go wspierać i „byłby łatwo odniósł sławne i stanowcze zwycięstwo, gdyby nie spiknienie się i zdrada Haumana, Ożarowskiego i Wedelstetta“, którzy zamiast iść do ataku na wojsko rosyjskie, w największym nieładzie zostające, nakazali odwrót i doprowadzili go mimo usiłowań Zajączka. Wtedy dopiero Zajączek „widząc już nie rejterujących, lecz uciekających**, posłał rozkaz Wyszkowskiemu do odwrotu. O czemś podobnem Zajączek nie wspomina; owszem mówi, że sam odwrót nakazał. 

Trudno dziś zresztą ocenić czy była i jaka wina Zajączka. Paszkowski oskarża go o „niedołęztwo”, Korzon mówi, że nie okazał uzdolnienia, Nabielak sądzi, że niedoświadczenie jego było widoczne. Sam Zajączek w Pamiętniku zaznacza, „że w tej bitwie pierwszy raz korpusem dowodziłu, czem zapewne chce się usprawiedliwić; co więcej, sam przyznaje, że stracił zaufanie wojska. Ale, jak wierny, w obronie Zajączka staje Wyszkowski, bo nawet przewiduje „sławne zwycięstwo”, gdyby niemniemana „zdrada**. Wyszkowskiego świadectwo niem a tu zapew ne wagi, bo relator to wysoce bałamutny, ale i Kopeć oddaje Zajączkowi pochwały. Według niego Zajączek „mając tylko G000 regularnego wojska, przez mądre obracanie pozycyi ścieśnionego czoła i przytomność przezorną w samem manewrowaniu, całodzienny (?) wytrzymawszy atak 20.000 (!) przeszło nieprzyjaciół unieśmiertelnił ten dzień w pamięci swych rodaków”. Nie tak jednak myśleli inni podkomendni Zajączka. Hauman, Ożarowski i Wedelstett z kilku sztabsoficerami, postanowili po wyjeździe Zajączka do Lublina, żądać od niego złożenia dowództwa i gdy powrócił uczynili mu tę „niesłychaną propozycyę”, którą na jego żądanie podali na piśmie. Jeden tylko Wyszkowski nie chciał dać swego podpisu^ ponieważ jak mówi, jemu dowództwo zdać chciano; łączyły go zresztą stosunki przyjaźni z Zajączkiem, z którym w jednym mieszkał namiocie. Sprawa oparła się o Kościuszkę, który, czy nie dostrzegł w iny Zajączka, czy też polegał wyłączenie na opinii wezwanego w tym celu Wyszkowskiego, czy wreszcie dla ratowania zasady subordynacyi, dość że utrzymał Zajączka przy dowództwie, Wyszkowskiego mianował dyżurnym generałem, Ożarowskiego przeniósł do korpusu Mokronowskiego. Human został przy korpusie, ale stał się poniekąd podległym i Wyszkowskiemu, który w imieniu Zajączka mógł mu rozkazy wydawać. Wedelstett wreszcie za chorego się podał i wziął dymisyę – Wyszkowski rzuca na niego podejrzenie, że uczynił to dla własnego interesu, obawiając się o swój majątek w zaborze pruskim .1) Cała sprawa zresztą nie jest dość jasna, bo nie znamy zarzutów stawianych przez korpus oficerów Zajączkowi. Bądź co bądź przykre miała następstwa: pozostawiła niechęć między wybitnym i komendantami, a przy tem spowodowała ustąpienie Wedelstetta, który należał do tęższych generałów i miał wyższe wykształcenie wojskowe. 

Te następstwa gorsze może były od przegranej Zajączka, który szczęśliwie się wycofał, straciwszy zaledwie 203 ludzi w zabitych, 57 rannych i 195 koni; prócz tego „brakowało” mu 350 żołnierzy, którzy jednak „codzień wracali” W rozsypkę za to poszła większa część kosynierów i pikinierów, ale dziwić się nie trzeba, że „lud pierwszy raz w ogniu będący uląkł się artyleryi nieprzyjacielskiej” – (raport Zajączka).

Nr. 100. Adam X. Czartoryski, Gener. Z. Podol.
Nr. 100. Adam X. Czartoryski, Gener. Z. Podol.
 

Straty więc były niewielkie i słusznie bitwę chełmską nazywa Engelhardt utarczką. Ale utarczka ta, niepomyślna dla naszego oręża, zbiegłszy się z klęską szczekocińską, wywarła przygnębiające wrażenie. Po tych przegranych „umysł wojska okazał się chmurnym”, mówi Sanguszko. Przegrana chełmska mogła się stać fatalną i dla Kościuszki, otwiera bowiem drogę Derfeldenowi, którego wzywał król pruski, aby przeszedłszy Wisłę razem z nim odciął Kościuszkę od Warszawy. „Już gotowaliśmy się radośnie do tego pochodu (pisze Engelhardt), gdy w tem odebraliśmy rozkaz od Repnina, abyśmy spieszyli co prędzej do Nieświeża nie bacząc na żadne przeszkody, albowiem granice cesarstwa zagrożone zostały wpadnięciem w nie silnego oddziału wojsk buntowniczych; Derfelden przeto, choć z ciężkim żalem, nazajutrz rozkaz ten wypełnić był przymuszony”. \

