Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

KAZIMIERZ POCHWALSKI


KAZIMIERZ POCHWALSKI, PORTRET WŁODZIMIERZA Hr. DZIEDUSZYCKIEGO (ol. 181) (Wł. rodziny hr. Dzieduszyckich.
KAZIMIERZ POCHWALSKI, PORTRET WŁODZIMIERZA Hr. DZIEDUSZYCKIEGO (ol. 181) (Wł. rodziny hr. Dzieduszyckich.

K. POCHWALSKI, PORTRET WŁASNY (ol. 1921) (Wł. dra L. Bernackiego, Lwów).
K. POCHWALSKI, PORTRET WŁASNY (ol. 1921) (Wł. dra L. Bernackiego, Lwów).

(W siedmdziesięciolecie artysty) 

SZTUKA malarska polska w ostatnich dziesiątkach lat zeszłego wieku, a więcw epoce, którą możemy nazwać »po-matejkowską«, - osłabia się bowiem już wtedy i ustępuje po« tężny i bezpośredni wpływ mistrza Matejki na twórczość całej młodszej generacji - może się poszczycić świetnym gronem wybitnych, na europejską sławę zasługujących artystów. Sam Matejko, genjałny interpretator naszych dziejów, choć godzien najwyższego podziwu w czasie swego rozkwitu, był w pewnej mierze niebezpiecznym w roli szefa szkoły i pedagoga. Przygniatał on i krępował zbytnio młode talenty, a świetnym swym przykładem zachęcał mimowoli uczniów do niewolniczego naśladownictwa, bez względu na indywidualne ich zdolności. UwieU bienie też dla mistrza utrzymywałou nas, dłużej niż w innych krajach, owo mylne uprzedzę« nie tak w krytyce artystycznej jak iw twórczości, jakoby (obok religijnego) li tylko historyczne malarstwo było prawdziwie »wielką sztuką«. 

Dopiero z osłabieniem dominującej przewagi maniery matejkowskiej (a raczej »pseudo« matejkowskiej«) rozszerza się u nas znacznie widnokrąg tematów malarskich,- malarstwo ludowo« rodzajowe zyskuje dzielnych adeptów, krajobraz polski teraz dopiero prawdziwie rozkwita a także malarstwo portretowe do większej dochodzi swobody. 

K. POCHWALSKl PORTRET PAWŁA POPIELA (ol. 1889) (Wł. Muzeum Narodowego w Krakowie).
K. POCHWALSKl PORTRET PAWŁA POPIELA (ol. 1889) (Wł. Muzeum Narodowego w Krakowie).

Kiedy, dzięki usilnym staraniom, uzyskaliśmy od rządu i parlamentu austrjackiego pod« niesienie krakowskiej Szkoły sztuk pięknych do rangi »Akademji« (minęło właśnie świeżo 71 wieku od tej daty), niezbyt trudne miałem jako ówczesny szef administracji Galicji zadanie w dobraniu nowych sił profesorskich dla katedr tej »wyższej« odtąd uczelni. Rzec można prawie, że znaleźliśmy się wtedy - mój przyjaciel, minister oświaty, Hartel i ja - wobec pewnego embarras de richesse. Choć n. p. Brandt, zbyt już związany z Monachjum, nie był do pozyskania, a Chełmoński zgoła się nie nadawał na pedagoga, toż przecież innych wybitnych sił artystycznych nie brakło. Fałat, Wyczółkowski, Malczewski, Axentowicz i Stanisławski, oto byli profesorowie, inaugurujący w dziale malarstwa pracę nauczycielską w pierwszej polskiej Akademji Sztuk Pięknych - wszyscy niezaprzeczenie pierwszorzędnie uzdolnieni, wszyscy zadziwiająco produktywni. Stanisławskiego, tego niezwykle ujmującego pejzażystę i znakomitego pedagoga, śmierć zabrała niestety w sile wieku z wielką dla szkoły stratą,- lecz czterej inni z powyżej wymienionych doszli dziś do jubileuszowych lat w pełni artystycznej twórczości. 

K. POCHWALSKI, PORTRET ST. BURZYNSKIEGO (ol. 1890) (Zaginął w czasie wielkiej wojny.
K. POCHWALSKI, PORTRET ST. BURZYNSKIEGO (ol. 1890) (Zaginął w czasie wielkiej wojny.

