Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
<Od 1900 do 1925 roku>
WALKA o nowe prawdy jest jedyną drogą naprzód wiodącą. Walka bezwględna, niepolemizująca. Przeraża tylko starców i ludzi w tradycji zaśniedziałych. Jest dziełem W ludzi dojrzałych entuzjazmem młodych i silnych, tęsknotą dzieci. Nie patrzy na piękno gestu czy jego estetyzm - jej dzieło to genjalny w swojej brutalności szkic na przyszłość. Może zadziwić, przerazić, przekonać lub zwyciężyć, lecz nigdy - estetyzować. Tak samo walka w sztuce. Dlatego tak wielu z pośród widzów stoi bez podziwu przed dziełami Donatellów, Ucellów, Castagnów, choć pięć wieków już o nich gada i dlatego też tak wielu patrzy z zachwytem na Botticelli'ch czy Rafaelów - ci dwaj są bowiem wytworem czystego estetyzmu. Lecz już dzieła Michała Anioła są fałszywym zachwytem widza - pociąga w nim legenda tragedji jego życia, nie załamanie się na nim sytych form renesansu i przetworzenie ich na barokową wielkość niepokoju. Niech więc nikogo nie przeraża rzekoma brutalność nowej sztuki - jest ona lepieniem pierwszych form z bezkształtu materji, szuka prawd, nie wytworności. Obawę i brak zaufania wzbudza w widzach nowość tej sztuki, jej rzekoma nieszczerość, jej bezkształt. Słowa kubista, futurysta, sztuka abstrakcyjna są dla wielu, czem ongi dla ludzi południa było słowo »gotyk« - na poły niezrozumieniem, na poły ironją. Mówi się »tyle nieudanych prób«. Mówi się »takie niezrozumiałe«, »tyle teorji«. I nikt nie chce pojąć jednego. Nowy prąd w sztuce, to nie jest jakaś siła oderwana, wirująca pośród spokoju życia, lecz z głębi chaosu ciągłego ruchu formująca się wraz z całem życiem świata. Jest to żywioł idący poprzez całe życie iw każdej dziedzinie formujący nowe dla tej dziedziny swoiste formy. Ta sama siła życiowa tworzy wojnę w Europie, rewolucję w Rosji czy nowy prąd w sztuce: rewolucjoniści rosyjscy uznali ekspresjonistyczną, futurystyczną sztukę za wyraz ich idei, jak ongi rewolucja francuska nadała jedyne prawo obywatelstwa klasycystycznej sztuce Dawida.
Nowy prąd w sztuce nie jawi się niby radosna nowina, wiadoma kilku poświęconym a tłumom obca, lecz owszem, obca tym, przez których się światu objawia: przeto mówimy »genjusz jest narzędziem idei«. Pyszne ujęcie przez Romain Rollanďa postaci Michała Anioła, jako człowieka cieleśnie, fizycznie nie dość silnego dla wykonania tych zadań, jakie żywioł genjuszu od niego żąda, jest ucieleśnieniem tej samej idei. Nie należy też sądzić, że nowe ujęcie form w sztuce jest wynikiem świadomego procesu tworzenia,- że oto ktoś poznawszy nagle jałowość swojej do dzisiejszej sztuki, tworzy nowe teorje i po szczeblach teorji do odkrycia nowych prawd dochodzi. - Tak czynią epigoni, kiedy czują, że sztuka ich nowym prądom ostać się nie może. Lecz nie należy sądzić, że genjusz dochodzi do nowego ujęcia form drogą wskroś świadomych przeżyć. Cały proces - o ile tu wogóle mowa o jakimś procesie powstawania być może - zachodzi w sferze nieświadomości. Nowe ujęcie staje się w nim, jawi się drogą nieznanych intuicyjnych nawiązań między przeżyciem a kształtowaniem. I dzieło nowe zastaje genjusza w jego pracowni tak samo nieprzygotowanym jak was na wystawie. Pierwsze wejrzenie w nowo powstałe dzieło odkrywa twórcy istotę rzeczy. Potrzeba mózgu zmusza do analizy. Wówczas to powstają dzieła surowe, brutalne - dzielą jawiące się we wszystkich epokach odrodzin sztuki - które my nazywamy dziełami teoretycznemu Aż poznawszy istotę swojej twórczości artysta staje się panem owych wczoraj jeszcze mu obcych choć własnych form i wówczas powstają dzieła w ujęciu łagodniejsze przystępniejsze dla uczuć. Artysta odważny i duchem zaborczy nie lęka się i wprost biblją form swoich zwycięża. Lecz kto przed swojemi nowemi formami staje zadziwiony i dla siebie samego szuka wytłómaczenia, ten tworzy teorje: teorje artystów są ich obroną przed samymi sobą. Nonsensem więc jest tak często słyszany zarzut, że artyści malują według swoich teoryj, gdy na przykład Leonardo da Vinci teorje swoje tworzył na podstawie własnej twórczości. Teorje nie powstają nigdy przed dziełami. Jeżeli, to u kilku szalbierzy. Lecz cóż to znaczy? Pamiętacie ową słynną historję, gdy pewien dowcipny a raczej dowcipujący malarz przywiązał osłu do ogona pędzle w różnych farbach maczane i postawił go zadem do płótna. Osioł poruszając ogonem wymalował obraz? Obraz został pono wystawiony. Czyż został przez to skompromitowany impresjonizm? i obraz Maneta ma przez to mniejszą wartość dla nas? Niezawodnie, że nie? Tak samo nie może skompromitować nowego kierunku kilku szalbierzy kłamiących sztukę frazesem form czy teoiji. Nie należy więc obawiać się ani nowości rzeczy, ani teorji, ani pozornej brutalności, ani też ironicznych uśmiechów. Należy zbliżyć się do tej sztuki, poznać ją, zrozumieć konieczność jej powstania i wówczas dopiero ocenić. Do sztuki tej przekonała mnie początkowo historyczna konieczność jej powstania i z tej strony chcę zagadnienie nadewszystko oświetlić.
Wówczas kiedy Leonardo da Vinci, Dürer, Rafael szukali ostatecznego wyrazu spokoju i sytości form doskonałych, niespokojny, w bezustannej walce z bezkształtem materji trwający Michał Anioł, rozpierał doskonałą skończoność form patosem swoich tytanicznych zaprzeczeń i odstępstw od natury. Barokowy monumentalizm nadawał ciałom jego postaci pozaludzką, półboską dostojność i tem samem odbierał im te wartości, jakie posiadały dzieła klasyków renesansu: możność bezpośredniego pokrywania się z formami ciał żywych. Michał Anioł, najistotniejszy wyraz w gruncie patetycznego ducha włochów, który z tą samą siłą objawia się w pieśni Św. Franciszka, w baroku czy futuryźmie, rozparł niezachwiany spokój renesansowego klasycyzmu i stworzył formy, wychodzące poza normalne granice ciała ludzkiego. Genjusz z pomnika papieża czy Pietà z pałacu Rondanini - dzieła tyleż bliskie barokowi ile naszym czasom, są niezawodnymi dowodami rewolucyjności Michała Aniołai jego zerwania z tradycją renesansu.
Tradycję jego przejął może półświadomie, może pod wpływem pierwszych rysunków robionych według rzeźb Michała Anioła - Jacopo Tintoretto, by zlać ją w ręce El Greca. Rysunek Tintoretta - to w szerokich, możnych rzutach pędzla czy pióra narzucona synteza ciała ludzkiego, synteza szukająca nie zaokrąglonych linij Rafaela, ale silnych napiętych, jednem rzutem linji zamkniętych form. Z nich i z Michała Anioła wywodzą się formy El Greca.
Nie jest dziełem przypadku, że dopiero nasze czasy uwartościowiły tego malarza, jak nie było dziełem przypadku, że epoka impresjonizmu odczuła po raz pierwszy i najgłębiej niedokończone rzeźby Michała Anioła: każda twórcza epoka odkrywa w przeszłości te okresy, które sama tworzy w teraźniejszości. El Greco musiał być obcym w swojej epoce. Duchem żył w średniowieczu, w mocnej skupionej patetyce mistycznych zachwytów, do jakich dochodzi wybujały indywidualizm jednostek, oderwanych od życia ogółu, kiedy w tęsknocie za jakimś absolutnem ogniwem wiecznej wspólnoty, szuka jedności w poły religijnej, w poły ekstatycznej mistyce. El Greco był czasom swoim obcy duchem, lecz bardziej formą. Postacie jego posiadają stylową podługowatość postaci z katedr romańskich, ich gest przypomina mocny patos dzieł średniowiecza i. razem baroku, lecz kształtowanie jego form jest obydwu epokom obce i od nich odrębne. Święci w rzeźbach z Moissac czy z obrazów bizantyńskich są traktowani jako postacie ściśle w sobie zamknięte i od tła oderwane w rzeźbach przez własną plastykę, w obrazach zaś przez odmienną barwność: żyją w otoczeniu tła przez własną indywidualność formy. To samo dzieje się w sztuce pierwszych dziesiątków lat XVI wieku.
