Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
- Kto zna Degasa? Powiedzieć - nikt, byłoby to przesadą. Zaledwie niektórzy. Mam na myśli tych, którzy go znają dobrze.
Dla miljonów czytających gazety codzienne jest nieznanym nawet z nazwiska. Malarze jedynie, wielu przez obawę, reszta z respektu, admirują Degasa. Czy rozumieją go dobrze?
Degas urodził się... nie wiem tego, ale od niepamięci jest stary jak Matuzalem.
Mówię Matuzalem, ponieważ sądzę, że Matuzalem mając lat sto musiał być takim, jak człowiek naszych czasów, mający lat trzydzieści.
W rzeczywistości, jest Degas zawsze młodym. - Szanuje Ingres'a, co sprawia, że szanuje samego siebie. Patrząc na niego, na jego kapelusz jedwabny na głowie, na niebieskie okulary na oczach, ma się wrażenie doskonałego notarjusza, »bourgeois« z czasów Ludwika Filipa, nie zapominając nawet o parasolu.
Jeżeli istnieje człowiek, który mniej stara się, aby uchodzić za artystę, to na-, pewno on,- a jest nim tak w całej pełni! A pozatem nienawidzi wszelkich szufladek, nawet i tej: artysty.
Jest bardzo dobry, ale że jest dowcipny, uchodzi za zjadliwego.
Zjadliwy i zgryźliwy. Czy to to samo?
Pewien młody krytyk, który ma manię wypowiadania opinji, tak jak Augurowie wygłaszają swoje sentencje, powiedział: »Degas dziwak dobrotliwy!« Degas dziwak! On który na ulicy zachowuje się jak ambasador na dworze. Dobrotliwy! Jakież to trywialne. Jest czemś lepszem od tego.
Degas miał dawniej starą bonę Holenderkę, relikwię rodzinną, która mimo to, a może dla tego, była nieznośną. Posługiwała do stołu. »Monsieur« nie rozmawiał wcale. Dzwony z Notre-Dame de Lorette stawały się coraz bardziej ogłuszające i ona zaczęła wykrzykiwać: »W każdym razie nie dzwoniłyby tak nigdy dia pańskiego Gambetty«.
Ah! Już widzę w czem to tkwi. Dziwak. Degas nie znosi interwiewu. Malarze Szukają jego aprobaty, żądają od niego opinji, a on, dziwak, zgryźliwy, ażeby uniknąć powiedzenia tego, co myśli, odzywa się bardzo uprzejmie: »Wybaczy pan, ale ja widzę tak niewyraźnie, moje oczy...«.
W zamian za to nie czeka, aż ktoś stanie się znanym. U młodych przeczuwa naprzód, i on, uczony mędrzec, nie mówi nigdy o braku umiejętności. Mówi do siebie: »z pewnością kiedyś będzie umiał« a, do malarza przemawia, jak jaki ojciec, jak do mnie w mych początkach: »Pan trzymasz już dobrze stopę w strzemieniu«.
Nikt go nie wprowadza w zakłopotanie.
Degas pogardza teorjami sztuki, nie zajmuje się wcale kwestjanii teoretycznemi.
Na mej ostatniej wystawie u Durand Ruela (Dzieła z Tahiti 1891, 1892) dwóch młodych ludzi, dobrze zorjentowanych, nie mogło wytłómaczyć sobie mojego malarstwa. Przyjaciele Degasa, pełni respektu dla niego, zapytali go o opinię, aby ich objaśnił.
Ze swoim dobrym uśmiechem ojcowskim, on, taki młody, powtórzył im bajkę »O psie i wilku«.
»Patrzcie, Gauguin, to ten wilk«.
Oto człowiek. A malarz jaki?
