Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(KRAKÓW, TOW. PRZYJ. SZTUK P.)
<maj - czerwiec 1926.>
TRZYDZIESTA szósta wystawa Tow. art. polskich »Sztuka« w Krakowie a ośmdziesiąta pierwsza wogóle, zamykając trzydziestoletni prawie okres istnienia »Sztuki«, pozwala również na pewne spojrzenie na całość działalności »Sztuki« w związku z historją ostatnich lat trzydziestu.
»Sztuka« założona w r. 1897 przez dziesięciu artystów z Stanisławskim i Chełmońskim na czele nie stawiała jakiegoś zamkniętego programu artystycznego,- nie była zrzeszeniem propagującem jakiś kierunek, nie zacieśniła się do pewnej formuły artystycznej.
Byłoby to zresztą niemożliwem. Stan duchowy w jakim pracował w ostatnich latach trzydziestu każdy artysta-plastyk w Polsce, czy na zachodzie, wykluczał zgóry jakąś dyscyplinę kollektywną. W tej epoce indywidualizmu, każdy kroczył na własną rękę, zachowując własną niezależność artystyczną, ustalając na swój rachunek swą własną drogę, własną metodę, każdy szukał swoich bogów i przodków w przeszłości, starając się do nich nawiązać. Nawet impresjonizm nie był dostatecznie silną formułą, aby mógł całkowicie wszystkich zaabsorbować. Patrząc na historję stowarzyszeń, które propagowały jakieś teoretyczne hasła na zachodzie, widzimy, że działalność ich nie przetrwała nigdy kilku lat, że w miarę ewolucji artystycznej ich członków, teorje rozpadały się w gruzy a razem z niemi rozlatywały się towarzystwa.
Program Tow. art. pol. »Sztuka mieścił się w wysiłku podniesienia artystycznego poziomu w Polsce, celem jej były wystawy, któreby »doborem dzieł wystawianych wyróżniały się od przeciętnego poziomu wystaw w Tow. Prz. Szt, Pięknych.«. Była to więc raczej reakcja, protest przeciw niskiemu poziomowi »nieustających« wystaw w Towarzystwach i zachętach Sztuk P. Historyczne pozostaną słowa Stanisława Wyspiańskiego, który przebiegając sale urządzonej w Krakowie pierwszej wystawy Tow. »Sztuka« w roku 1897, powiedział do Józefa Mehoffera »nareszcie pierwsza porządna wystawa«.
Poddając się wzajemnemu surowemu jury, członkowie »Sztuki« bez względu na tendencje artystyczne starali się wciągnąć w swe koło wszystko, co było w sztuce polskiej twórczem i wartościowem. Dzięki temu była »Sztuka« przez te pierwsze lat piętnaście swego- istnienia kompletnym i objektywnym obrazem rzeźby i malarstwa współczesnego polskiego. Z natury rzeczy wynikało, że wysunięcie problemów kolorystycznych na pierwszy plan stało się jakby znakiem wyróżniającym Tow. »Sztuka« od innych stowarzyszeń. Dla tej malarskiej kultury w Polsce »Sztuka« zrobiła bardzo wiele. Na tle niskiego poziomu wystaw w Towarzystwach i Zachętach Sztuk P. wystawy »Sztuki« stawały się zdarzeniem artystycznem o pierwszorzędnem znaczeniu dla kultury artystycznej, torowały drogę niejasnemu jeszcze wówczas w Polsce pojęciu, że jedynie wartości malarskie i rzeźbiarskie decydują o wartości dzieła sztuki a nie temat i anegdota. Jakkolwiek siedzibą towarzystwa był Kraków, który ze swoim starożytnym uniwersytetem, najstarszą szkołą malarstwa i świetnym wówczas teatrem był centrem umysłowe mi artystycznem Polski, działalność »Sztuki« nie ograniczyła się do dawnego zaboru austrjackiego, ale objęła całą Polskę. Kilkadziesiąt wystaw urządzonych od Poznania po Wilno, w epoce kordonów, niewoli, w warunkach najcięższych, zrobiło dla kultury polskiej ogromnie wiele.