W obrazach El Greca barwa rozszczepia odrębną istność ciał: granica ciał, granica przedmiotów nie jest absolutną granicą poszczególnych form w obrazie. Kiedy sfumato świetlne Leonarda da Vinci wydobywało zamkniętą linję ciał, to światło i kolor Greca istnieją niezależnie od form, które mają charakteryzować, są zasadniczą niezależną wartością obrazów, to znaczy: nie modelują dotykalnych form ciał, lecz tworzą barwne płaszczyny, tak iż ciała me powstają z ich przyrodniej plastyki lecz jakgdyby wybuchają z płomieni barw. Naturalistyczna, rzeczywista proporcja ciał, ich stosunek perspektywiczny są mu często zupełnie obojętne postacie jego są niemal barwnemi kolumnami kompozycji obrazu.
Problemat lub raczej wola do usunięcia istotnej, dotykalnej plastyki ciała, jako pierwiastku modelującego i do wysunięcia na pierwszy plan elementu nowego, światła ujmującego nie poszczególne przedmioty lecz całość obrazu jako jednego zjawiska, jako części życia, była nowym i decydującym zwrotem w sztuce. Objawiała się po raz pierwszy w myśli Leonarda da Vinci, podniesiona była do czynu rewolucyjnego w dziele Caravaggia, a usankcjonowana religijną miłością i odkryciem w słońcu najgłębszych prawd życia, myśli, miłości, czy symboliki w dziele Rembrandta. Linja, która w dziełach gotyku czy renesansu była najdoskonalszą i jedyną granicą ciał i przedmiotów, zatraca swoją podstawową wartość,- granicą form w obrazie staje się granica świateł i cieni. Ciała, przedmioty, wnętrza - wszystko to zostaje zanurzone w mocne kontrasty plam jasnych i ciemnych i nie zachwyca już nikogo doskonałość ciał plastycznie modelowanych, jakaś twarz Holbeinowskiego rysunku - lecz tajemnica gry świateł i cieni, przetwarzających się już u Greca na grę barwnych fal.
Czyn Rembrandta, idący od północy i niemal współcześnie nadchodzące ujęcie Greca i przebudzenie Caravaggia, były zasadniczą przemianą wartości w malarstwie. Ani pseudoklasycyzm Francji XVII wieku, walczący przeciw brutalnej sile ruchu Rubensa, na którym miał się później oprzeć w swoim bezgranicznym zachwycie Delacroix, ani klasycyzm Francji porewolucyjnej ze sztucznie zamkniętą formą Davida, ani oczywiście pseudoklasycyzm renesansowy nazareńczyków, ani żaden inny ruch więcej nie mógł biegu rzeczy powstrzymać. Fuga Rubensowska, barwność Tiepola czy jego kompozycja porwana, niszcząca wszelką architektoniczną linję - wszystko to było skutkiem tego samego pędu. Jeszcze w przededniu Manctowskiej epoki Goya, ów tragik, groteskowej zwierzęcości i tępoty człowieka, rozbija przedmiotową jedność rzeczy na brawurowy lśniący pył świateł i cieni: jednym błyskiem świetlnym wydobywa z ciemni demoniczną prawdę ludzkiego okrucieństwa. Celem jego było nie wydobycie całego zjawiska, jak to chciała sztuka renesansu i jak tego żądają jeszcze tysiące widzów, szukających w dziele sztuki nadewszystko naturalistyczncj prawdy, lecz wydobycie tylko charakteru rzeczy. Fakt ten określa Rodin w swojej Pages Postumes wydanych przez Paul Gsell'asłowami prostemi i sięgającemi do najistotniejszej prawdy sztuki XIX wieku. »Wszystko jest piękne dla artysty, gdyż w każdem jestestwie iw rzeczy każdej jego badawcze spojrzenie odkrywa charakter, to znaczy prawdę wewnętrzną, która przegląda po przez formę. I ta prawda - oto istotne piękno!«
Zdanie to określa zasadnicze podstawy sztuki XIX wieku: miast zjawiska, jego charakter, charakter duchowy lub formalny, miast formy, prawda wewnętrzna, która przegląda po przez formę. LI początku XIX wieku stoi w sztuce europejskiej człowiek, który w przeczuciu dalszych możliwości powiedział »Le sublime est dû le plus souvent, chose singulière, au défaut de proportion. Mozart, Racine paraissent naturels, étonnent moins que Shaekspeare et Michel Ange«. Są to słowa Delacroix. Sztuka jego, to fuga ognistych barw na tle głębokich, niebieskich ciemni. W olbrzymich rzutach pędzla, w pędzie zderzających się ze sobą najostrzejszych kolorów wydobywa nie całe zjawisko, lecz jego istotę oddaną kładzeniu, rzutach i rozpędzie barwnych plam. Lew Delacroix - to zahamowana potęga, to siław potencji żyjąca rzutem pędzla i zderzeniem barw, to »la vérité intérieure qui transparait sous la forme«. Plastyczna absolutna dokładność widzenia zanika. Wyobraźnia artysty odnajduje bezpośredni wyraz nie w plastyce rzeczy jak u Mantegnii, nie w rozkładzie świateł i cieni jak u Rembrandta, lecz w oddaniu charakteru rzeczy przez barwę jako podstawową i jedyną teraz wartość malarską. Porównanie pism Albertiego <wiek XV) i listów Van Gogha wskaże nie przeczuwanie wielką różnicę barwnych odczuć renesansu i czasów dzisiejszych.
Wydobycie barwnego charakteru rzeczy to podstawa impresjonizmu. W Claude Monecie dochodzi impresjonizm do ostatnich swoich konsekwencyj. Jedyną materją jego obrazów jest w nieustannym ruchu drgająca atmosfera widziana jako ruchoma barwna masa pyłu. Powietrze, światło, przesycone mglistą wilgocią, atmosfera, niszczą dotykalność rzeczy, rozsypują ich granice, pozbawiają stałości. Przedmioty istnieją o tyle, o ile promienie odbijające od ich barwności przełamują się w atmosferze. Powstają formy, których granicami są granice załamań odrębnych barwnych wibracyj powietrza. Podstawą kompozycji w obrazie jest już tylko harmonijny układ barwnych plam.
I nagle popłoch powstaje wśród impresjonistów, przerażenie przed bezkształtem tworzonego przez nich świata. Przeciwnicy impresjonizmu szukają powrotu do zamknięcia form w kształty bardziej określone i ujmują masy plam barwnych nie w klasyczny zarys ciał lecz w kształty uplastyczniające charakter form rzeczywistych, niby przedmiotów widzianych poprzez mgłę słońcem przepojoną. I więcej rozszczepiają całą barwną materję obrazu na drobne dotyki i plamki, tworzące w obrazie nowe kształty, nowe formy ze światem zjawisk rzeczywistych nie mające już żadnych wspólnot. Tak powstaje pointylizm lub dywizjonizm <Pisarro, Sisley, Signac, van Rysselberghe>, który jest otworzeniem drogi do tego kierunku, który później miał otrzymać nazwę expresjonizmu, jest on też pierwszem wniknięciem w sztukę Van Gogh'ai Gauguin'a. Zwracam tu uwagę na niezaprzeczone pokrewieństwo między ostatniemi dojrzą- łemi dziełami Pisarra amłodemi pracami Gauguin'a.
Rozproszenie kształtów w ujęciu impresjonistów zniszczyło materjalną prawdę przedmiotów, a krystalizacyjna linja i stylizacyjna płaszczyzna Van Gogh'a czy Gauguin'a nie powróciła kształtom ich rzeczywistej istotnej granicy.