Zanim jednak nadszedł rozkaz Repnina, Derfelden postępował szybko za cofającym się ku Wiśle Zajączkiem. Kiedy 13. czerw ca Zajączek przeszedł Wisłę pod Puławami, Derfelden zatrzjr mał się i wypełnił rozkaz „nieszczędzenia m ajętności Czartoryskiego, który dużo pomagał rewolucyi zasilając ją znacznie pieniądzmi”. Wymowny obraz tego „nieszczędzenia” podaje Engelhardt: „Puławy zniszczone i zburzone zostały do szczętu; ogród i park tego pięknego miejsca, nie ustępujący bynajmniej carsko-sielskim, bogato i w ytw ornie ozdobiony pałac zburzono zupełnie, ryciny, obrazy rozszarpano izda rto; bibliotekę, liczącą więcej niż 40 tysięcy tomów, całą zniszczono tak, że nikt potem żadnego zupełnego nie mógł dobrać dzieła, Jeden tylko pułkownik Szczerbaczew schwycił dwie całe paki (zapewne przygotowane do wywiezienia), pełne kosztownych wydań francuskich, i te sobie przywłaszczył. Gabinet historyi naturalnej, znakomity i rzadki zbiór skamieniałości, wszystko to zostało zdruzgotane i zniszczone”. 

W Puławach otrzymał Derfelden w spom niany rozkaz Repnina, wskutek którego korpus swój kierował na Litwę, zostawiając w drodze dla zakrycia granic, tylko generała Lassy z 4 batalionami i 6 szwadronami. Zajączek, żeby zbliżyć się do Kościuszki, pomaszerował w Radomskie.

Z pod Radomia przez Jedlińsk ruszył Kościuszko ku ujściu Pilicy do Wisły  19. czerwca zatrzymał się pod Warką. Tu go doszła nowa nieszczęsna wiadomość: Kraków wpadł w ręce Prusaków. 

Wiemy, że go Kościuszko przed wyjściem jeszcze z Bosutowa (25. kwietnia) starał się zabezpieczyć (patrz rozdział XIX). „Magistrat ogólny miasta stołecznego i wydziałowego Krakowa” ogłosił 26. kwietnia „sposób obrony miasta” przez Komisyę Porządkową ułożony. Podzielono Kraków jak za „dawniejszych czasów " na cztery kwartały, z których każdy miał osobnego rotmistrza. Polecono uzbroić się wszystkim obywatelom, przepisano ilu ludzi do obrony dostarczyć mają właściciele większych kamienic, klasztory i inne „społeczeństwa”. 2. maja pułkownik Wieniawski, komendant Krakowa, gorącą odezwą do mieszkańców poprzedził wydaną przez siebie instrukcyę co czynić mają obywatele w razie alarmu, którego znakiem będzie „bicie larum w bębny i dzwonienie po wszystkich kościołach zacząwszy najpierwej od kościoła Panny Maryi”. Jeżeli larum uderzone będzie w nocy, w każdym oknie od ulicy ma być postawiona świeca. Obywatele uzbrojeni mają przed każdym rotmistrzem „uszykować się w dwa glejty", a strzelcy kurkowi stanąć przed pałacem Spiskim. Żydzi, „którzy inaczej do obrony miasta przyczynić się nie umieją” obowiązani byli przystawić 250 ludzi z rydlami do kopania trawersów i zatarasowania bram. Na wieży kościoła Panny Maryi „człowiek rozsądny” będzie obserwował ruchy nieprzyjaciela i „trąbą do gadania" na rynek ogłaszać będzie. Obywatele dzielić się będą na kompanie po 150 ludzi – w niedziele i czwartki ćwiczyć się powinni w maszerowaniu kompaniami.

Wiemy, że 28. maja wysłał Kościuszko rozkaz komendantowi Krakowa Wieniawskiemu, a w razie niemożności obrony przed Prusakami, wydał miasto „w depozyt" dobrowolnie Austryakom. Polegało to na złudzeniu, że Austrya sprzyja sprawie polskiej, a w każdym razie przynajmniej zachowa neutralność. Prawdopodobnie złudzenie to ugruntował jeszcze więcej książę Józef po swym przyjeździe pros Wiednia do obozu Kościuszki. 

Zachowanie się Austryi było rzeczywiście napozór dość przychylne. O tem co dziś wiemy, o tajnych poleceniach, o zamysłach cesarza Franciszka, Kościuszko wiedzieć nie mógł. Ze swojej strony zrobił wszystko, aby przychylność Austryi uzyskać. Jak nam wiadomo, w sam dzień przysięgi na rynku krakowskim, wysłał do komendanta austryackiego na Podgórzu zapewnienie chęci zachowania dobrych stosunków, i wydał rozkaz aby granice krajów cesarskich szanowano, aby transportom obywatelów austryackich wszelkie bezpieczeństwo zapewniono. „W liście okólnym" wydanym 20. kwietnia z pod Bosutowa, nietylko potwierdził (jak już nam rów nież wiadomo) „poprzednie urządzenia względem szanowania państw cesarza J. Mości Rzym skiego", ale ubolewał jeszcze nad tern, że kilka oddziałów polskich przechodziło przez Galicyę, oświadczał gotowość udzielania wiadomości komisyi cesarskiej na Podgórzu o ważniejszych swoich przedsięwzięciach, pragnął stworzenia organu pośredniczącego w stosunkach z ministrami i cesarskimi, prosił o pozwolenie na zakupy amunicyi i prowiantów, oraz o drogę otwartą przez Galicyę dla gońców i korespondencyj; wreszcie wyrażał życzenie otrzymania „formalnego zapewnienia łaskawych zamiarów J. C. M. względem Polski i uzyskania od niego „przez poufne tajemne wpływ wsparcia słusznej sprawy polskiej u dworów zagranicznych. 

