Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

WITOLD WOJTKIEWICZ <1879 - 1911>


WITOLD WOJTKIEWICZ ZAKLĘTY KRÓLEWICZ (rysunek kolorowany, 1908). (Ze zbiorów I ou. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie).
WITOLD WOJTKIEWICZ ZAKLĘTY KRÓLEWICZ (rysunek kolorowany, 1908). (Ze zbiorów I ou. Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie).

OSTATNICH kilka lat dziewiętnastego wieku i pierwszy dziesiątek dwudziestego wieku były dla Krakowa okresem niewidzianego dotąd rozkwitu na polu artystycznem. Kraków stał się wówczas sercem i stolicą całej Polski. To co Polska miała najlepszego pod względem ducha i myśli, to wszystko zogniskowało się w tych starych murach. 

Tu rozbił namioty Stanisław Przybyszewski, objąwszy (po Szczepańskim) redakcję »Życia« i postawiwszy to »Życie« na niewidzianem dotąd w Polsce poziomie, skupił koło siebie całą tak zwaną »Młodą Polskę«. Kraków pod zaborem austrjackim, mając stosunkowo do innych dzielnic Polski najwięcej swobody politycznej, posiadając, dzięki najstarszemu polskiemu uniwersytetowi, który się w jego czcigodnych murach mieścił, dużą tradycję życia umysłowego, posiadający jedyną w Polsce Akademję Sztuk Pięknych, szczególnie się nadawał do kultywowania nowych haseł. Rozbudzenie życia umysłowego i artystycznego spowodowało niebawem ogromny rozkwit teatru krakowskiego i wysunęło go na pierwsze miejsce z pośród wszystkich teatrów całej Polski. 

WITOLD WOJTKIEWICZ NATRĘTY (rys. piórem. 1906).
WITOLD WOJTKIEWICZ NATRĘTY (rys. piórem. 1906).

I dla sztuki plastycznej malownicze mury Starego Krakowa, tonące w zieleni plant, wytwarzały szczególniej sprzyjającą, zaciszną atmosferę. Tu, dokoła Szkoły Sztuk Pięknych, owianej tradycjami wielkiej twórczości Matejki, a przemienionej na początku XX w. na Akademję Sztuk Pięknych, zbierają się najlepsze talenty artystyczne,- wszystko co kraj nasz wydał najzdolniejszego a co wykształciła zagranica - wszystkie najnowsze prądy i kierunki w sztuce - zjeżdża do Krakowa. Następuje wielki rozkwit świeżo pod dyrekcją Juljana Fałata zreformowanej Szkoły Sztuk Pięknych, a zarazem zaczyna się niezwykle bujny rozkwit życia artystycznego. Równocześnie z przemianą dawnej uczelni artystycznej powstaje, w- r. 1897, Towarzystwo artystów polskich »Sztuka«, skupiając w sobie wyznawców nowych kierunków.

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej. Lwów) SZKIC (akwarela, Lwów.
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej. Lwów) SZKIC (akwarela, Lwów.

Patrząc na ten okres z odległości lat dzisiejszych, tem lepiej możemy ocenić wysoki poziom intelektualny tego krótkiego, a niesłychanie dla rozwoju polskiej twórczości ważkiego okresu, dla którego głównem hasłem była prawdziwa sztuka, czysty artyzm w literaturze i w teatrze i w sztukach plastycznych. Ludzie, należący do tych trzech odłamów twórczości, tworzyli jakby jedną rodzinę czy jedno bractwo, które miało wspólne, nieskalane ideały piękna i sztuki, i te same troski codziennego życia, choć niezawsze dostatniego, jednak zawsze pełnego porywów i szlachetnego zapału. 

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) STODJUM (rys. piórem. 1908).
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) STODJUM (rys. piórem. 1908).

Na ten okres, na pierwsze dziesiątki lat obecnego wieku, przypada krótka ale niezwykła twórczość Witolda Wojtkiewicza. Umierając, nie miał nawet lat trzydziestu. Zaledwie miał czas dojrzeć, a jednak stworzył nie jedno, co nie minie i odchodząc zostawił nietylko wielkie obietnice, zostawił niewielką co do ilości ale bogatą co do wartości spuściznę artystyczną, która imię jego na zawsze do kart historji twórczości naszej wpisała: miał bowiem w swej twórczości rysy odrębne od wszystkiego, co dokoła niego widzimy. 

