Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(1777-1832)
Aleksander Orłowski urodził się w Warszawie 19 marca 1777 roku z rodziny szlacheckiej, ale mocno podupadłej, wyzbytej ziemiańskich tradycyj i wyższych aspiracyj.
Ojciec jego na różne sposoby szukał chleba w stolicy, wuj miał tu sklepik gdzieś na Koziej.
Nie znalazłszy zarobku w Warszawie, Orłowski - ojciec przeniósł się na prowincję, do Siedlec, gdzie został oberżystą. Syn, chłopak przystojny, miły, potężnej budowy i bujnego temperamentu, rósł tu sobie w miasteczku podlaskiem na tęgiego drągala, odznaczając się tylko od rówieśników - urwisów niezwyczajną pojętnością do wszystkiego, a zwłaszcza do rysunku.
Zdolność ta zwróciła uwagę Adamostwa Czartoryskich, w czasie pobytu z wizytą kuzynowską u siedleckich dziedziców, Ogińskich. Odezwały się mecenasowskie ambicje, poszukujące talentów krajowych, i chłopiec zabrany został do Warszawy, gdzie oddano go na naukę do nadwornego malarza Czartoryskich, Norblina.
Studja te, uzupełniane potem jeszcze u Włocha - sztycharza Folina, u miniaturzysty Lesseura i u Bacciarellego, nie były zbyt regularne: żywiołowy charakter, ciekawość i głód życia raz po raz ponosiły młodzieńca, każąc mu szukać wrażeń i przygód, najczęściej awanturniczych, niekiedy bohaterskich. W roku 1793, uciekłszy z pracowni Norblina, wstąpił tedy Orłowski do wojska, bił się z Moskalem, był ranny pod Zegrzem. Po krótkim powrocie do pracy u Norblina włóczył się znów potem przez czas jakiś ze słynną wtedy trupą cyrkową Chiariniego. Kiedy indziej przerywały naukę urozmaicone przygody miłosne.
Jakkolwiek ta nieregularność studjów sprawiła, że nie posiadł nigdy poważnej wiedzy, jednakże dzięki wyjątkowym zdolnościom nauczył się od Norblina sporo: niektóre młodzieńcze jego rysunki są nie do odróżnienia od prac mistrza.
W pierwszym bowiem okresie swej twórczości jest jeszcze Orłowski prawie, że naśladowcą francuskiego emigranta, któremu, jak mówi Fournier-Sarlovèze, zdarzyła się osobliwa przygoda stworzenia polskiego narodowego malarstwa.
Zaciekawiają go tędy charakterystyczne norblinowskie tematy: szkicuje bitwy insurekcji kościuszkowskiej, pochody i obozy wojsk, rysuje targi i zabawy w karczmach, typy charakterystyczne, wreszcie krajobrazy, które u Norblina stanowiły tło tylko, a które u jego ucznia stają się niekiedy samodzielnemi tematami.
Po norblinowsku również traktuje te motywy pod względem formalnego ujęcia; więc zawsze szkicowo i rysunkowo, jakkolwiek rysunek ten, wierny tradycjom barokowym , jest czysto malarski, operujący nie linją, ale światłocieniem. Technika nawet ubiega się o norblinowską osiemnastowieczną wytworność, chociaż jest zazwyczaj bardziej impulsywna, niecierpliwa, mniej dopracowana i przemyślana.
Stwierdzić należy, że starając się dorównać mistrzowi, uczeń w chwilach szczęśliwych potrafi go nieraz - pod pewnem i przynajmniej względami - przewyższyć. Jego sceny zbiorowe są uchwyceniem masy i masowego ruchu, na które Norblin nigdy się nie zdobył. W jego krajobrazach jest odczucie terenu, drzew, światła, powietrza, którego Norblin nigdy nie osiągnął. Jego typy polskie rysowane są z siłą charakterystyki, do której zmanierowany nieco nadmiarem wiedzy eklektycznej mistrz nigdy nie doszedł.
Te właśnie typy charakterystyczne, chwytane i rysowane z niesłychaną łatwością, zwracają na niego uwagę. Interesować się zaczynają talentem krajowym osobistości możne i wpływowe. Interesują się zresztą po swojemu. Orłowski staje się atrakcją słynnych przyjęć u ks. Józefa pod Blachą, gdzie rola jego polega na zabawianiu gości i budzeniu ich podziwu improwizacjami karykaturystycznemi, rzucanemi na papier z fenomenalną szybkością. Fenomen otrzymuje za to kolację, parę złotych do kiesy i prawo używania pod siodło książęcych wierzchowców. Są to pierwsze honorarja.