Jednocześnie, Ossoliński, galicyanin, dobrze widziany u dworu, wybrał się do Wiednia z poleceniem Ignacego Potockiego do ministra Thuguta, którego z Potockim łączyła dawna przyjaźń. Potocki wykładał długo Ossolińskiemu o naturalnej łączności interesów Polski z Austryą;  sam gotów był zjechać się incognito z Thugutem. Ale Ossoliński przybył już po wyjeździe Thuguta do Wiednia, więc poprzestał na wysłaniu listu, w którym przypominał zarówno zdrady rosyjskie i pruskie, jak i to, że Austrya „odmawia stale udziału w łupieniu Polski”. Przedstawiał w powiększonych rozmiarach siły polskie, unosił się nad Kościuszką, chwalił Zajączka… Również z jakąś misyą bawił w tym czasie w Wiedniu i Sołtyk. 

Swobodne przejście przez Galicyę oddziału Łaźnińskiego, a zwłaszcza oddziałów Wyszkowskiego, któ remukomenderujący generał austryacki Harnoncourt poniekąd marsz ułatwiał i kierunek jego wskazywał, mogło rzeczywiście p rzem a w iać za tern, że Austrya ma zamiar zachować neutralność . W praw dzie 28. kw ietn ia skarżył się Kościuszko przed hr. Brigido, gubernatorem Galicyi, że komunikacye jego doznają przeszkód, a handel jest krępowany, i domagał się poszanowania traktaków istniejących między dworem cesarskim i Rzeczpospolitą; w praw dzie hr. Gallenberg, w ice p rez yd en t Galicyi, bawiący chwilowo w Podgórzu w rozmowie z Ignacym Potockim odrzucił wszystkie jego propozycye (już wówczas zdaje się proponowano Austryakom zajęcie Krakowa) i tylko je przesłał do Wiednia; w praw dzie pod Połańcem czyniono trudności Kościuszce w otrzymywaniu prowiantów z Galicyi; w praw dzie celnicy au stry accy chcieli zabrać pieniądze i srebra wiezione do obozu Kościuszki – ale w szystko to nie dowodziło złych zamiarów, a było raczej stwierdzeniem chwiejności. 

Ta chwiejność, ten brak decyzyi ze strony rządu astryackiego widzieć było można z odpowiedzi Gallenberga na zażalenia Kościuszki przesłane hr. Brigido, a może pośrednio i na „propozycye” Ignacego Potockiego. Odpowiedź datowana z Wiednia 11. maja, była zapewne następstwem wskazówek otrzymanych od tajnej kancelaryi. Przebija w niej chęć zaznaczenia, że rząd austryacki nie może zawiązywać prawidłowych stosunków z władzą nieprawowitą, z „konfederatami”. Stąd też Kościuszkę tytułuje Gallenberg „panem generałem”. Z drugiej strony jednak widać dążność ułatwienia stosunków i spraw bieżących władzom granicznym. „Wszyscy urzędnicy rządowi (zapewnia Gallenberg) mają najściślejsze rozkazy nie mącenia dobrej zgody, jaka istnieje pomiędzy poddanym i J.C.M . a Rzeczpospolitą… lecz… zaburzenia, wstrząsające Polską, wymagają takiej czujności w krajach ościennych, iżby zabezpieczoną była spokojność wewnętrzna i uchylonem było wszystko, cokolwiek mogłoby kompromitować rząd wobec sąsiadów… Środki bezpieczeństwa i policyi nie powinny być brane za dokuczanie (vexations)“...

W rzeczywistości rząd austryacki miał od początku bardzo stałe zamiary, a chwilową chwiejność rodziły tylko okoliczności i pobyt cesarza Franciszka w Belgii na teatrze wojny koalicyjnej przeciw Francyi. Poprostu znoszenie się Lwowa z Wiedniem, a Wiednia z Belgią, wymagało wiele czasu, a „nikt nie otrzymał dostatecznych uprawnień do samodzielnego kierow nictw a nad granicą polską”. (Korzon). 

Cesarz Franciszek postanowił korzystać z okoliczności i zaokrąglić bez wielkiego trudu nabytki pobożnej, płaczącej nad rozbiorem Polski Maryi Teresy. Już przed wyjazdem do Belgii Thugut myślał o trzecim rozbiorze i 5. kwietnia zapadło postanowienie porozumienia się z dworem berlińskim i petersburgskim. Nazajutrz poleciła Nadworna Rada Wojenna (Hofkriegsrat), aby aresztowano Kościuszkę i Madalińskiego, gdyby się w Galicyi pojawili, a oddziałom zbrojnym opór stawiano, powstańcom „szukającym opieki” dozwolono na pobyt w głębi kraju. Tegoż dnia wyszedł rozkaz arcyksięcia Leopolda, aby wysłano do Galicyi 2 bataliony piechoty z Moraw, oraz 3 bataliony i 2 dywizjony kawaleryi z Siedmiogrodu. 7. kwietnia wysłał Thugut do Harnoncourta polecenie, aby wspólnie z Gallenbergiem ułożył dla cesarza „tajne wyjaśnienia” Gallenberg był już w tajem niczony w zamiary cesarza i Thuguta, gdyż wyjawił po powrocie z Wiednia Harnoncourtowi, źe „Kraków nie może się dostać Prusakom”, że on przedłoży projekt podziału Polski, co jest zresztą tajemnicą między cesarzem, Thugutem i nim (Gallenbergiem). Po wypędzeniu Igelstrom a z Warszawy Thugut wpływami swemi powstrzymał rozpoczęty atak armii koalicyjnej w 140.000 żołnierza – sprawy polskie ważniejsze dla niego były niż walka z Rzeczpospolitą Francuską (Korzon z Sybla). 