Van Gogh łączy rozproszone kreski i barwy przez linję stylizacyjną, później przetwarza je na harmonję jednotonowych barwnych płaszczyzn, zbliżonych w kształcie do zarysu przedmiotów, lecz lin je ich obrysu nie określają granic przedmiotów lecz granice barwnych płaszczyzn stylizujących te przedmioty. Impresjonizm to przesadzony obraz rzeczywistości. Malowidło Van Gogh'a to przetworzenie rzeczywistości na nowe ku ogólnemu kierunkowi ducha i myśli podporządkowane ujęcie form świata rzeczywistego. W tej chwili powstaje nowy stosunek artysty do świata - przebija się żyjący podświadomie prąd i ludzkie ja, ludzkie odczucie pragnie opanować i przetworzyć świat zjawisk rzeczywistych, wydobyć cały świat z wewnętrznego życia człowieka, jako wyraz jego myśli i woli. Człowiek zwycięża rzeczywistość i ją opanowuje. Ekspresjonizm to zaprzeczenie bezpośredniego kontaktu artysty ze światem zjawisk, to wplecenie nowego ogniwa między artystę a świat widzialny, ogniwa przetwarzającej się myśli ludzkiej.
Impresjonizm daje ruch atmosfery, więc zjawisko bezpośrednio widziane,- Van Gogh daje w barwach radość wiecznego stawania się życia, świat jako proces wzrastania, ruch jako istotę świata nie widzianą lecz odczutą. Obraz jego, to w formach malarstwa oddany stosunek myślowy artysty do świata: drzewo wyrasta z obrazu Van Gogha niby z serca ziemi. Owo przetworzenie form rzeczywistych na formy nowe z ducha i z myśli człowieka idące, było niezawodną drogą do ostatecznego oderwania kształtu przedmiotów w obrazie od ich form rzeczywistych. Owa potrzeba odżegnania się od realizmu widzenia rzeczy wytworzyław tej samej mierze słynny pozarealny posąg Rodin'owskiego Balzaca, w jakiej rozbudziła w Gauguinie tęsknotę do świata form od europejskiego odmiennych, w prymitywizmie swoim prostych i monumentalnych.
Wszystkie te pierwiastki zarówno formalne jak psychiczne stały u podstaw sztuki Cézanne'a. Cézanne poszedł po drodze analizy form widzianych, by odnaleźć absolutne uproszczenie mnogości form. Prowadziła go do tego jego przedziwna psychika, niemal naiwna prostota widzenia i potężna majestatyczna powaga czucia. Świat jego nie był cudownym objawieniem barwnych harmonji Van Gogh'a czy Gauguin'a, lecz poważną jednolitą budową architektoniczną. Natura, człowiek, duch - wszystka mater;a, w jakiej się życie przejawia, była dla niego z natury rzeczy niby budowa zamkniętych w sobie płaszczyzn. Cézanne malował z natury i twierdził, że inaczej malować nie może i nie należy - lecz już w czasie malowania rozkładał widzianą naturę na szereg płaszczyzn, z których budował architekturę pejzażu. Sam on mówił, że chce »zrobić z impresjonizmu coś tak trwałego, jak sztuka muzeów«. Maurice Dénis powiada: »Cézanne pragnął stać się klasykiem impresjonizmu«. Istotnie. Sztuka Cézanne'a tkwi w impresjonizmie. Plamy farb są ta!; niespokojne, jak w obrazach impresjonistów. Lecz głębokie odczucie zwartego majestatu natury każę mu owe w ruchu będące masy zatrzymać i zamknąć w określone płaszczyzny. Cézanne wywodzi się z impresjonizmu, lecz go przezwycięża, przetwarza jego wartości malarskie i podnosi je do znaczenia wartości architektonicznych w budowie: drzewa jego są niby wielkie kolumny, na których opiera się konstrukcja pejzażu. I ludzie Cézanne'a stają się zamkniętemi formami, jak drzewa czy domy. Najprostsza linja ciał ujmująca tylko to, co jest ich ostatnim syntetycznym wyrazem, ogranicza barwne masy w kształty ludzkiego ciała. Ruch tych ciał, ich poza, są mu tyle obojętne ile ruch gałęzi drzewa,- ich dokładność przedmiotowa jest bez zasadniczej wartości: postać ludzka w pejzażu to pewna forma barwnej plamy, będąca architektoniczną częścią całości. Tak pojmował człowieka El Greco, tak pojmował go Hans von Marées. Cézanne poszedł dalej.
Pozbawił człowieka jego odrębnej indywidualnej wartości. Piękno ciała ludzkiego jako odrębnego kształtu przestało istnieć dla niego - piękne, to znaczy harmonijnie z wszechświatem zrosłe i z wszechświata powstające. Postaci ludzkiej nadał wartość smukłej plamy barwnej, drzewu wartość kolumny, pejzaż zaś przetransponował na architektonikę barwnych płaszczyzn, iż zamiast realnego świata przedmiotów dał swoją filozoficzną koncepcję, której echem są słowa jego: »malować według natury nie znaczy to kopiować dany objekt, lecz tylko realizować własne wrażenia (peindre d'après la nature, ce n'est pas copier 1 objectif, mais seulement réaliser ses sensations)«. Wynikiem tej myśli były słynne już dzisiaj słowa, na których miała się załamać sztuka posezanowska »tout tend dans la nature se modeler selon sphère, le cône et le cylindre, il faut s'apprendre à peindre ces figures simples, on pourra ensuite faire tout ce qu'on voudra (wszystko w naturze modeluje się według koła, stożka i należy nauczyć się rysować te formy proste, a później będzie można namalować co się tylko zechce)«. I słowa te sprowadzające podstawę umiejętności malarskiej do zdolności rozłożenia świata rzeczywistego na podstawowe, idealne formy geometryczne ciał, były pierwszem, dopiero w myśli wyrażonem, zerwaniem z podstawowemi zasadami sztuki europejskiej.
Intelektualizm widzenia, konstrukcja architektoniczna, myśl o geometrycznej podstawie budowy ciała, i coraz to dalej idące odszczepienie się od form rzeczy widzianych - oto podstawy, na których sztuka musiała dojść do ostatecznych konsekwencji rozwoju - do zdecydowanego zerwania z tradycją renesansu, to znaczy ze sztuką realistycznie przedmiotową.
Podstawą twórczości XIX wieku był absolutny, nieodwołalny i niedyskutujący realizm. Zjawiska świata widzianego narzuciły się człowiekowi z niedającą się pohamować siłą. Literatura, wiedza, sztuka znały jeden tylko problemat - problemat życia realnego. Daremne były wszystkie tęsknoty do mistycyzmu. Swedenborgizm Balzac'a czy transcedentalność Ibsena musiały ustąpić przed charakterem epoki, którym była udoskonalona zdolność obserwacji życia codzienego, a nie pozaświatowość lub idealizm. Estetyka epoki twierdziła, że każde zjawisko życia jest godne sztuki, gdyż każde jest częścią życia: zamiast Madonny zjawiła się dziewka uliczna. Brzydota bez Breughel'owego humoru, bez tragiki Goyi, prosta brzydota brudnego zaułku miejskiego została podniesiona do znaczenia piękna. Powiedzenie Zoli stało się hasłem duchowem epoki. W sztuce plastycznej trwał jedyny nienaruszalny dogmat: malarstwo ma dawać oczom tylko to, co z życia oczami przejęło. Pomiędzy uczucie a jego wyraz musiało być wprowadzone ogniwo pośrednie - zjawisko świata widzialnego w całej jego trójwymiarowej rzeczywistości lub jego iluzja. I nikt nie walczył o inny wyraz. Nikt nie sprzeciwiał się raz na zawsze przyjętej normie, że uczucie musi być wtłoczone w te formy, jakie świat zjawisk rzeczywistych zna i gotowe podaje. Smierteina walka artystów dziewiętnastego wieku była walką o prawo wolnego naśladownictwa natury.
I tylko o to. Najbardziej senzytywny malarz musiał w chwili podniety szukać wokół siebie przedmiotu, o który mógł by zaczepić swoje uczucia. Stąd wiecznie powtarzające się te same tematy - pejzaże, martwe natury, akty, wnętrza, altanki, zachody słońc i t. p. Uczucie nie miało prawa wypowiadania się bezpośredniego w formach, które z natury rzeczy są formami sztuki malarskiej - w linjach, barwach, płaszczyznach, musiało wcielić się w jakikolwiek przedmiot. Kamienie musiało ożywiać lub milczeć. Niewola rzeczywistości krępowała twórczość. Zmęczenie nie szukało ucieczki. Nie wiedząc dokąd zatulało się w te epoki, które stały ponad rzeczywistością. Odnajdywało je w zapomnianych salach muzeów i sztuka Assyrji, Babilonji, Egiptu, sztuka prymitywów średniowiecza, wreszcie twórczość narodów pierwotnych - stały się przytułkiem zabłąkanych artystów Europy. Aż poprzez wszystkie formy niewolnictwa - europejskiego realizmu, assyryjskiej zwartości czy prymitywizmu murzynów, współczesny artysta doszedł do żądania wolności absolutnej, nieskrępowanej przez żadne prawa rzeczywistości. Odrzucił przedmiotowość sztuki i żądał dla malarstwa prawa wolnego bezpośredniego wyrazu uczuć w formach czystej sztuki malarskiej - w linjach, barwach, płaszczyznach.
