Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Rozdział trzydziesty


KRUPCZYCE. – BRZEŚĆ. – MACIEJOWICE. 

Zobaczymy, co czyniły w tym czasie i jak były rozłożone inne korpusy i; polskie. 

Wkrótce po wyruszeniu Dąbrowskiego do Wielkopolski wysłał Kościuszko ks. Józefa ku Bzurze dla obserwowania armii pruskiej, a zwłaszcza dla utrzymania komunikacyi z Dąbrowskim, który o to koniecznie nalegał. Bez tego, – pisał – będziemy albo odcięci od Warszawy, albo nie będziemy mieli zm ą żadnej komunikacyi". Książę Józef zajął Kamienne nad Bzurą, niewiadomo^ jednak dlaczego po pewnym czasie (22. września) ją opuścił. O  działalności jego i sile w tym czasie brak dokładnych wiadomości. Za wysuniętą jego kolumną stały ku Warszawie pod Nadarzynem i Mszczonowem brygady Kołyski i Ożarowskiego a pod Bolimowem kolumna Kamieńskiego. 

Niewiele też da się powiedzieć o korpusie obserwacyjnym stojącym naprzeciw Prusaków nad Narwią. Oddziały jego stoczyły wprawdzie we wrześniu cały szereg potyczek dość szczęśliwych, przepraw iały się kilkakrotnie za Narew, ale były to właściwie tylko alarmy, które miały na celu odwrocie uwagę Prusaków od Dąbrowskiego. Siły i skład kolumny nadnarwianskiej już znamy (rozdział XXVII). Chciał Kościuszko kolumnę tę uszczup ic, a raczej ją podzielić, część jej oddając pod komendę Jasińskiego. Daje ordynans – pisał 7. września – generałów i Jasińskiemu, aby za odebraniem onego, nieodwłocznie jechał w Grodzieńskie, i gdy potrzeba będzie tego odją część wojska od Narwy (Narwi) dla pomocy dywizyi grodzieńskiej, komency nad Narwą tak rozrządzi, aby podług sposobności wkraczały w Prusy i szukały awantażów, nad którem i komendami tenże generał będzie miał komendę . Czy do tego przyszło, niewiadomo. 

Ażeby Fersena nie przepuścić przez Wisłę, Kościuszko starał sie wzmocnić milicye praw ego jej brzegu, którem i dowodził Baranowski. Posłał więc jakiś mały oddział z generałem Ponińskim, który objął komendę. Trudno aby ten mały korpusik", który przedtem nie był dostateczny nawet przeciw Austryakom, (jak to zaznaczał Kościuszko), mógł obecnie odebrać ważniejszą rolę. Była to ruchawka 110 nieszczególna, kiedy z oddziału liwskiego 400 ludzi dezerterowało. Pisał wprawdzie Kościuszko do Mokronowskiego aby tę małą komendę jeżeli uzna za potrzebne, wzmocnił idącą do Brześcia regularną piechotą, ale do tego nie przyszło. Poniński miał obserwować Fersena około Puław, a jednocześnie Markowa i Suworowa. Miał ku temu „co najwyżej 4500 złego żołnierza i nowo zaciężnych milicyi wojewódzkich i ze świeżego korpusu ochotników; każde 100 ludzi miało osobnego zwierzchnika; słowem, był to tłum źle dobranych i źle uzbrojonych. Takie świadectwo wystawia temu korpusowi Zajączek. Sam Pouiński obliczał swe siły na 3500 ludzi. 

Z wojsk litewskich, cofających się po utracie Wilna, najpierw stanął w Grodnie korpus Chlewińskiego pod wodzą Jerzego Grabowskiego. Chlewiński został odwołany. Prawdopodobnie była to owa dywizya grodzieńska, nad którą, jak i nad częścią kolumny nadnarwiańskiej, miał objąć komendę Jasiński. Później nadeszli ze swojemi komendami: Paweł Grabowski, Meyen i Gedrojć awansowany już na generał-leitnanta. Koło 20. września przybył do Grodna ze Żmudzi i Kurlandyi Wawrzecki. Cała ta armia licząca koło 16.000 głów, podzieloną została na dwie dywizye: na czele drugiej Wawrzecki z Gedrojciem. Naczelne dowództwo spoczywało w rękach Mokronowskiego, który jednak jeszcze znajdował się w Brześciu. 

Nr. 115. Głowa Kościuszki w późnej starości.
Nr. 115. Głowa Kościuszki w późnej starości.

