Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
KONIEC OBLĘŻENIA WARSZAWY. – POWODY USTĄPIENIA PRUSAKÓW. – ZASŁUGI KOŚCIUSZKI.
Powracamy do Warszawy w chwili, kiedy po przybyciu dział oblężniczych przystępował Fryderyk Wilhelm do „stanowczego" szturmu, kiedy nadeszła smutna wiadomość o upadku Wilna.
Pomiędzy 20. a 23. sierpnia, kazał Fryderyk Wilhelm na lewem skrzydle o 300 kroków przed Gorcami uczynić przekop na wprost polskich bateryi na Górach Szwedzkich. Usypano redutę, zatoczono działa. Ustawiono 9 moździerzy 50-funtowych, 5 moździerzy 10-funtowych, 12 armat ciężkich 12-funtowych i 10 armat lekkich 12-funtowych. Ale ogień rozpoczęty 23. sierpnia, znów wykazał mylność obliczeń pruskich, gdyż kule nie dosięgały polskich stanowisk. Wobec tego w nocy z 24. na 25. posunięto się naprzód, ustawiono nowe cztery baterye o 800 kroków bliżej bateryi' polskich. Wprawdzie artylerya polska starała się przeszkodzić robotom, ale już 26. sierpnia stały na nowo wzniesionych „warowniach" 4 haubice, 10 moździerzy 50-funtowych i 6 ciężkich armat 12-funtowych.
Kościuszko pragnął, aby „dalej nie kontynuowali" i dlatego 25. sierpnia polecił księciu Józefowi przystąpić do ataku; obiecywał mu przysłać dwa bataliony,generała Dąbrowskiego do pomocy, (wiadomo bowiem, że Poniatowski nie miał przy sobie ani jednego generała) i więcej niż zwykle „municypalności". „Ułóż to, – pisał, – według swego zdania i wiadomości militarnej znanej zdawna odemnie, i której masz więcej od innych". Ale Prusacy uprzedzili zamiar Kościószki. Już o 3. rano 26. sierpnia baterye pruskie, znajdujące się między Wolą a Gorcami rzuciły silny ogień na szańce polskie przy cegielni powązkowskiej. Był to manewr ze strony pruskiej, gdyż celem ataku, jak się okazało, były Szwedzkie Góry i Wawrzyszew. Przygotowana była w tym celu kolumna szturmowa generała Gotza, składająca się z 5 batalionów, 7 szwadronów, pół bateryi konnej i 40 wozów z narzędziami szańcowemi dla dwu inżynierów.
Gotz uderzył na wymienione punkty o godzinie 4. z rana. Pomimo rzęsistych salw kartaczowych, żołnierz pruski szedł naprzód „bez wystrzału” i wyparł bagnetem polską piechotę z bateryi na Górach Szwedzkich, zabrawszy 8 armat; jednocześnie opanował Wawrzyszew, skąd jednak udało się uprowadzić armaty. Książę Józef nadbiegł z kawaleryą, ale przybył za późno. Mimo to rzucił się na nieprzyjaciela i usiłował go napędzić ku „wilczym dołom”, lecz nie mógł złamać pruskiego pułku dragonów Frankenberga. Zastrzelono pod nim konia, otrzymał kontuzyę. Tymczasem generał Pollitz opanował bateryę przy domie Parysa. Nieprzyjaciel poprzestał na tern, nie czując się widocznie na siłach dalej awansować.
Winę tego niepowodzenia opinia przypisała księciu Józefowi. Żadna przegrana (a było ich niestety tyle i to znacznie większych) tak jednogłośnie prawie nie została potępioną jak ta, żadna też do dziś dnia nie spotyka się z tak srogą krytyką. Trudno nie upatrywać tendency i, lub rozbrajającej naiwności, kiedy się czyta niektóre zarzuty i plotki. Ks. Józef (mówiono) dnia poprzedniego był na obiedzie u króla – „w obozie pruskim wiedziano o tem bez wątpienia", a więc, gdyby nie ten obiad 25., to 26. nie byłoby ataku i opanowania polskich bateryi! Ba, „zapewne dowiedziano się także, że się rozbawił po obiedzie na dobre”, to znaczy, że był w nocy u baletniczki Sitańskiej, gdzie go goniec z obozu już po stracie Gór Szwedzkich, „zastał przy muzyce i zabawie”. Co za szpiegów i jakie telefoniczne wiadomości otrzymywali Prusacy, kiedy wiedzieli o każdem poruszeniu Poniatowskiego! W prawdzie Sitańska była wówczas… we Lwowie, wprawdzie książę Józef nie rozbawiał się w nocy, bo jak świadczą Wybicki i Sanguszko spał w obozie i zerwał się na pierwszy alarm, – ale co to szkodzi?