Jest bowiem Wojtkiewicz malarzem nawskróś oryginalnym, zgoła niepodobnym do innych,- terenem jego twórczości była fantazja. Był to marzyciel, fantasta, który na świat patrzył przez przymróżone oczy. Świata realnego nie znał i nie chciał go znać zupełnie, obrazy życia codziennego pojmował jakby dalekie refleksje czy impresje zdarzeń dawno gdzieś widzianych. 

Tematem jego była bajka. Był to malarz bajek, ale nie tych znanvch i przyjętych przez całą współczesną cywilizację. Nie, bynajmniej. Te popularne tematy bajek nie znalazły w nim swego barda. Unikał ich i można powiedzieć - nie istniały one dla niego. Stworzył sobie zupełnie odrębny świat, w którym główną rolę grały dzieci, lalki, koniki drewniane, rozmaite zabawki dziecinne. Na tle fantastycznych pejzaży, sadzawek, zarośli, gąszczów leśnych czy parków, łąk, pagórków i szlacheckich dworków rozgrywa się zwykle akcja jego obiazów. Są na nich przedstawione rozmaite realne zdarzenia codziennego życia, ale przeniesione w świat nierealny, w świat fantazji, w którym rolę osób dorosłych odgrywają dzieci i ich zabawki, nierealni aktorzy czy wykonawcy. To jest jego ulubiony temat. W ten sposób powstał świat jego bajek, własny, odrębny, prawie do nikogo niepodobny świat codziennych zdarzeń, przepuszczonych przez pryzmat wyobraźni fantasty, odegranych przez dziecinne marjonetki. 

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SAMOTNY PIEROT (tempera, 1907).
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SAMOTNY PIEROT (tempera, 1907).

Nastrój wszystkich dzieł Wojtkiewicza jest niezmiernie smutny, można powiedzieć: tragicznie smutny. Nie spotykamy u niego nigdy uśmiechu, zadowolenia, pogody, szczęścia. Te wszystkie uczucia - zdaje się - były mu obce czy nieznane. Wszędzie w obrazach jego uderza głęboka zaduma. Wszystkie postacie jego obrazów, te dzieci i ich zabawki, zdają się nad czemś bardzo głęboko zastanawiać, namyśląc. A ponieważ tym postaciom jego obrazów, tym dzieciom i dziecinnym zabawkom, wrodzone są zgoła inne uczucia - beztroski, radości, szczęścia - dlatego ten nieodłączny od nich pierwiastek smutku tem tragiczniejsze robi wrażenie. To właśnie zapatrzenie się, zaduma i smutek jest jedną z głównych cech dzieł Wojtkiewicza. Nawet tam, gdzie z natury tematu powinny mieć figury i postacie wyraz więcej zalotny, frywolny czy figlarny - w »Ogrodzie miłości« - nie doszukamy się niczego więcej nad zadumę i smutek. Tak samo również w rysunku piórkowym, przedstawiającym »Zaloty«, uderza jakiś dziwny smutek. Widać go w oczach królewny, oczekującej swego rycerza, który właśnie nadjeżdża konno, także z wyrazem troski i smutku w twarzy. 

WITOLD WOJTKIEWICZ, BAJKA (rys. piórem).
WITOLD WOJTKIEWICZ, BAJKA (rys. piórem).

Mimo jednak tego stale w obrazach powtarzającego się uczucia nie popadł Wojtkiewicz w banalność. 

