Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
“Święta insurrekcya" w Warszawie.
Jak wiemy, Igelstrom, w pierwszej połowie marca, dowiedział się o spisku warszawskim. Natychmiast kazał uwięzić szambelana Węgierskiego, Stanisława Potockiego (adjutanta generała Mokronowskiego), Dziarkowskiego i Kapostasa (dwaj ostatni uciekli z Warszawy); jednocześnie wysłał polecenie na Ukrainę, aby pochwycić Działyńskiego „duszę spisku".
Kamieniecki: Dzień 17. i 18. kwietnia 1794 w Warszawie przez naocznego świadka (Żupańskiego Pamiętnik, XVIII. wieku, to m1.). Potockiego i Węgierskiego osadził Igelstrom w lochach swego pałacu, gdzie też wkrótce mieli się znaleść Stalicki i Sierpiński, oficer Madalińskiego. Zostawali o pod strażą księcia Daszkowa i 12 grenadyerów; Kamieniecki podaje między uwięzionymi uIge lstroma i Staszyca, ale wiadomość ta nigdzie nie znajduje potwierdzenia.
Wiemy również jakie wywarł wrażenie na Igelstrom ie „bunt" Madalińnkiego i Zborowskiego i jakie nadzwyczajne środki policyjne zarządzono w Warszawie, wobec głuchej ferinentacyi „buntow niczych dyskursów " i burzliwych „paszkwili i karteluszów "
Wiadomość o powstaniu w Krakowie przeraziła i tak już przestraszonego Igelstroma. Udał się natychmiast do króla i żądał wydania deklaracyi, że prawo neminum captivabimus ma być zawieszone. Król pod naciskiem Igelstroma wydał 2. kwietnia uniwersał przeciw insurrekcyi i Kościuszce. Zaczynał się on od słów: „Jużeś aż nadto doświadczył najmilszy narodzie”. Więc ostrzegał król przed „wszczętem w Krakowie, przeciw spokojności publicznej powstaniem", przed „omamieniem" pochodzącem z Francyi, przed tymi co „przyłudą" wyciągając ofiary, przyspieszają zgubę. Rzucał podejrzenie, że powstanie jest „może przedajnem narzędziem obcej intrygi". Wreszcie król oświadczył, iż „ktokolwiek wdziera się do władzy, której nie wziął od narodu, gwałcicielem jest i jakiekolwiek bierze na siebie pozory, za takiego uważanym być powinien.
W dwa dni później (4. kwietnia), wystosował Igelstrom notę z powodu ukazania się „aktu formalnego, wzywającego do buntu". Uważał ten akt za jedno z tych pism buntowniczych, któremi od początku rewolucyi francuskiej rozkrzewiają się „prawidła morderstw i łupieztw", za „zbiór potworny zwodniczych sofizmatów patryotyzmu ". „Zgraja rokoszan" chce przepisywać prawa, naigrawa się z praw świętych własności". Oświadczał, że wojska imperatorowej odebrały rozkaz rozprószyć „łupiezkie hordy". Żądał zwołania sądów sejmowych i innych, aby ukarać „głównych winowajców i popieraczów spisku rewolucyjnego".
W liście do Bezborodki (5. kwietnia), donosił Igelstrom, że całe wojsko w Koronie powstało, z wyjątkiem garnizonu w Warzawie liczącego 4000 głów. Obliczał siłę zbuntowanego wojska na 18.000. Co więcej „konfederacye jakobińskie zawiązały się w Krakowie i województwach krakowskiem, Sandomierskiem, lubelskiem, chełmskiem, wołyńskiem i łuckiem", Naturalnie w strachu przesadzał, uprzedzał wypadki, bo sandomierskie jeszcze spało, a gdzieindziej był już „bunt" wojskowy, ale nie było jeszcze „konfederacyi". Zaręczał Bezborodce, że „straszna zbiera się burza". Litwa niezawodnie pójdzie za przykładem Korony. Siły miejscowe nie wystarczą, a na Prusaków i Austryaków niema co rachować. „Na Boga" – wołał – nie uważajcie panowie tej rzeczy za fraszkę .... Wystaw Pan sobie moje położenie... otoczonego co chwila nieprzyjaciółmi i szpiegami, nieznajdująeego nigdzie wsparcia, ani sprzymierzeńców, ani wojsk naszej monarchini, które powinnyby się przynajmniej zająć w strzym aniem buntu chłopskiego od naszych granic". (Ostatni ustęp wygląda na to, że Igelstrom obawiał się powstania ludu w zaborze rosyjskim). Potrzeba, aby natychmiast wkroczyła do Polski armia Sołtykowa, a wówczas „w dwa miesiące wszystko będzie przy tłumione ".
W dwa dni później (7. kwietnia), w liście do Repnina, pisał Igelstrom: „Madaliński przechodząc przez nowe pruskie granice, poczynił w nich różne złodziejstwa!... poszedł w województwa sandomierskie i krakowskie, gdzie przyłączywszy do siebie wojska, pociągnął do Krakowa, w czasie gdy zjawił się w Krakowie polski generał Kościuszko i nazwawszy siebie najwyższym naczelnikiem siły narodowej, ogłosił tamże wolność na kształt francuskiej rewolucyi. A po wykonanej przez m iasto przysiędze, wydał do całego narodu i wojsk polskich manifesta i akt powstania, napełniony prawidłami zgubnej teraźniejszej nauki francuskiej. Animuje on wszystkich wokół i każdego z osobna, aby się brali do oręża, dla postawienia Polski w dawnej sytuacyi i zabezpieczenia jej całości i wolności. Buntownik ten, błysnąwszy w oczach narodu i wojska tak ponętnem i przedłożeniami, potrafił przy pierwszym kroku pociągnąć ku sobie kilka tysięcy tak wojsk polskich, jako drobniejszej szlachty i różnych prostej kondycyi ludzi. Po takowem zdarzeniu w ypraw iłem jeden korpus ku Krakowu, a drugi utrzymuję w Warszawie; gdyż dostrzegłem, że i w W arszaw ie taił się duch zmowy, składający się z różnego rodzaju i stanu ludzi, a to dla wzniecenia w całym tutejszym kraju buntowniczego zapału, i dla wprowadzenia tu zgubą grożącego systemu Jakobinów. Ba, co większa, dostrzegłem, iż Warszawa była przeznaczoną na początkowe odkrycie tej rewolucyi, do której gotowało się już miasto, – jakoto widzieć można z teraźniejszej natrętności i hardości jego mieszkańców".
W liście tym błagał rów nież Igelstrom o posiłki i donosił, że zaprosił „ministrów pruskiego i austryackiego, aby tę sprawę wspólnie z nami za swoją uważali".
10. kwietnia Antoni Sułkowski odpowiedział Igelstromowi, że król z radą nieustającą wyraża ukontentowanie z „troskliwości” imperatorowej, że polecono instygatorom rozpocząć proces przeciw autorom insurrekcyi i ich wspólnikom, że jednak niem a potrzeby przyspieszyć zwołania sądów sejmowych, bo i tak praw o początek ich na 1. maja naznacza. Jednocześnie król z Radą Nieustającą zwrócił uwagę Buchholza, ministra pruskiego, że pobyt wojsk pruskich dla ścigania Madalińskiego, wobec jego oddalenia się, „niema celu, ani dostatecznego pretekstu 14. Buchholz nazajutrz oświadczył, w skutek porozumienia się z Igelstrom em, że „okoliczności stały się gwałtowniejsze", odkąd „kupa łupieżcza" złączyła się z innem i, które ogłosiły insurrekcyę. Chociaż ten akt z „najwyższą wzgardą przyjąć należy", jak i „nieroztropne – śmieszne chełpienia się", – to jednak „trzeba wstrzymać zbrodniczy związek hersztów jego i dlatego wejście wojsk Najjaśn. króla Imci Pruskiego i złączenie się ich z wojskami Najjaśn. aliantki nie powinno wzniecać obawy w Najjaśn. Rzeczypospolitej ".
Łatwo pojąć jakie wrażenie na Igelstromie wywarła wiadomość o Racławicach, gdzie Kościuszko „przewodniczył wojsku i różnej hałastrze uzbrojonej w dzidy i topory, a prowadzonej do boju na wpół pijanych (?)". Zarządził surowe środki, dopuszczał się gwałtów, czem „tembardziej umysły się zapalały”. Sam w ciągłej trwodze do snu się rozbierał i wojsku otaczającemu jego pomieszkanie „kazał czuwać nietylko we dnie, ale i w nocy bez odpoczynku”. (Pistor). Zwołał natychmiast radę wojenną, na której postawił pytanie: czy pozostać w Warszawie, czy też z całemi siłami rzucić się na Kościuszkę. Sam przychylał się do drugiego zdania, chciał nawet zabrać ze sobą i króla, na co król się zgadzał i już kazał w tym celu swój ekwipaż przygotować.4) Na razie jednak zapadło postanowienie, aby nie opuszczać Warszawy. Przemawiały za tem następujące powody: po pierwsze: Kościuszko niem a dostatecznych zapasów wojennych, a otrzymać je mógłby tylko z warszawskiego arsenału, powtóre dopóki Rosyanie siedzą w Warszawie, to powstanie się nie rozszerzy, a mieszkańcy Warszawy czekają tylko na ich wyjście, aby połączyć się z oddziałami wojska polskiego i uformować znaczną siłę, po trzecie: w Warszawie znajdują się, tak dla nas (Rosyan) przychylne i zupełnie nam oddane” władze urzędowe, które znajdą się w strasznem niebezpieczeństwie, po czwarte: opuścić Warszawę to przyznać się do strachu przed Polakami, wreszcie po piąte: król bez Rosyan nie może pozostać w Warszawie, a brać go z sobą byłoby ciężarem. Generał kwatermistrz Pistor radził, „otoczyć nocną porą koszary pułku Działyńskiego i batalionu kanonierskiego, zabrać je do niewoli i opanować arsenał. 3) Ponieważ zaś obawiano się, aby ten zamach nie wywołał oporu ze strony ludu, przeto biskup Kossakowski podał myśl, aby dokonać tego czynu podczas rezurekcyi (19. kwietnia), która miałaby się odbyć we wszystkich kościołach o jednej godzinie: wówczas należy otoczyć kościoły wojskiem i nikogo z nich nie wypuszczać. Projekt ten przyjęto. Ułożenie ogólnego planu obrony na wypadek rewolucyi polecono Apraxinowi i Cichockiemu.
Po Warszawie tymczasem wiadomość o Racławicach rozbiegła się szeroko. Podawano ją sobie z ust do ust, tylko gazety o niej milczały, bo im mówić nie było wolno. Gazeta krajowa z dnia 12. kwietnia, zawiadamiała: „Trzymając się ściśle raz sobie przepisanych prawideł, nigdy się nie ośmielimy położyć w okolicznościach tyczących się kraju, coby najmniejszej wątpliwości podpadać mogło, lub urzędownym nie było. Z tych powodów nie mając żadnych dalszych urzędów nie komunikowanych sobie raportów względem rozruchów w Województwie krakowskiem, nie umieszczamy dzisiaj różniących się w tej mierze wieści". Więc też oprócz not ambasadorskich i Rady Nieustającej, nic „Gazeta krajowa" nie podawała, a jedyna jej własna wiadomość, poprzednio umieszczona w dniu 5. kwietnia, (w nr. 27.) brzmiała lakonicznie: „O zamieszaniu w Województwie krakowskiem, a mianowicie w samym Krakowie, tysiączne błędne rozchodzą się wieści".
