Wyszukiwanie zaawansowane Wyszukiwanie zaawansowane

Maniera


Czy nie można gdzie kupić kilku łutów maniery? - pytał pewien malarz, który dla wielu powodów, więcej myślał o sztuce, niż malował, wskutek czego nie mógł nigdy dojść do „mistrzowstwa i brawury pędzla”, „szalonej śmiałości rysunku“ - wytworzyć swego „stylu” - mówiąc po prostu maniery i oczywiście, nie mógł zaszczepić w publiczności gustu do swoich robót - a co za tem idzie miał dosyć ciężkie życie.

Gdyż zdobycie sobie maniery i zrobienie z niej „smaku” dla swego otoczenia, jest prawdziwym skarbem, dla ludzi widzących w sztuce środek do zaspokojenia swoich ambicyj, posięścia znaczenia, sławy czy bogactwa. Kto ma manierę, ktokolwiek on będzie, - Michał Anioł, Rubens, Matejko czy Makart - czy nawet Andriolli, jeżeli tylko ta maniera odpowiada przeciętnemu gustowi danego społeczeństwa w danym czasie, ten może malować dużo, prędko i łatwo i jeżeli go to obchodzi, cieszyć się uznaniem współczesnych.

Natura przedstawia nieprzebraną różnorodność barw i kształtów. Jak dotąd nie było i niema ani jednego talentu, ani nawet całego okresu rozwoju sztuki, któryby tę rozmaitość zjawisk natury ogarnął, wyczerpał i w swoich dziełach przedstawił. Jak nad poznaniem praw rządzących jej życiem pracują całe armie badaczy, - tak samo w sztuce, całe pokolenia talentów przechodzą, tworząc nieraz arcydzieła, lecz nie zużywając wcale całego ogromu skarbów w niej ukrytych. To właśnie warunkuje ciągły i wieczny, tak trwały jak ludzkość, rozwój i postęp sztuki. Rozwój ten, bywa czasem powstrzymywany przez tych właśnie, którzy się do niego przyczyniają, przez te wielkie indywidualności, przez tych potężnych swojem zacieśnieniem się twórców wielu, wiecznie podziwianych arcydzieł. Oni to, opanowując umysły swego otoczenia, doprowadzają zwykle sztukę do muru, o który, jeżeli nie rozbija łba ostatecznie, to kaleczy się srodze i długo musi potem z ran się lizać.

Z błędów nawet wielkich talentów, tworzą teoretycy prawa estetyczne - więzienne celki stylów, w których całe pokolenia muszą nieraz pokutować. 

Jeżeli porównamy którekolwiek z dzieł Michała Anioła ze stojącym obok odlewem gipsowym, zrobionym z żywego człowieka, przekonamy się ze zdumieniem, a prawdopodobnie z żalem i przykrością, że olbrzymi ten geniusz, jest nadzwyczaj ciasny i jednostronny w pojmowaniu i przedstawianiu kształtu ludzkiego ciała.

W naturze, z pod przykrycia skóry, przeziera cała budowa mięśni i szkieletu i charakteryzuje się rozmaitością modelacyj. Różna miąższość mięśni, zbliżenie kości do powierzchni skóry, nagromadzenie tłuszczu i naczyń krwionośnych, sprężystość i energia ścięgna - wszystko to wyraża się innemi liniami, innem pochyleniem płaszczyzn do siebie i rozmaitą wrażliwością na blask światła. Od wielkich powierzchni muskułów piersiowych, do kanciastych załamywań się skóry na kościach stawów; od lśniącej obcisłej skóry bioder, do matowej skóry brzucha i wątłej pachwiny - wszędzie widzimy wielką różnorodność charakteru kształtu. Lecz, jeżeli jeszcze na jednym i tym samym człowieku, np. bardzo tłustym, albo zupełnie wychudzonym, linie zewnętrzne i płaszczyzny ciała, przybierają ten sam charakter, - to jednak, pomimo zasadniczego podobieństwa w budowie, ludzie wzięci pojedynczo, niesłychanie się między sobą różnią.