Raczej wszystko inne można tym kompozycjom zarzucić, raczej brak pomysłowości, słaby rysunek, pewną jednostajność w ustawianiu tych samych figurek, raczej to wszystko - tylko nie banalność. Dowodem tego jest właśnie zainteresowanie, jakie budzi twórczość tego artysty. Mimo, że tworzył tylko lat parę <1904-1908> i że w krótkiej pieśni przez niego śpiewanej dźwięczy jedna i ta sama nuta, był on dalekim od jakiejkolwiek banalności. Mimo niedostatecznie opanowanej techniki rysunkowej i malarskiej, kompozycje te mają odrębną swą duszę, która je uchroniła od wszelkiej pospolitości. Nie spotykamy u tego artysty nic, coby było obliczonem na efekt zewnętrzny, coby miało przyciągnąć widza, nic, coby chciało się podobać, niema schlebiania gustom publiczności, niema ani ruchów gwałtownych, ani sytuacyj tragicznych, nic z tego co możemy spotkać u różnych, potężnych organizacyj artystycznych. Wszędzie natomiast widzimy sytuację raczej spokojną czy wyczekującą, przeważnie wszędzie akcję raczej łagodną, jakby napółsenną, przyciszoną. Jest w tych obrazach coś niedomówionego, coś, co się ukrywa, usuwa samo, coś, czego trzeba się domyślać, szukać, odgadywać. To jest właśnie ten świat, widziany przymróżonemi oczyma malarza-fantasty, który napół marząc, napół śniąc, widział wszystko w konturach zacierających się wzajemnie, jakby zamazanych. 

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SWATY (tempera. 1908).
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SWATY (tempera. 1908).

I to także zapewnia tym kompozycjom duże zainteresowanie. Te same sytuacje poprawnie narysowane, te same postacie namalowane bez zarzutu, te same pejzaże, rzucone na tło z całym realizmem przyrody, przestałyby interesować, stałyby się nudne, nieciekawe, obojętne. Byłyby to dziecinne historje, »rysowane« jedynie dla dzieci, jakich całe szeregi zapełniają książeczki z bajkami. Tymczasem sposób ujęcia i przedstawienia tych kompozycyj ma w sobie tak coś pociągającego, że zdolne są zainteresować człowieka dorosłego.

Dlatego można powiedzieć o Wojtkiewiczu, że był on urodzonym malarzem, który z głębi duszy, z własnego indywidualizmu snuł te dziwaczne, marionetkowe.

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) KRUCJATA (tempera. 1908).
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) KRUCJATA (tempera. 1908).

AUGUSTE RENOIR STUDJUM AKTU W SŁOŃCU (Muzeum Luksemburskie, Paryż).</p><p>#41C{WITOLD WOJTKIEWICZ, ROZSTANIE (tempera, 1908).
AUGUSTE RENOIR STUDJUM AKTU W SŁOŃCU (Muzeum Luksemburskie, Paryż).

#41C{WITOLD WOJTKIEWICZ, ROZSTANIE (tempera, 1908).

Tylko w ten sposób można sobie wytłómaczyć to piętno jakiegoś fatalizmu; cięż cego nad całą twórczością. Trudno bowiem przypuścić, ażeby malarz w dwudziestym piątym roku życia, przed którym otwiera się cała karjera malarska, ażeby człowiek w pełni sił młodości nie zdobył się na jakiś żywszy czyn, symbolizujący cały jego zapał do życia, cały temperament artystyczny. Czynu takiego nie szukajmy u Wojtkiewicza. Nie było go nigdy. Na mnie robi on wrażenie człowieka, który od początku, od chwili wstąpienia na drogę sztuki, nosił w sobie świadomie zarodek śmierci, który mu nie pozwolił jasno i szeroko patrzeć na świat, który mu odebrał pragnienie i radość życia, a cały system myślowy przepoił smutkiem, zwątpieniem, pesymizmem i melancholją. W tem leży - mojem zdaniem - jądro twórczości Wojtkiewicza. 

Kompozycje tego artysty wytwarzają jakieś nieuchwytne, niezmiernie subtelne nici sympatji, które wiążą myśl widza z myślą malarza i łączą je we wspólną zadumę marzenia.

Pod względem techniki rysunkowej i malarskiej twórczość Wojtkiewicza wykazuje duże braki. Rysunkowo te rzeczy są przeważnie dość słabe. Wszystkie jego figurki i postaci źle stoją i źle siedzą. Tylko właśnie ta forma bajki, skarykaturowane figurki i marjonetki sprawiają, że ten niedostatek rysunkowy, te wszystkie błędy konstruktywne nie rażą tak, ani nie wybijają się na pierwszy plan. Oko widza, zajęte zagadkową często sytuacją obrazu, nie dostrzega tych ujemnych stron kompozycji. Oryginalność wyrażania swych pomysłów jest tu tak odrębna i tak wielka, że zapewnia tym utworom sympatję widza. 