W owym czasie, kiedy organizowało się krakowską Akademję, niewątpliwie też i Kazimierz Pochwalski byłby był wzięty w rachubę, i to nawet w pierwszej linji, jako siła nauczycielska dla działu malarstwa portretowego, gdyby go nam nie zabrano już kilka lat wcześniej do stolicy państwa austrjackiego na stanowisko o szerszem jeszcze stosunkowo zakresie działania. Jako portrecista europejskiej już sławy był on wówczas czynnym na katedrze wiedeńskiej Akademji i cieszył się w stolicy państwa ogromną wziętością i powodzeniem. Niemniej wszelako jak wspomniani powyżej profesorowie krakowskiej uczelni i on też po dziś dzień utrzymał nienadwątlone siły i zadziwiającą żywotność uzdolnienia artystycznego,- doszedł i on obecnie do jubileuszowego wieku w znakomitej świeżości talentu i pracy. Kto ma sposobność obserwować jego działalność i jej owoce, a bardziej jeszcze ten, kto ponadto zna go osobiście, prawdziwie niełatwo może uwierzyć, że ten artysta, zawsze świeży i młody, doszedł do wieku, który zwykliśmy u innych zwać »starczym«. Sędziwości bowiem, zestarzenia się nie ma zgoła śladu jeszcze ani w nim, ani w jego sztuce,- płody lat ostatnich nie ustępują wcale co do swych artystycznych walorów tym, które przed przeszło trzema dziesiątkami lat budziły tak gorące uznanie.

Kazimierz Pochwalski w początkach swego ukształcenia artystycznego jest uczniem szkoły krakowskiej, a więc przedewszystkiem samego mistrza Matejki. Fakturę wszelako wzorowaną na Matejce dostrzedz u niego można zaledwo w początkowych pracach z lat młodości. Później objawia się raczej oddziaływanie ówczesnej szkoły monachijskiej, co się tem tłumaczy, iż artysta przepędził po opuszczeniu szkoły krakowskiej parę lat na studjach w stolicy Bawarji. 

Po ukończonem wykształceniu przebywa Pochwalski lata 18S3 i 84 w Paryżu, wydoskonalając się tam już samoistnie, głównie w fachu portretowym, na wzorach francuskich. Nie« zaprzeczenie też wybijający się już wówczas we Francji, ściśle realistyczny sposób pojmowania portretu, którego to kierunku Leon Bonnat najznakomitszym był przedstawicielem, nietylko oddziałał żywo na młodego artystę, ale wręcz przyćmił i osłabił wszelkie wpływy dawniejsze. Wtedy to już wystawia Pochwalski jedną ze swych prac portretowych w paryskim Salonie i zyskuje nią przychylne uznanie francuskiej krytyki. 

Od r. 1885 Kraków staje się miejscem stałego zamieszkania i działalności artysty. W późniejszych kilku latach, oprócz wyjazdów do Włoch, dwie większe podróże na Wschód (jedna do Grecji i Turcji, druga do Egiptu) przerywają mu pracę zawodową krakowską, lecz przyczyniają się do rozświecenia i rozszerzenia widnokręgu artystycznego. Lubo pod wpływem wzorów monachijskich próbował sił swych Pochwalski, nieraz z pięknym skutkiem, w malarstwie rodzajowem, obierając za temat ożywione sceny o charakterze ludowym, lubo z drugiej strony podróże wschodnie wcale bogaty plon studjów pejzażowych przyniosły, toć przecież coraz liczniejsze zamówienia na portrety, które młody artysta otrzymywał, silniej z rokiem każdym skłaniały go do wyspecjalizowania się w tym fachu. Ceniono go też w kołach krakowskich, od czasu stałego zamieszkania tamże, bardzo,- lecz rozgłos szeroki i ogólny, sława, już nie lokalna lub choćby narodowa, ale wprost europejska a w konsekwencji wzjętość niezmierna - te sukcesy na wielką skalę pojawiły się, wybuchły, rzeeby prawie można, nagle i błyskawicznie. 

W r. 1891 wystawia Pochwalski cztery portrety na wystawie międzynarodowej w wiedeńskim Künstierhaus (były to portrety Burzyńskiego, Popicia, Sienkiewicza imój) i uzyskuje pierwszy złoty medal i poklask tak ogólny i entuzjastyczny, jakiego od lat wielu tam nie pamiętano. W następnym roku podobny sukces w Monachjum, później w Berlinie, Paryżu i powtórnie w Monachjum na międzynarodowej wystawie,- w przeciągu lat trzech pięć złotych medali - to powodzenie, jakiem z żyjących podówczas artystów w państwie niemieckim i au« strjackim nikt poszczycić się nie mógł. Wr. 1893 zostaje powołany na profesora zwyczajnego wiedeńskiej Akademji sztuk pięknych. Uznany odtąd za najznakomitszego portrecistę w państwie, staje się niejako oficjalnym malarzem dworu i władz centralnych, maluje portrety dygnitarzów dworskich i państwowych, nadto zaś zamówieniami licznemi ze strony osób prywatnych tak jest obarczony, iż przy zadziwiającej pracowitości podołać im nie jest w stanie. Ten stan rzeczy trwa też nieprzerwanie przez lat zo, aż do wybuchu wojny. 