„Książe Józef napierwszy alarm, stanął na swojem miejscu; ale przekonawszy się, iż z tej strony fałszwy była tak, a prawdziwy zamiar nieprzyjaciela skierowany był na Góry Szwedzkie naprzeciw Marymontu, – napierwszy w tamtej stronie wystrzał pobiegł tam książę Józef; zanim jednak do gór tych do jechaliśmy, już z nich spędzone były poczty nasze. Napróżno chciał książę je odzyskać, nasze wojska wycierpiały wiele, postępując naprzód, aż też wreszcie rejterada powszechna kuokopomwarszawskim nastąpiła. Książe Poniatowski lekką otrzymawszy kontuzyę, pełen rozpaczy wrócił do miasta; oburzyły się na niego umysły wszystkich"... (z raportu pełnomocnika Wybickiego przedłożonego Radzie Najwyższej Narodowej). „Co do zarzutu księciu Poniatowskiemu czynionego – pisze Sanguszko, że nie był z początku ataku, ten jest fałszywym. Przynim nocowałem z wieczora zaraz, nabateryi Będziakiewicza, a tak zaczął się po północy, za pierwszym wystrzałem byliśmyna forpocztach... Kot postrzelony padają potłukł go mocno, mundur i kapelusz miał kulami przeszyty". (Sanguszko 1. c. 38).
Natomiast pomija się, że ubito pod księciem konia, że naturalnie spadł z niego i potłukł się, że został kontuzyonowany i że mundur i kapelusz miał przeszyte kulami. Kiedy przybył Kościuszko i wiedząc o spadnięciu księcia z konia io kontuzyi, patrząc wreszcie na jego rozpacz, powiedział mu, że go sam zastąpi,- Zajączek, wróg jawny księcia, nie omieszkał w swych pamiętnikach złośliwie napisać, że Kościuszko „poradził mu, żeby sobie poszedł do swego stryja na spoczynek”. A czemu tenże Zajączek nie szedł księciu z pomocą, kiedy się bezpośrednio stykał z jego korpusem ?
Rymkiewicz, choć nieprzychylny księciu, zwraca jednak uwagę, że kiedy przy Kościuszce było czterech generałów, a trzy pod Zajączkiem, to książę Józef żadnego nie miał przy sobie. Dodajmy, że kiedy korpus Kościuszki, stojący naprzeciw 16.000 Rosyan, miał 11.492 żołnierza, to Zajączek z Poniatowskim mieli 11.885 naprzeciw 25.000 Prusaków z 2 i pół razy pod względem liczby, a 5 razy pod względem wagomiaru, silniejszą od Rosyan artyleryą. Musieli pozycyę Poniatow skiego uważać prusacy za najsłabszą, kiedy na nią natarli naprzód po sprowadzeniu dział oblężniczych, kiedy przeciw niej ustawili najpotężniejsze swe baterye (wiemy o tern, że. Brodowsky tę drogę wskazywał jako najlepszą do zdobycia Warszawy). Rymkiewicz przyczynę niepowodzenia upatruje w tern, że książę Józef „wysunął się z ciągłej i obronnej linii prawie na pół ćwierci mili i nieuważnie pozostawiał wojsko z armatami w różnych miejscach bez pewnej komunikacyi, jako też przed domem Parysa, w starych bateryach nazwanych Szwedzkiemi i pod Wawrzyszewem, w obawie zapewne, ażeby się król pruski przez objęcie tych miejsc zanadto się nie zbliżył, jak się. to stało przez wzięcie Woli. Lecz jak ta nie decydowała o losie Warszawy, tak i te pozycye jeszcze mniej"... Ten zarzut, jeżeli jest słuszny, mógłby się odnieść prędzej do Kościuszki, który był przecież fachowym artylerzystą i inżynierem, a jako głównodowodzący miał głos w tym razie stanowczy. Co więcej, w przeddzień bitwy Kościuszko szczegółowo oglądał pozycyę i baterye księcia Józefa. Słusznie też Korzon pisze: „Kościuszko przedłużył swą linię obronną” itd. Ba! to przedłużenie stało się jeszcze za Mokronowskiego, który te pozyoye objął, – Poniatowski obsadził tylko Wawrzyszew. Jeżeli zaś te pozycje nie miały znaczenia, to o co gwałt? – jeżeli zbyteczne było ich zajmowanie, to czemu ich utratę uważano za wielką klęskę, a księcia Józefa ogłoszono za.. zdrajcę. Tak jest – i tego mu nie oszczędzono. Nazwisko Poniatowskich po Targowicy królewskiej i po zgonie tajemniczym prymasa, stało się dla niego przekleństwem.
On sam w swoim raporcie krótko rzecz przedstawiał. Tłumaczył, że „nieprzyjaciel podsunąwszy się cicho pod nasze baterye, rzucił się szturmem najwyższym na góry swego niegdyś obozu, przez nas dawniej opanowane i wskoczył na dwie baterye, nie dozwoliwszy naszym więcej czasu, jak do trzech wystrzałów 4". Twierdził dalej, że „prawe skrzydło nasze cofało się w należytym porządku pod Marymont i Powązki”. Wreszcie żądał Komisyi na podpułkownika Wesołowskiego, „który komenderował bateryami wziętemi przez nieprzyjaciela i na tego oficera, który komenderował bateryą przy domie Parysa”.
