Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Słowo wstępne
Księga pierwsza (1776-1820)
Od walki o niepodległość Stanów Ameryki Północnej do Cesarstwa Napoleona
Od Jeny do Moskwy
Upadek Napoleona
Odpierwszego paryskiego pokoju do kongresu w Opawie
Opinie i prądy społeczne
Główne rysy w dziedzinie filozoficznej i religijnej
Ruch w dziedzinie naukowej
Literatura od roku 1820
Klasycyzm i początek romantyzmu w sztukach pięknych
Muzyka
Teatr. Sztuka dramatyczna
Wynalazki w dziedzinie techniki i ich znaczenie
Dziennikarstwo. Poczta
Księga druga (1820-1830)
Nowe kongresy. Państwa romańskie
Narody wschodnie
Państwa germańskie
Stosunki francuskie do rewolucyi lipcowej
Opinie i kierunki
Główne prądy w dziedzinie filozofii i religii
Nauki
Literatura do rewolucyi lipcowej
Sztuka (sztuki piękne, muzyka, teatr)
Budownictwo machin. Wynalazki. Robotnicy w Anglii
Księga trzecia (1830-1848)
Najbliższe następstwa rewolucyi lipcowej. Niemcy i Austrya do roku 1840
Anglia od 1830-1840. Wschód w tym samym okresie
Szwajcarya. Państwo romańskie (1830-1840)
Państwa niemieckie. Wschód do r. 1848
Państwa południowo-romańskie i Francja do rewolucji lutowej
Opinia i prądy u głównych narodów, miedzy dwiema rewolucjami
Nauka
Literatura do r. 1848
Sztuki
Postęp techniczny. Kwestya robotnicza
Księga czwarta (1848-1864)
Od rewolucyi lipcowej do zamachu stanu we Francyi
Do początku wojny włoskiej (1852-1859)
Od wojny włoskiej do odnowienia, kwestyi szlezwicko-holsztyńskiej
Prądy panujące od 1848-1864
Literatura
Materyalizm i pesymizm. Stosunki religijne
Nauka w połowie wieku
Sztuka
Technika. Wystawy. Stosunki robotnicze
Księga piąta (1864-1890)
Wybitne zdarzenia w ruchu politycznym
Ruch religijny. Filozofia i prądy ogólne. Nauki
Prądy współczesne w literaturze i sztuce
Rzut oka na literaturę i sztukę pomniejszych narodowości słowiańskich
Nędza materyalna i duchowa. Przeciwdziałanie. Zakoń­czenie

Opinie i prądy społeczne


Wiek XVIII tworzy punkt zwrotny w historyi ludzkości, gdyż wtedy właśnie rozpoczął się proces rozkładu przeżytych form, który do naszej chwili przedłużył się a może jeszcze jedno stulecie czekać będziemy do końca. W chwili właśnie, kiedy duch krytyki wszelkie idee i myśli stawiał przed sądem rozumu, a w szerokich wykształconych kołach wyrabiały się nowe poglądy na państwo, społeczeństwo i religię, wszystkie powyższe instytucye pozostały te same i funkcyonowały dawnym trybem. Sama przez się więc urabiała się świadomość, że stare gmachy nie odpowiadają potrzebom nowych czasów. Równie naturalnem było i to, że duch zniszczenia wionął przedewszystkiem z kraju, gdzie strupieszałość dawnego społeczeństwa najbardziej na jaw wyszła - z Francyi. Wprawdzie, jakeśmy już na to zwrócili uwagę, ruch umysłowy angielski nie pozostał tutaj bez wpływu, ale musiał on inaczej działać, niż na wyspie, gdzie życie państwowe rozwinęło się w sposób zupełnie odrębny. Tam naród po długich walkach otrzymał wolnomyślne instytucye i z właściwą anglosaksońskiej rasie uporczywością trzymał się ich; we Francyi nieporozumienie między panującymi a poddanymi zwiększało się, a jednocześnie pośród pierwszych nawet kiełkował brak zaufania do istniejącego porządku.

Przedrewolucyjna Francya jest obrazem wszechstronnego rozpadania się w ruinę starego ładu. Król i urzędnicy rządzili się gwałtem. Wprawdzie centralizacya ta miała dobre strony, ale zagłuszyła w ludzie wszelką chęć udziału w interesach państwowych, wykształciła całą klasę uprzywilejowanych a w sercu pozbawionych prawa zasiała nienawiść. Między chłopem a drobnem mieszczaństwem nie było prawie różnicy, włościanie zaś jęczeli pod jarzmem poddaństwa. Państwu, duchowieństwu i swoim panom musieli oni opłacać podatek, który niekiedy do ośmdziesięciu procentów dochodu wynosił, szlachta zaś i duchowieństwo płacili zaledwie piątą część tego, co mogliby płacić. Stosunek patryarchalny, łączący niegdyś feudalnego pana z jego poddanymi węzłami ludzkości, dawno już zerwany został; pan nie troszczył się ani o duchowy, ani o materyalny dobrobyt ich, pozostawiając zarząd majątków intendentom (rządcom), których usiłowaniem było wyciągnąć jak najwięcej zysku z ludzi i ziemi, ażeby olbrzymie potrzeby swoich chlebodawców zaspakajać. Rozłam zaznaczał się więc coraz bardziej. Chłop już tylko w jesieni raz do roku oglądał oblicze dumnego arystokraty z jego pojazdami, gośćmi, ucztami i podziwiał tylko brak serca, z jakiem pan, jego psiarnie i konie, jego goście tratowały krwią uprawne przez niego pola. Wychowany w szkole poddaństwa, nieraz pałał nienawiścią do tego, który, zdawało się, całe szczęście posiadł, a on pozbawionym czuł się wszystkiego.

Słońcem, które wszystkie drobne gwiazdy szlachty przyciągało ku sobie, był dwór. Tu spadały na szczęśliwych tytuły, honory, pensye, przyjemności wszelkiego rodzaju. Duchowieństwo i arystokracya tonęły w rozkoszy, niemającej granic. Każdą poważną robotą gardzono; błyszczeć w salonie i na dworze uważanem było za zaszczyt najwyższy. Pałace, gdzie zabawiali się szlachta, biskupi i księża należały do najzbytkowniejszych, nic też dziwnego, że pochłaniały miliony; czeredy próżniaczych lokajów, myśliwych, kamerdynerów, dojeżdżaczy, dopomagały do tracenia dochodów, jeżeli gry i kochanki pozostawiły ich nieco. Montesquieu, autor Listów perskich na długo jeszcze przed Ludwikiem XVI powiedział, że szlachta i długi nierozłączne są od siebie. Czasy późniejsze dowiodły prawdziwości tego twierdzenia, gdyż klasy uprzywilejowane, opanowane gorączką rozrzutności, musiały wpaść w ostateczną ruinę.

Bankructwa wybitniejszych arystokratów a nawet książąt krwi nie były rzadkie. Starszy brat króla, hr. Prowancyi, późniejszy Ludwik XVIII, musiał w 1783 r. przyjąć od króla 12 mil. liwrów, ażeby część swoich długów pokryć; młodszy, Karol hr. Artois był sądownie zapozwany o 15 mil. Tak samo gospodarował ks. Orleański, przejadając z dziewczętami miliony. Z nich to przykłady brała szlachta i duchowieństwo, które prowadziło życie zupełnie na wzór świeckich panów. 

W takich warunkach życie towarzyskie stało się pewnego rodzaju kunsztem. Wdzięk i lekkość, panujące w stosunkach salonowych, z czego Francuzi już w średnich wiekach słynęli, w epoce panowania Ludwików XV i XVI dosięgły szczytu. Wszędzie “dobry ton”, któremu ulegali wszyscy, panować musiał. “Dobry ton” wymagał stosowania się do poglądów towarzystwa, nie pozwalał na silniejsze zaakcentowanie czegoś; “dobry ton” wymagał najwyższej grzeczności względem kochanka własnej żony i pojedynku o każdą kokotę; wymagał przegrywania setek tysięcy z uśmiechem na ustach, ale pozwalał rzemieślnikom i dostawcom całe życie nieraz oczekiwać na spłacenie długu. Każda swawola była dozwoloną, byle tylko w formie wytwornej; każda nieprawość usprawiedliwioną, byle tylko zewnętrzne pozory zachowano. Używanie stanowiło jedyny cel tego towarzystwa, nie tylko w znaczeniu zmysłowem ale duchowem także; musiało bawić, podniecać, oraz być strojnem w najwyszukańsze i najdowcipniejsze formy. 

Takie ukształtowanie się towarzystwa nie miałoby wcale wielkiego znaczenia, gdyby nie wywierało głębokiego wpływu na całą literaturę. Już za Ludwika XIV każdy poeta i pisarz poczytywał sobie za największe szczęście wyróżnienie przez króla i klasy arystokratyczne. Potrzeba stworzenia niezależności materyalnej nakazywała niejako skarbić sobie w tych kołach łaski, które w stanie były je opłacać. Wobec takich warunków pisarze usiłowali trafić w gust kół wybranych; jeżeli się to udało któremu, mógł być pewnym, że znajdzie protektora, który poświęcone mu dzieło opłaci podarunkiem lub pensyą. Ażeby się podobać, nie powinien był się starać o głębokość i oryginalność, ale o błyskotliwość i łatwość bawienia. Chciano wiele umieć, ale bez uczenia się; żądano wiadomości o Bogu i o świecie w takiej jasnej i zgrabnej formie, ażeby się można było niemi natychmiast posługiwać w salonowej rozmowie.

