Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Pomnik Mickiewicza


Jednym, ze stale powtarzających się objawów naszego życia społecznego, są ciągłe zawody, które nas spotykają w każdej publicznej sprawie - zawody, wynikające z nieświadomości sił własnych i fałszywej oceny znaczenia pewnych idei, ludzi, instytucyj - całych klas społecznych.  

Nasi „mężowie zaufania”, nasze hasła społeczne i polityczne, nasze filary tradycyj narodowych, nasze podwaliny materyalnego bytu, wszystko to w chwili stanowczej próby, okazuje się zlepkiem gipsowym, zrobionym na prędce, na jeden dzień galowy i pogodny. Dosyć, by przez nie przeszła jedna słota, żeby z pod ściekających sopli gipsowego tynku, pokazało się rusztowanie ze zgniłych desek i stare szmaty ścierek, z których były zrobione wspaniałe draperye.

Jeżeli wogóle, to co się nazywa opinią publiczną, jest siłą bardzo wątpliwej wartości, to u nas w skutek przyczyn natury historycznej i tych warunków bytu, jakie nam dziś stwarzają siły i wpływy zewnętrzne - opinia publiczna jest tylko wyrazem jakichś podrażnień nerwowych, chwilowych stanów psychicznych, pozbawionych samowiedzy celów, dążeń i środków.

Dobrze zorganizowana przez dzienniki reklama, w ciągu paru tygodni jest w stanie stworzyć wielkie charaktery, nadzwyczajne talenta, nie oglądane dotąd arcydzieła i zbawców społeczeństwa.    

Te kilkanaście tysięcy ludzi, którzy czytają dzienniki, przyjmują stylowe zwroty za fakta, bez żadnej krytyki, bez kontroli i z tego powstaje opinia publiczna. Utrzymuje ona na świeczniku wielkich mężów, wielkie czyny i wielkie sprawy; - ponieważ jednak w samych tych ludziach, czynach i sprawach niema istotnej siły i wartości, giną one nadzwyczaj prędko, zostawiając, jako jedyny ślad swego przejścia przez życie społeczne, - nowe bankructwo opinii publicznej.   

Jednem z takich jest też i sprawa pomnika dla Mickiewicza. 

Skoro myśl ta wyszła ze zgromadzeń krakowskich studentów i dostała się do dziennikarstwa, mało chyba było ludzi wątpiących w możliwość jej urzeczywistnienia - owszem, pewnem się zdawało, że znajdą się pieniądze, komitet i nasi rzeźbiarze, - o tych ostatnich zresztą myślano najmniej. 

Z tego wszystkiego jedne tylko pieniądze nie zawiodły.

Społeczeństwo zapłaciło gotówką odsetki od długu zaciągniętego u poety. Sto tysięcy guldenów wydanych na dzieło sztuki, jest olbrzymią sumą w stosunku do zwykłych kosztów, którymi pokrywamy nasz budżet artystyczny - a w szczególności wydatki na rzeźbę. Zebranie jej świadczy o znaczeniu Mickiewicza, o umiejętności, z jaką prowadzoną była agitacya i jak się okazało w toku sprawy o tem, że tej świadomości, iż tu chodzi o dzieło sztuki rzeźbiarskiej, nie było ani w społeczeństwie, ani w jego kierownikach, ani w jego mężach zaufania.

Gdyby kto zaproponował temu społeczeństwu kupienie za sto tysięcy guldenów arcydzieła arcydzieł rzeźby, na pewnoby uchodził za waryata, to samo jednak społeczeństwo, pod wpływem celu ubocznego, bez żadnego wahania złożyło ogromną sumę na zakup rzeźbiarskiego dzieła, nikomu nieznanego i niewiadomego.  

Nikt nie zadał sobie pytania, czy jest rzeczywiście w nas, w naszem życiu, w naszym sposobie myślenia i czucia pierwiastek, z którego się tworzy rzeźba. Dość przeczytać to wszystko, co się od początku tej sprawy pisało, dość przypomnieć rozprawy komitetów, żeby widzieć jasno, że nikomu nie przychodziło na myśl, iż wartość tego pomnika, zależną jest wyłącznie od jego zalet artystycznych - od indywidualności i siły talentu rzeźbiarza, który go wykona. 