I byłby może “najzdolniejszy uczeń Norblina” skończył, jako rodzaj rezydenta-wesołka na magnackich dworach, gdyby wrodzona przedsiębiorczość nie podsunęła mu była myśli szukania fortuny w kraju, inaczej bądź co bądź ceniącym artystów, a mianowicie w Rosji.
Udał się tam Orłowski w roku 1802 - i pozostał do końca życia, to znaczy przez lat trzydzieści.
Nie można się temu dziwić: pojechał robić karjerę, - i powiodło mu się to świetnie; lepiej może, niż o tem marzył. Zdobył wszystko, co w życiu zdobyć można: sławę, zaszczyty, pieniądze. Przez Stanisława Potockiego przedstawiony W. Ks. Konstantemu, otrzymał mieszkanie w Pałacu Marmurowym, które zapełniło się wkrótce wysokiej wartości zbiorami. Otrzymał - on, niedouczek z pracowni Norblina - tytuł akademika. Dzieła jego podziwiane były i przepłacane zarówno przez miłośników - Rosjan, jak i przez licznych podówczas w Petersburgu cudzoziemców. Dla swego humoru, dowcipu, talentu, dla hojności, a nawet rozrzutności, z którą rozdawał talentu tego owoce, dla urody, siły, wspaniałej postawy, był rozchwytywany w towarzystwie. Powodzenie to trwało niemal do zgonu. W ostatnim dopiero roku życia przyszły z początku przykrości - po roku 1830 utrata łask u dworu carskiego, a tem samem zmniejszenie dochodów, potem zaś - choroba serca, która powaliła tego olbrzyma dnia 13 marca 1832 roku w 55 latach życia.
Zarówno zmiana otoczenia, jak i rozpoczynające się jednocześnie z tą zmianą powodzenie, w krótkim czasie wywołały dosyć gruntowną zmianę indywidualności artystycznej Orłowskiego.
Zmienił się przede wszystkim zakres tematów, raz dlatego, że otoczenie owo podsuwało inne motywy, że otaczającą rzeczywistością była odtąd Rosja, Polska zaś - tylko wspomnieniem, po drugie - ponieważ wziętość zmuszała do robienia rzeczy, poszukiwanych przez odbiorców. W początkach swej działalności zapowiadał się Orłowski na pierwszorzędnego pejzażystę. Obecnie krajobrazy stają się w jego twórczości rzeczą rzadką. Z batalistyki, którą uprawiał z takiem zamiłowaniem i w tak szerokim zakresie, pozostają głównie mniej lub bardziej egzotyczne typy wschodnio-rosyjskich, lub zgoła azjatyckich, tatarskich, kirgiskich a nawet perskich, nawet maurytańskich wojowników. Tak lubiane niegdyś sceny zbiorowe powstają rzadziej znacznie, niż dawniej. Orłowski staje się niemal wyłącznie odtwórcą pojedynczej postaci ludzkiej, lub też człowieka z koniem. Zjawia się zato w jego twórczości rodzaj nowy fantazje na temat starych mistrzów barokowych, - rodzaj, w czasie owym uprawiany na dosyć szeroką skalę, lubiany i poszukiwany przez zbieraczów.
Zmienia się jednak przede wszystkim sposób formalnego ujęcia. Za pobytu w Polsce starał się Orłowski, jak mógł, naśladować norblinowską elegancję, tchnącą jeszcze duchem ancien régime’u. Był doskonałym uczniem francuskiego mistrza - ale tylko uczniem. Teraz, pod wpływem powodzenia, nabiera pewności siebie i wiary w siebie, wyzwala swój przyrodzony, tęgi i rubaszny temperament, staje się samodzielną całkowicie indywidualnością artystyczną.
Jest to wpływ dodatni petersburskich sukcesów. Wpływ ujemny polega na produkowaniu niezliczonej ilości rzeczy, przeznaczonych wyłącznie na sprzedaż, bez troski o istotną wartość artystyczną.
