Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział dwudziestysiódmy


NA LITWIE. – OBRONA I UPADEK WILNA. – KONIEC POWSTANIA NA LITWIE. – KOLUMNA NADNARWIAŃSKA I ODDZIAŁY NADWIŚLAŃSKIE. 

Rozpoczynamy od Litwy, którą opuściliśmy w chwili gdy Wielhorski dL obejmował główne dowództwo nad całemi siłami powstania litewskiego. Wielhorski był przyjacielem księcia Józefa, razem z nim służył w armii austryackiej, razem z nim wszedł do wojska polskiego i odbywał kam panię 1792 roku, razem wreszcie z księciem Józefem przybył Wiednia do obozu Kościuszki pod Jędrzejowem. Stąd też powstało mylne mniemanie, że ks. Józef zalecił go Kościuszce na wodza Litwy. Ale sam opis chłodnego spotkania się księcia Józefa z Kościuszką w Jędrzejowie, uchyla prawdopodobieństwo tej „protekcyi”. Jeszcze mniej podstawy miało drugie mniemanie, iż król zalecił Kościuszce na wodza Litwy, „tę osobę urodziwą i kształtną” król bowiem siedzący cicho w Warszawie, prawdziwy w tej chwili król malowany, nie miał z Kościuszką żadnych stosunków, prócz jednorazowej zmiany listów, których treść dobrze znamy. Rozstrzygnęła w tej sprawie poprostu wola Kościuszki, na którą wpłynęła zapewne przede wszystkiem ta okoliczność, że Wielhorski zjawił się w chwili, kiedy potrzeba było wodza dla Litwy. Wobec intryg litewskich, wobec knowań przeciw Jasińskiemu, postanowił dać na wodza człowieka „obcego”, stojącego zdała od miejscowych niesnasek. A wyboru nie miał, gdyż jak wiemy, brak wyższych oficerów dawał mu się wogóle we znaki; ai między tymi, co byli, mało było takich, którzy posiadali wyższe wykształcenie i praktykę wojenną, rzeczy nieodłączne dla samodzielnego wodza, jakim zna tu ry rzeczy musiał być generalissimus armii litewskiej. Braku generałów najlepiej dowodzą gromadne prawie nominacye Wedelstetta, Haum ana, Grochowskiego, Sierakowskiego, Kamieńskiego, Jasińskiego, Sapiehy, Sanguszki, Granowskiego, Kamienieckiego, Dąbrowskiego, Wyszkowskiego, Kopcia, Jaźwińskiego itd., którzy zostali generałami z pułkowników, podpułkowników i majorów, nie mówiąc już o Wawrzeckim, który „nie posiadał nawet elementarnych wiadomości wojskowych”. Ze „starego materyału” wielu nie stanęło do walki, wielu już było niezdatnych. W takiej chwili nawinął się Wielborski, „dawny dobry stosunek Naczelnika” kolega jego z roku 1792, w którym rów nie jak Kościuszko był dowódzcą dywizyi przy księciu Józefie. Wielhorski przebył przedtem dobrą szkołę w wojsku austryackiem, rangę generalską nosił od lat wielu, otrzymał ją równocześnie z Kościuszką. Był uważany za ostrożnego, doświadczonego, bił się dobrze pod Zieleńcami. Zdawało się zatem, że trafniejszego wyboru uczynić trudno, że sam los dobroczynny nasunął Wielhorskiego. 

Nominacya Wielhorskiego nastąpiła w pierwszych dniach czerwca, a już 15. tego miesiąca przybył on do Wilna i odbył przegląd wojska. Partya umiarkowana, nieprzychylna Jasińskiemu, przywiązywała do jego nominacyi wielkie nadzieje. „Ludzie rewolucji żałowali Jasińskiego". Sam Kościuszko czuł widać, że te mu twórcy powstania litewskiego  staje się krzywda kiedy chcąc go ułagodzić, pisał do niego, że „ufa jego cnocie i gorliwości", że nie wątpi, iż „talentemi odwagą " pomocnym będzie Wielhorskiemu, „mniej dbając o własną sławę, na którą tak pięknie zasługuje, jak raczej o dobro Ojczyzny, która mu droższą jest nad samą sławę".

Jasiński czuł tę krzywdę, ale postanowił o niej zapomnieć w walce z wrogiem. Dowiedziawszy się o przybyciu Wielhorskiego do Wilna, pragnął, zanim mu będzie „pomocnym", rozprawić się z korpusami Mikołaja Zubowa i Bennigsena, stojącemi pod Sołami nad Oszmianą w sile koło 5000. Ruszył ku nim 25. czerwca z Równego Pola na czele 4000 żołnierza.  Przednią straż prowadził Stefan Grabowski. Korpus Jasińskiego szedł od południa przez całą noc, a przed świtem wykonał a tak nas to jącą pod Narbuto wszczyznąstraż przednią nieprzyjaciela. Była by ona całkiem zniesiona, gdyby pułkownik Grabiński wykonał rozkaz Jasińskiego i odciął ją od głównego obozu: nie dopełnienie tego polecenia ułatwiło ucieczkę przedniej straży, która pozostawiła cały swój obóz i namioty. Ostrzeżony nieprzyjaciel oczekiwał w szyku bojowym. A tak Jasińskiego był śmiały, zdobył Soły, lecz nieprzyjaciel, cofając się, zapalił miasteczko i mosty na rzece, „co wstrzymało dalsze korzyści". Wprawdzie generał Jerzy Grabowski przeszedł z kosynierami rzekę i dzielnie dawał się we znaki Rosyanom, ale zanim pozostałe za rzeką wojsko zdołało się choć w części na pomoc przeprawić, kosynierzy rozproszyli się wobec przeważającej siły nieprzyjaciela. Reszta dnia zeszła na kanonadzie – Jasiński nocą powrócił nadawne stanowisko. Litwa pod Sołami uchodzi jednocześnie za klęskę i za zwycięstwo. Przedstawiliśmy ją podług relacyi Stefana Grabowskiego, który na czele I. pułku brał w niej udział. Skromność nie pozwala łamu powiedzieć, że „pułk jego ożywiony przykładem wodza cudów waleczności dokazywał", co zaznacza dobrze świadom tych spraw Ogiński.  Po bitwie pod Sołami zniechęcony Jasiński udał się do Warszawy, a Wielhorski objął osobiście dowództwo [środkowego korpusu, mając pod swojemi rozkazami Chlewińskiego w Słonimie i Wawrzeckiego” a Żmudzi. Tylko Wawrzecki, a raczej jego podkomendny Wojtkiewicz, mógł się poszczycić sukcesami, z których największym było zajęcie Libawy i wywołanie powstania w Kurlandyi (patrz rozdział XXV.). Sam Wielhorski dosłownie nic nie robił. Założył obóz w Weronowie, gdzie zgromadził koło 4000 regularnego wojska, oraz 3000 ochotników i kosynierów, a prócz tego odbywał rewje w Jeiu i czekał, mając przed sobą 4 tysięczny oddział Knowrringa. Ogiński mówi, że był „przerażony stanem armii”. Ależ w takim razie, należało ten stan poprawiać, a nie siedzieć bezczynnie. 