Sprzecznem wydaćby się mogło to, że właśnie literatura napadająca na porządek istniejący, na absolutyzm władzy królewskiej, na przywileje szlachty i duchowieństwa, na religię i moralność, znajdowała punkt oparcia pośród kół najwyższych. Zjawisko to łatwo się tłómaczy tem, że szlachta z powodu nieograniczonej władzy królewskiej czuła się w wielu kierunkach swej działalności ścieśnioną, że podczas powszechnego ubiegania się za odznaczeniami i honorami wielu pozostało niezaspokojonych, tworząc w ten sposób obóz niezadowolonych. Przyczyniła się do tego nietolerancya duchowieństwa. Wprawdzie wyższe duchowieństwo robiło wszystko, czego “dobry ton” wymagał, ale jednocześnie poruszało niebo i ziemię, ażeby zabezpieczyć sobie osobiste przywileje i broniło się zawsze zażarcie wobec wszelkich napaści na prawowierność kościoła. Rzeczą więc jest przeto zrozumiałą, że wyróżniano takich pisarzy, którzy, zjadliwie i dowcipnie atakowali dwie najwyższe potęgi - króla i kościół, a nawet napaście te przyjmowano tem chętniej, im bardziej były ostremi i zjadliwemi. Najwięcej oddziaływała ona w kołach, dla których przyjemność była wszystkiem, gdzie panowała moralność materyalistyczna, gdzie głoszono modną filozofię. Najlepiej przekonaniu ich odpowiadało twierdzenie, że przyjemność jest celem życia, że wyrafinowany egoizm jest dyrektywą wszelkich czynności. Godziło się to z utartymi poglądami na życie i nadawało im cechę prawowitości. Było więc pewnego rodzaju modą krytykować istniejący porządek rzeczy a wyszukiwać natomiast nowe formy dla państwa, religii, sztuki i życia; było modą głośno rozprawiać o wolności i ludzkości - aby tylko prawa klas uprzywilejowanych nie były naruszone. Opinie te nie miały w ogóle nic wspólnego z przekonaniami; bawiono się nowemi ideami, uważano je tylko, jako środek przerywający jednostajność salonowego życia, ułatwiający ożywienie towarzyskie, ale wytworni mówcy, pełni dowcipu i patosu, odbywający turnieje krasomówcze wobec pięknych pań, nawet owe piękne damy nie myślały wcale o tem, że wzniosłe te myśli mogłyby do ludu przeniknąć tak dalece, ażeby chłopom, rzemieślnikom, tłumom z przedmieścia także za zabawkę służyć mogły.

Voltaire i encyklopedyści, którzy walczyli przeciwko ogłupianiu i niewoli, o prawa człowieka i o biedny lud, używali sami wszelkich rozkoszy wybranych. Wyjątek tylko stanowił Jan Jakób Rousseau, który sam proletaryusz, wszystkich obdarzonych hojnie przez los, nienawidził, - a jednak nie mógł żyć ani bez nich, ani bez pochwał pięknych pań.

Nie dziwi to wcale, że kobiety w umysłowym ruchu przedrewolucyjnym zajęły tak wybitne stanowisko. One to wprowadzały początkujących pisarzy w koła towarzyskie, zapewniając im w ten sposób odpowiednią sytuacyę, w obronie ich głos zabierały, jednały dla nich opinie, jeżeli okazało się miejsce wolne w Akademii. One pragnęły mieć udział w zdobyczach filozofii, pragnęły, ażeby poeci i uczeni pisali dla nich, ażeby przekształcali ciężki styl naukowy na lekką i łatwo zrozumiałą gadaninę salonową. Na tem polu już za Ludwika XIV rej wodziły. W ten sposób tworzyły się owe Bureaux d’ésprit, z których najdawniejszem było markizy de Lambert, kobiety łączącej w sobie cnotę i wielkiego ducha. Wszystkie prawie kobiety, mające salony literackie, bez względu na to, czy należały do arystokracyi, świata finansowego lub bogatego mieszczaństwa, miały już niezbyt moralną przeszłość, albo utrzymywały jeszcze z jednym lub wieloma wielbicielami stosunki. Najznakomitszym z dawnych salonów był pani de Tencin, otwarty w 1717 r. Pani ta odegrywała czas jakiś polityczną rolę, jako metresa szaławiły Dubois, kardynała i ministra, później jako przyjaciółka pięknej księżniczki Chateauroux, kochanki Ludwika XV. W salonie pani Tencin bywali Montesquieu, Marivaux, wyborny komedyopisarz i późniejszy ulubieniec pani Pompadour i wiele innych; tu występował kardynał Lambertini, późniejszy papież Benedykt XIV, tu dzieło Monteskiusza O duchu praw znalazło najlepsze poparcie u gospodyni domu, a jednocześnie pielęgnowano dowcip i filozofię przyjemności. Kiedy pani Tencin jednego ze swoich kochanków, we własnym domu zamordować kazała, uniknęła kary, a nawet w opinii publicznej niewiele jej to zaszkodziło. Umarła w r. 1749.

Julia Récamier.
Julia Récamier.

Po niej salony Maryi Geoffrin, Julii d’Espinasse i markizy Du Deffand tworzyły środkowy punkt towarzyski. Tu spotykali się wodzireje opinii i ruchu umysłowego, czytano najnowsze ich dzieła i krytykowano. Stąd rzucono niejedno ostre, dowcipne słówko przeciwko kościołowi i władzy królewskiej, które obleciawszy cały Paryż, rychło wędrowało, jako “nowość saisonowa” do Petersburga lub do Sanssouci, a nawet Wiednia. Nie brakowało nawet Niemców, przy których gromadziło się kółko towarzyskie; jednym z nich był baron z Palatynatu Holbach, dowcipny i lekki, autor Systematu natury. Dwa razy tygodniowo zbierano się u niego na obiady. Drugim był baron Grimm, od r. 1776-go przedstawiciel księcia Gotajskiego. On to właśnie zdawał peryodycznie sprawę ze wszystkiego cesarzowej Katarzynie II, Fryderykowi Wielkiemu i innym książętom.

Pomimo wielkiej podniosłości w idee, czasy owe odznaczały się we Francyi zupełnym brakiem serca. Czuć, że nawet najznakomitsi bojownicy nowych poglądów grzeszą brakiem moralnego idealizmu i nierozerwalną nicią związani są ze swoją głęboko zepsutą epoką. Trudnoby w dziejach ludzkości znaleźć chwilę, w której by zwierzęca strona ludzkiej natury zdobywała się na takie orgie, jakie miały miejsce za panowania Ludwika XV. Ażeby się przeświadczyć o tem, dość jest rzucić okiem na całą owoczesną literaturę tak wyuzdaną, że braknie słów do jej odmalowania. Niekiedy budziła się z uśpienia “moralność państwowa” i zamykała do kozy takich panów, jak Rochon de Chabannes albo Moufle d’Angerville; Bastylia nie przeszkadzała jednak tworzyć takim poetom, a nawet pisma ich stanowiły poszukiwaną lekturę. Istniał w Paryżu specyalny Hôtel du Roule, gdzie dowcipni i rozumni panowie wielkiego świata na praktyce sprawdzali to, czego się z owej literatury nauczyli.

Gleba, była już przygotowana dobrze pod zasiew rewolucyi; na nieszczęście jednak wielu z jej przewódców początek swój z błota wzięło.

Charakter epoki nabiera jeszcze większej wypukłości przy poznaniu owoczesnego świata kobiet. Życie rodzinne w całej czystości prawie nie istniało; matka nie mogła wychowywać dzieci własnych, bo obowiązki towarzyskie nie pozostawiały czasu na to. Serce kobiece musiało stanąć na drugim planie tam, gdzie salonowy dowcip pierwsze miał miejsce. Tak więc wszystkim owym błyszczącym i tryumfującym “damom” brakowało prawdziwie niewieściego uroku; nie znały one żadnych obowiązków, żadnych ofiar; prawdziwe - débauchées d ’esprit, - jak je nazywano, marnotrawczynie darów duchowych, rozdrabniały siły swoje na zabawkach ducha, ale serce ich było chłodne i puste. Nudy i zabijająca próżnia przygniatały ducha przedrewolucyjnej Francyi. Pozbawiona sumienia i Boga, a jednak pełna przesądów, z gorączkową żądzą rzuciła się ona do źródła rozkoszy, a dokoła gromadziły się wszędzie groźne obłoki i ziemia drżeć już poczynała.

Obok tego towarzystwa grupowało się bogate i wykształcone mieszczaństwo, które teorye o wolności i równości pojmowało o wiele poważniej, a dalej, w głębi, stratowany nogami lud, żyjący w niewiadomości, w dzikich obyczajach, głodny, zasłyszał coś także tych pięknych słów w czasie wyborów do stanów jeneralnych. Mówiono mu, że jest także wszechwładny; obiecywano, że cząstka panowania jemu w udziale przypadnie, mówiono o rzeczach, których nie rozumiał. Ale jak iskra do beczki z prochem zapadały te wyrazy w tłum i myśl rewolucyjna miała dziką armię za sobą, ożywioną nie ideą, lecz nienawiścią.

Tylko wobec takich stosunków dalszy rozwój rewolucyi staje się zrozumiałym. One wyjaśniają, dlaczego na początku ruchu dzika siła tłumu stanowczo górę bierze, dlaczego gmach królewskiej władzy jakby za jednem uderzeniem runął, a jego miejsce zajęło zupełne bezprawie; one wyjaśniają, dlaczego najlepsi członkowie zgromadzenia, jakby w jakiemś zaślepieniu, bronią urządzeń i praw, które nie odpowiadały charakterowi narodu. Piękne idealne systematy państwowe mogły tylko idealnemu społeczeństwu służyć, idealnym ludziom, ale takich ludzi brakowało właśnie, którzyby w górę myśl i oczy podnosili; błądzili więc, bo nie brali w rachubę ani ludzkiej pracy, ani wymagań rzeczywistości. Zapomnieli, że tłum, długo w niewoli trzymany, takie godła, jak prawa człowieka, wolność czynu i prasy, równość wszystkich obywateli inaczej zrozumie, niż wymagałby “system”. Błąd ten skierował stanowczo rewolucyę na drogę gwałtu i szaleństwa, wreszcie na drogę panowania jednostki, która nie hołdowała żadnym wielkim zasadom, ale potrafiła wyzyskać miłość własną narodu - dla swoich celów.

