Ostatnio oglądane
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
Ulubione
Zaloguj się aby zobaczyć listę pozycji
“Serwilizm" - „warcholstwo"; „ stańczykostwo“ - „anarchia"; „służalstwo", „głupota", „skandal"; „krzykacze", „protestanci", - w ten lub gorszy jeszcze sposób rozmawiano u nas przez parę tygodni, - zacząwszy dyskusyę tam, gdzie ona zwykle się kończy, t. j. od oszczerstw, osobistych insynuacyj, omal że nie pięści.
Komitet konkursowy, p. Dykas i jego projekt, wszystko było przedmiotem obelg i protestów z jednej strony, zażartej obrony z drugiej, która obelgi oddawała z procentem. Ani ta dyskusya po konkursie, ani wszystkie sprawozdania, jakie o nim można było czytać, nie wyjaśniły bynajmniej sprawy, ponieważ tak pierwsza, tak i ostatnie nie opierały się na faktycznych lub rozumowych dowodach, tylko na osobistych sentymentach i upodobaniach.
Dzisiaj położenie się wyjaśnia. Nad wzburzonemi falami opinii publicznej, jak gołąbka pokoju, unosi się list pani M. z T. Przeździeckiej, przebaczający „warchołom i protestantom", ponieważ: „to się stało ze czci i miłości wygórowanej ku niemu (Mickiewiczowi), a z krewkości młodzieńczej imaginacyi (pp. L. Jenike, J. K. Gregorowicz, J. Kossak, A. Wiślicki, Wł. Maleszewski), którym się zdaje, że nigdy dostatecznie swych uczuć wyrazić nie można…”.
Najważniejszym jednak faktem jest ogłoszenie protokółu narad sądu konkursowego. Oprócz tego dokumentu, jest jeszcze list Matejki - curiosum artystyczne i kilka piśmiennych protestów, dających wyobrażenie o prądach opinii publicznej.
Naturalnie, z pod dyskusyi powinno być zupełnie wyłączone obwinienie komitetu i p. Dykasa o brak dobrej woli - obwinienie nie poparte faktami, więc będące prostem oszczerstwem, o które rozprawiać się należy w sądach - nie na szpaltach pisma.
Nie można też mieć rzeczywistego pojęcia o wartości nagrodzonego projektu, nie widząc go - można tylko sprawdzić, jak projekt ten przedstawiał się krakowskim sędziom i o ile ci ostatni wykazali odpowiednie swemu stanowisku zdolności i wiedzę, i usprawiedliwili zaufanie społeczeństwa.
Dyr. Guillaume „uważa Nr. 6 (p. Dykasa) jako względnie, najlepszy”, chwali jego prostotę, doskonałość wykonania, dobry pomysł figur bocznych i dzieci czerpiących ze źródła poezyi, jako też pomysł orła, nadający pomnikowi cechę narodową (?), dodaje jednak: „wprawdzie możnaby żądać dla pomnika największego wieszcza więcej natchnienia i więcej podniosłości; projekt jest w ogóle zbyt skromny dla celu i miejsca, na którem ma stanąć; ale ostatecznie najlepiej stosunkowo wykonany...“. Dalej jednak czuje potrzebę usprawiedliwienia się nawet z tej skromnej opinii o projekcie p. Dykasa: „Podług tego, co wiem o Mickiewiczu i co w moim narodzie sądzą o jego dziełach, uważam tego poetę za geniusz klasyczny (?), natchniony legendami swojego narodu. Widząc zaś pomiędzy projektami wystawionymi model w stylu klasycznym i słysząc, że można go znacznie zmienić w duchu narodowym, zaproponowałem jego nagrodzenie”.
Na drugiem zaś posiedzeniu dyrektor Guillaume jeszcze mniej przychylne zdanie wyraził o projekcie p. D.: „pomnik ten jest zimny, bez życia i poezyi i pod wzglądem narodowym nie dość sympatyczny”: w końcu zaś proponuje nowy konkurs „ze względu, iż Nr. 6 nie odpowiada w swej obecnej formie wymaganiom pomnika dla Mickiewicza, który powinien być apoteozą i mieć cechy wspaniałości (glorieux) i świetności (eclat)”.