Patrząc jednak krytycznem okiem na te obrazy, powstaje całe mnóstwo różnych zastrzeżeń i wątpliwości. Kształty postaci, formy rzeczywiste, występują zwykle zamazane. Nie jest to wcale wpływ impresjonizmu. Bynajmniej. Takich wpływówu tego artysty nie szukajmy. Kształt rzeczywisty występuje zwykle u Wojtkiewicza w formie mglistej jakby wizji. Być może że posiadał on zdolność wyrażania zaledwie majaczących wizyj, tak jak się zjawiają przed oczyma malarza-fantasty, malarza-wizjonera w pierwszej jeszcze, niezdecydowanej fazie. 

Pod względem kolorytu, ma on poczucie barw i kolorów i nieraz w obrazach jego widać pejzaż, użyty za tło akcji, pojęty z całą harmonją barw. Jednak i tutaj nie spotkamy jakiejś gwałtownej potrzeby barw. Podobnie jak w rysunku, tak i pod względem malarskim widać tu wiele braków i błędów, wynikających z niedostatecznego opanowania techniki malarskiej. tem się również tłumaczy pewne zamiłowanie Wojtkiewicza do karykaturowania kształtów, nieraz nawet bez potrzeby. 

Trzeba jeszcze podkreślić jedną cechę twórczości Wojtkiewicza. Mimo wszystkich braków, usterek, a nawet błędów, utwory tego artysty owiane są prawdziwą poezją. Robią one wrażenie jakby poematów malowanych czy rysowanych. Jest w nich jakiś nieuchwytny wdzięk czy czar poezji, który więzi uwagę widza i zdc« bywa mu jego sympatję. Podobały się te wszystkie obrazki od pierwszej chwili powstania. Swą bezpretensjonalną, lekką nutą zadźwiękły, jak jakaś czarowna, nieznana dotąd piosenka. Na tle ówczesnego Krakowa, w którym już poprzednio »Młoda Polska« rozbiła swe namioty, Krakowa, który burzył się, kipiał, szalał radością życia i radością tworzenia - ten cichy śpiewak, ze swą subtelną, nieuchwytną pieśnią, dźwięczącą tak lekko jak tony harfy, był rzeczywiście jakiemś dziwnem, niespodziewanem i niezwykłem zjawiskiem. 

Zastanawiając się nad tym okresem lat, w którym żył i tworzył Wojtkiewicz, trzeba przyznać, że mimo całego kontrastu z otoczeniem, twórczość jego mogła się najlepiej rozwinąć i zdefiniować w tem środowisku. Należał do wszystkich zebrań, zabaw, uciech i szałów cyganerji, należał do kabaretu »Zielonego balonika« i patrzył na ten cały rozbawiony, szalejący świat oczyma marzyciela-fantasty. Tu w tych zapustach szału, w tych korowodach dziwacznych masek, w tych lalkach i marjonetkach, ukazujących się na tle szopki krakowskiej, zaczął śnić ów marzyciel swoje wizje i poematy bajek. Tylko tu, w tej »jamie Michalikowej«, gdzie wszystkie ściany i płaszczyzny pokryte były dziwacznemi malowidłami i obrazkami, gdzie z gablotek patrzyły drżącym wzrokiem lalki i marjonetki, gdzie obok wejścia piętrzył się na ścianie olbrzymi Stanisławski, bożyszcze całej ówczesnej malarji, a dalej korowód szalonych jakichś postaci, lecących gdzieś za centaurem, który - »ucieka, droga dalęka - więc za nim w cwał, jak który stał, orszakiem mar - ha - to kabaret szalony« - tak tylko, tutaj mógł zabłysnąć talent Wojtkiewicza. 

Całe to życie cyganerji, tłukące się tak burzliwą falą o mury teatru krakowskiego, Akademii Sztuk Pięknych, kawiarni Turlińskiego i »jamy Michalikowej«, było jakby jednym pijanym szałem uniesień i zabaw, na które patrzył Wojtkiewicz. One to bezwarunkowo wpłynęły na twórczość artysty i dorzuciły do jego pieśni swoich słów kilka. 

