Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane
Słowo wstępne
Księga pierwsza (1776-1820)
Od walki o niepodległość Stanów Ameryki Północnej do Cesarstwa Napoleona
Od Jeny do Moskwy
Upadek Napoleona
Odpierwszego paryskiego pokoju do kongresu w Opawie
Opinie i prądy społeczne
Główne rysy w dziedzinie filozoficznej i religijnej
Ruch w dziedzinie naukowej
Literatura od roku 1820
Klasycyzm i początek romantyzmu w sztukach pięknych
Muzyka
Teatr. Sztuka dramatyczna
Wynalazki w dziedzinie techniki i ich znaczenie
Dziennikarstwo. Poczta
Księga druga (1820-1830)
Nowe kongresy. Państwa romańskie
Narody wschodnie
Państwa germańskie
Stosunki francuskie do rewolucyi lipcowej
Opinie i kierunki
Główne prądy w dziedzinie filozofii i religii
Nauki
Literatura do rewolucyi lipcowej
Sztuka (sztuki piękne, muzyka, teatr)
Budownictwo machin. Wynalazki. Robotnicy w Anglii
Księga trzecia (1830-1848)
Najbliższe następstwa rewolucyi lipcowej. Niemcy i Austrya do roku 1840
Anglia od 1830-1840. Wschód w tym samym okresie
Szwajcarya. Państwo romańskie (1830-1840)
Państwa niemieckie. Wschód do r. 1848
Państwa południowo-romańskie i Francja do rewolucji lutowej
Opinia i prądy u głównych narodów, miedzy dwiema rewolucjami
Nauka
Literatura do r. 1848
Sztuki
Postęp techniczny. Kwestya robotnicza
Księga czwarta (1848-1864)
Od rewolucyi lipcowej do zamachu stanu we Francyi
Do początku wojny włoskiej (1852-1859)
Od wojny włoskiej do odnowienia, kwestyi szlezwicko-holsztyńskiej
Prądy panujące od 1848-1864
Literatura
Materyalizm i pesymizm. Stosunki religijne
Nauka w połowie wieku
Sztuka
Technika. Wystawy. Stosunki robotnicze
Księga piąta (1864-1890)
Wybitne zdarzenia w ruchu politycznym
Ruch religijny. Filozofia i prądy ogólne. Nauki
Prądy współczesne w literaturze i sztuce
Rzut oka na literaturę i sztukę pomniejszych narodowości słowiańskich
Nędza materyalna i duchowa. Przeciwdziałanie. Zakoń­czenie

Od walki o niepodległość Stanów Ameryki Północnej do Cesarstwa Napoleona



Jeżeli chcemy ocenić doniosłość wypadków politycznych, które zaszły w końcu wieku XVIII-go i były niezmiernie płodne w najrozmaitsze następstwa, trzeba się cofnąć do tego ważnego faktu historycznego, jakim była niezawodnie walka o niepodległość stanów Ameryki północnej. Wywołała ją potrzeba obrony wobec nadużyć metropolii.

Po mniej lub więcej szczęśliwych potyczkach, na wiosnę roku 1776-go, zmusił Washington, zamkniętego w Bostonie generała Howe’a do poddania się; w czerwcu zwołał kongres, a 4-go lipca uroczyście ogłoszono niepodległość Stanów Zjednoczonych. W odezwie obrońcy Ameryki stanęli także w obronie praw ludzkich. “Wobec sprawiedliwości - głosiła odezwa - wszyscy ludzie są równi; Stwórca obdarzył ich prawem do życia, do wolności i do szczęścia. Prawomocnym może być tylko rząd, który te prawa podtrzymuje, a taki rząd wyjść tylko może z łona i woli rządzonych. Jeżeli zaś zadaniom powyższym nie odpowiada, naród ma prawo go zmienić”.

Myśli te były zwiastunami rewolucyi francuskiej. 

U niektórych w głębi duszy już budziły się rewolucyjne myśli. Jednym z takich był młody markiz Marya Józef de Lafayette (ur. 1757). Już na parę miesięcy przedtem, z własnego popędu zebrał doborowy oddział wojska, przygotował fregatę, a w kwietniu odpłynął do Ameryki. Washington powitał go bardzo przyjaźnie, a kongres mianował młodzieńca generał-majorem. W jesieni wojna przybrała pomyślny dla związkowych przebieg. Złożenie broni przez wojska angielskie pod Saratogą przechyliło ministeryum francuskie ku stanowczej decyzyi. Dnia 8-go lutego 1778-go r. zawarto z Franklinem dwa przymierza, na mocy których Francya uznawała niezależność Stanów Zjednoczonych i aż do chwili zupełnego wyzwolenia przyobiecała czynną pomoc. We dwa tygodnie po zawarciu przymierza, Franklin został uroczyście na dworze królewskim przedstawiony. Historycznie była to chwila jedna z najciekawszych. Wobec towarzystwa, które pomimo marzeń o wszechludzkiem obywatelstwie i wolności nie pozbyło się ani odrobiny swojej arystokratyczności i wobec ludu zachowywało się wyniośle, stanęło trzech zwykłych mieszczuchów w długich surdutach, o włosach niepudrowanych, nieposiadających w całem zachowaniu się swojem nic z owej lekkości i lekkomyślności, jakiem i dwór paryski celował. Kiedy się zbliżali do króla, przechodząc pośród szeregów połyskującej bogactwem szlachty, powitano ich rzęsistemi oklaskami. Całość tego obrazu stanowić mogła niewinną przygrywkę do wielkiej rewolucyi, która już kiełkowała w umyśle narodu.

Wojna ciągnęła się dalej z przemiennem szczęściem aż dopóki Washingtonowi nie udało się 19-go października 1781-go r. zadać ostatniego ciosu potędze angielskiej. Była to chwila bardzo stanowcza, gdyż długoletnia wojna wyczerpała zupełnie zasoby kolonii, szczególniej pieniężne, - tem bardziej, że wszelki handel wstrzymany został. Anglia przyszła wreszcie do przeświadczenia, że powodzenie dalszej wojny jest niemożliwem. Pragnąc nadal utrzymać kolonie, musiałaby nie tylko z Francyą walczyć, ale stawić czoło opozycyi w łonie własnego narodu. Niebezpieczeństwo zwiększało się wskutek zbliżenia się do Francyi Karola III hiszpańskiego. W dodatku do wszystkiego, pod przewodnictwem Rossyi tworzył się naturalny związek państw morskich, których obowiązkiem było ochraniać okręty handlowe Rossyi i Niderlandów. Anglia czuła się zniewoloną wypowiedzieć Niderlandom wojnę. W ten sposób miała w Europie trzech przeciwników, wewnątrz opozycyę, na czele której stał Ryszard Brinsley Sheridan, znany poeta, oraz William Pitt, młodszy. Do marca 1782-go r. toczyła się opozycyjna walka przeciwko North’owi, dopóki wreszcie nie złożył urzędu. Wtedy Jerzy III widział się zmuszonym zwołać nowe ministeryum z nienawistnego mu stronnictwa. Na czele jego stanęli Rockingham, Sheridan i Burke - ludzie, którzy już od wielu lat żądali uznania niepodległości kolonii, i teraz te same żądania stały się hasłem ich polityki. Wojna przyniosła Anglii niejedną stratę - Minorkę odebrali im hiszpanie, o Gibraltar jednak kuszono się daremnie; tak samo nie udały się usiłowania Francy i oderwania od posiadłości angielskich wschodnio-indyjskich wysp.

Przejście Washingtona przez Delavare.
Przejście Washingtona przez Delavare.

Już ku końcowi wojny próbowano zawiązać układy w Paryżu; doprowadziły one wreszcie 3-go września 1783-go r. do pokoju w Wersalu. Franklin żądał uznania niepodległości Stanów ze strony Anglii; Hiszpania została w posiadaniu podbitych krajów, ale zrzekła się Gibraltaru, Francyę też wynagrodzono. Najgorzej wyszła Holandya. Chociaż więc Anglia stanowisko swoje, jako pierwszorzędne państwo morskie utrzymała, pokój wywołał niezadowolenie, a walka w łonie ministeryum rozpoczęła się jeszcze przed podpisaniem traktatu. Niezadowolenie dało pohop do utworzenia ministeryum koalicyjnego, w którem, obok lorda North, zasiadł także rewolucyonista i przeciwnik jego James Fox. Cele obu reprezentantów koalicyi były wręcz przeciwne i zaznaczyły się rychło. Dnia 19-go grudnia 1783-go roku król Jerzy rozwinął ministeryum, a na czele rządu stanął William Pitt, przeciwnik koalicyi i ruchu demokratycznego, zwolennik przywilejów arystokracyi, zdolny mążstanu i dyplomata, spokojny, rozważny i umiejący panować nad sobą. W Anglii zaś zwyciężył prąd konserwatywny w tej chwili właśnie, kiedy w innych państwach Europy - we Francyi, Belgii i Holandyi dźwigał się ruch rewolucyi i coraz bardziej potężniał. 

Na początku bieżącego stulecia życie duchowe wielkich narodów prawie zamarło; nie tylko u południowo-romańskich szczepów, ale w Anglii, Niemczech, we Francyi, w literaturze, w sztuce, w nauce w życiu codziennem, wszędzie panował duch pospolitości. Rdzeń narodu - lud, z każdej dziedziny politycznego i duchowego życia był wykluczony; książęta, szlachta, duchowieństwo, uczeni stanowili wyłączne koła, dla których istniało prawo; z wyjątkiem Anglii masa ludowa nie miała pojęcia o życiu duchowem i państwowem. Ale w cichości, powoli, kształtowały się inne poglądy i w znacznej mierze w Anglii początek brały. Filozof angielski John Locke (um. 1704) wskazywał, jako jedyne źródło wiedzy ludzkiej, rozum i refleksyę i zaprzeczał możliwości istnienia wiedzy, nie opartej na bezpośredniem doświadczeniu i na indukcyi; jednocześnie zaś bronił wolności człowieka, a w rzeczach wiary głosił nie tylko powszechną tolerancyę, ale żądał nawet obywatelskiej równości dla każdego wyznania. Myśli, wypowiedziane przez głośnego filozofa w jego dziełach, nie mogły szerzyć się i działać szybko; potrzeba było na to czasu i popularnej formy, ażeby je uczynić przystępnemi dla szerokich kół. Co do Lock’a, zadania tego dokonał w części Antoni hr. Shaftesbury (um. 1713), który w pismach swoich w gładkim, światowym stylu, pełnym jasności, spopularyzował angielskiego filozofa. Ostrzej jednak od niego wystąpił przeciwko religii i żądał dla każdego badania zupełnej wolności. Ponieważ pisma jego odznaczały się dowcipem, ironią, a niekiedy porywającym stylem, szerzyły się przeto głównie pośród klas bogatych, z których wyszli także dwaj najbardziej wpływowi pisarze: lord Henryk Bolingbrock (um. 1751) i hr. Filip Chesterfield (um. 1773). Pierwszy z nich powstawał jeszcze bardziej przeciw religii; nie zaprzecza on wprawdzie istnieniu bóstwa, ale radby ograniczyć wpływ jego do celów państwowych. Uważa, iż religia potrzebną jest dla szerokich mas, ale dla klas wykształconych wszelkie “przesądy” są tylko czynnikiem wstrzymującym postęp. Obaj ci pisarze charakteryzują się brakiem ideałów etycznych.

Obok nich wystąpiło grono ludzi poważnych i naukowo wykształconych, którzy mienili się wyznawcami deizmu, wiary w Boga, ale wiary nieuznającej wcale nadprzyrodzonego objawienia, a wszelkie zasady kierownicze pragnęli tylko z rozumu wysnuć. Niektórzy z pośród deistów, zwanych także wolnomyślnymi, posunęli się do zaprzeczenia wszelkiej religii.