Jednym z pierwszych obrazów znanych Degasa jest magazyn bawełny. Po co go opisywać: przypatrzcie mu się raczej, a przedewszystkiem przypatrzcie się mu dobrze i przedewszystkiem nie gadajcie do nas: »Nikt nie umiał lepiej malować bawełny«. Nie chodzi wcale o bawełnę, ani o »bawełniarzy«
On sam to wiedział tak dobrze, że poszedł dalej. Inne jeszcze ćwiczenia, ale już braki wysuwały się, wyciskały swoje piętno i można było widzieć, że, młody jeszcze, był już mistrzem. I już dziwakiem. Pod dziwactwami kryją się jakże mało dostrzegalne wzruszenia serdeczne serc inteligentnych.
Wychowany w świecie eleganckim śmiał popadać w ekstazę przed magazynami modystek z ulicy de la Paix, przed ładnemi koronkami, przed temi kapitalnemi wytworami rąk naszych Paryżanek, które potrafią upiąć kapelusz extrawagancki. Trzeba je zobaczyć na wyścigach, te kapelusze osadzone zuchwale ponad warkocze i płaszczyki, a jeszcze lepiej zobaczyć poprzez to wszystko koniec noska, możliwie jak najwięcej figlarnie zadartego.
A potem szedł wieczorem odpocząć po dniu w Operze. Tam, powiedział sobie Degas, wszystko jest fałszywe: światło, dekoracje, warkocze tancerek, ich gorset, ich uśmiech. Jedynie prawdziwe efekty, które z tego płyną, szkielet, kościec ludzki, puszczenie tego wszystkiego w ruch, arabeski wszelkiego rodzaju.
Ile w tem siły, giętkości i wdzięku! W pewnym momencie wpada mężczyzna samiec ze swoją serją »entrechats« tanecznych i podtrzymuje tancerkę, która mdleje. O tak, ona mdleje tylko dla tego momentu. Wy wszyscy, którzy chcecie posiąść tancerkę, nie spodziewacie się ani na chwilę, że wam omdleje w waszych ramionach. To nieprawda: tancerka mdleje tylko na scenie.
Tancerki Degasa, to nie kobiety. To mechanizmy w ruch puszczone o liniach pełnych gracji, cudownie zrównoważonych. Skomponowane jak kapelusz z ulicy de la Paix ze swoją tak ładną sztucznością. Gazy lekkie też się podnoszą, ale nikt nie myśli patrzeć na »dessous«, tem mniej na te czarne gałganki, które ujmują efektu białościom.
Ramiona są za długie, jakby powiedział taki pan od sztuki, który z metrem w ręku tak dobrze kalkuluje proporcje. I ja też coś wiem o tem, miałem z tem dosyć do czynienia przy martwej naturze.
Dekoracje Degasa nie są pejzażami, to tylko dekoracje. Pan od sztuki powiedziałby: De Nittis 1 robił je także, i to o wiele lepiej.
Konie wyścigowe, żokeje, na tle pejzaży Degasa, jego własnych.
Bardzo często szkapy, chabety ujeżdżane przez małpy, pokraki.
W tem wszystkiem nie ma wcale »motywu«: jedynie życie linji, linii i raz jeszcze linji. Jego styl, to on.
Po co on swe prace sygnuje. Nikt mniej od niego tego nie potrzebuje.
W ostatnich czasach namalował dużo aktów.
Krytycy naogół widzieli w nich kobietę. Degas widzi wprawdzie kobietę... ale nie chodzi o kobiety, podobnie jak dawniej nie chodziło o tancerki,- co najwyżej o pewne fazy z życia, znane przez niedyskrecję.
Degas jest jednym z tych rzadkich mistrzów, którzy potrzebują się tylko schylić, aby brać,- pogardził »palmami akademickiemi«, honorami, majątkiem, bez goryczy, bez zazdrości. Tak poprostu, przechodzi przez tłum ludzki. Stara jego Holenderkabona umarła, gdyby nie to, powiedziałaby: »A przecież dla pana takby w te dzwony nie bito«.
20 stycznia 1903
<Tłóm.: S. S.>
PAUL GAUGUIN