Powodzenie tak nagłe i głośne mogłoby w sztuce Pochwalskiego o tyle dziwić poniekąd, ile że artysta nasz nie gonił za efektem nigdy, dalekim był od wszelkiej ekscentryczności,- owszem, zawsze zrównoważony a przytem skromny aż do przesady. Gardził wszelkimi środkami hałaśliwej reklamy. Był on też w swych dążeniach artystycznych raczej konserwatywnym, aniżeli burzycielem,- przejęty podziwem i uznaniem dla dawnych mistrzów, w nich widział wzory najgodniejsze także dla współczesnej sztuki. Efekt fenomenalny, który nagle wr. 1891 wywołał, zawdzięczał głównie temu, iż w szeregu portretów wykonanych podówczas zdołał z wybornie pojętym realizmem w zindywidualizowaniu postaci złamać i usunąć zastarzałości, przesądy nawet, rzec można, którym jeszcze przeważnie, tak u nas jak iw Austrji i Niemczech, ulegali malarze portretowi. 

Z wyjątkiem bowiem paru wielkich mistrzów, jak n. p. Matejko u nas a Lembach w Niemczech, którzy, wszelako z pewnym już przesadnym subjekty wizmem błyszczeli w kunszcie portretowym, był ten właśnie dział malarstwa od paru dziesiątek lat wówczas na ogół w stanie upadku. Pochwalski postawił sobie za zadanie zregenerować, uzdrowić portret przez bystrą, wolną od wszelkich uprzedzeń obserwację i zbadanie charakterystyki modela, a cel ten nie tylko osiągnąć zdołał we własnych pracach, lecz zdrowe te zasady umiał jako nauczyciel wpoić w swych uczniów. 

Sztuka portretowa ma wogóle na celu służyć przedewszystkiem aktualnej chwili, ma oddać model zwłaściwościami realnemi rysów, wyrazu a zarazem stroju i manier. Ale właśnie z powodu tej bezpośredniej aktualności jest w niej zwykle więcej życia i prawdy, tak w ujęciu portretowanej postaci, jak i charakteru epoki, niż w koncepcjach artystycznych powziętych z planem zgóry zakreślonym na dalszą metę. Tę prawdę stwierdza cała historja sztuki. 

Od chwili, kiedy już we wczesnym renesansie portret w malarstwie się rozwinął, ten właśnie dział sztuki żywszem gra tętnem, niż malarstwo rodzajowe nawet, nie mówiąc już o tak często płytko i konwencjonalnie pojętem malarstwie religijnem, mitologicznem lub historycznem. Epoką najwyższego rozkwitu portretu był barok pierwszej połowy 17 wieku, czasy Halsa, Rembrandta, Van Dycka i Veíasqueza. Lecz i w napuszystej epoce Ludwika XIV, a niemniej w strojnie-wytwornem rokoko portret przedewszystkiem żyje i daje nam najwierniejsze odtwarzanie tak piękna kultury, jak i psychiki indywidualnej. Nawet w okresach cofnięcia się sztuki, w zimnym, pseudo-klasyczną imitacją zepsutym stylu empire uiw polotu pozbawionych czasach sztuki »biedermeierowskiej«, portret, choć tam nieco sztywny, tu znów drobiazgowo zadomowiony, jest przecież tym jedynym niemal działem, co ratuje sztukę malarską od zupełnego upadku. 

Natomiast sztuka romantyczna, w połowie zeszłego stulecia, była wyjątkowo niekorzystna właśnie dla portretu, szczególnie portretu męskiego. Strój zuniformował się, zbanalizował i zbrzydł doszczętnie, a z tym brakiem wszelkiej zewnętrznej dekoratywności, kłóciło się dziwnie upodobanie w afektacji jakiejś romantyczności lub rozmarzenia w wyrazie twarzy i pozie. Tworzono tedy podobizny bądź konwencjonalne a w gruncie rzeczy martwe, bądź teź takie, gdzie portretowany wygląda jak aktor słaby w jakiejś przybranej, pretensjonalnej, a trzeźwej jego naturze wręcz nieodpowiadającej roli. Dopiero zdrowy realizm, który powiał z Francji, położył kres tej poronionej sztuce, i tego to właśnie kierunku najświetniejszym przedstawicielem stał się u nas Pochwalski. 

K POCHWALSKI, OPOWIADANIE STAREGO WIARUSA (ol. 1886) (Własność p. Czarnkowskiej).
K POCHWALSKI, OPOWIADANIE STAREGO WIARUSA (ol. 1886) (Własność p. Czarnkowskiej).