U Michała - Anioła tymczasem, zacząwszy od twarzy, skończywszy na palcu u nogi, przez całe ciało przechodzi ta sama linia i wszystkie płaszczyzny jednako się modelują. Wszystkie powierzchnie muskułów tak samo się zaokrąglają; - ciało zdaje się być wydęte, jednako wszędzie gładkie, śliskie, podlane tłuszczem i jednako na zetknięciu się płaszczyzn poderżnięte dłutem. Z drugiej strony, wszyscy jego ludzie są do siebie podobni, - jest to rasa napiętnowana tak wyłącznemi cechami, anatomicznemi i psychicznemi, iż zaledwie różnice płci wpływają do pewnego stopnia na zmianę charakteru kształtu pojedyńczych figur.

Lecz Michał-Anioł przedstawiał tylko człowieka, - człowieka o pewnej szczególnej organizacyi, która się wyraża w odpowiednim charakterze formy. Maniera jego w tych figurach, zawieszonych w abstrakcyi, daje się jeszcze usprawiedliwić, nie razi tak dalece; - przeciętny widz nie ma czem jej sprawdzić, ponieważ cała rozmaitość form, istniejących w naturze, nie jest przytomna jego umysłowi a w obrazie lub posągu Michała-Anioła poza ludzkiem ciałem, nic więcej prawie się nie znajduje.

Inna rzecz, jeżeli kto manierę z jaką przedstawia, przypuśćmy ludzkie ciało, przeniesie do każdego innego odtwarzanego przedmiotu. Wtedy maniera ta staje się tak dominującą, tak się narzuca i razi, że poprostu staje się niemożliwą do zniesienia dla każdego umysłu, który obserwuje i pamięta naturę w jej różnorodnych przejawach.

Są znakomici malarze morza, którzy doskonale rysując zagięcia fali, nie mogą się wstrzymać, żeby ich linij nie powtarzać w chmurach, w fałdach ubrania i żagli, nawet w kształtach pękatych łodzi. Ktoś, co wyszedł w swojej twórczości z pomiętej twarzy starca, nie może uniknąć tego, żeby dzieciom i młodym kobietom nie nadawać tego samego charakteru pomiętych starczych kształtów. Pamiętam w Monachium czas, kiedy panowała prawdziwa zaraza, malowania strzępiastemi łatkami na szaro zabrudzonej farby. Niebo, ziemia, woda, ludzkie twarze, sprzęty i ubrania, wszystko składało się z jakiegoś brudnego, potarganego wojłoku.

Otóż to nadawanie „własnego piętna”, to cechowanie różnorodnych kształtów jednym wyłącznym charakterem, to wszystko co się uważa za wyraz siły indywidualności i jest nim rzeczywiście, — wszystko to jest zarazem pierwiastkiem maniery — fatalnym, podług mnie, wynikiem ograniczoności umysłu pojedynczego, niezdolności jego do objęcia całego ogromu, całej różnorodności przejawów życia — natury. 

Do psychologii należy wyjaśnienie przyczyn i istoty tego zjawiska, tutaj wystarczy wykazanie jego znaczenia w sztuce.

Ta indywidualna siła rzutu, ten skład oryginalny umysłu, który daje artyście możność odkrycia nowej strony natury, wprowadzenia do sztuki jakiejś formy nowej - działając ciągle w jednym kierunku, utrzymując jego umysł ciągle w tej samej sferze wrażeń, kładąc na jego mózgu powtórzenie zawsze tych samych kształtów, - prowadzi do ostatecznego zacieśnienia się, zmanierowania, do wyuczenia w końcu ręki powtarzania ciągle tych samych ruchów, bez udziału świadomości - to jest do zupełnego upadku.

Manieryści bywają rozmaici. Obok oryginalnych indywidualności, których maniera wynika z ich szczególnych zdolności pojmowania i odtwarzania natury - są tacy, którzy cudzą manierę przyjmują za swoją nie będąc wstanie nigdy własnemi oczami widzieć natury. Są nieszczęsne pokolenia skazane na to, że znajdują gotową, urzędową formę, w którą każda indywidualność zostaje wtłoczoną, absolutnie bez względu na swoje szczególne właściwości.

Teoretycy, estetycy tworzą prawa estetyczne kanony, formuły piękna, które na kształt przepisów policyjnych, powstrzymują jednostki w ich samodzielnych w świat sztuki wyprawach. Tak zwany styl klasyczny, akademiczny, „wielki”, który wziął grecką rzeźbę za kraniec ostateczny rozwoju sztuki i o który dziś jeszcze dobija się nasza idealno-realna estetyka, był straszną klatką więzienną, w której się podusiło mnóstwo talentów rzeczywistych, a w której wyhodowało się tylu nudnych kompilatorów. Są manierzyści, którzy przyszli do przekonania teoretycznie, z góry, że taki a nie inny styl, po prostu maniera, odpowiada jedynie religijnej treści i zmanierowali się dobrowolnie, zamykając się w prarafaelistycznej celce.