Tymczasem w obozie Wielhorskiego, jak świadczy tenże przyjaznym Ogiński, było aż nadto wesoło: w kwaterze głównodowodzącego oficerowie sztabu ucztowali przy stole dobrze zaopatrzonym i grali grubo w karty, a żołnierz przymierał głodem, konie nie miały obroku.*) Wesoło było i w obozie Chlewińskiego, o czem z „przykrością“ jako Litwin wspomina Zenowicz. Zastał w nim „wiele oficerek wystaw nych dość pojazdach^, a oficerowie „więcej jak czas wymagał starannie się ubierali”. Tymczasem Knorring, widząc Wilno bez żadnej prawie obrony, bo oprócz małej załogi pod wodzą Jerzego Grabowskiego, osłaniał je jedynie 2-tysięczny oddział Meyena, porozumiał się ze stojącym między Sołami i Raczunam i Zubowem i obaj pospiesznym marszem w nocy z 17. na 18. lipca, wziąwszy na podwody piechotę, ruszyli ku Wilnu, połączyli się w drodze i stanęli pod miastem w ciągu jednej doby. 

Knorring dla obserwacyi Wielhorskiego zostawił połowę swego korpusu, – Wielhorski zaś, uwiadomiony o poruszeniu nieprzyjaciela wtedy dopiero kiedy ten stanął pod murami Wilna, z nocy z 18. na 19. z połową swego korpusu ruszył na odsiecz, pozostawiając pod W eronowem resztę wojska, pod komendą Pawła Grabowskiego. Nieprzyjaciel już z rana 19. lipca, po walkach patroli i kanonadzie, przystąpił do ataku. Zubow koło południa posunął się traktem ku Zarzeczu, do którego wejścia bronił Gorsz podpułkownik inżynierów, aK norring podstąpił pod okopy znajdujące się przed Ostrą Bramą, bronione przez Meyena. Jednocześnie ze wzgórzy południowych rzucane granaty zapaliły przedmieścia Ostry Koniec i św. Stefana. Tylko od północy Wilja zasłaniała miasto przed nieprzyjacielem i jedyną tą drogą, przez Zielony most, schronił się magistrat na Snipiszki, gdzie także uciekała zamożniejsza i trwożliwe za ludność miasta. Po dwukrotnym ataku, pomimo największego oporu, po drodze usłanej trupami, wpadł Zubow na Zarzecze. Kozacy i jegry, pod dowództwem pułkownika Korowaja, zapalili to przedmieście i zrabowali je, nieoszczędzając nawet klasztoru Bernardynek. Następnie uderzyli na bramę miejską, ale tu spotkał ich dzielny odpór ze strony komendanta miasta, Jerzego Grabowskiego, któremu pomagał kapitan Zel na czele 400 żołnierzy przysłanych na pomoc z okopów przez Meyena. Zel razem z Zaliwskim, mechanikiem odlewającym dla Litwy armaty, z dwoma małemi 8 funtówem i armatami, ciągnionemi przez ochotników, ukazywali się, gdzie była potrzeba. Grabowski obroniwszy bramy miasta, ścigał nieprzyjaciela na Zarzecze. W walce tej padł pułkownik Korowaj. Gdy się to działo na Zarzeczu, na Meyena, osłabionego sukursem posłanym Grabowskiemu, uderzył nieprzyjaciel całą siłą, a wysławszy jegrów do wąwozów przyległych okopom, przeciął mu komunikacyę z miastem. Otoczony ze wszech stron Meyen opuścił okopy, przedarł się z armatami i wespół z Korsakiem, niedostępnym swym towarzyszem, poszedł na trakt raduński i stanął o milę od Wilna, pod Solennikami. Wobec tego pozostało do obrony miasta kilkuset żołnierzy i tysiąc kilkuset licho uzbrojonych mieszczan. Nieprzyjaciel zabrał okopy i zbliżył się do bram miasta, ale i tu, jak przy bramie Zarzecznej, napotkał odpór. Przeszedł już Ostrą Bramę, ale rzucili się do obrony wszyscy: mieszczanie, rzemieślnicy, czeladź, i – Ostra Brama uratowaną została. 

Noc przerwała walkę. Knorring rozłożył się ze swoją artyleryą na gól ze Panien Wizytek, skąd widział miasto jak na dłoni. Wczesnym ranem 20. lipca, sądząc, że wskutek odwrotu Meyena i wyczerpania sił obrońców miasta, załoga w ciągu nocy rów nież ustąpiła, Knorring przy odgłosie muzyki podstąpił pod bramy. Ale p rzyw itany ogniem kartaczowym, „zapewnił się o bytności obrońców”. Wtedy uderzył na wszystkie bramy, ale znowu został odparty. Wówczas to generał Dejów, na czele swoich kozaków i ochotników zbliżył się ku Ostrej Bramie. Jak opowiada tradycya, była ona w tej chwili prawie pozbawioną obrońców, którzy pobiegli w inne zagrożone miejsca, a przed bramą na ulicy ze strony miasta klęczały tylko modlące się kobiety i dzieci. Dejów już wjeżdżał do Ostrej Bramy, kiedy z opuszczonej małej aim aty, nabitej kartaczam i, wystrzelił jakiś mieszczanin, i strzał ten powalił Dejowa z kilku oficerami. Kozactwo uciekło w popłochu.

Mieszczanina tego nazywa Lelewel Kossobuckim; mówi, że lont armaty zapalił się rozżarżonym węglem. (Panowanie Stanisława Augusta, Bruksella 1847 roku. str. 226). Mickiewicz w Panu Tadeuszu pisze o kobiecie, co ze szczytu Ostrej Bramy widziała… “jak mieszczanin zwany Czarnobacki zabił Dejowa i zniósł cały pułk kozacki.

Knorring wciąż rzucał na miasto bomby i granaty. W tedy dopiero zbliżył się ku Wace Wielhorski, ale przekonany, że Wilno oprzeć się nie zdoła, i „nie mogąc powziąć pewnej wiadomości, nie chciał napróźno swego korpusu hazardować”. (Grabowski). Wysłał tylko pułkownika Stefana Grabowskiego i podpułkownika Goszkowskiego, z batalionem, 2 armatami i oddziałem jazdy. Grabowski zastaw szy góry Ponarskie nieobsadzone, wysłał Goszkowskiego z częścią kawaleryi do Trockiej Bramy, a następnie sam z piechotą i resztą kawaleryi nagłym marszem przez Pohulankę do miasta się przedarł i uderzył niespodziewanie na okopy. Nieprzyjaciel ustąpił ze szańców i rozpoczął się cofać, a kiedy zawiadomiony o stanie rzeczy Wielhorski nocą przybył do Wilna, Knorring cofnął się zupełnie pod Niemieżę o milę od Wilna. O stratach obustronnych raport obywatela Kociełła, złożony Radzie Najwyższej Narodowej, nic nie wspomina – bezimienna relacya podaje, zapew nie przesadnie, stratę Rosyan na 1700. 

Koniec oblężenia Wilna opowiadamy według Stefana Grabowskiego i raportu Kociełła. Inne źródła twierdzą jakoby Knoriing ustąpił zupełnie już przed pojawieniem się Wielhorskiego, ale tkwi w tem wyraźna tendencya tych, co Wielhorskiego obwinili o… zdradę. Kociełł o zajęciu szańców przez Stefana Grabowskiego nie wspomina. Sam Wielhorski w króciutkim raporcie wytrzymało i szczęśliwie nieprzyjaciela odparło. “Całą sławę tej szczęśliwej akcyi winien naród litewski męstwu i odwadze obywatela Jerzego Grabowskiego. Przy mojem zbliżeniu się z sukursem, nieprzyjaciel ze wszystkiem się cofnął. 

Nazajutrz we wszystkich kościołach wileńskich śpiewano Te Deum przy dawaniu z dział ognia. 