Stąd poszły wszystkie omyłki, zawody, okrycie się śmiesznością komitetów i zdyskredytowanie samej sprawy.  

Ludzie powołani do jej przeprowadzenia, „powszechnie szanowani” literaci, „znaniu estetycy, „poważni” przedstawiciele różnych warstw społecznych, a z nimi wszyscy dziennikarze, wziąwszy tę sprawę w swoje ręce, nie mieli nic pilniejszego, jak wyrzucić z siebie cały zapas znoszonych ogólników, słów pustych równie łatwych do wypowiedzenia jak niemożliwych do urzeczywistnienia w sztuce plastycznej. 

Pomnik Mickiewicza, któryby mógł zadowolnić naszą opinię publiczną i jej przedstawicieli, związanych w komitety ogólne, ścisłe i szczególne, musiałby być jednem z tych cacek? któremi się bawią monarchowie głębokiej Azyi. Musiałby być pawiem rozpościerającym ogon, trzepocącym skrzydłami, grającym czułe arye i przewracającym oczami.  

Sądząc z tego, czego żądano od pomnika, Mickiewicz musiałby mieć ruchomą głowę, jak porcelanowy Chińczyk ze składu herbaty i raz spoglądać w niebo szukając natchnienia, to znów na dół z wyrazem miłości do ziemi rodzinnej.

Pomnik ten miał być panegirykiem w stylu jezuickim, wypisanym za pomocą granitu i bronzu.

Literat, któryby dzisiaj, pisząc o Mickiewiczu, nazywał go: kochankiem muz, natchnionym wieszczem, prawił o jego skroni wieńczonej laurami, o skrzydłach jego ducha, o jego złotostrunej lirze, i t. d., gdyby przemawiał tymi strzępkami retoryki, beztreściwymi, pustym i dla dzisiejszego umysłu, literat taki napewnoby został wyśmianym.

Tylko niepoprawni reporterzy pism brukowych nie mający czasu myśleć przy pisaniu, posługują się tym językiem sponiewieranych komunałów, ukutych przez sztuczny zapał; oni nawet zaczynają podawać je w cudzysłowach, lub ze znakami zapytania - i ten to właśnie kram frazesów wytartych, wyszłych z obiegu, kazano ilustrować rzeźbiarzom. 

Tylko najbardziej zdziczały zopf niemiecki, mógłby wybrnąć w rzeźbie z tego zadania, on tylko byłby w stanie wyrazić duszę, przepełnioną tylu wykrzyknikami zachwytu, tyloma uczuciami, on jeden mógłby tylko w tym wypadku zadowolnić komitet budowy pomnika - a jednak komitet ten zażądał renesansu

Dlaczego? Co jest wspólnego między nami, naszem życiem, między Mickiewiczem a poganizmem czasów odrodzenia?        

Niema nic i postawienie tego warunku jest jednym z licznych błędów komitetów - jednym z powodów zbankrutowania opinii publicznej. 

- Tym renesansem przerażono nas - mówił mi jeden z rzeźbiarzy - gdzie u licha kto tu o nim słyszał?    

Postanowiwszy z góry formę i styl pomnika, skrępowano indywidualność artystów i skazano ich na kompilowanie cudzych pomysłów. W umysłach rzeźbiarzy pierwsze miejsce zajął renesans. Zamiast Mickiewicza, zaczęły się w nich piętrzyć schody, - schody do nieskończoności. Dość przypomnieć sobie figury Mickiewicza z pierwszego konkursu, żeby widzieć jak podrzędną, jak żadną rolę gra on w pomysłach i kompozycyach pomnikowych.

Z drugiej strony, obstalowując dzieło sztuki w stylu odrodzenia, komitet wykopał między niem a sobą i społeczeństwem przepaść, ponieważ żaden porządny renesans nie byłby w stanie zadowolnić barokowych wymagań, jakie mu stawiano. 

Każdy styl jest wyrazem upodobań i charakteru tej epoki cywilizacyi, która go wydała i może być szczerze zrozumiałym tylko przez nią. Gotyk byłby równie nieodpowiednim i trudnym do pojęcia dla czasów odrodzenia, jak sztuka klasyczna dla wieków średnich.