Malarstwo żąda równouprawnienia z muzyką, chce przemawiać przez barwy czy linje, jak muzyka przez tony przemawia, bez obowiązku czepiania się o przedmiotowość świata zjawisk rzeczywistych.
Cała ta przemiana zaszła w sztuce jednego człowieka, artysty po dziś dzień jeszcze dla nas problematycznego, człowieka niezawodnie o znaczeniu przełomowem w sztuce, Picasso.
Przybył do Paryża bardzo młody jeszcze i rozpoczął okres Steinlenowski. Malował wielkomiejską ulicę, ogrody, domy, uliczników, kobiety miasta. Malował prędko - przeciętnie dziesięć obrazów dziennie. Wkrótce miał tyle płócien gotowych, że w czerwcu roku 1901 zorganizował u Volíarda pierwszą swoją wystawę publiczną. Była to wystawa młodzieńcza. Dziewczęta, dzieci, wnętrza, kawiarnie, publiczne bale - oto tematy. Patrząc na te obrazy, na ich »manière« szybką i dorywczą, spostrzec można, że Picasso chciał widzieć wszystko i wszystko wyrazić. Tytuły jego obrazów: Toledo, Iris, Matka, Absynth it. p. Ten plagiat wprędce go męczy - i od Steinlena przeszedł do Lautreca. Okres ten wydaje jeszcze całe mnóstwo obrazów podobnych - dziewcząt, tanecznic, portretów naprędce szkicowanych po barach czy na przechadzkach - a klowni i arlekini z tej epoki są zapożyczonymi od innych artystów. Wszystko to nie zadowala Picasso. Powrócił z podróży z Hiszpanji z portretami barbarzyńskimi ale naprawdę ciekawymi. Lecz i to nie trwa długo. Szuka zawsze oryginalności, a ponieważ wówczas właśnie przejął się dziełami El Greco i że fotografje obrazów tego mistrza umieścił na ścianach swego pokoju, więc zainaugurował »okres niebieski«. (Kiedy indziej Picasso kopjował Puvis de Chavannes'a>. Okres niebieski go poniósł. Jest to okres wygłodniałych par miłosnych zszczepionych ze sobą przy kieliszku absyntu. Picasso mieszkał wówczas na place Ravignan.
Później nastąpił »okres czerwony«, który wydał nadzwyczajne portrety. Picasso szuka bezustannie samego siebie. Jego wirtuozostwo pozwala mu ćwiczyć się we wszystkich trudnościach. Malarstwo jest dla niego sportem. Kusi go wiecznie niemożliwe, i idzie po wszystkich drogach. W ten to sposób natrafił na rzeźbę murzyńską i naraz przerzucił się na malarstwo murzynów.
Ta przedziwna rzeźba afrykańska objawiła mu kwadraty, sześciokąty <kuby>, trójkąty i inauguruje »okres murzyński«. Amatorzy dziwią się, kiwają głowami. Genjusz czy błazen? - pytają, gdy nie pozostawiając im czasu do namysłu, Picasso »leur jette au nez le Cubisme«“. Picasso nie był wynikiem przypadkowym ani kaprysem chwili. Historja rozwoju form przygotowała możliwość lub konieczność jego sztuki Cézanne był ostatnim etapem przetwarzającej się sztuki renesansu. Formy jego były treścią jego uczuć i myśli, nie treścią świata zewnętrznego, były wyrazem woli do ujęcia świata w normy niezmienne, będące niby idee rzeczy miast rzeczy samych. Posągi murzyńskie, budowane zpłaszczyzn zamkniętych w fantazję kształtu ludzkiego przez tę prawdziwą bizarre - konieczną prawomocność, która tym rzeźbom nadaje wyraz i przerażenia i absolutyzmu i dziwnego smutku razem - przygotował sztukę Picasso na zewnątrz.
Jego własna psychika, czułe medjum stającego się życia współczesnego, owo jedyne wybrane, przez które wyraża się wola życia współczesnego - była wewnętrznem przygotowaniem, gruntem, na którym wyrosłai objawiła się nowa prawda w sztuce, mająca w tej samej chwili ogarnąć całą Europę. Picasso, który w dziełach wszystkich epok starał się wszystkie wzruszenia swoje wyrażać przez formy czysto malarskie i już w »okresie niebieskim« wyrażał smutek jak gdyby przez symbolikę barw i linji, był również formalnie przygotowany do wydania malarstwa, w którem forma czysta, bezpośrednia, forma jako abstrakcja świata, jako pierwszy impulsywny wyraz tworzącej się woli ludzkiej, miała być jedynym wyrazem przeżyć. Obrazy Picasso były redukcją świata widzianego do jego najprostszych elementarnych form, które powstają w naturze dzięki siłom od woli człowieka niezależnym, jak krągłość opadającej kropli wody, stożkowatość usypującego się pagórka piasku - reprodukcją do tych absolutnych geometrycznych form, jakie są podstawą rzeczy.
Picasso usuwa w swoich dziełach zasadniczą wartość sztuki europejskiej - przestrzeń t. j. głębię czy perspektywizm, daje więc zamiast iluzji rzeczy trzechwymiarowych dzieła o wartościach dwuwymiarowych a tem samem usuwa wszelką współrzędność z rzeczywistością.
Przemiana ta zachodzi w dziełach jego nie odrazu. Wyzwoliło ją ostatecznie widzenie rzeźb murzyńskich. W rzeźbach tych zastanawia ścisła absolutna zamkniętość form (zamknięty kloc drzewa), płaszczyźniany charakter rzeźby i wynikająca stąd przedziwna konieczność w konstrukcji płaszczyzn.
Tern, co je łączy w jedno jest prawo, niezmienność.
W nieruchomości form ich zdaje się być wyrażona nieubłagana, przerażająca wola bogów, ich absolutna potęga. I owa to niezmienność, absolutyzm konstrukcji, eliminujący wszelką przypadkowość, zastanawiał artystów, czujących potrzebę reakcji na niepokój i przypadkowość. Dlatego to Bourdelle, Maillol, Gauguin szukali ratunku w spokoju i majestacie Egiptu, Assyrji czy Babilonji. Picasso poszedł dalej - szukał podstawowej, niezmiennej istoty zjawisk. I ta objawiła mu się, kiedy malował obrazy, do których modelem mu były owe rzeźby murzyńskie. Były one modelem do obrazu zatytułowanego »Dwie nagie kobiety«. Picasso uległ w nich wrażeniu kształtów oddanych przez formy nawskróś płaszczyźniane, zderzające się ze sobą ostro, linijnie, i dające obrysować się jedną mocną linją, uległ wrażeniu prostoty, zdecydowania, geometrycznej czystości tych form. By wydobyć ten ich charakter - konstrukcję z płaszczyzn zamkniętych w formy geometryczne, usuwa głębię i wszystkie części ciała układa na jednej powierzchni a tem samem przetwarza obydwa w uścisku złączone i jakimś dziwnym smutkiem owiane posągi w układ płaszczyzn, złączonych w jedność przez naturalny kształt ciał.
I gdy teraz maluje martwą naturę, to każdy przedmiot doprowadza do najprostszej konstrukcji płaszczyzn i głębię obrazu, nprz. zagłębienie pokoju, idealne pojęcie przestrzeni materjalizuje przez szereg bądź form płaszczyźnianych bądź na jednej powierzchni leżących walorów barwnych i wszystkie te poszczególne proste formy łączy w jedność konstruktywną, poprzez którą można rozpoznać poszczególne przedmioty.
W podobny sposób traktuje pejzaż »L'usine Loto del Ebro«. W intelektuaínem poszukiwaniu istoty rzeczy idzie dalej.