Dążeniem usilnym naszego artysty jest w każdym portrecie przedewszystkiem to, ażeby bez wszelkiej przybranej pozy, bez wymuszenia, w sposób jak najbardziej naturalny i swobodny uwydatnić w podobiznie najważniejsze charakterystyczne cechy zewnętrzne a przez to zarazem i psychiczne modela. Cechuje tedy jego portrety zawsze jak najbardziej skrupulatne dbanie o ścisłą objektywność w odtwarzaniu charakterystyki portretowanego. Odmiennym jest on w tym względzie zasadniczo od wielu innych portrecistów, u których przebija się zawsze podmiotowość twórcy, upodobanie w pewnym odrębnym wyrazie, często wręcz obcym portretowanej osobie. 

Weźmy za przykład jednego z najświetniejszych mistrzów ostatnich dziesięcioleci zeszłego wieku, Franciszka Lenbacha. W portretach jego (szczególnie mężczyzn w podeszlejszym wieku) uderza skoncentrowanie wyrazu w spojrzeniu jakby badawczo-zgłębiającem. Pamiętam oglądaną kiedyś w Niemczech wystawę wyłączną licznych prac tego mistrza i mężczyźni portretowani wyglądali jak areopag głębokich myślicieli w zadumie, a przecież było między niemi wielu mężów raczej zdolnych do czynu, niż rozmyślań, a zapewne też i sporo zwykłych filistrów. Każda twarz z osobna pociągała tajemniczością, wszystkie razem zebrane raziły jednostronnością w sposobie ujęcia problemu portretowego. 

Zgoła inaczej pojmuje zadanie portrecisty Pochwalski. Jest w odtworzeniu wierny i szczery i to uznaje za główne zadani:, podobnie, jak nie upiększa, tak też nie »dorabia« psychiki modelow i obcej. Nie stara się włożyć w postać portretowaną właściwości ducha lub usposobienia, których w niej w istocie nie ma i których nic spostrzega. To też i wszelkie fantazowanie na temat portretu, w czem n. p. tak bardzo lubuje się nasz Jacek Malczewski, jest Pochwalskiemu rzeczą wręcz obcą. Trzeźwość obserwacji posuwa tak daleko, że nawet wszelkie szczegóły maluje zawsze z natury, nie pozwalając sobie na uzupełnienia z pamięci lub fantazji. 

Te właściwości pociągają w konsekwencji u naszego artysty znaczną zawisłość od jakości i wyrazistości samego modela. Nie da się też zaprzeczyć, że ważną jest dla Pochwalskiego możność dokładnego zaznajomienia, ściślejszego spoufalenia się z osobą portretowaną i że oko» liczność ta niekiedy znacznie oddziaływa na jakość dzieła. W czasie, gdy artysta w Wiedniu wręcz zasypany był zamówieniami, gdy malował wiele portretów oficjalnych dla biur i urzędów, liczne też osoby ze świata finansowego a w tem nieraz ludzi mało mu znanych i obojętnych, mieliśmy nieraz sposobność zauważyć, że na ogół świetniej wypadają podobizny kompatrjotówa z pomiędzy nich osób, których indywidualność żywą w nim budziła sympatję. Oczywiście, że portret chybiony lub słaby nigdy nie zeszedł ze sztalugi artysty, wszystkie były co najmniej niezmiernie poprawne, lecz prawdziwe arcydzieła spotykamy głównie pomiędzy portretami dobrych znajomych i bliższych przyjaciół artysty. 

Jakże świetnym jest n. p. portret Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego, tej tak dobrze nam starszym pamiętnej, dziwnie sympatycznej i oryginalnej osobistości! Prawie czujeiny dziś jeszcze, jak żywość umysłu i zapał zacny walczą w tej postaci z ociężałością ciałai astmatycznym krótkim oddechem. Albo Filip Zaleski, z właściwym mu żywem i przenikliwem spojrzeniem? Zdaje nam się, że do nas przemówi! Wręcz znów inną, choć nie mniej charakterystyczną, jest n. p. piękna postać Szczęsnego hr. Koziebrodzkiego, pełna spokojnej, nieco flegmatycznej powagi. 

Wiadomo powszechnie, że portreciści, nawet znakomici, nie zawsze równie dobrze odtwarzają postacie tak męskie jak i kobiece lub dziecinne. Niektórzy mistrze, jak: Rembrandt, Velasquez, Rubens, Van Dyck i Reynolds, byli uniwersalnymi w tym względzie. Iluż jednak znamy malarzy portretowych we wszelkich epokach dziejów sztuki, których specjalnością jest bądź tylko portret męski, bądź kobiecy, lub którzy odtwarzają świetnie twarz pooraną zmarszczkami a nie umieją oddać w potrecie powabu młodzieńczości lub dziecinności. Dość n. p. przytoczyć Matejkę. 