Tylko uczony erudyta może ocenić na zimno, czystość odtworzonego stylu, tłum i komitety nie mają nań kryteryum, ponieważ nie znajdują w nim wyrazu swoich uczuć i myśli. 

Zadanie renesansu i renesansu wspaniałego wobec tego, czem jest nasza rzeźba i jakie pierwiastki artystyczne znajdują się w samem społeczeństwie, było stwierdzeniem znanego przysłowia o magnackich zachceniach przy dziadowskiej fortunie.

Jesteśmy społeczeństwem pełnem pośredniej mierności. Nie jesteśmy ani rzetelnymi barbarzyńcami, ani zupełnie cywilizowanymi. Straciliśmy naiwne porywy entuzyazmu ludzi pierwotnych, entuzyazmu, który wyzwalał się z sił, wznosząc góry z kamienia lub sypiąc je z ziemi na cześć bohaterów narodowych, z drugiej strony te sposoby, te formy, któremi wyraża się część ludów cywilizowanych, są jeszcze u nas albo pretensyonalną tandetą, albo dziecinnem sylabizowaniem. I my to mieliśmy pójść w ślady odrodzenia!  

Czyje uczucia, czyje myśli formułują się u nas w kształty plastyczne posągu, gdzie są i czy mogą istnieć dzieła naszych rzeźbiarzy? 

O stanie naszego rzeźbiarstwa mógłby jednak poinformować opinię publiczną, choćby Sennik egipski, w którym: Rzeźbiarz ma za tłumaczenie Nędzarz

Jakkolwiek może to być bardzo dla kogoś bolesnem, trzeba przyznać, że tak jest, że los naprzykład naszych malarzy, jakkolwiek nie godzien zazdrości, jest jeszcze niesłychanie szczęśliwym w porównaniu z losem rzeźbiarzy. 

Z chwilą, w której polski rzeźbiarz opuszcza szkołę, kończy się właściwie jego kary era artystyczna, jeżeli jeszcze w szkole nie skończyła się - zostaje on zwyczajnym kamieniarzem. Miałem przyjaciół rzeźbiarzy, ludzi obdarzonych wielkim talentem, którzy kuli schody lub wanny w zakładach kamieniarskich, szczęśliwi, jeżeli im się czasem dostało jakieś ordynarne posążysko do wypunktowania. Inni, którzy w swojej technice i w naturze swego talentu mają pierwiastek ornamentacyjny, czepiają się fabryk wyrobów metalowych, modelują zastawy stołowe, lichtarze, samowary, lub drobne wyroby galanteryjne. Szczęśliwy, komu się dostała znajomość i przyjaźń jakiej bogatej i licznej rodziny - taki może liczyć na szereg biustów pań i panów rozmaitego wieku.         

He nędzy i cierpień przechodzi u nas rzeźbiarz, który ma naturę artysty, wytrwałość, upór w trzymania się swojej idei - tego nikt nie przypuszcza i nie wyobraża…

Między rzeźbiarzami naszymi można widzieć tych ludzi zatrzymanych, skamieniałych na jakiejś idei - ludzi, którzy mają jakieś dzieło zaczęte w chwili największego rozbudzenia młodej energii, i które stoi u nich nigdy nieskończone, jako świadectwo szczerych artystycznych dążeń.  

Kamieniarz ze zgrabiałemi rękami, okryty prochem piaskowca, przychodzi do swojej lichej pracowni i widzi tam widmo swego talentu. Szczęśliwy, jeżeli mu się udało rozpocząć je w kamieniu. Najczęściej wszystkie te porządne aspracye młodości rozsypują się w gruzy, - glina nie zwilżana pęka, kruszy się i zamienia w pył.

Tu, - przede mną leży właśnie taka ruina jakiejś romantycznej bajki, rozpoczętej przez jednego z tych ludzi, z góry skazanych na zgubę…

Rzeźbiarze ci, są po większej części romantykami. Śnią się im widma, czarownice, lunatycy, marzące dziewczyny i smętni młodzieńcy - nie mają oni w sobie nic z kultu ciała, czystego kształtu, na sposób klasyczny.  