Produkcja ta dzieli się tedy na dwie kategorje. Kategorję jedną, znacznie pośledniejszą, stanowią roboty, wykonywane na zbyt. Są śród tego towaru rzeczy beznadziejnie słabe, przez pół dyletanckie, naprzykład owe dziwacznie interpretowane pastelowe naśladownictwa, lub raczej trawestacje Rembrandta, Potera, Salvatora Rosy, od których Orłowski rozpoczyna właśnie swoją petersburską karjerę. Są rysunki i litografje nijakie i banalne, jacyś im aginacyjni Persowie, lub zgoła Maurowie na nieszczególnie rysowanych konwencjonalnych arabskich rumakach, odrabiani ze wzorków i słyszenia. Są wreszcie i rzeczy nieco lepsze, - powtarzające co prawda do nieskończoności w tym samym układzie kompozycyjnym i w tych samych ruchach te same sylwetki ludzi i koni, ale które zaciekawiają pomimo wszystko egzotycznością motywu i odblaskami własnej, dobrej obserwacji - więc właśnie owi Tatarzy, Kirgizi, Kałmucy, Kozacy, widywani w Petersburgu, Moskwie, Niżnim Nowogrodzie, którzy musieli przypadać szczególnie do gustu cudzoziemskim odbiorcom i stanowić niejako specjalność rynkową artysty.
To jest dział jeden produkcji petersburskiej; dział, nie przynoszący Orłowskiemu wielkiej chluby, jakkolwiek posiadający mimo wszystko swoją odrębność, a niekiedy i zalety.
Do działu drugiego należą utwory, robione dla siebie i bliskich, ze świeżej obserwacji, lub z żywych wspomnień, a ujmowane z silnem bardzo podkreśleniem charakteru, z wyraźnem nawet zacięciem karykaturalnem, częstokroć o podkładzie satyry.
Tutaj to właśnie daje Orłowski upust swemu temperamentowi, swemu zmysłowi obserwacji, swemu humorowi, nie pozbawionemu złośliwości, swojej szerokiej, impulsywnej technice: rysunek jego, niezbyt uczony, pozbawiony wytworności, dosyć nawet rubaszny, jest zato w tych rzeczach uderzająco szczery i wyrazisty, umiejący chwytać życie na gorącym uczynku.
Życie to mają zarówno charakterystyczne typy i sceny uliczne petersburskie, rzucane na gorąco, pod świeżem wrażeniem, jak i ze wspomnień już tylko szkicowane karykatury szlacheckie, rysowane z prawdziwą predylekcją i w ogromnej ilości, a po dziś dzień stanowią najpopularniejszą część jego spuścizny artystycznej.
Popularność ta jest zrozumiała i najzupełniej zasłużona. Posiadają one werwę i humor, tęgi i zamaszysty, przypominający tradycje Rzeczypospolitej Babińskiej i Nagłowickiego dziedzica, posiadają jednocześnie zacięcie satyryczne, w sztuce polskiej występujące po raz pierwszy; posiadają pozatem inną jeszcze ogromną wartość, mianowicie - piętno rasy. Te same typy szlacheckie odnajdujemy, prawdę mówiąc, do dzisiaj jeszcze po wsiach, bardziej nieco oddalonych od kolei żelaznej i szosy. Kontusz, za czasów, kiedy typy te były rysowane, wychodzący już z użycia, podkreśla jeszcze tę ich polskość.
Sztuka Orłowskiego, naogół lubiana i ceniona, miała jednak u nas i surowych krytyków, począwszy od Norwida, kończąc na Tatarkiewiczu. Zdaje się, że surowość tych sądów jest wynikiem pewnego nieporozumienia. Szukano w Orłowskim tego, czego w nim nie było.
Nie było w nim bowiem ani twórcy o wysokich lotach poetyckiego natchnienia - pomimo, że rysował niekiedy romantycznych rycerzy i romantycznych bandytów, ani też artysty o istotnej głębi malarskiej - jakkolwiek w młodości, pod wpływem Norblina, lub może raczej pod wrażeniem jednego z norblinowskich wzorów, Watteau, potrafił z subtelnością oddawać w szkicach rysunkowych powietrzne dale, przepojone słońcem.
Był to natomiast urodzony rysownik - karykaturzysta, - i karykaturzysta na miarę europejską, nie ustępujący, dalibóg, europejskim swoim rówieśnikom, których pamięć otoczona jest do dzisiaj europejską sławą; takim, jak Carle Vernet, jak Rowlandson, Gillray, lub Cruikshank; temperament ten zaś był jednocześnie na wskroś polski, lub raczej polsko-szlachecki, z jego typowym animuszem, rozmachem, rubaszną życiowością; nie zdołał ani trochę zatrzeć tej polskości tyloletni pobyt na obczyźnie, dokąd wyjechał Orłowski jako dwudziestopięcioletni młodzieniec i gdzie pozostał do śmierci.
Jako rysownik - karykaturzysta był pierwszym rdzennie polskim artystą europejskiej miary.
Wacław Husarski.