Pomimo tego wszystkiego ruch umysłowy ograniczył się do bardzo nielicznych kół i szerokich mas nie ogarniał. Dopiero we Francyi myśli te przybrały kształty wyraźne i głębsze warstwy społeczne przeniknęły. W literaturze angielskiej niepośledni wpływ wywierały tygodniowe pisma treści moralnej, wydawane przy współudziale poety Józefa Addisona, ale daleko większym wpływem cieszyły się sentymentalne i humorystyczne romanse i dzieła pewnej grupy poetów, skierowane przeciwko beztreściwemu i lichemu naśladownictwu klasycznej literatury; wypowiadali oni myśl, że poezya do natury wrócić musi i szukać dla siebie takich wzorów, któreby były prostem i wiernem odbiciem samej natury - jak grecki Homer. W 1760-ym roku poeta Mackpherson wydał poetyczne urywki barda szkockiego Ossiana, w kilka lat później biskup Persy wydał staroangielskie pieśni i ballady. W każdej dziedzinie sztuki widać było dążenie do prostoty i coraz większe pod tym względem wymagania. Z innej strony dały się słyszeć nawoływania do otrząśnięcia się z “przestarzałych” reguł klasycyzmu, ażeby natchnienie i myśl uwolnić z więzów; wskazywano z naciskiem dawniejszych poetów, jak Shakespeare’a i Miltona, autora Straconego raju, jakoteż pisano rozprawy o geniuszu i o jego prawach do niepodległości.

Przekształcenie się smaku było w najściślejszym związku z położeniem politycznem: im bardziej budziła się w Anglii samowiedza obywatelska, tem częściej za tło poezyi służyło życie domowe z tendencyą moralną; jednocześnie pogłębiło się także uczucie, występując w przesadnej formie - jako sentymentalizm. W r. 1740-ym wyszedł romans: “Pamela, albo nagrodzona cnota” Samuela Richardsona (ur. 1689). Dzieło to wywołało niesłychany zapał, malując życie i uczucia z wielką naturalnością i prostotą, a jednocześnie czystością etyczną. Drugi romans, jeszcze bardziej uczuciowy - “Clarisse” Harlowe’a (1748) miał takież same powodzenie. W obu romansach cnota i występek były odmalowane przesadnie; cnota nadto różowemi barwami, występek - zbyt czarnemi; główne charaktery były przesycone sentymentalizmem, a ze wszystkich stron wyglądały moralne nauki. Wada ta jeszcze bardziej jaskrawo wystąpiła w trzecim romansie Richardsona “Sir Charles Grandison” (1753); bohater jest tutaj zbiorem wszelkich możebnych cnót, i dlatego, pomimo bardzo sympatycznej całości, nieprawdziwy.

Romanse te były formalnie pochłaniane, i one to otworzyły upusty sentymentalnych łez, które się później przelewać miały przez wszystkie literatury narodów Europy. Pomimo wielkiego powodzenia takich romansów, równocześnie rozwinął się inny kierunek smaku, który w części wystąpił przeciwko zbytniej przesadzie cnoty Richardsona; do walki z nią stanął komizm. Henryk Fielding w wielu swoich dziełach wyśmiewał współczesnych, i trzeba przyznać, bliższym był prawdy od Richardsona. Jeszcze mocniej na gruncie rzeczywistości stanęły romanse Georg’a Smolleta (urod. 1721), z których pierwszy ukazał się dopiero w r. 1746 (Roderich Randone). Chociaż w charakterach jego wiele przesady, niemniej przeto rzeczywistość leży w ich osnowie.

Najwierniej może odmalowane są owe czasy przez Williama Hogarth’a (um. 1764), który życie prywatne swojej doby wystawił w szkicach ostro-satyrycznych (Życie zalotnicy, Życie próżniaka i in.).

Każda chwila dziejowa, w sprzeczności bogata, musi wytworzyć kierunek satyryczny i humorystyczny w literaturze. Na czele tego kierunku stanął Waw. Sterne (1713-1768), któremu bardzo szeroką sławę przyniosły dwa romanse: “Tristram Shandy” i “Podróż sentymentalna”. Materyał opowiadania bardzo ubogi, składający się z wypadków i uwag różnego rodzaju, od wzruszających, pobudzających do płaczu aż do wesołych i humorystycznych. Sterne w drugiej swojej powieści wprowadził do literatury wyraz sentymentalny, którym później scharakteryzowano cały okres.

Nacechowaliśmy nieco obszerniej ruch umysłowy w Anglii, gdyż w wielu kierunkach wywarł on niepośledni wpływ we Francyi i Niemczech. Idee odbywają także wędrówkę i szukają sobie nowej ojczyzny, gdzie z duchem jej nowy tworzą związek i nieraz pierwotny swój kształt zmieniają.

Rozwój umysłowego życia w Anglii wskazał drogi do poddawania krytyce rozumu wszystkiego, co się działo w dziedzinie polityki, filozofii i religii, do wszechstronnego wybuchu uczuć osobistych. Kierunek ten znalazł przedewszystkiem zastosowanie we Francyi i zyskał tam poplecznika w osobie Franciszka Maryi Arouet’a Voltaire’a (ur. 1694, ur. 1778). Nie był to wcale geniusz twórczy, ale człowiek żywego umysłu, pisarz niezmiernie cięty, obeznany z literaturą całego świata. Dowcipny aż do cynizmu, nieprzejednany wróg religii, nieuznający żadnej powagi, deista, ale wróg śmiertelny pozytywnego chrystyanizmu i duchowieństwa, niestrudzony bojownik o wolność ducha, obrońca niesprawiedliwie uciśnionych. Jednocześnie był to człowiek sprzecznego ducha, próżny, chciwy pieniędzy i sławy, często modyfikujący wobec ukoronowanych przyjaciół zasadnicze swoje poglądy.

Voltaire skierował swoje strzały głównie przeciwko kościołowi, jak Karol de Montesqieu (um. 1755) przeciwko polityce. W Listach perskich wyszydził pod formą romansu życie państwowe i społeczne we Francyi. Te same poglądy w formie naukowej i filozoficznej rozwinął w dwóch pomnikowych dziełach swoich: Uwagi o przyczynach wielkości i upadku państwa rzymskiego, jakoteż w klasycznem dziele O duchu praw. Voltaire zwrócił uwagę na stosunki w Anglii, wynosił wysoko urządzenia państwowe tego kraju, zabezpieczające narodowi samorząd, wskazywał despotyzm w rządzie, jako przyczynę upadku ludzkości, skażenia obyczajów, a w konstytucyjnym ustroju państwowym widział ideał, do którego dążyć powinny wszystkie państwa Europy. Wytworna i prosta forma przyczyniała się do rozszerzenia jego idei, w głębi których ukrywały się rewolucyjne kiełki.

W innym zupełnie kierunku działały pisma Jana Jakuba Rousseau (ur. 1712, um. 1778). Wypływały one nie tyle z głębin jego filozoficznego rozumu, ile z pełnego serca. Ale w nim tkwiło także pewne rozgoryczenie i niezadowolenie ze stosunków istniejących obok marzycielskiego rozmiłowania się w naturze. Wieść głosi, że w ostatniej chwili swego życia, kazał otworzyć okno, ażeby wzrok swój rozweselić dalekim widokiem. Zasadniczy jego pogląd skupiał się w tem, że oświata przynosi zepsucie tylko; ratunek zaś ludzkość znaleźć może jedynie w powrocie do stanu natury. Bezprawność uciśnionych, dzikość panujących, biorą początek w wyrodzeniu się rodzaju ludzkiego. Jeżeli podobne myśli oddziaływały na umysły współczesnych nader żywo, to o ile więcej potęgowało się to działanie z chwilą, kiedy Rousseau nadał im formę romansów. I tutaj prawom i wymaganiom natury przeciwstawił on sztuczne stosunki, uwydatnił kontrast między przebiegłością i kłamstwem, panującemi w zwykłych stosunkach, a powłoką ludzkiego uobyczajenia. Najpotężniej może oddziaływał romans Emil, traktujący o wychowaniu i religii. Z niezwykłą śmiałością napadł Rousseau na brak naturalności w wychowaniu dzieci i stworzył własny ideał; z największem ożywieniem podnosił znaczenie tylko takiej religii, która z głębin ducha ludzkiego początek bierze.

Ruch materyalistyczny dosięgnął swego szczytu u współpracowników Encyklopedyi, która stosownie do zamiarów wydawcy miała zastąpić wszelkie książki. 

Duch ogarniający encyklopedystów możnaby nazwać duchem przeczenia; ganili oni wszystko stare, bili na każdą wiarę religijną, bez względu na cokolwiek; zaprzeczali współdziałaniu w życiu ludzkości i jednostek wszelkich duchowych czynników, nic natomiast nie stawiąc. Zgodnie z temi poglądami, moralność encyklopedystów była nawskróś materyalistyczną; zamiast moralnego poczucia obowiązku wysunęło się sobkostwo i chęć użycia.

Cnota, obyczajowość, wolność moralna, panowanie nad namiętnościami - wszystko to uznano za niedorzeczność. Jak podobne myśli działać mogły na wyższe klasy, już i bez tego głęboko zdemoralizowane - nie potrzebuje dowodzenia. Już w pismach tych czuć lekki oddech rewolucyi. Im bliżej polityczne stosunki zbliżały się ku przewrotowi, tem gwałtowniej wdzierały się do literatury dążności rozkładowe. Z jednej strony panowała samowola, tem smutniejsza, że wzór jej znajdował się w samej rzeczywistości; z drugiej strony atak na system, panujący w państwie i kościele, stawał się coraz gwałtowniejszym. Coraz namiętniej zwracano uwagę społeczeństwu na konieczność nowej organizacyi, coraz głębiej w klasy zamożniejsze i w masy wcielały się myśli rewolucyjne, a głosiciele ich nie przeczuwali nawet niebezpieczeństwa w ich głębi drzemiącego. 

Ruch umysłowy w Niemczech powstawał pod wpływami Anglii i Francyi, ale absolutny brak politycznego życia wywoływał to, że nowe prądy kierowały się głównie w dziedzinę nauki i literatury.

Już na początku stulecia usiłowano poezyę i naukę szerszym kołom uprzystępnić. Język łaciński musiał ustąpić miejsca niemieckiemu; pisma, wydawane na wzór angielskich, poczęły przenikać do klas średnich. Ale we wszystkich dziedzinach życia panował jeszcze dawny suchy i pospolity ton; rzadko gdzie czuć było świeży powiew. Dramat niemiecki zaczerpnął wzorów w literaturze francuskiej. Fr. Klopstock, piewca “Messyady”, zaszczepił kierunek sentymentalny; Johann Winkellmann odtworzył pojęcie o sztuce greko-rzymskiej; Gotth. Lessing dał początek rozumowanej krytyce i usunął przewagę duchową francuzów w dramacie. Wystawił on pierwszą, znakomitą pod względem artystycznym, niemiecką komedyę p. t. “Minna z Barnhelm”, a jako myśliciel i poeta usilnie dążył do obrony największych skarbów ducha - wolności myśli i sumienia. Obok niego i po nim działali J. G. Herder, zapalony obrońca humanizmu, przejęty najlepszemi uczuciami dla poezyi ludowej wszystkich narodów, bardziej poeta niż myśliciel i Krzy. Wieland, który wystąpił wprawdzie, jako naśladowca Klopstocka, ale z czasem w poezyi i prozie doprowadził język niemiecki do nieznanej przedtem giętkości.

Pomału wytwarzały się ideały ludzkie, społeczne, narodowe, które przenikały w dziedzinę sztuki i życia codziennego; burza przedrewolucyjna zniszczyła wprawdzie resztki panujących opinii w sztuce i życiu, ale niepodobna było wcielić jeszcze nowych ideałów w życie państwowe. Niemcy, jako potężna całość, dla której obywatele państwa mogliby z pożytkiem pracować, nie istniały jeszcze. Wprawdzie Fryderyk Wielki zdołał dla tej idei rozbudzić i przygotować umysły na północy i południu, a przy istniejącem rozszczepieniu, przy panującej zazdrości między szczepami i państwami, przy współzawodnictwie między młodemi Prusami a starą Austryą, przebudzenie się to nie miało trwałej podstawy. Pytanie: Habsburgi czy Hohenzollerny, - nie było jeszcze historycznie rozwiązanem, ale oba państwa czuły już to dobrze że spór historyczny nie da się rozwiązać na drodze pokojowej. Józef II był od lat młodzieńczych zapalonym czcicielem króla pruskiego; kiedy nareszcie życzeniu jego, osobistego spotkania się z królem w Nissie (1769), stało się zadość, marzył, że zjednoczenie ku chlubie Niemiec będzie możebnem; ale rozczarowanie wkrótce nastąpiło. 

Fryderyk II wita cesarza Józefa II w Nissie.
Fryderyk II wita cesarza Józefa II w Nissie.