Jest to jeden typ. Drugim jest rzeźbiarz obdarzony energią praktyczną, zdolnością przystosowywania się do warunków zewnętrznych i umiejętnością wyzyskania szczęśliwych okoliczności. Taki zostaje przedsiębiorcą kamieniarskim, ozdabia Powązki i cmentarze prowincyonalne; ołtarze i balkony kamienic; wyrabia tandetę odpowiadającą miejscowym wymaganiom i naturalnie tyje i napełnia, a przynajmniej zaokrągla kieszeń.

I tych ludzi wezwano właśnie, żeby wyrazili cześć milionów temu, co cierpiał i kochał za miliony! 

Jeżeli weźmiemy ubogiego człowieka z suteren lub poddaszy i zrobimy go nagle monarchą wielkiego państwa, to w najlepszym razie, przypuściwszy w nim maximum dodatnich stron charakteru, - będzie on co najmniej zażenowany, nieśmiały, niezgrabny; nie będzie wiedział w wielu razach, co począć, jak się zachować wobec skomplikowanych stosunków i wymagań, w jakich mu żyć wypada. 

Tak się też stało z naszą rzeźbą, w stosunku do pomnika dla Mickiewicza.

Jak ubogo, mizernie, albo pretensyonalnie musiał wyglądać ten polski renesans, zbudzony nagle i powołany do życia przez komitet pomnikowy, a reprezentowany przez anemiczny, romantyczny proletaryat sztuki i przez otyłych jej episierów!  

Wszystkie projekty, jakie widzieliśmy za pierwszym konkursem, były albo wyrazem jakichś niepewnych, nieokreślonych, lecz porządnych dążeń artystycznych, albo napuszonemi kompilacyami z pretensyą do czegoś nadzwyczajnego.

Krytyka takiego dzieła sztuki jak pomnik, jest trudna, wskutek niemożności znalezienia ścisłej lub rozumowej podstawy do ocenienia jego wartości ogólnej. Doskonałość lub lichota rysunku, czystość konstrukcyi i ornamentacyi stylowej, są jedynemi składowemi częściami pomnika, dającemi się ściśle ocenić. Pomysł całości, sylweta, użycie szczegółów takich lub owakich, wszystko to są strony pomnika, należące do sfery indywidualności artysty i panującego w danej chwili smaku. 

Czy dany pomnik ma być wysokim czy nizkim, szerokim czy wązkim, jakiej wielkości mają być figury, czy i jakie akcesorya mają być użyte - wszystko to są rzeczy względne.        

Można powiedzieć, że to lub owo jest niezrozumiałe lub niepotrzebne, będzie to tylko wyraz opinii tego indywiduum, które ją wypowiada, i nie może być uważanem za pewnik. 

Zalety utrzymania pewnego stylu są kwestyą erudycyi, wykształcenia, znajomości historii sztuki i jej zrozumienia. 

Istotna więc wartość pomnika zależy od talentu rzeźbiarza. 

Rzeźbiarz to swoją indywidualnością nadaje mu rzeczywisty charakter i siłą swego talentu, rzeczywistą, jedyną wartość.

Jeżeli pomnik, jako dzieło sztuki, jest chwałą dla rzeźbiarza, który go zbudował, to tem samem jest najwyższym wyrazem czci dla tego, czyjej pamięci jest poświęcony. 

Co nas dziś obchodzi Wawrzyniec lub Julian Medyceusze? Więcej są oni sławni z tego, że ich pomniki stawiał Michał-Anioł, niż ze swoich rządów we Florencyi. 

I co jest na tych pomnikach? 

U góry figura, którą lud florencki nazywa: Pensieroso, u stóp jej Poranek i Wieczór - oto pomnik Wawrzyńca. Dlaczego Poranek i Wieczór, co one mają wspólnego z życiem tego młodego tyrana? 

Kogóż to może obchodzić! Figury te są arcydziełami rzeźby. Tak, jak są nieskończone, więcej są warte od wszystkich najdziwniejszych pomysłów, idei, wyrazów, uczuć i rozumowań o stosunku poety do narodu, wymyślonych przez krakowskie komitety i polskich estetyków.   