Obok Brześcia stał korpus Sierakowskiego, który po otrzymaniu wiadomości, że Suworow się zbliża, ruszył z pod Berezy naprzód pod Kobryń, a później skierował się ku Brześciu i stanął pod Terespolem. Raport jego z 14. września wykazywał, że miał pod sobą 5466 głów i 2536 koni, z czego gotowych było do służby głów 4927 i 1612 koni. Sierakowski otrzymał polecenie z tak słabemi siłami wstrzymywać Suworowa, więc też 15. września wyruszył ku niemu. Kościuszko posłał za nim w sukurs Kniaziewicza z 10 regimentem dzielnych Działyńczyków, z 320 kawalerzystami brzeskimi i z 4 działam i; sukurs ten nie zdążył jednak przed rozprawą z Suworowem. Sierakowski stanął w Krupczycach o 2 mile od Kobrynia, a5 od Brześcia. Pozycyę miał bardzo dobrą, mocną z natury. Błotnista io stromych brzegach rzeka Trościenica „zasłaniała czoło rozciągniętej przez drogę prowadzącą z Brześcia do Kobrynia“. Naprzeciw mostu na Trościenicy usypano bateryę i obsadzono ją 6 większemi działami. Prócz tego lewe skrzydło było osłonięte karczmą i oparte o las błotnisty, w którym stali strzelcy z małemi armatkami. Z tyłu tej linii była grobla, przy której w pobliżu karczmy wzniesiono bateryę z 2 działami i batalionem fizylierów. Tuż za groblą stał klasztor Karmelitów i rozciągała się wieś; za nią stanął w drugiej linii batalion brzeski z czterema szwadronami jazdy. Na prawem skrzydle miał komendę generał Jan Poniatowski, na lewem młodziutki generał Izydor Krasiński; rezerwą dowodził pułkownik Konig. Pozycya była dobra, ale wymagała jeszcze przynajmniej 2000 ludzi, aby ją dobrze obsadzić. 

O godzinie 9. rano 17. września „grały dość długo baterye“ polskie wymierzone przeciw rozwijającym się kolumnom rosyjskim. Dopiero po ich ustawieniu zaczął nieprzyjaciel miotać ogień ze skrytej bateryi na lewe nasze skrzydło i przystąpił do ataku. „Żołnierz polski dotrzymywał kroku; nigdzie nie było zamieszania, wszędzie wesołość". Trzykroć piechocie dodano nabojów, „me wolniała więc walka do 8. z południa". Ale okazało się że siły polskie były niedostateczne do bronienia przeprawy przez Trościenicę że choć wojsko nasze wyciągnięte było w jedną linię, nieprzyjaciel zachodził je z obu flanków. Znaleźli się tacy, co za pieniądze pokazali nieprzyjacielowi dogodne miejsce do przeprawy kawaleryi na „kozim brodzie". W krótce za jazdą ukazał się batalion strzelców z dwoma działami i osadził panujący nad tyłami stanowiska polskiego dwór Maliszewskiego. Z powodu groźnego niebezpieczeństwa, Sierakowski nakazał odwrót. W pierwszej chwili zmieszała się druga linia pod natarciem jazdy, ale działa nasze wstrzymały impet Rosyan; również odparto atak na batalion Królikowskiego drugą limę wspierający; odparto wreszcie atak na bagnety dzięki o-łów nie Królikowskiemu, „który jakby na popisie szyk i czynność w niezachwianym utrzym yw ał porządku". Na prawem skrzydle rów nie na chwilę jazda rosyjska zmieszała gwardyę konną, odwrót zasłaniającą, lecz „za zwrotem porządnym, po mężnem na odwrót natarciu, Rosyanie wzajemnie daleko odsądzeni zostali!" Zbliżono się wreszcie ku lasowi, skąd ogień dział polskich wstrzymywał pościg nieprzyjaciela. Bitwa skończyła się o4. Z naszej strony „zabrakło" 192 głów, prócz 67 rannych. Straty rosyjskie miały być olbrzymie – liczono je na 3000.

Po parogodzinnym odpoczynku, Sierakowski ruszył na całą noc spiesznym pochodem ku Brześciowi. Jednocześnie inną drogą postępował w tym kierunku Suworow, paląc, niszcząc i mordując po drodze. 

O wschodzie słońca 18. września stanęło wojsko nasze w Brześciu. Wieczorem już dostrzeżono kozaków; Sierakowski nie miał zamiaru przyjmować bitwy w niedogodnej pozycyi, więc już go 10. dał rozkaz „bycia na komu i w gotowości ruszenia". Lecz jakiś „zły wróg odprowadził go od tej zbawiennej myśli". Tymczasem około 1. po północy usłyszano „szum na rzece w górze z na dole" – to przeprawiał się Suworow. Sierakowski dotrzymał do godziny 6. z rana, to jest aż do chwili, kiedy się pokazała jazda rosyjska po bokach. Wówczas dopiero rozpoczął odwrót ku Biały. Kiedy był na Kobylańskiej grobli, jazda rosyjska rozciągnęła się z obu stron, zajmujących ugości ile Polacy w środku, Wprawdzie piechota rosyjska dopiero pokazywać się zaczęła, ale i tak niebezpieczeństwo było groźne. Wobec tego Sierakowski wysłał naprzód artyleryę, ale „bez okrycia"; niewiadomo czy była tu winną jego baczność, czy też niedopełnienie jego rozkazów. „Czwałują więc zostawieni sobie woźnice, – pisze Zenowicz – przecież kozactwo przód już zaskoczyło. W krótce spędza nieprzyjaciel boczne straże, te razem z częścią jazdy pierzchają. Podsuwa się zatem nieprzyjaciel pod ciągnące bataliony i wymierza znać umyślnie uderzenie na Królikowskiego. Ten dzielny pod Krupczycami przywódzca, zamiast ciągnionego lub oddziałowego ognia, całym batalionem wypala. Zmieszany, lecz w prawny nieprzyjaciel i przytomny, bez szyku wpada w linię i łamie ją; nie było już jazdy na doręczu, któraby go wyparła. Generał rozumiejąc, że najmocniejsze będzie natarcie na straż tylną, tam został. Nikt z rozkazami nie przedziera się naprzód; nie odważyli się snać adiutanci między nieprzyjacielskim i własnym przesuwać się ogniem. Tymczasem nie dali Rosyanie zamknąć raz otworzonej luki, coraz żywiej i w większej nacierając liczbie. Działa naprzód wysłane od małej liczby kozaków zabrane, a polska kawalerya ucieka haniebnie i mija tych kozaków, chociażby kilkadziesiąt koni odpędzić ich mogło i część dział uratować. Nie pomaga na koniec obrót Sierakowskiego, który żeby ściągnąć na siebie nieprzyjaciela, odrywa się z batalionem pieszej i szwadronem konnej gwardyi, udaje się w prawo, biorąc się na Malową górę; oprócz tej garstki przy generale, wszystko rozproszeniem zostało. Około tysiąca ludzi legło, drugie tyle w niewolę dostało się, podobnaż liczba rozpierzchłasię; działa, które były przy Sierakowskim, ponieważ w błocie zostały, wszystkie stracone”. 