K POCHWALSKI, PORTRET H. SIENKIEWICZA (ol., 1890) (Wł. rodziny H. Sienkiewicza.
K POCHWALSKI, PORTRET H. SIENKIEWICZA (ol., 1890) (Wł. rodziny H. Sienkiewicza.

Otóż właśnie, co się tyczy Pochwalskiego, uznawała go opinja publiczna i krytyka za znakomitego mistrza dla portretów męskich głównie, nie zaś kobiecych. Niezupełnie słusznie, mojem zdaniem. Coprawda, stworzył Pochwalski o wiele więcej potretów męskich, aniżeli kobiecych, a najbardziej podziwiane prace jego były to portrety niektóre mężczyzn przeważnie w podeszlejszym już wieku. Nie trzeba jednak zapominać, że właśnie skutkiem owej reputacji, która się wytworzyła, zamówienia na portrety męskie były o wiele liczniejsze. Znam wszakże między jego pracami portrety kobiece wprost pierwszorzędnej piękności. Przedewszystkiem, oddanie w technice malarskiej szczegółów toaletowych, ozdób i klejnotów - rzecz doniosła w portrecie kobiecym - nie sprawiało mu nigdy najmniejszej trudności. Umiał on wszakże odtworzyć też wybornie nietylko wyrazistość starszej kobiecej twarzy, ale także piękność i wdzięk kobiecości, o ile model te właściwości rzeczywiście posiadał. 

K. POCHWALSKI, PORTRET SZCZ. Hr. KOZIEBRODZKEGO (ol., 1903) (Wł. L. hr. Koziebrodzkiego).
K. POCHWALSKI, PORTRET SZCZ. Hr. KOZIEBRODZKEGO (ol., 1903) (Wł. L. hr. Koziebrodzkiego).

Co atoli bezsprzecznie przyznać należy, to brak u niego daru i skłonności do upiększenia niezgodnego z rzeczywistością Pochwalski nie umiał zręcznie, a zapewne i nie chciał, schlebiać modelom i w tem leży główna przyczyna, iż nie zyskał wielkiego wzięcia i powodzenia jako portrecista dam. 

Czy kobiety naogół mają więcej próżności i miłości własnej od mężczyzn, to wprawdzie wcale zdecydowanem nie jest,- niezawodną wszakże jest rzeczą, że na piękności i uroku zewnętrznym (może z altruizmu?) nierównie więcej zależy »płci pięknej«, aniżeli nam. Dowodem tego choćby większe wyszukanie w strojach i środkach ozdoby - niestety należy tu i sztuczne poprawianie darów natury - większa uległość wobec kaprysów mody. Nic więc dziwnego, że kobieta chce być iw portrecie przedewszystkiem uroczą, powabną a tem samem lęka się nieco artysty, który maluje »wiernie«.

EUGIENIUSZ ZAK, PIEŚŃ MIŁOSNA (ol.).
EUGIENIUSZ ZAK, PIEŚŃ MIŁOSNA (ol.).

K. POCHWALSKI, PORTRET OLGI Hr. KOZIEBRODZKIEJ (ol. 1908) (Wł. L. lir. Koziebrodzkiego).
K. POCHWALSKI, PORTRET OLGI Hr. KOZIEBRODZKIEJ (ol. 1908) (Wł. L. lir. Koziebrodzkiego).
W samej rzeczy nie posiada może nasz artysta owego daru, którym odznaczają się niektórzy- świetni portreciści dam par exceffeiice <n. p. Gainsborough i niektórzy malarze francuscy 18 wieku a niekiedy też i nowsi), by schwycić jakiś szczególny, choć chwilowy tylko, rys w spojrzeniu, uśmiechu lub ruchu i opromienić wdziękiem odrębnym model banalny może zresztą i mało ponętny, obdarzyć go powabem, którego w nim normalnie nie ma. Rozumie nasz artysta i odczuwa niezawodnie piękność kobiecą, lecz, tak jak gardzi schlebianiem plaskiem, tak znów nie rozporządza ową wyjątkową magią upiększenia, która nie tyle jest oddaniem naturalnego wdzięku, co zchwyceniem i zastosowaniem tajników kobiecej zalotności. Sądzę wszakże na ogół, że Pochwalski w fachu portretu kobiecego zasługiwał na większe uznanie, aniżeli mu ono dotąd przypadlo w udziale. Wspomniałem już, że w ogromnej liczbie portretów wyszłych z pracowni naszego, tak niezmiernie produktywnego, artysty nie znajdzie się ani jednej pracy niestarannej lub zaniedbanej. O ile aż po dzień dzisiejszy nie znać w nim zgoła ani umniejszenia talentu ani osłabienia twórczości, o tyle znów łatwo jest zrozumiałem, że artystyczna jakość obrazów bywała stosownie do właściwości modela i chwilowej dyspozycji twórcy różną.
K. POCHWALSKI, PORTET FILII A. ZALEWSKIEGo (ol. 1904) (Wł. Muzeum  Narodowego w Krakowie).
K. POCHWALSKI, PORTET FILII A. ZALEWSKIEGo (ol. 1904) (Wł. Muzeum Narodowego w Krakowie).