Igelstrom poprzestał na razie na wydaniu polecenia kolumnie Chruszczowa, aby połączyła się z Denisowem, który powrócił do Skalmierza. Niepokoiły go wieści, jakie otrzymywał z chełmskiego i lubelskiego. Donoszono mu, że siły Grochowskiego wynoszą 8000 ludzi, z którymi zbliża się ku Lublinowi. Przystaje do niego dużo szlachty i chłopów. Radzimińskiemu polecono formować pikinierów, – ma już ich 10.000 i 12 armat. Do Chełma wezwano całą szlachtę, aby stanęła pod bronią. O tem wszystkiem Igelstrom donosił carowej dodając, że jeżeli się „ogień buntowniczy rozszerzy, nie poradzimy, chyba nowemi i wielkiemi korpusami.
List ten pisał Igelstrom 16. kw ietnia, nie spodziewając się, że noc dnia następnego będzie końcem jego panowania w Warszawie.
„Skoro tylko – pisze Pistor – Kościuszko ogłosił swą odezwę, zapaleńcy warszawscy niebo i ziemię poruszali, ażeby lud do powstania nakłonić; przez afisze przylepione na rogach ulic, przez sztuki w teatrze napełnione patryotycznem i myślami, lud podniecali”.
To była robota zewnętrzna, jaw na, która jednak, jeżeli wierzyć Pistorowi, na kilka dni przed wybuchem ucichła. Było spokojnie, „tylko głucha wieść obiegała miasto, że 16. kwietnia wieczorem, przez okna arsenału wyrzucono dla ludu 50.000 nabojów”. Może ten spokój, jeżeli istniał rzeczywiście, był umyślny, przez spiskowych nakazany, aby uśpić czujność nieprzyjaciela.
Bo spisek istniał dalej. W pierwszej chwili po jego odkryciu i dokonanych aresztowaniach, rozpierzchł się. Ale rzucone ziarno dalej kiełkowało, aż wyrosły kłos z chwilą, kiedy wystąpił Kościuszko. Ustąpili z placu jedni, przyszli na ich miejsce drudzy. Nicią między nimi był prawdopodobnie w tajem niczony przez Działyńskiego w spisek, generał Jana August Cichowski, komendant Warszawy, który umiał sprytnie w swoim czasie przeciągać redukcyę wojska, a wobec Igelstrom a i hetmana Ożarowskiego nietylko przywdział, ale wybornie nosił maskę zwolennika istniejącego porządku rzeczy i dlatego układał z Apraxinem plan obrony przed „buntem u. Przypuszczenie to opieramy na tern, że nowo zawiązany spisek był prawie wyłącznie wojskowym, a Cichocki, jak zobaczymy, położył największe zasługi w przygotowaniu wybuchu; wątpić należy, czy byłby się on udał bez jego udziału. Do spisku należeli obok Cichockiego: Krystyan Deybel, generał artyleryi konnej, który wtenczas zarządzał arsenałem, podporucznik Ropp, kapitanowie Linowski, Jakubowski, Kosmowski, Józef Hiż (z korpusu inżynieryi), Erazm Mycielski (z pułku Działyńskiego), major Józef Zeydlic (z tegoż pułku), oraz inni oficerowie, jak: Bonczakiewicz, Strzałkowski (z konnej gwarćtyi), bracia Meilfortowie (z gwardyi pieszej), Sypniewski i Kałużowski (z reg. Działyńskiego), Suchodolski (z pułku mirowskiego), Kubicki, pułk. Dobrski, Dembowski itd. Nie ulega wątpliwości, że w tajem niczony był w sprzysiężenie i pułkownik Filip Hauman, „najlepszy przyjaciel Cichockiego“, dzielny żołnierz z pod Zieleniec i Dubienki, boć jego pułk, to pułk Działyńczyków; on stał na jego czele po aresztowaniu Działyńskiego, on też na jego czele walczył.
Z cywilnych zapewne brali udział w spisku znani nam: Pawlikowski i Aloe, bo czytam y ich nazwiska między aresztowanym i na rozkaz Igelstroma. Przedstawił on 16. kw ietnia Radzie Nieustającej spis 20. (inni podają 26) osób, które należy aresztować, na co Rada się zgodziła. Pomiędzy uwięzionym i spotykamy i księdza Józefa Mejera, wielkiego patryotę, który „starał się o znaczne osoby”, a wciągnął do spisku i Kilińskiego, majstra szewskiego, radnego miasta Warszawy, który znów ciągnął rzeźnika Sierakowskiego.
Pistor „najgłówniejszym i sprężynami zamachu" nazywa Cichockiego Mokronowskiego, Haumanna, Sierpińskiego i Dobrskiego, komendanta artyleryi przy Cichockim. Kiliński w swoim „Drugim Pamiętniku” (wydanie Kraushara), przytacza kilka z wymienionych powyżej w tekście nazwisk, a prócz tego dodaje maj. Chomentowskiego, który miał przewodniczyć na zebraniu w domu jezuickim, Wojciecha Pągowskiego, Kujawskiego i ntendantaogniowego, drugiego Zeydlica, kapitana Lachowskiego, poruczników Górskiego i Gąsiorowskiego, kapitana Osieckiego, majora Pieścińskiego, pułkownika Zielińskiego, kapitana Bogusławskiego, z gwardyi konnej brygady – era Frankowskiego itd. Ale niestety, jeżel ipierwszy Pamiętnik Kilińskiego nie zawsze prawdomówny, to „drugi“ jest stekiem bałamuctwa samochwalstwa. Kiliński będzie zawsze piękną postacią – ale polegać na jego pamiętnikach trudno. Nie zachowywał miary: komponował listy przez siebie niby odbierane, po oswobodzeniu Warszawy odwiedzał Kościuszkę… w Racławicach, kazał grać „leszcze Polska nie zginęła" na kilka lat przedpowstaniem tej pieśni, Madaliński, Wodzicki i Grochowski byli jego dawnymi „przyjaciółmi", Grochowski kłaniał mu się w liście Kościuszki z obozu pod Krakowem (?), w Warszawie było 24.000 wojska rosyjskiego itd. Go do Haumana Kiliński opowiada, że Haumannie zgodził się należeć do spisku, ale powiedział: “gdy się zacznie, będę bił, naturalnie nie swoich, tylko Moskali". Kajetan Kraszewski w życiorysie Haumana (Bibl. Warsz . 1887, str . 206-208) podaje, że Hauman odrazu należał do spisku. Na kilka dni przed powstaniem, bo 12. kwietnia, pisał do niego książę ex podkomorzy brat królewski, że pułk. Działyńskich jest u Moskwy w podejrzeniu, że on im samym Moskwa „ma złe mniemanie", więc muradziusunąć sie wziąć urlop… Tuż podczas walki na ulicach Warszawy, przybiegł od Kościuszki porucznik Biegański z kartką do Haumana, na której było napisane „Masz serce i cnotę, stań na czele roboty; Ojczyzna zwłoką zginie; zaczynając żałować nie będziesz". Kartkę tę z objaśnieniem znalazł Kraszewski w papierach po Haumanie .
Wszyscy ci spiskowi podzielili się pracą: jedni przygotowywali wojskowych do pow stania, inni szli między mieszczan i rzemieślników. Narady wojskowych odbywały się w arsenale, inne w murach pojezuickich.
Kiedy już stosunki z mieszczaństwem zawiązane zostały, szło tylko o wybór terminu. Początkowo naznaczony był podobno na 14. kw ietnia.
Tymczasem działał przygotow a w czo Cichocki. Jako współautor „planu obrony“ postarał się o taki rozkład w Warszawie dla wojska polskiego, ażeby w razie wybuchu, był korzystnym dla powstańców . „Polacy zażądali aby im powierzono obronę zamku, arsenału i prochowni“ (Pistor). Rozkład ten nazywa Pistor podstępem i zdradą. „Nibyto chciano działać wspólnie z nami, bronić arsenału i prochowni przeciw motłochowi, któryby powstał, lub przeciw zew nętrznem u wdzierającem u się do m iasta nieprzyjacielowi, a tu tymczasem jedyny był cel, zapewnić sobie najważniejsze posterunki przeciwko nam, a nas utulić pozornem bezpieczeństwem i zdradą podejść”. Prócz tego Cichocki nie zważając na wspólne układy, wydał jeszcze inne korzystniejsze dla wojsk polskich rozkazy przy zajęciu przez nie pozycyi. Pozatem chciał jeszcze postawić przy arsenale pułk Działyńskich, czemu sprzeciwił się Ożarowski, oraz wzmocnić arsenał czterema fortami (fleches), na co znowu Igelstrom nie pozwolił. Pistor użala się, że Cichocki żadnemu wojskowemu rosyjskiemu nie pozwolił nawet zajrzeć do arsenału, „a wiedzieli inni, że tam dzień i noc pracują, że leją kule dla piechoty i artyleryi 1 że przyrządzają wszystko, co do użycia dział potrzeba”. Ta ślepota Igelstrom a polegać miała na bezwzględnej ufności do Ożarowskiego, który „patrzał na wszystko oczami Cichockiego”.
Kiedy odkryto (zdaje się dzięki Cichockiemu), zam iar rozbrojenia wojska polskiego w dzień resurekcyi i rozpoczęto aresztowania, spiskowi nie mieli już czasu do namysłu. Ostatnia ich narada odbyła się w arsenale; postanowili rozpocząć walkę w nocy z Wielkiej Środy na Wielki Czwartek.3) W Wielką Środę rozdano wojskom ładunki i skałki; wieczorem kompania strzelców z pułku Działyńskiego, rozstawiła skryte czaty na ulicach sąsiadujących z pałacem (ambasadą) Igelstrom a, (pałac ten, dawniej Załuskich, stał frontem od ulicy Miodowej, ty ły zaś jego wychodziły na ulicę Podwale) aby przejmować wysyłane przez niego rozkazy. Na rozpoczęcie walki wyznaczono godzinę 8. Postanowiono przede wszystkim zabrać arsenał i uderzyć na ambasadę. Sygnałem miało być uderzenie w wielki dzwon bernardyński w jedną stronę, tak jak się dzwoni w chwili pożaru lub innego niebezpieczeństwa, a za tym dzwonem m iały się odezwać dzwony dominikańskie, paulińskie, świętokrzyzkie i kilku jeszcze innych kościołów.
Zapewne dla celów agitacyjnych „rozpuszczono 16. kwietnia pogłoskę“, że Rosyanie w Grodnie rozbroili gwardyę pieszą litewską, co „wzburzyło wojskowych”. Również w nocy z 16. na 17. kwietnia, „nieznani ludzie”, żołnierzom zaciągającym wartę przy arsenale i magazynach prochu powiedzieli, że Rosyanie gotują się do zajęcia tych miejsc obu. Wieść ta obiegła wszystkie koszary gwardyi i artyleryi.
Rosyanie, choć nie mieli od swoich szpiegów pewnych o przygotowanym wybuchu wiadomości, przecież się czegoś domyślali, rozstawionemu bowiem przez Pistora wojsku kazano być w pogotowiu i wydano rozporządzenia na wypadek insurrekcyi; to też oddziały rosyjskie zająwszy miejsca przeznaczone, w znacznej części stały pod bronią, a tylko część ich ułożyła się w ubraniach do spoczynku pod dozorem czuwających podoficerów. Jest nawet przypuszczenie, że Igelstrom w ostatniej chwili był uwiadomiony o terminie wybuchu, ponieważ spiskowi, którzy chcieli go znienacka pochwycić, ujrzeli go podobno stojącego na czele wojska przed pałacem. Również o wybuchu powstania miał wiedzieć król, ponieważ o godzinie 3. w nocy, jak niektórzy zapewniają, nietylko nie spał, ale był zupełnie ubrany.