Budka dla ochrony fryzury.
Budka dla ochrony fryzury.

Rewolucya rozpędziła większą część owego “ton” nadającego arystokratycznego towarzystwa. Ale między “nowymi ludźmi”, których wysunęła na czoło, mało było także charakterów czystych; za prędko i ze szkodą tylko dla podniesionych idei sprawdziły się słowa Monteskiusza: bez cnoty obywatelskiej nie może być demokratycznego państwa. Jakkolwiek miłujący prawdę pisarz przyznać musi, że wiele instytucyi i zjawisk nowego politycznego życia w one czasy korzeniami sięga, musi równie przyznać, że blask idealny, otaczający je z daleka, jest tylko złudzeniem. Nie brak było idealistów, jak owi mężowie, zgromadzający się w salonie pani Roland, którzy marzyli o rzeczpospolitej niemożebnej i daremnie usiłowali zjednać dla swoich ideałów ludzi ze swego otoczenia; nawet obok pani de Staël, córki Neckera zgromadziło się kółko późniejszych żyrondystów, - ale kiedy ruch rewolucyjny przeobraził się w gwałtowną burzę, zmiotła ona resztki towarzyskiego życia. Im mocniej partya Góry z Dantonem, Robespierre’m, Maratem i innymi trzymała władzę w swoich ręku, tem bardziej rozpowszechniał się egoizm i trzeba było długo szukać, ażeby prawych ludzi pośród wodzirejów opinii odnaleźć. Czasy terroryzmu wskazują obok jawnej i tajemnej walki stronnictw niepogardzających żadnemi środkami, nadzwyczajne rozkiełznanie namiętności. “Moralność republikańska”, na którą tak często powoływał się Robespierre, “cnota” - były tylko frazesami; poprzednio wielu Dantonistów odznaczało się pogardą dla wszelkich moralnych uczuć.

Po upadku Robespierre’a życie towarzyskie poczęło się budzić na nowo. Teresa Tallien, świetna, nieco lekkiego prowadzenia się dama światowa, zgromadziła dokoła siebie skrajnych republikanów, umiarkowani skupili się koło pani Récamier, jednej z najpiękniejszych, i o ile się zdaje, najuczciwszej kobiety w Paryżu. Później pani de Staël otworzyła znowu swój salon. W towarzyskim stosunku panował wszędzie swobodny ton, ale z powrotem rojalistów wróciły znowu tytuły: Monsieur i Madame. Do świata eleganckiego należała także wdowa generała Beauharnais, piękna Józefina, późniejsza żona Napoleona I. Szczególniejszem zjawiskiem na horyzoncie towarzyskiego świata była tak zwana “jeunesse dorée”, “les muscadins”. Nosili oni jednakowy strój i laski, opatrzone sztyletami, a ulubionem ich zajęciem były walki na kije z jakobinami.

Mody w Anglii w r. 1781.
Mody w Anglii w r. 1781.

W tym czasie zmieniła się także moda w strojach; “grands habit” z przedrewolucyjnej epoki znikły zupełnie, a z niemi razem wiecznie zmieniające się i wyśmiewane fryzury, które zmuszały kobiety klęczeć w powozie, ażeby oszczędzić arcydzieło Léonard’a lub Lefèvre’a; znikły muszki (mouches) w kształcie serduszka, gwiazd lub słońca. Rewolucya i terroryzm wszystkie te upiększenia jednym ciosem zniszczyły. W chwili, gdy głowy tak niepewnie trzymały się karku, nie warto było zbyt wiele czasu i starań poświęcać fryzurze. Kiedy się życie towarzyskie rozpoczęło na nowo, a kobiety ujęły berło wdzięku, rozpoczęło się znowu panowaniem mody, - ale zawsze brzmiały jeszcze szeroko takie wyrazy, jak wolność i równość, rozprawiano o rzeczypospolitej i lubiano przyrównywać siebie do Greków i Rzymian. Pani Tallien wprowadziła starożytny smak do mody, włosy według greckich wzorów splatano, a za okrycia służyły materye lekkie i przejrzyste, ażeby cały powab ciała uwidoczniał się w najlepszem świetle. U sukni noszono rozpórkę, przez którą przeglądały nogi w trykotach, a zamiast obuwia sandały. Potem nastąpiła moda Merveilleuses także przez panią Tallien wprowadzona: długi surducik, przystający do ciała w czerwone lub białe palmy wyszywany, na to w zimie narzucano futrzaną mantylkę. Społeczeństwo było tak długo pozbawione spokojnego używania, że starano się to sobie wynagrodzić; w towarzyskim stosunku płci rozwinęła się tak wielka łatwość i nieprzymuszoność, jaka przedtem nigdy nie panowała. Obejmowała ona wszelkie stany i położenia; starano się jak najrychlej zawierać związki małżeńskie, ażeby je natychmiast prawie zrywać. Mody paryskie z różnemi odmianami panowały nawet w Niemczech i Włoszech, ale utrzymywano się bardziej w granicach przyzwoitości.

Za czasów Dyrektoryatu rozwinął się upadek moralności publicznej. Francya była obecnie rzeczpospolitą bez republikanów. Większość Dyrektorów, szczególnie Barras i Rewbel patrzyli na państwo, jak na środek wzbogacający ich i ich kreatury, pomimo bankructwa finansowego Francyi. W ciągu ostatnich lat puszczono w obieg 50,000 milionów asygnat, tak, że stosunek złota do papierów był, jak 1:1,000. Przeniewierstwo i przekupstwo stały się rzeczą zwyczajną i grasowały szczególnie w prowincyach nadreńskich; było to niepoślednią przyczyną ochłodzenia się wielu marzycieli wolności. Komisarz pełnomocny departamentu Renu i Moseli, Sta, umiał okoliczności te na własny pożytek wyzyskiwać, dopóki powszechny skandal nie zmusił Dyrektoryatu do odwołania oszusta. Pełnomocnicy “niepodzielnej rzeczpospolitej” gospodarowali jeszcze gorzej, niż dawniejsi urzędnicy książąt kościelnych; znaczna część lasów nadreńskich padła ofiarą leśnego inspektora Dumonceau, pobierającego cenę kupna z góry. Tak samo frymarczył on urzędami, ale wszelkie grzechy jego były przebaczone, jako krewnemu dyrektora Rewbela, który wszystkim swoim krewnym w ten sposób dopomagał. Inny urzędnik rzeczypospolitej Derode fałszował w najlepsze rachunki, stawiając raz zamiast pozycyi 20,898 liwrów 157,567 l.; dyrektoryat zamazał tę sprawę. Ten sam Derode sprawował urząd sędziego. Wobec tego łatwo zrozumieć, co pisze jeden ze współczesnych: “sądy straciły wszelki kredyt moralny; mówiono głośno, że bez pieniędzy niema sprawiedliwości; sprzedajność była systematycznie stosowaną”.

Położenie rzeczy było takie, że już ku końcowi XVIII w. Francya wzdychała do pokoju i ładu. “Nie obawialiśmy się - pisze p. de Remusat w swoich pamiętnikach - rządów jednego człowieka, przeciwnie, pragnęliśmy tego”. Panowało powszechne przekonanie, że inaczej być musi. Wszyscy już mieli dosyć tej ciągłej zmiany tyranów, tego niepokoju skrajnych partyi, panującej nieuczciwości od góry do dołu; nie było dość drogiej ceny, za którą nie chcianoby kupić polepszenia istniejącego stanu rzeczy. Uczciwi ludzie musieli nienawidzieć tych bohaterów chwili, którzy jak Barras i Talleyrand najważniejsze sprawy państwowe, jak politykę handlową z północną Ameryką (1797), uczynili źródłem dochodów dla siebie. Nie mogło to ujść uwagi przyjaciół prawdziwej wolności, że panujące jednostki gardziły prawem wszelkiem jak to miało miejsce w zachowaniu się Dyrektoryatu ze Szwajcaryą zgwałconą i splondrowaną. Nic tedy dziwnego, że naród powitał Napoleona, jak Zbawiciela. Żelazną ręką ujął on wszystkie stosunki, każdy talent wyzyskując, przywrócił pokój z kościołem i wierzycielami państwa, ład zaprowadził w rządzie.

Pomimo tytułu konsula, występował jak monarcha. Już w 1803 roku stosunki krajowe były uporządkowane, położenie finansowe polepszyło się znacznie, sprawiedliwość i zarząd były w lepszych rękach. Rolnictwo i uprawa wina wzmogły się, handel i przemysł zakwitły. Przytem za granicą powaga Francyi była wielką, głos Napoleona wiele ważył. Nic też dziwnego, że zadowolony naród wdzięczny był za to wszystko i oddawał mu honory królewskie. Zachowywał się on zresztą na dworze swoim, jak samowładca; etykieta i panowanie nad sobą obowiązywały wszystkich, tylko nie jego. Nowy dwór konsula nosił na sobie piętno parweniuszostwa, czego się zresztą i sam Napoleon, pomimo genialności, pozbyć nie mógł. Był on bezwzględny do najwyższego stopnia, uszczypliwy i zły, ile razy albo humor go odstąpił, albo mu to do właściwego celu potrzebnem było. Sam zaniedbywał się, być może z wyrachowania, ale w otoczeniu swojem lubił przepych i zamiłowanie to wzrastało w nim coraz bardziej. Godności w wystąpieniu brakowało mu zupełnie; Talleyrand miał mu raz powiedzieć: “Dobry smak jest nieprzyjacielem W. C. Mości; gdyby W. C. M. mógł się z nim rozprawić za pomocą dział, jużby go dawno nie było”. Prawdziwa czy zmyślona, uwaga ta jest trafną. Pani de Remusat, dama dworska Józefiny, utrzymywała, że Napoleon mógł żyć albo pośród na pół dzikich ludzi, albo na tronie, - gdzie wszystko wolno. Na balach maskowych zjawiał się on w dominie i damom wcale nieprzystojne rzeczy powiadał. Jeżeli damy jakiej nie poznawał, zrywał jej maskę z twarzy. “Ja jestem ja”- miał on raz powiedzieć, istota zupełnie niepodobna do innych ludzi. Posiadał on geniusz i siłę woli, ale ani odrobiny wspaniałego serca; wszystko było u niego obliczone - nawet szlachetność. Trzydzieści lat liczył, kiedy się do tronu zbliżył; charakter jego nie pozwolił mu zatrzymać się na drodze, która przez Jenę, Aspern, Moskwę i Lipsk zaprowadziła go do św. Heleny. Każdy człowiek mniej więcej jest panem własnego losu. Jeszcze przed włożeniem korony na swoją głowę mówił często o państwie, które nad całym światem panować miało; wyobraźnia jego, egoizmem uskrzydlona, leciała poza granice możliwości.