Kościuszko, jak już poprzednio pobieżnie zanotowaliśmy, otrzymawszy „szczęśliwą wiadomość” o obronie Wilna udzielił jej Zakrzewskiemu. . Cieszmy się i winszujemy sobie wzajemnie – pisał do niego – nabierajmy odwagi i nadziei; i my, jak współbracia nasi Litwini, odeprzem i zwalczym otaczające nas nieprzyjaciół kupy. Dziś o godzinie 5. we wszystkich armiach wojsk zeczpospolitej, szczęśliwe to powodzenie ogłoszone będzie trzechkrotnem z dział uderzeniem”.

Prócz tego napisał Kościuszko listy do Wielhorskiego i Jerz. Grabowskiego, w których wyrażał „wdzięczność i głęboki szacunek walecznym obywatelom, którzy tak mężnie w obronie Wilna stawili się”. Ale i to uważał za niedostateczne, więc wysłał w kilkanaście dni później (4. sierpnia) na ręce Jasińskiego, będącego wówczas w Grodnie, serdeczną odezwę, w której mu „miło było raz jeszcze te uczucia powtórzyć”. „Obywatele – pisał – wznowiliście stałością i nieustraszoną odwagą w aszą to, co nam dzieje o miastach wolnych Kzymu i Grecyi podają; straty, któreście od barbarzyńców ponieśli, choć straszne, choć okropne, zatarte będą i nagrodzone pracą i czasem; lecz sława, którąście sobie zjednali, żyć będzie we wnukach i praw nukach waszych i imiona wasze w raz z pięknym Ich czynem, poda nieśmiertelności. Nie przestawajcie Obywatele być i na później przy kładem i zachęceniem wszystkim wolnym Polakom”. 

Jasiński, załączając to podziękowanie, napisał z Grodna 9. sierpnia „list do zacnego magistratu i obywatelówm iasta Wilna”. „Zacni obywatele ! – byty Jego słowa – odsyłam Wam list Naczelnika, na ręce moje przysłany, łącząc z nim i powinszowanie i życzenie moje; nie umiem dość wyrazić wdzięczności mojej za okazane niektóre dowody zaufania, na które zapewne mniej zasłużyłem, jakem pragnął. Daj Boże, abym w okazyach weselszych mógł Zacnemu Magistratowi i godnym Obywatelom dawać dowody tego szacunku i przywiązania, z którym jestem Ich prawdziwym przyjacielem. 

Jasiński. 

Przesłanie tej odezwy przez Kościuszkę, prawie w dwa tygodnie po otrzymaniu wiadomości o obronie Wilna, i to na ręce Jasińskiego, wskazuje najwyraźniej, że głównie mu tu chodziło o udzielenie pewnej moralnej satysfakcyi Jasińskiemu. Dochodziły go wieści o ogromnem niezadowoleniu z Wielhorskiego, który po odejściu z Wilna, znów usunął się do walki i znów bezczynnie obozował. Czuł zapewne Naczelnik, że nominacya Wielhorskiego była błędem. „W Wilnie, – mówi Ogiński – liczne tłum u tworzyty S1§ lia placach publicznych i na głównych ulicach; szem rano głośno przeciw Wielhorskiego, przeciw wszystkim, którzy mundur nosili. Mieszczanie, którzy dali tyle dowodów najświetniejszych zapału i waleczności, odpierając nieprzyjaciela, twierdzili z pewną słusznością, że im m iasto w inno ocalenie, a rozumiejąc, że uczynili o wiele więcej aniżeli wojskowi, zaczepiali obelżywemi słowy tych, których spotykali, mianowicie oficerów sztabu głównego i ze świty Wielhorskiego”. 

Sam Wielhorski był zrażony szem raniem; mówił, że jest chory. W chorobę tę do dziś dnia nie wszyscy badacze tych czasów wierzą: sądzą, że była udana. Niektórzy ze współczesnych piszą, że zapadł na oczy; Stefan Grabowski zaś mówi, „że rana jego w głowę, na tureckiej jeszcze kam panii otrzymana, otworzyła się, i ciężkie bóle nie dozwoliły mu dłużej dowodzić”. On sam pisząc do księcia Józefa nie wspominał o swojej chorobie, ale mówił, że z małemi siłami nie może nic zdziałać, prosi więc o przyspieszenie swego odwołania. „Nie znam kraju – są jego słowa – nie znam ludzi, Jasiński ich zna, Jasiński będzie użyteczniejszym, on ich poprowadzić) Było to zdaje się zdanie ogólne między gorętszym i patryotami.

„Przybycie Wielhorskiego – mówili ówcześni (pisze Dubiecki), a świadek naoczny zapisał – zmieniło dzielność wypastować) „Póki przywodził nieodżałowany Jasiński – pisze Niemcewicz w „Pamiętnikach czasów moich" – nie opuszczał Litwinów duch śmiały... Wielhorski nie był równy okolicznościom". W Pamiętnikach Zajączka czy tam y . „Dopóki Jasiński na Litwie dowodził, dzielność jego ożywiała umysły... stoczył wiele bitew niebardzo prawda pomyślnych, ale zawsze bez znacznej straty". Zaraz dalej tak się Zajączek wyraża: „Plany Jasińskiego... zanadto może były śmiałe, ale utrzymywały Litwinów gorliwem poruszeniu i całej publiczności słodkie wystawiały nadzieje. Wielhorski nic lepszego nad ustępowanie nieprzyjacielowi wymyśleć nie mógł. . . Patryoci litewscy żalili się mocno i gońca za gońcem do Naczelnika wyprawiali z żądaniem, aby innego dał im wodza.

Tymczasem Kościuszko już w przeddzień obrony Wilna (18. lipca) powołał Karola Prozora na zastępcę w Radzie Najwyższej Narodowej i jednocześnie mianował go pełnomocnikiem przy wszystkich dywizyach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Może to już był skutek pierw szych objawów niezadowolenia z Wielhorskiego. W prawdzie jak wiemy, że takim zastępcą pełnomocnikiem był m ianow any już Horain dla dywizyi znajdujących się między Litwą a Warszawą; w prawdzie instrukcye dane Prozorow i były wprost przepisane z instrukcyi Horaina, z pewnem i oczywiście zastosowanem i do teien u działalności zmianami, – ale samo wstępne uzasadnienie nominacyi Prozora brzmiało silniej i szerzej. „Gdy pośpiech i dzielność czynności wojennych silnej egzekucyii bliskiego dozoru wyciąga – te były pierwsze słowa nominacyi – a w tym czasie kiedy nieprzyjaciele równie na; Polskę jak na Litwę, wszystkie obracają siły, komunikacya utrudnioną być może, przeto tak dla zadośćuczynienia wspomnianym dwom celom, jak stąd się zaczyna dopiero instrukcya Horaina) dla wzmocnienia i ożywienia gorliwością ducha narodowego. .. postanawiam obywatela Karola Prozor… „pełnomocnikiem przy wszystkich dywizyach wojsk Wielkiego Księstwa Litewskiego". Dalej w tym w stępie nie było z góry zaznaczone, jak w nominacyi Horaina, że pełnomocnik „wybrany jest do wezwania i urządzenia pospolitego ruszenia na posiłek wymienionym dywizyom", o choć w „opisie władzy" byto to samo, co w instrukcyi Horaina, to przecież porównanie tych dwu uzasadnień dawało nominacyi Prozora szersze znaczenie, czyniło stanowisko jego więcej ważnem i odpowiedzialnem. 