Fryderyk i Józef II byli samowładnymi królami, ożywionymi wprawdzie najlepszemi chęciami względem własnego narodu, ale czyny ich nie zawsze odpowiadały dobrym chęciom. Obok nich panowali jeszcze drobni despoci, nieposiadający żadnego państwowego ideału, dyletanci we wszystkiem, oprócz umiejętności użycia, jednem słowem próżniacy w purpurze. Jakże na takim gruncie zrodzić się mogło poczucie narodowe? Ale wkrótce powstała jedność, pod której sztandarem złączyły się najlepsze umysły Niemiec na północy i południu, od granic Francyi do granic Rossyi - jedność w dziedzinie myśli. Z pośród tych burz i pędów wysunęły się postacie dwóch wielkich mężów - Wolf. Goethe’go i Fryd. Shillera. Obaj geniuszem swym sięgnęli w główne prądy wieku, w rozpętanych uczuć krainę; pierwszy utworami swymi “Goetz z Berlichingen”, “Clavigo”, i “Stella”, drugi dramatami: “Rozbójnicy” i “Intryga i miłość”. Wkrótce jednak obaj wyzwolili się z tego przesadnego kierunku, a od najlepszych mistrzów starożytności nauczyli się miary artystycznej. Oni to własną myślą, uczuciem, pracą, stworzyli duchową ojczyznę niemiecką.

Ale duch rewolucyjny wieku objawiał się nie tylko w usiłowaniu zdobyciu wolności myśli i uczuć, nie tylko w poezyi, wkroczył także w dziedzinę nauk, teologii, historyi. W zakresie nauki usiłowali ludzie wolnomyślni, pod wpływem pisarzy angielskich, stworzyć czysty prawdziwy chrześcijanizm i religię z rozumem pojednać. W pierwszym szeregu walczących stał Lessing, w drugim Tymot. Spittler (um. 1810), który w dziełach swoich, bardzo przystępnie pisanych, bronił prawa narodów i szukał dróg do odzyskania tych praw i utrzymania ich. Wielu marzycieli nie tylko podzielało myśli J. J. Rousseau o wychowaniu, ale starało się je w życie wprowadzić. Im obficiej napływały nowe myśli, im gwałtowniej się kształtowały, tem ważniejszem stawało się zadanie prasy. Dawniejsze pisma tygodniowe, zajmujące się wyłącznie prawie sprawami literackiemi, ustąpiły miejsca innym, które nie tylko interesowały się polityką, ale także szerzyły niejedną myśl pożyteczną w życiu społecznem. 

Kiedy rewolucya w Niemczech odbywała się wyłącznie w dziedzinie ducha, zagranicą coraz widoczniej można było dostrzedz ślady głębokich wirów politycznych. Zbyt gwałtowne reformy Józefa II-go, dążące do jedności państwowej i do usunięcia wpływu duchowieństwa, spełzły na niczem. Belgia, opanowana prawie wyłącznie przez duchowieństwo i z trudem tylko przy koronie Habsburgów utrzymywana, powstała przeciw józefińskim reformom, które miały na celu zupełne przekształcenie szkoły i ograniczenie władzy duchowieństwa. W grudniu 1786-go r. wybuchło powstanie w Löwen, rozszerzyło się wkrótce po całym kraju, tak, że Józef II zdecydował się (w czerwcu 1789) zgromadzenie stanów rozwiązać. Działo się to właśnie w chwili, kiedy w Paryżu rewolucya stawiała już pierwsze kroki. W listopadzie stany ogłosiły swoją niezależność, a w miesiąc później wszystkie prowincye złączyły się w jedną rzeczpospolitą, i austryacy zostali wypędzeni. Śmierć Józefa II-go (20-go lutego 1790) przeszkodziła dalszemu zaognieniu stosunków, tem bardziej, że następca jego, Leopold I, roztropnem zachowaniem się zdołał burzę zażegnać. W końcu listopada Belgia wróciła pod panowanie Austryi.

Holandya podniosła także chorągiew groźnego buntu przeciw Wilhelmowi V Orańskiemu. Żona jego, Zofia Wilhelmina, była siostrą Fryeryka Wilhelma II, następcy, “starego Fritza”. Król skorzystał ze sposobności wmieszania się do sporu domowego, otrzymał łatwe zwycięstwo i Wilhelm V znowu na tronie zasiadł. Prusy, Hollandya i Anglia zawarły trójprzymierze (1788), a ruch rewolucyjny zakończył się jeszcze prędzej niż belgijski. 

Inne zupełnie rzeczy działy się we Francyi, w kraju, że tak powiemy, ojczystym rewolucyi. Z chwilą, kiedy za czasów Ludwika XIV Francya zapanowała prawie nad całą Europą, wyrobiły się w tem społeczeństwie zasadnicze przeciwieństwa, które wkrótce w krew i kości przeszły. U góry, przy królu, wszystkie prawa; szlachta i duchowieństwo tylko wobec króla posiadają prawa ograniczone, względem wszystkich innych warstw korzystają bezwzględnie ze swoich przywilejów; u dołu mieszczaństwo pozbawione wszelkiej samodzielności, lud, nieposiadający żadnych praw, oddany na pastwę wszystkim. Wystarczać mu była powinna sława francuskiego oręża i powodzenie dyplomacyi. Wszędzie w dodatku panowała choroba rozrzutności, samowola i przeciwieństwo interesów warstwy używajęcej życia i zwiększającego się gwałtownie, pozbawionego wszelkiej moralności proletaryatu, napływającego z prowincji do Paryża. Po śmierci Ludwika XIV rządziła regencya; były to czasy szalonej samowoli, nikczemności i bezprawia. W takiej atmosferze rósł Ludwik XV-ty, jako niewolnik zalotnic i faworytów, oddany tylko przyjemnościom chwili, póki wreszcie nie padł w ramiona bigoteryi. W takiej to właśnie chwili dziejowej powstała literatura, unicestwiająca wszystko, rzucająca szyderstwo na wszystko, co się poczuwało do wyższości, a jednocześnie z nią zawitał duch rewolucyi, tęsknota do wolności. 

Zużyta armia, bezwładny rząd, sprzedajni urzędnicy, zadłużona szlachta, rolnictwo i przemysł w zaniedbaniu, lud ubogi i uciśniony, państwo stojące nad przepaścią, - w takim stanie była Francya, kiedy panować zaczął Ludwik XVI, król dobry, ale słaby. Posiadał on dosyć bystrości wzroku, ażeby zrozumieć położenie kraju, ale nie posiadał zupełnie daru wyszukiwania ludzi, którzyby mogli jakiś ratunek obmyśleć, i łatwo podlegał wpływowi otoczenia. 

Po ustąpieniu z ministeryum finansów Jakóba Neckera (ur. 1734), człowieka prawego, ale wcale nie genialnego, w dodatku nienawidzonego przy dworze, - teka ministeryalna różne przechodziła koleje, aż wreszcie dostała się do rąk Aleks. Calonne’a, który sprawował rządy starym trybem, robił długi, i nareszcie, wyczerpawszy wszelkie środki, zaproponował królowi zgromadzeniu notablów, ażeby wspólnie z nimi naradzić się nad reformą podatku. Na krótko przedtem odegrała się gorsząca historya z naszyjnikiem, która naraziła królowę na obmowę.

Awanturnik włoski Józef Balsamo, znany pod imieniem hr. Cagliostro, wymógł na kardynale ks. Rohanie, przy pomocy sfałszowanego listu królowej, kupienie kosztownego naszyjnika, który przy pośrednictwie osoby trzeciej, miał być jej wręczony. Osoba ta była w porozumieniu z Cagliostrem i kamienie z naszyjnika sprzedała. Kiedy jednak jubiler zadługo nie otrzymywał należnej mu zapłaty, zwrócił się bezpośrednio do królowej, która o niczem nie wiedziała. Oszustwo wykryło się. Rohan został wspólnie z innymi aresztowany, parlament kazał go uwolnić, ale król, pomimo tego, polecił mu opuścić Paryż. Krok ten przeciw wielkiemu dostojnikowi kościoła i członkowi najwyższej arystokracyi wywołał oburzenie nie tylko wśród duchowieństwa, ale także wśród szlachty, źle usposobionej względem królowej.

Tymczasem na zgromadzenie notablów nie można było wiele liczyć, gdyż każda reforma podatkowa ich przedewszystkiem dotykać musiała; szlachta nie czuła się wcale usposobioną do ofiar na korzyść państwa. Posiedzenia więc schodziły na niczem, pomimo tego jednak dały się tam słyszeć opinie, n. p. Laffayette’a, zwracające uwagę na to, iż polepszenie stanu rzeczy jest koniecznością.

Od tej chwili wypadki podążały już szybkim krokiem ku katastrofie. Nowy minister zaczął od rozpisania podatku, gdyż Calonne podniósł deficyt do 170 mil. liwrów. Parlament orzekł, że tylko stany generalne mają prawo nakładać podatki i nie zgodził się na zaciągnięcie wniosku do protokółu, ażeby mu siłę wykonawczą nadać; skutkiem czego parlament rozpędzono. W stolicy już się rozpoczynały niepokoje. Marya Antonina nie mogła pokazywać się publicznie. Kiedy jednak na wyraźne zezwolenie króla, wygnani posłowie 21-go września 1787 r. do Paryża wrócili, ludność powitała ich ostentacyjnie. Ale zgoda nie trwała długo. Parlament stanął wkrótce znowu na wrogiej stopie z ministeryum i królem, przyczem dwóch posłów aresztowano. Wtedy całe zgromadzenie zażądało uwolnienia ich i w końcu uznało (stycz. 1786) za nieważne wszystkie listy gończe i edykta królewskie, wydane w ciągu ostatniego stulecia. Ludwik oświadczył publicznie, że prawa jego królewskie są nieograniczone, że jego osoba jest jedynem źródłem władzy, a sądy i parlamenty są tylko organami jego woli. Na to zaprotestował parlament, powołując się, że w konstytucyjnej monarchii stany generalne tylko stanowić mogą podatek, że są nietykalne, że prawa narodowe są niewzruszalne. Jednocześnie postanowiono nie uznawać prawomocności “ordonansów”, zmniejszających ich władzę i krępujących wolność.

Talleyrand.
Talleyrand.

Pomimo tego ordonanse ogłoszono i wszystkim parlamentom prowincyonalnym odebrano władzę stanowienia o podatkach i prawach narodu. Parlamenty nie chciały z praw swoich zrezygnować. Wybuchły zamieszki w Delfinacie i Bretanii. W pierwszej z tych prowincyi, gdzie obok szlachty i duchowieństwa w zgromadzeniu zasiadali także mieszczanie, chłopi i ludność miejska nie dopuściły wojska do rozpędzenia parlamentu w Grenobli. W Paryżu rosło niezadowolenie z dniem każdym, a ludność poczęła się burzyć.

Król rozwiązał ministeryum, przywołał po raz drugi Necker’a i zwołał stany generalne. Lud począł podpalać i niszczyć pałace znienawidzonych ministrów, tak, że trzeba było użyć siły wojskowej do obrony. Necker był wprawdzie ulubieńcem ludu, ale nienawidził go dwór i parlament. Obraził on zgromadzenie tem, że mieszczaństwu pragnął nadać podwójną ilość głosów, w porównaniu z innemi stanami. W końcu zdecydowano, iż trzeci stan powinien posiadać tyluż reprezentantów, co inne. Dnia 1 maja 1789 r. zgromadziły się stany generalne, powitane przez naród francuski i przez całą Europę z wielkim zapałem. 