Najwyższy “bon ton”.
Najwyższy “bon ton”.

Spotkanie dwóch przyjaciół. (Karykatura z czasów pierwszego Cesarstwa).
Spotkanie dwóch przyjaciół. (Karykatura z czasów pierwszego Cesarstwa).

Dwór konsula składał się po większej części z mężczyzn i kobiet którym wyrafinowane wielkoświatowe obyczaje były obce - bądź jako kreaturom nowego rządu, bądź jako parweniuszom dyrektoryatu. Często bardzo wykształcenie ich było nader miernem, nie mówiąc już o charakterze. Cała liczna rodzina Bonapartych odznaczała się wielkiem zamiłowaniem brudów; Józefina była niczem innem, tylko wzorem mody, zajmująca się głównie oszlifowaniem Bonapartych, rozrzutna, zawsze w długach, dobra, ale pozbawiona wszelkiego duchowego polotu. Na intrygi miłosne patrzano przez palce; pogląd Napoleona na kobietę pozbawiony był wszelkiego idealizmu i chociaż owego odkrywania się, niby greckiego, pani Tallien zakazał, sam na punkcie wierności nie był bardzo skrupulatnym; zaspokoiwszy jednak swoją zmysłowość, odwracał się rychło.

Życie dworskie, pomimo festynów i zabaw, nosiło charakter nudy, która zwiększała się od czasu włożenia na głowę Napoleona korony cesarskiej. Stworzono cały szereg różnych państwowych i dworskich urzędów, uregulowano ceremoniał w ten sposób, ażeby pewna uroczystość otaczała majestat, ale zamiast dawnej swobody panowała jakaś szorstka sztywność, którą karykatura scharakteryzowała, jako le suprême bon-ton. 

Etykieta jeszcze bardziej się zaznaczyła po drugiem ożenieniu się cesarza. Już w 1808 i 1809 roku cesarz obdarzył wielu generałów i wysokich urzędników dostojeństwami hrabiów i książąt i wielu dawnej szlachty do łaski swojej powołał, tak, że córka Habsburgów znajdowała się w bardzo świetnem otoczeniu. Cesarska para względem siebie była obojętną; cesarzowa była jedną z pierwszych, która go po upadku opuściła. Na dworze panował zupełny brak charakterów; stara feudalna szlachta zginała karki przed nowym panem, który im dobra i przywileje w znacznej mierze wrócił, ale dużo liczyła na powrót starej dynastyi; nowa szlachta, z małemi wyjątkami i, tylko przez sobkostwo związana z cesarzem, przygotowała się do tego, ażeby jak Talleyrand, Fouché i inni, przy pierwszej sposobności barwę zmienić. Tak więc absolutyzm osiągnął ten sam cel, co i rewolucya - zepsuł charaktery, podniósł sprzedajność i sobkostwo. 

Epoka 1798-go roku, aż do powrotu Bourbonów, dla Francyi i Europy była tak samo uniemoralniającą, jak i poprzednie panowanie. Rewolucya, ponieważ brakowało jej cnoty obywatelskiej, szerzyła wszędzie przestrach i bojaźń; cesarstwo robiło to samo, stając się chłostą dla całej Europy. Po 26-cio letniej prawie wojnie zapanowało gorączkowe nieomal pragnienie pokoju i porządku. Pragnęli tego książęta, dyplomaci - “system” Metternicha polegał na idei pokoju - nawet narody, drżące przed myślą powtórzenia się niedawnej wielkiej tragikomedyi. Postęp więc epoki cofnął się z taką samą siłą, z jaką podniósł się niedawno; stąd też większość szukała mocnego oparcia w absolutnem państwie i kościele.

Jednocześnie rozbudziły się myśli, które nie mogą być wymazane z kart historyi. Pod popiołami “Restauracyi” tlała iskra. Francya wewnątrz była tak roznerwowaną, że lada chwila oczekiwano rychłego rozbrzmienia znowu syreniego głosu wolności, równości i braterstwa. Kiedy tysiące samolubów i idealistów snuło jeszcze dalej sen z 1798 r., wstąpił na tron Ludwik XVIII i otoczył się artystokracyą, której historya niczego nowego nie nauczyła, żyła więc z dawną lekkomyślnością, niewiele się różniąc od przodków. 

Wielekroć zwracano uwagę na to, że ruch umysłowy w Niemczech inną poszedł drogą. We Francyi cały ruch postępowy zwrócił się do państwa, w Niemczech bardziej skierowano uwagę na wyzwolenie jednostki pod względem ducha i uczucia. Przyczyny tej różnicy były widoczne. Ponieważ Niemcy stanowiły organizm politycznie niejednolity, nie mógł się też rozwinąć absolutyzm taki, jak we Francyi. Większość panujących opierała się na bardzo rozmaitych rządach; i chociaż w ogóle naród obojętnym był dla życia państwowego, nie wszystkie szczepy w jednakowej mierze ujarzmione były. Pośród małych książątek niejeden sprawował swoje rządy z wielką godnością i dbał o dobrobyt kraju. Szczególniej od czasów Fryderyka W., największego monarchy nowożytnych dziejów Niemiec, który słowem i czynem bronił swobodnych poglądów na życie państwowe i religię, i Józefa II, jego naśladowcy, pojęcie o samowładztwie w duchu Ludwika XIX mocno ucierpiało. Postępowe idee, wyznawane przez obu książąt nie działały na masy tak, jak to miało miejsce we Francyi. Klasa wykształcona i mieszczaństwo w obu wielkich państwach niemieckich miały poważne stanowisko, chociaż na życie publiczne wpływały mało. Przywileje szlachty nie były tak wielkie, ażeby ciężyć miały na innych stanach, jak to się działo we Francyi. W Prusiech Fryderyk Wielki troskliwie się zajął włościaństwem i samowole szlachty feudalnej powściągnął. Chociaż podział podatków był nierówny - w niektórych prowincyach szlachta i duchowieństwo nie były wcale opodatkowane, - ale natomiast na niższych klasach nie ciążyły żadne dodatkowe obowiązki. Przez wzięcie pod uprawę nieużytków, ogłoszenie nagród za dobre prowadzenie gospodarstwa i częściowe zniesienie poddaństwa, klasa włościańska podniosła się i przywiązała do gleby. Jeszcze więcej gorliwych starań poświęcił Fryderyk przemysłowi. Owoczesne położenie Prus wymagało wyćwiczonej armii, a na to potrzebne były środki materyalne. Król znalazł je w tak zwanej akcyzie (accise) czyli w podatku na przedmioty konsumcyi. Niekorzyści tego systemu, a przedewszystkiem trudności kontroli, wywołały niezadowolenie. W ogóle jednak obciążał więcej bogatych, niż ubogich w ten sposób, że opodatkowano przedmioty zbytku, a oszczędzano surową produkcyę.

Z wolnomyślnych poglądów króla wypływał szacunek dla swobody myśli i sumienia - o ile one nie wchodziły w kolizyę z prawem. Każda religia była pod pewnym względem obojętną jemu, ale ponieważ zbyt często okazywał to publicznie, wywołał do pewnego stopnia ruch wsteczny, który się zakończył romantyzującą bezreligijnością.

Starzeją się nawet geniusze. Ostatnie lata panowania Fryderyka wywołały ciągle wzrastające niezadowolenie we wszystkich kołach, nawet w armii. Surowość jego rozgoryczała oficerów i żołnierzy. W roku tylko 1781 naliczono w wojsku 800 dezercyi i wiele wypadków samobójstwa, a rok 1783 odznaczał się takim brakiem pieniędzy, że nie tylko nie można było powołać do życia nowych instytucyi sądowych, ale urzędnicy w ciągu kilku miesięcy nie otrzymywali pensyi. Naród powitał z radością nowego króla, ale już w kilka miesięcy potem nastąpiło rozczarowanie i wyśmiewano go głośno w broszurach i pismach.

Panowanie Fryderyka Wilhelma II zaznaczyło się reakcyą we wszystkich kierunkach. Prusy Fryderyka W. były jego dziełem; mogły więc istnieć tak długo, jak on żył. Rozkład musiał być niezbędnym, nawet gdyby następca jego okazał się innym, niż był. Najmocniej opanowała go zmysłowość i pociąg do mistycyzmu. Prywatne życie króla odpowiadało jego nałogom, a przykład oddziaływał na wszystkie stany nie najlepiej. 9-go czerwca 1788-go r. wydany został edykt, na mocy którego każde zboczenie od dogmatów kościelnych karane było utratą urzędu lub grzywnami pieniężnemi, a 19-go grudnia t. r. wolność myśli skrępowaną została cenzurą. Hipokryta taki, jak minister Wellner i generał Bischofswerder, podkomorzyna Rietz, znana, jako hr. v. Lichtenau, hr. Dönhof, panna v. Voss, alchimiści - oszuści, poszukujący kamienia filozoficznego, byli przewodnikami rozrzutnego i zmysłowego króla.