Żeby z tych pomników zostały tylko okruchy takie, jak naprzykład tors belwederski, lub szczątki Partenonu, zawsze będą one najdoskonalszym wyrazem czci i zapału milionów - ponieważ są dziełami geniuszów. 

Michał - Anioł wyraził w tych posągach swoją duszę i wyraził ją ze szczerością i siłą wielkiego artysty - jest to wszystko, czego od niego można i należy żądać. 

Żadne komitety, nietylko takie, jakie dotąd zasiadały, ale nawet złożone z ludzi, rozumiejących rzecz i lubiących sztukę, nic nie zrobią, dopóki nie przyjdzie rzeźbiarz z dość silną indywidualnością i dość wielkim talentem, żeby się narzucić tym wszystkim retorom i teoretykom.  

Jedyny możliwy dyktator w tej sprawne, to nie jest marszałek Zyblikiewicz - to jest rzeźbiarz, który będzie mógł powiedzieć jak Puget: Je suis nourri aux grands ouvrages; je nage, quands tu travaille, et le marbre tremble devant moi, pour grosse que soit la piece

Mickiewicz może na rozkaz komitetu wstawać lub siadać, może go wieńczyć ojczyzna lub nie; mogą wkoło niego tańczyć wszystkie figury pozbierane ze wszystkich pomników całej Europy, albo też pójść sobie precz, - pomnik ten będzie zawsze tylko marną kompilacyą, może wartą stu tysięcy guldenów, ale nie wartą Mickiewicza, - a dla przyszłych pokoleń będzie tylko świadectwem ubóstwa i niemowlęctwa naszej sztuki.                                                              

Dopóki „grono” filistrów będzie dyrygowało indywidualnością i talentem rzeźbiarzy, niech się nikt nie spodziewa pomnika mającego jakąkolwiek wartość, jakąkolwiek odpowiedniość jego przeznaczeniu. 

Komitety ogólne, szczególne i ścisłe, skompromitowały się i ośmieszyły nie tem, że dotąd nie postawiły pomnika,- tylko tem, że wierzyły w siebie, w swój wpływ, swoją moc, w swoje gawędy, - a szczególniej te gawędy zdradzając całą nieznajomość istoty sztuki, jej sił i środków, gawędy te są najwspanialszym pomnikiem niedołęstwa tych „mężów“ których powołano do przeprowadzenia sprawy. 

Z rzeźbiarzy zaś ci, którzy zrujnowawszy się na projekty, odeszli z kwitkiem, trzeba im to przyznać, zachowali się z godnością ludzi spokojnych i umiarkowanych. Nie rozdzierali szat, nie ryczeli na placach i ulicach, nie wyli — wrócili do swego zwykłego życia i czekali. Cokolwiek są warte ich projekty, ludzie ci nie mieli sposobności skompromitowania swojej artystycznej dumy i godności. 

Inna rzecz nasi laureaci i bardziej znani przedstawiciele sztuki rzeźbiarskiej.

Uprzejmość, z jaką ci panowie poddawali się wszystkim żądaniom komitetów złożonych z hrabiów, adwokatów, literatów, redaktorów politycznych dzienników, krakowskich studentów i transcedentalnych estetyków, uprzejmość ta szła rzeczy wiście za daleko. Wszakże pp. Rygier i Gadomski zgodzili się nawet na takie upokorzenie swojej artystycznej dumy, że modelowali bez widocznej potrzeby, projekt Matejki! 

Zgadzali się oni przy pierwszym konkursie i dzisiaj się zgadzają na wszystkie wymagania komitetu; obowiązują się wprowadzić do swoich kompozycyj wszystkie uczucia,  poruszające tem zbiorowem indywiduum, jakiem jest komitet wykonawczy. Obniżają ceny, zmieniają materyały, słowem są to ludzie ożywieni najlepszemi chęciami, najzgodniejszym charakterem i największą ochotą do zbudowania pomnika.

Lecz jak mało artyści! 

Jak nic nie szanują swojej sztuki, swego talentu, swojej duszy i godności! 