12 maja kapitan inżynieryi Langfrey, otrzymał najwyższe polecenie, aby udał się z kilku oficerami do Galicyi dla zbadania, „czyby ze znajdującemi się tam siłami, nie można bez pomocy Rosyi opanować Krakowa i województw sandomierskiego i lubelskiego”. 14. maja Nadworna Bada Wojen na nakazała oddziały polskie, któreby wkroczyły do Galicyi, siłą rozpędzać, rosyjskie natomiast przyjąć po przyjacielsku, nie rozbrajać ich i ułatwić im powrót za granicę. Wskutek jednak zapew ne doniesienia Harnoncourta, które minęło się z poprzedniem rozporządzeniem, że siły jego nie są dostateczne do stanowczego działania, przyszedł 21. maja rozkaz cesarski, aby „uciekających Rosyan i Prusaków dobrze przyjąć, Polaków nie przyjmować pod żadnym pozorem, lecz po przyjacielsku odprawić i oczekiwać dalszych rozkazów”, Dopiero, kiedy wysłano dwa nowe bataliony z Moraw, przyszedł znów odmienny rozkaz z 31. maja, aby przeciw Polakom użyć siły tam, gdzie wojska austryackie będą „w sile przewyższającej”, i aby przygotować się do wkroczenia w kraje polskie na każde polecenie Względem Rosyan rozkaz ten utrzymał rozporządzenie Nadwornej Rady Wojennej z dnia 14. maja. Prusaków zaś pozwalał przepuszczać przez granicę, ale jak najprędzej na powrót odsyłać. – W tymże czasie Thugut ostatecznie ułożył referat w sprawie podziału Polski, na który cesarz Franciszek II. zgodził się 24. maja. Oddawszy generałom dalsze prowadzenie kampanii, niezadługo ruszył z powrotem do Wiednia, aby przeprowadzać plan Thugutta. 

Tymczasem ponieśliśmy klęskę pod Szczekocinami. Fryderyk nie kwapił się z pościgiem za Kościuszką. Odpoczywał trzy dni na placu bitwy, ruszył się dopiero 10. czerwca i doszedł zaledwie do Michałowa przed Pińczowem, gdzie całe dziesięć dni obozował. Stamtąd wysłał generała Elsnera do zajęcia Krakowa. Elsner poszedł na czele 2 batalionów i 5 szwadronów pruskich, tudzież oddziału rosyjskiego niewiadomej siły; wzmocnił go jeszcze sprowadzony ze Śląska oddział generała Rutsa, składający się z 5 batalionów i 1300 jazdy. Siły pruskie zatem, nie licząc oddziału rosyjskiego, wynosiły koło 3500 piechoty i przeszło 2000 jazdy. Ilość armat niewiadoma. 

Przeciw tej sile Kraków miał prócz zamku i starych murów, okopy silnie wzniesione i zaopatrzone 13 armatami, oraz kilku śm igow nicam i; prócz tego posiadał do 7000 obrońców. Co prawda obrońcy ci składali się prawie z samych nowozaciężnych i milicyi, ale „kilkakrotnie czynione fałszywe alarmy dowodziły najwidoczniej chęci obywatelów bronienia powróconej ludowi wolności”. Miasto zaopatrzone było w żywność na cały miesiąc – amunicyi miało poddostatkiem. Kiedy Wieniawski 13. czerwca dowiedział się o zbliżaniu się nieprzyjaciela pod Kraków, natychmiast udał się na Podgórze do Langfreya w celu omówienia z nim warunków kapitulacyi. Langfrey nie wiedział co czynić, zażądał przeto na gwałt instrukcyi i oczekiwał na nią, przygotow a w szy 4 bataliony na zajęcie Krakowa. 

Nazajutrz ukazali się Prusacy o pół mili od Krakowa. Z rana zetknęli się pikinierzy kawaleryi narodowej na Prądniku z huzarami pruskim i; utarczka obu stronom przyniosła równe straty „w kilku rannych”. Na pomoc pikinierom przybyli z okopów strzelcy, przybiegło i kilkunastu obywateli – przepędzono Prusaków aż na góry Michałowickie. Za danym znakiem alarmu, obywatele zgromadzili się wszyscy zbrojno do okopów. 

Dla Komisyi Porządkowej dziwnem było zachowanie się Wieniawskiego, który od dłuższego czasu opowiadał o wielkiej sile Prusaków i o niemożności obrony miasta. Powtarzał to i w tej chwili, był jednak przytomny w okopach do południa i wydawał potrzebne rozporządzenia. Komisya wiedziała od niego ustnie o ordynansie Kościuszki oddania Krakowa „w depozyt” austryakom, w razie niemożności obrony. Więc też nie ściągnął Wieniawski podejrzenia, kiedy wieczorem wyjechał na Podgórze. Tymczasem o godzinie 10. wieczór otrzymała Komisya od niego zawiadomienie, że składa komendę Krakowa w ręce podpułkownika Kalka. Komisya „ujrzała w tak niespodziewanym nie obywatelskim kroku komendanta, pierw szy stopień zdrady”. 