Zanim jednak przystąpimy do opisu „Wielkiego Czwartku” w Warszawie, należy obliczyć siły mających się zetrzeć przeciwników.
Rosyanie posiadali w Warszawie 7948 ludzi, 1041 koni i 34 dział. Miał też Igelstrom na zawołanie, gdyby uznał potrzebne, stojący między Marymontem a Powązkami oddział Prusaków, generała von Wolcky, składający się najmniej z 1500 głów z 4. działami. Oddział ten na rozkaz generała Schwerina, a na żądanie Igelstroma, przybył z pod Zakroczymia.
Naprzeciw tej siły mieli Polacy w Warszawie wojska regularnego 3000 1 150 koni, a oprócz tego, stojące na Pradze szwadrony ułańskie i batalion skarbowy, które mogły całkiem nie przybyć, a liczyły razem wziąwszy 680 głów i 337 koni.4) Pomijając zatem Prusaków, nie wezwanych przez Igelstroma, wojsko polskie i tak było przeszło dwa razy słabsze liczebnie od przeciwnika. Ilu mieszczan stanęło do boju, obliczyć niepodobna, ale sądząc po ilości zabitych i rannych w stosunku do strat wojska regularnego, stanęło mieszczan do boju co najwyżej 3000. Była to poważna siła pomocnicza ale nie mogąca równać się z wojskiem regularnem; nieuzbrojona należycie, nie wyćwiczona, nie mogła zastąpić nawet tysiąca regularnego żołnierza. Tak więc i z ludem miejskim, można śmiało powiedzieć, siły powstańcze wynosiły zaledwie nieco więcej niż połowę sił nieprzyjacielskich.3) Stosunek ten był tem gorszy, że w rękach nieprzyjaciela znajdowały się najlepsze punkty strategiczne; mógł działami ostrzeliwać wszystkie główniejsze ulice. Słusznie też mówi historyk (Korzon), że „wojsko polskie odważyło się na czyn wielce ryzykowny i trudny“.
O północy wojsko w arsenale stanęło pod bronią; artylerzystom w braku dostatecznej ilości koni, rozdano pasy, którem ipóźniej tak działa, jak wozy z amunicyą ciągnęli.
Pierwszy po godzinie 3. wystąpił z koszar Mirowskich kapitan Kosmowski, na czele ‘20 dragonów. Placówka rosyjska stojąca przy Żelaznej Bramie, z dwoma arm atam i, dała ognia, ale wnet ją sprzątnięto i koła armat porąbano. Za chwilę wystąpiła z koszar cała gwardya konna, ale przeważnie pieszo, bo konie były na paszy na Podlasiu. Oczekiwanego sygnału jeszcze nie dano, stąd była chwila, w której sprzysiężeni sądzili, że „sekret został wydany**. Wystrzał armatni z arsenału rozprószył tę obawę.
Odezwały się dzwony kościelne i bębny, a powszechny okrzyk: do broni! rozległ się po wszystkich zakątkach Warszawy. Część dragonów (gwardyi konnej) pospieszyła do obrony arsenału, a część udała się za Wolskie rogatki, aby osłonić prochownię. Przybyła z Pragi kawalerya narodowa z pontonierami, pod wodzą pułkownika Gizlera, pospieszyła do arsenału. Natychmiast po jej przybyciu rozdano z arsenału broń ludowi. Niecierpliwsi rozbijali sklepy puszkarzy, aby się uzbroić. „Gromada motłochu“ (słowa Pistora), z jedną armatą, ruszyła ze Starego Miasta na plac Krasińskich – druga szła od arsenału ulicą Długą, trzecia przez Zakroczymską na Długą – każda miała ze sobą jedną armatę. Oddział gwardyi pieszej, pod wodzą młodych oficerów przerżnął się do zamku i stanął pod posągiem Zygmunta, a kiedy usłyszał strzały około pałacu Igelstrom a, rzucił się z „gwałtownością” w tę stronę.
Król w swym Pamiętniku (Rocznik Tow. Ilustr. lit. paryskiego 1866. str. 281), tak pisze o tym epizodzie: O godzinie 4. z rana oddział gwardyi pieszej z kilku młodymi oficerami, bez wiedzy oficerów głównego sztabu (pułkownik Brodowski nie chciał brać udziału w powstaniu), przyszedł z koszar do miasta, dla zdjęcia straży honorowej: o godzinie 5 doniesiono o tem królowi. Król posłał z razu po swoją gwardyę konną i ułanów, rozkazując, aby stanęli w zamku przy jego osobie, ale już ich na kwaterach nie znaleziono, poszli do prochowni i do arsenału. Król zszedł na dziedziniec zamkowy, aby zapewnić tych przynajmniej, którzy byli na warcie tej nocy; przyrzekli mu wierność, kazał im nie ruszać się bez jego rozkazu. Wyszedł z pięciu, czy sześciu osobami o kilka kroków za zamek, żeby zobaczyć, co się działo na placu, gdzie spostrzegł już dużo uzbrojonego ludu. W dziesięć minut potem usłyszał hałas za sobą, a odwróciwszy głowę, ujrzał idącą tę samą gwardyę zamkową, która przed chwilą przyrzekła była pozostać na miejscu. Król pobiegł naprzeciw niej, ręką i głosem starając się zatrzymać; żołnierze wstrzymali się, ale młody oficer (Leszczyński), zapewniając króla o uczucia ich wierności, powiedział że muszą iść tam, gdzie ich wzywa honor. W chwili, kiedy król mówił do nich: „honor wasz i obowiązek przywiązuje was do waszego stanowiska przy mojej osobie“, dały się słyszeć pierwsze wystrzały w stronie domu Igelstroma; w ten czas cały ten oddział rzucił się z taką gwałtownością w tę stronę, że król o mało nie był wywrócony i pozostał bez straży na zamku. W godzinę potem (o 6.), magistrat przyszedł powiedzieć królowi, że nie jest panem mieszczaństwa, które z bronią w ręku połączyło się z wojskiem”...
Wszystkie te poruszenia, o ile można sądzić z opisów, trwały do godz. (5. rano.
Trudno oznaczyć stanowczą godzinę. Gazeta krajowa (warszawska) (z roku 1794 nr. 31. z 22. kwietnia), podaje , że o „4. rano wybuchnęła święta insurrekcya“, a około godziny 6. rano rozpoczęła się krwawa walka o arsenał. Tak samo Pistor mówi, że powstanie zaczęło się o godzinie 4. a o godzinie 7. padły dopiero strzały armatnie.
O tej godzinie kapitan Ropp ustawiwszy trzy armaty w otworach żelaznych sztachet ogrodu Krasińskich, kazał dać z nich ognia w ulicę Miodową „zapchaną” wojskiem rosyjskiem. W odpowiedzi zagrały 4 działa rosyjskie: poległo 5 polskich kanonierów, 8 obywateli i porucznik Linowski. Rosyjski batalion piechoty rzucił się naprzód i zmusił powstańców do ustąpienia z placu Krasińskich, a jednocześnie drugi oddział chciał uderzyć na lud zgromadzony na ulicy Senatorskiej, ale został wstrzymany ogniem armat i wystrzałami padającemi z pałacu Teppera i domu Reslera.
Igelstrom rozsyłał na wszystkie strony posłańców z rozkazami, ale żaden nie mógł nigdzie się dostać, gdyż chwytano ich i zabijano; „pospólstwo otoczyło do tego stopnia główną kwaterę, że nie można było żadnego rozkazu bez konwoju posłać, a do konwojów nie było ludziwi). Nie chcieli iść, wiedząc, że nie unikną śmierci z rąk walczącego tłumu, lub też od osobnych czatowników, specyalnie w tym celu porozstawianych; wreszcie i w oknach domów stali ludzie „z nabitą bronią pilnujący, ażeby żadnego Rosyanina nie przepuścić, jakoż w istocie żaden nie mógł się przemknąć”.
Powstańcy oczekiwali z trwogą pułku Działyńskiego, który był „najpewniejszy” i do którego posłał Cichocki rozkaz wyruszenia z koszar pod zamek (Pistor). Tymczasem pułk ten oczekiwał ze swojej strony na konie pod 4 armaty i amunicyę; nie mogąc się doczekać, pozbierał konie skąd mógł (Kaminiecki) i dopiero o godzinie 6., wyruszył z koszar ujazdowskich. Przy placu Trzech Krzyży spotkał się z kolumną rosyjską, składającą się ze strzelców, pod dowództwem podpułkownika Klugena; kolumna ta, posiadała ośm armat. Klugen miał rozkaz nie puszczać Działyńczyków, więc wysłał adjutanta z zapytaniem, dokąd maszerują. Haum an odpowiedział, że ma rozkaz iść ku zamkowi i nie zatrzymując się szedł dalej „w groźnej postawień To samo stało się na Nowym Świecie, gdzie stała rosyjska jazda pułku Baura; zanim jej dowódzca otrzymał od generała Miłaszewicza, stojącego przy kościele Św.-Krzyzkim, odpowiedź na zapytanie, co ma czynić, pułk Działyńskiego przeszedł dalej, aż do wylotu ulicy Św.-Krzyzkiej. Tu nieprzyjaciel, ustawiony między Św.-Krzyżem a koszarami kadeckiemi, wzbronił mu przechodu. Hauman wysłał adjutanta Lipnickiego, żądając, aby mu nie tamowano przejścia; Lipnicki powrócił z odpowiedzią odmowną, ale zarazem rozejrzał się w siłach nieprzyjacielskich; nieprzyjaciel według niego posiadał pięciuset ludzi i ośm armat. 3) Miłaszewicz tymczasem ściągnął na pomoc oddział Giagaryna. Układy toczyły się z godzinę. Wśród nich nadbiegł od króla generał Mokronowski, żądając również od Miłaszewicza przepuszczenia Działyńczyków, a gdy tego nie uzyskał, spiął konia i chciał dostać się do swoich, powstrzymali go grenadyerzy bagnetami, a więc gniewny wrócił do zamku. Wreszcie Hauman przeciął układy, rozkazując (koło godziny 8.) dać ognia z armaty na czele pułku stojącej, na co nieprzyjaciel odpowiedział silnym ogniem kartaczowym. Powstało zamieszanie w plutonach, ale zaraz Lipnicki z chorążym Urbanowskim z pierwszym „cugiemu uderzyli na bagnety. Mały ten oddział był już blisko armat rosyjskich, lecz Lipnicki widząc bezskuteczność ataku wobec przewagi sił nieprzyjacielskich, i znoił się ze swoim cugiem do klasztoru Dominikanów obserwantów.
Jednocześnie podporucznik Sypniewski przedarł się ze strzelcami do pałacu Branickiego. Z pałacu tego i z wieży dominikańskiej zaczęto ostrzeliwać nieprzyjaciela. Inne oddziały Działyńczyków przez ulicę Św.-Krzyzką, a z drugiej strony Ordynacką i Aleksandryę, dostały się na Krakowskie Przedmieście koło Wizytek i koło pałacu Karasia. Otoczone w ten sposób i ostrzeliwane, prawie ze wszystkich stron wojsko rosyjskie, zostawiwszy dwie armaty zaczęło cofać na dziedziniec pałacu Małachowskich, (dziś Krasińskich).