Maluje obraz zatytułowany »Skrzypce«, i daje materjalną analizę przedmiotu - skrzypiec - więc płaszczyznę drzewa, w jakiem skrzypce rznięte, formy zamykające skrzypce w kształcie litery B, a między dwie części deki wmalowuje projekcję strun i dźwięków, a wszystko to razem łączy w jeden obraz przez siłę barwnej, linijnej konstrukcji. Dalszą ewolucją jest obraz »Arlekin z gitarą«, gdzie materjalna analiza przedmiotów zaczyna zatracać się w projekcjach geometrycznych, aż w obrazach takich, jak »Studentka« zatraca się wszelka przedmiotowość zjawiska, cały obraz staje się konstrukcją geometrycznych projekcyj: na tle szeregu szerokich przez tonowanie i walory barw zaznaczonych płaszczyzn, materjalizujących przestrzeń, zarysowuje się konstrukcja płaszczyzn, linij i figur geometrycznych zamkniętych w jedność prawem jakie rządzi światem ciał nieorganicznych. - Zostaje ciało krystaliczne, nowy od rzeczywistości niezależny twór sztuki, anorganiczna zamknięta struktura form abstrakcyjnych.
Tu załamała się po raz pierwszy sztuka europejska.
Do sztuki europejskiej zbliżała nas nadewszystko nasza zdolność wczuwania się w świat organiczny. Odczucie jej polegało na naszej apercepcji, na powtórnem przeżyciu przypominanej rzeczywistości. Podstawą jej była niezawodnie sztuka grecka, która przetworzyła abstrakcyjne wartości sztuki egipskiej na wartości par excellence europejskiego naturalizmu (jego typowym wyrazem sztuka holenderska XVII wieku lub ogólnoeuropejska XIX wieku). Odmiennem jest odczucie sztuki abstrakcyjnej. Polega ono nie na przeżyciu przez przypomnienie, lecz na czynności pewnych w organizmie człowieka istniejących praw, którego wyrazem jest ta sztuka. Kontaktu między temi dziełami a widzem należy szukać nie w bezpośredniem przeżyciu form rzeczy, lecz w współdźwięku między prawami duszy i ciałaa prawami rządzącemi życiem tego dzieła sztuki, nprz. rytm krwi i rytm ornamentu. Ciekawem jest, że w tej samej chwili, kiedy sztuka abstrakcyjna przenika do Niemiec, bądź pod jej wpływem bądź pod wpływem pokrewieństw myślowych i uczuciowych istniejących w duchu czasu, powstaje praca naukowa podnosząca sztukę abstrakcyjnych narodów pierwotnych do znaczenia sztuki najdoskonalszej, jedynej. Autorem jej jest młody historyk sztuki Worringer.
Worringer widzi w sztuce abstrakcyjnej jedyną istotną formę objawień sztuki, przynoszącą człowiekowi absolutne uspokojenie, której istotę tłomaczy w sposób następujący: »Jak pragnienie wczuwania się jako bodziec estetycznego przeżycia znajduje zadośćuczynienie w pięknie świata organicznego, tak samo popęd do abstrakcji znajduje swoje piękno w zaprzeczającym życie świecie nieorganicznym, krystalicznym lub mówiąc ogólnie, we wszelkiej abstrakcyjnej prawomocności lub konieczności«. Piękno więc sztuki abstrakcyjnej polega na wewnętrznej prawomocności, wewnętrznej konieczności układu rządzącego w kompozycji niby w krystalicznym układzie materji nieorganicznej. Sztuka abstrakcyjna była, zdaniem jego, najpierwszym objawem twórczej woli człowieka. Jej podstawą psychologiczną było przerażenie przed chaosem różnorodności świata i tęsknota do wypoczynku. »Popęd do abstrakcji« jest zdaniem jego »skutkiem wielkiego zaniepokojenia człowieka przez zjawiska świata zewnętrznego«. Celem jej »poszczególną rzecz wyrwać z dowolności i przypadkowości, przez zbliżenie do form abstrakt cyjnych, uwiecznić ją iw ten sposób odnaleźć w pędzie zjawisk jedną chwilę spokoju.« Forma abstrakcyjna ~ to forma niezmienna, wieczna.
Tęsknota za odnalezieniem chwili spokoju w dowolności i przypadkowości zjawisk jest niezawodnie podstawą dzisiejszej psychiki. W czasach, kiedy bezwzględna wiara w Boga zanikła, kiedy zamiera wczorajsza wiara intelektualistów w niezachwianą potęgę ludzkiego rozumu i człowiek z rozbudzoną świadomością swojej niemocy stoi bezradny wobec tajemnicy sił natury, rodzi się w nim tęsknota do ziania się w jedność z wszechświatem, by w tem połączeniu odnaleźć obronę przed dowolnością. To samo pragnienie było u podstaw sztuki Cézanne a, to samo wytworzyło nprz. twórczość Hodlera - ideę paralelizmu, któremu chciał podporządkować cały świat zjawisk, by sztuką swoją wnieść jedność w chaotyczną różnorodność świata. (Jakie są pokrewieństwa między stanem ludów pierwotnych a psychiką naszego wieku, na to pytanie odpowie w przyszłości historyk kultury). Możemy więc stwierdzić jedno: jak myśl współczesna zmęczona przez naukę sprowadzającą życie do pojęcia funkcji mechanicznej, zawiedziona przez literatów głoszących przebóstwienie woli ludzkiej, szuka ucieczki w zagadnieniu życia podświadomego - w mistyce, w okultyzmie, w tajemnicy świata zmysłom niepodległego, tak samo sztuka dzisiejsza szuka wyrazu nie w formie rzeczy widzianych, dotykalnych, w przestrzeni i czasie zmiennych, lecz w owych formach idealnych, pozarzeczowych, których jedyną wartością jest konieczna na absolutnych prawach oparta niezmienność.
Zmęczenie nasze szuka drogi do spokoju w prostocie. Lecz że historyczna kultura wieku odrzuca wszelką możliwość bezpośredniego powrotu do natury, rodzi się w nas tęsknota do prostoty prymitywów średniowiecza lub ludów barbarzyńskich. Tak stajemy my oto - przechodnie muzeów, przed cudowną prostotą Madonny sieneńskiej, tak stają setki artystów przed rzeźbami gotyku, tak stanął Picasso przed rzeźbą murzyńską. (Jeśli prawdą jest, że każda epoka odkrywa te epoki w przeszłości, w których duchu sama tworzy, to owo zbliżenie Picasso do rzeźby murzyńskiej nie pozostanie bez znaczenia: psychologicznym bodźcem sztuki Picasso były te same motywy, na jakich opierała się sztuka ludów prymitywnych). Jeżeli teraz odwrócimy się od literackiej interpretacji tej sztuki i powrócimy do zagadnienia form, to przekonamy się, że treścią ideową tej sztuki, istotą jej zdobyczy jest puryfikacja form, podniesienie ich w malarstwie czy rzeźbie do tej wysokości, na jakiej stoją w architekturze, gdzie tylko proporcje i stosunki płaszczyzn i linji i ich harmonja mówią o estetycznej wartości dzieł i są ich podstawowym wyrazem.
Czyn Picasso był najbardziej radykalnem zerwaniem ze sztuką europejską. Radykalizm jego był tak potężny, iż najdalej iść pragnący nie mogli tak nagle i bezwzględnie za nim podążyć lub go wyprzedzić. Wytworzyły się wokół niego kierunki, szkoły, teorje: kubizm, futuryzm, ekspresjonizm, synchronizm, abstrakcjonizm, puryzm i t. p. Naturalnym kontynuatorem jego idei był kubizm.
Nazwa tego kierunku datuje się od roku 1908 i powstała, według słów Leonce Rosenberga, zupełnie przypadkowo. Kiedy jury Salonu Niezależnych przeglądało obrazy i podano obraz Georges Braque'a, ktoś zsędziów wykrzyknął: »Jeszcze kuby, dosyć kubizmu«. Słowo to pochwycone przez dziennikarzy, kolportowane przez Guillaume Apolinaire'a i, pono przez Matisse'a, zyskało prawo obywatelstwa i pozostało pod nazwą kierunku malarskiego.
Kubizm, to sztuka grupy wyznawców Picasso, którzy znudzeni tradycyjnem naśladowaniem natury, pragną w sztuce swej dać miast rzeczy ich idee, wyrażone przez kompozycję form czystych - linji, płaszczyzn i barw. Kubiści nie porzucają modelu, lecz odrzucają jego naturalną rzeczywistość, tworząc rzeczywistość nową - ich własną kompozycję form. Formy ich obrazów są sprowadzone do figur najprostszych, geometrycznych lub ich kombinacji, więc do figur jakie znała sztuka ludów prymitywnych Egiptu, jakie były jeszcze ideałem piękna dla Sokratesa. W słynnym djalogu »Philebos lub djalog o przyjemności« toczy się taka rozmowa: »Pro tarć hos. Jakież są przyjemności, Sokratesie, które można nieomylnie uważać za prawdziwe? Sokrates. Są to te, których przedmiotem są piękne barwy i piękne figury, większość tych, które powstają z zapachów i dźwięków, wszystkie słowem, których brak nie jest ani bolesny ani przykry, i których zażywaniu towarzyszy wrażenie przyjemne bez domieszki bólu.