Komisya Porządkowa powołała rzeczywiście Kalka na miejsce Wieniawskiego, nie dlatego, że padł na niego wybór „komendanta dezertera”, lecz że wobec niedostatku oficerów polegała na jego „gorliwości i zdatności, których dał dowody podczas trzymania komendy nad obozem kantonistów i strzelców”. Kalk przyjął propozycye Komisyi, a zbadawszy stan magazynu i amunicyi, zaręczał, iż „nie chybi w powierzonej mu komendzie dopełnić poczciwego obywatela powinności”. 

Komisya postanowiła urzędować przez noc całą, a chcąc dalej prowadzić układy z komendantem austryackim, wysłała do niego Sołtyka, aby „zarekwirował tak in stru m en t od Naczelnika dany, jak i inne papiery w. Sołtyka z powodu spóźnionej pory nie puszczono, ao godzinie 3. po północy pojawił się Wieniawski „z najpomyślniejszy wiadomością, iż cesarscy odebrali w ten m om ent rozkaz posiłkowania Krakowa i że na to ułożone kondycye adjutant generała d’Arnoncourt przywiezie". I rzeczywiście przybył adjutant, ale kondycye odrzucono jako „niedogodne dla m iasta a ubliżające obywatelom”. Według źródeł austryackich Wieniawski odstąpił od warunku oddania Krakowa „w depozyt", lecz poddawał go bezwarunkowo, stąd też Austryacy zażądali: „na piśmie submisyi od wojska, władz cywilnych i miejskich, oddającej miasto bez żadnego warunku na teraz i na przyszłość". Wojsko miało złożyć broń, mieszkańcy mieli przyrzec, że ani bezpośrednio, ani pośrednio nie będą brali udziału w powstaniu. Langfrey, po otrzymaniu „we własnem imieniu" submisyi, miał rów nież w swojem imieniu udać się do obozu wojska pruskiego i rosyjskiego i jeżeli dowódzcy tych wojsk się nie sprzeciwią, zarządzić wkroczenie załogi austryackiej do Krakowa. Takie dziwne i rzeczywiście ubliżające instrukcye dla miasta i wojska, poddać się pragnącego dobrowolnie, bez wezwania, bez oblężenia, bez nieprzyjacielskich kroków, bez wojny, otrzymał Langfrey od Harnoncourtha i Gallenberga. Nie wiedział, że biegnie do niego kurjer cesarski z rozkazem, aby nawszelki sposób zajął Kraków i nie dał się ubiedz Prusakom. I w tym wypadku Austrya, jak zawsze, spóźniła się. 

Po odrzuceniu tych warunków, Langfrey udał się do obozu pruskiego oświadczając zamiar zajęcia Krakowa, ale Elsner odpowiedział mu krótko, że sam „ma rozkaz od króla zająć Kraków i od tego nie odstąpi". Tymczasem Wieniawski dalej straszył, że najmniejsza zwłoka ściągnie okropne skutki, poczem wyjechał do obozu pruskiego i podpisał kapitalację. Była to właściwie nie kapitulacya, lecz „wykonanie zalecenia Najj. Monarchy króla pruskiego" z prośbą do „wielkomyślności Najj. Monarchy", aby puścił wolno oficerów. List ten, bo inaczej tego dokumentu nazwać nie można, kończył się słowy: „Miasto zupełnie bezbronne oczekuje wnijścia wojsk Najj. Króla". Wróciwszy zaalarmował Wieniawski obywateli i żołnierzy w okopach, radząc im ratować się ucieczką. Przestraszeni obywatele posłuchali rady pierwsi pierzchnęli kantoniści. Mieszczanie uciekali w popłochu na Podgórze – nastąpiła zupełna dezorganizacya. Jeden tylko rotmistrz Kazimierz Cieński oświadczył na piśmie Wieniawskiemu, że „z oddziałami przy sobie erygowanemi do tej kapitulacyi należeć nie chce" i żądał wypłaty 2000 Czerw, złotych, aby zaspokoił żołnierzy i w dalszym marszu ich utrzymał, lecz wysłaniec z tem pismem od uciekającego na Podgórze Wieniawskiego usłyszał tylko: „niech każdy broń rzuca, a do domu ucieka". 

Cieński posłał obywatela Waligórskiego do komendanta podgórskiego, „oberstleitnanta”. Dalguien", zapytując się, czy może przejść ze swą komendą przez Galicyę do Kościuszki. Odpowiedź była przychylna. zanim jednak zdecydowano wymaszerowanie oddziałów, zebrani oficerowie od różnych komend chcieli jeszcze próbować obrony i ofiarowali Cieńskiemu dowództwo. Wjechał więc do miasta na czele kilkunastu oficerów, chcąc się naradzić z Komisyą Porządkową, ale już jej nie zastał. Ruszył przed ratusz, aby z magistratem obronę ułożyć, ale i w ratuszu nie było nikogo.