Zenowicz. Strata ogólna według nadzwyczaj szczegółowego raportu Sierakowskiego, pisanego S. października wynosiła w obu bitwach krupczyckiej i brzeskiej, 2104 ludzi, a więc prawie połowę korpusu. W pierwszej chwili była jeszcze większą, bo wielu  zabłąkanych" później powróciło. Suworow w swoim raporcie podawał, że rozbił 16.000 ludzi pod dowództwem Sierakowskiego, Krasińskiego i Poniatowskiego i że z całego tego korpusu ocalili się Sierakowski, Poniatowski, 2 oficerów i mniej niż 150 żołnierzy. Suworow zawsze pisał raporty z taką fantazyą. Czytaliśmy w jednym pamiętników rosyjskich, że po jakiejś bitwie z Turkami, adjutant piszący raport zapytał go, czy 5000 straty nieprzyjacielskiej będzie dosyć? „Napisz 15.000 – odpowiedział Suworow – po co Turków mamy oszczędzać".

Nr. 116. Tadeusz Kościuszko. Litogr. A. Dzwonkowskiego.
Nr. 116. Tadeusz Kościuszko. Litogr. A. Dzwonkowskiego.

Uratowany z pogromu oddział Sierakowskiego spotkał się w Łoszycach z ciągnącym sukursem Kniaziewicza, który cofnął się z drogi, wiedząc już o klęsce od uciekającej kawaleryi. Z Łoszyc ruszono ku Siedlcom, gdzie się właśnie znajdował Kościuszko. Z tego można wnioskować, że Kościuszko miał zamiar, wzmocniwszy Sierakowskiego, sam stoczyć bitwę z Suworowcm. Ale uprzedziły go wypadki. 

W Siedlcach Kościuszko dowiedział się o klęsce brzeskiej i natychmiast o niej zawiadomił Mokronowskiego. „Potrzeba – pisał – abyś się z dywizyą grodzieńska przysunął ku Warszawie i był wsparciem nas, gdyż inaczej dywizya Suwoiowa złączyć się może z Zawiślaną. Ty, jeżeli iść będziesz z całą siłą, nie rozrywając jej, możesz być jeszcze wzmocnionym przez Narwiańskie komendy, że jeśli nie tył im, to flankę wziąć możesz”. Na Sierakowskiego Kościuszko nie czekał, lecz posłał do niego ordynans. „Generale, – pisał nic mi nie donaszasz o kawaleryi, wiele masz, i co infanteryi ? Potrzeba mnie dokładnego raportu. Pisałem, aby cztery sześciofuntowych armat przysłano pocztą; pisałem, aby dwa pułki jazdy forsownym marszem tu szły z Warszawy, także trzy bataliony, cztery dwunastofuntowych armat, 2 haubic i dwie sześciofuntowych. Dlatego usuwaj się, generale, z tą resztującą komendą tak, aby nieprzyjaciel nie mógł W. Pana dosięgnąć. Z Radzynia, aby w raz do W. Pana kawalerya i infanterya, nadciągnęła, nakaż. Brygada Kopcia dziś wyjdzie w nocy. Zabierać każ prowizyę i bydło za sobą, także furaż, aby nie zostawić nieprzyjacielowi. Użyj teraz największej roztropności do ocalenia tej garstki. Zwracam się ja do Warszawy dla urządzenia i znowu się powrócę”. 

Po powrocie do Warszawy wysłał Kościuszko Sierakowskiemu 1000 piechoty z dwu sześciofuntowemi armatami, a kazał głosić, że idze 4000. Znowu potem donosił, że armaty są między Węgrowem a Sokołowem, że Hauman maszeruje spiesznie do Siedlec. 22. września kazał generałów i Kamieńskiemu forsownym marszem połączyć się z Sierakowskim. Nazajutrz wydał ordynans Sierakowskiemu stanąć pod Kockiem. 

Nr. 117 Karol Kniaziewicz.
Nr. 117 Karol Kniaziewicz.