Było to jedno z najznakomitszych zgromadzeń, jakie zna historya. Obok niezłomnych obrońców dawnych przywilejów szlachty i duchowieństwa, wolnomyślni arystokraci, jak Laffayette, przebiegli dyplomaci, jak biskup Maurycy Talleyrand (ur. 1754) i obok niego Honoryusz hr. Mirabeau (ur. 1749), zepsuty moralnie, żądny sławy i pozbawiony charakteru, ale wymowny i ożywiony; marzyciele, obdarzeni najlepszemi nadziejami i chęciami, ale nie liczący się z rzeczywistością; wysocy dostojnicy kościoła, żyjący w zbytkach, jak arystokraci i ubodzy pro­boszcze z różnych prowincyi, ludzie, którzy z przekonania stali po stronie mieszczaństwa, idealiści, nieznający ani świata, ani ludzi, uczeni, jak astronom Bailly, który z niewiadomych pobudek przeszedł ze swego gabinetu na ślizkie pole polityki; publicyści, jak abbé Sièyes, który w broszurze swojej, wydanej w 1788 r. p. t. “Co to jest trzeci stan?” - uważał mieszczaństwo za jądro narodu. Obok tych wszystkich, osobistości, których nikt nie znał, jak Maksymilian Robespierre z Arrasu. Dwór, jakoteż szlachta i duchowieństwo żądali głosowania według stanów i obrad odrębnych. Sprzeciwiał się temu trzeci stan, posiłkowany przez Laffayette'a, komedyanta wolności Talleyranda i księcia Orleańskiego, ogłosił się jako zgromadzenie narodowe, gotowe dokonać przekształcenia Francyi nawet bez pomocy innych. Jednocześnie wrzenie ogarniało coraz szersze warstwy narodu. Wyborcy paryzcy utworzyli nowy klub. Polityczne hasła, wygłaszane z zapałem przez mówców, przechodziły wprawdzie z ust do ust, ale nie były wcale rozumiane; tłum stolicy podburzał się bez żadnego idealnego celu, budził się poprostu z długiego snu i odczuwał fizyczną swoją siłę.

Usiłowanie króla, za poradą stronnictwa dworskiego, by podejść trzeci stan i narzucić mu konstytucyę, nie udało się. Mirabeau zawołał do mistrza ceremonii: “Proszę powiedzieć swemu panu, żeśmy się tu zgromadzili z woli narodu, i że usunąć nas stąd można tylko bagnetami!” Ludwik wahający się ciągle, przyrzekał wreszcie szlachcie i duchowieństwu zgromadzać wspólne posiedzenia z trzecim stanem, chociaż chętnie byłby usunął drażniące go niespokojne żywioły. Stał się więc powoli narzędziem w ręku królowej i dworu i robił wszystko, czego od niego żądano. W końcu zgodził się nawet na dymisyę Neckera. Zaledwie postanowienie jego stało się wiadomem, oburzył się cały Paryż. Tłumy ludu, złożone z mieszczan i motłochu z najkrzykliwszych przedmieść, przeciągały ulicami i gromadziły się na placach koło krzykaczy. W ogrodzie Palais royal, gdzie kawiarnia była zbiorowym punktem pisarzy, artystów, literatów, polityków, młody zapaleniec, Kamil Desmoulins, 12 lipca wezwał lud do broni, ustrojony, jako patryota w “liście zielone”. Słowa jego były iskrą rzuconą do prochowni; już nazajutrz przyszło do starcia między ludem a wojskiem. Żołnierze tysiącami przechodzili z gwardyi do ludu, a potem do gwardyi narodowej. Na dworze śmiano się z tego wszystkiego i panowało tam przekonanie, że siłą da się wszystko zażegnać. Wieczorem 13-go lipca w świetnych salonach Wersalu, zgromadziło się na bal wyborowe towarzystwo, nazajutrz rano zaatakowano dom Inwalidów i broń ludowi rozdano, a w kilka godzin później zdobyto Bastylię. Ucięte głowy gu­bernatora i oficerów, wsadzono na piki i z temi oznakami zwycięstwa rozjuszony tłum przeciągał ulicami Paryża. 

Zdobycie Bastylii.
Zdobycie Bastylii.

Teraz dopiero rozpoczęła się emigracya książąt i arystokratów, którzy dla bezpieczeństwa uciekali za granicę i usiłowali obce mocarstwa na pomoc Francyi przywołać. Ludwik z drużyną wiernych pozostał sam. Już go można było uważać, jako jeńca, z którym nikt się nie liczył. Dnia 16-go lipca król przywołał znowu Neckera, który jako teoretyk, w ciężkich dniach burzy najmniej był zdolny na kierownika. Wkrótce potem odbył on tryumfalny wjazd do Paryża z córką swoją przy boku, panią de Staël.

W gruncie bezrząd i bezprawie panowały już wszędzie. Długo pozbawione własnej woli masy podniosły się w całym kraju; chłopi burzyli zamki feodalnych panów i gospodarowali, jak zwierzęta. Zgromadzenie narodowe opracowało nową konstytucyę, opartą zupełnie na zasadach Montesquieu’ego i Franklina, która ku końcowi sierpnia już była ukończoną. Pomyślana przez idealistów, oparta na stosunkach uczciwych, przepełnioną była marzycielstwem i nieznajomością natury ludzkiej. Zniesienie poddaństwa, praw lennych, przywilejów klasowych, prawa miecza, dziesięciny duchownej - wszystko to odpowiadało potrzebom wieku, ale jednocześnie dano takie określenie prawom ludzkim, które czyniło cały nowy gmach pozbawionym trwałości.

Niezależnie od rewolucyi, dokonywującej się w dziedzinie państwowo-prawnej, szerzyła się także rewolucya wśród plebsu, której przeznaczonem było wszystko pochłonąć. Nietaktowne postępowanie, szczególnie ze strony królowej, jeszcze bardziej podburzało niezadowolonych. Dnia 5 października, niezliczone tłumy, dowodzone przez bohaterów zdobycia Bastylii, rzeźnika Jourdana i pięknej Theroigne de Mericourt, ruszyły ku Wersalowi, ażeby rodzinę królewską uwięzić. Doszło do scen okropnych; królowej omal nie zamordowano, Laffayette, pomimo zebranej naprędce gwardyi narodowej, nie zdołał ludu powstrzymać. Król musiał uledz. Dnia 6 października wsiadł do powozu razem z rodziną, i konwojowany przez tłum, postępujący na czele i niosący zatknięte na pikach głowy pomordowanych, powrócił do Paryża. Naturalnie, że król i dwór, wobec gwałtownie wzmagającego się wzburzenia mas, niszczących resztki porządku państwowego, nadzieje swoje ku zagranicy zwracali. Kiedy zgromadzenie narodowe traciło czas w bezustannych sporach, szukając możności urzeczywistnienia idealnych żądań, tworzyć się poczęły rozmaite kluby, w których ręku skupiła się faktyczna władza, jak jakobinów, usiłujących przypochlebiać się masom, i jeszcze bardziej gwałtownych kordelierów (cordeliers). Od listopada zgromadzenie narodowe powzięło kilka uchwał: zniosło klasztory i zagarnęło ich fundusze na rzecz skarbu, ustanowiło wybór duchowieństwa na posady proboszczów, jako urzędników gminnych, którzy muszą składać przysięgę na nową konstytucyę, skasowało wszelkie oznaki honorowe, wszelkie przywileje szlacheckie, wprowadziło sąd przysięgłych i samorząd gminny.

W rocznicę obchodu święta związkowego (14 lipca 1790) zapał ogólny wzmógł się do najwyższego stopnia. Delegaci różnych prowincyi zwołani zostali na pole Marsowe, a świętująca ludność zgromadziła się przed Ołtarzem ojczyzny. Prawdziwem szyderstwem historycznem była msza, odprawiana przez biskupa Taylleranda, przebiegłego dyplomatę i światowca. Pierwszy Lafayette wykonał przysięgę na wierność narodowi, prawu i królowi. Ludwik złożył przysięgę także. Wszyscy ściskali się i całowali. Zdawało się, że wszystko zapomniane, a nowy porządek rzeczy zapanował. Odurzenie znikło jednak wkrótce. Już zagranicą, pod wpływem roboty emigrantów, rozpoczął się ruch wsteczny; bezwzględni zwolennicy rewolucyi, którzy o zgodzie z królem nie myśleli, z jakobinami na czele dzierżyli faktyczną, władzę w swoich ręku; o prawidłowem funkcyonowaniu sądów, o bezpieczeństwie osób i mienia nie było mowy; kredyt państwowy, skutkiem wprowadzenia w obieg pieniędzy papierowych (asygnat) był narażony na najniebezpieczniejsze ewentualności, znaczenie władzy królewskiej stało się fikcyą. Król widział, że nic już do uratowania nie zostało, szedł więc za radą tych, którzy do ucieczki namawiali. Przedsięwziął ją bez żadnych ostrożności, w nocy 30-go czerwca 1791 r., a nazajutrz rano już cały Paryż o tem wiedział. Zatrzymano zbiegów z Varennes i zawrócono do Paryża.

Pochwycenie Ludwika XVI w Varennes.
Pochwycenie Ludwika XVI w Varennes.

Zgromadzenie narodowe zawiesiło całą sprawę, aż do chwili, kiedy Ludwik miał zaprzysiądz nowo-opracowaną konstytucyę. Stało się to 17 września 1791 r. Konstytucya przyrzekała wolność myśli, wolność prasy i usuwała wiele nieporozumień, wywołanych samowolą chwilowych stosunków. Ale stworzyła jednocześnie prawo wyborcze, oddające władzę w ręce stronnictwa, które rozporządzało głosami najniższych warstw; stronnictwem takiem byli nieprzejednani demokraci. Z jednej strony nieprzejednani republikanie, jak Péthion, Roland de la Platière i jego piękna żona, którzy marzyli o idealnej rzeczypospolitej, z drugiej jakobini, jak Danton, dziennikarz Marat, Fabre d’Eglantine i w. in., ludzie bezwzględni, silnego charakteru. Łatwo było domyśleć się, że stanowczy krok zrobią nie ideliści, lecz oni. Nowo wybrane zgromadzenie prawodawcze okazało się do grunta republikańskiem i usunęło wszelkie pośrednictwo żywiołów spokojnych, konstytucyjnych. Jakobini posiadali już przewagę i tworzyli niby drugi rząd, mający plebs do rozporządzenia. Konspiracye dworu, książąt emigrantów, jakoteż szlachty, która z chwilą opuszczenia majątku traciła do niego prawa, wywołały zagranicą pewien ruch wsteczny, głównie w Niemczech. Groźne noty cesarza do zgromadzenia prawodawczego, raniły uczucia miłości własnej francuzów; duch wojskowy wzmagał się, podsycany przez skrajne stronnictwo jakobinów, późniejszej góry, ministeryum upadło, król widział się zmuszonym utworzyć nowe z łona opozycyi. Starcie się rewolucyi z zagranicą stawało się nieuniknionem.

Kostiumy z czasów Dyrektoryatu.
Kostiumy z czasów Dyrektoryatu.

Fryderyk Wilhelm II, król pruski.
Fryderyk Wilhelm II, król pruski.

Anglia przez Pitt’a młodszego kierowana w duchu konserwatywnym, nie obawiała się rewolucyi. Zdołał on z łatwością niewielkie radykalne stronnictwo uczynić nieszkodliwem, i jakkolwiek nie występował otwarcie, jako wróg rewolucyi, zdecydowany był stanąć po stronie jej przeciwników - Prus i Austryi. Fryderyk Wilhelm II, jako król pozbawiony zdolności, jako człowiek małego znaczenia, oddany własnym namiętnościom, reprezentował w Prusiech ruch wsteczny. Ministrowie: Wöllner, Lucchesini, Bischofswerder popychali go ciągle do walki z każdą wolną, myślą - zresztą zadawalał się on mistycznemi zabawkami i przyjemnostkami. W Austryi również zaznaczył się powrót do zaniechanych reform, ale Leopold II nie miał wielkiej chęci porywać się do wojny, tem bardziej, że na sprzymierzeńców liczyć nie mógł. W Berlinie natomiast rosło niezadowolenie ku francuzom, aż wreszcie przyszło do zjazdu między Wilhelmem a Leopoldem w Pillnitz (27 sierp. 1791), na którym stanęli także, zaproszeni jako goście, hr. Artois, brat Ludwik XVI-go i dwaj inni wybitni emigranci, z memoryałem. Obaj królowie odrzucili pojednanie. Godzili się na tym punkcie, że odbudowanie monarchii we Francyi jest koniecznością, ale co do szczegółów zdania były niejasne, gdyż wzajemnie obaj sobie nie dowierzali. Król Leopold polecił książętom prowincyi reńskich, ażeby wichrzeń i werbunku emigrantów zabronili; kiedy dopiero ministeryum żyrondystów stanowczych wyjaśnień od Austryi zażądało, zdecydował się na zawarcie sojuszu z Prusami, oświadczył jednakże rządowi francuskiemu, że jeżeli życiu królewskiej rodziny nic nie zagraża, on nie myśli wcale wtrącać się w nieporozumienia wewnętrzne. Działo się to w końcu lutego (1792). Dnia 1 marca umarł cesarz, a na tron wstąpił Franciszek II, człowiek pozbawiony wszelkiej samodzielności. Ministeryum stanęło po stronie emigrantów. Ostra nota do posła francuskiego w tej sprawie wyłołała wypowiedzenie wojny “królowi Austryi i Węgier”. Prusy stanęły po stronie sojuszników. 