Ale i tu odcięto mu rejteradę, a generał Miłaszewicz został i aniony. Tymczasem „tłum“ mieszczan od strony Krakowskiego Przedmieścia rów nież zaatakował Rosyan. Wyruszył przeciw temu tłumowi książę Gagaryn, ale musiał się cofnąć ku Saskiej kuźni, gdzie został zabity rozpaloną szyną z rąk kowalczyka. Nieprzyjaciel pierzchnął w popłochu; m ajor Zeydlic z podporucznikiem Wolińskim, zabiegli mu drogę od dziedzińca Saskiego i do reszty go pokonali. Mała garstka uciekła ku rogatce Jerozolimskiej. Generał Miłaszewicz dostał się do niewoli.
Ta walka Działyńczyków trwała od godziny 8. rano do pół do 12. Cały ich regiment znów się sformował i stanął na Krakowskiem Przedmieściu, witany przez lud okrzykami radości. Często jego poszła atakować dom Igelstrom a, druga część atakowała nieprzyjaciela, zamkniętego nad Wisłą w domu Szanowskiego i zniosła go po walce kilkogodzinnej.
Jednocześnie toczył się bój w różnych stronach miasta, a mianowicie na ulicy Freta, na Lesznie, na ulicy Elektoralnej, na Podwalu, koło arsenału i na ulicy Świętojerskiej, gdzie przewodniczył dzielnie ludowi rzeźnik Sierakowski.
„Potyczka Działyńczyków (mówi Kaminiecki), zdecydowała dzieło dnia tego“. I jest w tem dużo słuszności. Z jednej strony zwycięstwo dodało ducha powstańcom, z drugiej strony rzuciło postrach na Bosyan. Tylko tym postrachem można wytłumaczyć, że rosyjski generał Nowicki, więcej niż połowę sił rosyjskich, bo koło 4000, pościągał bez walki pod rogatkę Jerozolimską. („Wyszedł ze strachu co tchu, z całem wojskiem”, mówi Pistor, str. 82.) Zebrały się tam oddziały: podpułkownika Kasztolińskiego, który stał za Wolskiemi rogatkami, podpułkownika Klugena, który się cofnął z pozycyi przy alejach Ujazdowskich, podpułkownika Igelstrom a, który stal przedtem na Nowym Świecie, Kamieniewa, który opuścił pozycyę przy ulicy Twardej i majora Bago, który stał na Grzybowie. Z oddziałami tym i połączyły się niedobitki kolum ny Miłaszewicza i Gagaryna. Nowicki chciał całkiem opuścić miasto, lecz zatrzymał go rozkaz Igelstrom a, aby mu szedł na pomoc. Zostawił więc przy sobie 1000 ludzi, a 3000 z 16 arm atam i pod dowództwem Klugena posłał Igelstrom ow i. Była to chwila najniebezpieczniejsza dla powstańców, gdyż w tymże czasie generał Tiszczew atakował arsenał, w czem go poparło całe wojsko rosyjskie z Miodowej ulicy, a jednocześnie z Nowego Miasta, oddział rosyjski w sile 1000 ludzi szedł w pomoc Igelstrom ow i, walcząc zawzięcie przy bramie Nowomiejskiej. „Każdy rozumiał, że wszystko stracone, lecz zamiast popłochu, wojsko i obywatele łącznie wykrzyknęli, że wypada umrzeć, lecz drogo nieprzyjaciołom życie zaprzedać. Widziano żołnierzy, żegnających się z obywatelami i wspólnie z zimną krwią zajmujących swe stanowiska 113). Gdy trzy tysięczne kolumna doszła do ulicy Królewskiej, stał się fakt trudny do uwierzenia, gdyby opis jego nie wychodził z pod pióra nieprzyjaciela. „Oddział pospólstwa, około 50 do 60 ludzi z armatą 6-ciofuntową, przy której było 2 kanonierów stanął przed bramą Saskiego Placu, wychodzącą na ulicę Królewską, Stanąwszy palnął z armaty do czoła kolumny i cofnął się na sam plac zajmując stanowisko niedaleko bramy, przez którą kartaczami strzelał do naszego wojska, już ku niemu posuniętego. Wojsko nasze… niezmiennie w kolumnie pozostawało. Następnie powstańcy cofnęli się z dziedzińca pałacu Saskiego na sąsiedni dziedziniec pałacu Brylowskiego, skąd znowu ze swej jednej armaty razili kolumnę rosyjską. Część tej kolumny udała się na rabunek do pałacu Saskiego i pobliskich domów. Tak trwało prawie przez 3 godziny. Garstka powstańców strzelała, a żołnierze rosyjscy rabowali. W reszcie za ukazaniem się oddziału z pułku Działyńskiego, „nie strzeliwszy ani razu z armat (mówi Pistor), cofnęli się nasi po raz wtóry zm iasta i to ze strachu przed garstką od ludzi z pospólstwa. Dla tej przyczyny, groźna kolumna generałowi Igelstromowi w pomoc przyjść nie mogła”. Cała ta „groźna kolumna” zostawiwszy dwa działa, nietylko powróciła pod Jerozolimską rogatkę, lecz zaraz ruszyła za miasto przez Raszyn do Karczewa, ku swemu „Wagenburgowi”, rabując i zabijając po drodze bezbronnych włościan.
Jednocześnie jak wiemy, trwała walka koło arsenału. Zaatakowano go z trzech stron około godziny 3 po południu. Przez nieostrożność wyleciała w powietrze jedna z wież arsenału. Mimo zamieszania, jakie stąd powstało, mimo dymu i kurzu zasłaniającego widok, powstańcy wpół godziny odparli kolumnę rosyjską, przybywającą z Miodowej ulicy. Druga kolumna, idąca ogrodem Krasińskich, zbliżyła się o sto kroków do armat zasłoniętych krzakami i; przywitana kartaczami, rzuciła się w popłochu do ucieczki. Trzeci oddział generała Tiszczewa, doszedł do arsenału od strony Leszna, stoczył walkę z gwardyą koronną; wynikiem walki było poddanie się całego batalionu. Samemu dowódzcy kula oderwała nogę; przyniesiony do arsenału, zmarł dnia następnego. Nie powiodło się i batalionowi rosyjskiemu, dążącemu z Nowego Miasta. Torował sobie drogę bagnetem, ale prażyły go strzały z okien i kartacze z armaty broniącej bramy Nowomiejskiej. Przedarł się wprawdzie ku ulicy Miodowej, ale stracił 4 działa i więcej niż połowę żołnierzy.
Główna jednak akcya powstańców skierowaną była przeciw Igelstromowi. Po pierwszych wystrzałach przy Żelaznej Bramie, Pistor pospieszył do Igelstrom a, który już zebrał najbliższe oddziały i stał na ich czele z generałam i Apraksinem i Zubowem. Kiedy król posłał adjutanta Gordona, dla, wyjednania przejścia Gizlorowi, Igelstrom py tał go się, co ten rozruch znaczy; przypuszczał, że przyczyną jego „plotka”, iż chce zabrać arsenał i rozbroić wojsko. Zaręczał „honorem oficerskim”, że nie miał tego zamiaru. (?) Tymczasem coraz bliżej słychać było strzały, a wysłani pi zez Igelstrom a adjutanci nie powracali. Brat królewski, książę expodkomorzy Kazimierz, przybiegł do niego od króla z radą aby opuścił Warszawę. Nie usłuchał – i już koło godziny 6 armaty Roppa zmiatały mu ludzi i atakowały go „gromady motłochuu; jednocześnie, jak wiemy, od ulicy Senatorskiej z armat i z domów rozpoczęto ogień. Rosyanie musieli się kryć po domach i na krużganku Kapucynów. Król posłał znów do Igelstroma generała By szewskiego z tą samą radą co poprzednio. „Igelstrom zrazu chciał sam udać się do króla, ale na przedstawienie Byszewskiego posłał swego synowca niewiadomo z jaką misyą. Towarzyszyli mu Mokronowski i Byszewski, żeby go ustrzedz od wściekłości ludu – ale nadaremnie. Synowca Igelstroma zabito, Byszewskiego raniono w głowę. Igelstrom postanowił nie ustępować, zwłaszcza, że oprócz własnego oddziału, miał batalion pułkownika Parfeniewa ściągnięty z Marywilu, batalion pułku sybirskiego i kawaleryę brygadyera Baura.
Zdecydował się nawet przejść z pozycyi obronnej w zaczepną. Wtedy to sypnął (o czem była już mowa) kartaczami na plac Krasińskich i usunął z niego powstańców, zabierając im jedną armatę. Wprawdzie powstańcy niezadługo znów go zaatakowali i armatę odebrali, ale oddział rosyjski zabiegł im tyły od strony teatru i zmusił do porzucenia dwu armat, a naw et zajął pałac Krasińskich. To niepowodzenie nie odstraszyło powstańców, którzy dalej ogniem prażyli od Nalewek i arsenału; strzelali zręcznej broni i z armat wziętych w arsenale, przez dziury powybijane w murach i parkanach. Walka ta trwała aż do drugiej godziny. W tym to czasie Igelstrom, zostawiwszy przy sobie batalion Parfeniewa, całą swą siłę pod dowództwem Mikołaja Zubowa wysłał na zdobycie arsenału. Wiemy, że po półgodzinnej walce zmuszono Rosyan do odwrotu; nie powiodła się też Igelstromowi chęć oczyszczenia drogi do zamku, od strony ulicy Senatorskiej. Tymczasem ze strony Podwala Działyńczycy zaatakowali pałac Igelstroma i po „żwawym ataku” przypuścili szturm do bramy, lecz utraciwszy artylerzystę, dla mocnego ognia cofnąć się przymuszeni byli, osadziwszy pobliższe domy do blokowania „zamkniętego nieprzyjaciela”.Strzelanina trwała nieustannie Igelstrom znalazł się w pułapce, napróźno oczekując pomocy. Dopiero do nastaniu zmroku przedarł się do niego z małą garstką żołnierzy major Titow, który przedtem uciekł pod opiekę pruską na Powązki; w marszu musiał Titow ucierać się na ulicy Zakroczymskiej, przyczem sam został raniony.
Tymczasem koło godziny 5. kilka tysięcy ludu weszło na dziedziniec zamkowy, a znalazłszy tam Mokronowskiego i Zakrzewskiego, gwałtem porwało ich i zaniosło na ratusz, gdzie okrzyknięci zostali Zakrzewski prezydentem, a Mokronowski komendantem miasta.
Na tem okrzyknięciu i na osaczeniu Igelstroma, kończą się dzieje 17. kwietnia. Dla całości obrazu dodajemy jeszcze kilka szczegółów. Na Lesznie trwała walka przez parę godzin około kościoła Karmelitów; zabrano Rosyanom trzy armaty, żołnierzy wzięto w niewolę, a oficerów nie chcących się podać, prawie co do nogi wybito. Na ulicy Bonifraterskiej (około godziny 7. rano), gwardya piesza, przy pomocy armat, zaatakowała batalion Titowa, który po czterogodzinnej walce ustąpił i udał się jak -wiemy pod skrzydła Prusaków. Rosyjski major Mayer z dwoma kompaniami i dwoma armatami zajął łazienki Kwiecińskiego nad Wisłą i bronił się do późnej nocy; gdy mu pozostało tylko 80 ludzi, z połową ich dopadł krypy na brzegu i uszedł na Pragę, zostawiwszy armaty. Straszna walka odbyła się w klasztorze Kapucynów, zajętym przez Rosyan, podczas starć na ulicy Miodowej: rozbito bramę klasztorną, wtoczono armatę do krużganku, strzelano z niej na schody, walczono w celach; cały klasztor był pełen trupów, ze schodów krew płynęła strumieniami. W podobny sposób (choć bez armaty), zdobyto na tejże ulicy pałac Borchów, w którym się zabarykadowali Rosyanie; major Wimfen chciał im iść na ratunek z armatą, ale mimo małej odległości, bo zaledwie stu kilkudziesięciu kroków, żaden żołnierz się nie ruszył; również otoczono i zdobyto: kamienicę na Dunaju, dom narożny ulic Mazowieckiej i Św.-Krzyzkiej i dom tak zwany Gdański, w których nieprzyjaciel szukał schronienia. W podwórzu ambasady rosyjskiej (twierdzi naoczny świadek poeta niemiecki Seume), ogień był tak gwałtowny, że od dymu nie podobna było widzieć przed sobą „na szerokość dłoni”.