Dla propagandy sztuki polskiej większe jeszcze znaczenie miały wystawy urządzane za granicą. W epoce, w której Polska nie istniała "urzędowo«, dzieła artystów polskich wystawiane były w oddziałach rosyjskich, austrjackich, niemieckich a obrazy stawały się mimowoli dziełami sztuki austrjackiej czy rosyjskiej. Pierwsza »Sztuka« zaczęła występować jako zrzeszenie artystów polskich. Wysoki poziom artystyczny wywalczył prawo dla narodowości - »Sztuka« otrzymywała dla Polski osobne sale. Te wystawy komponowane jako całość przez Wyspiańskiego, Mehoffera, J. Czajkowskiego, Frycza, stawały się wielkim sukcesem nie jednej grupy artystów, ale całej sztuki polskiej, który zapewnił jej odtąd miejsce wśród narodów. Wystawy w Monachium (Glaspalast) w r. 1905, we Wiedniu w r. 1906 i 1908 (I lagenbund), w Berlinie, St. Louis, Wenecji i t. d. stały się manifestacjami sztuki polskiej, których doniosłości nie mogły osłabić nawet wrogie dla nas ówczesne tendencje polityczne.
Po tej dygresji rekapitulującej stanowisko »Sztuki« wracając do obecnej wystawy podkreślić wypada, że w tym roku »Sztuka« wystąpiła równocześnie z wystawą w Wenecji i ta sala »polska« w Wenecji według opinji krytyki należy do najlepszych wśród innych państw,równorzędnie zaś urządziła wystawę w Krakowie.
Zdając rzeczowe sprawozdanie z wystawy w Krakowie, zaznaczyć trzeba, że dwu artystów wystąpiło ze zbiorowemi wystawami swych dzieł: Ksawery Dunikowski i Fryderyk Pautsch. Kilkanaście większych płócien Fryderyka Pautscha zgromadzonych w »Świetlicy« pozwala ocenić ten wielki temperament malarski, ogromną różnorodność palety. Impresjonistyczna gama kolorytu panująca jeszcze w »Targu na konie« i »Wiośnie« zamienia się w takich płótnach jak »Stragan«, »Kobieta z rybami«, »Owocarka«, »Martwa natura Ii II«, w jakąś szeroką, mocną expressję koloru lokalnego.
Męska siła temperamentu dominuje w portretach. Instynkt jego krwisty każę mu szukać z jakimś Goyowskim realizmem studjowanych tematów martwej natury,przejawia się u Pautscba predylekcja do malowania zwierzęcia zabitego czy żywego, oddanego z całą kondenzacją wyrazu. Martwa natura na stoliku na tle niebieskiem swoją mocną dynamiką koloru przywodzi na pamięć niektóre płótna Van Gogh'a i zbliża się do nich napięciem kolorowem. Obecna wystawa zbiorowa Fryderyka Pautscha jest ogromnie charakterystyczna dla ewolucji jego talentu i świadczy, że potrafił on rozbić swój impresjonizm i zamienić go na bardziej mocne, bardziej dźwięczące wartości formy i koloru.