Sąd wojenny, zwołany przez Kościuszkę, rzeczywiście uznał winę Wesołowskiego i jeszcze trzech innych obwinionych. Wyrok brzmiał: „Podpułkownik Wesołowski, mając zleconą sobie komendę nad trzema bateryami i rozkaz największej ostrożności i bronienia się do ostatniego, – ani wszystkim podkomendnym o objęciu komendy nie oznajmił, ani o danej sobie pod komendę sile, dokładnie uwiadomionym być nie starał się, ani dość był ostrożnym na kroki nieprzyjaciół, tak dalece, że nie wprzód się uwiadomionym o jego zamysłach znalazł, aż go zobaczył pod wałami swojej bateryi, a i w tenczas zaniedbał użyć środków najskuteczniejszego bronienia – z drugiej zaś strony nie chęć zdrady, ale skutek niesposobności jego Rymkiewicz, choć nieprzychylny księciu, zwraca jednak uwagę, że kiedy przy Kościuszce było czterech generałów, a trzy pod Zajączkiem, to książę Sąd wykomenderowały poznał, mając do tego dowiedzioną sobie jego dawniej śmiałość i miłość swojego kraju: na miesiąc siedzenia w ścisłym areszcie w łańcuszkach, wspomnianego podpułkownika skazuje, z zaleceniem sposobienia się do powinności randze jego właściwych. – Podporucznika zaś Aignera od artyleryi, który mniej dbając na świętą powinność bronienia Ojczyzny, w czasie samej kanonady oddalił się, zakazawszy nawet strzelać, aby się przez to uchronił od okazania miejsca, do któregoby nieprzyjaciel mógł odpowiadać – na kassacyą przeznacza. Wreszcie chorążego Bobrowskiego od artyleryi i Bierczowskiego feierwerka za opieszałość i nieczynność w czasie kiedy ostatnich środków używać należało, degradowanem i mieć chce na kanonierów przez miesiąc jeden, z odpowiadającą konomerowi gażą”.
Kościuszko zatwierdził powyższy wyrok Sądu wojennego w tych słowach: Dekret approbuję Sztandrechtu, z przyłączoną moją obserwacyą, iż oficer wyznaczony na komendanta bateryi na większą powinien był zasłużyć karę, gdyż on odpowiada za wszystkich podkomendnych swoich, którym powinien dać do przykładu każdego rozkazy i dopilnować, aby uskutecznione było".
Tak się skończyła spraw a o niepowodzenie dnia 26. sierpnia. KsiążeJózef, powiada Rymkiewicz, „znużony pracą i tylu niepomyślnościami, słysząc do tego narzekania i tysiączne zarzuty, usunął się do Warszawy i zachorował”. Komendę pod nim objął Dąbrowski.
27. sierpnia był spokój – obie strony przygotowywały się do dalszej walki. Fortyfikacye Wawrzyszewa i Gór Szwedzkich Prusacy „obrócili na własny użytek”, zwrócili je przeciw bateryom polskim; kolumny Goetza i Pollitza cofnięto i zastąpiono świeżemi. W nocy z 27. na 28. sierpnia przeprowadzili Prusacy przekop pod domem Parysa, czyli folwarkiem powązkowskim, dla ostrzeliwania „wysokich” bateryi polskich na Skalszczyźnie. Prócz tego postawili nową redutę.
O świcie 28. sierpnia rozpoczął się atak Prusaków na całej linii. Rosyanie udawali, że chcą zaatakować obóz Kościuszki; od Woli znowu Prusacy zrobili „maik”, że chcą uderzyć na Zajączka, ale cały szturm był skierowany tylko na korpus i baterye Dąbrowskiego. Największa forsa była na lasek powązkowski i na „wysokie baterye”. W krótce trzy szańce usypane dla ich obrony zdobyli grenadyerzy pruscy; opanowali prócz tego lasek powązkowski i zapalili kilka domów. Więc rozpoczęło się źle, – mógł się powtórzyć dzień 26. sierpnia. Ale w tym dniu Polacy byli na atak zupełnie przygotowani, nikt ich nie zaskoczył. Nie zostawiono też Dąbrowskiego samego, ale zjawiła się na czas piechota Kościuszki, a potem jazda Wyszkowskiego z Kopciem i Kołyską; municypalność w arszaw ska też wystąpiła w podwójnej liczbie. Przybył i sam Kościuszko i wziął udział w boju; „w tym chwalebnym dniu prowadził municypalność warszawską do ataku na żelazne kadry piechoty pruskiej”. Brał jakiś udział i Hauman, bo znajdujemy go w spisie tych, co za dzień 28. sierpnia otrzymali złote obrączki.