Ów rozkaz, aby głosić o 4000, kiedy szło tylko 1000, nie był odosobniony. Kościuszko w tym czasie nieraz tego rodzaju nie w innych kłamstw się dopuszczał; myślał w ten sposób podnosić ducha, uspakajać, a zarazem straszyć nieprzyjaciół. Ta chęć uspakajania przebija też z listów pisanych do Mokronowskiego. 23. września pisał do niego: „Dodaj ducha patryotycznego, odwagi, męstwa i wprowadź subordynacyę; Sierakowski jest teraz wzmocniony i pójdzie naprzód”. A nazajutrz: „Wysłałem już korpus na wzmocnienie Sierakowskiego, do którego i rozproszone części codziennie przychodzą. Suworow jest około Biały, nasz korpus między Siedlcami i Kockiem ormuje się, ale za dwa dni spodziewam się, że się zupełnie ureguluje, dlatego i sam tam pojadę. Korpus ten będzie w stanie oprzeć się Suworowowi. Warszawę me jestem niespokojny, byleby żywność dla miasta i armii zasłanianą i przystawianą była".!) Trudno rzeczywiście przypuścić, aby Kościuszko sądził, ze temi siłami, o jakich pisze, można było stawić opór Suworowowi. 

Nie udał się też do owego korpusu, tworzącego się między Siedlcami i Kockiem, ale wyjechał do Grodna. Zdaje się, że miał zamiar dywizyę Mokronowskiego wysłać do boju z Suworowem, połączywszy ją z dywizyą Sierakowskiego. Ale niestety, przekonał się, że wojsko litewskie znajduje się w stanie rozprzężenia. Musiano mu złożyć wyraźne dowody tchórzostwa i mesubordynacyi, kiedy wydał taki rozkaz w Grodnie: „Zalecam generałowi i okronowskiemu, aby w czasie bitwy wykorenderował część piechoty z armatami, kartaczami nabitemi, która, w tyle linii postawiona, do uciekających strzelać będzie, i znowu ostrzegam wojsko całe, iż ktokolwiekby je trwożył, w łańcuszki okuty, pod sztandrecht podany i za przekonaniem (udowodnieniem) rozstrzelany będzie”) 

Wobec tego stanu rzeczy, musiał Kościuszko myśleć tylko o osłonieniu Warszawy. Pisał więc z Grodna do Sierakowskiego, że jedna dywizya Mokronowskiego jest w marszu ku Bielskowi, a druga się przybliży. Zalecał stanąć w obronnej pozycyi, wzmocniwszy ją bateryami i liniami. „Generał Poniński da pomoc; z nim miej regularną komunikacyę, jakoteż z Pawłem Grabowskim, który jest w Gródku, czyli też w Krynkach koło Bielska, i do którego przez Tykocin inne zbierają się korpusa". 

Po Kockiem zatrzymał się Sierakowski dziesięć dni, oczekując na dywizye Mokronowskiego. „Z prawego skrzydła i frontu nie mogę być prawie atakowanym", donosił Kościuszce, ale pozycya ta straciłaby swą wartość, gdyby Fersen przez Wisłę się przeprawił. A obawiał się o to, gdyż otrzymał prośbę od Pomnskiego, aby „na miłość Ojczyzny", przysłał mu pomoc z armatami, gdyż nieprzyjaciel „coraz bardziej przez Wisłę cisnąć się usiłuje". Każdej chwili był Poniński przygotowany, że odbierze wiadomość o „przedarciu się" Rosyan przez Wisłę. Posłał mu więc Sierakowski oddział Kwaśniewskiego, a 4. października, dowiedziawszy się, że kozacy pokazali się od Swirza, wysłał ku Lublinowi Kopcia z brygadą petyhorską, batalionem piechoty i 2 armatami. Kopeć, jak pisze w swych pamiętnikach, byłby mógł zabrać w Lublinie kilka tysięcy rekrutów austryackich i znaczne zapasy żywności, sukien, płótna, ale otrzymał naglący rozkaz udać się forsownym marszem pod Okrzeję, odległą o 7 mil od kwatery Sierakowskiego. 

Powodem tego nagłego odwołania było przeprawienie się całego korpusu Fersena przez Wisłę w dniu 4. października. Poniński strzegł przedewszystkiem Puław, Demblina i Gołębia, a tymczasem Fersen po fałszywych demonstracyach wyruszył od Kozienic pod Wymysłów i  Holendry, a zostawiwszy bateryę, przeprawił naprzód piechotę na łodziach, a następnie, spędziwszy strażniczy oddział polski, wystawił most i z resztą wojska przeszedł po mm w pobliżu Maciejowic. Położenie stało się krytyczne. Wielce niekorzystnym było już to, iż Fersen przecinał jedną z ważnych dróg zaopatrywania w żywność Warszawy, – ale co gorsza, miał obecnie możliwość, jeżeliby me został wstrzymany, lub pokonany, połączenia się z Suworowem. 

Wiadomość o przeprawie Fersena doszła do W arszawy 5. października. Natychmiast też Kościuszko postanowił nie dopuścić do połączenia sie Fersena z Suworowem. Wysłał więc polecenie do Mokronowskiego, aby dywizye Meyena i Pawła Grabowskiego ruszyły do Bielska. Jednocześnie wysłał rozkaz Sierakowskiemu, aby zbliżył się do Fersena. 