Podając tu w reprodukcjach portrety należące do wyborowych prac mistrza, muszę przecież jeden z pomiędzy nich wyróżnić, bo uważam go za najświetniejsze jego arcydzieło. Jest nim sławny, parokrotnie na wystawach międzynarodowych nagradzany portret Stanisława Burzyńskiego, który najskuteczniej przyczynił się do ugruntowania europejskiej sławy naszego artysty. Mało znam prac współczesnej epoki, któreby się z nim mogły równać. Przy jak największej prostocie użytych środków malarskich mamy tu tak zadziwiającą siłę charakterystyki, taką porywającą potęgę wyrazistości typu, że portret ten wytrzymuje porównanie z najświetniejszemi arcydziełami Haísa lub Velasqueza. 

Nie mogę się powstrzymać od tego, by przy sposobności, odświerzając osobiste dawne i miłe wspomnienia, nie dodać tu słów parę odnoszących się do osoby modela tego portretu.

K. POCHWALSKI, PORTRET AGENORA Hr. GOŁUCHOWSKIEGO (Ol. 1911 ) {Wł. rodziny hr. Gołuchowskich).
K. POCHWALSKI, PORTRET AGENORA Hr. GOŁUCHOWSKIEGO (Ol. 1911 ) {Wł. rodziny hr. Gołuchowskich).

Czynię to tem chętniej, ile że właśnie za pośrednictwem Burzyńskiego zawiązała się moja długoletnia, tak droga mi, ścisła przyjaźń z Pochwalskim, która dziś trwa już bez mała lat 40. Cóż to za pyszny typ był ten nasz wspólny stary przyjaciel - prawdziwie prototyp sienkiewiczowskiego Zagłoby »w każdym calu!« - a sporo w nim było tych »cali« - wszerz szczególnie! Jeżeli mówię »prototyp«, to po części w dosłownem znaczeniu, bo Sienkiewicz, szczególnie pod koniec Potopu iw Wołodyjowskim, po bliższem zapoznaniu sie z Burzyńskim niejedno charakterystyczne jego powiedzenie zużytkował dla swego Zagłoby. W wyglądzie zewnętrznym i zachowaniu się był Burzyński zawsze pełen humoru, tupetu i pewności siebie, prawdziwie, jakby świat zdobył,- łączył przytem z miną buńczuczną skarbnicę iście niewyczerpaną staroszlacheckich zwrotów mowy o superlatywie przesady, potok wyzwisk żartobliwych i zaklęć, któremiby zamatował choćby samego Falstaffa, któremu - nawiasem mówiąc - też i apetytem dorównywał.

K. POCHWALSKI, PORTRET FR. KSAW. Hr. ZAMOYSKIEGO (ol.1908) (Wł. Marji ks. Lubomirskiej).
K. POCHWALSKI, PORTRET FR. KSAW. Hr. ZAMOYSKIEGO (ol.1908) (Wł. Marji ks. Lubomirskiej).

Do tego serce złote, dla przyjaciół szczery, wylany i demonstratywny wsłowie i czynie, choć przytem, szczególnie nam młodszym, nie szczędził hałaśliwego łajania, czego zresztą ani on na serjo nie brał, ani my. Będąc niepospolitym znawcą sztuki i zbieraczem, bardzo się interesował młodymi artystami, za Pochwalskim zaś wręcz przepadał. Ileż to chwil zabawnych przepędziliśmy nieraz z nim razem! Ulubionym jego konceptem byłotłumaczyć Pochwalskiemu, że to on go dopiero nauczył malować. »Szczęście masz Kaziu« - mawiał - »żeś mnie w życiu spotkał, bez tego, nicby z ciebie nigdy nie było!« 