Dąbrowski rzucił swe siły na lasek powązkowski i odebrał go Prusakom. Kołysko uderzył ze swą brygadą na liczniejszą kawaleryę pruską, zagrażającą lewemu skrzydłu i szczęśliwie ją przepędził. Prusacy uderzyli powtórnie w cztery bataliony i sześć szwadronów na Powązki i znów zajęli lasek powązkowski, a jednocześnie inna ich kolumna szła ku Bielanom, Młocinom i Marymontowi. W tym czasie nadeszła piechota Kościuszki, która musiała pod ogniem przejść kolumną przez most i rozwinąć się w szyku bojowym; przy jej pomocy „nieprzyjaciel cofnąć się musiał z góry, a piechota nasza bateryę opanowała". W tymże czasie podpułkownik Mycielski „awansował i opanował dwie sypane nieprzyjacielskie baterye".
Dąbrowski po raz drugi wypędził Prusaków z Powązek i lasku. Z tego lasku ruszyła o godzinie 5. kolumna kapitana Bronickiego, aby odebrać bateryę pod domem Parysa, ale musiała się cofnąć, bo nadeszły z pomocą nowe bataliony pruskie. Rejteradę osłaniała część brygady Kopcia z pułkiem trzecim.
Prusacy przypuścili wreszcie ku wieczorowi szturm trzeci „całą siłą", ale zostali odparci. W tedy to, według podania, Kościuszko stanął na czele pułku Kilińskiego. Odznaczyła się też brygada Kołyski, O niej mówi Rymkiewicz: „Dokazywała cudów, – rzadki przypadek, aby kawaleryą atakować bateryę, ona to uczyniła: z szablą w ręku odzyskuje opanowane już przez Prusaków niektóre baterye polskie i przy nich się utrzymuje".
Nie lepiej się powiodło tej kolumnie pruskiej, która podczas drugiego ataku walczyła pod Marymontem i lasem bielańskim. Strzelcy Rymkiewicza razili ją z parowów, kawalerya narodowa pod wodzą Kampenhausena, odparła huzarów pruskich awansujących od brzeziny w a w ryszewskiej; pomagała i część brygady Wyszkowskiego, zasłaniając strzelców polskich; wreszcie baterya Rymkiewicza nad karczmą bielańską i spod lasu, zmusiła do odwrotu liczną kaw aleryę pruską, nacierającą od górnych bateryi pruskich, które asekurować przybyła. Była chwila, że w popłochu całkiem je opuściła a dopiero uszykowawszy się na nowo, zdołała uwieźć armaty, zostawiwszy wozy z amunicyą.
Walka trwała 16 godzin. Stratę Prusaków w dniu 28. sierpnia podaje Treskow na 87 poległych, 347 rannych, oraz 31 wziętych do niewoli. Po naszej stronie, według Dąbrowskiego, było 4 oficerów zabitych i 5 rannych, a żołnierzy rannych i zabitych 60, Liczby te niezupełnie odpowiadają ustalonej opinii o niezwykle krwawym dniu 28. sierpnia, o niesłychanej zaciętości walki i potężnych pruskich atakach; całkiem zaś mylną jest opinia o odzyskaniu wszystkich strat z 26. sierpnia, gdyż tylko „niektóre baterye" zostały odebrane. Ze strony pruskiej, o ile sądzić można, nie brało udziału w boju, w ciągu całego dnia i na całej rozległej przestrzeni, więcej niż 5000 piechoty i około 2000 kawaleryi.
Dąbrowski w raporcie swoim zaznacza, że „dystrybucya wojska przez księcia generała Poniatowskiego (po którym, dla słabości zdrowia jego, objąłem komendę) tak dobrze urządzoną została, że mi łatwo było dać silny odpór nieprzyjacielowi"...
W raporcie tym wylicza Dąbrowski ogromną liczbę tych, co się odznaczyli w boju. „Dzień ten – mówi – pełen chwały dla oręża polskiego i znacznej dla nieprzyjaciół straty, pełen był czynów odwagi i bohaterstwa”.
A więc oddaje cześć bohaterstwu poległych oficerów, podnosi męstwo brygadyera Kołyski, majorów Fiszera, Zwizdy i Tyszki, rannego podpułkownika regimentu Działyńskich Mycielskiego, podpułkownika Rymkiewicza, całej” brygady pińskiej z brygadyerem Kopciem i podpułkownikiem Podhorodyńskim itd. nie opuszczając nawet sierżantów, strzelców i artylerzystów. Zw olontaryuszów wym ienia podpułkownika Piotrowskiego, rotmistrzów Skwarskiego i Karskiego. Nie znajduje „dość pochwał dla regimentu dziewiątego z walecznym Gordonem, który chociaż tak ciężko ranny, że mówić nie mógł, regimentu przecież nie odstępował i przez znaki w skazywał brygadyerowi Kołysce, potrzebę naznaczenia innego komendanta”. Nieustraszonej odwagi dał dowód siedm nastoletni wolontaryusz Antoni Wisłocki który uprowadzając z narażeniem życia rannego majora Zazulińskiego, napadnięty przez trzech Prusaków, dwóch zabił a trzeciego odpędził. Z municypalności wymienił Dąbrowski kapitanów Traugutta i Majewskiego, oraz akademika W irtelewicza (inni go nazywają Bielewiczem), który „dawniej ludowi radą i zdaniem przewodniczył” a poległ prowadząc śmiało lud na baterye nieprzyjacielskie. Kończył swój raport Dąbrowski zapewnieniem, że gdyby Kościuszko chciał „wszystkich dystyngwujących się zasłudze uczynić nagi odę, musiałby rozkazać wszystkich oficerów i żołnierzy w tym boju znajdujących się podać sobie listę" Kościuszko czytając te słowa powiedział. „a ja wiem, że w tym dniu, także Sokolnicki i Węgierski pułkownikowie i Krasicki major od huzarów zasłużyli na to, aby publiczności imiona ich podane były jako walecznych rycerzy, którzy do sławy dnia tego przyłożyli się w. Z wielkiem też uznaniem odzywał się Kościuszko o pomocy, jakiej w tym dniu udzieliła milicya warszawska; również wielkie pochwały oddawał jej Zajączek.