„Noc zapadła, ogień nie ustał bynajmniej – pisze tenże Seume. – Bliski i odległy grzmot armat, rozlegający się głucho po ulicach, wtórujący im rzęsisty huk ręcznej broni, wrzaskliwy odgłos bębna, jęk dzwonów do szturmu zwołujących, świst kul, wycie przeraźliwe psów, szczęk pałaszy dzikie okrzyki powstańców, rozpaczliwe jęki rannych i konających – oto jest okropny obraz owej jasnej, straszliwej nocy“.
Z brzaskiem dnia następnego, lud rozpoczął na nowo szturm do pałacu Igelstrom a od strony Podwala. Udało go się Rosyanom odeprzeć, ale z domów i rogów ulic Senatorskiej i Miodowej padały tak gęste strzały z armat i ręcznej broni, że Igelstrom zostawiwszy przy ambasadzie 400 żołnierzy i oddział kawalerii, przeniósł się do pałacu Rzeczpospolitej (Krasińskich).
„Polacy mówi Pistor: „co tylko mieli sił, użyli ich, ażeby otoczyć przez nas trzymaną część miasta (to jest ulicę Miodową, część Długiej, plac i pałac Krasińskich). Ulice wszystkie do tej części dochodzące uzbroili armatami, żołnierzy i pospólstwo umieścili w domach, ażeby z okien nas razić; nagromadzono kamieni w domach, ażeby je na nas rzucać w razie naszego odwrotu z miasta. Z arsenału rozpoczęto znowu ogień z dział przez sztachety ogrodu Rzeczpospolitej w dziedziniec czyli plac pałacowy. Armaty te, jako też i umieszczone w rogu ulicy Senatorskiej, wzięły nas w krzyżowy ogień, strzelając kulami i kartaczami”.
Igelstromowi nie pozostawało nic innego, jak poddać się, lub wymknąć się jakim fortelem. Jeżeli wierzyć Pistorowi, to Igelstrom wysłał Bauera zapytać się, czy walka nie wynikła wskutek pomyłki (?) i czyby nie było środka do załatwienia sprawy.Odpowiedziano, że jest środek: zdać się na łaskę. Z odpowiedzią tą pobiegł oficer, a Bauer pozostał. Igelstrom prosił o osobiste porozum ienie się z Mokronowskim. Więc o 10. rano wysłał znów do Mokronowskiego brygadyera Bauera (?) z prośbą o zaniechanie ognia, gdyż pragnie wejść w układy. Uczyniono zadość jego życzeniu, Mokronowski z Zakrzewskim zbliża się ku pałacowi Krasińskich, lecz zostali ogniem przy witani. Rozpoczęło się na nowo strzelanie. Nareszcie Rosyanie wywiesili białą chorągiew. Znów zaprzestano strzelanie, ale oficerowie wysłani z arsenału do ułożenia kapitulacyi, nie zastali już Igelstrom a, który korzystając z chwilowego zawieszenia broni, wymknął się z generałam i Apraksinem, Pistorem i Zubowem i z resztą swego oddziału przez ulicę św .-Jerską i uciekł na Powązki do Prusaków.
Skoro rozeszła się wiadomość o ucieczce Igelstrom a, lud z wojskiem przypuścił ostatni szturm do ambasady rosyjskiej. Po uporczywej walce, zdobyto ją wreszcie od strony Podwala, pod wodzą Kalinowskiego z pułku Działyńskiego. W ataku odznaczyli się Działyńczyków: podporucznik Sypniewski, który, choć pchnięty bagnetem, zdobył chorągiew i chorąży Urbanowski, który choć raniony upadł z drabiny, nie stracił przytom ności, podniósł się i wpadł jeden z pierw szych do pałacu Igelstrom a. Pułkownika Parfeniewa i resztę niedobitych Rosyan wzięto do niewoli. Otwarto natychmiast lochy i wypuszczono z nich uwięzionych patryotów . Stało się to o godzinie 5. po południu. W pałacu znaleziono 95.000 dukatów w złocie, znaczną sumę w papierach, serwis srebrny, darowany Igelstrom ow i przez Katarzynę i tajne archiwum posłów rosyjskich od roku 1763 utrzymywane. Tak po 38 godzinach nieustannej walki Warszawa ujrzała się wolną. Rosyanie utracili w zabitych 2265, do niewoli wzięto oficerów 161, podoficerów i żołnierzy 1445, wreszcie służby m arkietanów, kapitałistówi zwoszczyków 320, razem 1926, liczącw to 122 rannych, a nie licząc 65 kobiet. Właściwie liczba była większa, bo w spisie opuszczono zmarłych z ran od 1 kwietnia do 11. maja. Straty polskie wynosiły w zabitych i rannych 800-900. Sam waleczny pułk Działyńskiego stracił w zabitych 48 ludzi, a miał rannych 89.
Nazajutrz (19. kwietnia), podpisano w ratuszu „akces obywatelów i mieszkańców księstwa Mazowieckiego do aktu powstania narodowego, pod naczelnictwem, Tadeusza Kościuszki, naczelnika „Siły Zbrojnej Narodowej i ustanowiono Radę Zastępczą Tymczasową, mającą urzędować aż do chwili odebrania rozkazów od Kościuszki. Do Rady tej oprócz Mokronowskiego i Zakrzewskiego należeli: Ksawery Działyński, Szymon Szydłowski, Józef Wybicki, Eliasz Aloe, Ignacy Zajączek, Andrzej Ciemniewski, Jan Horain, Stanisław Rafałowicz, Franciszek Makarowicz, Michał Wulfers, Franciszek Grautier i Jan Kiliński. „Akt akcesu” zaznaczał, że obywatele łączą się z powstaniem, „zagrzani chwalebnym przykładem gorliwych obywateli województwa krakowskiego, oswobodzeni od obcej przemocy dzielnością ludu i wojska w tutejszej stolicy zgromadzonego”. „Niezwyciężonemu” Kościuszce i „Najwyższej Radzie Narodowej od Niego przybranej”, przyrzekają zupełne posłuszeństwo. Nim ujrzą „pożądaną osobę Naczelnika”, lub otrzymają od niego dyspozycye, nominują Radę Zastępczą.
Rada ta wydała natychmiast odezwę do obywateli. Zaznaczała w niej, iż Warszawa, zagrzana patryotyzmem Kościuszki i gorliwością województwa krakowskiego, wzięła się do oręża w tej chwili, kiedy przemoc chciała zabrać gwałtem arsenał, „ostatnią nadzieję uciśnionych". „Był moment krytyczny ...ale Bóg wejrzał na unieszczęśliwiony naród ... Już nie masz w mieście naszem tych niewolniczych ukazów, które wkładały jarzmo na najcnotliwsze serca ... już niema zbrojnej ręki, która je popierała". Trzeba więc teraz się jednoczyć, aby uskutecznić wielkie przedsięwzięcie odrodzenia uciemiężonej Ojczyzny. W końcu odezwa zawiadamiała o przystąpieniu do aktu powstania, ogłoszonego przez Kościuszkę, o wybraniu Mokronowskiego na „naczelnika Siły Zbrojnej księstwa Mazowieckiego", o przywróceniu Zakrzewskiego na urząd prezydenta, io powołaniu Rady Zastępczej. Odezwę podpisał Ignacy Wyssogota Zakrzewski w Warszawie, „mieście wolnem". Rada wysłała delegatów do króla z prośbą, aby ją wspierał, zaznaczając jednakże, iż posłuszeństwo przyrzekła Kościuszce. Prosili też delegaci króla, aby nie wyjeżdżał z miasta. Król odpowiedział, że „nikt goręcej od niego nie pragnie dobra Ojczyzny", że życzy sobie, „aby ich przedsięwzięcie doprowadziło do tego", że wreszcie W arszawy opuścić nie zamierza.
W dzień Zmartwychwstania- Pańskiego, był król na wielkiej mszy wielkanocnej w katedrze św. Jana, poczem „stosownie do żądania Rady”, celebrujący prymas na podziękowanie Panu Bogu za oswobodzenie Warszawy, zaintonował TeDeum. Tegoż dnia Rada Zastępcza Tymczasowa zawiadomiła Kościuszkę o oswobodzeniu Warszawy i o swych zarządzeniach. Poruczeda się jego opiece i oczekiwała rozkazów. „Nie omieszkamy tymczasowo – kończył się list Rady – z gorliwości ludu walecznego korzystając, przedsiębrać takich ku obronie kroków, któreby za zbliżeniem się, daj Boże W. W. Mć. Panu ku nam niebawnem, Jego i Narodu całego odpowiedziały zamiarom”. Następnego dnia (21. kwietnia), prezydent i członkowie Rady, odbierali przysięgą na posłuszeństwo Kościuszce od wojska i korpusu kadetów. Chcąc powstrzymać nadużycia „ochotników”, postanowiła Rada naznaczyć im sześciu pułkowników, dla uformowania z nich regularnych zaciągów.
Wogóle Rada Zastępcza, pod kierownikiem Zakrzewskiego, pracowała gorliwie (prócz niej urzędowała i Komisya Porządkowa). Starała się skutecznie o bezpieczeństwo wewnętrzne miasta io jego obronę. Ustanowiła 22. kwietnia sąd kryminalny księstwa Mazowieckiego, „dla zapobieżenia i poskromienia wszelkich złośliwych zamachów i czynów przeciw dziełu powstania narodowego, jakoteż przeciwko spokojności publicznej i bezpieczeństwu osób, majątków”. Sprawy pierwszego rodzaju mogły być wprowadzone tylko za poprzedzającą rezolucyą Rady Zastępczej. Do składu Sądu należeli, obok znanych prawników, tacy wybitni obywatele, jak: Jan Nepomucen Małachowski, referendarz koronny, Kazimierz Krasiński, oboźny koronny, hr. Stanisław Tarnowski i td .; nie brakło też w nim przedstawicieli mieszczan, między którymi znajdował się i Ja n Maryański, ów kowal patryota, opiewany przez Trembeckiego.
24. kwietnia, wydała Rada przepisy co do rozkładu rekrutów na dymy, tak miejskie, jak i wiejskie w księstwie Mazowieckiem, a to podług aktu powstania narodu krakowskiego. Dla W arszawy uchwalono specyalne przepisy według sześciu klas kominów. Rekruci powinni się byli stawić w ciągu ośmiu dni, a ze wsi w przeciągu dni dziesięciu, do koszar Kazimirowskich.