Obie strony sprzymierzonych, chociaż uzbrojone bardzo niedostatecznie, zapatrywały się na wojnę, jako na spacer wojskowy. Gdyby nawet po wypowiedzeniu wojny wyruszyła w pole dobrze uzbrojona armia, zwycięstwo byłoby może łatwem; ale upływały miesiące całe, nim się na krok stanowczy zdobyto. Ferdynand, ks. brunszwicki, dowódca armii pruskiej, sądził, że wszystko pójdzie tak łatwo, jak w Holandyi. Tymczasem w Paryżu zbrojono się na seryo i usiłowano podburzać masy. Dobra emigrantów zostały skonfiskowane, wypuszczono 1900 mil. nowych asygnat. Wzburzenie umysłów dochodziło najwyższego stopnia: ministeryum żyrondystów już nie wystarczało - musiało ustąpić. Dnia 11 lipca oświadczono, że “ojczyzna w niebezpieczeństwie”; władza przeszła w ręce terrorystów: Marata, Robespierre’a, Dantona i in. 25 lipca wydał książę brunszwicki manifest wojenny i na czele 50,000 żołnierzy wkroczył w granice Alzacyi i Lotaryngii. Armia austryacka składająca się z 82,000 żołnierzy, stała nad Renem i w Belgii. Odezwa księcia wywołała szaloną burzę, która spadła na Tuillerie. Król pod bardzo podejrzaną opieką udać się musiał na zgromadzenie prawodawcze; pałac został zdobyty i splondrowany, gwardya szwajcarska częściowo wymordowana. Zgromadzeniu, zwanemu “konwencyą”, polecono wypracowanie nowej konstytucyi na podstawach wolności i równości, utworzono nowe ministeryum, w którem Danton otrzymał tekę ministra sprawiedliwości. Z nim stanęli niejako terroryści na czele rządu i wypowiedzieli wojnę wszelkim spokojniejszym żywiołom, które uważane były za wrogów porządku. Rozpoczęły się te szalone, nieludzkie orgie, które ochrzczone zostały mianem “wrześniowych mordów”. Nędzna komedya sądu nadawała sankcyę zabójstwom, które w gruncie rzeczy zabezpieczać miały tylko panowanie jakobinów.

Związkowi tymczasem rozpoczęli wojnę. Ferdynand brunszwicki 19 sierpnia przekroczył granicę i dopiero w miesiąc później pod Valmy przyszło do nieużytecznej kanonady. Nawiązane intrygi nie zdołały pokłócić Austryi z Prusami i odciągnąć ich ku Francyi. Wojska pruskie cofnęły się w końcu do Trewiru. Odwaga republikańskich wodzów zdwoiła się. Wojsko było ożywione dumą i pragnieniem sławy, podniecone myślą, że walczyć będzie za naród cały i jego sprawę, nie zaś w obronie króla, że zadaniem jego jest przynieść wolność wszystkim narodom. Konwencya postanowiła przejść do wojny zaczepnej i dekretem (19 listop.) przyrzekła pomoc Francyi wszystkim narodom, które przeciwko królowi swemu broń podniosą.

W krajach nadreńskich już oddawna wolnomyślne idee odbiły się echem. Tam pośród małych książątek, panował jeszcze duch średniowieczny: szlachta i duchowieństwo były wszystkiem, mieszczaństwo i chłopi niczem, lub mało co więcej; nadużycia urzędników były wielkie, podatki, dziesięciny i cła gniotły ludność; książęta i książątka prowadzili życie hulaszcze i próżniacze. W Kolonii i Trewirze emigranci z otwartemi ramionami przyjęci, spędzali czas weselej jeszcze, niż w Paryżu. Wkrótce w Moguncyi utworzyło się silne republikańskie stronnictwo, a na dworze arcybiskupa Józefa igrano z ogniem republikańskich idei, tak samo, jak za czasów Franklina na dworze Ludwika. Kiedy generał Custine przekroczył francuską granicę i zajął Spirę i Wormacyę, zagrożona Moguncya znalazła się w fatalnem położeniu: forteca była w najgorszym stanie, wojska źle utrzymane. Kurfirst uciekł z całym dworem, 21-go października miasto poddało się, francuzi wkroczyli, a 25-go Custine wydał proklamacyę do uciśnionych narodów Niemiec, w której obiecywał każdemu swobodę wyboru pomiędzy uciskiem lub wolnością. Wkrótce jednak zmienił ton i dał uczuć, że jest zwycięzcą. Komitet republikański w Moguncyi, przejęty idealistycznem ożywieniem dla wolności, usiłował przeciągnąć na swoją stronę mieszczaństwo. Z pomiędzy zapalonych głów klubistów wyróżniał się Jerzy Forster, który młodzieńcem będąc, odbył podróż z Cook'iem naokoło świata i opisem podróży, jakoteż innemi pismami, zjednał sobie powszechny rozgłos. Zapaleni marzyciele coraz bardziej zbliżali się do Francyi. Ale mieszczaństwo nie sprzyjało temu ruchowi, a nawet w łonie klubu utworzyły się dwa odłamy - francuskich i niemieckich republikanów. Odłam niemiecki, pomimo zapału dla ideału wolności, nie chciał swojej samodzielności przynieść w ofierze. Łatwe zdobycie Moguncyi bardzo podniosło dobre mniemanie o sobie Custine’a; zdecydował się przeto posunąć ku Frankfur­towi, gdzie także wydał odezwę, przepełnioną bardzo świetnemi frazesami, - nie przeszkodziło mu to jednak ściągnąć dwóch milionów liwrów kontrybucyi.

Ciosy od strony Renu rozruszały nieco drzemiące państwo niemieckie. Prusy i Hessya, ostatnia podbudzona przez Karola von Stein: złączyły się, wypędziły Francuzów z Frankfurtu (2 grud.) i odniosły zwycięstwo pod Hochheim.

Jednocześnie druga republikańska armia pod wodzą Dumouriez’a i Kellermana pod Jemappes tak pobiła Austryaków, że już w grudniu opanowała całą Belgię i zagroziła Holandyi. Tu już zostały i dotknięte interesa Anglii, która dotychczas otwarcie przeciwko Francyi nie występowała. Rozwój sytuacyi w Paryżu przynaglił Pitt’a do stanowczego kroku. 22-go września 1792-go r. ogłoszoną została republika a król Ludwik ścięty. Konwencya była niesłychanie czynną; dla nowych stosunków trzeba było stworzyć nowe ustawy, które wpływ wywarły i na dalszy rozwój kraju. Wprawdzie stronnictwo żyrondystów miało przewagę, ale mniejszość, do której należeli Danton, Robespierre, Marat i in. była mocno zdecydowaną spokojne panowanie większości złamać i przeszkodzić zamierzonemu przez nich procesowi o morderstwa. Oni wiedzieli, że cała rzesza proletaryatu była po ich stronie. Drobny wypadek posłużył do niezwykłego podniecenia tłumu i do dania oręża w ręce Jakobinów. Ludwik kazał sobie w maju wmurować w Tuillerie małą żelazną skrzynkę do przechowywania dokumentów; ślusarz odkrył tajemnicę, konwencya nakazała śledztwo; jakobińscy członkowie konwencyi obwinili żyrondystów w komisyi śledczej, że zniszczyli niektóre kompromitujące ich listy. Nienawiść względem króla wzmogła się pośród prostej ludności, u której była sztucznie podtrzymywaną; podejrzewano każdego, kto bodaj słowo jedno w jego obronie wyrzekł. Dnia 7-go października wniesiono oskarżenie przeciw królowi. Poczęto odtąd “Ludwika Capet’a” i jego rodzinę traktować, jako zdrajców. Wszelkie usiłowania umiarkowanej partyi konwencyi złagodzenia tej sprawy, przyniosły jej tylko nienawiść Jakobinów i tłumu. 15-go stycznia 1793-go r. uznano Ludwika winnym. Wieczorem 17-go stycznia kiedy miano zdecydować o rodzaju kary, tłum pospólstwa z przedmieść, zwykła gwardya przyboczna terrorystów, wcisnął się na kurytarze sali posiedzeń konwencyi i rozbestwiony brał udział w obradach i głosowaniu. W lożach, jak na jakiem przedstawieniu, siedziały mieszczki w balowych strojach, rozmawiały, śmiały się i dowcipkowały z panami, towarzyszącymi im. W pewnych odstępach słychać było tylko wycie tłumów, ile razy ktoś się ośmielił słówko w obronie króla przemówić. 21-go stycznia prowadzano go już, w asystencyi tłumu, na gilotynę, gdzie miał odpokutować za winy swoich przodków i własną słabość ducha. 

Austryacki arcyksiążę Karol.
Austryacki arcyksiążę Karol.

Teraz dopiero, kiedy w Paryżu rozpoczynała się walka na śmierć i życie, między żyrondystami i jakobinami, Pitt poruszył wszelkie sprężyny, ażeby przeciwko Francyi cała Europa broń podniosła. Austrya i Prusy, były już zjednane; w marcu i kwietniu przyszła do skutku pierwsza koalicya, do której, oprócz Hiszpanii, Portugalii, niektórych państw włoskich, także w pewnej mierze przystąpiły Niemcy. Na początku kampanii Dumouriez miał powodzenie, 18-go marca jednak poniósł ciężką porażkę od Austryaków pod Neervinden, gdzie młody arcyksiążę Karol (urod. 1771 r.) brat Franciszka I-go, pierwsze zdobył wawrzyny. Dumouriez już od niejakiego czasu był w stosunkach ze związkowymi; konwencya była o tem przez szpiegów powiadomiona - nic więc innego nie pozostawało, tylko przejść jawnie na stronę Austryaków.

W Paryżu stronnictwo gwałtu coraz bardziej ujmowało wtedy ster w swoje ręce i wytworzyło trybunał rewolucyjny, a wkrótce po zdradzie Dumouriez’a zawiązał się komitet bezpieczeństwa publicznego. Obowiązkiem jego było bronić republikę od wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. W rzeczy samej zaś członkowie tego komitetu byli narzędziami w ręku terrorystów. Od tej chwili wzburzenie umysłów doszło do szczytu; ulubieńcy ludu byli panami położenia, ludność przedmieść stanowiła tę siłę, przy pomocy której przewódcy zbrojnej lewicy zwalczyli wszystkie inne stronnictwa, począwszy od żyrondystów. Obecnie dzikie żywioły panującego stronnictwa mogły swobodnie się rozbujać, gilotyna mogła wyprawiać swoje krwawe uczty. Ale z początku w cichości, potem coraz widoczniej począł się budzić duch odporu przeciwko władzy obłąkańców; młoda dziewczyna Karolina Corday, ożywiona republikańskiemi marzeniami, widząc w panowaniu morderców największą przeszkodę do urzeczywistnienia ideału wolności, a w Maracie przedstawiciela tego stronnictwa, zdecydowała się na krok stanowczy. Dnia 13-go lipca zasztyletowała go i spokojnie poszła na śmierć, prowadzona na gilotynę wśród dzikiego wycia tłumu. 

Na prowincyi, w Marsylii, w Tulonie, budził się również duch oporu przeciwko władzy jakobinów. Tulon bronić się musiał przeciwko wojskom konwencyi i poddał się w końcu; artyleryą oblężniczą dowodził młody oficer, korsykańczyk, Napoleon Bonaparte (urodz. 15 sierpnia 1769-go r. w Ajaccio). Wysłańcy konwencyi naśladowali, jak umieli, na prowincyi okrucieństwa swoich mistrzów. Zdarzały się wypadki, których niepodobna wytłómaczyć inaczej, tylko pewnem zboczeniem umysłów. “Podejrzanych” w Nantes już nie gilotynowano, trwało to za długo, ale wiązano parami, mężczyznę i kobietę, i wrzucano do Loary. W Lyonie strzelano do nich kartaczami. Były to “gody republikańskie”, jak powiada Carrier.

Więzienie Maryi Antoniny w Conciergerie.
Więzienie Maryi Antoniny w Conciergerie.