Książe Józef natychmiast przesłał Dąbrowskiemu powinszowanie odniesionego zwycięstwa.
Wycieczka Zajączka z Czystego (29. sierpnia) też o niemałe straty przyprawiła Prusaków. Wysłał on stu infanterzystów i stu kosynierów na baterye pruskie, po prawej stronie Woli, wspierając ich strzelcami; prócz tego wzięło udział w wycieczce kilkunastu ochotników. Atak został śmiało i szybko wykonany. Zniesiono posterunki pruskie na bateryach i w rowach, a uciekających wykłuto i wysieczono. Zagwożdżono na baterych 5 armat 12-funtowych, 36-funtowych i 1 haubicę. Prusaków zginęło koło 200; z naszej strony poległo 10 żołnierzy, 1 podoficer, rannych było 23 żołnierzy oraz major Strzemiński i porucznik Wylazłowski, z których każdy jedną armatę zagwoździł. Prócz tego zabrano pewną ilość karabinów, pałaszy i tornistrów. Ustąpiono z nadejściem batalionu pruskiego Klinkowstróma.
Niezrażony niepowodzeniami Fryderyk Wilhelm postanowił przypuścić szturm walny w dniu 1. września i wydał już odpowiednie dyspozycye. Tymczasem 31. sierpnia, przed świtem, trzy kolumny polskie z piechotą w środku, a jazdą po obu skrzydłach, posunęły się ku wysokim bateryom pod Wawrzyszew. Po 2 godzinnej walce, Wawrzyszew został Prusakom odebrany. Brał w tej walce udział Rymkiewicz, który wypędził batalion strzelców z brzeziny wawrzyszewskiej i byłby go zniósł, „gdyby kawalerya nie chybiła dyspozycyi“. Według relacyi pruskich wojsko polskie, opanowawszy szańce około domu Parysa, posunęło się dalej, aby atakować od tyłu. Jazda pruska uciekła w popłochu z posterunków, lecz pułk dragonów trankenberga wsparty batalionem Anhalta, „wytrzymał nadzwyczaj silnie prowadzone szarże kawaleryi polskiej.
Nowy szturm pruski zapowiedziany był na 2. września. O godz. 4. z rana wojsko pruskie miało atakować w trzech kolumnach Powązki, Marymont i Czyste; wezwano też do współdziałania Rosyan. Nagle wieczorem 1. września cofnięto rozkazy, skutkiem nadeszłych do obozu pruskiego nowych wiadomości rozszerzaniu się powstania w Wielkopolsce. Kościuszko nic o tem nie wiedział, jąknie wiedział również, że już 29. sierpnia Fryderyk Wilhelm, wysłał przeciw powstańcom wielkopolskim ku Gnieznu kolumnę pułkownika Szekelego. W krótce jednak, bo 3. września przybyli do Kościuszki z Wielkopolski obywatele Hofman i Buchowski donosząc mu, że prawie wszystkie powiaty powstały, że odbyło się kilka starć z Prusakami, a Mniewski, kasztelan kujawski pochwycił na Wiśle wysłany z Grudziądza wielki transport amunicyi. Wiadomość ta ucieszyła niezmiernie Kościuszkę, zaraz też dzielił się nią z „obywatelami mieszkańcami warszawskimi” wydawszy do nich odezwę. „Ale choć to zdarzenie szczęśliwie pomiesza pewne zamysły nieprzyjaciół naszych, ale oraz może pobudzić ich do kroków rozpaczy i do przyspieszenia naprzeciw Warszawie wszelkich wysileń ich zaciekłej i mściwej dumy”. Kończył wezwaniem: „Do mnie, bracia, do mnie! skoro wam dam znak boju”.
Radosna nowina tem większą obudziła w niem energię. Nowego szturmu spodziewał się w dniu 4. września. Napisał też kartkę do prezydenta Zakrzewskiego, w której go zaklinał na miłość Ojczyzny, „aby połowa dziś szła do linii obywateli, a gdy będą atakować aby wszyscy wyszli”. Prosił go też, aby mu szczerze powiedział, „czy to prawda, że obywatele nie chcą iść do księcia” i oświadczył, iż w takim razie „gotów go oddalić, gdyż Ojczyznę nad wszystko przekłada”.