Może być, że wpłynął osobiście na tą nominacyę i Jasiński, będący w dawnych i dobrych stosunkach z Prozorem. Już 13. lipca był on w Warszawie i zgłosił się zrazu nie do Kościuszki, lecz do Kołłątaja. „Był u mnie – pisał pod tą datą Kołłątaj do Kościuszki – generał Jasiński. Poznanie nasze zaczęło się od tego, że on żądał po mnie, abym Ci przedłożył, iż chce wyjść ze służby Rzeczpospolitej. Perswadowałem mu, aby tego nie robił, i jak widzę, jest tylko miłość własna tego człowieka obrażoną; bardzo to 6 me brać należy i koniecznie tego człowieka, jak miarkuję, ugłaskać użyć z honorem, bo byłby niebezpieczny, a jednak dał dowody zasługi prawdziwej. Pomiarkuj, co mu mam odpowiedzieć, jeżeli wtem będziesz chciał mojej konfidencyi”. 

Jasiński miał żal do Kościuszki, sądząc, że on z własnej inicjatywy usunął go od naczelnego dowództwa; w krótce jednak miał możność, za pobytu w Warszawie, przekonać się, że Kościuszko uległ uleganiom z Litwy. Więc też dzięki zapewne Kołłątajowi cofnął swoją dymisyę i może wywołał nominacyę Prozora. Sam natychmiast powrócił na Litwę. Kościuszko dał mu wkrótce z początkiem sierpnia nowe stanowisko, a mianowicie „komendę nad wszystkiemi korpusami wolontaryuszów, kantonistów, strzelców, komend regularnych tak nad granicą w Wielkim Księstwie Litewskim będących, jak też i tych, które już w kraje nieprzyjacielskie weszły, tudzież nad korpusem generałów Zielińskiego i Karwowskiego”. Co do stosunku Jasińskiego do Wielhorskiego ogólnikowo nad mienił: „z generał-lejtnantem Wielhorskim i innym i komendantami w bliskości będącym i znosić się ma, a to dla wzajemnej pomocy i uskutecznienia wszelkich zamiarów”. Niestety było to już za późno.

Nr. 106. Kościuszko w późnej starości. Według rysunku ks. Zeltnera, malował Wal. Eljasz.
Nr. 106. Kościuszko w późnej starości. Według rysunku ks. Zeltnera, malował Wal. Eljasz.

Wielhorski tymczasem przedłużał swą nie czynność, aż wreszcie 731. lipca zawiadomił Kościuszkę, że jest chory, że od tygodnia leży w łóżku pióra w ręku utrzymać nie może. Wówczas Kościuszko wydał 5. sierpnia ordynans Mokronowskiemu, „aby zjechał natychmiast do Wilna do objęcia komendy nad wojskiem litewskim w czasie choroby generała Wielhorskiego i z mna potem częścią wojska komenderował, ile że zaufani obywatele a w nim (w Mokronowskim) przez talenta wojskowe okazane, do mnie się zgłaszają bez przestanku o wybranie jego osoby do zaradzenia nieporządku i objęcia komendy”. Następnego zaś dnia pisał do niego Kościuszko: „Komenderował będziesz, prócz korpusu Wielhorskiego, korpusami Chlewińskiego i Sierakowskiego, mającymi z sobie porządne liniowe regimeta i artyleryę wybraną". Inny list dowodzi, że przewidywanym był atak Rosyan, są bowiem wmm te słowa: „obowiązuję Cię jak najprędzej jechać, aby przed zaczętą batalią stanąć". Widzimy, że nominacya Mokronowskiego (5. sierpnia ) zbiega się z odezwą do obywateli wileńskich, wysłaną na ręce Jasińskiego (4. sierpnia). Potwierdza to przypuszczenie, że szło o satysfakcyę dla Jasińskiego, który powtórnie nominacyą Mokronowskiego został usunięty od głównego dowództwa na Litwie. Ale w obecnie snasek litewskich chciał Kościuszko działać łagodząco. Mokronowskiego robił zastępcą Wielhorskiego na czas jego choroby i wspót komenderującym po wyzdrowieniu. Szło tu znów o niezrażenie umiarkowanych, którym przypadł do serca Wielhorski, a że miał on zwolenników, nawet pomiędzy ludźmi wybitnymi, nie podejrzanego patryotyzmu, widzimy z listu Wawrzeckiego, który 2. sierpnia pisał do jednego przyjaciół. „Bóg umartwia troskliwość Litwy nie zdrowiem generała Wielhorskiego, który już tyle dla niej uczynił i słusznie jest celem powszechnej ufności… Co „ uczynił", za co mu niby „powszechnie ufano", – historya nie daje odpowiedzi. Wiemy natomiast, że Wawrzecki był przeciwnikiem Jasińskiego, – świadczą o tem późniejsze jego zeznania przed Samojłowem w Petersburgu. Mokronowski zdał komendę pod Warszawą księciu Józefowi i wybierał się na Litwę, ale czynił to powoli, choć go naglił Kościuszko. Nietlko zresztą nie czynność samego Wielhorskiego budziła w Kościuszce niepokój. Zawodził również, choć nie w tym stopniu, jego nadzieje Sierakowski. Kiedy Derfelden po bitwie chełmskiej z pod Puław na rozkaz Repnin a spieszył na Litwę, Sierakowski otrzymał rozkaz, aby również wkroczył w granice litewskie. Stanąwszy 15. lipca Wysokiem litewskiem, gorliwie spełniał poi uczone sobie zadania. Wysłał  Kóniga z ułanami i kawaleryą narodową, aby niepokoił Derfeldena, idącego do Brześcia ku Słonimowi, gdzieś tam Chlewiński, utrzymywał komunikacyę z Wielhorskim, ostrzegał Chlewińskiego stojącego naprzeciw Cycyanowa, że Derfelden możemy zabrać tyły, stoczył wreszcie małą utarczkę pod Okrzeją. Prócz tego rekwirował milicyę i strzelców, oraz wcielał rekrutów do swych regularnych korpusów. 3tysięczny zrazu jego oddział, dość szybko się powiększał. 20. lipca miał już 3731 głów, a 26. lipca 4818. W korpusie tym było 360 głów gwardyi koronnej pod pułkownikiem Poniatowskim, dwa szwadrony brygady wielkopolskiej pod majorem Szyszko, trzy szwadrony ułanów królewskich Koniga; była „celniejsza piechota” w batalionach, był batalion fizylierów gwardyi pieszej koronnej, była rota celnych strzelców, były przeprowadzone przez Ossolińskiego i Morzkowskiego z ziemi drohickiej oddziały jazdy regularnej, kozaków, strzelców celnych i pikinierów „już dość tresowanych i z ochoty przybyłych“; również z ziemi drohickiej generał ziemiański Urbański przyprowadził 300 głów i 70 koni. Przyłączyły się wreszcie milicye brzesko litewska i kobryńska.

Nr. 107. Moneta papierowa czasów Kościuszki.
Nr. 107. Moneta papierowa czasów Kościuszki.

Wszystko to działo się podczas nieustannego marszu, gdyż Orłowski z polecenia Kościuszki kazał Sierakowskiemu wracać pod Kock, przez co oddalił go znacznie od Derfeldena. Było to jakieś „nieporozumienie” (Korzon) gdyż 22. lipca otrzymał znowu Sierakowski rozkaz powrotu na Litwę, złączenia się z Chlewińskim i poddania się pod komendę Wielhorskiego. Połączenie jego z Chlewińskim nastąpiło 30. lipca pod Zelwią, a ponieważ Chlewiński miał pod sobą gwardyę konną, pułk tatarski zmarłego podczas kampanii Bielaka, piechotę pod dowództwem Pawła Grabowskiego i kilkuset kosynierów, co razem stanowiło blisko 3000, przeto siły Sierakowskiego w zrosły do 7500 żołnierza. Dział posiadał 36 (28 własnych i 13 litewskich) prócz 5 „małych strzeleckich”. 