Najdłużej i najuporczywiej broniła się Wandea, gdzie władza królewska w kościele i szlachcie miała najwierniejsze oparcie przeciw ideom rewolucyjnym i wojskom konwencyi. Tu rozpoczęła się naprzód wojna ludowa, prowadzona początkowo z wielkim zapałem, ale która z czasem przybrała charakter zemsty. W Paryżu duch terroryzmu, szczególniej po straceniu królowej (16 paźdz.), którą od lipca więziono w Conciergerie, osobno od dzieci, przeistoczył się w jakiś sztuczny system państwowy, na którego czele stanęli Robespierre, St. Just i Couthon; mieli oni jedyny cel przed sobą: zniszczenie wszystkiego. Co powoli wytwarzały dzieje, co się w życiu zakorzeniło, usiłowali zburzyć; wprowadzili nową rachubę czasu, od chwili ogłoszenia rzeczypospolitej, nowe miary i wagi, pragnęli nawet dawne zwyczaje i religię zagładzić, a przedewszystkiem wytępić uczucia religijne. Zamiast pamiątki świętych kościelnych uchwalono święcenie pewnych faktów i zdarzeń. Nie poprzestano na grabieży świątyń i poniżeniu religii: wprowadzono nadto święto rozumu (kult bogini Rozumu). 10 listopada odbyły się pierwsze uroczystości ku czci nowego bóstwa w koście Panny Maryi; na ołtarzu siedziała młoda, piękna, na pół ubrana dziewczyna, którą otaczano, a zgromadzona w głębi tłuszcza śpiewała patryotyczne pieśni. Nastąpił potem pochód przez ulice: tłum ubrany w ornaty kościelne, sankiuloci z ulicznicami i przekupkami tańczący. Oto był ideał Dantonistów, nurzających się w błocie, którym anarchia służyła tylko za środek do osiągnięcia funduszów na życie rozrzutne. Robespierre znienawidził wreszcie własnych kolegów i występował przeciwko nim jawnie i skrycie. Powoli usiłował usunąć ziemię z pod nóg terrorystów i rzucić na nich podejrzenie, że pracują na zgubę rzeczypospolitej. Danton poznał zbliżające się niebezpieczeństwo i gotów był przyjąć walkę; generał Westerman proponował mu wystąpić jawnie przeciw dyktaturze trzech mężów, ale miłość ojczyzny, pomimo całej gwałtowności jego natury, była jeszcze w Dantonie zbyt wielką, - nie chciał dawać powodu do nowych i krwawych zapasów. W nocy 30 marca Robespierre kazał jego i jego spólników aresztować, 5 kwietnia wyrzekła gilotyna ostatnie słowo w procesie przewódcy stronnictwa. Robespierre sam wystąpił przeciwko niemu w mowie, najeżonej frazesami republikańskiemi, a w kwietniu i maju rozpoczęło się znowu wieszanie “podejrzanych”. Pośród tych nieludzkich orgii odegrano komedyę 7 maja; Robespierre w długiej mowie dowodził, że trzeba zdetronizowanemu Bogu powrócić jego prawa. Po tym akcie łaski stworzono nową religię dla użytku rzeczypospolitej i 8 czerwca obchodzono święto “Najwyższej Istoty” w tym samym operowym stylu, w jakim odbywały się owoczesne uroczystości. Wszelako nowy Bóg republikański nie okazał się wdzięcznym swemu twórcy. Gwałt sprowadza gwałty, a samolubstwo - samolubstwo. Przeciwnicy Robespierre’a bronili się i znaleźli poparcie u Dantonistów; 27 lipca przyszło w konwencyi do scen gwałtownych i w końcu do uwięzienia trójcy naczelnej. Jeszcze tego samego dnia spadła głowa Robespierre’a a 21 jego popleczników, ale w miejsce upadłych tyranów wystąpili nowi - termidorzyści. Dni ich jednak były policzone, gdyż większa część plebsu, podtrzymująca upadłych, była wrogo usposobiona dla zwycięzców, a większość ludu tęskniła już do spokoju. 

W tym czasie koalicya w walce z rzeczpospolitą małe uczyniła postępy, gdyż wodzom ich brakło planu, wojsku ducha, który przenikał armie przeciwnika. Wodzowie i rządy nie działały zgodnie; każdy miał cel własny i niedowierzająco obserwował sojusznika, dyplomaci austryaccy i pruscy starali się wzajemnie wyprowadzić w pole, reszta zaś “państwa niemieckiego” nie mogła się zdobyć na jednomyślność. Do Alzacyi wkroczył generał Wurmser, nie zwracając wcale na ruchy Prus uwagi; każda armia działała sama dla siebie, siły ich rozpraszały się, chociaż niejedna twierdza w ręce związkowych wpadła. Niezależnie od tego Fryderyk Wilhelm musiał część wojska trzymać w Polsce, z obawy, ażeby Rossya lub Austrya nie pozbawiły go świeżej zdobyczy.

Nic przeto dziwnego, że wobec takich warunków armie republikańskie prawie wszędzie odnosiły zwycięstwa. Zdawałoby się, że konieczność stworzyła im od razu cały szereg zdolnych wodzów. Jourdan, Bernadotte, Pichegru, Moreau i wielu in. doprowadziło armie swoje do stanu świetnego; bystrem okiem chwytali oni w lot każdą pomyłkę lub słabość przeciwników i nie oszczędzali wcale żołnierzy - ważna niezawodnie recepta na powodzenie. Słusznie powiedział jeden ze współczesnych: “idea ożywiająca ludzi zwyciężyła sztucznie wytworzoną formę”. Kiedy więc niebezpieczeństwo, grożące Francyi zewnątrz minęło, wewnątrz powoli rozpoczęła się reakcya. 

Termidorzyści stali zanadto na uboczu, ażeby władzę w swoje ręce ująć. Godną uwagi jest rzeczą, że monarchiści także podnieśli głowy, a nawet w nowobudzącem się życiu społecznem usiłowali odegrać rolę; nawet Talleyrand, który czasy terroryzmu przebył w Ameryce, wypłynął znowu na jaw. Jakobini byli przez konwencyę coraz dalej na drugi plan usuwani, a klub ich się zdezorganizował. Nie dali jednak za wygranę. Jeszcze w maju 1795-go r. próbowali wywołać ruchawkę, zgniecioną przez żołnierzy i mieszczaństwo. Z chwilą otrzymanego zwycięstwa nad stronnictwem terrorystycznem, zyskiwało coraz więcej siły stronnictwo królewskie.

Jeszcze przed wybuchem powstania, konwencya naszkicowała projekt nowej konstytucyi, która jak Dyrektoryat do skutku przyszła. Izba, składająca się z 500-set członków, co najmniej 30 letnich, otrzymała moc rozpoznawania projektów prawodawczych i stanowienia praw; radzie starszych zlecono oceniać owe projekta, zatwierdzać lub odrzucać; tejże radzie poruczono wybór pięciu dyrektorów, jako przedstawicieli władzy zwierzchniej, z pomiędzy 50-u, przez parlament zaproponowanych kandydatów. Cała konstytucya była tylko aktem konieczności i ukrywała tajemną myśl konwencyi utrzymania się pod nową formą przy dawnej władzy. Chodziło o podniesienie ducha stronnictwa. Po stronie konwencyi stała nieokiełznana tłuszcza, gotowa pogodzić się z każdem stronnictwem terrorystycznem; drugi obóz składał się z republikanów rozmaitych odcieni, z konstytucyonalistów, a nawet rojalistów. Stronnictwo było zdecydowane do nowej walki. Dnia 5-go października konwencya mianowała członka swego, Pawła Jana Barrasa dowódcą siły zbrojnej, ten zaś jako pomocnika, zalecił Napoleona Bonapartego, który po upadku Robespierre’a, podejrzany o sprzyjanie mu, utracił stanowisko i bez zajęcia przesiadywał w Paryżu. On to na czele wojska rozpędził kartaczami zgromadzenie. 10 paźdz. otrzymał stopień generała i w kilka miesięcy później, ożeniwszy się z wdową po generale Beauharnais, Józefiną, przyjaciółką Barrasa, jako wódz naczelny wysłany został do Włoch.

Wojnę przeciwko rojalistom w Wandei zakończył energiczny i rozumny Łazarz Hoche; zagranica również zbliżyła się nieco do rzeczypospolitej, mianowicie Prusy w 1794 r. rozpoczęły z Francyą tajemne rokowania, albowiem pokój stawał się niezbędnym. Austrya i Rossya 3-go stycznia 1795-go r. zawarły tajemną umowę, o nowy podział Polski, bez dopuszczenia Prus do udziału. Wobec tego król pruski musiał co rychlej zabezpieczyć się z jednej strony i zawarł pokój w Bazylei 5-go kwietnia 1796-go r. Francya posunęła granice swoje aż do Renu; północne prowincye niemieckie uznano za neutralne. Południe oddano na łup z jednej strony Francyi, drugiej Austryi, przez to wytworzyła się nader trudna sytuacya, która w końcu mogła stać się dla Prus niebezpieczną. Tak samo, jak Prusy, państwa włoskie zawarły przymierze; Toskania, Wenecya, Neapol, a nawet Hiszpania i Portugalia uznały rzeczpospolitę. Holandya przez zawarty pokój w maju 1785 r. stała się zależną od Francyi. 

W ten sposób wojna ześrodkowała się w południowych Niemczech. Würtemberg, Palatynat, Bawarya i W. K. Badeńskie znużyły się już wojną, tak więc cały ciężar spadł na Austryę, którą wkrótce opuścił zdradliwy sojusznik. Generałowie Wurmser, Clairfaix i arcyksiążę Karol walczyli z powodzeniem przeciwko Rzeczpospolitej aż do czasu wstąpienia Napoleona na ziemię włoską. Zwycięstwa jego zniewoliły Austryę do wysłania lepszej części swojej armii do Włoch. Maleńkie niemieckie państewka poszły za przykładem Prus i postawiły sprawę Niemiec na ostrzu miecza, ażeby ratować siebie. Wkrótce też cały lewy brzeg Renu aż do Moguncyi był znowu przez Francuzów opanowany. Würtemberg, Baden, Szwabia i Frankonia zawarły w lipcu przymierze i rozpoczęły pertraktacye pokojowe pod bardzo upokarzającemi warunkami. Saksonia wycofała swoje wojska z nad Renu, a Prusy 5-go sierp. 1796-go r. zawarły tajemny pokój z Rzeczpospolitą, mocą którego zastrzegły sobie nietykalność granic. Taki był patryotyzm niemieckich książąt.

27-go marca Napoleon przybył do kwatery głównej, zwyciężył Sardyńczyków i Austryaków w kilku pomniejszych bitwach, króla Sardynii Wiktora Amadeusza III przyciągnął od Austryaków do siebie zawarciem pokoju, przez co zmusił jednocześnie Prusy i Modenę do rozejmu. Napoleon już na początku swego zawodu zrozumiał dobrze, że narodom pochlebiać trzeba, a wojnę wojną żywić, - posełał więc, jako trofea swoje do Paryża, różne przedmioty sztuki, starożytności zrabowane we Włoszech. Od 10-go maja 1796-go r. począwszy, od bitwy z Austryakami pod Lodi, ten śmiały wódz rozpoczął szereg zwycięstw, które od podbicia Neapolu i Państwa kościelnego, od zwycięstw pod Castiglione, Bassano, Arcole i Rivoli, doprowadziły wojska austryackie, pomimo bohaterskiej obrony, do ostatniego rozbicia. W marcu 1797-go r. arcyksiążę Karol objął naczelne dowództwo nad wojskiem, lecz widział się zniewolonym cofnąć aż do Karyntyi, której główne miasto Celowiec, Bonaparte już w końcu miesiąca zajął. Obawiając się odcięcia od Francyi, Bonaparte proponował arcyksięciu zawieszenie broni a jednocześnie rozpoczęły się intrygi dyplomatyczne, skutkiem których cesarz, przeciw woli arcyksięcia w Leoben (dnia 18 kwietn.) pokój zawarł. Przeciwnicy usiłowali oszukać siebie wzajemnie. Napoleon chwilowo tylko chciał mieć ręce wolne. Naprzód więc rozbroił państwo weneckie, gdzie arystokracya dawno już pozbyła się męskości, znosiła wszelkie upokorzenia, a ojczyznę zdała na łaskę nieprzyjaciół. Stosownie do tajemnych punktów umowy w Leoben, Wenecya miała przejść w posiadanie Austryi. Z Genuą postąpił tak samo i z jej posiadłości utworzył zależną od Francyi Rzeczpospolitę Liguryjską, a z Lombardyi, Modeny, niektórych prowincyi Wenecyi i Państwa kościelnego zrobił Rzeczpospolitę Cisalpińską, - a wszystko to były środki tylko, które służyć miały tajemnym planom pełnego dumy wodza. W rzeczy samej rozporządzał się on we Włoszech, jak król i nie ulega wątpliwości, że wtedy już zapadła w niespokojną duszę Napoleona myśl o ujęciu władzy nad Francyą w swoje wyłącznie ręce.