Ksawery Dunikowski swoją zbiorową wystawę wypełnił prawie w całości cyklem głów do stropu sali poselskiej na Wawelu. Sala poselska na Wawelu była niegdyś nietylko w Polsce ale wogóle w Europie unikatem jako rozwiązanie dekoracji stropu. Dwieście blisko głów wprawionych w kasetony belkowań, głów nie powtarzających się szablonowo ale będących każda oryginalną koncepcją, pełną wyrazu i charakteru, tworzyło efekt niezwykły. Głowy te były portretowe. Jakkolwiek użycie do dekoracyj w rzeźbie portretowych głów nie jest rzadkością w sztuce renesansowej, zwłaszcza włoskiej - dość wspomnieć bronzowe drzwi Ghiberti'ego - to jednak zastosowanie ich w tej formie i ilości jak w sali poselskiej nie miało w sobie równego przykładu. Być może, że projektodawcą tego stropu był artysta Włoch, ale wykonali go rodzimi, anonimowi dla nas snycerze. Tkwi tu w tych głowach pewna rubaszność, pewna surowość wskazująca na swoiste ręce, które je wykonały. Modeli do tych głów czerpali ci rodzimi rzeźbiarze z otoczenia, być może z dworu wawelskiego, w każdym razie ze świata ówczesnego. Starano się dopatrzeć między temi głowami pewnej łączności tematowej, widzieć w nich echa renesansowych przedstawień i festynów, odnaleźć pewną symbolikę mającą przemawiać z każdej głowy. Niestety z tych głów pozostała tylko drobna cząstka. Kilka nabył ś. p. Tomasz Przyliński od chłopa na wsi i znajdują się dziś w Domu Jana Matejki. Kilka ze zbiorów Stanisława Tarnowskiego na Szlaku wróciło teraz na Wawel. Największa stosunkowo ilość zachowała się w muzeum Rumiancewa w Moskwie dokąd przewiezione zostały z Wilna, zrabowane przez Moskali. Obecnie dzięki pracom rewindykacyjnym wróciły na Wawel. Rekonstruując salę poselską, brakujące głowy trzeba będzie zastąpić nowemi a dzieło to powierzone zostało Ksaweremu Dunikowskiemu, który wystawił trzydzieści kilka rzeźb, zarówno w modelach gipsowych jak i wykonanych już definitywnie w drzewie. Porównywując modelele gipsowe z rzeźbionemi w drzewie, widać jak ogromnie wykonane w drzewie zysku Í4 na wyrazistości Formy w stosunku do gipsowych. Idąc śladem swych poprzedników w sali poselskiej, Dunikowski sięgnął również do świata współczesnego, transponując portrety znanych osobistości na "głowy wawelskie«. Obok tych głów wawelskich wystawę swoją uzupełnił Dunikowski kilku portretami, wykonanymi przeważnie w drzewie.
Po tych dwu zbiorowych wystawach chcąc zdać sprawozdanie z udziału poszczególnych członków, cytuję alfabetycznie reprezentowanych na wystawie artystów:
Axentowicz dał dwa portrety i kompozycję. Stanisław Czajkowski w swoich pejzażach operuje szarą gama opartą o tony ugrowe połączone z zieleniami i tą uproszczoną skalą uzyskuje wrażenie spokoju i harmonji. Te same szarości, tym razem oparte o pejzaże z Wenecji, stały się tematem akwarel Władysława Jarockiego, natomiast w olejnych obrazach tego malarza kolor akcentowany jest w wolnych kontrastach, przeprowadzonych zwłaszcza w zakupionej do Muzeum Narodowego w Krakowie »Huculce« harmonijnie w tle pejzażu leśnego i figurze. Stanisław Kamocki dał jedną wielką martwą naturę zatytułowaną »Owoce«. Feliks Szczęsny Kowarski szuka w swych kompozycjach i studjum portretowem silnego zadrażnienia płótna kolorem z pomocą odrębnej, swoistej faktury malarskiej. Markowicz we wnętrzach zaczerpniętych z »Ghetta« jest jakby uczniem sławnych Holendrów, razi tylko w pastelach pewną monotonją wziętego w cieniach niebieskiego tonu. Józef Mehoffer w swych rysunkach węglowych, będących studjami do portretów, posiada tę ogromną graficzność kreski węglowej, którą posługuje się z majsterstwem, pozwalającem mu na wydobycie bogatej skali efektu światłocienia nie zatracajàc jednak nigdy graficzności rysunku. Pejzaże olejne tego artysty, przywiezione z Włoch, z Rzymu, mają z ogromnem odczuciem oddaną tę atmosferę światławłoskiego, która zdaje się rzeźbić całą przestrzeń pejzażu. W »Misterjum godziny południowej«, » W ogrodzie rzymskiej willi«, w »Południu w Rzymie« formy wyłaniają się z tej przestrzeni jakby odlane w bronzie, cyzelowane z całą precyzją rysunku. Nadto wystawił Mehoffer szkic do witrażu dla kościoła św. Stanisława w Rzymie, akwarelowy portret młodej kobiety i barwną autolitografję.