WITOLD WOJIKIEWICZ PORTRET p. M. R. (tempera. 1905) (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów).
WITOLD WOJIKIEWICZ PORTRET p. M. R. (tempera. 1905) (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów).

Dziś, po latach kilkunastu, dawno to wszystko się skończyło, minęło, przebrzmiałei zgasło. Z ówczesnej »młodej Polski« niewielu już pozostało, ai ci są już poza kręgiem swej dawnej twórczości. A sam Stary Kraków, który dla tego odradzającego się ducha nowej sztuki stworzył tak wyjątkowe i piękne tłoi  ramy -jakżeż bardzo się zmienił od owych lat uniesień i zapału. Niema już tej całej elity duchowej narodu, niema ani tego świata literatury, ani tego życia artystycznego. A gdzież ów dawny świetny teatr Pawlikowskiego? 

Z dawnej świetności i blasku zostało jedynie muzeum wspomnień i pamiątek. Tak bowiem trzeba nazwać dawną cukiernię Michalika czyli tzw. »jamę Michalik kową«. Zachowała się ona zupełnie, pozornie niezmieniona. To wszystko, co powstawało kolejno w tych latach szału, pozostało tam na miejscu. Jest wszystko to samo i tak samo, jak za owych lat. Brak tylko tych samych ludzi, którzy tę »jamę« napełniali zabawą, śmiechem, weselem, szałem - o wysokim poziomie artystycznym. Dziś cicho tu i spokojnie. Nic nie mąci muzealnego nastroju. Po kątach gdzieś, w głębokich fotelach czy kanapkach kryją się zakochane parki, których ten cały inwentarz na ścianach rozmieszczony nic nie obchodzi. Czasem tylko zabłąka się tu obcy przybysz z dalekich gdzieś stron, który wyczytawszy może w Przewodniku że ta cukiernia jest dawnym lokalem kabaretu »Zielonego Balonika«, przychodzi żądny nieznanych wrażeń i znudzonem, zawiedzionem okiem ogląda wnętrze cukierni. 

Witold Wojtkiewicz był właściwie samoukiem. Chodził wprawdzie do szkoły Gersona w Warszawie, a w latach 1903 - 1906 kształcił się w krakowskiej Akademji Sztuk Pięknych, ale szkoły te niewielki na niego wywarły wpływ. Podczas pobytu w Krakowie zapoznał się i prędko zaprzyjaźnił z całym ówczesnym światem artystycznym »polskich Aten«. Szczupła, wysoka sylwetka tego wykwintnego blondyna o jasnoniebieskich oczach stała się jednym z nieodłącznych członków krakowskiej cyganerji artystycznej. 

W bardzo ciężkich warunkach - wywalcza sobie Wojtkiewicz powoli, a jak na nasze stosunki bardzo, szybko coraz większe uznanie w Krakowie. Jedynie rodzinna Warszawa nie chciała nic słyszeć o nim. Nie mogła się dopatrzeć, czy doszukać tego artyzmu indywidualnego, jaki cechował wszystkie jego dzieła, które wiesza na najbardziej wstydliwych miejscach, w warszawskich Salonach Sztuki. A no trudno, Wojtkiewicz nie był fanatykiem tłumów. Sztuka jego była tylko dla nielicznych kół przeznaczoną. 

Wreszcie po raz pierwszy wysyła obrazy swe zagranicę. Razem z kilkoma młodymi malarzami występuje na prywatnej wystawie w Berlinie, w Salonie Schultza i odtąd zaczyna się dla niego karjera artystyczna w całej pełni. Nie marzył o sukcesie, jaki go tam miał spotkać. Nemo propheta... 

W tym czasie właśnie bawili w Berlinie dwaj wybitni bardzo ludzie w artystycznym świecie Paryża: Andrzej Gide i Maurycy Denis. Od pierwszego, znakomitego pisarza i krytyka, otrzymuje Wojtkiewicz entuzjastyczny list, w którym obaj - pod wrażeniem jego obrazów namawiają go usilnie do przyjazdu do Paryża, a to w celu poznania sztuki francuskiej i urządzenia własnej wystawy. 