Sierakowski i bez rozkazu Kościuszki rozumiał położenie. Odebrawszy wiadomość o Fersenie, wysłał kuryera do Kościuszki i postanowił udać się na Okrzeję ku Ponińskiemu „dla złączenia się z nim i uderzenia na nieprzyjaciela”. Z wyruszeniem wstrzymał się do chwili, aż będzie miał wiadomość, ze powraca Kopeć ze swoją brygadą. Obawiał się jedynie, aby Suworow z drugiej strony na niego nie natarł; w takim razie unikając dostania się między dwa ognie, postanowił jeszcze bliżej ku W arszawie się posunąć. , . Doczekawszy się Kopcia ruszył naprzód Sierakowski ku Okrzei 5. października. W drodze dognał go Fiszer, adjutant Kościuszki, przysłany właśnie z takim planem, jaki już Sierakowski przeprowadzał. W chwili przybycia Fiszera połączył się już z częścią korpusu Ponińskiego, a mianowicie z oddziałem generała ziemiańskiego Radzimińskiego. Nazajutrz spodziewał się połączyć z całym korpusem Ponińskiego, gdyż Radzimiński mu doniósł ze Poniński cofa się ku niemu przez Kock, gdzie Sierakowski „dla wzmocnienia jego rety rad yu, pozostawił komendę. Zostawił mu rów nież most na rzece, „me wiedząc, z której strony Wieprza ten generał postępuje“. Wysłał wreszcie do Mokronowskiego przez umyślnego kuryera wiadomość o przeprawie Fersena, „prosząc go przy tern, aby ze swoją kolumną nadciągał ku Suworowi i przeszkadzał mu uderzenia na mnie". 

Kościuszko postanowił sam stanąć na czele korpusu formowanego przeciw Fersenowi. Zwierzył się z tern Kołłątajowi i Zajączkowi, któremu zostawiał komendę w Mokotowie i nad kolumnami okok Warszawy znajdującemi się. I Kołłątaj i Zajączek podobno chcieli wpłynąć na zmianę jego postanowienia, wykazując, iż zbyt małemi siłami chce uderzyć na Fersena. Ale Kościuszko miał ich zapewnić, iż korpus Sierakowskiego po złączeniu z Ponmskim i częścią oddziału Zielińskiego, będzie liczył 14.000 żołnierza. Więc też 6. października, wysławszy jeszcze prawdopodobnie posiłki, wyjechał Kościuszko z Mokotowa, biorąc ze sobą tylko Niemcewicza. Jechali konno „bez masztalerzów nawet“. Gdy konie pędzone galopem ustały „brali chłopskie z miejsca na miejsce“. O godzinie 4. spotkali pierwsze czaty Sierakowskiego, a o godz. 5. stanęli w jego kwaterze. 

Kiedy przybył Poniński, oddaliwszy się od swego korpusu, zrobiono „małą radę“ wojenną; wziął w niej udział oprócz Sierakowskiego i Ponińskiego generał Kniaziewicz, który przybył poprzedniego dnia forsownym marszem . Niemcewicz dziwi się w swych pamiętnikach, że Ponińskiemu nie kazały Kościuszko połączyć się natychmiast z głównym korpusem. Poniński wyjaśniał później że ponieważ nie można było wiedzieć gdzie nastąpi spotkanie z Fersenem, przeto polecił mu Kościuszko wybrać miejsce ‘obronne nad Wieprzem i czekać rozkazów.

Nr. 118. Bitwa pod Maciejowicami – Rysunek tuszem Norblina.
Nr. 118. Bitwa pod Maciejowicami – Rysunek tuszem Norblina.

Nazajutrz (7. października) szczupłe wojsko nasze, nie czekając na posiłki, ruszyło do Żelechowa, miasteczka zniszczonego całkiem przez Rosyan, a będącego własnością prezydenta Zakrzewskiego. „Czas był piękny, żołnierz wesoły, śpiewający^. Po odpoczynku w Żelechowie posunięto się do równie zniszczonej Korytnicy. Dwór oznaczony na kwaterę był zupełnie zburzony przez kozaków; całe umeblowanie, bibliotekę pocięli, porąbali w kawałki. AV Korytnicy odebrał Kościuszko wiadomość o zajęciu Bydgoszczy przez Dąbrowskiego. Niemcewicz napisał zaraz rozkaz dzienny do wojska, zawiadamiając je o tern zwycięstwie i zachęcając je, aby się stało godnem, nabytej przez towarzyszy broni sławy”. 

8. października wojsko odpoczywało. 9. przybył z rana pułkownik Krzycki, z dwoma pięknemi pułkami piechoty wysłanemi z Warszawy. Siły nasze, według Niemcewicza, wynosiły wówczas 5600 ludzi i 21 dział, nie licząc naturalnie korpusu Ponińskiego. Niemcewicz jednak popełnia błąd, gdyż podaje (z małą przewyżką, zapewne wskutek przesłyszenia się) liczbę wojska jaka się znajdowała w dniu poprzednim, według raportu ułożonego przez Sierakowskiego. Raport ten wykazywał głów gotowych do boju 5267. Ponieważ zaś, według Korzona, posiłki powinny były wynosić 1700 żołnierza, razem więc siła, z jaką Kościuszko dążył do spotkania się z Fersenem, wynosiła 7000. Prócz tego miały być jeszcze jakieś „małe oddziały”, o których wspomina Kopeć. 