Stanisław Podgórski kontynuuje wiernie tradycje szkoły pejzażowej Jana Stanisławskiego. Zbigniew Pronaszko poszukuje w swych obrazach pięknej materji malarskiej koloru, uzyskując zwłaszcza w dwu portretach duże rezultaty. Ignacego Pieńkowskiego portret p. H. S. jest ciekawym problemem malarskim utrzymania całości w barwach o bardzo małej różnicy tonu, tym razem koloru różowo-łososiowego. W kilku martwych naturach jego natomiast i pejzażuz Brazylji czuć pewien exotyzm silnych w kontraście zestawień - rezultat niewątpliwy pobytu w Brazylji. Sichulskiego Kazimierza najlepiej może reprezentuje malowana temperą "Szopka«. »Cudowny połów ryb« jako karton do mozaiki wydaje się być nieco za nikłą kolorowo jak na projekt do mozaiki. Wojciecha Weissa »Półakt« jest przeprowadzeniem zestawień tonu niebieskiego, żółtego i różowego, w akcie w karnacji delikatny a w silnych powtórzeniach w tle,w portrecie kobiecym dominują barwy lokalne doprowadzone do dużego napięcia. »Helena« to znowu panneau dekoracyjne utrzymane w silnej sylwecie kartusza. Wreszcie nie można pominąć monotypji tego artysty, które posiadają rzadkie harmonje barwne wypowiedziane za pomocą tej tak nikłej techniki monotypji.
Do grafiki również należy wyłącznie udział Leona Wyczółkowskiego, jak zawsze świetnego grafika zarówno w autolitografji portretu własnego, jak w dwu rysunkach tuszem z Sandomierza.
Wystawę »Sztuki« uzupełniają kilimy Bohdana Tretera i Kazimierza Brzozowskiego, odznaczone najwyższą nagrodą na międzynarodowej wystawie sztuk dekoracyjnych w Paryżu w r. to 25 a wykonane w »Warsztach Kilimkarskich« w Zakopanem.
Zamykając niniejsze sprawozdanie powtarzamy raz jeszcze: teorje się starzeją - dzieła sztuki pozostają. Trwa ta tradycja malarstwa, której Tow. »Sztuka« przez lat blisko trzydzieści broniła i służyła, broniąc przedewszystkiem tej kolorowej nuty, <która jest cechą natury polskiej i bliższa jej jest od mózgowego konstruktywizmu formy) i starając się wyszukać i podkreślić wszystkie rasowe cechy naszej twórczości, co jej się w dużym stopniu udawało. Wystawy bowiem zagraniczne Towarzystwa »Sztuki« uderzały swą odrębnością od wystaw innych narodów. Restytuując sens koloru malarstwu polskiemu, nic zacieśniony do czystego impresjonizmu, program »Sztuki« jest równie żywotny dziś jak lat temu trzydzieści a rzeczą tylko młodszych następców jest dokumentować go równie doskonaleni, choć zgoła we formie innemi dziełami, jak dzieła tych, którzy lat temu trzydzieści z Stanisławskim, Wyspiańskim, Chełmońskim, Fałatem, Mehofferem, Malczewskim, Axentowiczem i Wyczółkowskim »Sztukę« zakładali.
S. K. Z. s-ki