Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
(1872-1922)
Konrad Krzyżanowski jest jedną z najpotężniejszych postaci malarstwa nowoczesnego.
Był to człowiek szalonych decyzyj, nieprzepartych natchnień i bezwzględnej szczerości. Pochodził z rodziny o niezłomnych wzniosłych ideach. Nigdy w najtrudniejszych warunkach życia nie poniżył się do kompromisów, jeżeli chodziło o sztukę. Był to artysta, który urodził się z tak mocno ukształtowaną odrębnością że ona przejawiła się od samego początku jego młodzieńczych wystąpień w sztuce, bo już w dwóch egzaminach, które składał, chcąc się kształcić w Akademji petersburskiej. Już wówczas ten samouk, nieprzygotowany do szkolnych triumfów, a właściwie nie zdolny do osiągania laurów w żółwim konkursie o to, kto najlepiej zdoła przyswoić sobie tępą manierę wyszlifowanych rysunków naśladowniczych, genjalnym porywem intuicji określał formę i ekspresję widzianego przedmiotu w gwałtownych rzutach węgla (pierwszy egzamin), których syntetyczność tworzyła na obrazie życie, gdyż mówiła o przedmiocie, zamiast zmierzać do powtórzenia go “objektywnie”, zapomocą wywołania złudzenia. Gdy malował akt (drugi egzamin), nie wyodrębniał go z całości zjawiska, na które patrzał, ale po malarski mówił, jak on wygląda na tle otoczenia, dawał obrazowi logikę realną o wrażeniową - jak to się czyni dzisiaj wszędzie za przykładem Paryża.
W Akademji (przyjęto go, chociaż egzaminu nie zdał, jedynie dla wyjątkowego talentu) hamowano jego rozwój, starano się go uciszać, powściągać wybuchowość twórczą, - nie złamano go jednak, nie zamieniono w tresowane zwierzątko, imitujące obce gesty rysunkowe - i wówczas już, w Petersburgu, rysunek jego był śmiały, przypominający Orłowskiego.
Dopiero jednak u Holossy’ego (w Monachjum i na Węgrzech) mógł swobodnie rozwinąć skrzydła, ponieważ, o ile go w Petersburgu hamowano, o tyle Holossy przeniknął jego indywidualność i zachęcał do jeszcze większej śmiałości.
I odtąd widzimy wspaniały rozwój genjalnego artysty, który ukształtował swą linję twórczą i uświadomił ją sobie tak wcześnie, jak żaden chyba z innych artystów nowszej epoki, tej burzliwej, rozbitej epoki prób i eksperymentatorstwa z dnia na dzień. Próby takie nie czepiały się wyobraźni Krzyżanowskiego, spływały po jednolitym granicie jego mocarnej indywidualności bez śladu.
Twórczość jego bogaciła się w doświadczenie w podróżach do Włoch i Paryża, wchłaniała najwyższe wzory, ale chwytała z nich tylko to, co Krzyżanowski miał wrodzone: słynne dziś rysowanie barwą, szerokość techniki olejnej, opieranie budowy kolorystycznej obrazu na tonie zasadniczym, zależnym od światła, od chwili w naturze (stosował to w przepysznych szkicach pejzażowych, w obrazkach rodzajowych przy lampie it. p.) oraz dążenie do harmonji kompozycyjnej barw i brył, znajdywanie punktu centralnego, osi portretu jak u Velazqueza (znajdywał to natchnieniem, intuicją, czuł to, nie wyliczał), komponowanie na wzór natury, wydzierając z jej wnętrzności duchowe syntezy, portretując w skrótach kapitalnych określeń, w gestach renesansowe wymownych, w przenikliwości psychologicznej, godnej Balzaka.
Stał się wreszcie artystą, który umiał szaleńcze temperamenty określać spokojem formy, zakuwać swe pozornie nieokiełznane, z wybuchów twórczych złożone rzuty pendzla w całość, co wrzała życiem, a trzymała się nieomylnością wizyjnie realnych założeń w monumentalnych trybach logiki architektonicznej, w drapieżnie dostrzeżonych i chwytanych podobieństwach, gdzie kształt cielesny modela wyrażał jego duszę.
Gdyby nie stworzył nic innego, jak tylko reprodukowany tutaj portret p. Witosławskiej, to wymowa tego dzieła zapewniłaby mu nieśmiertelność.
Portret p. Witosławskiej pochodzi z r. 1913. Jest to epoka zupełnej dojrzałości Krzyżanowskiego. A jednak, jak zapewniają świadkowie, portret ten rysowany jest tak samo, jak rysował Krzyżanowski w Petersburgu, czyli kilkanaście lat przedtem.
Kto przyjrzy się tej genjalnie przemyślanej i wykonanej podobiźnie staruszki, ten zrozumie doniosłość powyższego rewelacyjnego świadectwa. Te oczy tak niesłychanie żywe w starczej twarzy, te ręce tak wymowne, że aż budzą grozę, ten koloryt szlachetny, ten impet faktury - to jest Konrad Krzyżanowski, ten sam wolny, drapieżny duch zarówno wtedy, gdy młodzieńcem był, jak też i wówczas, gdy dojrzał - ten sam do końca życia, pełnego bohaterskich walk o czystość sztuki, o honor artysty, o wielkość polskiego imienia.
Urodził się r. 1872 w Kremieńczugu, umarł r. 1922 w Warszawie.
Jan Kleczyński.