Z taką siłą można się było zmierzyć nietylko z Lascym, pozostawionym przez Derfeldena dla zakrycia granic Litwy, a mającym pod sobą 4 bataliony i 6 szwadronów (razem koło 2500 głów), ale i ze znacznie większym korpusem. Opowiada też Engelhardt, że w pochodzie Derfeldena ku Słonimowi, Zubow chciał ze swym oddziałem napaść i rozbić Sierakowskiego (Engelhardt nazywa go w tym miejscu mylnie Mokronowskim), ale się cofnął od zamiaru, przekonawszy się o znacznych jego siłach. 

To też Kościuszko pisał do Sierakowskiego, aby się połączył z Wielhorskim i uderzył na Derfeldena, a przede wszystkim, aby starał się „być czynnym”. „Gdy złączyłeś się z Chlewińskim, – pisał – spodziewam się, że uskutecznisz i moje i publiczności oczekiwania, i że wkrótce dasz nam słyszeć o spotkaniu swem i pobiciu nieprzyjaciela”. Podobne listy słał zapew ne i do Wielhorskiego. 

Ale Wielhorski, zamiast połączyć się z Sierakowskim i stoczyć walkę z Derfeldenem, nadesłał Kościuszce zawiadomienie o swojej chorobie, i jednocześnie wezwał Ohlewińskiego, aby objął zastępczo jego czynności. Chlewski natychmiast odjechał, a Sierakowski zdecydował się posunąć pod Słonim, dla atakowania Lascego. Lascy dowiedziawszy się o jego poruszeniu, prosił D erieldena o pomoc; – odkomenderowany Zagrażski przybył z oddziałem swoim 12 mil prawie „bez oddechu" w 24. godzinach.*) Sierakowski sanąwszy pod Słonimem 31. lipca już zastał nadchodzącego z tamtej strony nieprzyjaciela. 2. sierpnia obie armie jednocześnie chciały zająć przedmieście Zamość, stąd też rozpoczęła się walka, po której Zamość został w rękach polskich. W całej tej potyczce brały udział z naszej strony tylko dwa bataliony i sto koni. Sierakowski miał zabitych dwóch oficerów i 15 żołnierzy rannych zaś 31. 

Zenowicz i Engelhardt zapełnie inaczej to stracie opisują, tak, że przypuszczać należałoby, iż w parę dni później była druga większa walka pod Słonimem. Obaj mówią zgodnie, że szło o zajęcie grobli, obaj mówią o walce o młyny, o silnej kanonadzie z bateryi polskich. Zenowicz mówi, że Litwini przeprawili sie za rzekę, że pułk Rafałowicza pierzchnął, że złamano dwa szwadrony nieprzyjacielskie, że straty polskie wynosiły 83 ludzi itd. Engelhardt znowu twierdzi, że walka trwała 8 godzin, że od strzałów bateryi polskiej Rosyanie stracili tak dużo ludzi, że samych kanonierów ubito 3 komplety. Obaj ci pisarze należą do prawdomównych, więc relacye ich (a Zenowicza jest bardzo obszerna) nie zgadzają się całkiem z krótkim raportem Sierakowskiego. Ale znowu o żadnej osobnej walce o przedmieście Zamość nie wspomina Zenowicza. Przypuszczeniu o dwu utarczkach pod Słonimem przeczą także daty, gdyż druga mogła się najpóźniej odbyć 5. sierpnia, a właśnie tego dnia pisał Sierakowski swój raport z dnia 2. sierpnia, a dalsze słowa raportu nieprzyjacielowi przybył sukurs “i atakować go nie mógł” stwierdzają, że dwu potyczek być nie mogło.

Na końcu swego raportu o utarczce słomińskiej zapowiadał’ ze będzie przymuszony cofnąć się ku Różannie, gdyż oprócz kolumn, które ma z frontu, dwie m ne starają się go oskrzydlić. I rzeczywiście Derfelden ruszył ku memu i wspólnie z kolumną Zubowa chciał go zajść z boku i z tyłu, a Zagrażski miał w tym czasie zbudować most na Szczarze i uderzyć na niego z frontu.) „To com powiedział – pisze w raporcie z . sierpnia sprawdziło się .. . więc 7. sierpnia zacząłem cofanie moje… a obronna i jak tylko być może porządna rety rad a nie kosztowała nam ani jednego człowieka”. 

Kiedy Sierakowski się cofał, szły do niego listy Kościuszki, aby szedł naprzód i uderzył na Derfeldena. „Ponieważ od zniesienia kolumny Derfelcena zależy los Wilna, i całej prawie Litw y, zaklinam cię generale na miłość Ojczyzny, abyś jako teraz dosyć mocny po złączeniu się z Chlewińskim to uskutecznić starał się“. Wezwanie to przyszło za późno, ale gdyby nawet na czas trafiło, Sierakowski nie byłby się prawdopodobnie do niego zastosował. Jakby z góry przewidując zarzuty, dodawał w raporcie o cofnięciu się z pod Słonima: „Zem się z obu korpusami litewskim i koronnym zretyrował, przy czyną tego jest, że pierwszy jest słaby w infanteryę, a drugi w kawaleryę a piechota nawet jego po większej części z rekrutów się składa. Dotychczas w operacyach tyle byłem szczęśliwy, żem tak Wilnowi i Brześciowi skuteczną uczynił dywersyę, zwracając od pierwszego Derfeldena, a od drugiego Dywowa.. 

Rzeczywiście, jak to stwierdza Zenowicz, cały plan Sierakowskiego polega na tern, aby ukazując się blisko Derfeldena i Dywowa ciągnął ich za sobą, zwłaszcza pierwszego, nie przyjm ując bitwy, a wstrzymając tem samem pochód Derfeldena pod Wilno. Z tego powodu spotyka dziś zarzut Sierakowkiego, ze „me umiał zrozumieć nierów nie rozum niejszego planu Kościuszki a tymczasem stolica Litwy straconą została... Wina jego tem większa, że miał z górą 7000 ludzi i dział 36, czyli siłę dostateczną, żeby się mierzyć Derfeldenem, którego liczył na 10.000 i zgnieść Dywowa, który miał 5500 przy 11 armatach”. 

Już te same cyfry są obroną Sierakowskiego: z 7 tysiącami wojska w znacznej części nieregularnego, miał dwa korpusy, 10cio i 5cio tysięczny wojska regularnego. 

Zapewne byłoby lepiej, gdyby pobił n. p. Derfeldena, ale czy miał siły potem u, czy raczej szukając z nim spotkania nie narażałby się na stanowczą klęskę? Wszak ten Derfelden nietylko posiadał 10.000 żołnierza ale i 22 armat 12 funtowych a około 40 batalionowych. Wszak ten Derfelden niedawno pobił pod Chełmem Zajączka, mającego większe siły niż Sierakowski i dogodną pozycyę. Z resztą zobaczymy, że nawet pobiwszy Derfeldena nie byłby Sierakowski Wilna uratował. Niestety nie od „zniesienia kolumny Derfeldena (jak sądził Kościuszko) zależał los Wilna i całej Litwy”. W tym wypadku więc Sierakowski winy nie ponosi. 