Ale napróźno oczekiwał Kościuszko ataku tak 4. jak i 5. września. Ciągła kanonada maskowała tylko to, co się działo w obozie pruskim. Były w nim rzeczywiście przygotowania na wielką skalę, ruch był nadzwyczajny. Kawalerya ściągała z okolicy gwałtem konie chłopskie. O zmroku 5. września zdjęto z przekopów działa oblężnicze, o 10. wieczorem zgromadzono bagaże za obozem i uszykowano wozy w dwie kolumny. Jedną z nich wyprawiono w drogę przez Falenty, drugą przez Michałowice. Reszta koni chłopskich ciągnęła arm aty ku Raszynowi. O godzinie 4. z rana dnia 6. września cała armia pruska była gotową de pochodu. Jednocześnie i armia rosyjska zwinęła swoje namioty i ruszyła ku Piasecznu.
Warszawa była wolna. – Trudno opisać radość jej mieszkańców. Zdawało im się, że już bliski koniec wojny, że święta spraw a niechybnie zwycięży.
Kościuszko nie wjechał w mury stolicy, aby dzielić jej radość. Nie chciał zapewne być przedmiotem hołdów. Wiedział, że jeszcze ciężkie, a nawet najcięższe czekają go zadania: więc też odezwa jego do mieszkańców Warszawy, jaką wydał natychmiast, była spokojna i… praktyczna. „Po trudach wojennych – pisał – czas jest dla was spocząć, Obywatele i mieszkańcy miasta wolnego Warszawy! Wojsko ma jeszcze obowiązek rozleglejszy: wojsko idzie nieprzyjaciół waszych wypierać z granic Rzeczpospolitej. Broń w ręku W aszym Ziomkowie zostawiona, broń ta, której skutecznie używaliście, odtąd w Waszych rękach już niepożyteczna, w żołnierskich obroną waszą być powinna. Wzywam Was przeto do znoszenia onej, abym nią jak najwięcej mógł uzbroić dzielnych rycerzy a braci waszych, którzy ze mną idą ścigać nieprzyjaciela.” Pełen zaufania, że powolni memu głosowi będziecie, wzywam Was, abyście wspom nioną broń, to jest: karabiny, znosili do szanownego prezydenta miasta Warszawy. Im zaś spieszniej żądania mego dopełnicie, tym większy włożycie na mnie obowiązek przestrzegania choć zdaleka bezpieczeństwa Waszego, i dochowania Wam mojej szczerej wdzięczności.
Rada Najwyższa Narodowa zwołała natychmiast 6. września sesyę i wysłała list do Kościuszki winszując mu „tak znakomitego dzieła“. „Starannością i walecznością swoją – pisała – ukróciłeś dumę i siłę tego nieprzyjaciela, który z taką nastaw ając groźbą, z hańbą chciwych zamiarów swoich odstąpić musiał. Zna aż nadto Rada wielkość Twoich trudów, Najwyższy Naczelniku, które w obronie tej stolicy poniosłeś, dlatego nie może nie oświadczyć Ci tej najwyższej wdzięczności i szacunku, którym cała ta stolica jest przejętą, i którego skutki aż nadto są ważne dla całego powstalącego” narodu. Tak pam iętne dla miejsca tego zdarzenie chce Rada uroczystością jakową obchodzić; lecz obchód ten tern byłby wspanialszy i milszy dla ludu, gdyby w nim widział obecnego Ciebie. Obejście jednak to urządzenie jego jak i kiedy ? zostawia woli Twojej, której oczekiwać będzie”.
Kościuszko odpowiedział nazajutrz z obozu pod Mokotowem:
„Z najwyższą wdzięcznością i uczuciem odbieram pochlebne dla mnie wyrazy Najwyższej Rady Narodowej. Cieszę się zarówno z każdym dobrym Obywatelem z oswobodzenia stolicy od wojsk nieprzyjacielskich, – ale nie pizypisuję tego, tylko Opatrzności, męstwu żołnierza polskiego, Obywatelow Warszawskich gorliwości i odwadze, staraniom Rządu. Zostawuję zupełnie do woli zupełnej Rady Narodowej; w jaki sposób i kiedy to zdarzenie obchodzie życzy? Zatrudnienia moje nie pozwalają mi ukontentowania być z Wami, godni mężowie. Śmiem ufać, że ten Bóg, który stolice uwolnił, uwolni i Ojczyznę; wtenczas już jak obywatel, nie jak urzędnik i Bogu dzięki składać i powszechną ze wszystkim i radość dzielić będę“.
Nie było Warszawie żadnych obchodów – tylko dziękczynne nabożeństwa odprawione we wszystkich kościołach dnia 6. i 7. września świadczyły o uczuciach, jakie przejmowały serca mieszkańców Warszawy!