Niezapomnianym będzie mi zawsze epizod łączący się z portretem Sienkiewicza, który Pochwalski malował w owym czasie <r. 1890). Na jednem z pierwszych posiedzeń Sienkiewicz, nieco znużony, pozował nieszczególnie, tak, iż praca szła zrazu oporem. Nagle wpadł do pracowni z trzaskiem i hałasem, jak to było w jego zwyczaju, Burzyński,- rzucił okiem dokoła i wybuchł kaskadą łajania : «Bójcież się Boga, panie Henryku, wyglądasz, jakbyś trzech zliczyć nie umiał, - pod słowem! - nikt nie uwierzy, żeś kiedyś coś z sensem napisał!« A zwracając się do Pochwalskiego: »A ty, malarzyno, wstydź się! nie warteś takiego modela, kiedy go nawet nie umiesz tak upozować, żeby z niego wydobyć, co w nim siedzi !« Wśród śmiechu i żartów przyznano Burzyńskiemu słuszność - to było koniecznem, bo i tak nikt by go nie zagadał - zmieniono nieco pozę, a portret w dalszym ciągu wypad! doskonale. Burzyński trjumfowaf. Pamiętam, gdym go później spotkał, wołał już z daleka: »A co?! znakomicie Kazio wymalował Sienkiewicza! ale czyja to zasługa? już ci, ani modela, ani malarzyny, tylko - moja!« 

Przez dwudziestolecie przeszło pobytu Pochwalskiego w Wiedniu wzięcie jego i uznanie jako najznakomitszego wykonawcy portretów męskich nie osłabło ani chwilę, choć urósł mu niejeden poważny rywal, głównie z pośród tych młodszych malarzy, którzy jako uczniowie Akademji wiedeńskiej jemu właśnie gruntowne wykształcenie zawdzięczali. Powódź istna zamówień na portrety, bądź to oficjalne rozmaitych sztywnych, umundurowanych i orderami pokrytych figur i urzędowych i wojskowych, bądź pyszałkowatych finansistów o mało ujmującym typie, dawała często materjał nie budzący w wrażliwym artyście silniejszego zapału. To też wytchnieniem dlań było, gdy się nadarzała upragniona sposobność portretowania kogoś z zaprzyjaźnionych z nim bliżej rodaków, których usposobieniem i sposobem myślenia żywiej się interesował. Z Polakami, mieszkającymi stale w Wiedniu lub przybywającymi do stolicy naddunajskiej utrzymywali państwo Pochwalscy zawsze ścisłe przyjacielskie stosunki. Wyjazd zaś do kraju, choćby na dni kilka - zwykle z okazji jakichś łowów, których Pochwalski do dziś dnia zapalonym jest amatorem - był dla srodze zapracowanego artysty rodzajem wakacyj. 

Po rozpadnięciu się Austrji w r. 1918 uczuł się nasz artysta w Wiedniu w otoczeniu z gruntu zmienionem, obcem i niesympatycznem, zapragnął więc usilnie jak najspieszniejszego powrotu do oswobodzonej z obcego panowania ojczyzny. Opuszczenie nagłe Wiednia połączone dlań było z ogromną ofiarą materjalną, przed którą się wszakże nie zawahał.

K. POCHWALSKI PORTRET ANDRZEJA Hr. POTOCKIEGO (ol. 1902) (Wł. Krystyny hr. Potockiej).
K. POCHWALSKI PORTRET ANDRZEJA Hr. POTOCKIEGO (ol. 1902) (Wł. Krystyny hr. Potockiej).

Ustąpił dobrowolnie z czynnej profesury, sprzedał - oczywiście pod nader niekorzystnemi warunkami - piękny dom z pałacowem niemal urządzeniem i wyborną pracownią, który posiadał w Wiedniu, i przeniósł się do Krakowa na dość niepewne losy, poprzestając na najskromniejszym trybie życia. Poczucie patrjotyczne było dlań pobudką silniejszą niż względy na dobrobyt materjalny. 

Po powrocie do kraju jest Pochwalski niestrudzenie czynnym na rodzimym obecnie znów gruncie, a portrety, które w ostatnich czasach wykonał, tworzą nowy cenny przyczynek do tak obfitej w plon działalności. Głównym dorobkiem jego życia jest imponująca galerja portretów współczesnych, która i dla potomności nie tylko ogromną artystyczną, ale i doniosłą ikonograficznie-dziejową będzie mieć zawsze wartość. Od lat czterdziestu dzierży on niezaprzeczalnie »prymat« polskiego malarstwa portretowego, a wielbiciele wielkiego artysty i liczne grono przyjaciół, których umiał sobie zjednać wyjątkową szlachetnością serca, życzą dzisiejszemu jubilatowi, »młodemu« dotąd, mimo wieku, jeszcze licznych lat zdrowia i wiele sposobności do tworzenia coraz nowych arcydzieł. 