O godz. 9. z rana ruszyło wojsko naprzód ku Maciejowicom. Zbliżyło się do nich o godzinie 4. po południu. „Naczelnik ze mną – opowiada Niemcewicz – i kilkoma ułanami posunął się naprzód, by rozpoznać nieprzyjaciela. Ujrzeliśmy wkrótce nieprzyjacielskie wojsko. Rozciągał się jego obóz nad brzegiem Wisły, jak tylko oko zajrzeć mogło. Lubo odległość nie dozwala dobrze rozpoznawać przedmiotów, wspaniałym był widok ten. Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się jasno o bagnety piechoty; rżenie koni, gwar niezmiernego mnóstwa tego napełniający powietrze, miał w sobie coś przerażającego. Rzuciliśmy na prędce strzelców naszych, po obu stronach boczącego nas lasku. Przednie czaty nasze zaczęły z kozakami utarczkę na równinie rozciągającej się od Wisły do wzgórza, na którem stoi dom Maciejowic; nasi zabili kilku kozaków i obdarli natychmiast z trzosów zawierających same monety polskie. Na widok ten leci w zawód ich oddział w szyku półksiężyca (jak jest zwyczaj kozacki), przeskrzydla nas, zewsząd otacza, nagli tak, że dzidy kozackie tuż widzieliśmy za sobą i nie pojmuję, jak nie byliśmy schwytani; szczęściem pokazanie się szwadronu pułku Kamieńskiego, zagroziło kozakom, tak, że się w tył cofnęli. 0 godz. 5. uspokoiło się wszystko, całe wojsko nasze ściągnęło na miejsce“ 

W tern miejscu zostawiamy opowiadanie o bitwie Maciejowickiej Korzonowi. Nietylko dlatego, że wyzyskał on wszystkie szczupłe źródła tak, że trudno by było do opisu jego co dodać, lub w nim co zmienić, lecz i dlatego (co główna), że korzystał z niedostępnych nam materyałów.

„Kościuszko pisze Korzon – wszedł do zamku, będącego wówczas własnością ordynatowej Zamojskiej… Przed wieczorem wysłał ordynans do Ponińskiego niewiadomej nam treści, lecz nie dość zapew ne wyraźny; po wieczerzy zaś położył się spać. Dopiero po północy wstał, obudził Niemcewicza i kazał mu napisać drugi ordynans pod datą „10./8. bris o godzinie 1 ½ o północy”, aby Poniński przyszedł do Tyrzyna; zalecał „największą pilność w marszu“!

Tymczasem przybywający późno w noc do obozu rosyjskiego oficer pruski zastał Fersena z generałami i adjutanta i przy ognisku, a całą armię jego w szeregach, bez ogni, z bronią u nogi. Odczytawszy doręczony list hr. Schwerina, wódz rosyjski radził przybyszowi wracać pospiesznie, ponieważ o świcie ma atakować Polaków, którzy tam stoją gdzie widać było linię ognisk. „Przejeżdżając przez Wisłę – dodał – przekonasz się pan, że po spaleniu mostu nie pozostaje mi nic do wyboru, jak zwyciężyć, lub umrzeć". Ponieważ jednak przejazd był wielce trudny, więc Prusak oświadczył, że woli pozostać i bitwie być przytomnym. Fersen odpowiedział: „chętnie na to pozwalam, lecz nie obwiniaj mnie pan, jeśli się co złego stanie, bo kości już leżą na stole". 

„W istocie akcya była zaczęta. Kozacy wytropili Kościuszkę jeszcze w Korytnicy i przeprowadzili go do Maciejowic; dwa bataliony strzelców i Woroneski pułk huzarów pod komendą pułkownika Tołstoja zajęły po utarczce wioskę Uchacze dla obserwacyi; co ważniejsza, o zmroku wyruszył generał Denisów z 4Va batalionami, dziesięciu działami, razem około 5000 głów w kierunku życzyna, żeby, trzymając się na lewo od Okrzejki, pozostawiając na praw o wioskę Godzisz, obejść lewe skrzydło polskie. Reszta wojska trzymała dyspozycyę ruszenia o godzinie 3. linią blisko na pół mili długą, mianowicie: prawe skrzydło generała Chruszczowa, ocierając się o Kawęczyn, lewe generała Tormasowa, dotykając Wisły; we właściwym odstępie miała się posuwać linia druga (Rachmanow), a za nią rezerw a (hr. Tołstoj), przeznaczona do popierania głównego ataku od strony lewej. Pionierowie mieli torować pułkowi Chruszczowa przejście przez błota. Furgony obozowe i park powinny były posunąć się w ślad za wojskiem ku Kobylnicy. Wszystkie te obroty wykonane były przededniem; o godzinie trzy kwadranse na piątą ozwał się strzał działowy Denisowa; o wschodzie słońca armia rosyjska stała już w szyku bojowym. 