Za wyjątkiem prof. Zumbuscha, który tylko bardzo małych zmian żąda, uznając projekt p. Dykasa za najodpowiedniejszy wymaganiom (czyim? jakim?) i podnosząc jako zaletę to, że postać Mickiewicza „jest tak delikatnie wypracowana, że robi wrażenie niewieście (?)“ za wyjątkiem też prof. Zacharjewicza, który bezwzględnie uważa Nr. 6 za „genialny i monumentalny” - za wyjątkiem tych dwóch panów, wszyscy inni członkowie podzielają zdanie dyr. Guillaume.
Wszyscy żądają więcej, niż jest w projekcie p. Dykasa, ostateczne zaś wnioski przedstawiają się jak następuje:
Prof. Sokołowski „uważa, że nie należy polecać Nr. 6 do wykonania”, „gdyż takowy nie jest bezwzględnie dobry”.
Hr. Lanckoroński, zmieniając zupełnie projekt p. D., znajduje, że „ma on zalety taniości (!) i daje rękojmię (jaką?), że autor zdolny jest go wykonać”.
P. Odrzywolski przyznaje względne pierwszeństwo na pierwszem posiedzeniu, na drugiem zaś lepiej usposobiony, „poleca do wykonania”, pomimo, że architektura nie jest zastosowaną do warunków konkursu.
P. Pryliński uważa Nr. 6 za godny zaledwie drugiej nagrody i żąda powtórnego konkursu.
Hr. Sierakowski: Nr. 6 do pierwszej nagrody nie powinien być przedstawiony.
P. Roemer nie poleca Nr, 6 do pierwszej nagrody.
Przewodniczący zaś p. P. Popiel uważa projekt p. Dykasa za zupełnie nieodpowiedni i proponuje Nr. 11 pana Celińskiego.
Pomimo tak nieprzychylnych zdań sędziów, p. Dykas dostaje pierwszą nagrodę, zawotowaną dziesięciu głosami przeciw jednemu i projekt jego poleca się do wykonania pod następnymi warunkami:
„Postać główna ma być bardziej ożywiona i natchniona, - a poeta powinien być przedstawiony w sile wieku. Pióro i zwój mają być usunięte, natomiast dodać należy lirę, złożoną na odłamie skały i ozdobioną wieńcem laurowym, złoconym”.
„Obydwa baseny powinny być zastąpione przez odpowiednie motywa architektoniczne. Woda płynąć powinna nie z muszli, ale z szerokiej urny czyli krateru i ma być złocona. Orzeł ma być bardziej realistycznie wykonany, nie heraldyczny i w postawie, znamionującej zabieranie się do odlotu, ze wzrokiem skierowanym w przestrzeń”.
„Dwie postacie alegoryczne, tudzież dzieci, powinny być bardziej w duchu narodowym nacechowane”.
Cóż więc pozostało z projektu p. Dykasa? Miejsca, na których ma stać Mickiewicz i boczne figury, jako też dzieci nad basenem, - ornament bardzo właściwy na etykiecie flaszki z wodą kolońską - a uważany przez sąd krakowski za śliczny pomysł.
Każdy ze znajdujących się na konkursie projektów, mógłby być tak samo przystosowany do wymagań sędziów, a nawet Kopernik, Syrena na Starem Mieście lub książę Paszkiewicz, mogliby w tych warunkach przenieść się na Rynek krakowski i odpowiedzieć żądaniom niewybrednego i rozmiłowanego we własnym projekcie krakowskiego sądu.
Komitet użył modelu p. Dykasa, jako wieszadeł, na których rozwiesił swoje blade i wątpliwej wartości artystycznej wyobrażenia o pomniku Mickiewicza. Nagrodził też nie p. Dykasa, lecz swój własny projekt - zlepek dyletanckich formułek i konwencyonalnych symbolów z recepty na przedstawianie narodowych wieszczów.