Parę słów jeszcze winienem dodać o technice i sposobie pojmowania zadań malarskich, które spostrzegamy u naszego artysty. Wyrobiwszy sobie zbyt zdecydowany fakturą pewną, odpowiadającą celowi, pozostał Pochwalski przez ciąg życia wierny raz obranym prawidłom, unikał niepewnych eksperymentów i nie szukał dróg nowych. Maluje tedy portrety zawsze w świetle pracownianem, będąc zasadniczo przeświadczony, że cechy indywidualnej charakterystyki tylko w tego rodzaju oświetleniu uwydatniają się w całej pełni. Jeżeli więc w portretach pojawia się niekiedy pejzaż w głębi jako tło obrazu, to jest on traktowany, podobnie jak u dawnych mistrzów <n. p. Wenecjan, Flamandów lub w szkole angielskiej) li tylko jako dekoracja i szczegół ten nie wpływa na rodzaj oświetlenia. Właściwego malowania w piein-air nie przeprowadza w portretach nigdy, a także zastosowywanie impresjonistyczne plam i kresek, obliczonych na znaczne od oka oddalenie uważa za technikę niestosowną w kunszcie portretowym. Nawet w użyciu efektów światłocienia jest niezmiernie oględny. 

Prawie zbytecznem jest dodawać, że sztukę rysunku posiadł w zupełności, uwypuklenie głowy i postaci, skróty, śmiałe nieraz, wychodzą bez zarzutu. Koloryt posiada ujmujący i dba niezmiernie o harmonijne zestawienie barw, unikając wszelkiej jaskrawości i błyskotliwości : szczegóły stroju, i to nawet technicznie nader trudne - przypominam n. p. pasy polskie, katabele ozdobne, lite materje i futra w jego licznych portretach kontuszowych - oddaje w łudząco trafny sposób. 

Często uważa się Pochwalskiego za artystę wyspecjalizowanego do doskonałości, ale wyłącznie tylko w fachu malarstwa portretowego. To jest sposób oceniania jego talentu zbyt ciasny, mojem zdaniem. Okoliczności zewnętrzne, nawał zamówień na portrety, spowodowały, że inne rodzaje malarskiej sztuki musiały pozostać na uboczu. Lecz nie należy zapominać, że z pod pędzla Pochwalskiego wyszło sporo obrazów nader poprawnych rodzajowej a nawet religijnej treści. Nie mniej też uzdolnienie jego do malarstwa krajobrazowego jest bardzo poważne. Znam liczne jego studja pejzażowe, posiadające niepospolite artystyczne walory,- objawia się w nich sposób pojmowania przyrody spokojny, łagodny, bez wzburzeń i silniejszych efektów, lecz nader ujmujący i trafny. Wreszcie, co się tyczy oddania tematów »martwej natury« może Pochwalski ze znakomitymi specjalistami w tym fachu iść o lepsze. 

K. POCHWALSKi PORTRET ROMANA Ks. SANGUSZKI Gil., 1915) (Wł. Leonowej ks. Sanguszkowej).
K. POCHWALSKi PORTRET ROMANA Ks. SANGUSZKI Gil., 1915) (Wł. Leonowej ks. Sanguszkowej).

Słowem, sztuka jego ciasną nie jest, obejmuje działy rozmaite, gdzie dar ścisłej obserwacji i smak wytworny są warunkami niezbędnemi. Wykluczone są chyba dlań tematy wymagające niezbędnie ponadto wyjątkowo bujnej wyobraźni, nie da się bowiem zaprzeczyć, że pewien rys »pozytywizmu« należy do właściwości jego talentu. Jest to wszelako rys nie obcy u wielu pierwszorzędnych mistrzów, podczas gdy naodwrót nie jeden piękny talent wypaczył się i zmarniał dla braku powściągliwości wobec porywów fantazji, które tak łatwo wyradzają się w »wybryki«. 

Syntezę wrażenia, jakie na mnie sprawia sztuka Pochwalskiego mogę ująć w zwrot zbliżony nieco do poglądu znakomitego krytyka francuskiego Roberta de la Sizeranne na prace portretowe Leona Bonnata, z którym nasz artysta ma znaczne pokrewieństwo duchowe. Sztuka Pochwalskiego jest sztuką zdrową, na silnych podwalinach opartą i, o ile smak publiczności nie ulegnie wykoszlawieniu, będzie się ją cenić i podziwiać zawsze i wszędzie, »nie wyjdzie ona z mody« i nie »zestarzeje się«, dlatego właśnie, ponieważ artysta nie tworzył nigdy na poklask chwili i ustrzegł się od gonienia za dyktatem kaprysów mody. 

LEON PINIŃSKI

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new