Więc wrócił do kwatery na Kleparzu, gdzie mu Kalk oświadczył, że kapitulacya Wieniawskiego go nie obowiązuje i że inną kapitulacyę czynić będzie, “przez co cztery godziny najmniej zyskać musimy”. Wtem przybył do rogatki major pruski z trębaczem. Kalk wyjechał z Cieńskim naprzeciw niego. Oświadczył majorowi pruskiemu, że Wieniawski już po złożeniu komendy podpisał kapitulacyę, a więc nieprawnie, dalej żądał owych czterech godzin do narady z obywatelami i komendatami, prosząc aby Elsner ku okpom nie postępował, bo “oficerowie nie wiedzą o kapitulacyi, więc ile siły pozwolą, obrony czynić nie przestaniemy”. Major pruski radził nie zastanawiać się i zaręczał, że wojsko rosyjskie nie wejdzie do Krakowa. Wtem nad głowami rozmawających zaczęły przelatywać kule armatnie; strwożeni, nie wiedząc skąd te strzały pochodzą, cofnęłi się do kwatery Kalka. Żołnierze zaczęli uciekać z okopów. Kalk przystąpił do omówienia punktów kapitulacyi, a Cieński chciał się udać z oddziałami na Podgórze, ale już ich nie zastał – przeprawiły się w nieładzie przez most i wpław na Podgórze, ale już ich nie zastał – przeprawiały się w nieładzie przez most i wpław na Podgórze. Poszła z nimi znaczna część milicyi i strzelców, zabierając za sobą dwie armaty. Cieński udał się za nimi sądząc, że szczęśliwie przedostranie się do Kościuszki – ale pan oberlejtnant Dalguien nie dotrzymał słowa: “rozstawieni po brzegach Wisły żołnierze austryaccy skłonili przeprawiające się wojska do złożenia broni”.

A jednak nie bez wystrzału zajęli Prusacy Kraków. Kiedy podeszli pod zamek, spotkali nieprzewidzialny opór: przywitały ich strzały z ręcznej broni i z dwu armatek. Wobec tego Prusacy ze swej strony zatoczyli dwie armaty i rozpoczęła się półtoragodzinna kanonada. Wreszcie zaproponowano oblężonym honorową kapitulacyę. Prusacyniezmiernie się zdziwili widząc wychodzącą z zamku przy odgłosie bębnów, garstkę źle uzbrojonych mieszczan i kilkudziesięciu żołnierzy z milicyi miejskiej. Na czele postępował dowódzca: Manderle, buchalter kupca Laszkiewicza. Poznaliśmy go już poprzednio, kiedy przez insurrekcyą z korespondencyami szyfrowanemi jeździł z Krakowa do exulantów, przebywających w Lipsku i Dreznie. 

Kapitulacyę podpisai Pontanus “J. K. M. pruski kapitan artyleryi i kawaler orderów zasług”, orazJ. Kalk pułkoenik, i przedstawiciele magistratu: Michał Wohlmann, Ksawery Willant i Maciej Bajer. Ani jednego polskiego nazwiska. 

Warunki kapitulacyi brzmiały w streszczeniu: a) wojsko prouskie obejmie natychmiast w posiadanie zamek i miasto Kraków; b) wszyscy oficerowie polskiego wojska regularnego, jako też do tego wojska należący oficyaliści, mogą udać się gdzie zechcą pod warunkiem, że w przeciągu pół roku nie będą służyli przeciw wojskom pruskim i rosyjskim; c) wojsko nieregularne będzie do domów swych puszczone, jednak “kara postronka” każdego czeka, ktoby kiedykolwiek uzbroił się przeciw wojskom pruskim i rosyjskim; d) wszystkich rannych, tornistry i bagaże, aż do uzdrowienia, będą zachowane – miasto dostarczy im żywności i opieki lekarskiej; e) wszelka amunicya i broń, kasy, magazyny itd. zostaną wydane pruskim oficero i komisarzom; f) magistratowi, obywatelstwu i duchowieństwu zapewnia się wolność i własność, bez względu na czy należeli do insurrekcyi, lub nie. Powyższą kapitulacyę aprobował “w kwaterze głównej w Promniku yon Elsner J. K. M. pruski aktualny generał-major, szef regimentu Gens-d’Armes czerwonego orła i zasług kawaleryi”. 

WYŁOŻENIE BATALJI ORAZ ODEBRANIA KRAKOWA. Rysunek M. Stachowicza. (Pierwsza reprodukcya z oryginału, znajdującego się w archiwum hr. Tarnowskich w Dzikowie.
WYŁOŻENIE BATALJI ORAZ ODEBRANIA KRAKOWA. Rysunek M. Stachowicza. (Pierwsza reprodukcya z oryginału, znajdującego się w archiwum hr. Tarnowskich w Dzikowie.

Pierwszy oddział pruski przebył okopy o godzinie 9. rano – o 2% popołudniu byli już Prusacy zupełnym i panami miasta i zamku. 

Komendantem Krakowa został generał von Baits. Przywrócono dawne porządki, podpisany na kapitalacyi Bajer został prezydentem. Rewidowano wszystkie domy, klasztory i kościoły. Wtedy to prawdopodobnie zrabowano skarbiec i kosztowności w pokojach królewskich. Grabież była zupełna – zabierano nawet meble, zdzierano obicia, wyrywano posadzkę, okna, drzwi w fasonie cięte. 