Ten Mickiewicz, któremu podnoszą głowę, odbierają pióro i papier, - dają lirę, ożywiają, poruszają - robi wrażenie jakiejś kukły przebieranej na maskaradę.
Projekt p. Dykasa, młodego artysty, któremu „grono” dojrzałych mężów wlewa, na zimno, natchnienie, apoteozę, ducha narodowego, wzniosłość, wspaniałość… jest to coś całkiem dziwacznego, coś dziecinnie śmiesznego wobec poety, który wołał:
„Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy Młodości podaj mi skrzydeł!“
Co teraz ma począć p. Dykas?
Kiedy papież Paweł IV zaproponował nieśmiało Michałowi - Aniołowi przykrycie nagości figur w „Sądzie ostatecznym” - Michał-Anioł odpowiedział: „Powiedzcie Papieżowi, niech się zajmuje doskonaleniem ludzi, jest to trudniej, ale pożyteczniej, niż poprawiać obrazy” i malował dalej tak, jak sam chciał. Tak postępuje wielki talent, wielka indywidualność artystyczna, która ma siłę narzucić siebie tłumom i której dzieła pozostają na zawsze wielkie; tak postępuje każdy artysta, nawet o mniejszym talencie, mający choćby bezwiedne poczucie swej oryginalności.
Rzeźbiarz, czy malarz, każdy powinien jednakowo dobrze zachować zasadniczy kształt ręki, nogi lub głowy i zastosować każdą słuszną uwagę, tyczącą się tego kształtu, - ale charakter tej ręki, tej głowy - jest to jego indywidualność - treść istotna jego talentu, tak samo jak charakter całego jego dzieła - którego nikomu nie wolno jest zmieniać.
Jeżeli pomimo postanowienia, że tylko dodatnie strony modeli należy podnieść i ogłosić, projekt p. Dykasa przedstawia się w protokole, jako miernota, której tylko względne zalety opracowania przyznano; jeżeli zupełnie uznano za nieodpowiedni jako pomysł, jako wyraz znaczenia Mickiewicza, a jednak uznano za najlepszy - to cóż myśleć o reszcie modeli?
Więc niema u nas rzeźbiarzy? Niema artystów? Są tylko kamieniarze, u których można obstalować taki a taki „monument” - za taką a taką, o ile można najniższą cenę?
Takby wypadało sądzić z protokółu krakowskiego sądu.
Zachodzi tylko pytanie, czy sąd ten jest kompetentny, czy zdanie jego opiera się na pewnych rozumowych motywach - czy jednem słowem krakowscy sędziowie znają się na rzeźbie?
Otóż protokół, który mamy przed oczami, daje bardzo złe w tym względzie świadectwo.
Każdy prawie pomnik jest połączeniem architektury i rzeźby - a pomnik Mickiewicza miał według programu mieć część architektoniczną w stylu odrodzenia.
W protokole nie znajdujemy żadnego wyjaśnienia prawie co do tej strony modelu p. Dykasa. Oprócz wzmianki dyr. Guillaume, że architektura Nr. 6 jest lepsza od Nru 11 i negatywnego zdania p. Odrzywolskiego, który zauważył, iż “nie odpowiada ściśle materyałowi przepisanemu w warunkach konkursu - niema nic więcej.
Co do rzeźby, znowu dyr. Guillaume’a zdania są jedyne, które coś mówią o pomniku p. Dykasa. Zdania te ogólnikowe, bardzo względne, redukują się do dwóch słów „doskonałość wykonania” - t. j. samej roboty. Nie znajdujemy żadnej wzmianki dotyczącej formy - rysunku figur p. Dykasa.
Drugi specyalista prof. Zumbusch mówi „o czystości linii i wykonania”, i wyraża zdanie, które jest wprost komicznem o „wrażeniu niewieściem”, jakie robi postać Mickiewicza.
P. Popiel powtarza zdanie Guillaumea, dodając od siebie „techniczne zasługi” projektowi p. Dykasa.
Oto wszystko, co w protokóle jest o wartości rzeźbiarskiej nagrodzonego modelu.
