Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ur. 1890
Twórczość Władysława Roguskiego wyrosła prostą i jasną łodygą wprost z polskiego pnia, bez zbaczań i prób. Kształciła go Warszawa, dłużej się uczył w Krakowie, a najwięcej mu dały legjony. Szkoły polskie zapoznały go z kunsztem malarstwa, ale powstańcza atmosfera walki ideowej wraz z jej jedyną w świecie straceńczą poezją, młodzieńczem zuchwalstwem i widmem przepięknej śmierci, unoszącem się nad żołnierskim humorem, dała mu stokroć więcej - choć przez dwa lata nie malował wcale: dała mu samego siebie. Kiedy dorwał się wreszcie do ołówka, zaczął rysować zupełnie inaczej: prosto, syntetycznie, lirycznym konturem, dawniej mu nieznanym. Rysował w ten sposób żołnierzy, tworzył lekkie kompozycje na tle wojny - a zastanawiając się nad tym niespodziewanym dla samego siebie zwrotem, rozumował mniej więcej tak:
“Jeżeli z całą szczerością, pod wpływem wewnętrznego nakazu, prowadzić będę swój kontur tak, jak czuję, wyrażając nim to, co w duszy widzę, jeżeli ten prosty rysunek dla mnie będzie wymowny i jasny, to przecież musi być takim także dla innych ludzi”.
Nie wiem, czy artysta, którego lekkie zwierzenia w tej mierze usłyszałem, zdawał sobie sprawę z iście legjonowej śmiałości tego rozumowania, w którem pozatem tkwiło zdrowe przeświadczenie, że sztuka jest mową od człowieka do człowieka, nie zaś wołaniem dla siebie - na pustyni.
Wyrażać kształt po swojemu, nadając mu śpiewność liryczną, rysować nierealistycznie, a najrealniej artystycznie, wykraczać przeciwko szkolnym przepisom, przeciwko akademizmem z jednej, a impresjonistycznym i późniejszym nakazom “odkrywców” paryskich, z drugiej strony, rysować żywe idee, gdy puryści zaśmiecali świat wrzaskiem o konieczności wypędzenia z obrazu wszelkich “anegdot” - aż do religijnych włącznie - to jest prawdziwa odwaga.
Roguski stworzył sobie linję własną.
A pamiętał przytem, żeby to nie była linja egotyczna, nie jakaś linja o wyrazie ezoteryzmu, jak np. u ekspresjonistów w okresie wynaturzenia - nie łamigłówka, ale prawdziwa mowa ludzka.
W zasadzie artysta rysunkiem swoim operuje zupełnie na podobieństwo drzeworytów i wycinanek ludowych. Czy przyświecał mu może w wyobraźni olbrzymi twór Wyspiańskiego (jakże odmienny, zresztą, w swem realistycznie wrażeniowem źródle!) - o tem sądzić trudno. Można tylko stwierdzić jedno - duchowe pokrewieństwo ze sztuką ludową i ze sztuką Wyspiańskiego, nie zaś zależność od nich.
I tak, z tego legjonowego prymitywizmu powstał artyzm nowy, oryginalny, niesłychanie subtelny, a rdzennie polski. Roguski, doskonaląc z przedziwną troskliwością i ostrożnością swój rysunek, zdołał wyrazić nim to, co jest w człowieku najświętsze - słodycz boskiego tchnienia. Jego Madonny - to dusza ludu, wyobrażająca sobie Matką Boską - pięknem dobroci na cudnym owalu przejasnej twarzy rozjaśnioną, kwiatami przybraną, niby wycinankami w chłopskiej chacie przed obrazem.
Ileż czucia jest w tym rysunku, mającym wdzięk dziecięcy wiary naiwnie prostej! Ręka artysty związała się tutaj bezpośrednio z wyobraźnią, z sercem. Wizja to niematerjalna, a żywa, zdawałoby się, czysta forma bóstwa - idei. Nie uląkł się artysta tej nieziemskiej “anegdoty”, nie uląkł się własnej duszy, nie pożyczał wyrazu tego od nikogo.
I rozwijając dalej tę koncepcję, Roguski tworzy grupy o religijnie-wizyjnym charakterze, przedstawia Madonnę wśród aniołów, wśród pasterzy, bogaci swój koloryt, linji swej daje nową wymowę w gestach prostych, przypominających Trecento, w przechyleniach głowy, które mówią o boskich zamyśleniach.
A jednocześnie stara się z tem samem uczuciem wniknąć w realne zjawiska i stopniowo, w pastelowych tonach, nadawać im subtelną plastyczność. Portrety artysty są duchowe, lekkie, śliczne w barwie i delikatnych tonacjach.
Ewolucja Roguskiego odbywa się ostrożnie, w przemianach raczej kolorystycznych.
Jan Kleczyński.