Z radością tedy powitano zniesienie monopolu, ale wkrótce przekonano się, że król nie potrafi zachować korzyści systemu Fryderyka W. a usuwać jego wady. Marnotrawstwo dworu pochłaniało tak wielkie sumy, że mogłoby zrujnować najbogatsze państwo. Już będąc królem, Fryderyk Wilhelm II miał 10 milionów talarów długów, nie licząc 100,000 dukatów, pożyczonych u cesarza Franciszka Józefa II. Pannie v. Voss, podniósłszy ją do godności hrabiny v. Ingenheim i kochanki królewskiej, zapisał dwa miliony. Cesarz pisał z tego powodu: “to się nazywa drogo płacić przyjemności, które możnaby mieć daleko taniej”. Oprócz panny Voss jeszcze Dönhof wtrącał się do polityki. Nie tylko więc rozrzutność, lecz panujący także przy dworze ton ogólny udzielał się towarzystwu stolicy i prowincyi. Pośród oficerów armii, przeważnie szlachty, spostrzegano także brak przyzwoitości i poczucia obowiązków, w sądownictwie sprzedajność i przewlekanie spraw, w zarządzie armii - nieład i nadużycia różnego rodzaju. W celu podniesienia przemysłu nic się nie robiło; dla rolnictwa, bardzo mało. Rzadko zasługa, najczęściej stosunki stanowiły o wywyższeniu. 

Wychowanie Fryderyka Wilhelma, jako następcy tronu, nie było dość stosownem. Jako młodzieniec miał on szlachetne serce, był skromnym, lękliwym i odznaczał się brakiem zaufania w sobie. Niewłaściwości tych nie pozbył się, zostawszy królem państwa, gdzie armia, rząd, finanse, świat urzędniczy i naród były zdemoralizowane. Zapanowały wreszcie i inne obyczaje przy dworze; królowa Ludwika była wzorem żony, matki, gospodyni, król pełen szlachetności i słaby nie posiadał dość siły, ażeby następstwa całego dziesięciolecia zrównoważyć; zepsucie nadto już głęboko puściło korzenie. Wiele nadużyć usunięto, król posiadał chęci najlepsze, ale żyjącego pokolenia nie mogło zastąpić nowe. Pośród szlachty, armii i mieszczaństwa zepsucie obyczajów zakorzeniło się głęboko; Berlin miał wiele podobieństwa do Paryża bez jego gracyi. Rozwiązłość wymagała takiego wystąpienia śród białego dnia, jakie nie zawsze bywało w czasie dyrektoryatu. Życie umysłowe ograniczało się wyłącznie nieomal na sferach mieszczańskich; szlachta nie zdradzała żadnej siły i tylko bardzo powoli wysuwali się z jej łona ludzie, którzy o cześć Prus walczyć mieli.

Szczególniejsze stanowisko ku końcowi wieku zajęli żydzi. Już od dawna pośród nich widać było pewne wrzenie, wywołane głównie przez Mendelssohna, przyjaciela Lessinga. Część izraelitów żyła zupełnie odrębnem życiem, bez żadnego związku ze światem umysłowym. Rozwój historyczny i powszechna opinia usunęły ich od udziału w zapasach duchowych a charakter plemienia popchnął na drogę zdobyczy materyalnych. Lecz głęboko sięgający ruch XVIII-go wieku, z jednej strony twórczy rozum, z drugiej - sentymentalna pobudliwość przeniknęły także w sferę judaizmu i wywołały większą świadomość ich położenia. W gminie berlińskiej najbardziej był czynny Mendelssohn, który usiłował zjednać ich dla nowożytnej pracy duchowej. Kwestya emancypacyi żydów przeniknęła do gminy naprzód przez niego, a następnie przez rewolucyę francuską. Cesarz Józef w edykcie swoim wyraźnie powiedział, że żydów przerobić pragnie na pożytecznych członków społeczeństwa. W towarzystwie żydzi przez to zyskali najwięcej, że dwóm synom króla Fryderyka Wilhelma udzielał żyd, prawdopodobnie prof. Marek Herz, nauk przyrodniczych. Ruch w kierunku wyłącznie religijnym zaznaczył się o wiele później. W wykształconych kołach berlińskich opinie względem żydów były podzielone. Słusznie zwracano uwagę na to, że przedewszystkiem trzeba im zostawić pewną swobodę, ażeby umożebnić łatwiejsze pozyskanie ich dla nowożytnego postępu. Humanitarne myśli, które w XVIII-ym wieku stanowiły w pewnej mierze przekonanie lub modę klas wykształconych, oburzały się na niesprawiedliwość, pozbawiającą cały szczep praw, a sympatye wykształconej części społeczeństwa zwracały się ku narodowi, który długie wieki zajęty tylko gromadzeniem pieniędzy, musiał sprawiedliwość złotem opłacać. Podniesienie ducha w pewnych kołach żydowskich w owe czasy było wielkie. Spostrzegało się tam gorączkowe usiłowanie, aby stanąć co rychlej na wysokości epoki, a znać wpływ zarówno poważnego racyonalistycznego kierunku, jakoteż budzącego się romantyzmu. Z tego powodu powstało rozdwojenie w łonie judaizmu: przeciwko postępowym stanęło stronnictwo ortodoksów, które niczego nie chciało stracić z dawnych form zapleśniałych. Między innemi stała się rzecz taka: gminy żydowskie miały zwyczaj umarłych swoich natychmiast po śmierci odwozić na cmentarz, gdzie osobna służba, zwykle stare kobiety, myła i odziewała trupy, a następnego dnia je grzebała. Zdarzało się więc często, że grzebano pozornie zmarłych; szczególniej wypadek podobny we Wrocławiu narobił wiele hałasu, Fryderyk Wilhelm II zwrócił się do starszych gminy z zapytaniem piśmiennem, czy religijne książki żydowskie zawierają w tym względzie jakie stałe przepisy? Zaprzeczono temu, a wtedy minister wydał postanowienie, ażeby każde zwłoki, dopóki nie wystąpią jawne oznaki śmierci, złożone były przez trzy dni w osobnej izbie cmentarnej. Postanowienie to wykształceni żydzi przyjęli z wielkiem zadowoleniem, zacofani - odrzucili je. Zdarzył się wypadek, że d-rowi M. Zadigowi we Wrocławiu, w kwietniu 1798-go r. zmarło dziecko; zakomunikował on przeto stowarzyszeniu grzebiącemu umarłych, że dziecko do trzech dni w domu zatrzyma. Panowie ci podnieśli alarm i z powodu jakoby niedopełnienia rytualnych przepisów, odmówili pogrzebania dziecka. D-r Zadig musiał udać się do władz, - dyrektor policyi nakazał pogrzeb. 

Podobne wypadki nie tylko rozdrażniały swobodnie myślących i wykształconych żydów, ale też przeciwko nim budziły niechęć z powodu oporu, z jakim odpychali wszelkie ulepszenia.

Nawet w życiu towarzyskiem głosy były bardzo podzielone. Zamożność wielu niewykształconych żydów pozwalała im na życie wystawne i zbytkowne; chęć zadośćuczynienia wymaganiom towarzystwa zmuszała ich często do zapierania się obyczaju. Chrześcijański pisarz charakteryzuje (1797 r.) takiego dandysa następującemi słowami: “prowadzi on intrygi miłosne z chrześcijankami, a na znak tolerancyi - rysuje ciągle główki Chrystusa”. Nagła, gwałtowna chęć kształcenia się musiała wywołać przekształcenie; niema narodu, któryby się składał z samych Mendelssohnów i Lessingów. Duchowe życie najbardziej się zaznaczyło pośród żydówek, które z chorobliwą gorączkowością oddawały się czci Goethego i romantyzmu, jakoteż o sztuce i filozofii marzyły ciągle. Dążenie do wyzwolenia uczucia z powijaków obyczaju, pchnęły nie jedną z tych kobiet na drogę błędną moralnie, inne na drogę religijnego marzycielstwa i katolicyzmu. Gwałtowne owo parcie naprzód zaostrzyło szczególniej stosunki płci obojej na gruncie obowiązku i uczucia i temu ostatniemu dano przewagę. Do rozwoju nadmiernego uczucia przyczyniły się nie tylko usiłowania Mendelssohna, ale nawet samo skostnienie mozaizmu, które duszę ludzką popychało ku jakiejś łagodniejszej religii.

Fryderyk Schlegel, jeden z przywódców szkoły romantycznej w poezyi, w rozprawie swojej (1799) r. O Filozofii, wyjaśnił pojęcie religii odpowiadające zupełnie duchowemu nastrojowi owoczesnych wykształconych kobiet. “Ten posiada religię - powiada on - kto po bożemu myśli, czuje i żyje, kto ma Boga w sobie, w kim tchnienie modlitwy i ducha całe jestestwo przenika, w kim każdy czyn pochodzi nie z obowiązku, lecz miłości, a pobudką jego jest wola Boża, tego Boga, który w nas jest”. Pięknie brzmiące to oświadczenie, w którem frazesy i prawda są zmięszane, mogły śmiało wyobraźni dodać skrzydeł i na manowce zaprowadzić, gdyż pojęcie “obowiązku i miłości” w życiu praktycznem nieraz mogło być niebezpiecznem; sprawdziło się to na Dorocie Veit, córce Mendelssohna, która poświęcając obowiązek dla miłości, opuściła z powodu Schlegla swego męża.