Nie ponosi i Mokronowski, choć się spóźnił z wyjazdem na Litwę. Gdyby nawet zaraz 7. sierpnia, po otrzymaniu ostatnich poleceń od Kościuszki, był wyruszył z Warszawy, nie byłby stanął w Wilnie przed godziną 7. rano 11. sierpnia, kiedy Rosyanie przystąpili do ponownego na Wilno ataku.

Rosyanie po oswobodzeniu W ilna, jak wiemy, cofnęli się o milę do Niemieży. Oba wojska stały naprzeciw siebie przez trzy tygodnie, odbierając posiłki. Naszej armii przybył na pomoc generał Frankowski, przyprowadziwszy 2000 żołnierza, w połowie regularnego. Rosyanie wzmocnili się znacznie więcej: nadciągnął do nich generał Hermann z 4000 korpusem i Cycyanów, którego siły obliczano na 3000. Razem połączone siły Korringa wynosić mogły 10.000 do 12.000.5) Armia litewska liczyła koło 12.000 żołnierza, ale Chlewiński przybywszy 9. sierpnia i objąwszy komendę z polecenia Wielhorskiego, uszczuplił te siły, rozkazawszy Stefanowi Grabowskiemu, stojącemu w 2000 pod Saroktatarami, aby z częścią swego korpusu udał się do Gobszt pod Olkienniki, przez co go pozbawił możności niesienia pomocy Wilnu. 

11. sierpnia rozpoczął się atak na pozycyę Frankowskiego, na prawem skrzydle. Na samym początku ataku dwa bataliony kosynierów pierzchnęły, w krótce regiment trzeci został odcięty i otoczony. W czasie szarży szóstego pułku tatarskiego poległ Azulewicz, idący na jego czele. Brygadyer Kossakowski z majorem Korsakiem usiłowali z kawaleryą narodową odeprzeć nieprzyjaciela, ale wysiłki ich były daremne. Za chwilę dwa bataliony rosyjskie uderzyły bagnetem na batalion pierwszego regimentu, a rozbiwszy go dokonały zniesienia całego prawie prawego skrzydła. Już o godzinie 10. Rosyanie opanowali „wszystkie góry". Rozpoczęła się z nich „okrutna” kanonada, trwająca cały dzień do godziny 9. wieczorem. Jedynym szczęśliwym momentem walki było uprowadzenie przez Kazimierza Sapiehę, generała artyleryi, byłego marszałka sejmu czteroletniego, ciężkiej artyleryi i uformowanie bateryi, którą nietylko Zielony most ocalił, ale zmusił bateryę rosyjską do cofnięcia się. Jerzego Grabowskiego Chlewiński całkiem nie zużytkował; stał on bezczynnie na Zarzeczu i Popławach. Kiedy przedmieścia zostały zapalone, miasto w wysłało delegata do Chlewińskiego z zapytaniem, czy dalsza obrona jest możliwe? Z narady generałów wypadło, że walka byłaby beznadziejna. Chlewiński „nie mając już jak jedną drogę wolną do odwrotu, kazał wojsku przejść Wilię i udał się pod Dukszty. Miasto nazajutrz podpisało kapitulacyę. 

Raport Chlewińskiego oznaczał stratę na 1000 ludzi i 8 armat. Strata to była mała porównaniu do następstw i moralnego znaczenia upadku Wilna. Powstanie żmudzkie i kurlandzkie zostały odcięte, a o połączeniu korpusu Wielhorskiego (obecnie pod wodzą Chlewińskiego) z Sierakowskim już mowy być nie mogło. „Krótszą miał nieprzyjaciel drogę i do Kowna i do Grodna. Litwa była stracona i z jej wojska nicby nie mogło sobie drogi do Kościuszki i Warszawy torować”. 

Mokronowski wyjechał z Warszawy prawdopodobnie między 10. a 12. sierpnia. W drodze dowiedział się o upadku Wilna, a więc skierował się do obozu Sierakowskiego, stojącego w Berezie. Przybył do niego najpóźniej 19. sierpnia, bo tę datę noszą jego rozkazy z Berezy do wszystkich dowódzców wojsk litewskich. Kazał im grupować kolumny, aby wytworzyć tamę wstrzymującą zalew wojsk nieprzyjacielskich. Tymczasem, zanim doszły te rozkazy, Wielhorski jeszcze w ciąż spełniał czynności głównodowodzącego. Miał do tego z resztą prawo, bo wszak Mokronowski był wysłany tylko dla objęcia komendy podczas jego choroby, a potem z nim razem miał „częścią wojska komenderować". Z resztą mógł jeszcze nie wiedzieć, że Kościuszko Mokronowskiego wysyła. Powiadomiony 'wzięciu Wilna, Stefan Grabowski pobiegł do Wielhorskiego z propozycyą, aby wysłał z nim jakiś korpus na tyły nieprzyjaciela w Mińskie, dla rozszerzenia tam powstania, lub też dla zaprzątnięcia Rosyan najdłużej i „dania przeto czasu wojsku porażonemu pod Wilnem jak Żmudzkim”, do cofnięcia się traktem zapuszczańskim". Wielhorski zgodził się na to w Oranach 15. sierpnia i Grabowski wziąwszy 800 regularnego wojska 1000 ochotników i 5 armat, rozpoczął od spędzenia oddziału majora De maitre pod i wiem . Później spaliwszy mosty komunikacyjne rosyjskie naNiemnie, wkroczył pod Mikołajowem w województwo mińskie.

Nr. 108. Moneta papierowa czasów Kościuszki.
Nr. 108. Moneta papierowa czasów Kościuszki.

Ten „niespodziewany obrót” sprawił na nieprzyjacielu wrażenie, zwłaszcza, że w tym samym czasie Michał Ogiński, zebrawszy powstańców z powiatów zawilejskiego, bracławskiego i Wiłkomirskiego pod generałam i ziemiańskimi Zienkowiczem, Bialikowiczem i Morykonim z 1500 piechoty (300 miało fuzye) z 1000 w połowie źle ekwipowanej jazdy i z dwoma armatami i kościelnemi ruszył do Inflant i atakował Dynaburg. Fortecy wprawdzie nie zdobył, ale część miasta spalił (17. sierpnia). 

Rosyanie sądzili, że te pochody i napady są wynikiem jakiegoś obmyślonego planu, co więcej obawiali się, czy nie są „ugruntowane na ważnych poruszeniach w ew nątrz Rosyi”, więc też posłali w Mińskie i ku Białej Rusi aż 5 kolumn pod dowództwem generałów Cecyanowa i Hermana, brygadyerów Mullera, Lędzkiego i Lwowa. Kolumny te, wynosiły koło 8000-10.000 regularnego wojska.1) Ścigany przez tak wielkie siły Grabowski, pożegnał się z nadzieją rozszerzenia pow stania i tylko zręcznem i obrotami chciał nieprzyjaciela prowadzić za sobą, odciągać go od środka Litw y. Szedł więc na Minsk ku Berezynie, niszcząc po drodze zapasy i bagaże nieprzyjacielskie. Wśród ciągłych utarczek tylnej straży doszedł ku końcowi sierpnia do Bobrujska, wysyłając wciąż podjazdy i „rozrzucając śmiałe proklamacye” zapowiadające nadejście sił znaczniejszych. Nie wiedział, że Kościuszko dowiedziawszy się o jego kroku „nieroztropnym”, kazał posłać do niego kuriera, aby się przerżnął do Mokronowskiego, Chlewińskiego, lub na Żmudź. 

Bez względu czy ten krok był śmiały, czy nieroztropny, podzielając nawet zupełnie zapatrywanie Kościuszki, przyznać należy, iż mógł on wywołać dywersyę, mógł, rozdwajając nieprzyjaciela, pozostałym siłom na Litwie ułatwić skupienie się, dać czas do organizacyi. Ale niestety, nie było ku temu warunków. 