Protarchos. Jakże mamy to rozumieć, Sokratesie?
Sokrates. Ponieważ nie pojmujesz odrazu tego, co chcę powiedzieć, muszę popróbować wyjaśnić ci to: mówiąc o pięknie figur, nie myślę zupełnie o tern, Co wielu mogło by sobie wyobrazić, naprzykład o pięknie ciał lub o pięknie obrazów. Mówię o tern, co jest proste lub okrągłe i o dziełach tego rodzaju, płaskich i solidnych, wokół opracowanych, jak również o dziełach robionych przy pomocy linijki i kątnika (ekierki),- czy pochwyciłeś moją myśl? Gdyż ja utrzyj muję, że figury te nie są piękne, jak inne, przez porównanie, lecz że są one zawsze piękne, same w sobie, przez swoją naturę, że dają pewne przyjemności im tylko właściwe, nie mają nic wspólnego z przyjemnościami, które powstają przez łaskotanie. To samo mówię o pięknych barwach, które mają w sobie piękno tego samego rodzaju i dają przyjemności, które tylko z niemi są połączone. Rozumiesz-że mnie teraz? «
Według słów Sokratesa piękne są więc tylko figury o formach absolutnych, te których odczucie nie polega na porównaniu, na pozorném przeżyciu, na apercepcji, lecz które są piękne same w sobie, przez ich wieczną wartość, przez ich niezmienność. Te same figury są ewangelią sztuki kubistów. Wszystkie ich obrazy są kompozycją trójkątów, stożków, linij krzywych i prostych, czworoboków, i ich zespoleń, w nich chcą oddać niezmienny, wieczny wyraz materji, nową epiczność sztuki.
Twórczość swoją opierają na kilku prawach kompozycji tych form nieorganicznych, które malarz i teoretyk kubizmu Albert Gleizes w ten sposób formułuje w swojej najnowszej pracy »O kubizmie i sposobach zrozumienia go« (Paryż 1920):
1) Malarstwo jest sztuką ożywiania płaskiej powierzchni. Płaszczyzna jest światem o dwuch wymiarach. Malarz musi malować w dwuch wymiarach (trzy wymiary dla rzeźby).
2) Płaszczyzna staje się widoczną, kiedy słońce objawia ją oku. Organizacja obrazu jest przeobrażona przez światło. Światło nie powinno jednak dawać wrażeń głębi, winno ożywiać obraz, jak promień słońca ożywia ścianę, na którą pada i wyświetla ją z mroku.
3) W świecie zjawisk rzeczywistych uderza nasze zmysły przedewszystkiem fizyczna zewnętrzność ciał (l'aspect phisique). Sens rzeczy jest ukryty, tajemny, potrzeba wysiłku, by go zrozumieć. Naodwrót - w świecie sztuki uderza przedewszystkiem intellektualna istota rzeczy, »l'esprit«. Zewnętrzność fizyczna jest ukryta, potrzeba wysiłku na wyświetlenie jej. Malarstwo nie jest więc naśladownictwem natury.
4) Gdyby malarstwo miało być imitacją, najpiękniejszym obrazem byłoby odbicie w lustrze,- gdyby miało być interpretacją - odbicie w lustrze wklęsłem lub wypukłem lub w dowolnej ich kombinacji. Malarstwo nie znosi głębi.
5) Prawda sztuki jest ponad wszelkim realizmem.
6) Wewnętrzna struktura obrazu jest tego samego pochodzenia, jakiego są wszystkie formacje naturalne - mineralne, roślinne czy organiczne. Dzieło sztuki nie jest rządzone przez fantazję - jest trzymane w zupełnej zależności od pewnych niezmiennych i powstaje przez porządek i metodę. Ciało kompozycji powstaje wokół osierdzia jak kwiat, jak krystalizacja.
7) Podstawowem prawem konstrukcji obrazu jest równowaga (équilibré). Jej formą najprostszą jest symetrja. Równowaga może być otrzymana przez stosunek linij, krzywych czy prostych,, płaszczyzn i kolorów.
8) Światło walczy wiecznie z ciemnością. Obraz skąpany w świetle walczy z ciemnością. Walczy z rożnem napięciem światła - różnemi kolorami. Stosunki kolorów tworzą nowe wartości głębi - głębi jakościowej nie ilościowej.
(Uwaga: mówiąc o impresjonizmie wskazałem na różnicę, jaka istnieje między poglądami na barwę w pismach Alberti'ego i Van Gogh'a. Gleizes, a więc kubiści, - powracają po raz pierwszy do poglądów Alberti'ego, traktują barwę, kolor nie jako wartość samą w sobie lecz jako wyraz światław obrazie).
9) Piękno dzieła sztuki powstaje przez współdziałanie pierwiastków jakościowych i ilościowych.
Jakościowe są: Inspiracja. Dobór elementów syntetycznych. Senzytywność (wrażliwość) - więc wartości psychologiczne - miłość.
Ilościowe są: Ocena płaszczyzny. Znajomość podstaw równowagi. Znajomość prawa konstrukcji. Znajomość barwnych kontrastów, - więc pierwiastki techniki.
10) Jak wszystkie ciała otaczające nas, dzieło sztuki jest zorganizowane. Jak one, wzbudzają naprzód wrażenia zmysłowe: oczy wchłaniają je, jak wchłaniają wrażenia świata. Nie pytamy o cel ich, dziękujemy naturze za ich istnienie. Potem dopiero następuje myśl. Kwiat jest zamkniętym małym światem, podległym ogólnym prawom wszechświata. Dzieło sztuki budowane na prawie organicznych ciał, jest jak kwiat małym światem podległym ogólnemu rytmowi wszechświata. I za nie dziękujemy naturze jak za dzieło natury.
Dzieło malarza jest wielką modlitwą człowieka mówioną linjami, formami i barwami.
Oto myśli Gleizes'a. Podstawą formalną sztuki kubistów ma być nadewszystko odrzucenie głębi - więc odrzucenie perspektywy i wszystkich jej zdobyczy, i powrót do dwuwy- miarowości, jaka cechuje wszelką sztukę prymitywów, tyleż kamień z Farsali ile archaiczne malarstwo greków lub fresk europejski z XIII-go wieku. Następnie - pozarealność,- kubiści nie dają zjawisk rzeczywistych lecz ich transpozycje konstrukcyjne. Wreszcie prawomocność - osierdziem obrazu jest konstrukcja oparta na »équivalents«, na równowadze płaszczyzn, linji i kolorów, a podległa ogólnym prawom świata. Dzieło sztuki jest organizmem związanym z wszechświatem przez wspólność rządzących praw. Człowiek przez sztukę pragnie wpoić się w wielką rodzinę jedności wszechświata, szuka podpory w potędze praw rządzących wszechświatem.
Wszystkie obrazy kubistów są budowane na tych zasadach. Różnią się od siebie odmienną interpretacją zasadniczego problematu tych obrazów, w niczem nie zbliżających się do żadnych zjawisk świata - odmienną interpretacją wewnętrznej równowagi, szkieletu konstrukcji.
Podstawą kompozycji Picasso był z genjuszu idący instynkt, natura jego myśli i czucia. Wyznawcom jego brak tego genjuszu konstrukcyjnego, szukają więc jedności w metodzie. Niektórzy z nich jak Braque, Léger, Gleizes rozwijają płaszczyźnianą projekcję ciai rozpoczętą przez Picasso, pogłębiają przez kolor stosunki świetlne płaszczyzn i wprowadzają na miejsce jednotonowej skali Picasso gamę prostych czystych kolorów. Budują oni kompozycję na równowadze płaszczyzn i określonych form powtarzających się w odmiennych rytmach i wielkościach. Inni, jak Severini, Marcoussis wprowadzają niezwykłe bogactwo barwnych tonowań i opierają kompozycję na osobliwych delikatnych harmonjach zabarwionych płaszczyzn i linij. Niektórzy, jak Juan Gris uplastyczniają istotę zjawiska w niezmiernie delikatnej kompozycji linij, dla których płaszczyzny są raczej tłem i dają jedność kompozycji przez łączenie tych linij w jedną zamkniętą figurę. Z pośród nich rekrutują się też artyści tacy jak hiszpan Picabbia lub nadewszystko węgier Miklós, którzy nadają obrazom cechy zamkniętych mechanizmów, to znaczy, opierają ich jedność wewnętrzną na tych samych prawach konstrukcji, jakie łączą mechanizm wielkich maszyn i poruszanych przez nie sił. Przez tę różnorodność w rozwiązaniu formalnych zagadnień kubizm nie drętwieje - żyje.