1814.
1814.

Nowy Dyrektoryat od początku już nosił w sobie zaród śmierci; członkom jego brakło przedewszystkiem charakteru. Dyrektorowie, nie wyłączając nawet Łazarza Carnot, ministra wojny, byli samolubnymi do głębi, używali wszelkich środków jawnych i potajemnych, ażeby się na stanowisku utrzymać, i lawirowali między stronnictwami, z których żadne nie było z nich zadowolone. Zajmowali oni pośrednie miejsce między resztkami zwolenników Robespierre’a i Dantona a rojalistami. Większa część narodu tęskniła już do porządku i spokoju, pośród mieszczaństwa mnożyli się zwolennicy Burbonów, myślano o nowych wyborach do parlamentu, co tem prawdopodobniej przyjść mogło do skutku, że nawet śród Dyrektoryatu trzech członków stało po stronie powrotu do pokoju. Trzej inni mieli zamiar ratować się za pomocą zamachu stanu; z początku, jako narzędzie do tego celu, był wybrany generał Hoche, który miał przy pomocy swego wojska rozpędzić większość; ale wkrótce przekonał się, że ma do czynienia z intrygantami i w razie nieudania się zamachu padnie ofiarą. Przystępniejszym i przezorniejszym okazał się Bonaparte; wysłał żołnierzy i oficerów włoskiej armii na urlop do Paryża, gdzie jeden z jego podkomendnych miał ich zużytkować stosownie do celów i wskazówek Dyrektoryatu. Dnia 4-go września 1797-go r. przystąpiono do rzeczy i przeciwników zesłano bardzo łatwo do Guyany.

Najbliższem następstwem udania się zamachu było to, że Bonaparte czuł się podwójnie niezależnym, co już dało się uczuć w czasie pertraktacyi przy zawarciu pokoju z Austryą, podpisanego w Campo Formio (17-go paźdz.), gdzie wystąpił z zacięciem prawdziwego monarchy. Wszystkie włoskie posiadłości Austryi miały wejść w skład rzeczpospolitej Cisalpińskiej; za to otrzymywała ona część posiadłości weneckich: Istryę i Dalmacyę. Księcia Modeny, którego kraj wszedł także do nowej rzeczpospolitej, przyobiecał wynagrodzić ustąpieniem Bryzgowii. Jednocześnie postanowiono, że Francya z Niemcami zawrze pokój oddzielnie. W tym celu miał się zebrać kongres w Rastatcie. Niezależnie od tego, tajemne punkta umowy mieściły warunek, że cesarz wycofa wojska swoje ze wschodniej granicy, ale lewy brzeg Renu pozostanie w posiadaniu Francyi; jednem słowem jeszcze przed kongresem “Państwo Niemieckie” oddano ze skrępowanemi rękoma w ręce nieprzyjaciela.

Z tego widać, o ile brak wszelkiego poczucia moralnego i miłości ojczyzny był udziałem książąt i dyplomatów niemieckich, zarówno na południu, jak na północy; ale wobec ich egoizmu stał szatański egoizm jednego człowieka, wolnego nie tylko od wszelkich etycznych zasad, lecz posiadającego nadto żelazną wolę. Że był on już obecnie pierwszym mężem we Francyi, świadczyło przyjęcie, jakie mu zgotował Paryż. Osypano go honorami; on jednak z niepospolitem mistrzowstwem umiał łączyć skromność z wygórowaną miłością własną, jednak że niejednokrotnie wyraził swoje niezadowolenie z gospodarki Dyrektoryatu. Zamiarem jego na razie nie było zwalenie istniejącego porządku rzeczy, lecz upokorzenie Anglii przecięciem jej stosunków handlowych z Egiptem. Doprowadził to do skutku przy pomocy wyprawy, która przyniosła nieobliczone korzyści dla nauki, uchyliwszy rąbek tajemniczej zasłony z krainy piramid. 

W czasie pobytu Napoleona w Egipcie odegrała się komedya kongresu w Rastatcie 9-go grudnia 1797-go r. Dyplomaci niemieccy wystąpili na nim w roli maryonetek, poruszanych ręką Talleyranda. Zdołał on we wzajemnym szachu utrzymywać względem siebie Austryę i Prusy i wyzyskiwał obawę państewek. Zręcznie podsycał niezadowolenie obu wielkich monarchii niemieckich, z każdem z osobna nawiązywał tajne rokowania, a jednocześnie z uwagi nie spuszczał głównego celu - lewego brzegu Renu. Przedstawiciele książąt niemieckich, każdy własny tylko cel mając na oku, przystawali na wszystko. Ale nim jeszcze zakończył się kongres, Francya ujęła znowu za oręż, zajęła w 1798 r. nadreńską twierdzę Ehrenbreitstein i wywołała z powodu najście na Szwajcaryę, Państwo kościelne i Neapol drugą koalicję, zawartą przez Austryą, Rossyę, Królestwo Neapolitańskie i Turcyę, która nie tylko nowo-utworzone rzeczpospolite, ale także miała zamiar uwolnić Niemcy z pod wpływu Francyi. Tylko Prusy, gdzie od 16 listopada 1797 r. panował Fryderyk Wilhelm III, zachowały neutralność.

Szczególne znaczenie miały wypadki w Neapolu, gdzie panowała królowa Marya Karolina. Chociaż z jednej strony oddała znaczne usługi Francyi przy zawarciu pokoju w Campo Formio, drugiej - toczyła tajemne rokowania z Pittem, usiłującym stworzyć z drugą koalicyę. Wiele wpływała na to lady Hamilton, kobieta wyszła z warstw nizkich, prowadząca bardzo dwuznaczne życie, w końcu żona posła angielskiego na dworze neapolitańskim i przyjaciółka królowej. W r. 1797 przybył do Neapolu admirał Nelson, który niedawno zniszczył flotę francuską pod Abukirem i namówił rodzinę królewską, przy pomocy pięknej lady, która wkrótce stała się jego kochanką, do opuszczenia Neapolu w celu uniknienia niebezpieczeństwa, grożącego jej ze strony Francyi. Wielkorządca rozpoczął natychmiast rokowania z Francuzami, które powstanie lazaronów przerwało. Wkrótce uzbrojeni stanęli przeciwko armii francuskiej, ale opór był niemożebny; 21 stycznia pobito ich, a wkrótce potem Neapol, jako Rzeczpospolita Partenopejska, został lennikiem zwycięzców. Podobne ludowe powstanie wybuchnęło w Abruzzach pod dowództwem Peggi, znanego pod imieniem Fra Diavolo. Nelson przywiózł znowu króla i jego rodzinę do Neapolu i z niezwykłą surowością zdziesiątkował stronnictwo republikańskie; pozostało to plamą na pamięci admirała angielskiego.

Nowa wojna związkowych rozpoczęła się szczęśliwie; już w kwietniu arcyksiążę Karol odebrał Francuzom prawy brzeg Renu. Poseł austryacki, stary Metternich, ojciec znakomitego później kanclerza, i hrabiowie Cobenzl i Lehrbach opuścili Rastatt, uznawszy za nieważne wszystkie postanowienia; trzej francuscy pełnomocnicy opuścili także miasto, lecz dwaj z nich byli po drodze zamordowani przez huzarów austryackich. Jako sprawcę tego gwałtu, uważano gabinet wiedeński, który przez to usiłował zawładnąć pewnemi papierami, mającemi dowodzić stosunku kurfirsta bawarskiego Maxymiliana Józefa z Francyą. Oczywiście był to pozór do zawładnięcia przez Austryaków Bawaryi. 

Odsunięta armia francuska cofnęła się wzdłuż górnego Renu do Szwajcaryi i połączyła się tam z korpusem Andrzeja Masseny. We Włoszech związkowi walczyli także pomyślnie; zjednoczene wojska Austryi i Rossyi odniosły zwycięstwo pod Cassano i Novi, dopóki między generałem russkim Suworowem, a wodzem austryackim nie wynikły nieporozumienia, które zmusiły cesarza Pawła do cofnięcia wojsk.

Alexander I, cesarz Rossyi.
Alexander I, cesarz Rossyi.

Pojawienie się Napoleona nadało inny kierunek walce. Dostał się on już był do Syryi, kiedy nadeszła z Europy wiadomość, że godzina jego uderzyła.

Szybko powziąwszy postanowienie, w nielicznej asystencyi, odpłynął do Europy, szczęśliwie uniknął spotkania się ze statkami angielskiemi, krążącemi na morzu Śródziemnem, i nagle stanął w Paryżu. Stosunki tam zastał fatalne: w Dyrektoryacie panowało przekupstwo, które broń do ręki przeciwnikom dawało; nawet minister wojny Ludwik Józef Scherer nie był wolny od zarzutu. Napoleon 9-go listopada (1779 r.) obalił Dyrektoryat i jako pierwszy konsul stanął na czele Rzeczpospolitej; obok niego stanęło jeszcze dwóch figurantów Sièyes i Roger Ducos. Obaj jednakże wkrótce po ogłoszeniu nowej konstytucyi (25-go grudnia) złożyli swoje urzędy, ustępując miejsca dwom innym.

Napoleona powitał naród z największą radością i zaufaniem; on zaś okiem męża stanu dojrzał wszystkie korzyści swego położenia i dążył do tego, ażeby utrzymać się na stanowisku. Każdy talent znajdował w nim uznanie, chociażby nawet jako charakter godny był pogardy, jak n. p. Fouché, którego zrobił ministrem policyi. Wracając religii dawne jej prawa, zyskał przez to sympatyę stanu włościańskiego; pozwoliwszy wrócić emigrantom, uczynił ich uleglejszymi, a poprawiwszy finanse - zaskarbił względy mieszczaństwa. Równie był czynnym na polu podniesienia szkolnictwa i administracyi prowincyi, gdyż mianując prefektów i merów, uwolnił lud od gwałtu i samowoli. W ciągu kilku miesięcy zdołał całej machinie państwowej nadać bieg prawidłowy. Usiłowania pierwszego konsula dążyły do utrwalenia pokoju, tymczasem położenie rzeczy kazało mu miecz w rękę ująć. Austrya zawiele liczyła na powodzenie swego oręża i odrzuciła pokój w Campo Formio. Pierwszy konsul, zabezpieczywszy sobie neutralność Prus, pozyskawszy cesarza Pawła, rozpoczął drugą kampanię włoską przeciw Austryi a drugą armię, będącą pod rozkazami Jana Wiktora Moreau, zwycięzcy pod Cassano, pchnął do Niemiec. Bitwa pod Marengo uczyniła go panem północnych Włoch, gdy tymczasem Moreau odsunął Austryaków aż za Regensburg, pobił (3-go grudnia) pod Hohenlinden i zawarł z arcyksięciem Karolem rozejm w Steyer. Pokój lunewilski (9-go lutego 1801-go r.) zakończył kampanię. Teraz wielki konsul podyktował Cobenzlowi warunki. Cesarz Franciszek nie tylko musiał zgodzić się na punkta w Campo Formio postawione, ale prowincye włoskie z tamtej strony Adygi zwrócić, książąt Modeny i Toskanii wynagrodzić, przystać na konfiskatę dóbr kościelnych i zniesienie miast wolnych; ostatnie dwie pozycye miały być kompensatą książąt Rzeszy Niemieckiej. Rozpoczął się cały szereg wstrętnych dyplomatycznych intryg, skierowanych ku temu, ażeby o ile można zdobycz zabezpieczyć od ohydnej żebraniny niemieckich książąt u wielkiego konsula i jego ministra. O państwo niemieckie i cześć narodową nikt się nie troszczył.