Najwyżej stały pośród owoczesnych kobiet Rachela Lewin, późniejsza żona dyplomaty i pisarza Varnhagen von Ense i Henryka Herz, żona znakomitego lekarza. Obie przeszły później na chrześcijanizm. Pierwsza należy do najwydatniejszych przedstawicielek swego rodzaju, pełna idei, szlachetnego umysłu, męskiego ducha i patrząca w przyszłość prawie z jasnowidzeniem prorockiem. Henryka była rozumną i piękną; u niej gromadziło się wszystko, co wybitniejszego posiadał Berlin - obaj Humboldtowie, naturalista i późniejszy minister, Wilhelm i Fryderyk Schlegel, teolog Schleiermacher, publicysta i ulubieniec Metternicha Gentz, a nawet wielu książąt królewskiej krwi. Stosunek panował bardzo niewymuszony; łączność duchowa była tutaj siłą jednoczącą ludzi najrozmaitszych. “Roczniki państwa pruskiego” z r. 1798-go zawierają obraz towarzyskiego życia, który można rozciągnąć na całą owoczesną epokę. Jako rozrywka, gra w karty była bardzo ulubioną; szczególniej kobiety, a nawet dziewczęta oddawały się temu zajęciu z wielkiem zamiłowaniem, mężczyźni i kobiety zwykle do wieczerzy, którą podawano o 10 ½, byli odosobnieni; kobiety nawet w towarzystwie robiły pończochę. Artykuł ów zarzuca berliniankom chęć błyszczenia i dowcipkowania, gani rozwiniętą w całem społeczeństwie chętkę do krytykowania i do upatrywania we wszystkiem tylko złych lub śmiesznych stron. W kołach młodzieży, zwłaszcza studenckich, panowało usiłowanie do przyćmienia innych elegancyą i obejściem; dowcipkowano nie zawsze w przyzwoity sposób z panienkami. W ogóle jednak we wszystkich kołach można było dostrzedz szlachetniejszy rys dobroczynności. 

Najmniej dotkniętem było nowoczesną zarazą obyczajów niższe mieszczaństwo, gdzie panowała pracowitość i rządność w wysokim stopniu i prosta niewymuszona religijność. Przyjemności ograniczały się tutaj do bardzo skromnych, stąd też i zabawy ludowe nie były tak częste, jak w Wiedniu; tylko strzelanie do celu i przeglądy wojsk gromadziły więcej ciekawych.

Pomimo rozmaitości szczepów germańskich - sentymentalizm i usiłowanie zdobycia swobody dla uczuć indywidualnych, występowały wszędzie w ciągu XVIII wieku w kołach wykształconych lub na poły wykształconych na północy i południu. Przesada w miłości i przyjaźni wskazuje najwyraźniej skalę podniesienia się uczuć; poważni mężowie i gołowąse młodzieniaszki współubiegali się z dziewczętami i kobietami dojrzałemi w rozbudzaniu “czułości”, która między rokiem 1770-1790 w gorączce Wertherowskiej dosięgła szczytu. 

Stosunki wielu poetów owej epoki nosiły na sobie ślady tej przesady. Że takie znamię wieku jeszcze bardziej pośród młodzieży było widoczne - rzecz zrozumiała. W Getyndze młodzież uniwersytecka utworzyła w r. 1772 osobny związek. Przy świetle księżyca tańczono koło dębu, przywoływano gwiazdy i księżyc na świadectwo związków zawieranych i przyrzekano sobie wieczną przyjaźń. Geniuszem tych młodych poetów był Klopstock, piewca “Messyady”: roili oni o religii, niemieckości i wolności, nienawidzili tyranów, Voltaire’a i Wielanda, jako kazicieli obyczajów. 

Obok tego gwałtownego i niejasnego entuzyazmu rozwinął się pociąg do zaniedbywania praw moralnych, panujących w życiu towarzyskiem, do postawienia własnego uczucia, jako skali działania. Wypłynęła z tego pewna niejasność poglądów na obyczaje i moralność. Piewca “Leonory”, Bürger, w 1773 roku ożenił się, a kochał jednocześnie siostrę swojej żony, opiewaną przez niego “Nolly”. W życiu wielu poetów nieraz zdarzały się podobne zboczenia; stosunki, które się rozpoczynały w duchu przesadzonego sentymentalizmu, kończyły się zwykle na zaspokojeniu zmysłowości. Chociaż niepodobna z dzieł poetów odbudować życia pewnej epoki, mimo to wskazują one wyraźnie pewną cząstkę panujących poglądów. Chorobliwość miłości ujawniła się najbardziej w bezprzykładnem powodzeniu Cierpień Werthera; romans ten jest arcydziełem artyzmu, nie artyzm jednak był przyczyną powodzenia, ale sentymentalizm bohatera. Ponieważ uczuciowość była chorobą wieku w najszerszem znaczeniu, znajdowała więc w duchu samego dzieła obfity pokarm, - nic przeto dziwnego, że Werther w wielu wypadkach chore umysły popchnął do samobójstwa. Dowcipni i poważni ludzie usiłowali powstrzymać ów nadmiar łez; ale kierunek czułostkowy zmienić się nie dał - mógł on sam przez się tylko przetrawić się i zniknąć. W tym względzie ukazał jednak niezwykłą żywotność, bo przetrwał w pojedynczych zjawiskach aż do naszych czasów.

Myśliciele niemieccy okazali wielką śmiałość i polot ducha; jeden z nich Emmanuel Kant, poddał ostrej krytyce największe idee ludzkości. Uczeni badając prawa książąt, nie wahali się najostrzejsze prawdy im wypowiadać, ale wszelkie prawie walki o wolność religijną i polityczną odbywały się w dziedzinie myśli wyłącznie; pisano i myślano śmiało, ale schylano się poddańczo przed koronowanym panem. Nawet w Prusiech nie brakło prądów rewolucyjnych, a młodzież i dojrzali ludzie zapalali się do abstrakcyjnych idei wolności; lecz idealne marzenia nie szerzyły się bardzo. Rozumiano dobrze złe położenie kraju i już ku końcowi XVIII-go wieku niektóre pisma, na przykład “Kronika niemiecka”, wydawana przez Daniela Schuberta, przemawiały bardzo ostro. Zapał takich mężów, jak Herder, który walczył o jasność myśli, jak Lessing, walczący o idee humanitarne, przyczyniał się do tego, że idee wolności stawały się dostępniejszemi w kołach wykształconych. Po zgromadzeniu się w Paryżu stanów generalnych, Klopstock na cześć ich napisał odę; jeszcze w 1790-ym roku wierzył, że nie Niemcy ale Francya “dosięgła szczytów wolności”.

Strój świąteczny według mody niemieckiej.
Strój świąteczny według mody niemieckiej.

15 go lipca 1790-m roku wydano w Hamburgu “ucztę wolności” na cześć rewolucyi francuskiej. Szlachcic v. Knigge, autor dzieła “O obcowaniu z ludźmi” opisywał tę ucztę w liście do swojej córki, wyrażając nadzieję, że wkrótce i w Niemczech dojdzie do zniesienia despotyzmu.

Taki teoretyczny, że tak powiemy, zapał nie ograniczał się do zdarzeń pojedyńczych; poeci, filozofowie, historycy ożywieni nim byli. Z pośród grona zapaśników rewolucyjnych idei osobliwie zasługuje na uwagę G. Adam Forster (urodz. 1754-go roku w Gdańsku). W chwili przystąpienia do “klubu Mogunckiego” miał duszę przepełnioną zapałem dla najczystszej wolności, którą jako ideał w sobie nosił. W 1793 roku został on przez francuskie stronnictwo do Paryża wysłany, ażeby tam popierać interesy Rzeczpospolitej Reńskiej. Z chwilą zapoznania się ze stronnictwami, mającemi tylko samolubne cele na widoku, nadzieje jego spadły z wysoka. “Od czasu, kiedy wiem - pisał - że rewolucyi brak cnoty, zbrzydziłem ją sobie”. Ale powrót do ojczyzny był mu wzbroniony, a na głowę jego nałożono cenę 100 dukatów. Z duszą złamaną, w ubóstwie i opuszczeniu zmarł on w Paryżu 11-go stycznia 1794-go r. 

W ogóle rozczarowanie co do zamiarów rewolucyi było w Niemczech powszechne; zapaleńcy ochłodli, chłodni obserwatorowie stanęli po stronie przeciwników, a od roku 1795-go rozpoczęła się reakcya w kierunku wstecznym, która wreszcie stała się punktem oparcia wszelkich wstecznych żywiołów w życiu państwowem i kościelnem. Zjawienie się Napoleona podziałało oślepiająco na wszystkich i nawet w Niemczech zjednało mu zapalonych czcicieli; później dopiero, kiedy cesarz stał się niewolnikiem własnego demona, a władza jego zaciężyła nad Niemcami - czciciele znikli. Pomimo jednak nieszczęścia, jakie z powodu jego na całą Europę spłynęło, przyniósł on i pożytek niezaprzeczony; rozbudził wszędzie ducha narodów. Pod jego ciosami lub pod jego wpływem podniosła się duma narodów zwyciężonych lub upadłych; szczególniej Prusy wzmocniły się w ciężkiej szkole nieszczęścia.

Podniesienie się ducha niemieckiego wywierało wpływ ogromny na umysłowy rozwój społeczeństwa. Młodzież wchłonęła w siebie tego ducha, który ożywiał epokę walk o wydobycie się z jarzma Napoleona i w kierunku tym dojrzała. Wprawdzie następująca potem reakcya zniszczyła wiele pożytecznych zarodków, ale w tysiącach głów idee żyły ciągle i budziły powoli coraz szerszy interes do życia politycznego; one podtrzymywały myśl, że rozczłonkowana ojczyzna niemiecka złączy się kiedyś, że naród do samopoznania przyjdzie. 

W życiu towarzyskiem podniesienie ducha nie trwało długo, pomimo pięknych bardzo przykładów szlachetnych uczuć obywatelskich, jakie się objawiły wszędzie w roku 1813 i 1814. Wspomniałem już, że w kołach niemieckich kobiet powstała myśl uwolnienia się z pod wpływu paryskiej mody. Jedna z rycin wyobraża właśnie odświętne ubranie, które naprzód w klubie kobiecym, a następnie wszędzie wprowadzono. Usiłowanie to nie długo jednak trwało; w roku 1817 widzimy już zupełne panowanie mody według wzorów paryskich. 