Nie wierzę i nikt nie wierzy, żeby dzieła tych ludzi mogły być wyrazem znaczenia i wielkości geniuszu Mickiewicza. Z temi usposobieniami można stawać do licytacyi in minus w magistracie na wykonanie rynsztoków i ścieków, ale nie można budować pomników wielkim ludziom. 

Jak dotąd więc, w sprawie pomnika dla Mickiewicza, ze wszystkiego na co opinia publiczna liczyła, nie skompromitowały się jedynie - pieniądze. Zapłaciły one wprawdzie za omyłki i nieuctwo komitetów, narastające jednak odsetki wrócą im pierwotną postać.

Te sto tysięcy guldenów jest to rzeczywisty pomnik, który wznieśliśmy Mickiewiczowi. Tyle wart jest on dla nas i tyle wart jest nasz zapał dla niego. Suma ta, jest to złożona w banku i wyrażona w papierach procentowych siła, którąśmy zaoszczędzili nie wznosząc dla największego poety, jedynego pomnika, na jaki tymczasem moglibyśmy się zdobyć - ziemnego kopca. Byłby to pomnik bardzo pierwotny, ale mogący jeszcze robić wrażenie, jako szczery wyraz czci tłumów.

Licha tandeta, galanteryjne cacko, jakie nam po zniżonej cenie chcą ofiarować komitety i laureaci, będzie tylko wywoływać uśmiech politowania i szyderstwa. 

W ostatnim konkursie komitet znawców nagrodził panów: Godebskiego, Rygiera, Gadomskiego i Trębickiego. 

Szczegółowa i ścisła krytyka tego sądu jest dla mnie niemożliwa, ponieważ nie znam wszystkich modeli przedstawionych na konkurs, a nagrodzone jedynie ze zbyt małych fotografij, - mogę więc tylko ogólnie je scharakteryzować. 

Projekt p. Godebskiego dostał pierwszą nagrodę. 

Jest to rzecz przeważnie architektoniczna, - tak, że wobec dużych brył i schodów podstawy, rzeźba zdaje się być tylko częścią ornamentu - nie treścią pomnika. Mickiewicz siedzi wysoko na wielkim i bogatym cokole, a nad nim jakaś duża postać kobieca trzyma wianek. Reszta figur razi swoim charakterem kompilacyjnym.

Projekt p. Rygiera, mniej schodów, druga nagroda. - Mickiewicz z książeczką w ręku otula się płaszczykiem. Na narożnikach podstawy, figury architektonicznie związane z sylwetą całości, związane tak ściśle, że braknie im pleców i innych części ciała, znajdujących się na odwrotnej stronie każdego człowieka. Na gzemsie niezbędne godła: gwiazda, lira, wieniec laurowy i palma.

Projekt p. Gadomskiego, trzecia nagroda, chociaż więcej schodów. - Mickiewicz w pozie, przypominającej jedną z Venus antycznych, przytrzymuje płaszczyk. Na gzemsie figury, niezwiązane wcale z architekturą, jedne włóczą się i rozpaczają, że nie mogą zejść z tej wysokości, inne z rezygnacyą. moczą nogi w wielkich muszlach. 

Projekt p. Trębickiego... nie, już dosyć!

Jakkolwiek projekt pana Rygiera najbardziej uwzględnia Mickiewicza (w płaszczyku z książeczką), jest on takim samym preparatem pomnikowym z recepty zużytej, zszarganej i sponiewieranej po wszystkich zaułkach Europy - i razem z innymi nie jest i być nie może pomnikiem dla Mickiewicza

Komitet konkursowy nagrodził tych panów na zasadzie swojej szczerej opinii, wynikającej z jego pojęć o zadaniu i kształcie pomnika, - i opinia ta powinna była kierować dalszymi losami sprawy. 

Nic z tego! 

Komitet ścisły, złożony z pp. Matejki, hr. Przeździeckiego, Sokołowskiego i jeszcze kogoś, słowem z ludzi, którzy od początku tej sprawy, kompromitowali się bez ustanku, komitet ten zawołał: 

- Panie Rygier! zrobisz pan nam pomnik, ten nienagrodzony, Nr. XIX, przestawisz figury, zmienisz podstawę. - I pan Rygier z właściwą sobie uprzejmością misyę tę przyiął.