Wielu artystów i krytyków twierdzi jednak, że kubizm jest u schyłku. Inni wykrzykują »Picasso odwrócił się od kubizmu i robi rysunki á la Ingres«, inni znów, że kubizm to przecież sztuka nawskróś dekoracyjna. Nie jest tak jednak. Sztuka kubistów, jako sztuka oparta na materjalnych pierwiastkach sztuki jednego człowieka jest istotnie u schyłku. Więc dzieła, w których brutalność odkrywczej sztuki Picasso przetworzona została na estetyzm kolorowy, a kubizm zdobywczy na kubizm buduarowy, więc dzieła Severini'ego czy Marcoussis i im podobnych, są istotnie wyrazem dekadencji. Dekadencją są wszystkie te dzieła, które dziś zdają się nowemi wzorami dla sztuki stosowanej (chociaż nie wolno negować ich niezawodnych zdobyczy: wprowadzenia nowych motywów, nowych rytmów i form do bardzo już zaśniedziałych prawzorów ogłupiałego w maszynowem zabójstwie przemysłu artystycznego). Z nimi upada sztuka Picasso - lecz nie idea nowej, na odmiennych prawach czucia opartej sztuki. Żywotność jej widoczna jest w tych obrazach, których kompozycja oparta jest na nowych pierwiastkach konstrukcji (nprz. Miklós). Twórcy ich muszą zrozumieć, że obraz budowany z form oderwanych wówczas dopiero stanie się skończonym, kiedy odnajdą dlań nową organiczną spójnię. Gleizes porównywa - i słusznie - obraz do kwiatu: w obrazie musi być wytworzona dająca się odczuć jedność, ta sama, jaka łączy części rośliny w kwiat, płatki wróżę: duch organizmu. Przezeń dzieło sztuki wpaja się we wszechświat. Dopiero tak zorganizowany obraz otrzymuje wartość dzieła skończonego - żyje i zachwyca. Kubizm w dzisiejszem stadjum rozwoju nie jest końcem, ale nie jest też »jedynym wyrazem sztuki«, jest początkiem, fundamentem, owem pierwszem lepieniem form. Rozumieją to kubiści i znaczenia swojego nie przesadzają, jak to czynili w sposób śmieszny futuryści. Gleizes mówi jasno: »Ze widok obrazów, które nadejdą, będzie inny niż obrazów dzisiejszych, jest bardzo możliwe, ale nowa budowa artystyczna powstanie na obrazach dzisiejszych, jak na kamieniach fundamentu wznosi się katedra. Bez podziemnej konstrukcji nie można zbudować nic trwałego. Kubizm w najgorszym razie będzie miał ten zaszczyt, że był on podziemną konstrukcją, na której budować można to, co ma nadejść».
Tak pojęta sztuka kubistów jest wyrazem tęsknoty artystów do wielkiej reprezentatywnej architektury. Kubizm pracujący wielkiemi, spokojnemi masami jest próbą nowej monumentalnej sztuki. Istota jego polega nie na tern, że formy jego są pozarealne lub geometryczne, lecz że kompozycja jego sprowadzona do prawomocnej, opartej na prawach konstrukcji myślowej. Przez ten fakt kubizm wpaja się w charakter współczesnego życia, a nadewszystko współczesnej architektury. Nowa architektura oparta na matematycznej konstrukcji żądać będzie i nowej, na tych samych pierwiastkach opartej dekoracji. Kubiści widzą swoje zbawienie w architekturze: wyjęte z przestarzałych i tak często zbytecznych ram obrazy ich zostaną wpojone w ściany gmachu i staną się w ten sposób organiczną częścią budowy. W ten sposób sztuka powróci do jej istotnego przeznaczenia.
Odczuć ją bezpośrednio jeszcze jest trudno, jest zbyt surowa, zbyt miernikowana, lecz patrząc na nią można dostrzec w sobie ruchy wewnętrzne możliwości, zbliżeń, przeczucia jakichś oczyszczeń - można przeczuć, że prowadzi ona do wrażeń czystszych, bardziej niematerjalnych, do jakiejś sztuki, z którą mówić będzie myśl - do sztuki wypoczynku nie sytych bourgeois ale umęczonych myślicieli.
Radykalizm kubizmu był tak potężny, iż najdalej iść pragnący nie mogli za nim nagle podążyć. I wszystkie nowe kierunki, które powstały w sztuce europejskiej po Picasso, o ile nie były kontynuacją kubizmu, były ostatniem łamaniem form rzeczywistych pod pretekstem wszelkich możliwych teorji i odczuwań.
Najciekawszym ruchem z tego punktu widzenia byl bezwzględnie futuryzm. Zdawał się jakgdyby potępieńcem, skazanym przez bieg praw rozwoju na ostateczne, najbardziej brutalne niszczenie jedności form, na dyssekcję każdej części na tysiące członków, odpadków, łachmanów, wreszcie na przymusową abstrakcyjność. Był to ruch może najciekawszy ze względu na swoją samoobronę teoretyczną. Tłomaczył on zniszczenie form na pozór nowem dążeniem, będącem w istocie ostatniem napięciem tej sztuki, którą najbardziej zaprzeczał - niespokojnej twórczości późnego baroku, która niby przekleństwo niewyczerpującej się tradycji leżała na sztuce europejskiej. Futuryzm chciał oddać w sztuce nie ciała lub zjawiska, lecz potencjalnie zawarty w nich ruch, dynamizm ciał i zjawisk i nie spostrzegał, że miast stworzyć nową sztukę stał się do paradoksalnej radykalności doprowadzonym wyrazem odchodzącej epoki.
Program jego streszczał się w manifestach wydawanych z okazji wystaw bądź w Paryżu, bądź w Rzymie, bądź we Florencji. Wydawali je literaci jak Marinetti, muzycy jak Balilla Pratella, malarze i rzeźbiarze jak Boccioni, Carra, Russolo, Severini, Soffici i inni. Każdy manifest dawał podstawy ideowe i techniczne. Ideowe opowiadały o dążeniach dynamicznych, techniczne o niszczeniu przedmiotowości zjawisk.
Były one nazbyt często teorjami faktów, które stały się przed powstaniem tych teorji. Były nie wykładem programu idei, lecz projektowaniem przemian formalnych, jakie zachodziły w obrazach. Cechowała je odpychająca pewność siebie i buta. Często tłómaczyła je tylko niechęć do przeszłości, niezawodnie zrozumiała na ziemi włoskiej, gdzie przeszłość przebóstwiono i uczyniono z niej przemysł narodowy, lecz często obca innym narodom.
Manifest futurystów z roku 1911 odrzuca kubizm, jako malarstwo statyczne a przez to zawsze jeszcze związane z klasyczną przeszłością i oświadcza zniweczenie modelu w sztuce, czego nie uczynił kubizm. "Malarstwo według modelu, który pozuje, jest głupotą i tchórzostwem myśli, nawet wówczas, kiedy model jest przetransponowany na formy linijne, sferyczne lub kubizmu«. I na potwierdzenie tej myśli dodaje: »nie widzimy różnicy między aktem tak zwanym artystycznym a tablicą anatomiczną. Perspektywa, jak ją rozumie większość malarzy, ma dla nas tę wartość, jaką ci malarze nadają projektom inżyniera«. Określając cele swoje, mówią następnie: »Jednoczesność stanów duszy <sumuítanéité> w dziele sztuki, oto zawrotny cel naszej sztuki. Wytłómaczymy to faktami. Malując człowieka na balkonie, widzianego od wnętrza, nie ograniczamy sceny do tego co nam pozwala widzieć czworobok okna,- staramy się dać ogół wrażeń wzrokowych, jakie odczuwa osoba na balkonie: słoneczny gwar ulicy, podwójne rzędy domów, które ciągną się na lewo i na prawo, ukwiecone balkony it. d.