Nie tak gwałtownie wspomniana epoka kształtowała się w Austryi. W pięknej jej stolicy hołdowano naiwnie wyrafinowanemu używaniu, naród był tam o wiele łatwiejszy w życiu towarzyskiem przyjemniejszy, niż współplemiennicy z północy, ale też o wiele mniej czynny duchowo. Dwór za panowania Maryi Teresy był bardzo kosztownie prowadzony, finansowe położenie państwa niezbyt kwitnące, gdyż za panowania Józefa długi wynosiły 460 milionów złr. Cesarz Józef objął rządy ożywiony najszlachetniejszemi zamiarami, zdecydowany usunąć wszystko, co tylko stanowiłoby przeszkody duchowego i materyalnego postępu. Życie jego było zupełnie podobnem do życia prywatnego człowieka; usunął on z niego wszelki zbytek, wszelki przepych, w stosunkach z ludźmi zachował prostotę i naturalność. Poseł pruski na dworze wiedeńskim, baron Riedesel pisał: “Wieczorem przyjechał cesarz z wizytą do kanclerza (Kaunitza), wtedy właśnie, gdy u niego było większe zebranie towarzyskie; rozmawiał z każdym, nawet ze mną bardzo uprzejmie, potem sam na sam rozmawiał z Kaunitzem. W czasie tej rozmowy minister pił herbatę, siedząc, a cesarz stał przed nim”.

Cesarz Józef II.
Cesarz Józef II.

Ta naturalność panującego mało okazywała dobrego wpływu na szlachtę i ludzi zamożnych. Chociaż Marya Teresa tworzyła, jak sobie żartowano, “komisye czystości”, życie w wyższych sferach Wiednia było tak samo niemoralnem, jak w Berlinie lub Paryżu. Opinia powszechna nie była dobrze usposobioną względem księcia, który wiele niepotrzebnych pensyi skasował, duchowieństwu pewne dochody odebrał, zniósł rozmaite dodatkowe dopłaty węgierskich panów. Obrażona miłość własna przemieniła się w nieprzyjaźń. Nic też dziwnego, że napadano na cesarza w rozmaitych tajemnych pisemkach, które się nawet do dworu dostawały. Wiedział Józef II o panującej opinii i usiłował zmodyfikować ją. Jedną z pierwszych czynności jego było zniesienie cenzury, która za życia cesarzowej znajdowała się w ręku duchowieństwa. Dawniej zdarzało się nieraz, że duchowieństwo zaglądało do prywatnych domów, poszukując zakazanych druków. Ustawa zabraniała wprawdzie napaści na religię panującą, ale dziennikarstwo tolerowano, - wolno było krytykować, byleby krytyka nie zawierała obrazy. Bardzo rozpowszechnione przekonanie, że cesarz jest nieprzyjacielem religii chrześcijańskiej, było błędnem, - on tylko był przeciwnikiem hierarchicznych usiłowań duchowieństwa, dążącego do panowania nad umysłami. Postępowanie jego, zbyt gwałtowne, szkodę przynosiło tam, gdzie duchowieństwo posiadało wiele wpływu, jak w Austryi. Edykt więc tolerancyjny napotkał opór nie tylko u biskupów, ale u ludności niektórych prowincyi a nawet w świecie urzędniczym, jak w Czechach i na Węgrzech, gdzie skorzystano z niezadowolenia w celach politycznych, a stany państwa wystąpiły z wnioskiem usunięcia urzędników protestanckich. Jakiemi środkami rozporządzało duchowieństwo, widać z tego, że dochody jego były o wiele większe, niż całego państwa.

Opór przeciwko równouprawnieniu protestantów i żydów, przeciwko ścieśnieniu władzy duchownej, reformie szkolnej i usiłowaniu usamowolnienia włościan, dowodzi, że Austrya była już zupełnie dojrzałą do zrozumienia dobrych zamiarów swego nieco niespokojnego cesarza. Wprawdzie zdobył on sobie serca poddanych, szczególniej w Wiedniu, ale tylko w bardzo małem kółku zrozumiano jego plany, tem bardziej, że skutkiem swojej gorączki sam im niekiedy szkodził. Usiłowaniem jego było utworzenie z Austryi jednolitego państwa; prowadził więc gwałtowną wewnętrzną politykę centralistyczną, żądając od różnych prowincyii szczepów zupełnego zrzeczenia się samodzielności na korzyść jednej idei państwowej. Nic też dziwnego, że idea ta nie mogła mieć powodzenia. Niezadowolenie powszechne rosło. Przyszło naprzód do powstania w Niderlandach, potem do zamieszek w Węgrzech, do powstań ludowych w Siedmiogrodzie i Krainie. Razu pewnego rzekł cesarz Józef do swego sekretarza: “Na moim kamieniu grobowym należałoby położyć te słowa: Tu spoczywa Józef II, nieszczęśliwy we wszystkich swoich przedsięwzięciach”.

Śmierć jego nastąpiła bardzo nagle. Do północy z 19 na 20 lutego 1790-go r., pomimo cierpień fizycznych pracował jeszcze; o wpół do szóstej potem już nie żył. Panowanie jego było zbyt krótkie, ażeby mogło wpływ wywrzeć na rozwój umysłowego i duchowego życia Austryi; tem silniej zaznaczyło się panowanie Franciszka II. Nowy cesarz był niewielkiego umysłu, chociaż dość dobrze obliczający się z okolicznościami. Dawny poseł saski, nowego cesarza, naówczas jeszcze młodzieńca, w ten sposób charakteryzował: “Natura ani duchowo ani cieleśnie nie przeznaczyła go do niczego wielkiego”. W innem miejscu pisał: “Przypisują mu wiele dobroci i łagodności”. Czas stwierdził powyższe spostrzeżenia. Cesarz Franciszek był zawsze czynnym, ale tylko w drobnych sprawach; brakło mu szerokiego poglądu na wszechświat, przenikliwego, politycznego wzroku, brakło zdolności odgadywania ducha czasu, - przykładał więc rękę do czynności policyjnych, usiłujących zniszczyć wolnomyślne poglądy i wykonać resztki “rewolucyjnych” urządzeń Józefa II. Uprzejmość w obejściu i doskonałe władanie wiedeńskiem narzeczem czyniło go dość popularnym i lubianym w stolicy.

Nic też dziwnego, że przy takich okolicznościach duchowe życie w Wiedniu w porównaniu z północą Niemiec było zacofanem; wiele z tego, co zdziałała Marya Teresa, a jeszcze więcej Józef II, zostało straconem. Chociaż uczeni w Austryi byli dość czynni, na naród cały duch czasu oddziaływał bardzo powoli.

Towarzyskie życie wiedeńskie nosiło także inne cechy, niż berlińskie i paryskie. Prawdziwych “salonów”, któreby na literaturę oddziaływały nie było wcale; nawet pisarze w ogóle nie mieli w towarzystwie żadnego stanowiska. Ludność Wiednia już wówczas odznaczała się zamiłowaniem w przyjemnościach życia, a wiele talentów marniało z tego powodu. Różne stany, pomimo pozornego zbliżenia, w życiu towarzyskiem wybitnie dzieliły się od siebie; tylko niektóre przyjemności - spacery w Praterze, bale, reduty, i ognie sztuczne na chwilę zacierały różnice. W ogóle panowała tu większa swoboda, niż w Berlinie, gdzie szlachta szczególniej zajmowała stanowisko towarzyskie odosobnione. Najulubieńszą zabawą były ognie sztuczne; dzień przedtem spoglądano już na niebo - czy też pogoda nie przerwie zabawy. Ulubione były również widowiska cyrkowe, w których udział brali ludzie i zwierzęta.

Rozmiłowanie w przyjemnościach stanowiło niezawodnie przeszkodę do umysłowego rozwoju i oddziaływało również, przy gorącej krwi południowej, na zepsucie obyczajów. Największą winę zarzucano jednak w tym względzie zakładom naukowym, które przeważnie znajdowały się w ręku duchowieństwa; wyróżniał się pośród nich zakon Benedyktynów. W szkołach normalnych obciążano uczniów pracą pamięciową, ale nie kształcono wcale pojęć; w gimnazyach panował duch drobiazgowości bezgranicznej, szczególniej tam, gdzie szkoły były pod kierunkiem Pijarów i Jezuitów. Nawet uniwersytecka nauka była zacieśnioną, chociaż uniwersytet wiedeński słynął ze swego wydziału lekarskiego. Wpływ katolicyzmu był zbyt potężny, ażeby tolerować swobodne badanie, które stanowi całą siłę każdej wyższej szkoły. Nawet wydalenie Jezuitów nie oddziałało pomyślnie, gdyż wpływ duchowieństwa złamanym nie został. Nie mogły się więc rozwinąć takie nauki, które, jak filozofia, historya, państwowość, muszą być wolne od wszelkich ustępstw. Nic też dziwnego, że w dziedzinie tej aż do roku 1820-go nie ukazała się żadna praca wybitniejsza.

Pomimo jednak wszelkich przeszkód, duch niemiecki znalazł środek przekroczenia czarno-żółtej zapory. Wprawdzie Austrya była prawie wolną od czułostkowości, panującej w literaturze, swobodna od burz i zachceń wolnomyślnych, od idei rewolucyjnych, ale powoli nurtowały ją myśli, zasiane przez Lessinga i Herdera, Schillera i Goethego, budziły echa w małych wprawdzie kołach a lepsze umysły w Austryi wciągały w sferę swego wpływu. Ulubieńcem był tutaj Wieland ze swoją gadatliwą filozofią, która “słabego ciała” nie potępiała. Kraje podzielone politycznie zbliżały się przynajmniej w dziedzinie duchowej; lepsze umysły odczuwały wszędzie ciśnienie reakcyi i we wszystkich niemieckich krajach budził się duch oporu i tęsknota do wolności. 