Powody ustąpienia wojsk pruskich rozmaicie tłumaczono. Mówiono iż generał-porucznik Schwerin ostrzegał Fryderyka Wilhelma, iż z nastaniem pory jesiennej ciężko mu będzie prowadzić dalej oblężenie. Zdobycie Warszawy okazało się trudnem do przeprowadzenia; – rezultatem dwumiesięcznych zapasów było dopiero zajęcie Woli (i to na samym początku oblężenia) oraz paru bateryi. Wojsku i fortyfikacyom Kościuszki wyrządzono nadzwyczaj małą szkodę. Oblężone miasto miało dość żywności i otwartą komunikacyę dla jej otrzymywania. Zapał wojska polskiego i milicyi warszawskiej me ustawał – ta ostatnia zapraw iła się już do boju, dawała dowody wielkiej odwagi. Inaczej było w obozie pruskim: armia była zniechęcona i zmęczona – nie widziała ze swych ofiar korzyści, każdej chwili była narażona na niespodziewane wycieczki oblężonych.
Kronika anegdotyczna podaje sporą ilość szczegółów dowodzących odwagi nie tylko milicyi, ale i całej ludności warszawskiej. Wspomnimy tylko, że gromadychłopców podczas bombardowania zbierały kule, aby je odnieść do arsenału; była za to stała od ich ilości i wielkości nagroda. Ciż samichłopcy z kominiarzami, mimo niebezpieczeństwa, przykrywali mokremi skórami upadające bomby, aby nie eksplodowały. Jaka zaś była panika w obozie pruskim dowodzi takt, że w nocy z dnia 30. na 31. sierpnia dziesięciu żołnierzy tak zaalarmowała Wolę, że część Prusaków rzuciła się do ucieczki, a dopierzchających innistrzelali; zaczęto wreszcie od strony Gorców puszczać grana tyku Woli sądząc, że ją zajęła polska piechota.
Co więcej wśród armii była wielka ilość chorych, dawał się uczuwać brak żywności; trzydniowe racye musiały na 5 dni wystarczać. Bataliony liczyły zaledwie po 500 ludzi, były szwadrony jazdy nie przenoszące 70 koni.
Wszystko to, lub część tego, mógł przedstawiać „ostrożny” Schwerin Fryderykowi Wilhelmowi. Były to argumenty silne, ale silniejszym było powstanie w Wielkopolsce. To też Fryderyk Wilhelm w patencie wydanym 24. września z Wrocławia mówił, że „przyczyną jego niepowodzeń pod Warszawą stało się powstanie Prus południowych” i narzekał, że „kilka głów niespokojnych zniweczyło jego zamiar uszczęśliwienia tej prowincyi i ubezpieczenia państw pruskich”. Pisarze pruscy o wojnie z roku 1794 idą za jego śladem i ten sam podają powód smutnej dla Prusaków z pod Warszawy rejterady.
Feldmarszałek pruski Boyen (Er in nerungen, I. 66) przyznaje, że Polacy „robili wycieczki nie bez korzyści, któremi ośmielen i tamowali postęp działań oblężniczych tak, że w głównej kwaterze pruskiej, szczególniej gdy w Prusach Południowych zaczęło się szerzyć powstanie, musiało przyjść do przekonania, że dotychczasowe postępowanie było błędne, i że po nie, nadal nie można spodziewać się żadnego rezultatu “.
Rzeczywiście powstanie Wielkopolskie, wobec daremnych wysiłków pod Warszawą, mogło również wpłynąć w części na decyzyę Fryderyka Wilhelma. W praw dzie ruch nie oparty na regularnym żołnierzu łatwo było stłumić mając do rozporządzenia nietknięte pułki na Śląsku, Pomorzu, Brandenburgii, ale na razie mógł on przerwać komunikacyę i przeszkodzić dowozowi amunicyi, czego dowodzi transport zabrany przez Mniewskiego. Wszystko to wszakże: i owe ostrzeżenia Schwerina i powstanie „Prus południowych” – nie były to jeszcze argumenta dostateczne do kroku tak kompromitującego armię, posiadającą opinię jednej z najlepszych w Europie. Więc też słusznie domyślano się, że były jeszcze inne do niego powody. „Podaje on (król pruski) za powód powstanie, które wybuchło w jego ziemiach – pisała Katarzyna – Morbleau! będąc na jego miejscu, właśnie przez wzięcie natychmiast Warszawy, stłumiłabym to powstanie”. Łatwiej to wprawdzie było napisać, niż wykonać, ale już w tych słowach mieści się niejakie wyjaśnienie sprawy. Przyjaźń Fryderyka z Katarzyną miała oparcie tylko na wspólności zbrodni, popełnionej na Polsce – pozatem przyjaciele ci nienawidzili się wzajemnie. Fryderyk dla Katarzyny, był to „łotr bez czci i wiary, słowa i honor ledwie z imienia są mu znane". Kiedy Katarzynę spotkał „zawód”, że nie otrzymała, jak miała nadzieję, wiadomości o zdobyciu Warszawy na imieniny W. Ks. Elżbiety, wyraziła się: “Ten monarcha z każdym dniem wciąż okrywa się hańbą” – a dwór ż całym Petersburgiem miotał na Prusaków pioruny. Donosił o tern poseł pruski w Petersburgu.