27. kwietnia, wydała Rada odezwę do mieszkańców Warszawy, względem okopania tego miasta; zawiadamiała, że są w tym celu wykomenderowani inżynierowie dla wytknięcia punktów. „Idzie teraz o tysiączne ręce, któreby pracowały około dzieła tak zbawiennego i istotnego". Wzywała zatem Rada „wszystkich mieszkańców miasta: starców, młodzież, panów, sługi, zgromadzenia i to wszystko, cokolwiek od Opatrzności ma siły i zdrowie, do stawienia się przy okopach miasta naszego z rydlami, łopatami, taczkami, koszami i tem wszystkiem narzędziem, które potrzebnem będzie do uskutecznienia dzieła w wzmiankowanego.... Bogaty! zapomnij o wygodach: wysoko urodzony, zapomnij o swem dostojeństwie! Stańcie obok ubogich i pracowitych obywateli, aby na jednej ziemi powziąwszy życie, na jednejże mogliście kosztować owoców bezpieczeństwa, swobód i własności naszych".- Praca około sypania okopów i szańców, prowadzona pod kierownikiem pułkownika Karola Sierakowskiego, szła, jak świadczą współcześni raźno i wesoło – brali w niej udział rzeczywiście wszyscy, którzy mieli cokolwiek od Opatrzności siły i zdrowia.
28. kwietnia, wydała Rada odezwę do składania na potrzeby Ojczyzny pieniędzy i klejnotów, zdobytych na nieprzyjacielu) i urządziła Deputacyę Ratunkową dla wejrzenia w stan tych nieszczęśliwych, którzy przy powstaniu na nieprzyjaciela w dniach 17. i 18. tegoż miesiąca, „utratą rodziców, mężów, dzieci, majątków, albo przez kalectwo podupadli“. Deputacya ta odbywała sesye swoje w pałacu biskupa krakowskiego, gdzie zapisywałai roztrząsała wszelkie żądania na piśmie lub ustnie podane. Do składu Deputacyi należeli pomiędzy innymi: Józef Wybicki i ks. Onufry Kopczyński, zasłużony pedagog i gramatyk.
Ustanowiono Deputacyę dla opatrywania mieszkańców w żywność, zniesiono wszelkie magistratury i trybunały sądowe, przez ostatni sejm grodzieński ustanowione, oddano pod ścisłą straż więźniów stanu, t. j. oskarżonych o zdradę, których aresztowano natychmiast po oswobodzeniu Warszawy, (Ankwicza, marszałka Rady Nieustającej, biskupa Kossakowskiego, hetmanówOżarowskiego i Zabiełłę). Polecono wydziałowi dyplomatycznemu, zebranie i rozpatrzenie znalezionych u Igelstroma papierów. Ustanowiono Deputacyę pocztową do rewizyi listów, z wyjątkiem korespondencyi posłów zagranicznych.
Rada zastępcza przybrała do swego grona nowych członków i rozdzieliła się na 3 wydziały: dyplomatyczny, wojskowy i skarbowy.
29. kwietnia nadeszła do W arszaw y radosna wiadomość o powstaniu w Wilnie, pod wodzą Jasińskiego. Następnego dnia odprawiono w kościele św. Krzyża uroczyste nabożeństwo żałobne za poległych. Na wspaniałym katafalku, przyozdobionym laurami, znajdowały się odpowiednie napisy, wyjęte z Pisma Świętego. Na nabożeństwie, odpraw ionem przez prymasa" znajdował się i Stanisław August. Kazanie miał były jezuita, ks. Ignacy Witoszyński. W silnym ustępie zwrócił się do króla: „Skoro tu obecnym jesteś – mówił – czcigodny królu, niechaj mi wolno będzie, z należnem Ci uszanowaniem i właściwą temu miejscu otwartością, do Ciebie się odezwać. Podobało się Opatrzności trzydziestoletnie Twe panowanie oznaczyć wielu nieszczęściami. Wielki, cnotliwy naród, który całkiem swoim królom był oddany, drży na wspomnienie przeszłości, której przypisać należy niejedną nędzę, w jaką tak dawno go już wtrącono. Nawet akt powstania nie jest Twojem dziełem, ale owszem brudna zdrada za przyczynę ostatnich kraju nieszczęść podana. Wyrażono w nim, że przez zdradę wstrzymałeś obronę kraju. Teraz jest ostatnia epoka Twojego panowania i teraz się pokaże, czy w niej my Polacy możemy szczęście nasze ustalić, albo paść ofiarą okrutnego i chciwego zemsty nieprzyjaciela, który nas, i imię nasze na zawsze pogrzebie. Ty, królu, albo przez udział swój w powstaniu narodowem, podniesiesz tron polski do pierwszej jego świetności i resztę życia przepędzisz w spokojności i zadowoleniu, albo upadek narodu zapowiada i Twój, Najjaśniejszy Panie. Przygotuj się do obojga, ale zamknij uszy na mowom i pochlebnym obietnicom, które mi Cię nieprzyjaciele Ojczyzny kusić będą: oni łudzić Cię będą odległą nadzieją, będą ci radzić odłączenie się od narodu, a może jeszcze i co gorszego, ale chroń się ich. Mógłżebyś chętnie, zbryzgany krwią współobywateli, rządzić krajem, zawalonym ich trupami?... Nie! – Ja znam Twoje uczucia, Twoje dobre serce, Ty, nie uczynisz tego; jestem pewny, że mocno i nieodmiennie postanowiłam żyć, lub umierać z narodem”.
Wtem miejscu król przerwał kaznodziei i zawołał: „nie omyliłeś się; tak myślę, jak mówiłeś i tak też postępować będę. Zawsze trzymać będę z narodem, – z narodem chcę żyć, albo z nim razem zginąć”.
Nazajutrz Prymas, ks. Michał Jerzy Poniatowski, wydał odezwę do duchowieństwa: „Zaczynamy – pisał w niej – zbierać owoce boskiego zmiłowania”... Zaszłe wypadki wskazują, że „Bóg naród wspiera”. Potrzeba Mu więc ufać – „w jego ręku cała ziemia; On czasu niedoli wzbudził nam Naczelnika, On wedle swej woli i mocy, uciekające się do niego narody podnosi, a poniża te, które są dumne". Polecał zatem Prymas, odprawianie nabożeństw dziękczynnych i błagalnych, nakazywał 40-godzinne nabożeństw a z odpustami, „które już się rozpoczęły w kościołach każdego dekanatu”. Kazał modlić się duchowieństwu i parafianom „nietylko o pomyślność Siły Zbrojnej narodowej, ale także o króla i Rzeczpospolitą i za całą zwierzchność, by duchem zgody, wzajemnej miłości i gorliwości, dla powszechnego dobra prowadzeni, z niezachwianem męstwem szczęśliwie osiągnąć mogli cel swoich szczytnych zamiarów i pracy”. Żądał modłów do Boga, za poległych bohaterów i za tych braci, „którzy jeszcze poledz mogą”. Kazał duchowieństwu „przekonywać współrodaków i cudzoziemców, nieprzychylnych teraźniejszem u przedsięwzięciu”, że powstanie nie nastaje na cudzą własność, „a nie dąży do osobistej zemsty, nie obala tronu i ołtarza, ale chce tylko odzyskać wolność i niepodległość narodu". Dawał za przykład, „uległość jaką okazuje lud tej królewskiej stolicy wybranej Radzie; pokazuje on, jak walczyć z nieprzyjacielem, ale umie zarazem swemu zapałowi kłaść granice, skoro go pokonać 1. maja, powrócił wysłany do Kościuszki Sokolnicki i przywiózł ze sobą odpowiedź Naczelnika na raport Rady Zastępczej Tymczasowej, i ordynans dla Mokronowskiego. Pierwsze ustępy odpowiedzi brzmiały jak następuje: „Ile serce moje pełne jest przywiązania do ojczyzny naszej, tyle mnie odebrane dnia dzisiejszego wiadomości, najwyższą przejęły radością. Stolica Polski, wolna i oswobodzona dzielnością jej mieszkańców, chwila burzy i zamieszania przemieniona w porządek i regularne tymczasowego rządu odbywanie, przykład świetny, dany reszcie narodu: te są dzieła wasze, cnotliwi Warszawy obywatele, godni tej nadziei, którą w was pokłada Ojczyzna, godni sławy, którą współcześni i potomność samym tylko miłośnikom wolności gotują. Mamli powiedzieć wam, jaką ra dość, jakie uczucia, jaką otuchę wzbudziło dzieło wasze w obywatelach tutejszego województwa? Pyszni być początkiem powstania narodowego, oddają wam uwielbienie, które się należy męstwu zwyciężającemu niezwyciężone prawie przeszkody. Tego tylko co się stało w Warszawie, potrzeba było, aby krok rozpaczą podyktowany, ożywił troskliwość narodową, niemal pewną nadzieją utrzymania onego z pomocą nieba, a pomimo zawistnej przemocy naprzeciw niemu usiłowań”.
Oddawszy „hołd naturalny radości z pomyślnych dla dobra powszechnego kroków", przystąpił Kościuszko do różnych „zaleceń". Potwierdził przy tem skład Rady Zastępczej i zapewniał, że jeszcze przed odebraniem wiadomości o powstaniu Warszawy, było myślą jego „dążyć ku niej", że uczyni też to, o „ile obroty wojenne dozwolą".
W ordynansie do Mokronowskiego, oświadczał Kościuszko, iż „nigdy milszego nad jego raport doniesienia mieć nie mógł". Polecał wyrazić „uwielbienie całemu wojsku, w komendzie jego będącemu". Wszystkich oficerów, którzy brali udział w akcyi, awansował „jednym stopniem wyżej", zaznaczając, iż w dalszym awansie nie lata służby, lecz „zdatność" uwzględniać będzie. Każdy podoficer zostaje oficerem, a każdy żołnierz może być oficerem, gdy na to zasłuży. Polecał natychm iast kilku żołnierzy, którzy się odznaczyli, „na oficerów fortragow ać". Natom iast kazał aresztować wszystkich tych oficerów, co się usunęli od udziału w powstaniu Warszawy i przysłać sobie ich dymisye do podpisu.
Wreszcie złożyli Kościuszko „Raport II. narodowi Polskiemu”. Odpowiedział w nim krótko, na m ocy o trz 37m anych doniesień, jak „stolica Polski, miasto Warszawa” zrzuciła swe jarzmo. Raport kończył się słowami: „Narodzie! To jest, co ci donieść jestem obowiązany, te są powstania twojego świetne wypadki; ale pomnij na tę prawdę, iż nic w ten czas zrobionego nie masz, kiedy jeszcze cokolwiek do zrobienia pozostaje".
W raporcie wspomina Kościuszko, że „zewnątrz atakowana była Warszawa przez wojsko pruskie pod komendą generała von Wolcky”. Dosłownie tego brać nie można – Kościuszko polegał na niejasnych doniesieniach. W 7 Kaminieckim znajdujemy wzmiankę, że wojsko pruskie, pokazało się od Gońców i Wroli, lecz strzały z prochowni przeszkodziły mu sie rozwinąć; „odpowiadali na nie przez pół godziny i rejterowali się”. Coś o tem bałamucilii Kiliński, ale uniego Polacy Prusakom „pod nos zakadzili” już po wypędzeniu (?) Rosyan Tymczasem Pistor, który szczegółowo mówi o znoszeniach się Igelstroma z Prusakami, wie tylko tyle, że Wolcky zbliżał sie parokrotnie podmiasto, i że kiedy ułani polscy stojący przy prochownia podsunęli się ku Prusakom, Wolcky posłał do króla z zapytaniem, czy ułani są po stronie królewskiej; na to otrzymał odpowiedź: „Naród i król, to jedność, Rosyanie zaś to ich jedynie nieprzyjaciele”. Również i do Mokronowskiego posłali Prusacy z zapytaniem, czy Warszawa uważa ich za przyjaciół czy nieprzyjaciół, – na co odpowiedział Mokronoski, że Polacy Prusaków atakować nie będą, jeśli ci odstąpią od miasta i redut, w których są składy prochu (dyaryusz króla), po czem Prusacy sie cofnęli. Z tego wypada, że owej zamiany strzałów za „atak” Prusaków brać trudno.