Słowem, jednoczesność otoczenia, zaś jako skutek dajemy rozerwanie, rozczłonkowanie przedmiotów i zlanie się ich cząstek, wyzwolonych z bieżącej logiki i od siebie niezależnych. By widz mógł żyć wewnątrz obrazu, obraz musi być syntezą tego, co sobie przypominamy i tego, co widzimy. Należy dać niewidzialne, które jest w ruchu i żyje poza wymiarami, to co mamy na prawo od nas, na lewo i po za nami, a nie mały kwadrat życia sztucznie zamkniętego niby między dekoracje teatru. Należy dać wrażenie dynamiczne, to znaczy poszczególny rytm każdego przedmiotu, jego skłonności, jego ruch, jego wewnętrzną siłę«. Program mówi więc: »obraz pozostaje w sferze wrażeń wzrokowych, ma dać jednak widziane i przypomnienie widzianego, jako jednocześnie stające się iw tym celu artysta rozczłonkowuje przedmiotowość rzeczy i spaja ze sobą części różnorodnych przedmiotów. Dla stworzenia jedności szuka wewnętrznych rytmów i widz ma być współaktorem ich życia. Nie będzie on więcej asystował, stojąc bezczynnie przed obrazem, lecz przyjmie udział w akcji«. »Jeżeli malujemy bunt, to gnany uderzeniami tłum i gwałtowne ataki kawalerji tłómaczą się na płótnie przez pęki linij odpowiadających wszystkim siłom biorącym udział w walce. Te linje-sily muszą pochłonąć i porwać widza, który w pewnym stopniu zmuszony będzie walczyć z osobami obrazu«. I dalej o »linjach-siłach«: »Wszystkie przedmioty kierują się do nieskończoności przez ich linje-siły, których ciągłość stwierdzona bywa przez naszą intuicję. Te linje-siły musimy rysować, by sprowadzić dzieło sztuki do istotnego malarstwa... Interpretujemy naturę, dając początki i zakończenia rytmów, które te właśnie przedmioty wyciskają na naszej wrażliwości«. Więc jednoczesność <sumultanéité>, wrażenia dynamiczne, widz jako współaktor, linje-siły jako wyraz, linje-sily jako prowadzące do nieskończoności, przedmioty jako początki i zakończenia rytmów... Zbyt wiele haseł, zbyt mało jednorodności dążeń. A skutek? programowe, nietłómaczące się żadną koniecznością, rozrywanie jedności przedmiotów i programowe poparcie dowolności tego rozrywania. Naprzykład. Natychmiast po oświadczeniu futurystów, że interpretują oni naturę, jako »początki i przedłużenia rytmów«, oświadczają oni zaraz w następnej linji programu : »Jeżeli daliśmy, naprzykład, na jednym obrazie prawe ucho i prawe ramię człowieka, to uważamy za zbyteczne dawanie lewego ucha i lewego ramienia tej samej postaci na tym obrazie«. Wykonanie nie jest oczywiście interpretacją programu. Jedno ucho nie jest bowiem »początkiem lub przedłużeniem« rytmu dwojga uszu, program nie tłumaczy rozrywania jedności. Lub dalej piszą: »Nie tylko porzuciliśmy jak najradykalniej wszelki całkowicie rozwinięty motyw, lecz owszem przecinamy nagle i dowolnie jeden motyw przez wiele innych« i słowami temi popierają futuryści dowolność ich sztuki.
Zwracamy się do innego manifestu, pisanego przez jedynego poważnego i myśliciela i artystę, Boccioni'ego. Boccioni jest konsekwentny i jasny i sztuka jego jest współmierna z jego teorjami. Oświadcza on: »Wszystkie moje przekonania popychają mnie do szukania w rzeźbie nie formy czystej lecz plastycznego rytmu form, nie konstrukcji ciał lecz ich Czynności«. Skłonił go do szukania nowych form nieznośny, tradycyjny stan rzeźby europejskiej. »Sztuka, która, by zacząć swoje funkcje, musi rozebrać do naga mężczyznę lub kobietę, jest sztuką martwą przy narodzinach« pisze, »a twierdzenie to przekona każdego zdrowo myślącego człowieka«. Wszystkie salony rzeźby stały się rezerwoarami nudy a odsłonięcia pomników na placach publicznych rendez-vouz nieokiełznanej humorystyki... Istotnie rzeźba trwa w tragicznym bezruchu, a od tysięcznych pomników porozrzucanych po placach wszystkich miast świata wieje fatalna tępa nuda postokroć powtarzanych kopij. Malarstwo, mówi dalej Boccioni, przeżywało wiele odnowień, rzeźba była niezmienna - nagi posąg był jej niezmiennym najwyższym kanonem (Beethoven Klingera był istotnie szczytem tej tępoty>. Pragnęli ją odnowić ludzie jak Meunier, Rodin, Bourdelle. Meunier wpadł w tradycje Grecji, Rodin w tradycje Michała Anioła, Bourdelle w tradycje gotyku. Tak określa Boccioni tych trzech artystów. Jedyny Medardo Rosso, zdaniem jego, zresztą błędnem, wprowadza nowe momenty, gdyż oddaje w rzeźbie wpływy atmosfery. Boccioni w tęsknocie za odnowieniem martwiejącej rzeźby chce iść dalej niż Medardo Rosso, chce atmosferę, otoczenie rzeźby (ambiente, po francusku ambiance) uczynić częścią rzeźby. »Żądam'-pisze-zupełnej fuzji objektu i jego otoczenia drogą przenikania się płaszczyzn (compénétration des plans). Takie pojęcie objektu rzeźbiarskiego doprowadza do zniszczenia pojęcia przestrzeni dzielącej n. p. człowieka a położony w odległości 200 metrów od niego dom. Powstają nowe formy będące połączeniem objektu plus otoczenie... Otrzymam je łącząc bloki atmosferyczne z elementami realności bardziej konkretnej«.
I dalej tak rozwija tezę swoją: »Należy zupełnie zapomnieć o figurze zamkniętej w jej tradycyjną linję i dać figurę jako centrum dyrektyw plastycznych w przestrzeni. Rzeźba winna dać życie przedmiotom, czyniących ich przedłużenia w dającem się odczuć, systematycznem i plastycznem. Nikt bowiem nie może zaprzeczyć, że każdy przedmiot trwa tam, gdzie inny już się zaczyna i że wszystkie przedmioty otaczające nasze ciało przecinają je, tworząc arabeski prostych i krzywych linij«. Niestety tu wpada i Boccioni w nieznośne futurystyczne fantazje. »Zobaczymy n. p. koło motorowe wychodzące z pod pachy mechanika, łinję stołu przecinającą głowę człowieka, który czyta i książkę rozrywającą jego żołądek wachlarzem kart«. Są to niezawodnie słuszne obserwacje możliwych złudzeń optycznych, tyleż słuszne, ile podobne spostrzeżenia malarzy futurystów: »Ileż razy na policzku człowieka, z którym rozmawialiśmy, spostrzegaliśmy konia, który przejeżdżał na rogu ulicy... Ciała nasze wchodzą w kanapę, na której siedzimy a kanapa wchodzi w nas«. Są to więc tylko obserwacje nie wychodzące ani na krok po za obserwacje impresjonistów. Nie mają one nic wspólnego z dynamizmem, z rytmem wewnętrznym lub zdążnością linji do nieskończoności. Impresjonizm opierał się na obserwacji barwnej istoty najbardziej zmiennych świetlnych zjawisk atmosfery. Futuryzm opiera swoją sztukę na drobnostkowej obserwacji najbardziej ulotnych, zmiennych stosunków, ciał na obserwacji złudzeń optycznych i chwilowych wrażeń optycznych, wywołanych przez te złudzenia (powoływanie się na medjumizm, promienie Xit. p. ich doprawdy nie tłómaczą). Na tych obserwacjach opierają się ich teorje iw zbliżeniu się do impresjonizmu idą tak daleko, że żądają w programie swojej sztuki dywizjonizmu, jako środka wyrazu barwnego.
Teorje futuryzmu opierają się na zasadniczym błędzie. Futuryzm przypuszcza, że leży na powierzchni nowych dążeń sztuki intellektualnej i że w jej rozwoju tworzy nowy szczebel, że tworzy nową sztukę. Nie spostrzega, że rozwój nowej sztuki idzie po linji odchyleń od natury, nie na podstawach obserwacji natury, lecz na podstawie przetwarzania wrażeń wzrokowych na myśli, na idee plastyczne i narzuca swoje wizje rzeczywistości. Futuryzm nie spostrzega też, że nowością sztuki jest nie wzmożenie ruchu ale reakcja na ruch. I dlatego myli się, popierając swoje twierdzenia przypuszczeniem, że jest on wyrazem współczesnego »życia stali, dumy, gorączki i szybkości«. Można tu dodać zresztą, że sztuka nigdy nie jest wyrazem powierzchownych przejawów cywilizacji epoki, lecz odbiciem często najbardziej ukrytych bodźców kultury. Teorje futurystów są więc niejednolite i błędne.
<C. d. n.>
Dr. MIECZYSŁAW STERLING