- „Nowy skandal!” - wołają dzienniki. - Nie, jest to ostatnia scena farsy, której nie należy pozwolić dokończyć. 

Trzeba pogasić kinkiety, rozpędzić aktorów, zapuścić kurtynę na to co było i zacząć całą robotę na nowo, na innych podstawach. 

Skąd ten gorączkowy pośpiech? Czy dzisiejsze pokolenie, dzisiejsze komitety myślą, że bez nich, bez pomnika postawionego przez nich upadnie sława i wielkość Mickiewicza? Po co koniecznie dziś lub jutro fabrykować jak dobroczynną jednodniówkę dzieło takie, jak pomnik dla Mickiewicza, dzieło, które przy szczęśliwych okolicznościach może trwać wieki, często dłużej niż naród, który je zbudował. 

Według mnie jedynem na dziś załatwieniem tej sprawy, jedynem uniknięciem skandalu, jakimby był pomnik lichy i niedołężny, jest: 

Rozwiązanie wszystkich komitetów, jakie dotychczas rządziły tą sprawą i zobowiązanie byłych ich członków, żeby nigdy do godności tej nie aspirowali. 

Złożenie kapitału pomnikowego w jakiej poważnej i pewnej instytucyi narodowej i ogłaszanie co lat pięć, a choćby co dziesięć, konkursów płatnych z części odsetek. 

Usunięcie z warunków konkursowych wszelkiej wzmianki o stylach, wszelkich więzów na talent i indywidualność rzeźbiarzy. Cena, za jaką i materyał, z którego ma być pomnik wzniesiony, powinny być jedynemi z góry postawionemi i obowiązującemi wymaganiami. 

W końcu komitet znawców, sądzących projekty, powinien być wybierany przez rzeźbiarzy.

Niech Mickiewicz czeka sto lat na pomnik, ale niech pomnik ten będzie wart jego poezyi. A jeżeli kiedy jakaś burza dziejowa rozsypie go w gruzy, niech jego szczątki warte będą tej czci, jaką są otoczone rumowiska wielkich dzieł sztuki. 

Rzeźbiarze, których dziś wezwano do zrobienia pomnika, byli tym wypadkiem zaskoczeni znienacka. W ich ideałach, celach, w ich marzeniach i ambicyi nigdy nie ukazywało się pomnikowe wcielenie wielkiego poety. 

Pierwszy konkurs tak dobitnie stwierdził istotę tego faktu, że tylko wielka naiwność mogła przypuszczać, że w parę lat potem będą już nowe doskonalsze pomysły. 

Rzeźba nasza musi się przyzwyczaić do tych nowych wymagań, stworzonych budową pomnika.  

Odkładając na czas nieograniczony spełnienie tego zadania i otwierając stały konkurs, stworzyłoby się wielki cel dla tych artystów. Całe pokolenie nowe mogłoby się rozwinąć i wykształcić, myśląc o nim, rozszerzając swoje pragnienia i swoją wiedzę odpowiednio do jego wielkości. 

Mickiewicz nicby na tem nie stracił, a przytem z imieniem jego mogłoby być związane inne, również godne czci i uwielbienia. 

Tylko pomnik, który sam przez się, będzie wielkiem dziełem sztuki, może być pomnikiem Mickiewicza. 

*****

Wszystkie w poprzedzającym artykule wyrażone przewidywania sprawdziły się, niestety, w sposób straszliwy. Po zdjęciu zasłon, pomnik Mickiewicza przedstawił się jako rzecz okropna. Zabito go napowrót deskami i zaczęto naradzać się. Między innymi, byłem też wezwany do wypowiedzenia zdania, które streściłem w niżej umieszczonym liście. Jak wiadomo, komitet na zburzenie pomnika się nie zdobył, polecił tylko p. Rygierowi wymodelować i odlać inna figurę Mickiewicza i przerobić grupę starca z chłopakiem. Sadzać jednak z tego co dotąd było zrobione, trudno przypuścić, żeby ta łatanina mogła do czegoś dobrego doprowadzić i ocalić pomnik od tego losu, który mu się należy, to jest: od zburzenia.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new