Już to samo usposobienie Katarzyny dla Fryderyka pozwalałoby się domyślać, że naprężone między nimi stosunki były jedną z przyczyn, dla których Fryderyk zwinął swe namioty pod Warszawą; – to usposobienie tłumaczyłoby też zagadkowe słowa Falkensteina: „utknęła maszyna wojenna, w pruskim obozie, pękło koło polityki”. Ale są „najniewątpliwsze i najautentyczniejsze źródła”, podające prawdziwe powody kroku króla pruskiego. Te źródła, to archiwum państw a w Berlinie, to depesze Lucchesiniego do Mollendorfa i ministrów. W nich znajdują się dowody, że istotnym powodem odwrotu z pod Warszawy była niezgoda między Fryderykiem a Katarzyną. Carowa pochwalała zachowanie się Fersena, który stał bezczynnie i drwił sobie z taktyki pruskiej i z pruskich strategistów. Zamierzała ona naw et dać rozkaz Fersenowi, aby opuścił armię pruską i wycofał się z pod Warszawy. Fryderyk, widząc to zachowanie się Fersena, i mając wiadomości o uczuciach Katarzyny, zwrócił się za pośrednictwem Lucchesiniego o pomoc do Austryi, ale cesarz Franciszek wolał stłumienie insurrekcyi pozostawić obu dworom zaprzyjaźnionym i spokojnie czekać, co mu z podziału przypadnie; im więcej sprzymierzeni po ostatecznem zwycięstwie, w które nie wątpił, byliby osłabieni, tern silniejsza byłaby jego pozycya, tern lepszą i większą cząstkę łupu mógł zagarnąć. Więc też propozycye Fryderyka Wilhelma spotykały się w Wiedniu z odmową. To wszystko mieszało szyki królowi pruskiemu, a powstanie w Wielkopolsce wprawdzie go napełniło obawą, dało mu przecież pożądaną sposobność do „urzędownego wytłumaczenia swojego odwrotu”.
Jakiekolwiek zresztą były przyczyny uwolnienia Warszawy ze ściskającej ją obręczy, główną w tern zasługą należy przyznać Kościuszce. W obronie stolicy dał dowód niezwykłej energii, przytomności umysłu, poświęcenia się. Nietylko ufortyfikował Warszawę, nietylko był wszędzie, na wszystko miał oko, ale budził wciąż zapał, podtrzymywał ducha. Podziwiano jego wytrzymałość, z jaką znosił trudy i niewygody. Pierwszy raz spał rozebrany w dniu 6. września.
Przykład jego był zaraźliwy. Oficerowie i żołnierze pełnili swą służbę z zaparciem – nigdzie nie widać było śladu zniechęcenia. „Śmierć lub zwycięstwo, hasłem Kościuszki, więci naszym” – pisał podpułkownik Zagórski. Chłopów wbijał w szlachetną ambicyę przez sukmanę, którą nosił z całym sztabem (naw et księcia Józefa widywano w tym ubiorze) – a zyskiwał ich tern więcej dla siebie, że codziennie wspólnie z nimi odmawiał pacierze.4) Umiał zachęcać do czynów, przynaglać, dziękować, nagradzać. W lakonicznych zapiskach Dąbrowskiego (extrakt korespondencyi) znajdujemy takie wzmianki: 29. lipca Kościuszko „żąda, aby generał (Dąbrowski) koniecznie uszkodził nieprzyjaciela”, tegoż dnia „rozmaite dyspozycye daje”, 31. lipca, „radzi profitować z Prusaków i Moskali na skrzydle”, 1. sierpnia „dziękuje generałów i za pobicie nieprzyjaciela”, 2. sierpnia „ostrzega by generał nie dał się oderżnąć”, 29. sierpnia „każe spieszyć robotę bateryi”, 30. sierpnia „żąda raportu dla wyznaczenia nagród dystyngwującym ", tegoż dnia „nagli o skutku itd. Za dzień 28. sierpnia rozdał setki nagród – prócz tego Dąbrowski został generał-lejtnantem, brygady erem brygady siódmej, a Rymkiewicz generał majorem. Jakim duchem było ożywione wojsko, niech świadczy jeszcze piękny fakt jego ofiarności: Dnia 1. sierpnia posłał Naczelnik kilkanaście grzywien srebra do mennicy z następującym biletem do prezydującego w wydziale krajowym: „Posyłam Ci, pierwiastki składek ubogiego w zapasy, lecz gorliwego w dobrych chęciach rycerstwa naszego. Bogdajby przykład ten naśladowany był od obywatelów, którzy obficiej niż my obdarzeni od losu, obfitsze dla Ojczyzny składać mogą dary “. Obrona Warszawy imponuje nawet tym krytykom wojskowym, którzy odmawiali Kościuszce kwalifikacyi na głównodowodzącego i upatrywali w nim wprawdzie „wszystkie zdolności stanowiące znakomitego generała, ale tylko drugiego rzędu“. Prądzyński, autor tej charakterystyki, powiada: „Obrona Warszawy jako czyn wojenny, uświetniła imię Kościuszki.