W zamku Maciejowickim „o samym świcie“ jak powiada Niemcewicz, zapewne przed pierwszym strzałem, czyli przed trzema kwadransami na piątą (wschód słońca był w tedy o godzinie 6. minut 17) adjutant od służby, Kuniewski dał znać, że nieprzyjaciel w szyku wojennym postępuje naprzód! Wojsko polskie w krótce do przyjęcia jego było gotowe. W minutę Kościuszko był już na koniu, a postrzegłszy wioskę, o którą się lewe skrzydło opierało (Oronne), by jej nie opanowali Rosyanie, kazał zapalić. W net w znoszą się kłęby czarnego dymu; wieśniacy i kobiety z dziećmi, bydło, ptactwo ucieka we wszystkie strony, napełniając powietrze lamentem . 

„Pierwszy uderzył Denisów „na lewego skrzydła ostateczność" siłą przeważną. Garstka strzelców Dembowskiego i brygada Pińska nie mogłyby go wstrzymać; niewątpliwie musiał tu działać pułkownik Szuszkowski ze swymi dwoma zbiorowymi batalionami, ponieważ Denisów dwakroć był odpieiany bagnetami, których strzelcy nie mieli. Niedługo Chruszczów, przeszedłszy przez bagno, ustawił swoje baterye i posłał Denisowowi posiłki: cały pułk dragonów Smoleński oraz batalion grenadyerów Kijowskich. Więc i środek wojska polskiego znalazł się w ogniu. 

Nr. 119. Zwycięstwo Rosyan nad Polakami dnia 10. października 1794. (Rysunek współczesny w muzeum Rapperswilskiem.
Nr. 119. Zwycięstwo Rosyan nad Polakami dnia 10. października 1794. (Rysunek współczesny w muzeum Rapperswilskiem.

„Jednocześnie zbliżały się powolnie szeregi rosyjskie ku skrzydłu prawemu; Fersen ośmielił się użyć rezerwy do zajęcia miasteczka Maciejowic i oczyszczenia lasu nad rzeczką ze strzelców. Próbowała szarży jazda polska (zapewne pułk piąty Kamieńskiego), lecz przywitana kartaczami od bateryi majora von Berga zmieszała się, pierzchnęła i już nie pokazała się w ciągu całej bitwy. Zagrały też działa wielkiego kalibru rosyjskie. Ogromne kule ze straszliwym łoskotem, przedzierając się przez drzewa i krzaki, łamały je i okrywały sztab polski gałęziami. Skoro nieprzyjaciel zbliżył się na strzał armat dwunasto funtowych, odpowiedziano mu; sam Kościuszko celował z takim skutkiem, iż widać było chwiejące się szyki. 

„Tormasow przysunął swą dywizyę pod zamek. Działa jego, wprowadzone po deskach na bagnistą równinę, ostrzeliwały prawe skrzydło polskie, lecz zrazu bez należytego skutku, gdyż strzały z powodu zbytecznej bliskości celu, górowały. Lachmanów tymczasem naprawiał rozrzucone mosty na rzece Okrzejce, a hrabia Tołstoj dążył z rezerwą na tyły. Dotychczas przez trzy godziny Polacy czuli się dość mocnym i wobec nieprzyjaciela. Sierakowski, przystąpiwszy do Naczelnika rzekł: „zdaje się, że Moskaluszki zabierają się do odwrotu”. 

„Mylił się. Linie nieprzyjacielskie zbliżyły się na strzał karabinowy. Ataki ponawiały się z niezwykłą zaciętością, gdy Tormasow złączył swą linię z Chruszczowem. Ogień staw ał się prędszym i coraz straszniejszym . Grad kul i granatów, gwiżdżąc nieustannie koło uszu, padał pomiędzy garstkę wojska polskiego. Okrywała się ziemia trupami; drgało powietrze od jęków konania; nikt atoli nie opuszczał miejsca, na którem walczyć zaczął. Już pobito konie oddział; już wypróżniono amunicyę. Kościuszko, przebiegając linię bojową, zagrzewał do wytrwałości i obiecywał, że Poniński wkrótce nadciągnie. Nie nadciągnął wszakże, chociaż minęły jeszcze trzy lub cztery gorące godziny. 

„Nareszcie bataliony rosyjskie: grenadyerski Sybirski i muszkieterów Kurski, złożywszy swoje tornistry, płaszcze, zabitych i rannych pod górą, w darły się z nastawionym bagnetem między piechotę polską koło zamku. W samym środku jeden batalion, podobno regimentu trzeciego ze swym pułkownikiem Krzyckim, nie mając ładunków, stracił cierpliwość; ruszył naprzód, chcąc uderzyć na nieprzyjaciela; strzały armatnie ścielą go pokotem i mieszają batalion kosynierów czyli grenadyerów krakowskich. Ku tej luce puściła się wnet galopem kawalerya nieprzyjacielska. Chciał ją odeprzeć Niemcewicz ze szwadronem litewskim, zapew ne Kazanowskiego, lecz kula z pistoletu przeszyła mu rękę prawą, a kawalerzyści jego pierzchnęli. Co gorsza, uciekł pułkownik Wojciechowski, powiadając, że musi ocalić swoich ułanów Mirowskich dla króla i dając zły przykład całemu swemu oddziałowi, liczącemu przeszło 700 koni. Na lewem skrzydle Kopeć, usiłując torować drogę Kościuszce, dostał się do niewoli, odebrawszy trzy rany; pozbawiona asekuracyi artylerya strzelała jednak do ostatniego naboju i kanonierowie obracali działa bez zaprzęgówwśród otaczającego ich nieprzyjaciela. Bataliony muszkieterskie Działyńczyków legły co do nogi, a linia ich różowych rabatów i żółtych ramienników na pobojowisku świadczyła, że nie ustąpili kroku. Wśród zamętu i rzezi, która się najokrutniejszą stała w podwórzu zamkowem i w samym zamku od sal piętrowych aż do piwnic, ukazała się jazda hr. Tołstoja na tyłach. Kościuszko przybiegł jeszcze na skrzydło prawe i usiłował utworzyć czworobok; na głos jego zaczął się pospiesznie formować nowy front dwójkami, ale w tem dał się słyszeć głos trwogi. Obejrzała się cała linia i spostrzegła liczne szwadrony nieprzyjacielskiej konnicy po za sobą. W tedy wszystko już było stracone. Jedni rzucali broń i padali na ziemię, wołając pardonu; drudzy uciekali na rozległą równinę poza polem bitwy. Na leżących rzucała się piechota rosyjska i mordowała ich krzycząc: „To za Warszawę, pamiętaj Warszawę!“ Za uciekającym i zaś puściła się w pogoń kawalerya. 