„Komenderujący generał, na wyraźny rozkaz najjaśniejszego króla pruskiego” wydał 27. czerwca uniwersał do stanu rycerskiego, duchownych, mieszczan, włościan wojew. krakowskiego i sandomierskiego „az osobna do obywatelów tutejszego miasta Krakowa z należącemi do niego przedmieściami – którzy podczas insurrekcyi albo już gdy wojsko J. K. M. króla pruskiego weszło umknęli”, aby w ciągu 6 niedziel powrócili, gdyż w przeciwnym razie „wszelka ich posesya i majątek konfiskowany będzie i na wieczne czasy przepadnie”. Powracającym zapewniał wszelką pomoc i bezpieczeństwo. We dwa dni później (29. czerwca) v. Hoym, „konsyliarz Najj. Króla Imci Pruskiego umocowany” zawiadamiał, iż wszelkie transakcye i kontrakty tyczące się sprzedaży dóbr, dworów, ról, jak również darowizn, zastawów, dzierżaw itd. w obu województwach nie będą uznane aż do dalszego najwyższego urządzenia. Bównież zabraniał obciążenia hipotek, zaciągania długów, -ń 

Upadek Krakowa nie mógł mieć żadnego większego wpływu na losy powstania, ale moralne znaczenie jego było doniosłe. Dostało się wrogom miasto, które pierwsze wywiesiło sztandar wolności, padła stolica królów, w której brzmiały jeszcze słowa przysięgi Kościuszki. I to padła haniebnie, przez zdradę, czy też skończone niedołęstwo i tchórzostwo komendanta. Po Szczekocinach Chełm, po Chełmie Kraków – klęska za klęską. Zdawało się, że cała sprawa runie odrazu, że prysną wszystkie nadzieje. Z Litwy nie dochodziły żadne pomyślne wiadomości, w Koronie dwa jedyne większe korpusy, zmniejszone liczebnie, przygnębione duchowo, cofały się przed nieprzyjacielem. Wiara w kosy chłopskie, w potężną pomoc ze strony ludu, zachwiała się znacznie. Po ruchawkach województw i powiatów nie wiele już sobie obiecywano. Z krakowskiego, które było kolebką powstania, wyciągnięto już wszystko, również  i z sandomierskiego, – toż samo można było powiedzieć o ziemi chełmskiej i województwie lubelskiem. Wielkopolska nie dawała znaku życia. Pozostała jeszcze jedna wielka strażnica: Warszawa, ale i ona już była ogołocona z wojska, które wyszło na plac boju i z niej niedługo dojdą wieści niepomyślne o niesnaskach i zaburzeniach. 

Kościuszko odczuł, że upadek Krakowa może mieć zgubny wpływ na umysły. Więc w obszernej odezwie do narodu starał się go uspokoić. Wódz, nietylko ma walczyć, mówił w odezwie, ale zarazem „strzedz Ind od szkodliwych wrażeń, utrzymywać w nim ducha stałości”. „Kraków stał się łupem zdrady. Ponieśliśmy stratę, lecz nie taką, jaką nam lubiący powiększać niepomyślność naszą, wystawiać usiłują”. Żołnierz uprowadził większe armaty, przeszedł Wisłę i wkrótce złączy się z nami. Nieprzewidzianem szczęściem składy znaczną część amunicyi przystaw iły mi do obozu… Powtarzam raz jeszcze: ponieśliśmy stratę, lecz pytam dusz mężnych i stałych, czy ona powinna nas trwożyć? Czy strata jednego miasta może kazać rozpaczać o losie Rzeczpospolitej całej? „Pierwszą cnotą (mówił dalej) wolnego człowieka nie rozpaczać o losie Ojczyzny”. Przytaczał przykłady z dziejów starożytnych i nowszych, że z największego nawet upadku powstają narody. Ale po co szukać daleko: czyż za Jana Kazimierza nie bili na Polskę Szwedzi, Turcy, Tatarzy i Moskwicin – nie zwątpił jednak Czarniecki, „nie zwątpili inni dzielni i cnotliwi mężowie; zamiast rozwodzenia nieużytecznych ubolewań rzucili się do oręża i kraj od najazdów nieprzyjacielskich oswobodzili”. My jesteśmy dziś w mniejszem niebezpieczeństwie. Strata jednego miasta, lub bitwy nas nie zgubi; sroższym nieprzyjacielem, najokropniejszą klęską, byłaby słabość, zwątpienie. Czyż mało uczyniliśmy? „Trzy miesiące jak toczymy wojnę z dwoma potężnymi mocarstwami; Moskwa wstępnym bojem zwyciężona, w pomniejszych utarczkach tylekroć gromiona; złączone jej szyki z licznem Prusaków wojskiem, wydrzeć nam zwycięstwo kusiły się, lecz nas pokonać nie zdołały. Żmudź cała i większa część Litwy oswobodzone. Możnaż co tydzień wydawać bitwy z wojskiem, które powiększonem i urządzonem być potrzebuje? Obroty wojenne jawnym i być nie mogą; są takie, co mają postać zwłoki, a są koniecznie potrzebne i do skutecznych i czynnych prowadzą działań”. 

Odezwę swą Kościuszko kończył temi słowy: 

„Powiedziałem Wam, obywatele, co mi w dzisiejszych okolicznościach powinność moja powiedzieć kazała; strzeżcie się obocznych i tworzących wrażeń, strzeżcie się tych, co je rozsiewają. Polegajcie na waleczności wojsk naszych i wierności ich wodzów; łączcie z nami wszystkie siły Wasze i nie powątpiewajcie o tych, którzy nieskażonem życiem i prześladowaniem od nieprzyjaciół i od ojczystych zdrajców, zasłużywszy na ufność Waszą, przez nią do steru rządu są powołani. Niech nie mówi Europa: Polak prędki jest do zapalenia, prędszy do zrażenia się. Niech raczej powiedzą narody: Polacy mężni są w przedsięwzięciu, nieustraszeni w przygodach, stali w dokonaniu”. 