Wszystkie te trzy pisma były datowane w „obozie pod Igołomią", dnia 25. kwietnia 1794.
Na rozkaz Kościuszki, Rada Zastępcza wydała dnia 4. maja wezwanie do pospolitego ruszenia Księstwa Mazowieckiego. Powoływała się na jego słowa: dobroni, co żywo ! „Zalecenia" jej w znacznej części, były wzorowane na wezwaniu do pospolitego ruszenia, wydanem przez Komisyę Porządkową województwa krakowskiego.
Prócz tego Rada załatwiła cały szereg czynności. Utworzyła komisaryatwo jenny dla pomnożenia wojska, złożony z 24 osób, na których czele stali generał Cichocki, generał Orłowski i Czyżewski, powołała Komisyę do odbierania ofiar, wysłała osoby do Deputacyi indagacyjnej, która miała odkrywać zdrajców i czuwać nad ludźmi „źle intencyonowanymi" (deputacya ta kazała uwięzić biskupów Massalskiego i Skarszewskiego, marszałka Moszyńskiego, kasztelana przemyskiego Czetwertyńskiego, kasztelana lubaczowskiego Ledochowskiego itd.) rozpisała podatki na wszystkich mieszkańców, nie wyłączając nawet czeladzi rzemieślniczej (każdy czeladnik miał jednorazowo złożyć 6 złotych).
Ofiary w pierwszym dniu składek w Warszawie (22. kwietnia), wynosiły 18.782 złp. 15 gr. Większe złożyli: Szembek. biskup płocki 1800 złp. i... marszałek Moszyński 2000 złp. co gonie uratowało przed aresztowaniem, jako uznanego zdrajcę. Drugi zdrajca, biskup Massalski, złożył 800 złp. „Pewien ubogi” dał 60 złp., a Wilhelm Choralik przyniósł uskładaną przez siebie „miedź nieruchomą”; w kwocie 510 złp. Król złożył na ręce Mokronowskiej 18.000, prymas dał srebra 791 grzywien później dał jeszcze 11 koni). Hieronim Strojnowski, znany uczony, później rektor uniwersytetu wileńskiego i biskup wileński, oddał na potrzeby Ojczyzny zaszczytny medal złoty Merentibus i 200 złp. Do rąk Mokronowskiej, złożyli też: wojewodzina Laneko ro ń ska 3600 z łp ., tyleż księżna Radziwiłłowa marszałkowa, oboźny Krasiński 1080 zip., XX . Misyonarze 1000 złp . itd.
Dalej wydała rozkaz złożenia do arsenału broni z niego wziętej w dniu 17. kwietnia, uformowała lazaret, przeprowadziła rew izyę aresztów, wydała proklamacyę do obywateli litewskich dostarczanie koni pod armaty i amunicyę do Litwy wysłane itd, Dnia 3. maja, chcąc „uwielbić nieskażony charakter" prezydenta Zakrzewskiego, Rada Zastępcza w całym swym składzie była obecną na chrzcie jego syna, który przyszedł na świat w drugim dniu walki na ulicach Warszawy (18. kwietnia). Poleciła też wypuścić z więzienia rosyjskiego kap ita na Daszkowa, gdyż okazało się, że oficer ten nie wykonał rozkazu Igelstrom a, zam ordow ania uwięzionych w jego lochach Węgierskiego i Stanisława Potockiego.
Do ścigania uchodzących z Warszawy Rosyan wysłał Mokronowski, pułkownika Haumana, który szedł na Jeziornę, W arkę, Nowe Miasto, nad Pilicą, wszędzie rozpraszając drobne oddziały nieprzyjaciejskie, (pod Białą była nawet większa potyczka, z poważniejszą kolumną nieprzyjaciela) i chwytając rabusiów maroderów.
Rabowały prócz maroderi regularne oddziały. Nie tylko rabowały, ale niszczyły, paliły, mordowały. W Kozienicach dowódcy rosyjscy pozwolili na zupełny rabunek – sam i skradzione rzeczy rozbierali między siebie. W pałacu królewskim zabrano wszystko co było, aż do pościeli i materaców. Zabijano nie w innych, gwałcono kobiety. Od magistratu zażądano „dostarczenia pastwy ich nierządnej rozpuście”. Anie byli to uciekinierzy warszawscy – było to wojsko, które nie wiedziało nawet jeszcze o oswobodzeniu Warszawy (Szczegóły w „Gazecie Wolnej Warszawskiej”).) Dąbrowski przybył ze swą komendą do Warszawy 28. kwietnia. Wtedy zaszedł fakt oskarżenia go o zdradę, możem przy pierwszych ruchach Wadalińskiego wspominaliśmy.
Później wysłał nad Narew w tym samym celu Cichockiego. Haumana, mianowanego wkrótce przez Kościuszkę generałmajorem i wysłanego w lubelskie do Zajączka, w strzeżeniu Pilicy zastąpił wycebrygadyer Dąbrowski. Prócz tego, Mokronowski założył obóz pod Błoniem.
W dzień imienin królewskich (8. maja), powstał alarm w Warszawie, że Rosyanie i Prusacy nadchodzą. Uderzono w dzwony i bębny; wojsko stanęło pod bronią, ustawiono armaty, rozesłano patrole, tłumy ludu w ybiegły na ulice. Alarm okazał się fałszywy; mówiono, że chciano ułatwić ucieczkę aresztowanym . W tem podnieceniu umysłów, ktoś ku wieczorowi na Starem Mieście zawołał, że król uciekł przez Pragę. Tłumy rzuciły się w pogoń i rzeczywiście znalazły króla na Pradze, przy bateryi ra okopach. Właśnie, „już wziął rydel i miał rzucić ziemię, kiedy wszczął się gwar, rozruch, zamieszanie”. Król powrócił wśród okrzyków: niech żyje! do których dodawali inni: ale niech nie ucieka! Czy król miał wówczas zamiar ucieczki, wątpić należy. Ale podejrzenie zostało. Rada Zastępcza prosiła go, „aby nigdy nie wyjeżdżał za miasto, bo to niepokoi”.
Ten alarm, z powodu m niem anego nadciągnięcia nieprzyjaciela i zapewne również mniemanej ucieczki króla, przyspieszył ukaranie „zdrajców”. Lud wzburzony i rozdrażniony wymagał natychmiastowej „sprawiedliwości”. W nocy z 8. na 9. maja, postawił szubienice i zażądał od Zakrzewskiego, aby natychmiast sąd się zebrał. Zakrzewski po dłuższym uporze ustąpił i kazał sprowadzić na ratusz Ankwicza, Ożarowskiego, Zabiełłę i Kossakowskiego, „jako obwinionych nietylko o zdradę Ojczyzny, ale i o działanie przeciw powstaniu narodowemu”.
Sąd kryminalny załatwił się krótko – dowody zdrady były zbyt jawne. Wystarczała już wprawdzie zupełnie cala działalność oskarżonych, ale potępiły ich jeszcze znalezione w papierach ambasady rosyjskiej kwity na pensye i datki pobierane od Katarzyny. Oskarżeni bronili się w obszernych i zręcznych przemówieniach, ale nie zdołali się oczyścić. Sąd uznał, iż „wzgardziwszy imieniem Polaków i wolnych obywateli… hojnie od własnej Ojczyzny urzędami, dochodami obdarzeni, zupełnie i całkowicie na usługi potencyi zagranicznej rosyjskiej zaprzedali się, a nawet wtenczas, kiedy naród polski, od obcego jarzma oswobodzony, sam sobie na wielkim Sejmie Czteroletnim praw a uchwalał… i najsurowsze kary na tych, którzyby za pieniądze, przeciw własnemu krajowi służyć ważyli się, stanowił, – pensyę od dworu petersburskiego pobierać nie wzdrygali się”. Wymieniwszy szczegółowe kwoty, pobrane przez oskarżonych za Sejmu Grodzieńskiego, sąd oświadczył, że obwinieni w tym czasie, „najsilniej żądania i życzenia ministra dworu petersburskiego i sami przez siebie i przez dostawionych przez siebie posłów, wprowadzając i popierając, stali się narzędziem i przyczyną, że kraj polski . . . na nowo z obszernych prowincyj został ogołocony, siła zbrojna, tak wielkiem staraniem i kosztem wskrzeszona, znowu rozbrojona, wojsko Rzeczpospolitej w znacznej części sąsiadowi wydane; praw a sejmu wolnego, z gruntu wywrócone, imie nawet jego na haniebne zamienioneu. Po całem szeregu dowodów, sąd oskarżał dodatkowo Ankwicza, że po wybuchu powstania popierał najsilniej w Radzie Nieustającej przyspieszenie zwołania sądów sejmowych i pozwania do nich tak Kościuszki jak i obywateli z nim łączących się; Ożarowskiego zaś, że w tymże czasie, nakazywał wojsku polskiemu porozumiewać się i znosić z wojskiem rosyjskiem (świadczyły o tem dwa ordynanse). Z tych powodów Sąd Krym inalny, uznał i ogłosił obwinionych „za nieprzyjaciół Ojczyzny i zdrajców Rzeczpospolitej”, odsądził ich „od wszelkiej czci, sławy i bezpieczeństwa” i skazał na śmierć przez powieszenie, „jako niegodnych społeczeństwa ludzkiego i owszem onemu wielce szkodliwych”. Wyrok śmierci został natychmiast wykonany. Z Kossakowskiego zdjął sakrę biskup Malinowski.
Zabiełło pobierał po 1000 dukatów miesięcznie; Ożarowski naprzód po 500, potem po 1000, a oprócz tego dostał 1000 na posłów “w jego dyspozycyi będących” i na wybory 3000; Ankwicz miał 500 dukatów pensyi miesięcznej i tyleż wziął na sejmiki krakowski; Kossakowskiemu dano 4000 dukatów na sejmiki litewskie.
Rada Zastępcza tegoż dnia ogłosiła, iż „choć Ożarowski, Ankwicz i Zabiełło, odebrali zasłużoną karę za zbrodnie, ale to ich potomstwu ani plamy, ani zakały przynieść nie może, tembardziej, że od komendanta Siły Zbrojnej ks. Mazowieckiego i innych osób, zapewnione jest, iż szczególniej Kajetan, Stanisław i Adam Ożarowscy, z przykładnem dla Ojczyzny swej przywiązaniem, dzielnie przyłożyli się do powstania narodowego, nietylko sami ochoczo idąc pod chorągwie Ojczyzny, ale i prowadząc razem z sobą żołnierzy, pod komendą swoją stojących”...
„Na żądanie króla” (tak przynajmniej brzmi urzędowe sprawozdanie 7 czynności Rady), wyznaczono mu 12. maja obywateli do asystencyi. Obywatele ci obowiązani byli zmieniać się kolejno po dwóch na dobę.
17. maja wykonano wyrok śmierci na Rogozińskim, „bywszym in ten dencie policyi”, przekonanym o szpiegostwo wieloletnie na rzecz Rosyan, io machinacye przeciw powstaniu. Nazajutrz aresztowano Piotra Wulfersa, adwokata, członka deputacyi'indagacyjnej, podejrzanego o usuwanie dokumentówz archiwum z ambasady rosyjskiej i stosunki z aresztowanem Boskampfem i uwięzionymi Rosyanami.