„O godzinie 1. umilkły ostatnie działa. W sali zamku Maciejowickiego, napełnionej generałam i rosyjskimi, spotkali się jako jeńcy: -Sierakowski, Kniaziewicz, Kamieński, brygadyer Kopeć, adjutant Naczelnika Fiszer i sekretarz jego Niemcewicz. Około godziny 5. czterech kozaków przyniosło na pikacłi krwią zbroczonego, nieprzytomnego, śmiertelną bladością okrytego Kościuszkę”. 

Wina przegranej pod Maciejowicami przypisywana jest Ponińskiemu – zarzucano mu nawet w prost zdradę. Napróżno na niego oczekiwał Kościuszko – nie zjawił się podczas bitwy. 

Czy winę tę ponosi zasłużenie, pozostanie prawdopodobnie na zawsze zagadką. On sam twierdzi, że ostatni rozkaz Kościuszki otrzymał o godzinie 7. rano, że w pół godziny później wyruszył i szedł spiesznie wązkiemi, leśnemi drogami, wciąż opędzając się kozakom, że uszedłszy 5 mil zbliżył się o godzinie 3'y do pobojowiska, lecz spotkał już uciekających rozbitków. 

Po bitwie Poniński natychmiast stawił się dobrowolnie przed sądem wojennym, i ten go uniewinnił. Ponieważ jednak motywy wyroku nie są nam znane, a główny świadek, Kościuszko, znajdował się w niewoli, przeto brakuje podstawy do uniewinnienia Ponińskiego wobec historyi. 

Brakuje ich i do potępienia wobec sprzecznych podań. Sam Kościuszko obwiniał zawsze Ponińskiego. Wywiązała się z tego nawet przykra sprawa między nim a Kościuszką na emigracyi, wywołana wzmianką o „zdradzie” Ponińskiego w dziele Segura: „Decade historique ou Tableau politique del’Europe 1786 – 1796“. Zakończył ją list Kościuszki do Segura (11. listopada 1803), w którym Kościuszko wyraził się: „Co do bitwy Maciejowickiej, w której Poniński nie znajdował się ze swoją dywizyą, zaświadczam podług zeznania niektórych ziomków obecnych, iż było to poddany komisyi. której dowiódł nieodebranie dalszych moich rozkazów i że ta komisya uznała go niewinnym”. 

Paszkowski jednak, choć podpisany na tym liście, twierdzi, że był on aktem litości Kościuszki nad Ponińskim. Jest wreszcie ślad, iż Kościuszko i później (w roku 1816) winę klęski Maciejowickiej przypisywał Ponińskiemu. 

W każdym razie, jeżeli Poniński był winien, nie może tu być mowy o zdradzie, lecz o złem wykonaniu rozkazów, o nieudolności. 

Zachodzi jednak jeszcze pytanie: czy Poniński zjawiwszy się na czas, zdołałby uchronić Kościuszkę od klęski? Wiemy aż nadto dobrze, że korpus Ponińskiego składał się prawie wyłącznie z „ruchawki” 4 z pospolitego ruszenia, stąd też jego wartość bojową tak niepochlebnie oceniano. Wszak ten „korpusik mały” (wyrażenie Kościuszki) nie mógł stawić czoła 4000 Austryakow, nie posiadającym armat, wszak był to „tłum źle dobranych i źle uzbrojonych”, jak stwierdza Zajączek. _ Trzymając się opisu Korzona widzimy, że zanim mógł nadejść Poniński, już jazda pierzchnęła”, już „ziemia okrywała się trupami, już „pobito konie od dział, wypróżniono amunicyę”, a Kościuszko przebiega” linię bojowa obiecując, że „Poninski wkrótce nadciągnie”. Wobec tego zdaje się, że oczekiwanie ratunku ze strony Ponińskiego było tylko złudzeniem. ‘ Po prostu sil było za mało. Razem z Ponińskim miałby Kościuszko 10.000 żołnierza, prawie w połowie nieregularnego, przeciw 16.000 regularnego wojska rosyiskiego, i to z trzy razy, jeżeli nie więcej, silniejszą artyleryę. 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new