Odezwę tę wydał Kościuszko 24. czerwca pod Przybyszewem, dokąd 22. czerwca przybył z Warki. Przedtem jeszcze (20. czerwca) wysłał Dąbrowskiemu patent na generał-majora, a jednocześnie wydał rozkaz Karolowi Sierakowskiemu, posuniętemu również z pułkownika na generałai komenderującemu pod Błoniem, aby dla obserwowania posuwającego się przez Lublin korpusu rosyjskiego, wziął swoją komendę, „i objąwszy komendę nad korpusami, które generał Mokronowski do Warszawy przyprowadzi, i z przydanymi strzelcami od generała Cichockiego i Sokolnickiego pomaszerował do Karczewa, gdzie pomnożywszy siłę swoją tak wolontaryuszami, jak i pospolitem ruszeniem, pomknie się coraz dalej ku Żelechowu”. Resztę oddawał „znanym dobrze talentom i gorliwości” Sierakowskiego. Sierakowski już 23. czerwca znajdował się pod Karczewem na czele kolumny liczącej 2966 ludzi, a w tem 712 jazdy, Z pod Przybyszew a też 26. czerwca, wydał Kościuszko list do Wielhorskiego, polecając mu tworzenie partyzanckich oddziałów. Chwalił Ogińskiego, że dobrze ekspedycyę sobie zleconą uskutecznił uważał ten gatunek wojny za najstosowniejszy. Zawiadamiał, że Wawrzeckiemu posłał patent na generał-lejtnanta. 

Tymczasem król pruski, po zajęciu Krakowa, powrocie Elsnera i przybyciu do jego obozu w Michałowie rosyjskiego generał-lejtnanta Fersena, któremu polecono zastąpić odwołanego Igelstrom a, zwinął swój obóz i 22. czerwca pomaszerował ku Kielcom, gdzie się znowu parę dni zatrzymał, poczem posunął się przez Końskie i Opoczno ku Pilicy. Przeprawił się przez nią pod Inowłodzem. Jednocześnie wojska rosyjskie pod dowództwem Fersena przeprawiały się pod Nowem Miastem, a kolumna Denisowa posunęła się pod Białobrzegi, między Przybyszewem a Warką. Przepraw a tych dywizyj odbyła się bez przeszkody między 30. czerwca a2. lipca. W całym tym pochodzie zaszła tylko jedyna potyczka z forpocztami Madalińskiego pod Skarżyskiem 26. czy 29. czerwca. Wówczas to zapewne wzięto do niewoli na Lipowem Polu pod Skarżyskiem 300-400 powstańców radomskich pod dowództwem Dobka, o czem wspomina pułkownik kozacki Denisów. 

Kościuszko 27. czerwca opuścił Przybyszew i przez Goszczyn i pod Lewiczyn (27.) dalej przez Grójec i Gołków (28.) dotarł 30. czerwca do Prackiej Wólki. W ten sposób wszedł już na pozycyę Warszawy, do której kazał się zbliżyć i Zajączkowi. O ubieżeniu stolicy Prusaków, mowy już być nie mogło. 

W obozie pod Pracką Wólką złożył Kościuszko sąd wojenny na Wieniawskiego i Kalka. Przewodniczył sądowi generał-major Ludwik Kamieniecki. Sąd uznał, że Wieniawski miał dostateczne siły do obrony, że zdradził Komisyę krakowską przez chytre układy, że był twórcą postrachu, że zręcznie pobudził lud i wojsko do ucieczki, że dopiąwszy chytrze haniebnej zdrady, sam uciekł za kordon, wysławszy naprzód swe ruchomości przez Kwileckiego – i w ten sposób „bez żadnego wystrzału i obrony, miasto i fortecę Kraków opuścił i w ręce nieprzyjaciół poddał”. Za tę zbrodnię, „wiarę publiczną obrażającą", sąd Wieniawskiego „jako zdrajcę Ojczyzny od szarżyi czci odsądził, a za infamisa tegoż zdeklarowawszy, portret jego na publicznej szubienicy powiesić nakazał, a gdyby kiedy w kraju polskim pokazał się, tedy komendy winne są kazać go złapać i wyrok wymieniony natychmiast egzekwować”. Takiż sam wyrok zapadł na Kalka, jako „wspólnika zdrady i zmowy Wieniawskiego”. Sąd uznał, że Kalk zamiast dotrzymać przyrzeczenia obrony, zawiódł zaufanie Komisyi, bo nawet wojsku nie ogłosił, że objął komendę, a Wieniawskiemu, przybyłemu z za kordonu, pozwolił rzucać postrachy między wojsko i lud zbrojny, nie aresztował go i sam się do obrony nie wziął. Prócz tego śledztwo wykryło, że Kalk majora Cichocińskiego i innych oficerów upewniał, że „żadne nieszczęście ich nie czeka”, a kiedy jeden z nich oświadczył, że woli śmierć niż złamanie wierności, Kalk odpowiedział: mnie miłe życie, – „przez co okazał, że więcej swoje życie prywatne niż całość kraju i miłość Ojczyzny cenił i stąd obowiązkom powołania swego i przysięgi zadosyć nie uczynił”. Prócz tego sąd wzywał porucznika Palewskiego od inżynierów, który według raportu podkomendnych należał do zdrady, aby w ciągu ośmiu tygodni stawił się do eksplikacyi. 

Kościuszko „aprobował ten wyrok co do słowa” w dniu 2. lipca 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new