Inni członkowie nie wyrazili w tym względzie żadnych swoich przekonań - oprócz kilku ogólników o „monumentalności i genialnej prostocie”.
Z jakiemiś szerszemi, motywowanemi zdaniami wystąpił przewodniczący p. Popiel i zdradził się w nich z absolutną nieznajomością historyi sztuki i bardzo zacofanemi pojęciami o nowożytnej rzeźbie.
Pan Popiel znajduje, że „klasyczna forma” nie jest obcą; i czasom odrodzenia” - kiedy ona jest ich zasadniczą cechą!
Nie pierwsze czasy odrodzenia mają, jak chce p. Popiel „więcej bujności”, tylko ostatnie. Nieśmiało wykluwający się z pod średniowiecznych form klasycyzm, jeżeli od Masacia zaczyna być bardziej wyraźny, to dopiero w pysznych kształtach Rafaela i potężnych Michała-Anioła, zrzuca z siebie nieśmiałe kształty średniowiecznej sztuki. Idąc dalej, w końcu „bujnieje” tak dalece, że wyradza się w przeładowany i spotworzony “barok”.
Pana Popiela nie razi podobieństwo Mickiewicza do rzymskiego senatora w projekcie Nr. 11: „boć profesor i wieszcz ma prawo (?) do tego“; p. Popiel chce, żeby Mickiewicz był przedstawiony „nie takim, jak był, lecz jak go sobie wystawiamy”.
Kto na całym obszarze ziemi, na którym czytają Pana Tadeusza lub Dziady - Sonety czy Walenroda - może wyobrazić Mickiewicza, stojącego na Rynku krakowskim, zawiniętego w prześcieradło, t. j. togę rzymską?.
Taki Mickiewicz byłby takim samym nonsensem, jak goły książę Józef - Thorwaldsena.
Jedyny Mickiewicz, na jakiego mogą i muszą się zgodzić wszystkie czasy i pokolenia, jest Mickiewicz taki, jakim był! W tej formie oryginalnej, indywidualnej niema miejsca na poprawki ani p. Popiela, ani p. Celińskiego, ani kogokolwiek bądź na świecie.
Stroną modelu p. Dykasa, którą najwięcej się zajmowano, był brak ducha narodowego - lub jakiegokolwiek ducha, życia, poezyi, natchnienia it. d.
I w tej kwestii najwięcej zapału i siły w żądaniach okazał dyr. Guillaume - Francuz - życząc w końcu nawet jeszcze jednego konkursu.
Cały jednak komplet krakowskich sędziów godząc się na poprawki projektu p. Dykasa i wierząc, że na tych wylatanych przez komitet skrzydłach natchnienia, p. Dykas i jego projekt wzlecą na wyżyny, na których stoi Mickiewicz cały komitet okazał nadzwyczajną naiwność. Okazał zupełną nieznajomość warunków artystycznej twórczości.
Jeżeli jakie dzieło sztuki powinno wyjść z głowy artysty w całem uzbrojeniu, jak Minerwa z głowy Jowisza - to właśnie to, o którem dyskutowano w Krakowie.
Jeżeli prawdą jest, że model p. Dykasa jest taki anemiczny i skrofuliczny, jak go maluje protokół - to recepta przepisana przez konsylium krakowskie na nic się mu nie przyda - żyć nie będzie.
„Marmur trzęsie się przede mną“ - mówił Puget, - jeżeli duch pana Dykasa trzęsie się przed marmurem, jeżeli dopiero przy pomocy konkursowego sądu ma zwalczyć trudności, jakie mu stawia materya - to pomnik jego stać w Krakowie nie może.
Oto są zdania, jakie można sobie wyrobić, na podstawie urzędowego dokumentu, o sądach krakowskich.
Kompetencya tego sądu jest tak niewątpliwie żadna, że dziwić się należy, jakim sposobem panowie, składający owe „grono“, zostali powołani do stanowienia o sprawie, o której nie mają żadnego pojęcia.