Wielhorski nie ustępował z teatru wypadków. Przebywał w Grodnie, mając wciąż obok siebie komisarza deputacyi Centralnej Kociełła. Mokronowski przebiegał całą niezajętą jeszcze Litwę, widzimy go nawet na granicach Żmudzi. Całem jego zadaniem było wycofać oddziały z Litwy ku granicom Korony. To też obiegłszy Litwę i on zatrzymał się w Grodnie, jako w ognisku, do którego się ściągały siły rozproszone, a potem podążył do Brześcia. Jaki był zamęt, jak nie wiedziano kogo słuchać, do kogo udawać się o ratunek, dowodzi to, że z różnych stron szturmowano do Prozora, który chociaż był pełnomocnikiem, nie miał przecie środków ani władzy do zapobieżenia dezorganizacyi. Złożony chorobą Jerzy Grabowski, dzielny obrońca Wilna, pisał do niego: „Słyszę, że cała kolumna, (dawna załoga Wilna) utrzymuje się w największym nieporządku, nieostrożności i nieukontentowanie u, że pozycya obozu jest niebezpieczna. Zaklinam Cię na miłość Ojczyzny, abyś ją sam wziął w opiekę ... Tu nietylko oficerowie i żołnierze bez urlopu i bez ordynansu idą, ale nawet całe korpusy się wloką bez determinacyi dokąd i za czyim rozkazem”. To znowu magistrat i obywatele Wiłkomirza „widząc siebie opuszczonymi”, wołali do Prozora: Radź jak wiesz i znasz, ochraniając obywateli i dogadzając potrzebom siły zbrojnej. Wojska najmniejszego nie mamy… Gromady nie ruszą się bez wojska liniowego. Z raportu Wiłkomirskiego dowiadujemy się też, że po upadku Wilna „źródła potężnego siły krajowej” wszyscy uciekli z jurysdykcji i zarządów miejscowych… Jakiś znowu Bakowski z komisyi trockiej, która się przeniosła do Olity miłość Ojczyzny, zaklina Prozora, żeby budził energię, „osłabionego ducha zasilał”...

Dochodziły nawet fatalne wieści: oto lud wiejski zaczynał wobec powstania przyjmować wrogie stanowisko. W Olicie „już się włościanie wyłamują od posłuszeństw ai pom ocy11. W Prenach opór przybierał poważniejsze rozmiary; dawali mu zachętę rekruci, uciekający z szeregów z bronią i w umundurowaniu; toż samo czynili kosynierowie. Komisy a preńska żądała od Prozora pomocy zbrojnej.

Deputacya Centralna prowadziła żywot koczowniczy. Po upadku Wilna przeniosła się do Kowna. Ztamtąd pisała do Prozora, że jest pozbawiona wszelkich wskazówek o dalszych planach, że nie wie, gdzie są obozy, gdzie jest wojsko, do kogo ma się udać, że tak ona jak zapasy zebrane w Kownie, „zostawione są ślepemu losowi”. Stamtąd deputacya parzeniosła się do Grodna. ale ze zdziwieniem ujrzała, że jej kilku członków zostało w Kownie i że chcą rządzić na własną rękę, wydają odezwy do wojska, odgrywają rolę władzy Centralnej. Trudno dojść nawet kto to był uzurpatorem, gdzie była większość i powaga. 

Wszystko się rozprzęgało. Wojska litewskie cofały się ku Grodnu i Brześciowi, cała Litwa została oddaną na łup nieprzyjaciela. 

Smutny był koniec wyprawy Stefana Grabowskiego. Prawie otoczony około Bobrujska, uszedł jednak szczęśliwie. września pod Hłuskiem. 2. stanął za błotnistą rzeką Oraną, przez którą dnia następnego zdołał przeprowadzić zaledwie 500 piechoty 7. pułku, armaty i część regularnej kawaleryi. Ale i tu pod Lubaniem zastąpił drogę jego garstce Cycyanow na czele 4 tysięcy. 

4. września już nie było sposobu wymknięcia się. Uderzył więc Grabowski na nieprzyjaciela, a cofając się ku Lubaniowi wytrzymał cztery ataki, nie tracąc ani jednej armaty. Tymczasem pozostała po drugiej stronie rzeki milicya poddała się innej kolumnie nieprzyjacielskiej. Cały dzień trwała walka. „Co było na koniu z tej strony rzeki potrafiło ścieżkami przebrać się przez błota i dostać się do Polski”. Grabowski nie mógł opuścić piechoty, „której nic rozproszyć nie zdołało”. Bohaterska obrona 7. pułku, który na Litwie odgrywał tę samą rolę, co Działyńczycy w Koronie, wywołała szacunek u nieprzyjaciela, który ofiarował honorową kapitulacyę. W moc jego dostało się 5 armat i 250 piechoty, oprócz wziętej po drugiej stronie milicyi, również kapitulacyą objętej. Kapitulacyi tej wiernie z początku dotrzymywano, „lecz za dojściem do Smoleńska, żołnierzy posłano w głąb Rosyi i tam do służby garnizonowej zm uszono11, a Grabowskiego, jak chcącego wzniecić bunt w granicach Rosyi, „za więźnia stanu osadzono i osądzono”. 

Tak się skończyła ostatnia walka na Litwie. Wprawdzie jeszcze dochodziły echa kilku drobnych potyczek na Żmudzi, ale były to już zabłąkane strzały po skończonej batalii. Za chwilę nastąpiła zupełna cisza… 

Kościuszko 3. września przesłał rozkaz do Wawrzeckiego i Gedrojcia, aby „nie mogąc się już utrzymać w Kurlandyi” zabrali pobory i srebra ze Żmudzi i przesłali je „od korpusu do korpusu, aż tutaj”, sami zaś, aby wkroczyli do Prus “nie zapędzając się nadto i postępując samą granicą, wybieirali kontrybucye, zabierali kasy”. Gdyby napadł na nich silniejszy nieprzyjaciel „łatwo im będzie zwrócić się do Grodna i złączyć z naszymi”. Prusacy jednak tak silnie obsadzili granicę, że kiedy jeden z oddziałów do niej się zbliżył, uderzyła na niego zaraz kolumna pruska ze Stołupian. Inne oddziały powstańcze, żmudzkie i kurlandzkie, pomyślnie dotarły do Wasilkowa nad Supraślą, gdzie się połączyły z wojskiem regularnem . Byli w tych oddziałach „obdartusi" mówiący po żmudzku, litewsku i kurońsku, chodzący „w łapciach z kory brzozowej", ale „prędkonodzy", dzielnie władający bronią myśliwską. 

Powstanie litewskie jak widzimy upadło już zupełnie podczas oblężenia Warszawy. Gdyby miało na czele ludzi odpowiednich, energicznych, „rewolucyjnych”, takich Jasińskich, Grabowskich, a nie Wielhorskich, Chlewińskich (o Mokronowskim nie wspominamy, bo ten przybył zapóźno), gdyby niezgody i intrygi nie podcinały jego sił żywotnych, byłyby może rzeczy inną postać na Litwie przybrały. W każdym razie Litwie należy się wdzięczność nietylko za te wielkie i krwawe ofiary, jakie złożyła na ołtarzu świętej sprawy, ale i za to, że przez swe rozgałęzione powstanie trzymała przez cztery przeszło miesiące na wodzy siły rosyjskie, które zużyte w granicach Korony byłyby przyspieszyły upadek powstania.