Jednem z ostatnich rozporządzeń Rady Zastępczej było żądanie od wszystkich ministrów i urzędników Targowicy, aby zwrócili pensye i podarunki, podczas swojego urzędowania odebrane. Wkrótce Rada Zastępcza przestała istnieć, gdyż już 10. maja, w obozie pod Połańcem, powołał Kościuszko do życia Radę Najwyższą i mianował jej członków. Pomiędzy nimi najwybitniejsze stanowisko przyszło zająć Ignacemu Potockiemu i Hugonowi Kołłątajowi, którzy prawdopodobnie wprost z obozu Kościuszki pospieszyli do Warszawy. Przybycie Potockiego i Kołłątaja do stolicy, tak opisuje „Korespodent”:
„Dnia 24. maja przybyli tu do stolicy J. P. Ignacy Potocki, marszałek wielki litewski iJ. X. Kołłątaj, podkanclerzy koronny. Co za szczęśliwa odmiana! którzy będąc od przemocy prześladowanymi, ojczyste musieli dawniej opuszczać granice, szukając w obcych krajach schronienia, ci z wielkiemi oklaskami ludu, prowadzeni byli od okopów samych, przez Nowy Świat aż do ratusza, miasta Starej Warszawy. J. P. Potockiego pojazd chciał lud, wypięgłszy konie, ciągnąć, ale wolał otoczony mnóstwem nieprzeliczonych obywatelów i obywatelek, iść pieszo. W krótce potem J. X. Kołłątaj, że nieco słaby na nogi, jechał w podróżnym koczu, mając z sobą obok J. P. Kilińskiego, jednego z członków Rady Zastępczej obywatela. Okrzyki wiwat! i przeprowadzenie aż do samego ratusza, przy muzyce, przegrywającej wesołe marsze, oraz asystencya z bronią obywatelów, w mundurach municypalnych, cały ten widok czyniły tkliwym i bardziej niż wyrazić można okazałym”.
W cztery dni później (28.), odbyła się ostatnia sesya Rady Zastępczej Tymczasowej. Zagaił ją Zakrzewski dłuższem przemówieniem, po którem polecił odczytać rozporządzenie Kościuszki, tyczące się utworzenia i organizacyi Rady Najwyższej Narodowej Doczesnej dla Polski i Litwy. Rada Zastępcza ułożyła odezwę, zawiadamiającą o złożeniu „w oczach ludu władzy docześnie jej przed lud powierzonej, a przez Najwyższego Naczelnika dotąd przedłużonej”. Oświadczała, że „wyciąga z niej ręce czyste i nieskażone, ale nie cofa się przed odpowiedzialnością: gdyby jej obywatele mieli co do zarzucenia, gotowa jest stanąć przed sądem. W końcu zapewniała, iż członkowie jej „choć w innym składzie, nie oddadzą się gnuśnej bezczynności, ale każdy piórem czy orężem, służyć będzie dalej dziełu powstania narodowego”.
Nazajutrz zebrała się po raz pierwszy Rada Najwyższa Narodowa. Jedną z jej pierwszych czynności było ogłoszenie (30. maja), słynnego „uniwersału połanieckiego”.
Przerywamy na razie dalsze opowiadanie dziejów Warszawy w r. 1794 bo trzeba zobaczyć, co się jednocześnie działo na Litwie iu innych częściach Korony. Przedtem jednak należy jeszcze zdać sobie sprawę z tego, jaki wpływ na losy powstania miało oswobodzenie Warszawy.
Zdecydowało ono bezwarunkowo utrzymanie się i rozszerzenie insurrekcyi, było podwaliną jej bytu. Słusznie pisał Kościuszko, że „tego tylko, co się stało Warszawie, potrzeba było, aby krok, rozpaczą podyktowany’ ożywił troskliwość narodową i niemal pewną nadzieję”...
Jeżeli ogromnem było moralne znaczenie Racławic, jeżeli do dziś dnia, bije od nich blask potężny, to „święta insurrekcya” warszawska, przyniosła nieskończone korzyści, nietylko moralne ale i realne. Po Racławicach powstanie rozszerzało się, ale nie mogło jeszcze imponować, nie miało silnej podstawy. Kilka tysięcy wojska zgromadzonego pod Kościuszką i drugie kilka tysięcy pod Grochowskim, za słabe to były siły, aby mogły stawić czoło zbierającemu się ze wszech stron nieprzyjacielowi, dążącej od wschodu aim ii rosyjskiej i zbliżającej się od północy i zachodu armii pruskiej. Powstanie me miało przytem jeszcze punktu oparcia, podstawy operacyjnej, którą dać mogła jedynie W arszawa. Rozumiał to dobrze Pistor, kiedy nie radził opuszczać Warszawy…
Była to stolica państwa, było to miasto największe, najludniejsze i najzamożniejsze w całej Polsce. Posiadało arsenał, bez którego powstańcy nie mieliby dostatecznej ilości ani armat, ani amunicyi. W murach jego znajdowała się nieliczna ale doborowa, najlepszym dnchem ożywiona armia. WW arszaw ie siedział przy tem król, wprawdzie słaby, niedołężny, a raczej nie dorosły do czasów, które wymagały zaparcia się i bohaterstwa, ale zawsze król, widomy znak ostatka niepodległości narodu; choć go powstanie usunęło od władzy, ale oswobodzenie Warszawy połączyło go nominalnie z narodem, – przestał być igraszką w rękach rosyjskiego ambasadora. Co więcej, dzień 17. kwietnia obalił rząd wprawdzie narzucony, zbrodniczy, siłą wroga zaprowadzony i podtrzymywany, ale zawsze mający pozory jakiejś legalności. „Święta insurrekcya“ śladu z niego nie pozostawiła, – jedyna, od tej chwili najwyższa, przez cały kraj uznana władza, spoczęła w rękach Kościuszki, który też niezadługo nowy rząd powołał do życia.
Przytem zwycięstwo warszawskie było świetne. To nie, jak Racławice, przypadkowa, szczęśliwa, kilkogodzinna utarczka z mniej bądź co bądź licznym przeciwnikiem, (jeżeli zważymy, że kolumna Denisowa przyszła zapóźno i nie brała udziału w boju), utarczka zakończona znaczną w praw dzie stratą nieprzyjaciela, ale pozwalająca mu wycofać się i nie zmieniająca popołożenia na placu wojny. Zwycięstwo warszawskie, to dwa dni walki z przeważającem i podwójnie siłami; zakończone zupełnem zniszczeniem przeszło połowy głównego rosyjskiego korpusu i to korpusu, zostającego pod naczelnym wodzem i ambasadorem imperatorówej.
Racławice, to piękny wojenny epizod, tó dumą napawające nas w spom nienie pierw szej walki chłopa polskiego za Ojczyznę pod tym względem, jak zaznaczyliśmy, m ają one epokowe znaczenie; ale oswobodzenie Warszawy, to największy pomyślny wypadek w dziejach insurrekcyi, to największy jej tryumf wojenny…
Co prawda, trzeźwo spoglądając na dzieje 17. i 18. kwietnia, oddając najwyższy hołd waleczności wojska i odwadze ludu warszawskiego, trzeba przyznać, że zasługę szczęśliwego wyniku tej walki, należy w pewnej części przypisać nieprzyjacielowi, jego tchórzostw ui niedołęztwu.
Wojsko rozkazodawcy nie miało – powiada Pistor, – zwalając winę klęski na Igelstrom a. Prawda, Igelstrom nie dorósł do zadania – został generałem en chef, mając za sobą zwycięstwa tylko . . . na manewiach. Ale i powstańcy rozkazodawcy nie mieli, – każdy prawie oddział na własną działał rękę, szedł gdzie mu instynkt wskazywał. Naznaczono termin powstania, rzucono pierwszy plan wspólnego ataku, ale resztę zostawiono losowi. Mokronowski stanął na czele dopiero po upływie dnia pierwszego, kiedy odgrywał się już epilog, kiedy położenie Rosyan stało się już bez wyjścia. Nawet początek wybuchu nie odbył się według ułożonego planu i w naznaczonym term inie. Spóźnili się Działyńczycy, bo nie mieli koni, spóźnił się Kiliński z ludem, bo go na czas nie zebrał; gwardia piesza poszła” pod zamek, stała tam czas jakiś i bez rozkazu puściła się „z gwałtownością” w stronę, gdzie usłyszano strzały. Ale po stronie powstańców było czem wytłumaczyć, że kiedy Działyńczycy rozpoczęli walkę pod św. Krzyżem z Miłaszewiczem, oddział K lugena i jazda Baura, stały nieruchomo na Nowym Świecie i placu Trzech Krzyży ? Wszak mogły zabrać tył Działyńczykom, którzy mimo bohaterstwa, wzięci w dwa ognie przez trzy razy większe siły, mogli być do szczętu zniesienia wszak zwycięstwo Działyńczyków „zdecydowało”. Czem wytłumaczyć, że różne oddziały rosyjskie, stanowiące połowę korpusu Igelstrom a, bez walki cofnęły się „co tchuu pod Jerozolimskie rogatki, że wreszcie, kiedy wyruszyły w „groźnej kulum nie“ 3-tysięcznej przez Marszałkowską i Królewską i Plac Saski, wstrzymane zostały przez jakąś setkę „pospólstwa“ z jedną armatą, i zobaczywszy wreszcie kilkuset Działyńczyków, powróciły skąd przyszły, nie dawszy prawie wystrzału ?
W parze z tem tchórzostwem i niedołęztwem szła zupełna niesubordynacya. Walka się toczy, a żołnierze rosyjscy rozłażą się po domach i puszczają się na rabunek. Tak było przy Placu Saskim, tak było na Lesznie, tak było przy rogatce Marymonckiej, gdzie mieszkańcy wezwali Prusaków aby rabujących schwytali. W szystkie te fakta przytacza Pistor, a więc świadek nie podejrzany. Tenże Pistor powiada, że „były w tym dniu przykłady”, iż żołnierze nie chcieli iść gdzie im kazano. Prócz tego żołnierze ci, zalewali się gorzałką: na Lesznie znaleziono w piwnicy 60 pijanych „gemajnów” Seume opowiada, że na własne oczy widział, „jak na placu grupa grenadyerów, obsiadała beczkę ze spirytusem, -nie zwracając uwagę na świstanie kul”.
Takie „przymioty” nieprzyjaciela, dopomogły olbrzymio powstańcom. Ale to nie zmniejsza ich zasługi. Tchórzostwo i niedołęztwo dowódzców losyjskich, w połączeniu z niesubordynacyą żołnierzy, nie wyrównywały jaszcze szans, tak wobec wielkiej przewagi liczebnej Rosyan, posiadających przytem w swych rękach najlepsze punkty strategiczne, jak i wobec braku naczelnego kierownictwa „świętą insurrekcyą Zwyciężyła ostatecznie tylko dzielność powstańców, zwyciężyło bohaterstwo wojska, które wiedziało, za co walczy, zwyciężyło poświęcenie ludu, prowadzonego do boju wielką ideą. Wojsko rosyjskie tej „broni“ nie posiadało – ono we wszystkich walkach, jakie znam i kiedykolwiek toczyło, odnosiło tryumfy jedynie wówczas, gdy posiadało znaczną przewagę liczebną. W Warszawie i ta przewaga nie wystarczyła męstwo i poświęcenie – po stronie Rosyan, powtarzamy, tchórzostwo i niedołęztwo.