„Powaga historycznego stylu” jest takiem samem przeniesieniem indywidualnych cech pewnego talentu, w sferę praw obowiązujących wszystkie inne talenta, - takiem samem usankcyonowaniem maniery, - zrobieniem z czyjejś wyłączności, ciasnoty: - zasady ogólnej.

Najlichszymi zapewne manierzystami są ci, co dla technicznych sztuczek, poświęcają zasadnicze strony malarstwa. Ten podcina konturem sylwety przedmiotów, tamten podmazuje jakąś zaprawą, ów koniecznie laseruje; jeden kładzie łatki farby koniecznie w pewnym kierunku, drugi wygładza, trzeci maluje chropawo, ten stara się być zręcznym, ów umyślnie naiwnym w kładzeniu farby - aż do tych, dla których robią umyślnie pędzle pewnego kształtu i którzy tym sposobem kupują swoję manierę, swój styl w fabrykach szczotek i pędzli!

Tak więc, indywidualność, siła tak niezbędna w artyście, ma własność trucizny, zabijającej powolnie - ale niechybnie, prędzej czy później, każdy prawie talent. 

Wyjątkami od prawidła są tylko talenta związane z organizacyą psychiczną złożoną, wielostronną, która zdaje się być - zbiorem wielu rozmaitych indywidualności. - Talenta takie trwają długo i giną tylko razem ze śmiercią, lub wskutek innych niezależnych od nich, zewnętrznych przyczyn. 

Maniera jest to zatem największy wróg artysty, przeciw któremu jednak można i należy walczyć.

Malarz opanowany przez pewną manierę, odznacza się pewną wyłącznością upodobań; ma to, co się nazywa smakiem, bardzo silnie podznaczone. Z natury, z życia, z człowieka wybiera tylko jedną stronę, którą uważa za jedyną, godną artystycznej twórczości, powtarza stale jeden motyw kształtu, barwy i światła. Na resztę natury albo nie zwraca wcale uwagi, albo też patrzy ze wstrętem, przykrością.

Otóż, jeżeli kto ma dosyć samowiedzy, by zauważyć w sobie taką wyłączność, takie zacieśnienie, by dojrzeć w swoich dziełach ich skutki w manierycznem powtarzaniu się pewnych form, pewnych sposobów przedstawiania natury; w zamiłowaniu do pewnego wyglądu roboty; w łatwości z jaką mu przychodzi używanie pewnych środków; w stałem zabarwianiu tonów pewnym kolorem, nawet w układzie farb na palecie; w odruchowem sięganiu po pewną farbę i tak dalej i dalej; - kto zauważy to w sobie a nie chce jeszcze zginąć, nie chce zresztą swego talentu strzydz jak owce, póki się da i póki wełna znajduje nabywców, - ten powinien zawrócić i iść w przeciwną stronę kierunkowi, w jakim dotąd tworzył. Powinien zwrócić się do tych stron z natury, które mu się wydawały wstrętne, do tych przedmiotów, które mają kształty wręcz przeciwne tym, jakie dotąd odtwarzał; do tych zjawisk barwnych i świetlnych, które przedstawiają inaczej zrównoważone - zharmonizowane motywa kolorystyczne - słowem, spojrzeć na naturę z całkiem innego punktu.

Przez taką kuracyą przechodzą zawsze prawie, choć bezświadomie, uczniowie szkół, akademii albo prywatnych „mistrzów”, zanim zrzucą z siebie skorupę maniery szkolnej i odnajdą swoją indywidualność, która w końcu doprowadza ich fatalnie do maniery własnej.

Kto jednak chce się zabezpieczyć od zguby i zachować jak najdłużej siłę i świeżość swego talentu - jego zdrowie - powinien powyższą metodę stosować zawczasu, jako stałą jego hygienę - powinien badać naturę najwszechstronniej, najszerzej we wszystkich jej przejawach i stale i zawsze mieć ją za jedyną miarę wartości swojej roboty, za jedynego mistrza, którego warto pytać o drogę.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new