***

Po za Litwą i Warszawą, były jeszcze inne korpusy i oddziały powstańcze. Najsilniejszą była kolumna Nadnarwiańska, składająca się początkowo z komend wziętych już w kwietniu z załogi Warszawskiej, a mianowicie z gwardyi pieszej koronnej, regiment 3., 15. i 16, z części pułku Koeniga i z ochotniczych oddziałów warszawskich Kwaśniewskiego i Gładyszewskiego. Do kolumn tych przybyły w czerwcu oddziały generałów ziemiańskich lubelskiego Karwowskiego, łomżyńskiego Zielińskiego i nurskiego Opackiego; w szystkie te komendy stały wzdłuż całej Narwi od Modlina i Zegrza, aż po za Wiosnę i Rajgród i staczały często potyczki z Prusakami. Pierwsza znaczniejsza wypadła pod Piątnicą (25.), gdzie oddział polski napadł batalion fizylierów pruskich v. Preussa. 

10. lipca pułkownik Kwaśniewski, przepraw i w szy się za Narew w nocy pod Kolnem, z 500 ludzi i z gromadą chłopów, po walce trwającej od rana do godziny 3., przepędził generała pruskiego Gunthera, który cofając się podpalił w kdku punktach miasto, tak, że zupełnie zgorzało; zabrał mu Kwaśniewski do niewoli 3 oficerów i 78 gemejnów, sam jednak stracił armatę, która się „w ogniu zrujnowała. Tegoż dnia zaszła nieszczęśliwa potyczka pod Rajgrodem: walczyli pod dowództwem rotmistrza Więckowskiego prawie sami kosynierzy ziemi bialskiej z generałem Gochingiem; Więckowski zdał prowadzenie ludu na setników, a lud zaskoczony znienacka nie wytrzymał ataku i stracił 462 ludzi, prócz jeńca. Nie powiodło się Antoniemu Karwowskiemu, generałów i ziemi bialskiej pod Dymnikami (18. lipca); spędzony z pozycyi stracił kilka armat. Za to Karwowski stoczył parę innych pomyślnych potyczek, a nawet odwiedził granice starych Prus, gdzie go ludność radosnemi okrzykami witała; miasto Gołdapa uroczyście nawet przyłączyło się do powstania narodowego. Groźnem było zajęcie przez Prusaków kępy pod Zegrzem, w celu budowania mostu, ale kępę tę odebrał 18. sierpnia brygadyer Jaźwiński. 

Za przybyciem z Litwy (10. lipca) Konstantego Jelskiego generała powiatu grodzieńskiego z 1200 szlachty na koniach, „młodej i ochoczej, ale w broń gołeju, kolumna Nadnarwiańska mogła liczyć w tym czasie koło 8000 ludzi, w czem jednak bardzo drobna była część regularnego żołnierza, gdyż przybyłe na początku w kwietniu regularne regimenty składały się prawie wyłącznie z rekruta. Z resztą w kolumnie Nadnarwiańskiej były częste zmiany: raz jej pojedyncze oddziały regularne cofano do Warszawy, to znowu przysyłano jej z Pragi komendy piechoty i jazdy, – w sierpniu nawet przybył Madaliński w 1000 koni, aby uskutecznić przeprawę przez Narew i przerżnąć się do Wielkopolski, co mu się jednak, jak wiemy, nie udało. Kolumna Nadnarwiańska, będąca naprzód pod komendą generała Cichockiego, a potem (od pierwszych dni sierpnia) brygadyera Jaźwińskiego, spełniła wybornie swe zadanie nie przepuszczając Prusaków przez Narew. A miała do czynienia z licznym nieprzyjacielem, gdyż korpus generała Schonfelda, rozciągający się od Czerwińska aż za Wisnę, Myszyniec i Przasnysz, liczył od początku 9208 główa 32 szwadronów jazdy, z 12 ciężkiemi 12funtowemi działami i połową bateryi konnej. Później dodano Schónfeldowi strzelców jednego regimentu i dwa bataliony drugiego, liczące razem koło 1500 żołnierzy. Wprawdzie siła ta wraz z 8000 korpusem Brtinneka na granicy Żmudzi, miała główne zadanie „okrywać“ pruskie terytorya, ale widzieliśmy, że podczas oblężenia Warszawy Schónfeld rozpoczął działania zaczepne i chciał przejść Narew, aby przyjść z sukursem pruskiej armii oblężniczej. 

Nr. 109. Moneta papierowa z czasów Kościuszki.
Nr. 109. Moneta papierowa z czasów Kościuszki.

Oprócz jednak strzeżenia nad Narwią Prusaków, trzeba było zasłaniać Warszawę od południa, ochraniać brzegi Wisły i obserwować Austryaków. Początkowo przed odejściem Derfeldena na Litwę, zadanie to miał wypełniać korpus Sierakowskiego. Później jednak, gdy korpus ten podążył za Derfeldenem, przez pewien czas przypadło to ważne zadanie w udziale generałom ziemiańskim. 17. lipca polecił Kościuszko pełnomocnikowi Horainowi, aby okrył i zabezpieczył brzegi Wisły od Pragi do Puław. Horain 8. sierpnia pościągał pospolite ruszenie z ziemi Stężyckiej i powiatu Garwolińskiego (pod wodzą Skilskiego) pod Demblin, Stężycę, Maciejowice, Tarnówek i Górę. Do Góry zbliżył się też generał ziemiański Ignacy Hryniewicz z pospolitem ruszeniem ziemi liwskiej. Prócz tego był obóz pod Rykami generała ziemiańskiego Piotra Potockiego, koło Gołębia stało kilkudziesięciu strzelców, do Korytnicy przybyło paruset ludzi itd. Były to w szystko przeważnie oddziały ludowe, tak np. Hryniewicz miał 50 konnych, 90 strzelców i 830 pikinierów. Pod Demblinem generał-major Antoni Baranowski miał 1100 głów a 1400 koni Razem wziąwszy cały ten korpus mógł wynosić co najwyżej to 4500 żołnierzy, a właściwie ruchawki. „Mam ja tu korpusik mały, (pisał Kościuszko 10. sierpnia) przeciw Austryakom, ale niedostateczny ich sile; będzie pomocą tylko Sierakowskiego dywizyi, nic więcej, albo wstrzymać przechodzących przez Wisłę Moskałów i Prusaków". Ponieważ zaś korpus austryacki wynosił tylko 4000, więc i te słowa Kościuszki dowodzą jak słaby był ten „korpusik", nad którym objął główne dowództwo Baranowski. W każdym razie przeszkadzał on „wyprawom za Wisłę Moskałów i Prusaków", zabierał transporty, stoczył kilka drobnych potyczek pod Warką, na Lądach koło Góry itd. Z Austryakami nie walczył, bo ci, doszedłszy do Lublina, spokojnie się zachowywali, a później nawet i Lublin opuścili. 

Pozatem, po za kolumną Nadnarwiańską i oddziałami nadwiślańskiemi, jeszcze batalion piechoty liniowej z 4 armatami i 400 ludźmi jazdy na rozkaz Kościuszki przymaszerował 5. sierpnia pod Brześć dla osłonienia tego miasta od nieprzyjaciela, lub „wyparowania go ztamtąd". Komendant tego oddziału otrzymał później (12. sierpnia) rozkaz, aby stanąwszy w Brześciu był gotów do połączenia się z dywizyą Baranowskiego za pierwszym ordynansem. 

Wreszcie w połowie sierpnia dała silny znak życia Wielkopolska. Ale o tern osobno. Teraz należy wrócić do oblężonej Warszawy.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new