Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

U MADAME CHARLOTTE (1894 r.)


KAŻDEMU chyba z polskich malarzy, kształcących się swego czasu w Paryżu, dobrze jest znaną Akademia ColarossĆego na rue de la Grande Chaumière, ale nie wszyscy już pamiętają Madame Charlotte i jej małą kremerję, na tejże samej ulicy, ów przytułek osobliwy a przyjazny, gdzie nam, młodym, przez tyle lat, tak przedziwnie dobrze bywało. 

A przecie w skromnym tym lokaliku biła świeża fala nowej francuskiej sztuki, z której prądem popłynąć mieliśmy wszyscy. Wprost naprzeciw Colarossiego, pociągały wzrok dwa duże szyldy, malowane na blasze, przedstawiające : jeden kwiaty, drugi owoce, malowane kapitalnie, doskonałe w kompozycji i mocne w kolorze: jeden Alfonsa Muchy, drugi Władysława Ślewińskiego. Pomiędzy tymi szyldami wejście do małego pokoiku, o wyglądzie raczej jakiegoś sklepu paryskiego marchand des tableaux. Pełen obrazów większych i mniejszych, od symezy aż pod sufit. Niektóre doskonałe, inne bardzo interesujące. 

Jest tu i duży obraz Chełmońskiego, mnogość studjów de Laveaux, Podkowińskiego i Wyspiańskiego pastele. W porze śniadaniowej i obiadowej tłumnie tu i gwarno. Słyszy się język francuski, angielski, polski. Aksamitne francuskie berety, sfatygowane polskie kapelusze i nierzadko strojna głowa pięknej Angielki... A tam w kącie, naprzeciw wejścia, za bufetową katedrą, siedzi Madame Charlotte, jejmość korpulentna w szarafanie żółto-pomarańczowym, w różowe kwiaty, çi-devant belle, o bujnej fryzurze, ciemnych brwiach i rzęsach i jasno-kobaltowych oczach, zawsze miłym uśmiechem na ustach witająca przybyłych, z którymi snąć łączy ją dobra poufała znajomość. Nad głową Madame wisi jej portret, w tym samym szarafanie, śliczny pastel Wyspiańskiego. 

ST. WYSPIAŃSKI (Ze zbiorów E. Reichera. Warszawa) PORTRET WŁASNY (pastel) 1902).
ST. WYSPIAŃSKI (Ze zbiorów E. Reichera. Warszawa) PORTRET WŁASNY (pastel) 1902).

Ogólny gwar rozmowy milknie zawsze, gdy się rozpocznie jakaś interesująca dyskusja przy środkowym stoliku, gdzie zasiadają stale: Władysław Ślewiński, ze swoją nieodstępną psiną, grzeczną Fifi, siedzącą obok na krzesełku, August Strindberg. Mucha, poeta Mauclaire, malarz Anglik Beresford, baskijski rzeźbiarz Francesco Durrio i Gauguin - a od czasu do czasu Wyspiański i Mehoffer. Mówi się tu oczywiście o malarstwie przede wszy stkiem, poezji, filozofuje naprzemian, dyskutuje o bieżących sprawach. Każdy z biesiadników tego okrągłego stołu ma coś zajmującego do powiedzenia. Gdy mówi, inni słuchają, a potem całemi wieczorami, nieraz i do północy, toczy się długa, gorąca dyskusja. 

Strindberg o lwiej czuprynie, w białej kamizelce, tak jak go Slewiński namalował, wykłada odkrywcze swoje teorje z dziedziny chemji, któremi, zaniechawszy chwilowo dramatów, cały jest zaprzątnięty. Udziela też czasem audytorjum przewrotowych swoich sądów i wynurzeń na temat przyszłości religji i przeżytego, rzekomo, chrystjanizmu. 

Gauguin w granatowej bluzie bretońskiego rybaka, o wyglądzie zażywnego pastora, prawi kaznodziejskim tonem na temat swoich rewelacji i rewolucji w malarstwie, wprowadzanych przezeń w sztukę wskutek świeżego zetknięcia się z prymitywem kultury i przyrody egzotycznego świata - lub tłomaczy nam Cézanne'a, którego sławną »Martwą naturę« przyniósł nam właśnie do obejrzenia. 

Mauclair mówi o felibrach - a Miriam Przesmycki tłomaczy Francuzom Hoene« Wrońskiego, nad którym właśnie pracuje. 

W lecie przenosi się całe towarzystwo do t. zw. ogródka, zamkniętego doo« koła wysokiemi ścianami murów, który rozpoznać można chyba tylko po piasku pod nogami, małym skrawku nieba i dużym pejzażu, wymalowanym przez Wyspiańskiego, jakby tło scenki, klejowemi farbami, na jednej ze ścian. »Fresk« ten, przedstawiał ogród Luxemburski z jego trawnikami, pełen posągów kamiennych i dekoracyjnych balustrad, na tle rozłożystych platanów, z fasadą pałacu Senatu w głębi. Na pierwszym planie kilka dziewcząt w ludowych strojach włoskich, - ulubione Wyspiańskiego modelki. Malowidło to, widziałem jeszcze w roku 1900, ale już mocno zniszczone. 

Władysław Ślewiński, ożeniwszy się, osiadł w Bretanji. Strindberg przeniósł się do Berlina, Gauguin wrócił na Tahiti. Lokal Madame Charlotte zmienił swoich klientów,- co się stało z nią samą, niewiadomo mi. Opustoszał historyczny ów stolik, nie przeminie jednak to, co nad jego okrągłą płytą swój przewrotowy początek wzięło. Dla nas wszystkich, którzyśmy tam wówczas byli obecni, pamiątką pozostanie na zawsze wspomnienie tego skromnego zakątka, gdzie całe jedno młode pokolenie polskich artystów zetknęło się z najnowszymi wówczas prądami francuskiego malarstwa, gdzie po raz pierwszy zapoznaliśmy się zCézannem i Gauguinem. 

KAROL MASZKOWSKI

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new