Po śmierci Pawła wstąpił na tron Alexander I, którego Bonaparte zjednać potrafił dla tych zmian, jakie w Niemczech przeprowadził. W maju 1803-go r. skończono układy w Regensburgu. Prawie wszystkie państewka kościelne straciły swoją samodzielność, 46 miast niemieckich swoje posiadłości; utrzymały się tylko przy dawnych prawach i posiadłościach Norymberga, Regensburg, Frankfurt, Brema, Hamburg i Lubeka.

Potęga wielkiego konsula wzrosła na wewnątrz, tak samo, jak i zewnątrz. Wprawdzie forma rządu pozostała republikańską, ale system przybrał charakter jedynowładztwa. Ustanowiono cenzurę, wpływ duchowieństwa wzmagał się, gdyż Bonaparte widział w niem podporę dla zamierzonych planów. Życie dworskie przybierało coraz bardziej cechy monarchiczne; pochlebstwo weszło w modę i niejeden, który przed kilku laty zdobił swoją cnotę republikańską dziurawym płaszczem, precz go odrzucił i przekształcił się w narzędzie Napoleona. Pomimo tego rojaliści marzyli jeszcze o Bourbonach, a resztki nieprzejednanych Jakobinów spiskowały w cichości. Niepewność położenia stworzyła system szpiegowstwa, który z czasem pół Europy objął. Napoleon zbliżał się jednak krok za krokiem do celu. Wskutek bardzo sprytnie prowadzonej pośród ludu agitacyi 2-go sierpnia roku 1802-go okrzyknięto go konsulem dożywotnim; wprawdzie obu kolegom służyło to samo prawo, jednak konstytucya nadała Napoleonowi prawo rozstrzygania o pokoju i wojnie, mianowania senatorów i ułaskawiania, - jednem słowem prawo samowładzcy, którym już był faktycznie od lat kilku.

Największy spisek przeciw pierwszemu konsulowi wyszedł z inicyatywy księcia bourbońskiego, około którego skupili się wszyscy niezadowoleni. Cele ich były o tyle wspólne, o ile pożądali pozbycia się Bonapartego: ministeryum angielskie podtrzymywało spiskowców wszelkiemi uczciwemi i nieuczciwemi środkami. Konsul nie przebierający również w środkach, dokładał wszelkich starań, ażeby pokrzyżować plany nieprzyjaciół. Podejrzenia jego padły na Ludwika ks. Enghien, przesiadującego w maleńkiem miasteczku badeńskiem Ettenheim. Dnia 5-go marca (1804 r.) oddział żołnierzy przeszedł Ren i porwał księcia. Ani uroczyste zapewnienie jego, ani prośba o pozwolenie osobistego rozmówienia się z konsulem nic nie pomogły, - 1-go kwietnia wydano mu wyrok śmierci, natychmiast prawie wykonany w Vincennes. Okrzyk oburzenia przebiegł Europę całą, ale konsul zwalił winę na kogo innnego, w cichości duszy ciesząc się, że zdołał osłabić partyę rojalistyczną. Od tej chwili dążył już prosto - do tronu. Znowu musiały wyższe władze odegrać komedyę ofiarowania pierwszemu konsulowi korony, - 16-go maja 1804-go r. Napoleona Bonapartego obwołano dziedzicznym cesarzem Francyi. Wielu z tych, którzy zgięci uniżenie stali teraz przed Napoleonem, niedawno jeszcze fałszywemi frazesami bronili wolności. Niewielu pozostało wiernych dawnym przekonaniom, jak Carnot, który na posiedzeniu trybunału nie wahał się powiedzieć: jeżeli obywatel wolność nam wrócił, nie wynika jeszcze z tego, aby mu tę wolność złożyć w ofierze.

Napoleon I w cesarskim płaszczu i koronie.
Napoleon I w cesarskim płaszczu i koronie.

W kilka miesięcy później pozorna rzeczpospolita przeobraziła się w monarchię absolutną z jej godnościami, ceremoniałem, blaskiem zewnętrznym, podziwianym przez te same tłumy, które patrzyły z dzikim rykiem na spadającą pod gilotyną głowę Ludwika XVl-go. Król umiał uciskać tylko dla własnych zachcianek, Napoleon rozszerzył granice kraju, dał mu potężną organizacyę i otoczył Francyę takim urokiem sławy i wielkości, do jakich nigdy ani przedtem, ani potem nie doszła. 

Najbliższem następstwem zmiany rządu we Francyi było przekształcenie także rzeczpospolitej cisalpińskiej na królestwo włoskie. Jednocześnie cesarz Franciszek przybrał tytuł dziedzicznego cesarza Austryi. Przygotowały się jednak nowe zaburzenia, gdyż Napoleon zajął także, jeszcze jako konsul neutralny Hanower, stojący pod opieką Anglii. Zanosiło się na utworzenie trzeciej koalicyi. William Pitt i tu dał początek, zdoławszy związać razem Rossyę, Austryę i Szwecyę (1805 r.) Alexander I, marzyciel o miękkiem sercu, strasznie oburzony na morderstwo ks. d’Enghien, podsuwał sejmowi Rzeszy myśl bronienia Hanoweru, ale Niemcy spały i pozwalały się kołysać Talleyrandowi.

Zamiarem koalicyi było wypędzenie Francuzów nie tylko z Niemiec, Holandyi i Szwajcaryi, ale także z Włoch. Źle rachowano, Prusy zachowywały niewzruszoną neutralność; Würtemberg, Bawarya i Baden stanęły po stronie Napoleona. Miał on z początku zamiar z wielką armią wylądować w Angli, ale okoliczności zmusiły do zmiany tego planu. Skoro tylko armia austryacka Inn przekroczyła, przerzucił się z siedmiu kolumnami za Ren i ściągnął południowo-niemieckie wojska do siebie. Marszałek Bernadotte wyruszył z Hanoweru nad Dunaj, nie troszcząc się wcale o neutralność przebytych prowincyi. Wkrótce opanowali Francuzi Augsburg i zajęli Monachium; 20-go października padł Ulm i Napoleon ruszył na Wiedeń, który 13-go listopada opanował; dwór przeniósł się do Preszburga. Cesarz Franciszek, stojąc na czele armii na Morawach, połączył się z armią ruską. Napoleon pragnął walnej bitwy, gdyż Nelson zwyciężył pod Trafalgarem zjednoczoną flotę francusko-hiszpańską. Jeszcze gorzej składały się inne okoliczności. Kiedy 14-go października doszła do Berlina wiadomość o pogwałceniu neutralności, oburzyło króla mocno złamanie słowa. Stronnictwo nieprzychylne Francyi, z ministrem Hardenbergiem na czele, wzięło przewagę; królowa Ludwika (urodz. 10 marca 1776-go r., córka księcia Karola Meklemburg-Strelitz) podtrzymywała je, głos opinii publicznej przychylał się za wojną. Król powiadomił Napoleona, że poddanych swoich bronić musi, kazał wojskom wkroczyć do Hanoweru i ruskiej armii pozwolił przejść przez Szląsk. Dowiedziawszy się o tem, cesarz Alexander pospieszył natychmiast do Berlina i starał się króla dla koalicyi pozyskać; w tym samym celu przybył także jeden z członków rodziny cesarskiej. 3-go listopada zdecydował się Fryderyk Wilhelm do podpisania tajemnej umowy, mocą której zobowiązał się albo pośredniczyć, albo wystąpić z armią przeciwko Napoleonowi. Wieczorem tego samego dnia przy grobowcu Fryderyka Wielkiego cesarz Aleksander I i król podali sobie w obecności królowej Ludwiki ręce i poprzysięgli przyjaźń. 

Hr. Karola v. Haugwitz wysłano do głównej kwatery Napoleona do Brna. Cesarz o związku tajemnym już wiedział, posła do Talleyranda do Wiednia wyprawił, powiedziawszy, że już nie czas na pertraktacye. Bój trójcesarski pod Austerlitz (2-go grudnia) rozstrzygnął losy związkowych: Austrya i Rossya poniosły ogromną klęskę. Alexander cofnął się ku granicy, Franciszek zawarł z początku rozejm, potem przy bardzo upokarzającem spotkaniu się w Preszburgu - pokój (26-go grudnia) dla Austryi wielce niekorzystny: musiał ustąpić Wenecyę Włochom, Tyrol i Vorarlberg Bawaryi, Bryzgowię - księstwu Badeńkiemu, część górnej Szwabii - Würtembergowi, a w zamian za to otrzymał tylko Salzburg. Cesarz Franciszek musiał przytem zgodzić się na przyznanie królewskiego tytułu Bawaryi i Würtembergowi, oraz na wyniesienie księstwa Badeńskiego do godności wielkiego księstwa. Prawie równocześnie zawarły Prusy traktat. Musiał go podpisać Haugwitz, godząc się na ustąpienie Cleve i Neuenburga Francyi, Ansbachu - Bawaryi i obowiązując się armię postawić na stopie pokojowej i nie powiększać jej; - za to był im Hanower obiecany. Przypadek zrządził, że wkrótce po zawarciu pokoju burza oderwała głowę u posągu bogini wojny, stojącego na arsenale berlińskim; dało to powód do bardzo zjadliwych uwag.

Napoleon i cesarz Franciszek w Preszburgu.
Napoleon i cesarz Franciszek w Preszburgu.

Teraz rozpoczęła się na dobre samowola Napoleona. Odjął on konstytucyę Holendrom i zmusił do przyjęcia na tron brata swego Ludwika Bonapartego; szwagier Napoleona Joachim Murat dostał wielkie księstwo Cleve-Berg, a we Włoszech rozporządził się Napoleon, jak u siebie w domu: wypędził dynastyę neapolitańską, brata Józefa zrobił królem obojga Sycyli, a rozmaite kraje i kraiki rozdawał swoim generałom i dyplomatom. Niemcy wpadały w coraz większą zależność od Francyi; Napoleon łączył je ze sobą związkami krwi i polityką. Nowe korony ciężyły narodom. Wolniejszy duch począł się budzić w Bawaryi pod Maxymilianem I i jego ministrem Montgelasem, ale w Würtembergu rządził samowolnie Fryderyk I, znienawidzony przez ludność i wysysał kraj, ażeby uczynić zadość swoim dyplomatycznym zachciankom. 12 lipca 1806 r. obaj królowie, wielcy książęta badeński i Cleve’u, książę Nassauski i inne drobne księstewka ogłosiły niezależność swoją od związku niemieckiego i utworzyły Związek Reński pod protektoratem Napoleona. Naturalnie, była to nowa siła w jego ręku. Kanclerz dawnej niemieckiej rzeszy Karol von Dalberg, jako książę prymas niemieckich biskupów otrzymał przewodnictwo związku z siedzibą we Frankfurcie i mianował przyrodniego brata matki Napoleona, kardynała Fescha, swoim następcą. 

Cesarz Franciszek, ostatni cesarz świętego Imperyum Rzymskiego, złożył 6 sierpnia godność swoją. W ten sposób pod naciskiem woli jednego człowieka runął gmach Rzeszy, ofiara braku jedności i sobkostwa książąt niemieckich, a rozpoczęły się nowe dzieje pod panowaniem wpływu Napoleona. Państwo niemieckie upadło, bo nie odpowiadało duchowi czasu, a chaos musiał ustąpić, ażeby się z niego nowe stosunki ukształtować mogły. Ucisk wywołał przedewszystkiem obudzenie się narodowego ducha, stawiącego opór tyranii jednego człowieka. W cichości poczęto odczuwać wstyd takiego położenia, chociaż rzadko kto miał odwagę z tem się odezwać, obawiając się szpiegów Napoleona. 

Na wiosnę 1806 r. ukazała się bezimienna broszurka p. t. Niemcy w poniżeniu u księgarza J. F. Palma w Norymberdze. Z treści swojej mało warta, obudziła wszakże ogromne wrażenie i Palm na wyraźne żądanie z Paryża został aresztowany. Wszelkie usiłowania żony spełzły na niczem, 25 sierpnia nadzwyczajna komisya wojskowa, obradującą w Braunau, złożona z oficerów francuskich, wydała na niego wyrok śmierci, który wykonano nazajutrz. Załoga stała w pogotowiu, armaty na place miejskie skierowano, ażeby najlżejszy ruch stłumić. Pomimo stosunków zależności, taki czyn gwałtowny obudził ogólne niezadowolonie w północnych Niemczech, w Rossyi, nawet w Anglii; zewsząd posypały się ofiary, ażeby los pozostałej rodziny zabezpieczyć. 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new