Anglia, chociaż wywarła bardzo znaczący wpływ na rozwój XVIII-go wieku, wiodła życie zupełnie odosobnione. Naród nie odczuwał prawie tych walk duchowych, które się na stałym lądzie odbywały; szlachta zajmowała się modną filozofią, a w dziedzinie obyczajów uległa francuskiej moralności, dwór na życie duchowe nie wpływał prawie wcale. Im bardziej literatura nadobna i nauki dopasowywały się do potrzeb wyborowego towarzystwa, tem częściej występowały na przedni plan kobiety. W latach 1772-1785 kwitnął salon Elżbiety Montague w Londynie, gdzie się gromadził przeważnie świat umysłowy szlachecki; pisarze mieszczańscy i aktorowie gromadzili się u pań Vesey i Thrale. Wpływ jednak tych zgromadzeń ograniczał się do stolicy.

Rewolucyjne idee znalazły odpływ w Anglii w życiu politycznem i towarzyskiem, ale prądy radykalne nie zdołały zachwiać jednolitego organizmu państwa, tembardziej, że stronnictwo torysów trzymało rządy państwa w swoich ręku. Pomimo tego pod wpływem ducha wieku powstało stronnictwo demokratyczne, usiłujące usunąć nadużycia w zakresie sądownictwa, organizacyi więzień i zarządu. Ale reformy mogły wyjść tylko z łona parlamentu, zaś parlament nie skłaniał się do żadnej inicyatywy. Długi państwowe od roku 1792-1816 w skutek napoleońskich wichrzeń kilkakroć się wzmogły; handel i przemysł, które z powodu rozwoju i stosowania machin do pracy, zrobiły znaczne postępy, skutkiem nadprodukcyi odniosły cios fatalny. W dodatku przyszedł nieurodzaj 1816 roku, a z nim podniosły się ceny na artykuły spożywcze, tem więcej, iż dowóz zboża był wysoko oclony. Nastąpił przeto głód, z którym daremnie walczyła prywatna dobroczynność. Proletaryat w miastach fabrycznych, jak Birmingham, Norwich i inne burzył się i wywoływał zamieszki. Przewódcy demokracyi starali się obudzić w kołach roboczych przeświadczenie, że wszelkie wybuchy nie doprowadzą do niczego, a do zmiany położenia przyczynić się może tylko reforma parlamentarna. Usiłowania te przyniosły tylko częściowy skutek, gdyż w Spanfieldzie pod Londynem przyszło na początku grudnia 1816-go roku i 28-go stycznia 1817-go roku w Londynie do rozruchów i zamachów na księcia regenta. Wtedy ministeryum z zezwolenia parlamentu zawiesiło na czas nieograniczony Habeas corpus z roku 1679-go, zabezpieczające każdego Anglika przeciwko nieusprawiedliwionemu sądownie uwięzieniu, a sędziom nadające prawo trzymania w więzieniu osób podejrzanych. Opinia powszechna była jednak przeciwną ministeryum i parlamentowi. Wpływ wigów począł się wzmagać, w miarę wzrastania niechęci przeciw torysom. Kiedy nierządny następca, jako Jerzy IV-ty, tron objął 29-go stycznia 1820 roku, już można było powiedzieć, że pewna zmiana w polityce wewnętrznej nastąpi.

Rossya w czasie panowania Alexandra I rozwinęła się we wszystkich kierunkach. Cesarz Alexander był niezawodnie najwybitniejszym z władców swego narodu, który mu zawdzięcza wiele najlepszych instytucyi. 

Życie umysłowe i prądy w południowo-romańskich państwach pozostały dla historyi ludzkości bez znaczenia. Hiszpania i Włochy stały w ciągu całej epoki niżej punktu przeciętnego wykształcenia; większa część dworów przedstawiała wielki obraz demoralizacyi, zwłaszcza w Madrycie i Neapolu. Nauka i szkoła były prawie zaniedbane, handel i przemysł w upadku i tylko w nielicznych kołach rozumiano wielkie straty, jakie istniejące położenie przyniosło.

Znamienną bardzo cechą życia i kierunku wyższych kół Europy były kongresy. Upatrywanie przez większość dyplomatów najwyższej sztuki rządzenia w kłamstwie i oszukaństwie i dążenie tylko do zaspokojenia celów osobistych, uwidoczniają się w politycznej historyi owych czasów. O cele idealne, o materyalny i duchowy dobrobyt narodów troszczono się bardzo mało, pożytek dynastyi był głównym punktem wszelkiego działania. Chociaż przed rozpoczęciem rewolucyi uczyniono pewne postępy na tem polu, sztuczna dyplomacya wszystko to unicestwiła. Napoleon był przyzwyczajony do oszukiwania ludzi, zastępcy jego potrafili naśladować go, za ich więc współpomocą, szczególniej Talleyrand, dyplomacya przybrała charakter sztuki oszukiwania, uprawianej w buduarach lub też dzikiego gwałtu, a jednocześnie podtrzymywano sprzedajność, rzadko dawniej znaną.

Najświetniej rozwinęło się życie na kongresach w Erfurcie i Wiedniu. Na pierwszym powszechne zajęcie budziła gra aktorów Comédie française, śród których błyszczeli Talma, Dumas, dowcipny Duchenais, piękna Bourgoing. 28-go września 1808-go roku rozpoczęto przedstawienie tragedyą Corneille’a “Cinna”, a zakończono odegraniem “Bajazeta” Racine’a. Wspaniałość wystawy przeszła wszystko, co dotychczas widziano; kobiety błyszczały nadzwyczajnem bogactwem strojów, a w ogóle wszyscy aktorowie usiłowali w sztuce swojej najwyższego szczytu dosięgnąć. Najbardziej odznaczali się Talma i Bourgoing - przedewszystkiem Bourgoing, jako kobieta, zachwycała cały parter “królów”, jednego po drugim zabierając do niewoli, a na tym punkcie wszyscy byli wzajemnie wyrozumiali dla siebie i w aspiracyach zgodni. Na uwagę zasługuje drobny przypadek, który się zdarzył na przedstawieniu “Edypa” Voltaire’a. Kiedy w pierwszym akcie aktor wygłosił zdanie: “Przyjaźń wielkiego człowieka jest darem bogów”, Cesarz Alexander powstał i z uszanowaniem uścisnął dłoń Napoleona. Ogólny poklask rozległ się w sali. W parę lat potem obaj przyjaciele stanęli znowu naprzeciwko siebie na śnieżnych równinach Rossyi.

Krótkotrwałość kongresu w Erfurcie nie pozwoliła na rozwinięcie tej wspaniałości, jaką się kongres wiedeński odznaczał. Wiadomość o mającym nastąpić zjeździe zgromadziła nad Dunajem najwyższą arystokracyę, jako też różnych wyrzutków cywilizacyi dwuznacznej sławy. Tłoczyli się tam tedy rozmaici projektodawcy, prorokinie, genialni oszuści, półwiatowe damy z pół Europy - orszak, który mógłby być śmiało usuniętym. Obok tego zjechali posłowie miast i korporacyi, delegaci gmin żydowskich, pragnących uzyskać równouprawnienie dla swoich wyznawców i nieszczędzący w tym celu pieniężnego poparcia. Cesarz robił wszystko, ażeby swoich gości po książęcemu przyjąć; koszta kongresu wynosiły - niezależnie od tego, co zapłacił naród - 20 milionów guldenów.

Kongres otwarto wielkim symbolicznym ogniem sztucznym. Po spaleniu fajerwerku książęta ze swojemi damami objechali miasto, płonące ogniami śród powszechnych okrzyków ludności. W dzień tłoczyły się tłumy ludu na placu pałacowym, ażeby widzieć rozjeżdżających się ukoronowanych gości; część ich zamieszkiwała pałac cesarski - na placu było więc zawsze coś do zobaczenia. Od owej chwili trwały bezustannie zabawy, bale, przedstawienia w teatrze, koncerty, reduty it. p. Szczególniejszą sympatyą otaczano Cesarza Alexandra i króla pruskiego. Król lubił bardzo chadzać w prostem ubraniu mieszczańskiem. 

Jeden z największych festynów był wydany na pamiątkę bitwy pod Lipskiem 18-go października w Praterze. Zgromadzono tam setki namiotów i trofeów wojskowych, a wszystko oświetlono pochodniami. Dunaj pokryły łodzie i pontony; przeszło 100,000 widzów zgromadziło się tam. W nocy wojsko przy dźwięku muzyki, śród oświetlonych alei Prateru wracało do miasta. Wieczorem tego samego dnia wydał Metternich w swoim pałacu zimowym bal, na którym zgromadziło się przeszło 800 osób najdoborowszego towarzystwa. Było to osobliwsze zbiorowisko: obok wielu mężów poważnych, wielu pozbawionych charakteru i rozkoszników, wiele dowcipnych pań, pięknych i gotowych zawsze do intryg politycznych i nowych miłostek. Fr. v. Gentz, sekretarz kongresu, który znał wszystkie sprężyny, poruszające ów zegarek, ku końcowi roku zapisał w dzienniku swoim: “Ogólne położenie niewesołe... w skutek miernoty lub niezdolności prawie wszystkich, kierujących sprawami; dokładna znajomość tej nędznej komedyi i równie lichych potęg, kierujących światem... śmieszą mnie”. A jednak ten człowiek, obdarzony tak bystrym wzrokiem, był również zakażony duchem towarzystwa, żądny używania i pełny miłości własnej, jak inni. W tym samym dzienniku zapisuje, że w roku 1814-tym miał 14,000 dukatów dochodu - który się składał w znacznej części z prezentów i podziękowań za okazywane różne grzeczności. Na świetne czasy wiedeńskiego kongresu nie można spoglądać bez pewnego oburzenia. Wszystkim tym eleganckim dyplomatom, zgromadzonym w balowej sali Metternicha, brakowało rozumu i serca. Z owych to kół właśnie wyszedł akt związkowy, który zrodził walkę o przewodnictwo w Niemczech, wyszła idea “świętego przymierza” - ów poroniony płód dyplomacyi, któremu równego nie znają dzieje, w tych kołach zrodziły się uchwały karlsbadzkie i wszystko, co się wiąże z prześladowaniem ludzi prawych i uczciwych.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new