Zalety, jakie posiadają obrazy Wojtkiewicza, znalazły bardzo przychylny grunt w literackiej ocenie Andrzeja Gide'a, a niezwykły egzotyczny talent, ujawniający się w każdem dziele, potrafił wzbudzić zainteresowanie w artyście tak odmiennych wartości, jak Maurycy Denis. 

Kto zna Paryż - wie dobrze jak trudną i kosztowną jest rzeczą, wystawienie w którymkolwiek z prywatnych salonów i jak wiele znaczy w karjerze artystycznej taka zbiorowa wystawa. Żaden świeżo przybyły, młody artysta marzyć o niej nie może, jeśli nie jest bogatym lub niema protekcyj sięgających wysoko. 

Można powiedzieć, Wojtkiewicz miał szczęście. Obaj wspomniani powyżej Francuzi dopomogli mu bardzo. Nazwiska Gide'ai Denis'a otwierają mu wszystkie drzwi. W przeciągu paru tygodni Wojtkiewicz urządza swoją wystawę w »Galerie H. Druct«, nawet nie przypuszczając, jakie trudności zwalczyła jego gwiazda powodzenia, jak wielkie znaczenie mieć będzie ta wystawa w dalszej jego karjerze. 

Nie długo jednak bawił artysta w Paryżu. Coraz gorszy ogólny stan zdrowia i coraz silniej występująca choroba serca, nie pozwoliły mu na dłuższy pobyt. A przytein żarła go nieustannie nostalgja za krajem. Tęsknił za Krakowem, za kołem znajomych, przyjaciół. Bo chociaż w Paryżu spotkał się z niezmiernie ciepłem przyjęć ciem, jednak przecież w tym oceanie ludzkim czuł się osamotniałym. Po trzymiesięcznym pobycie powraca Wojtkiewicz do ukochanego Krakowa, który - z powodu tryumfów paryskich - przyjmuje go z wyjątkowem uznaniem. 

WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SZAŁ (tempera, 1908).
WITOLD WOJTKIEWICZ (Ze zbiorów p. M. Jasieńskiej, Lwów) SZAŁ (tempera, 1908).

Ten krótki pobyt w Paryżu odbił się w twórczości artysty, jednak nie pozwolił mu wykorzystać całego czasu. Wojtkiewicz nie był w stanie zapoznać się z sztuką francuską dawniejszą i nowszą. Nie mógł przetrawić w tak krótkim czasie tyle ncwych i nieznanych zjawisk, na które patrzał. Jego wielka wrażliwość była w  ciągiem podnieceniu. Chciwie pochłaniał wszystko, co się dokoła niego działo. Paryż - metropolia świata - tworzył, pracował, szumiał i szalał. Wojtkiewicz w nieznanem dla siebie środowisku stał oszołomiony, jakby pod wpływem narkotyku. Jego słaby organizm nie mógł znieść czy pomieścić naraz tylu i tak silnych wrażeń. Przemęczony i osłabiony powrócił z Paryża. 

W tym końcowym okresie jego życia zachodzi pewna zmiana. Choroba, która niespełna w rok później sprowadza śmierć, zaczyna robić postępy. I ten właśnie koniec życia Wojtkiewicza jest jego największą tragedją. Bo kiedy po długich latach nieuznania, po latach troski o jutro, przychodzą sukcesy w Berlinie i w Paryżu, gdy teraz otwiera się przed nim świetna karjera malarska i gdy życie zaczyna mu się uśmiechać - wtedy przychodzi również świadomość zbliżającej się śmierci. Wojtkiewicz to czuje i wtedy żal młodego życia powiększa w nim i pogłębia ten od dawna panujący, pesymistyczny nastrój. 

Wzrastająca z każdą chwilą uczuciowość i wrażliwość w związku z rozwijającymi się cierpieniami potęguje twórczość artysty, która w gorączkowych podskokach od podniecenia i wybuchów do odrętwiałości i letargu snuje wizje, obracające się stale koło dwóch tematów - śmierci i rozstania pary kochanków. Z tej więc epoki powstają dzieła »Rozstanie«, »Wyzwolenie« i wiele innych, malowanych z charakter rystyczną, gorączkową twórczością ginącego życia. 

Przewieziony w ostatnich chwilach do Warszawy, umiera na rękach ukochanej matki 14. czerwca 1911 roku. 

FRANCISZEK KLEIN 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new